Kwartalnik Kulturalny SEKRETY ŻARu

Transkrypt

Kwartalnik Kulturalny SEKRETY ŻARu
 Kwartalnik Kulturalny SEKRETY ŻARu Nr 3 (44) 2014 
Strona I okładki

1

 Kwartalnik Kulturalny SEKRETY ŻARu Nr 3 (44) 2014 
OD REDAKCJI
Drodzy Czytelnicy!
Żyjemy na wąskiej mieliźnie, na ruchomej ławicy czasu,
Zwykliśmy ją nazywać rzeczywistością, która jest.
(Roman Brandstetter)
Mam nadzieję, że mimo długiej przerwy między nowym, a poprzednim
numerem „Sekretów ŻARu”, spełni on Wasze oczekiwania i odnajdziecie w
nim, Szanowni Państwo, coś interesującego dla siebie. O utworach poetyckich aż dziesięciu
autorów nie będę pisać szczegółowo, wszystkie bowiem wiersze należy przeczytać i odszukać
w nich najgłębsze myśli i odczucia. Na Gościnnych Łamach”, jak zwykle, prezentujemy
nowego dla naszego kwartalnika poetę – Krzysztofa Galasa.
Z utworów prozatorskich polecamy trzy opowiadania młodej autorki, Agnieszki Olszuk z
Lodzi.
W pozostałej, bogatej części numeru, odnajdziecie dobrze już znane, stałe rubryki
omawiające różnorodne wydarzenia kulturalne, a także recenzje, wspomnienia, felietony.
Nieco szczegółowiej przedstawię tylko niektóre pozycje tej części numeru, gdyż „Słowo
od Redakcji” z zasady powinno być krótkie,
Jan Zdzisław Brudnicki pisze o Konkursie Poetyckim im. Juliana Tuwima, którego
druga edycja zainteresowała znaczną grupę poetów z całego kraju. Inowłódz, niewielka
miejscowość, ale pięknie położona nad Pilicą, i tęsknie wspominana przez autora „Kwiatów
Polskich”, inicjuje różne wydarzenia kulturalne. Nie byłoby tego konkursu, gdyby wśród
organizatorów zabrakło Iwony Zielińskiej-Zamory. Znana jest tam jako poetka i redaktor
naczelna naszego kwartalnika. Listę nagrodzonych, wyróżnionych i zauważonych uczestników konkursu, umieściliśmy tuż po omówieniu tego wydarzenia.
Z okazji siedemdziesiątej rocznicy Powstania Warszawskiego został opublikowany
wiersz Krystyny Łagowskiej „Requiem poecie: pamięci Krzysztofa Kamila Baczyńskiego” i
„Popowstańcze refleksje” Andrzeja Rodysa. Jego też rysunki z roku 1944, kiedy jako
kilkuletni chłopiec ilustrował trudne zdarzenia czasu wojny, wypełniają szpalty naszej
Galerii.
Dwa inne teksty wspomnieniowe dotyczą ludzi pióra: Stanisław Stanik napisał o Mironie
Białoszewskim, a Andrzej Zaniewski o mniej znanym Stanisławie Misakowskim.
Z innych opublikowanych materiałów, żaden nie zasługuje na pominięcie. I te proszę
również uwzględnić w swojej lekturze.
Irena Stopierzyńska-Siek
Zastępca Redaktor Naczelnej

2

 Kwartalnik Kulturalny SEKRETY ŻARu Nr 3 (44) 2014 
Kwartalnik Kulturalny „SEKRETY ŻARu” Nr 3 (44) 2014
W numerze:
Od Redakcji…………………………………………………………………………2
PREZENTACJE LITERACKIE – POEZJA
Elżbieta Dąbrówka-Madej, Zbigniew Gajewski, Krystyna Łagowska,
Aleksandra Ochmańska, Andrzej Rodys, Stanisław Stanik,
Irena Stopierzyńska, Andrzej Zaniewski, Iwona Zielińska-Zamora,
Wiesława Żelazik……………………………………………………..…………….4
GOŚCINNE ŁAMY: Krzysztof Galas……………………………………..….…10
PREZENTACJE LITERACKIE – PROZA
Agnieszka Olszuk – Trzy opowiadania
Jadzia ………………………………………………………………………………11
Ulica Kwiatowa…………………………………………………………………….12
Herbata……………………………………………………………………………..13
PUBLICYSTYKA KULTURALNA
Stanisław Stanik – Miron Białoszewski (1922-1983)…………………….………14
Andrzej Zaniewski – Tajemnice Stanisława Mosakowskiego (1917-1996)….....16
POD POWIERZCHNIĄ ZDARZEŃ
Irena Stopierzyńska – Postrzeganie w ciemnościach….………………………...18
MOJE PODRÓŻE LITERACKIE
Jan Zdzisław Brudnicki – Konkurs Tuwimowski w Inowłodzu…………….….19
II OGÓLNOPOLSKI KONKURS POETYCKI IM. JULIANA TUWIMA
Wyniki Konkursu………………………………………………………………….21
RECENZJE
Jan Zdzisław Brudnicki – Czwarta pora roku Tadeusza Zawadowskiego……22
Grażyna Kowalska – Spotkania Stanisława Stanika……………………….........23
KSIĄŻKI NADESŁANE………………………………………………………….24
W LXX ROCZNICĘ POWSTANIA WARSZAWSKIEGO
Andrzej Rodys – Popowstaniowe refleksje………………………………………25
GALERIA
Dziecięce rysunki z roku 1944………………..…………………………………...30
Drodzy Czytelnicy „Sekretów ŻARu”!
Jeżeli chcecie, by nasz kwartalnik ukazywał się regularnie, by stale podnosił swój poziom, by
był bardziej dostępny, to pamiętajcie, że jest to w dużej mierze uzależnione od środków
finansowych. Będziemy wdzięczni za każdą wpłatę darowizny na konto:
PZN Okręg Mazowiecki – Bank Millennium 35 1160 2202 0000 0000 8292 5183
koniecznie z dopiskiem: „Darowizna na Kwartalnik Sekrety ŻARu”

3

 Kwartalnik Kulturalny SEKRETY ŻARu Nr 3 (44) 2014 
PREZENTACJE LITERACKIE – POEZJA---A sięgam coraz częściej,
By znów poczuć zapach
Minionych czasów,
Pięknych, ciepłych słów,
Myśli i serca…
Trudne i piękne były to lata
I chwile…
Przetrwały w tych listach
Mimo burz i trudów
I żyją…
Elżbieta Dąbrówka-Madej
MYŚLI BEZSENNEJ NOCY
Jest noc za oknem,
Ciemność z wielką mocą
Przez szyby się wdziera daremnie,
W pokoju maleńkie światełka migocą,
Nadziei iskra tkwi we mnie.
Dziś tamte słowa perełkami liter
Zabłysły w trudnych pokolenia zmianach,
W zmęczone ręce je chwytam,
Przeszłość przytulam –
Jestem sama…
Liczę cykanie mej matki zegara,
A kiedy nadejdzie już pora,
Aby zaśpiewać minioną godzinę,
Jak dzwon się odezwie,
Choć jest bardzo stary,
Bo jego czas także mija.
*
*
Zbigniew Gajewski
POSZUKIWANIE PEŁNI
SZCZĘŚCIA
Duch ludzki, choć miotany
przez burze wśród znoju
Wciąż szuka pełni szczęścia i pełni pokoju.
Łudzi się, że „nauka" da mu życie wieczne,
Bogactwo zaś, istnienie
trwałe i bezpieczne,
A sława lub władza
choć niosą ciernie, cienie,
To dadzą tym oszukanym
trwałości złudzenie.
A nawet miłość ludzka
też może się zmienić.
Może ona ostygnąć, albo się wyplenić.
Obrazy przemówią szczęśliwości głosem
I patrząc na młyn nad rzeką,
W wiosennych słońca promieniach
Dostrzegam ranną na roślinach rosę
I lasu pasma z daleka.
Ta noc za oknem, która przecież mija,
Zabierze tęsknotę i żale,
A świat pozostanie, ja w nim jeszcze żyję.
Stało się chłodno…
Otulam się szalem.
SAMOTNOŚĆ
Prawdziwa pełnia szczęścia
musi być wieczysta
Takiego szczęścia szukać to ułuda czysta
Stary, skórzany portfel z kącika szafy
Delikatnie wzięłam w dłonie.
W tym portfelu skarby sa schowane,
Z minionego życia listy –
Sięgnę po nie…

*
Może ona wszak istnieć
Tam gdzie wzrok nie sięga.
W innym wieczystym świecie –
gdzie Inna Potęga !
4

 Kwartalnik Kulturalny SEKRETY ŻARu Nr 3 (44) 2014 
WSPOMNIENIE Z POBYTU
W ŻARACH
Gdy zbrakło rosy
Zapętlone ludzkie losy
Tragiczne bez istnienia
Rozdeptane zboża kłosy …
Odszedł poeta
Walczącego pokolenia
Żary, to piękne i stare miasto,
I co nam nie często się zdarza:
Widać w nim troskę i styl gospodarza.
W krąg odnowione stare kamienice,
Ratusz i piękne kościoły.
Wszędy porządek i czyste ulice.
Na rynku widoczna wielka tablica
Z napisem „Dolna Łużyca"
Jej mieszkańcy to Kresowiacy
Z dawnego Polski Wschodu.
Wielu już z nich zrodziła ta ziemia,
Więc to „Łużyczanie już z rodu".
To nowe plemię wrosło w tę ziemię,
Lecz kocha i ojców zwyczaje.
Z ZIARNA
Z ziarna
Co w cieple grobów
Przykryte prochów pyłem
Walczących dni
Tragicznej liczby sześćdziesiąt trzy
Nasiąkłe krwią
Narodowego zrywu
Lud to radosny i pracowity –
Trudom się życia nie daje.
Z wiary w człowieczeństwo
Odrodzą się z mroków cienia
Do twórczej wolności
Zakwitną barwą najbliższą
Następne Kolumbów pokolenia.
I ci co rządzą nimi stale
Zgrani są z całym ludem:
Stanowią zwartą społeczność rodzinną,
Wyrosłą przez pracę - nie cudem.
Duch ich słowiański poznał szybko
Z za Nysy Łużyckich Braci,
A przyjaźń, braterstwo i pokrewieństwo
Jednych i drugich bogaci.
*
*
*
*
Aleksandra Ochmańska
BEZ ZAPOWIEDZI
*
Ten koniec świata
nie jest wróżbą
zagłuszaną
jasnymi akordami śmiechu
jego nadejścia
nie zwiastuje zaćmienie słońca
czy ptasi krzyk
wpleciony w ciszę poranka
nie mówią o nim
przepowiednie Nostradamusa
Krystyna Łagowska
REQUIEM POECIE
Pamięci Krzysztofa Kamila Baczyńskiego
Rozsypały się litery wierszy
Próżno zbierać
Pyłu drobiny
We mgle
W zorzy łunie
Wśród poległych
I w walczących tłumie
W pąkach kwiatów
Co nie rozkwitły
W tamte dni

*
bywa przymknięciem oczu
snem przerwanym
jak pajęcza nitka
pustką osieroconych matek
czasami miewa kształt
5

 Kwartalnik Kulturalny SEKRETY ŻARu Nr 3 (44) 2014 
Andrzej Rodys
dwukołowego fotela
wciśniętego w kąt pod oknem
smakuje goryczą podróży
między obłokami za szybą
lub dźwięczy samotnością
dopada bez zapowiedzi
apokalipsa
w różnych wymiarach
INOWŁODZKIE DUMANIA
Na stare lata się wybrałem
do Inowłodza po raz pierwszy...
Więc już jest dla mnie zrozumiałe,
co trzeba dla tworzenia wierszy...
No, właśnie: Inowłodza trzeba,
bo tutaj nośnik weny drzemie,
wplątany w błękit tego nieba
i wprasowany w świętą ziemię...
MOC
Tu przecież pachną polskie kwiaty,
z prądem Pilicy życie płynie,
gdzieniegdzie siedzą stare chaty,
jakby w baśniowej cud-krainie...
W ogródkach fascynują róże,
floksy, nagietki, może frezja,
a gdy się im przyglądać dłużej,
wtedy zaczyna się... poezja...
Wszak oprócz tych roślinek miłych,
dzieje też znać o sobie dają,
i tak się jakoś rozgościły,
i same się opowiadają...
Kazimierz Wielki w przeszłość wzywa,
a święty Idzi mu wtóruje,
historia, chcąc–niechcąc, ożywa,
gdy kątem oka widzi tuje...
W wierszu
potrafię wszystko
miękkim arkanem słowa
chwytam rzeczywistość
staję pod smutną latarnią
i na dźwięk srebrników
miłością oplatam obce ciało
ramą liter otaczam ogród
maluję jaskółcze skrzydła
i błękitem podążam przed siebie
jeśli zechcę
dłutem uczuć wyrzeźbię
silne dłonie i męskie usta
z partytury wspomnień
odegram szelest westchnień
allegro oddechu
i czerwoną etiudę krzyku
bezkarnie wykreuję siebie
albo jak Wszechmogący
stworzę świat na nowo
Tu jest enklawa taka mała
myśli, metafor i natchnienia,
lecz także jest i coś dla ciała,
szczególnie zaś – dla podniebienia...
Bo to letnisko tuż pod miastem
w dawnej „Gubernji Pietrakowskoj”,
tyleż drzewiaste, co wzgórzaste,
pachnące silnie tuwimowsko...
mogę wszystko
wystarczy tylko
sięgnąć po pióro
*
Posadziłbym tu moje ego,
by zgłębiać mogło te klimaty,
w których się rodził zamysł czegoś,
co w swym tytule miało kwiaty…
*
*

*
6
*
*

 Kwartalnik Kulturalny SEKRETY ŻARu Nr 3 (44) 2014 
nadal sprzeczki
spory z byle powodu
ale większa od nich pewność,
że nie potrafisz
kochać siebie beze mnie
a ja chronić siebie
bez ciebie..
Stanisław Stanik
ZAPACH GWIAZD
nie gwiazda na niebie
do Święcic
ja do nich po ziemi
autobusem pociągiem pieszo
jutro
moja Stello
DRAMAT MIMÓW
żądni władzy nad globem
ogłuchli całkowicie
mogliby usłyszeć, gdyby
nałożyli na uszy
unikalne słuchawki...
niebo w górę
taka z ciebie energia
ja do niego z dołu
wyżej nie umiem
wolą nie słyszeć okrzyków
eliminowanych skazańców
jęków torturowanych nacjonalistów
skomleń konających z głodu,,,
patrzysz ty jaskier
i niezapominajka
na ziemi wiatr
aby nie zdmuchnąć zapachu gwiazd
*
*
zmysł słuchu wrażliwszy
od nieczułych gałek ocznych
nawykłych do widoku
okrucieństwa...
*
świat rządzących
nie chce się narażać
na stres, na frustrację
cisza
Irena Stopierzyńska
NASZE SPRZECZKI
jaką zapewnia im głuchota
jest zgodna ze wskazaniami
specjalistów od higieny psychicznej…
nie ma to jak nasze sprzeczki
wymówki i spory
dawniej przeszkadzały
stawiały płot bez furtki
a żadne z nas nie ćwiczyło
skoku wzwyż
mają wrażenie,
że na ekranie oglądają mimów
a ci jako wspaniali aktorzy
potrafią po mistrzowsku odegrać
barbarzyńskie sceny nierównej walki
jednych o niepodległość
drugich – o własne fortuny...
dawniej zasmucała
różnica zdań i spojrzenia
na sprawy duże i najmniejsze
wydawało się, że lekiem
ponure milczenie
dla kruchego spokoju...
dlaczego więc po spektaklu
nie powstają ci, co upadli?
leżą, jak martwi...
a widzowie nasyceni widowiskiem
wyłączają pilotami ekrany.
a dzisiaj?

7

 Kwartalnik Kulturalny SEKRETY ŻARu Nr 3 (44) 2014 
Idziemy za twoim cieniem, w dół spadzistą uliczką...
wiatr i deszcz płyną jak ciężkie łzy.
Andrzej Zaniewski
PAMIĘCI ANDRZEJA OLBRYCHA
Dokąd, Andrzeju? Ze starego domu,
ze stromych schodów, z okien nasłonecznionych,
od drzwi, progów i ścian,
od twarzy przyjaciół pamiętających o tobie?
Stary dom przy skarpie... Okna zabite deskami,
pętle miedzianych kabli, drzwi zakneblowane,
sad milczący na wzgórzu... Za stalową barierą
na betonowym balkonie pusto. Spadzistą uliczką
w dół schodzisz jak wtedy...
Dokąd, Andrzeju? Spod skarpy, gdzie nadal
mówi twój Morelowy Las?
I żal zmęczonego poety, który jeszcze nie umilkł.
Wyżej niebo nieprzewidywalne, niebo
niesprawiedliwe,
ciężkie od naszych spojrzeń... Tamta noc skończona,
lecz świtu nie będzie... Przeszłość zamordowana,
rozbita jak lustro. Po kątach, pod schodami,
przy twoim tapczanie, w kuchni, pod stołem,
w splątanych przewodach demony kłócą się
o resztki snów, lecz tu już nikt nie śni...
Morelowy Las krzyczy o zmierzchu na wzgórzach.
Wiatr od morza głaszcze spadające liście.
Stąd widać dworzec i port, i setki ulic,
a wyżej - niebo nieprzewidywalne.
Dokąd, Andrzeju? Nie odpowiadaj.
Strony, ulice, wiersze i my powoli
schodzimy, jak Ty, uliczką Urszulanek
w Gdyni, mieście dziś smutnym.
Nadzieje wymarły... Marzenia spróchniały...
Drży lśniące światło lampy. Ulica jak wąż pełznie
i tylko psy skowyczą za ścianami domów.
Nasz los trwa... noc, dzień, noc, dzień.
Ta noc kończy się, a świtu nie ma.
Dokąd, Andrzeju? Nie odpowiadaj! Wiemy
co dobre, co złe, co smutne... Wokół tyle jabłoni
jak w dantejskim raju... Wspomnienia bolą
jak ciosy noża gwałtowne, krwawiące... Dokąd...
Spośród jabłoni, czereśni, orzechów
rozbijanych tak błyskawicznie,
dokąd odchodzisz?
Demony skulone milczą pod schodami, kryją się
po kątach.
Nie odpowiadaj, nie wyjaśniaj
co dobre, co złe, co gorzkie.
Słowa bolą jak ciosy ostre, gwałtowne, okrutne.
Sąsiedzi plotkują za okiennicami, poruszeni
pilnują każdy swego lęku... Bezpieczni - znów
podwyższają mury, zasuwają kraty, włączają
lasery.
I obojętni słuchają echa swoich serc.
A ty kolorowy, jasny, pogodny, w stubarwnym
ubraniu,
odchodzisz między wzgórza, zostawiasz za sobą
ślepą uliczkę portowego miasta, gdzie wiatr,
morze i dworzec wciąż cię pamiętają...
Psy wyją za bramami z kutego żelaza,
a Ty idziesz przed siebie, pogodny, życzliwy,
kolorową uliczką pachnącą pigwami.
Trzy siostry idą za Tobą i syn,
przyjaciele i myśli przyjaciół dalekich,
i dusze zmarłych.
Las morelowy umilkł, trzy siostry płaczą,
słowa twardnieją jak ostrza, a ty nie odpowiadasz,
znikasz jak źródło światła coraz dalsze.
U stóp wzgórza, gdzie byłeś wolny...
PS. 9 października 2013 roku w Gdyni
zabity został mój przyjaciel
Andrzej Olbrych
DO ANDRZEJA OLBRYCHA
Dokąd idziesz, Andrzeju, dokąd odchodzisz szarą
jesienną aleją...
Do miasta uśpionych? Zapomnianych?
Szczęśliwych?

*
*
*
8

 Kwartalnik Kulturalny SEKRETY ŻARu Nr 3 (44) 2014 
Iwona Zielińska-Zamora
Wiesława Żelazik
ZAPACH
BOCIEK
Czy pamiętasz
jak pachniały w Inowłodzu maje?
Zapachem wilgotnej ziemi,
mgły co się w ogrodzie skryła,
konwalii, trawy jedwabistej
i dymu z komina.
Czy pamiętasz?
Jak rzeka cichutko z księżycem gadała,
a jabłonie jeszcze takie młode
całe stały w kwiecie
i śmiały się do nas
tylko do mnie i tylko do ciebie.
Spacerował bociek po łące
Jak pastuszek między krowami
Co chwilę wyciągał coś z trawy
Stąpał majestatycznie, powoli
Cierpliwie szukając zdobyczy
Wokół się rozglądał
Nagle coś go wystraszyło
Do ucieczki z łąki skłoniło
Dotarł z daleka, aż do naszej bramy
Drogą prosto jak pasem startowym
Biegł długimi susami
Na czerwonych szczudłach
Trzepocząc skrzydłami
Wyglądało to śmiesznie
Jakby nie wiedział, co zrobić ze skrzydłami
Wreszcie się poderwał w powietrze
Zniknął za drzewami
Przyszłość niewiadoma,
teraźniejszość we mgle,
dobrze było żyć
w tym dziwnym świecie.
Lat minęło wiele,
maje pachną już inaczej
i mgły są nie takie,
tylko księżyc ciągle gada
choć już z inną rzeką,
a jabłonie ?
Nie wiem – czy do mnie,
czy ze mnie się śmieją.
KROPLA DESZCZU
Błysnęło, zagrzmiało
Zaczął padać deszcz
Kropla deszczu na dłoń mi upadla
Uśmiechnęła się do mnie, powiedziała:
Ja też jestem z twojego świata
Tylko ty po ziemi chodzisz
A ja w chmurach mieszkam
I na ziemię spadam tylko z deszczem
Ale kiedy słońce we mnie się przejrzy
Zmieniam się w kropelkę tęczy
O JABŁONI …
Już nie młoda rodziła cierpkie jabłka,
smakowały zapamiętaną przeszłością,
przez pół wieku zmagała się z wiatrem
kpiła sobie z dreszczów i mrozów …
Pewnej zimowej nocy bóbr smakosz
wdarł się do ogrodu i wybrał Jabłoń
dla siebie i młodych na wykwintne jadło.
Wiosną, już w śmiertelnej godzinie,
leżąc tak trochę bokiem
w wysokiej, soczystej trawie,
jeszcze raz próbowała
zakwitnąć białym kwiatem.
Już nie śmiała się jak przed laty
ani do nas, ani z nas …

9

 Kwartalnik Kulturalny SEKRETY ŻARu Nr 3 (44) 2014 
---------------------GOŚCINNE ŁAMY---------------------------KRZYSZTOF GALAS – urodził się w Poznaniu w 1964 r. Ukończył znane Studium Pomaturalne
Masażu Leczniczego dla niewidomych w Krakowie. Jako masażysta od trzydziestu lat prowadzi
z powodzeniem gabinet masażu leczniczego. Jest byłym sportowcem, zdobył 38 medali na
mistrzostwach Polski w pływaniu w kategorii niewidomych. W 1980 r. zajął IV miejsce na
Igrzyskach Paraolimpijskich w Arnhem w Holandii. Debiutował tomikiem poezji ,,Róża przeznaczeń” w 2004 r. Kolejne książki to: ,,Płoszenie chwil”(2005)., ,,Wizerunki godzin” (2006), ,,Na
powiece Ziemi” (2007), ,,Kamieniołomy dni” (2009), ,,Na mieliźnie prawdy” (2010 ),
,,Nieustępliwa pamięć” (2011 ), ,,Czas niepewności” (2012). Twórca cyklu felietonów literackich
pod tytułem ,,Widzieć intelektem”, oraz cyklu felietonów pod tytułem ,,Okiem masażysty”,
dotyczących spraw niewidomych, prezentowanych w stałym cyklu w poznańskim radiu
,,Merkury”. Drukowany w licznych almanachach. Od 2006 r. jest członkiem Związku Literatów
Polskich Oddział Poznań, w którym jako inicjator, prowadzi cykliczne ,,Spotkania swobodnej
myśli” zapoznające wszystkich chętnych z twórczością poznańskich poetów. Główne zainteresowania to medycyna, literatura, sport. Śpiewa poezję i gra na gitarze.
ee-mail: [email protected]
Krzysztof Galas
TESTAMENT
trudno się cieszyć złą pogodą
dźwigać nieznośne brzemię
zbyt ciężkie dla wątłych pleców poety
moja wyostrzona świadomość
topi się w moczarach prywatnego smutku
nie mogę podzielić się nim
z postronnymi
większość z nich zapewnia
o zrozumieniu i współczuciu
w rzeczywistości niczego nie rozumieją
i mało ich obchodzą
moje odczucia
kiedyś umrę
rozrzućcie moje prochy w podmiejskich
lasach
a gdyby ktoś o mnie pytał
powiedzcie
że wyjechałem w daleką podróż
CZEREŚNIOWĄ PORĄ
u progu nocy
ciemnieje porcelanowe niebo
deszcz kładzie się skroplonym pokotem
na parującą czerwcem ziemię
obmywa gładkie kamienie
i szorstkie liście łopianu
rozmowne drzewa
zagłuszają nagromadzone troski
kalendarz gubi zamyśloną kartkę
jutro twoje imieniny
wdzięczny Bogu uśmiecham się
co tu kryć
to szczęśliwy traf
że kocham cię ponad miarę
BLISKOŚĆ
na czarnych poduszkach pluszowej kanapy
wygodnie układa się noc
zamilkły w nas całodzienne sprawy
Twoja nagość coraz bliżej
słyszę muzykę innych światów
ciepłe światło w nas i łagodność
mój dotyk zawsze niecierpliwy
i Ty we mnie jasna
jak blask świecy
*************************************************

10

 Kwartalnik Kulturalny SEKRETY ŻARu Nr 3 (44) 2014 
--------PREZENTACJE LITERACKIE – PROZA----[[-----AGNIESZKA OLSZUK,
Przeszłyśmy przez długi korytarz, mijając
puste pokoje. Tylko czasami docierały do
nas skądś czyjeś głuche jęki.
absolwentka
Nauczycielskiego Kolegium Języków
Obcych w Legnicy. Obecnie
studentka WSH w Lesznie.
Przez kilka lat mieszkała
i pracowała w Brukseli,
gdzie miała okazję poznać
bogactwo kraju wielokulturowego. Od 2009 roku, po utracie wzroku, udziela się aktywnie w
środowisku osób niepełnosprawnych, m. in. pisząc felietony dla Radia In.
Jadzia leżała bez ruchu na swoim łóżku,
zaraz przy wejściu, w pół śnie, rozkoszując
się pierwszymi w tym roku promieniami
słońca wpadającymi przez duże okno. Cały
pokój zatopiony był w tym wiosennym świetle. Przywitałyśmy się z Jadzią i starszą panią
leżącą w drugim końcu sali. Na nasz widok,
jej twarz rozjaśnił nieśmiały, bezzębny uśmiech.
Jadzia też się nieco ożywiła. Opowiadała o
swoim życiu łapczywie jak ktoś, kogo po długim czasie w końcu dopuszczono do głosu.
Zaczęła opowiadać o swoim życiu rodzinnym i tym szpitalnym. Mówienie wyraźnie
sprawiało jej trudność, często robiła przerwy, zmęczona wysiłkiem, jaki w tę zwyczajną czynność musiała włożyć. Parę razy uśmiechnęła się słabo. Kilka miesięcy wcześniej cukrzyca zabrała jej wzrok, teraz rak
okradał bezlitośnie z życia...
Agnieszka Olszuk
TRZY OPOWIADANIA
______________________________
JADZIA
Autobus nagle zahamował. Ktoś cicho zaklął. Po chwili, do autobusu wsiadło kilku
nowych pasażerów. Zrobiło się gwarnie.
Przez jakiś czas przysłuchiwałam się głośnej
rozmowie dwóch kobiet siedzących przede
mną. Słonce przebijało się przez szybę, by
przyjemnie pieścić swoimi pierwszymi wiosennymi promieniami.
Kolejne spotkania były coraz krótsze. Jadzia z każdym dniem traciła siły. Cały jej
świat zamknięty był w kilku nagranych w
mp3 piosenkach. Chwilami budziła się, by
coś nam powiedzieć, poprosić o szklankę wody albo o poprawienie poduszki. Coraz częściej z jej ust wydobywało się bolesne pojękiwanie.
To właśnie te wesołe promienie słoneczne,
przypominają mi zawsze o niej. Zamknęłam
oczy, żeby oderwać się od otaczającej mnie
rzeczywistości i spróbowałam przywrócić w
pamięci jej obraz. Niesforne blado rude loki
swobodnie opadały na piegowatą twarz.
Głos spokojny i łagodny. Nieśmiały uśmiech,
prawie niewidoczny. I nagle cofnęłam się w
czasie o kilkanaście miesięcy.
Czułam się bezradna uczestnicząc w jej
powolnej agonii. A jednak nie mogłam oprzeć się natarczywej myśli, która rozjaśniała
tę bezradność jak wpadające do sali szpitalnej promienie słoneczne. Nad tymi, których odrzucają ludzie swoją obojętnością,
nad tymi, których tak trudno zauważyć w
ciągłej bieganinie za lepszym życiem, nad
tymi, którzy umierają cicho, zapomniani
przez cały świat, pochyla się sam Bóg. Skąd
Początek kwietnia był wyjątkowo ciepły.
Kiedy po raz pierwszy weszłyśmy do hospicjum, zaskoczył mnie zapach. Tu pachniało
świeżością, nie duszącymi płuca środkami
czystości wymieszanymi z zapachem obiadu
i potu, tak dobrze mi znanym ze szpitalnych
sal.

11

 Kwartalnik Kulturalny SEKRETY ŻARu Nr 3 (44) 2014 
płaszcza i głębszego wsunięcia rąk w kieszenie. Zanim doszła do przystanku, poczuła
na policzkach pierwsze w tym roku płatki
śniegu.
to wiem? Bo nigdy nie odczułam tak bardzo
Jego obecności jak w tych ostatnich chwilach życia Jadzi, siedząc przy jej szpitalnym
łóżku. On tam był. Pochylał się nad jej cierpieniem, nad jej samotnością, nie pozwalając, by umierała sama i zapomniana.
Jadzi nie ma już rok, ale każdy promień
słońca muskający moją twarz, przypomina
mi o rudowłosej dziewczynie o nieśmiałym
uśmiechu.
ULICA KWIATOWA
Dzieci, nie miłujmy słowem i językiem,
ale czynem i prawdą.
[I J - 3,18]
Zanim zgasiła światło, upewniła się, że
wszystko spakowała. Dokumenty, paczka
suszonych grzybów, książka z baśniami braci Grim. Wyciągnęła z torebki stary
podniszczony portfel i po raz kolejny przeliczyła pieniądze. Wystarczy na bilet w dwie
strony. Rozejrzała się po schludnym, małym
pokoiku, który przez wszystkie te lata był cichym świadkiem jej łez, ale i radości. Kiedy
z mężem przywieźli Grzesia po raz pierwszy
do domu, to był najszczęśliwszy dzień. Uśmiechnęła się na to wspomnienie. Później
diagnoza lekarzy była jak wyrok. I wszystko
się zmieniło. Jej wzrok zatrzymał się na lustrze zawieszonym naprzeciw łóżka. Przyjrzała się uważnie swojemu odbiciu, podkrążonym oczom, zmarszczkom, których w ostatnich miesiącach znacznie przybyło. Była
zmęczona, mimo to cieszyła się na jutrzejsze
spotkanie.
W ośrodku panowała już poranna krzątanina. Siostry zajęte zwykłymi, codziennymi obowiązkami bądź przygotowywały
śniadanie, bądź przewijały dzieci. Przywitała się z nimi i bez zbędnego ociągania
zabrała się do pracy. W kilka godzin wysprzątała łazienki, i korytarze. Bolały ją ręce, ale nie narzekała. Tak bardzo była
wdzięczna siostrom za opiekę, jaką otaczały
jej syna i pozostałe dzieci, że te kilka godzin
sprzątania naprawdę sprawiało jej radość.
Zresztą nie mogła inaczej postąpić. Dawała
to, co miała: czas.
Grześ leżał, jak zawsze, na swoim łóżku, kiwając lekko głową. Jak zwykle, żadnej reakcji na jej widok. Żadnego radosnego okrzyku, żadnego uśmiechu. Podeszła do niego i
czule pocałowała. Poprawiła poduszkę. Wyciągnęła z torebki książkę i zaczęła na głos
czytać od miejsca, w którym ostatnim ra-
Poranek przywitał ją mgłą, a mroźne powietrze zmusiło do postawienia kołnierza

W autobusie udało jej się zająć miejsce
przy oknie. Lubiła obserwować mijane krajobrazy. I tym razem nie mogła oprzeć się
tej pokusie. Wjeżdżając już do miasta, mijali
piękny dom. Za każdym razem, jadąc do ośrodka, przyglądała mu się zazdrośnie, próbując zarejestrować jak najwięcej szczegółów. Czerwone dachówki, małe, okrągłe
okienko na poddaszu, zielony płotek, ogromny ogród. Wszystko wydawało się tu idealne,
niemal bajkowe. Nawet ulica miała cudowną
nazwę. Ulica Kwiatowa 23. W takim domu
mogli mieszkać tylko szczęśliwi i dobrzy
ludzie. Ostatnim razem widziała właścicieli.
Elegancki, przystojny mężczyzna po czterdziestce wnosił do domu torby wypchane
zakupami, za nim kobieta, nieco młodsza,
niosła na rękach małego pieska. Mężczyzna
ożywiony coś mówił, a kobieta roześmiana,
tylko potakiwała głową.
12

 Kwartalnik Kulturalny SEKRETY ŻARu Nr 3 (44) 2014 
zem skończyła. Po kilkunastu minutach
przyjrzała się twarzy syna. Coraz bardziej
przypominał męża. Te same niebieskie oczy,
orli nos. Pogładziła go troskliwie po policzku
i wyszeptała mu na ucho kilka słów.
Chwyciła za swoją torbę i zanim opuściła
pokój syna, podeszła jeszcze do Olka. Podobnie jak wszystkie dzieci w zakładzie był
mocno upośledzony mentalnie i fizycznie.
Dzień, w którym rodzice przywieźli go do
ośrodka, był ostatnim, kiedy go widzieli.
Przeczesała mu jasne włosy, naciągnęła koc i
pocałowała w czoło na pożegnanie. Jeszcze
raz rzuciła okiem na syna i ruszyła w stronę
wyjścia.
HERBATA
Szykując ciepły posiłek dla moich gości,
przysłuchiwałam się zabawnym rozmowom,
okraszonym łamaną angielszczyzną, prowadzonym w pokoju obok. Co jakiś czas gwar
rozmów przerywał nagły wybuch śmiechu.
Ktoś wygrywał cicho na gitarze. Zanoszę gorącą herbatę, szklanki i cukier w kostkach.
To z myślą o Alim. Młody Irańczyk nie
słodzi herbaty w „nasz" sposób, nie wsypuje
cukru do szklanki wypełnionej aromatycznym napojem, ale wkłada kostkę do ust i popija herbatą.
Przez okno swojego gabinetu, siostra
Marta, dyrektor ośrodka uważnie obserwowała oddalającą się postać. Czuła ogromną
sympatię do mamy Grzesia. Przyjeżdżała go
odwiedzić raz w miesiącu. Wiedziała, że
miała ona trudną sytuację, a nagła śmierć
męża bardzo ją przygnębiła. Mimo to, nie
zaniechała odwiedzin. Sama ledwo wiązała
koniec z końcem, ale zawsze znalazła jakiś
sposób by pomóc w ośrodku. Tym razem
przywiozła paczkę suszonych grzybów.
Przyda się na Wigilię. Przeniosła wzrok z
kobiety na biurko. Wśród różnych papierów
leżał list od rodziców Olka. Nie chcieli w
żaden sposób wesprzeć ośrodka, który
przechodził trudny czas. Z ledwością wystarczało na leki i podstawowe środki higieny. Ojciec Olka, wzięty adwokat, groził
nawet wkroczeniem na drogę sądową w razie dalszych próśb. Ton listu był bardzo
chłodny. Z rezygnacją spojrzała jeszcze raz
na adres: ulica Kwiatowa 23.
Jery, Lankijczyk, wrzuca cztery kostki
cukru do silnie zaparzonej herbaty i dolewa
mleka. Patrzę na niego z niemałym podziwem. Widząc moją minę, uśmiecha się i
krzyczy wesoło: „Try Aga, try"! Kręcę głową z niesmakiem, bawarka nigdy nie znalazła uznania mojego podniebienia. Upewniam się, że każdy ma swoją herbatę i wracam do kuchni. Nagle wesołe rozmowy przerywa dźwięk dzwonka. Bez sprawdzania,
kto to, naciskam przycisk na domofonie. Po
chwili w drzwiach pojawia się Tina.
Jak zwykle szczebiocze jak mały afrykański ptaszek. Kiedy ja odcedzam ziemniaki,
ona zdaje mi relację ze swojego dnia, wtrącając, co jakiś czas słówko w suahili. Chwyta
kawałek polskiej kiełbasy i rozkoszuję się jej
smakiem, nie ukrywając swojego zadowolenia. Zanoszę zupę do pokoju i stawiam na
stół. Znikam na chwilę znowu w kuchni i
wracam z ziemniakami. Tym razem to Jery
patrzy na mnie zaskoczony. Uśmiecham się i
mówię: „Try Jery, try!" Wszyscy wybuchają
śmiechem. W głębi serca cieszę się, że w tym
zacnym gronie nie ma Polaków. Nie jestem
przekonana, czy barszcz w moim wykonaniu, niezbyt tradycyjnym, znalazłby uznanie moich rodaków. Na szczęście Leo i
Flor, para Filipińczyków, są zachwyceni.
– Ładna nazwa – pomyślała, chowając list
do koperty...
*
*
*

13

 Kwartalnik Kulturalny SEKRETY ŻARu Nr 3 (44) 2014 
Proszą o dokładkę. Po obiedzie przynoszę
drożdżówki z serem i dżemem, kupione w
polskim sklepie, kilka stacji metra oddalonym od mojego mieszkania. Po ostatnich
próbach wytłumaczenia przyjaciołom, czym
są czarne, maleńkie ziarenka w cieście,
zrezygnowałam z serwowania gościom makowca. Okazuje się, że mak cieszy się
niechlubną sławą nie tylko w kraju nad
Wisłą. Czas upływa wśród wspomnień o
rodzinnych stronach i żartach.
Opuszczając przed kilkunastu laty swoje
małe miasteczko, nawet nie przypuszczałam,
że droga, w którą właśnie wyruszałam, stanie się przygodą mojego życia. Poznałam
świat, dotąd mi znany tylko z książek i telewizji. Świat przepełniony inną tradycją,
innymi zapachami, innymi smakami niż te,
w których mnie wychowano. To właśnie w
tym świecie mogłam się przekonać, że ani
kolor skóry, ani pochodzenie, ani sposób
picia herbaty wcale nie musi nas dzielić...
Nagle Mauricio sięga po gitarę i zaczyna
grać. Rozmowy cichną, by ustąpić miejsca
wspólnemu śpiewaniu. Krótko przed dwudziestą drugą żegnamy się. Tina zostaje dłużej i pomaga mi posprzątać, ciągle szczebiocąc radośnie. Kiedy wychodzi, mieszkanie wypełnia cisza. Wsłuchując się w odgłosy wielkiego miasta dochodzące do mnie
zza okna, zasypiam spokojnie, wiedząc, że
jutro znów się spotkamy.
**************************************
REDAKCJA
SEKRETÓW
ŻARu,
wobec
częstych zapytań informuje, że pismo nasze
jest
bezpłatne i zarówno aktualnych, jak
archiwalnych numerów nie można kupić. Na
prośbę osób zainteresowanych, w miarę
możliwości, wysyłamy wskazane egzemplarze
bezpłatnie (choć zawsze, zwłaszcza wobec
występujących ostatnio problemów finansowych, mile widziane są wszelkiego rodzaju
wsparcia, darowizny – zob. str. 5). Są jednak
numery, których nakład jest całkowicie
wyczerpany i te mogą być dostępne jedynie w
wersji elektronicznej na stronie internetowej
www.pzn-mazowsze.org.pl albo wysłane przez
nas w formacie pdf pod wskazany adres email.
Lubię wracać do tych chwil spędzonych w
małym mieszkaniu na poddaszu, w jednej z
brukselskich dzielnic. Te wspomnienia mają
twarze, zapach i głosy. Bezcenne momenty
spędzone wśród ludzi pochodzących i dziś
rozsianych po różnych stronach świata.
******************************************
---------PUBLICYSTYKA KULTURALNA-------Krakowskim Przedmieściu na wieczór autorski Mirona Białoszewskiego. Było to wydarzenie kulturalne stolicy i ściągnęła na nie
elita środowisk artystycznych. Może sam, z
własnej inicjatywy nie wybrałbym się na ten
wieczór, ale obiecałem wyjście Józefowi Andrzejowi Grochowinie i Januszowi Stępniowi, Zresztą nawet ich namowa pewnie
niewiele by zdziałała, bo w swoim czasie
odmówiłem Józkowi odwiedzin u Grochowiaka, gdy leżał w szpitalu i gasł w oczach, a
potem Romualdowi Falkiewiczowi, gdy nakłaniał mnie na pójście na pogrzeb Edwarda
Stanisław Stanik
MIRON BIAŁOSZEWSKI
(1922-1983)
W roku 1978, gdy już zacząłem udzielać
się jako autor na łamach pism, a z hufca
pracy jeszcze nie odszedłem, wewnętrznie
jakbym na nowo obudził się do życia,
zawędrowałem do Domu Literatury przy

14

 Kwartalnik Kulturalny SEKRETY ŻARu Nr 3 (44) 2014 
Potem ten wszedł do środka auli jeszcze raz,
i choć nie robił tyle hałasu, co przedtem, też
został z niej wyprowadzony.
Miron czytał tak jakoś wieloznacznie, prostolinijnie i przy tym jakby rozrzutnie, że kolidowało to z wysokim tonem oczekiwań
zgromadzonych. Zresztą i zewnętrznie wyglądał niepozornie: był to starszy, łysy, chudy
pan o wzroście poniżej przeciętnego i wyglądający jak zwykły przechodzień na ulicy;
jedyną oznaką jego nieprzeciętności były
bystre, szybko biegające pod brwiami oczy.
Padały więc pytania z sali, a Miron odpowiadał, bagatelizując, pomniejszając, ironizując, bawiąc się rolą, jaką przyszło mu
grać. To mogło być miejscami zabawne, ale
jednocześnie niezrozumiałe i niepojęte dla
zgromadzonych: oto tak zwany wielki artysta staje przed publicznością mały i
bezbronny. Na koniec spotkania jedna pani
podniosła głos, że w twórczości pana poety
Mirona najważniejszy jest aspekt baśniowości. Wewnętrznie odczułem, że to stwierdzenie było nieporozumieniem, ale sam Białoszewski, wytłumaczywszy wpierw, co w pisaniu podpada pod baśniowość, odpowiedział, że tak, baśniowe są w jego twórczości
niektóre sytuacje, jak np. z jakimś liliputem
w tramwaju, lecz w ogóle twórczość ma to
do siebie, że zawsze trzeba coś z rzeczywistości brać, a jednocześnie zawsze coś dodawać. W ogóle zauważył, że są dwa sposoby tworzenia: jeden z niczego, drugi –
wybiórczy – z nagromadzenia. Wydaje mi
się, a Białoszewski o tym nie mówił, że
osobiście pisał z nagromadzenia, znaczy, że
zostawiał to, co wybrał z mnogości.
Wydawało więc mi się, że mało Mirona rozumiano, a on sam bynajmniej nie starał
wymądrzać się, upraszczał wiele, robił uniki,
pozostawiał wiele do domyślenia. Co prawda
podpisywał po spotkaniu swoje książki i było
dużo chętnych w kolejce, którzy życzyli
sobie autografu, ale na wielu twarzach dało
się odczuć rozczarowanie. Zresztą nie dziwię
się, Białoszewski wypowiadał się z pozycji,
Stachury. Ale od dwóch dni przebywał w
gościnie u mnie w hufcu Janusz Stępień i w
dwójkę wybrać się do Śródmieścia było raźniej. W Domu Literatury, w kawiarni na dole, zastaliśmy już czekającego na nas Grochowinę i wspólnie usiedliśmy przy stoliku.
Piliśmy bodaj kawę. W pewnym momencie
podszedł do nas mocno „zawiany” Ryszard
Milczewski-Bruno i bełkocąc coś pod nosem,
próbował odciągnąć na bok Grochowinę. Po
jakiejś chwili Józek wyjaśnił, że Bruno chce
coś wypić i proponuje wyjście do jakiegoś
baru czy kawiarni. Odmówiliśmy, Brunowi
perswadowaliśmy, że powinien zostać na
wieczorze, a ten, jakby zgadzając się z naszą
radą, odparł, że tak, mamy rację, ale po
spotkaniu zaprasza całą naszą trójkę na
dużą wódkę.
Spotkanie z Bruno nie zasługiwałoby na
wspominanie, gdyby nie bieg późniejszych
wypadków. Zaszły one na wieczorze autorskim Mirona Białoszewskiego, o którym teraz krótko opowiem, korzystając z zachowanych zapisków z 8 lutego 1978 roku (wtedy miał miejsce wieczór poety). Przytaczam
swoje notatki bez większych zmian.
Na I piętrze Domu Literatury zebrało się
liczne grono osób. Głównie była to młodzież,
przybyło paru kolegów-literatów, pewnie
krytyków – w średnim wieku – i kilka babć,
znacznie starszych wiekiem od bohatera
wieczoru. Miron swoje spotkanie zaczął od
sentencji na temat tego, co jest poezją, a co
prozą, nie przeprowadzając między tymi
rodzajami literackimi zasadniczego rozgraniczenia. Potem długo czytał swoje utwory, a
kiedy skończył, zamilkł i skierował prośbę
do sali. aby zadawała pytania, bo najlepiej
mu się rozmawia, gdy jest inspirowany konkretem. W pewnym momencie MilczewskiBruno wtargnął na salę i w stanie zachwianej równowagi począł wywoływać Białoszewskiego z podestu, wykrzykując, że zebrane gremium nie jest godne jego sztuki.
Jeden z organizatorów wieczoru zerwał się z
fotela i wyprowadził Milczewskiego z sali.

15

 Kwartalnik Kulturalny SEKRETY ŻARu Nr 3 (44) 2014 
która była zakryta przed większością gości,
bo zwykle zrozumiałe jest tylko to, czego się
samemu doświadczyło.
W pewnym momencie rozejrzałem się po
sali, ale nie znalazłem wzrokiem nikogo ze
znajomych. Jedynie w trzecim rzędzie dojrzałem, jak siedział obok dość niebrzydkiej
kobiety, chyba żony, i rozmawiał z kimś w
pobliżu, Adam Fiala. Chciałem podejść do
niego i porozmawiać, bo znaliśmy się z lat
lubelskich, gdy wspólnie zachodziliśmy do
siedziby oddziału Chrześcijańskiego Stowarzyszenia Społecznego, ale był bardzo zajęty
i wydawał się na swój sposób niedostępny.
Zeszliśmy w trójkę: ja, Janusz i Józek do
kawiarni. Na szczęście tam pijanego BrunoMilczewskiego już nie było. Z obiecanej
wódki nic nie wyszło.
Potem, po jakimś czasie, gdy już pracowałem w „Kierunkach", pewien młody kry-
tyk literacki, Kazimierz Szałata, przyniósł
reportaż ze spektaklu Teatru Osobnego, którym kierował Miron Białoszewski, ale materiał wydał mi się na tyle nie dość ważny, że
go nie chciałem zakwalifikować do druku.
Być może popełniłem zasadniczy błąd, nie
mając dość wiedzy o znaczeniu teatralnych
osiągnięć Mirona. Upłynęło znów sporo czasu i w stanie wojennym przyszło mi recenzować dla „Kierunków" zbiorek wierszy
tego poety pt. "Oho". Ukazał się wkrótce po
jego śmierci. Tomik wywarł na mnie duże
wrażenie, gdyż zawierał już przeczucie
„końca”, a przy omawianiu tomiku
wspomniałem o spotkaniu Białoszewskiego
w Domu Literatury wraz z przykrym, ale na
swój sposób cygańskim, incydentem z
Bruno-Milczewskim.
**************************
Andrzej Zaniewski
TAJEMNICE STANISŁAWA
MISAKOWSKIEGO (1917-1996)
Drzwi się otwierają i zamykają
Drzwi się otwierają i zamykają
Drzwi się otwierają i zamykają
Jak długo jeszcze mam czekać
(Stanisław Misakowski – Nie ma wyboru, PIW 1980)
Książki! Kilkanaście tomów po polsku, po
rosyjsku, jeden najobszerniejszy Ja nie skazał z czarno-białą, skromną okładką, opublikowany przez Wydawnictwo WAHAZAR
w Moskwie w 1992. I jeszcze ten tom wydany ostatnio w polsko-rosyjskiej bibliotece
poetyckiej – razem przez WAHAZAR i Wydawnictwo ADAM MARSZAŁEK z Torunia Zmarznięta ziemia (2004).

16
Są poeci, którzy odchodzą, znikają z naszych codziennych ulic, a równocześnie
powracają, są wciąż obecni tuż obok, blisko,
najbliżej... Są też poeci których nie tylko się
wspomina, przywołując z pamięci, ale o których wciąż się rozmyśla, jakbyśmy mieli
spotkać się z nimi za chwilę, jakbyśmy na
nich czekali, jakby zbliżał się czas ważnej
rozmowy... O czym? Właśnie! Nie tylko o
wierszach, o metaforach, o symbolach, lecz o
życiu, a raczej o filozofii życia. Stanisław
Misakowski podawał różne daty swojego
urodzenia – 1907, 1917, 1919… Nie określał
też ściśle miejsca pojawienia się na ziemi…Unikał dosłowności i pytań… Kiedy
ktoś żądał od niego konkretnej deklaracji,
odpowiadał: – To przecież nieważne, nieważne gdzie i kiedy. Najważniejszy jest człowiek.
Dzisiaj wiemy bez wątpienia więcej, znacznie więcej, dzięki wrażliwemu badaczowi i
sumiennemu tłumaczowi Andrzejowi Bazylewskiemu, który – można tak chyba powie
 Kwartalnik Kulturalny SEKRETY ŻARu Nr 3 (44) 2014 
Odzyskane – Ziemie Zachodnie… To były
jakby powtórne narodziny – tak opowiadał o
tych wydarzeniach, a ja myślę, że gdyby jego losy potoczyły się inaczej, byłby dziś może wielkim poetą Archipelagu Gułag, a może nie pozostałby po nim żaden ślad.
Zamieszkał w Kołbaczu, później w Połczynie-Zdroju, pierwsze wiersze drukował
w Głosie Koszalińskim w 1958 roku. I od
razu był poetą ukształtowanym, dojrzałym.
Jego wiersze niosły filozofie wewnętrznego
spokoju, odpowiedzialności i cierpliwości.
Doskonałe w szczegółach, idealnie dopracowane kompozycje poetyckie, opanowana
– świadoma ekspresja, wnioski moralne, a
przecież nie moralitety. Czytałem te wiersze
z najgłębszym podziwem i szacunkiem,
zastanawiając się nad drogami poety do tak
rozległej wielkiej wiedzy o sobie, o życiu, o
człowieku , o tęsknocie i nadziei.
Bo też tęsknił za Wschodem, za Rosją, za
językiem w którym się wychował, za pierwszą ojczyzną, chociaż w Polsce odnalazł i szczęście, i radość, i rodzinę, i pracę, i możliwość działania bardzo rozległego, i poezję,
chociaż też nie o wszystkim mógł w tamtych
czasach pisać. Nasza ostrożna przyjaźń wynikała być może z podobieństwa charakterrów, a może i z faktu, że szanowałem jego
małomówność i delikatność, a później ból i
coraz większy smu-tek, kiedy z rozczarowaniem spoglądał na nowe czasy i odwieczną ludzką małość.
*
Odnosiłem złudzenie, że wiem o Stanisławie
Misakowskim coraz więcej, dzisiaj rozumiem, że nigdy nie dowiemy się o nim wszystkiego. Rosjanin, który stał się dzięki
historii i własnej pracy, sile woli i talentowi,
jednym z wybitnych polskich poetów... Zapamiętały go nasze miasta: Połczyn-Zdrójy
Świdwin, Słupsk, Warszawa, Lębork, Skierniewice, Żyrardów... Patrzę na książki,
otwieram, olśnienia... Rozległa skala form i
mądrość, i tajemnice.
dzieć – odkrywa Stanisława Misakowskiego, a może umożliwia trzecie narodziny wielkiego słowiańskiego poety. Tak nazywałem,
określałem, dostrzegałem go… Polski poeta,
Rosjanin, Słowianin... Sądzę że Stanisław
Misakowski, którego poprzednie imię i nazwisko brzmiało inaczej, nie miałby nic przeciwko mojej definicji.
We wstępie do swego tomu w prestiżowej
Bibliotece Poetów Ludowej Spółdzielni Wydawniczej napisał szczerze: Nie wiem do
którego pokolenia siebie zaliczyć. Zdaje się,
że wyrosłem poza pokoleniami. Dzieciństwo i
młodość spędziłem daleko od Polski, więc inne
obyczaje, inna kultura, inne słownictwo.
Skłonność do poezjowania przejawiałem od
lat młodzieńczych, próbki rosyjskie pochodzą z
okresu szkoły średniej i studiów. Pisałem wtedy w języku rosyjskim. Do Polski przyjechałem będąc już człowiekiem dorosłym; trzeba
było powtórzyć dzieciństwo, wszystko zaczynać od początku. Nauczyć się mowy, pisowni,
poznać literaturę polską, historię, kulturę...
I poznał, i zbadał, i nie tylko się nauczył…
Stał się nauczycielem, mistrzem dla wielu
współczesnych mu polskich poetów. Dzisiaj
niemal już dziesięć lat od śmierci autora,
jego wiersze stają się coraz bardziej aktualne, dzisiejsze i ważne.
Życiorys Stanisława Misakowskiego zasługuje na fabularny, pełnometrażowy film:
pół epicką – pół liryczna balladę o dzieciństwie, gdzieś pod Chersoniem, o deportacji
rodziny na Kaukaz, o pierwszych próbach
poetyckich podczas nauki w Stawropolskim
Sielskochaziajstwiennym Institucie, o chłopcu-czerwonoarmiście, który dostał się do
niemieckiej niewoli, o niewolniczej pracy w
obozie i u bauera, gdzie przez lata dzielnie
znosił los jeńca… I wyzwolenie. Niełatwe i
gorzkie chwile… Do ojczyzny powracał
przez Polskę w towarowym
wagonie,
wśród takich jak on, byłych jeńców, którzy
stali się więźniami-zesłańcami. Uciekł z
transportu jadącego przez polskie Ziemie

17

 Kwartalnik Kulturalny SEKRETY ŻARu Nr 3 (44) 2014 
--------POD POWIERZCHNIĄ ZDARZEŃ------Irena Stopierzyńska-Siek
POSTRZEGANIE W CIEMNOŚCIACH
Dlaczego sztuka wizualna jest tak ważna?
Jest bowiem dziełem sztuki i zarazem nośnikiem idei uznawanych przez artystę. To
stwierdzenie jest równie ważne dla dawnej
sztuki – nosicielki idei religijnych, patriotycznych, ilustratorki historii i bohaterskich
czynów, jak i dla sztuki najnowszej, zajętej
głównie subiektywnymi przeżyciami, pamięcią i spostrzeżeniami pojedynczego indywiduum. Dla uwyraźnienia określonego nurtu
„dzisiejszości”, pomijam zjawiska poboczne
nawiązujące do tematów dawnej sztuki.
Odwiedziłam Zachętę. Jak zwykle galeria
ta pokazuje naraz kilka wystaw. Posiada
wiele sal i może je zapełnić różnymi obiektami. Nie będę pisała o dużej wystawie:
„Monument. Architektura Adolfa SzyszkoBohusza”. Pominę też ekspozycję: „Kosmos
wzywa! Sztuka i nauka w długich latach
sześćdziesiątych”. Skupię się na trzeciej
wystawie: „Victor Man. Zephir”.
Malarz rumuński, Victor Man, urodzony w
1974 roku, jest laureatem nagrody Artysta
Roku, przyznawanej przez Deutsche Bank.
Część jego prac znajduje się nadal w pomieszczeniach tego banku i w paru innych, znanych galeriach w Europie. W Zachęcie na
ekspozycję jego obrazów oddano jedną, za
to największą, salę tej galerii i rozwieszono
na niej około trzydziestu niedużych prac.
Ściany sali ciemne, wiele jego obrazów
równie ciemnych, prawie „nieczytelnych”,
tym bardziej, że i jedyne górne oświetlenie
tej sali było przyciemnione. Obrazom nie towarzyszą żadne napisy. Brak tego typu objaśnień dla zwiedzających jest wyraźnie zamierzony. Patrzący sam powinien odgadnąć
temat i ukryte przez artystę przesłanie.
Pewna część prac jest jednak „czytelna”,
realistyczna i przedstawia swoje obiekty z
dokładnością prawie fotograficzną. Znajdujemy parę portretów tej samej młodej
dziewczyny. Na pierwszym trzyma na kola
nach torebkę, a na drugim głowę mężczyzny
lub kobiety, trudno rozpoznać. Głowę bez
tułowia.
Na kolejnych zaś obrazach modelki lub
może modele w większości są bezgłowe. Dlaczego? Ich stroje są niejednoznaczne, bo
część ubioru raczej męska, ale inna sugeruje
kobiecą. Obrazy nie mają ram, ale dwa wiszą na tle kawałków zwierzęcych futer, a
postaciom na płótnach brakuje twarzy,
dłoni. W miarę oglądania dalszych prac
zwiedzający orientuje się, że ta zagadkowość, te przyciemnienia, niedopowiedzenia dotyczą czegoś świadomie zamierzonego.
nieokreślanego wprost lecz sugerowanego.
Widz w końcu się domyśla, że tematem wiodącym jest zwichrowany seks, odmienne
sposoby erotycznego wabienia. Androginia?
Hermafrodytyzm? A może coś jeszcze…?
Jest tu wybiórcze postrzeganie ciała. Okrojone wobec niego oczekiwania, brak w nich
myśli, uczuć, innych pragnień.
Ostatni obraz – największy – umieszczony
przed wyjściem z wystawy ma chyba przesłanie szczególne. Biały koń. Chory koń, nie
zdolny do zrobienia kroku na rozstawionych
przednich nogach. Głowa pochylona, przekrzywiona, ze skargą w ślepiach. Pegaz?
Symbol artyzmu, sztuki, skrzydlatej swobody przebywania w sferach ziemskich i
podniebnych? Gdzież są jego skrzydła? Zamiast końskiego zadu i tylnych kończyn –
spojony z nim tułów ludzki, – ten bezgłowy.
Znany nam z wcześniej obejrzanego obrazu.
Czy artysta propaguje ideologię gender z
wszystkimi jej odchyleniami, czy też obawia
się o przyszłość sztuki? Pegaz wyraźnie
zdycha, został zoperowany w imię dobrodziejstwa tej ideologii, ale to mu nie służy.
A tego rodzaju wystawa komu lub czemu
ma służyć?
18

 Kwartalnik Kulturalny SEKRETY ŻARu Nr 3 (44) 2014 
MOJE PODRÓŻE LITERACKIE
Jan Zdzisław Brudnicki
KONKURS TUWIMOWSKI W INOWŁODZU
Tuwima do tych okolic. A kiedy jego biografia została brutalnie rozerwana przez
wojnę, kiedy błąkał się w najdalszych krajach – przez Rumunię i Francję, do Brazylii
i Stanów, zdał sobie sprawę, że nie potrafi
żyć bez Polski, bez Ojczyzny – wrócił do
początku. Tu właśnie zbierał pierwsze
kwiaty życia, kwiaty natchnienia, kwiaty miłości, ale też siniaki wyrostka. Czyż nie był
Julkiem w ogrodzie? I już tylko jeden skok,
żeby uświadomić sobie, że tu zapanował nad
naturą, nadając jej nazwy, jest więc ogrodnikiem, poetą-ogrodnikiem, co komponuje
nowy wymiar: Ojczyznę-Polszczyznę. Tak w
Brazylii rozmnożyły się „Kwiaty Polskie”, a
on je zaczął targać i układać w bukiety.
No to, mniej więcej, w to miejsce przyjeżdżał na wakacje, z matką Adelą i siostrą
Ireną, Julian Tuwim, ale to miejsce wyglądało całkiem inaczej. Nie było tych wielkich
willi i gospodarstw agroturystycznych. Były
domy na ogół drewniane, niektóre z werandami, łąki opadały do samej Pilicy. Tylko te
wyspy na rzece były podobne. Stoimy na
drodze w przyległym do Inowłodza Zakościelu, z naszą przewodniczką Iwoną, która
ma tu sezonowe gniazdo jaskółcze wbudowane w wysoką skarpę podmytą przez rzekę. Pilicą przepływają barwne kajaki. Pobliska przystań zaprasza na taras widokowy.
Na wyniosłym
wzgórzu
morenowym
prześwituje basztowy kościołek św. Idziego,
nie bagatela, odbudowany z ruin z XI wieku,
opatrzony legendą o Władysławie Hermanie
i Bolesławie Krzywoustym. No tak, zabytki,
stare cmentarze i niesamowite bunkrowiska z ostatniej wojny, ale z tarasów tego wyniosłego miejsca, obudowanych miejscowym
kamieniem w uwodzących
barwach, od
brązu, przez róże, do bieli, jest widok, na
który nie mam przymiotnika, a o którym
Tuwim pisał modlitewnie: mam jedno pragnienie – przyjść do ciebie, ale jeśli już nie
mam sił na to, to ty przyjdź do mnie.
Emocje już opadły po biesiadzie II Ogólnopolskiego Konkursu Poetyckiego na wiersze i piosenki. Choć to wakacje, bo szesnasty dzień sierpnia 2014 roku, to publiczność dopisała. Była prezentacja laureatów,
piękny almanach wydany przez Andrzeja
Rodysa, koncert poezji śpiewanej, przemiennie na gitarowo i na ludowo. Wspominaliśmy nieprzemijającą, dozgonną miłość

Bukiety wiejskie jak wiadomo,
Wiązane były wzwyż i stromo.
W barwach, podobne do ołtarza,
Kształt serca miały lub wachlarza
Albo palety. Z niej to, kwietnej,
Kolory brał bohomaz świetny,
Rafael Rawy i Studzianny,
Kiedy ku czci Najświętszej Panny
Malował uczuć swoich kwiaty
W tonacji bladej, choć pstrokatej...
Wczoraj było Matki Boskiej Zielnej. Są na
sali takie kwiaty! Rany Boskie, wszystko się
sprawdza!
Z bólu, z oddalenia, rodzi się poemat
biograficzny i inowłodzkie werandy, niedziele, kiedy miejscowe panny zdążają do
kościoła z trzewikami na ramionach, łąki,
maki, śnieguliczki, panny, za którymi się
wypatrywało wzdłuż gościńca z Tomaszowa.
19

 Kwartalnik Kulturalny SEKRETY ŻARu Nr 3 (44) 2014 
stara szuflada, zapach uprzęży końskiej,
czyż nie są to prawdziwe symbole
codziennej ojczyzny? Jarosław Iwaszkiewicz
pisze, że małe miasta Tuwima, były mu
wieczną pociechą. Jan Lechoń, który obserwował go na emigracji pisał, że wszystkie
zapachy porównywał z tamtymi zapachami.
Ale, ale, laureaci się już rozjechali. Zostały
jednak ich utwory, bliskie patrona w tym
wątku, kiedy nowi poeci odkrywają nowe
emocje, nowe hufce, nowe znaki w prostych,
niezauważalnych dla innych przeżyciach,
plenerach, miłościach, żalach, tęsknotach.
To nowi ogrodnicy. Wszyscy jesteśmy
zapraszani do uprawiania kwiatów polskich
i opisywania prześwitujących przez nie twarzy ludzkich. Dyrektor Gminnego Centrum
Kultury Barbara Maciejczyk jest chyba zadowolona, zwraca uwagę, że do kosztów
imprezy dołożył się ZAIKS. Wójt Gminy
Zenon Chojnacki wyraża nadzieję, że impreza będzie się rozwijać, tradycja Tuwimowska przebija się na łamy ogólnopolskie.
Poeta, nazywał to: Wybucha polskich słów
kwiaciarnia.
Interpretatorzy przekonują, że „Kwiaty
polskie" to dzieło pogranicza, a w nim
pograniczne środowiska, podkultury, języki,
skupiska urbanistyczne i wiejskie. A
wszystko spięte razem czy raczej zawiązane
na solidny supeł "wonną pieśnią", jak to
napisał ktoś w Konkursie.
Gdzie jesteś dziś dziewczyno śliczna... Z
oczyma niebu odjętymi. I chabrom Inowłodzkiej ziemi... Potem w tutejszej tancbudzie,
jeśli udało się zagarnąć do tańca taką pensjonarkę, był to temat do wielkiego walca,
którego nie ma drugiego w literaturze polskiej, ba, światowej. A rozkręcony świat napędzał wszystko, nawet gwiazdy. Stąd wyruszał Tuwim na wielką przygodę, do Księcia
Poetów Leopolda Staffa, żeby być pasowanym na prawdziwego poetę. Pod pachą miał
„Wybór Wierszy" lwowskiego twórcy, wydany u Połonieckiego w 1911 roku, gdzie
wszystkie wakaty i marginesy zapisane były
próbami
siedemnastolatka. Wcześnie na
świecie i po łące / Świeżości płyną parujące...
Las pachnie mocno, kwiaty brzęczą; Zamykam oczy - Jak w nich jasno!.
Z za tych kwiatów wychynęły sylwetki ludzi, środowiska łódzkiego, warszawskiego.
Aż się sławny Kazimierz Wyka nieco zniecierpliwił: nie ma zgody, żeby Inowłódz był
drugim Soplicowem, tamtejsze werandy zaściankami, żeby to była nowa epopeja. Na to
Jacek Łukasiewicz (Pamiętnik Literacki
1984 z. 3) odpowiedział szanownemu profesorowi: A dlaczego nie? Zmieniła się poezja i
wyobraźnia i zmieniły się symbole ojczyzny.
Werandy, kwiaty, Panny-Madonny późniejsze, dozgonna przyjaźń z gospodarzem, co
mu użyczył konia do pierwszej przejażdżki
wierzchem, mieszkania urzędników, nawet
******************************************************

20

 Kwartalnik Kulturalny SEKRETY ŻARu Nr 3 (44) 2014 
OGÓLNOPOLSKI KONKURS POETYCKI im. JULIANA TUWIMA
WYNIKI II OGÓLNOPOLSKIEGO KONKURSU POETYCKIEGO
im. JULIANA TUWIMA
W kategorii poezji:
I nagroda – Tadeusz ZAWADOWSKI ze Zduńskiej Woli,
II nagroda – Mirosław KOWALSKI z Mysłowic,
III nagroda – Agnieszka KOSTUCH z Trzebini
wyróżnienia: Ela GALOCH z Turku, Anna PILISZEWSKA z Wieliczki
Prace „zauważone”: Halina MARCIŃCZAK z Piękna - poczta Ujazd, Joanna PISARSKA
z Białegostoku, Mirosław PUSZCZYKOWSKI z Mogilna, Kamil ROUSSEAU z Radomska,
Dorota RYST z Warszawy, Stanisław WASILEWSKI z Żyrardowa, Anna ZIEJA
z Tomaszowa Maz.
W kategorii tekstów piosenek i tekstów satyrycznych:
I - II nagroda ex aequo – Anna PILISZEWSKA z Wieliczki
i Jerzy PILISZEWSKI z Wieliczki,
III nagrody nie przyznano.
wyróżnienia: Robert BARANOWSKI z Otwocka, Elżbieta JACH ze Skarżyska-Kamiennej,
Zofia NOWACKA-WILCZEK z Lublina
Prace „zauważone”: Lechosław CIERNIAK ze Słupska, Lidia LEWANDOWSKA-NAYAR
z Warszawy, Bogdan NOWICKI ze Świętochłowic, Piotr ZEMANEK z Bielska-Białej
Uroczystość zakończenia Konkursu odbyła się 16 sierpnia 2014 roku
na Zamku w Inowłodzu
Fragment sali inowłodzkiego Zamku, w którym
odbyła się uroczystość zakończenia Konkursu.
Widoczne są obrazy Grażyny Rakowskiej, która z tej
okazji przygotowała wystawę „Tuwimowskie
klimaty”.
Na prawo:
Organizatorzy, członkowie
Jury, laureaci, wokalistki oraz
autorka wystawy.
Na lewo: Laureat I nagrody w
kategorii poezji – Tadeusz
Zawadowski

21

 Kwartalnik Kulturalny SEKRETY ŻARu Nr 3 (44) 2014 
RECENZJE
Jan Zdzisław Brudnicki
CZWARTA PORA ROKU TADEUSZA
ZAWADOWSKIEGO
Tadeusz Zawadowski powiada, że dojrzał
do tego, by porzucić wiersze bezprzedmiotowe, że gdy nie ma solidnego tematu, nie
zabiera się do wierszy. Tak jest i w zbiorze
KIEDYŚ nagrodzonym laurem imienia Klemensa Janickiego. Wszak w nocie czytamy:
Poeta, redaktor, krytyk literacki, urodził się 9
grudnia 1956 roku w Łodzi, Od 1981 roku
mieszka w Zduńskiej Woli, gdzie współtworzył
Klub Literacki „TOPOLA” oraz Klub Twórczej Pracy „BEZ AUREOLI”. A poetykę autora Dariusz Tomasz Lebioda – autor posłowia – określił słowami: Ten ciąg obrazów
swobodnie przepływających przez świadomość
i ogromna wiedza o świecie, sprawiają, że
mamy tutaj do czynienia z prawdziwą liryczną
opowieścią o istnieniu…
W tym tomiku owymi opowieściami jest
cykl liryków poetyckiego włóczęgi, szczególnie górskich, szereg trenów i, Miłoszowe
niejako, refleksje nad rolą wiersza. Szczególnie przejmujące są wiersze poświęcone
pamięci ojca i matki. Ojciec zresztą jest
wpisany w epopeję wołyńską: Łza / upada na
zbutwiałe okie-nnice... / Znów siedzimy na
tarasie i rozmawiamy o rzece. Wizja
pośmiertna matki – to kobieta krzątająca
się w niebie po kuchni, gotująca zupę
szczawiową i niekończące się rozmowy z
mamą. Zbliżenie ze zmarłymi jest tak
dosłowne, że mylą się tropy żywych i
zmarłych, i... dom z grobem. Może niejednemu czytelnikowi ciarki przebiegną po
krzyżach, kiedy Zawadowski wprowadzi ich
w magię "dziadów" polskich. Ale podobno
jest to terapeutycznie ożywcze i ozdrowieńcze. Umarli żyją w nas / do śmierci / później

22
żyjemy pośród nich. Tak kończy się cykl
trenów.
Wreszcie obszerny cykl „Mrówki", to role
„czynnego" wiersza, bo mrówki to też litery,
a dola mrówek jest podobna doli pracowitego poety ściubiącego na karteluszkach i po
nocach swoje trzy grosze. A małe i wielkie
litery, to alternatywa życia cichego, pokornego, pracowitego i pyszałkowatego.
Zagiął tu autor parol na filozofię czasu tego,
który wszystko przewidzi, na horyzont podmiotu lirycznego, który wkroczył w czwartą
porę roku i wszędzie widzi początek końca.
Nie waha się też objawić takich odkryć, jak
na przykład powszechne poszukiwanie miłości, nawet wówczas, gdy ona jest z nami.
Gotowy jest przysiąc, że dusza miłości jest
powołana do wiecznego życia, nawet wówczas, gdy zniknie jej przedmiot. Pomstuje na
ludzi małej wiary. Na tych, którzy hodują
zawiść wiecznie głodne stworzenie. Przeklina
niewiernych, którzy wszędzie wietrzą zdradę. No i wiele, wiele opowiada o tym, jak
poeta radzi sobie z mrówkami (literami,
słowami, obrazami), a ludzie potem dziwią
się, że w moich wierszach / tyle wydeptanych
mrówczych - / śladów.
A generalne przesłanie tego tomu Zawadowskiego jest takie, że wiersz ma nie tylko
burzyć, ale także budować.
W tym roku, podobnie jak w ubiegłym,
poeta zdobył pierwszą nagrodę w Inowłodzkim Konkursie Literackim imienia
Juliana Tuwima.
Tadeusz Zawadowski, Kiedyś, Nr 71, posłowie Dariusza Tomasza Lebiody, Bydgoszcz
2014, ss. 97, Biblioteka „Tematu”
ISBN 978 83-609943-31-1

 Kwartalnik Kulturalny SEKRETY ŻARu Nr 3 (44) 2014 
Grażyna Kowalska
SPOTKANIA STANISŁAWA STANIKA
tych środowisk nie ma żadnej wiedzy i z
pewnością tego nie spodziewał się.
Bohaterami opisów są osoby duchowne i
świeckie: pisarze, poeci, aktorzy, muzycy i
politycy działający w określonym wymiarze
czasu, który przypada na pontyfikat Jana
Pawła II.
„Spotkania” stanowią swoisty rodzaj pamiętnika i dokumentują wybiórczo wydarzenia tamtych dni. Stanisław Stanik podaje
w opisie dokładne daty i godziny odbytych
spotkań, miejsce spotkań. Nawet zwraca
uwagę na pogodę, na frekwencję, czy było
dużo, czy mało słuchaczy, czasami tym
stanem rzeczy sam jest zachwycony, niekiedy ironizuje. Stanik podkreśla realia,
analizuje i śmiało wypowiada się o poetach,
ich wierszach, np. cytuję: wiersze są pełne
liryzmu i mądrości. Taka jest w ogóle poezja
typowa memu pokoleniu.
Niektóre opisane osoby już od nas odeszły
na zawsze, a w tym opracowaniu i zapisie
mogą pozostać w naszej pamięci. To przykład niejako kronikarski. Czasy się zmieniają
i ludzie też. Kto dzisiaj w tym coraz bardziej
rozpędzonym i technokratycznym świecie
ma czas na „takie” spotkania? Dobrze by
było brać przykład z doświadczeń minionych lat, czerpać z nich, doceniać piszących i
ich trudny warsztat.
Zachęcam czytelników do zgłębienia tej
wiedzy, polecam książkę jako ciekawą
lekturę i analizę minionego czasu.
Stanisław Stanik, krytyk, eseista, prozaik i
poeta, bardzo trafnie nakreślił w książce
atmosferę, klimat spotkań i niedawną rzeczywistość. Zgadzam się ze słowami Pawła
Soroki, które zawarł we wstępie do książki:
że każdy, kto jest zainteresowany życiem lite-
Książkę „Spotkania” otrzymałam od Stanisława Stanika na jej promocji w Domu Literatury przy Krakowskim Przedmieściu w
Warszawie. Początkowo ją dłożyłam, na półkę, lecz tytuł „Spotkania: postacie literatury
przełomu XX i XXI wieku” coraz bardziej
mnie intrygował. Zaczęłam czytać. Treść
książki mnie porwała i przeniosła w minione
czasy. Odkryłam fascynujący świat miejsc i
osób nie tylko tworzących, ale także
interesujących się poezją, co sam autor wielokrotnie podkreśla. To świadczy, że jest dobrym obserwatorem i nie stroni od analiz
psychologicznych. I dobrze, bo czytelnik
może w sobie rozbudować wyobrażenie
własne o poszczególnych osobach przedstawionych w tej książce. Zaciekawiła mnie
własna refleksja autora, wynikająca z jego
komentarzy zawartych po opisach bohaterów.
I tak, czytając kartkę po kartce, odnalazłam w prosty i rzetelny sposób portrety
pisarzy spotykających się na wieczorach
autorskich w różnych częściach miasta, najczęściej w centrum Warszawy. Wielu twórców ukazanych tutaj scharakteryzował
autor. Opisując scenerię spotkań, wypowiedzi, sposób ubierania się, wygląd zewnętrzny, fryzury i inne detale, które przybliżają czytelnikowi klimat tych spotkań.
Dowcipnie niekiedy komentuje Stanisław
Stanik pisarza lub jego twórczość, a ilustracje Krystyny Guranowskiej-Stolarz dopełniają opisu ich wizerunku i uatrakcyjniają całość.
Autor bardzo wnikliwie i z humorem
opisuje swary, kłótnie i animozje pomiędzy
ZLP a SPP, o czym czytelnik nieznający

23

 Kwartalnik Kulturalny SEKRETY ŻARu Nr 3 (44) 2014 
literackim i kulturalnym naszej stolicy przełomu XX i XXI wieku albo chce poznać postacie jego uczestników, a także zasmakować
wyjątkowej atmosfery tegoż środowiska, spełni
swoje oczekiwania czytając „Spotkania” autorstwa Stanisława Stanika. Jest w tej książce
też wiele ciekawostek, zakulisowych spostrzeżeń autora, których celowo nie zdradzam, pozostawiając czytelnikowi tę niespo-
dziankę, którą sam odnajdzie, wgłębiając się
w treść tej książki.
Stanisław Stanik, Spotkania: postacie
literatury przełomu XX i XXI wieku, wstęp
Pawła Soroki, ilustrowała Krystyna Guranowska, Wydawnictwo KOMOGRAF, Warszawa 2014, ss. 152,
ISBN 978-83-62769-92-6
**************************************
Reprodukcje okładek:
Kolejno od lewej: Tadeusz Zawadowski – Kiedyś, Stanisław Stanik – Spotkania,
Almanach II Ogólnopolskiego Konkursu Poetyckiego im. Juliana Tuwima
************************************************************
KSIĄŻKI NADESŁANE
Fatos Arapi, DAJCIE MI IMIĘ, wiersze,
wybór i przekład z albańskiego – Mazllum
Saneja, wprowadzenie – Andrzej Zaniewski,
projekt okładki, ilustracja na okładce –
Mieczysław Jędrzejewski, Wydawn. KOMOGRAF 2013, 160 ss.,
ISBN978-83-62769-84-4
I ZA KUFREM SMERF U KAZI, Limeryki z
palindromami Tadeusza Morawskiego,
pokłosie konkursu organizowanego przez
www.palindromy.pl i www.portalliteracki.pl
Wstęp – Tadeusz Morawski, Ilustracje –
Renata Cygan, Warszawa 2014, 100 ss.
ISBN 978-83-61634-36-2
Elżbieta Brejnak, Małgorzata Brejnak,
TAJEMNICA MIŁOŚCI, poezja i proza, na
okładce reprodukcja obrazu Elżbiety
Brejnak, Wydawn. KOMOGRAF 2014,
ISBN 978-83-62769-46-9
KALEJDOSKOP SŁÓW, Almanach VII,
Liryki, satyry i prozy Klubu Literackiego
„Metafora”, Wstęp Leszka Żulińskiego, projekt okładki – Piotr Szałkowski, Wydawca:
Ośrodek Kultury „ARSUS”, Warszawa
2014, 259 ss.
ISBN 978-83-925242-3-6
Elżbieta Grabosz, GORZKI MIÓD, fraszki i
aforyzmy, Wyd, ASTRA Łódź 122 ss.
ISBN 978-83-89727-98-0

24

 Kwartalnik Kulturalny SEKRETY ŻARu Nr 3 (44) 2014 
W LXX ROCZNICĘ POWSTANIA WARSZAWSKIEGO
To, że nasze pismo z wiadomych względów ukazuje się nieregularnie zadecydowało o tym,
że nie mogliśmy zamieścić słowa o Powstaniu Warszawskim dokładnie w tegoroczną,
okrągłą rocznicę jego wybuchu, czyli w sierpniu. W świadomości społecznej pojęcie
„Powstanie Warszawskie” kojarzy się zawsze z sierpniem. I słusznie. Ale jednak to nie tylko
sierpień. Powstanie trwało sześćdziesiąt trzy dni. Jego zakończenie to październik.
Siedemdziesiąt lat temu smutek tragicznego końca Powstania zbiegał się ze smutkiem
październikowych dni, pełnych jesiennej szarości, chłodu i żalu.
Uważamy, że niezależnie od tego, iż nawet październik dobiega już końca, nie możemy
jednak pozostawić tej ważnej rocznicy bez oddźwięku na łamach pisma. Działamy wszakże
głównie w środowisku warszawskim, a w kręgu naszego oddziaływania są osoby, które bądź
Powstanie przeżyły, a nawet w nim uczestniczyły, bądź też, zwłaszcza wśród młodszych, są
tą tematyką żywo zainteresowane.
W tym duchu zamieszczamy niniejszy artykuł, jako nasz skromny udział we wspomnieniu
owej Rocznicy, która chyba zawsze w świadomości polskiej będzie skłaniała do refleksji.
Andrzej Rodys
POPOWSTANIOWE REFLEKSJE
odczytu prof. Marii Lis-Turlejskiej z Wydziału Psychologii Uniwersytetu Warszawskiego. Myślę, że to, co napisałem na wstępie
o wydarzeniach tkwiących uparcie w pamięci przez wiele, wiele lat, choć chciałoby
się je wyrzucić, to właśnie wyraz takiej traumy. Muszę przyznać, że skłonny byłem z pewną ironią podchodzić do coraz częściej podawanych przez media informacji o tym, że
ktoś, kto uczestniczył w tragicznym wydarzeniu, znajduje się pod opieką psychologa.
Gdyby nam, owym powstaniowym dzieciom,
wypędzonym z Warszawy w roku 1944,
zapewniono opiekę psychologiczną, może
byśmy dziś mogli na świat spoglądać
zupełnie innymi oczami i nie męczyłyby nas
wspomnienia, które do lekkich, łatwych i
przyjemnych zdecydowanie nie należą. Ale
kto myślał o psychologii wtedy, gdy najważniejszym celem było po prostu przeżyć...
Na samej wystawie, o wielkie wzruszenie
przyprawił mnie widok oszklonej szafki,
której zawartość stanowiły różne przedmioty codziennego użytku i zabawki, a wśród
O Powstaniu Warszawskim i o całym splocie wydarzeń okołopowstaniowych, a w ogóle wojennych, chciałem bardzo szybko zapomnieć. Ale nie takie to proste... Oczywiście,
wiele szczegółów już się zatarło... Są jednak i
takie, które do dzisiaj pozostają świeże, a ze
szczególną wyrazistością powracają pod
wpływem impulsów zewnętrznych...
Do takich przede wszystkim należała wystawa w Muzeum Historycznym m. st. Warszawy zatytułowana „Wypędzeni z Warszawy 1944 – losy dzieci", na otwarciu której,
we wrześniu 2007 roku, byłem obecny.
Projekt był realizowany ze środków Unii
Europejskiej, a organizatorem, obok wspomnianego Muzeum oraz Archiwum Państwowego m. st. Warszawy, była także niemiecka fundacja Stiftung Niedersachsische
Gedenkstatten,
Z wprowadzeń do panelowej dyskusji, która odbyła się przy okazji otwarcia wystawy,
szczególnie utkwiło mi w pamięci hasło
Trauma wojenna u dzieci, stanowiące tytuł

25

 Kwartalnik Kulturalny SEKRETY ŻARu Nr 3 (44) 2014 
przekazałem do Muzeum Powstania
Warszawskiego razem z dwoma zaświadczeniami z RGO, z których jedno wydane
było w Końskich wkrótce po opuszczeniu
Warszawy. Było wystawione dla mojej matki (z dopiskiem: z synem Andrzejem). Długo,
długo te zaświadczenia leżały w moich pa-
nich dwie książki. Jedna to „Serce” Edmondo de Amicisa. Dzisiaj byśmy powiedzieli „kultowa", obok „Chłopców z placu
Broni” Ferenca Molnara, pozycja w ówczesnej literaturze dla chłopców. Druga to „Trzy
małe świnki” Walta Disney'a, dla młodszych
dzieci. Obydwie książki, akurat w wydaniu
takim, jakie miałem przed Powstaniem.
Wtedy, jak na żywo, uprzytomniłem sobie,
że „Serce” czytałem tuż, tuż przed wypędzeniem i do dziś są mi bliskie losy małego
Lombardczyka, małego dobosza z Sardynii,
czy chłopca, poszukującego swej matki po
całej wielkiej Argentynie, w opowiadaniu
„Od Apenin do Andów”. Wiem, że właśnie
na moje poczucie polskiego patriotyzmu
wielki wpływ mieli, wyglądający z kart tej
książki, włoscy chłopcy z okresu początków
zjednoczonej Italii. Może to patriotyzm zbyt
naiwny i nieprzystający do dzisiejszych
polskich realiów, ale taki to już on zostanie...
Były także na wystawie, jakby prawem
kontrastu, rysunki dzieci współczesnych, nawet niemające związku z tamtymi wydarzeniami. Miały one pokazać, że dzieci
niezależnie od epoki w której żyją, są takie
same, a cechą charakterystyczną ich wszystkich jest to, że rysują, bez względu na to, czy
mają uzdolnienia w tym kierunku, czy nie.
Dziwnym zbiegiem okoliczności zachował się
mój zbiór rysunków z tamtego okresu. Były
one wykonywane już podczas pobytu na
wygnaniu. Zrozumiałe, że dominowała w
nich tematyka wojenna, w tym powstaniowa, ale były i takie, które mogły równie
dobrze powstać w innej epoce, nie mające
nic wspólnego z tym co się wówczas działo
wokół. Na przykład jakaś scena inspirowana
Przypadkami Robinsona Crusoe albo portrety kuzynek, których podobieństwo, oczywiście, mogło nasuwać pewne wątpliwości...
Rysowałem w zeszycie, tak zwanym
„rachunkowym", czyli na kratkowanym papierze, ołówkami, nie za bardzo przystosowanymi do tego celu. Zeszyt ten wcześniej

pierach i nie przywiązywałem do nich
szczególnej wagi, a przypomniałem sobie o
nich po przeczytaniu umieszczonej na wystawie odezwy gubernatora dystryktu warszawskiego – Fischera, w którym nawołuje
on ludność wypędzoną do zgłaszania swoich
danych osobowych do RGO, celem łatwiejszego odszukiwania się rodzin. Zarówno w
tym obwieszczeniu, jak i w drugim, zawierającym apel generalnego gubernatora
Franka do ludności polskiej o udzielenie
pomocy ludności warszawskiej, charakterystyczne jest, że hitlerowcy posługują się
terminami uciekinierzy z Warszawy lub
uchodźcy warszawscy, co jest oczywistą nieprawdą. Myśmy bowiem nie byli żadnymi
uciekinierami. Zostaliśmy po prostu
brutalnie z domów wypędzeni, bez żadnej
możliwości wzięcia czegokolwiek poza tym,
co każdy miał na sobie i przy sobie.
Wypędzeni zostaliśmy z piwnicy, bez prawa
wejścia, choćby na chwilę, do mieszkania.
Inna rzecz, że przewidując to, iż zostaniemy
zmuszeni do opuszczenia domów, mieliśmy
przy sobie torby z rzeczami, które, jak
sądziliśmy, mogły się przydać. Pojemność
tych toreb była jednak ograniczona...
26

 Kwartalnik Kulturalny SEKRETY ŻARu Nr 3 (44) 2014 
skimi, a Częstochową. Moment szczególnie
tragiczny to chyba właśnie ten wymarzony,
wyśniony powrót, w którym okazało się, że
nic ze starego domu nie zostało i trzeba
wszystko zaczynać od nowa...
Swoje, związane z tym odczucia zawarłem
w poemacie „Opowieść o wypędzeniu", napisanym w roku 2005, ale w oparciu o różne
wątki, które w myślach układałem w ciągu
całego, przeszło sześćdziesięcioletniego okresu. Fragment tego poematu został przytoczony w artykule redakcyjnym portalu
„Internetowa Republika Bemowo” zamieszczonym 17 stycznia roku 2007, czyli w rocznicę zajęcia terytorium lewobrzeżnej Warszawy przez wojska pierwszego frontu białoruskiego. Wiele już napisano na temat
kontrowersyjnego charakteru tej rocznicy.
Zapewne długo toczyć się będą spory o to,
czy było to wyzwolenie, czy początek drugiej
niewoli. Ale, niezależnie od tego, czyja w
tych sporach jest racja, nie ulega wątpliwości, że ówcześni wypędzeni z Warszawy
traktowali dzień 17 stycznia jako początek
radosnego okresu, w którym powrót do
Warszawy jest już możliwy. Niestety, wielu
nie przeczuwało, że radość powrotu wkrótce
zostanie skonfrontowana z ponurym obrazem tego, co z Warszawy zostało. Ale wracało się do niej pomimo to...
Następny impuls dał mi, w końcu listopada
tegoż 2007 roku, znany krytyk literacki Jan
Zdzisław Brudnicki. Miałem przyjemność
wysłuchać jego wykładu poświęconego w
dużej części Mironowi Białoszewskiemu i jego „Pamiętnikowi z Powstania Warszawskiego". Ten wykład bardzo mi odświeżył
nie tylko sylwetkę poety i spojrzenie na
„Pamiętnik", ale uprzytomnił, że Powstanie,
to było w moim życiu coś bardzo ważnego,
coś, o czym chciałbym już nie zapomnieć, ale
opowiadać, i moim współczesnym, i tym,
którzy urodzili się wiele lat później i siłą rzeczy niewiele o Powstaniu wiedzą, ale chcąc
opowiadać,
czuję
wielki
niepokój...
Mianowicie o to, czy potrafię, czy uda mi się
Nie jest moim zamiarem opisywanie tutaj
ani Powstania, ani samego wypędzenia,
rzecz jasna widzianych moimi oczami, ośmioletnimi wówczas. Byłby to bowiem materiał na całkiem sporą książkę, opisującą
drogę z Żoliborza przez kościół świętego
Wojciecha na Woli, poprzez pruszkowski
Dulag 121, do regionu świętokrzyskiego, pobyt tam, a później w Częstochowie, aż do
powrotu w rodzinne strony. Powrotu smutnego, bo do nieistniejącego już domu. Książkę taką, być może, jeszcze uda mi się napisać, o ile życia wystarczy... Chcę wszakże
zwrócić uwagę na to, że pani Erika Steinbach nie ma monopolu na szermowanie
słowem „wypędzeni", i choć skłonny jestem
rozumieć żal Niemców opuszczających swoje
siedziby, to jednak nie bardzo wierzę w to,
że zostali oni wypędzeni w sposób tak
brutalny i w trybie tak natychmiastowym...
Wracając do zagadnień traumy, zastanawiam się, co dla mnie w tym całym zespole wydarzeń było najbardziej traumatyczne. I powoli dochodzę do wniosku, że nie
zdarzenia związane z pozostawaniem wewnątrz walki toczącej się naokoło. Żoliborz
akurat nie był miejscem szczególnego piekła.
Oczywiście, dało się słyszeć nieco zbyt dużego i nieprzyjemnego hałasu, jeżeli było się
tuż, tuż przy dworcu Gdańskim, gdzie funkcjonowały, ostrzeliwujące okolicę działa
kolejowe. Ponadto o dworzec, stanowiący,
było nie było, ważny punkt strategiczny, toczyły się zacięte walki, których echa docierały dość wyraźnie na plac Inwalidów. Było
parę momentów grozy. Niemniej jednak,
grzechem byłoby twierdzić, że na Żoliborzu
przeżywaliśmy to, co na przykład na Starówce, czy w Śródmieściu, czy na Ochocie i
Woli, które to dzielnice pacyfikowane były
ze szczególnym okrucieństwem. Fakt jednak, że na Żoliborzu trwało to bardzo długo.
Nas wypędzono dopiero 29 września...
Najbardziej traumatyczny nie był też ani
pobyt w Pruszkowie, ani paromiesięczna tułaczka po różnych miejscach pomiędzy Koń
27

 Kwartalnik Kulturalny SEKRETY ŻARu Nr 3 (44) 2014 
I myślę, że chyba już na zawsze będą mi
stały przed oczyma takie obrazy jak
masakra na placu Inwalidów, kiedy to
pocisk artyleryjski, chyba nie przypadkiem,
trafił w grupę osób wykopujących z ziemi
kartofle, jak wygląd powstańca, który przeszedł kanałem ze Śródmieścia na Żoliborz,
jak wreszcie amerykański nalot ze zrzutami,
od którego aż ciemno zrobiło się na niebie,
ale niestety, większość zrzuconych rzeczy
poszła w ręce niemieckie.
znaleźć język taki, jakim można by dokładnie przekazać te wszystkie obrazy, które
jeszcze uparcie kołaczą się w zakamarkach
wzrokowej pamięci...
„Pamiętnik z Powstania Warszawskiego”
Mirona Białoszewskiego, jako spektakl
teatralny, obejrzałem w Teatrze „Kamienica” – 1 sierpnia 2012 roku. Dyrektor „Kamienicy” – Emilian Kamiński wprowadził w
swoim teatrze, już chyba na stałe, coroczne
wspomnienie o Powstaniu w formie spektaklu „Godzina W”, którego zakończenie o
godzinie 17 obwieszcza syrena. W „Godzinie
W” czynnie uczestniczyłem już dwukrotnie,
recytując na scenie swoją poezję, między
innymi wspomniany poemat „Opowieść o
wypędzeniu”, który zaczyna się od słów: Od
dość dawna powszechnie wiadomo, / że nie w
modzie pisać epopeje, / ale można czasem być
niemodnym, / gdy przypomną się tragiczne
dzieje, / które chce się wyrzucić z pamięci, /
one jednak uparcie wracają, / chociaż wiele
lat już upłynęło, / jakby żywe przed oczyma
stają…
*
Wiele, wiele by można wspominać. Na pewno w tym numerze moje refleksje zajęły już
bardzo dużo miejsca. Niemniej, pomimo iż o
Powstaniu napisano już wiele, trzeba pisać i
mówić dalej. Nie można o nim zapominać
(choćby się nawet chciało), bo bez względu
na polityczne podteksty, zakończenie
powstania było bezprzykładnym czynem
zbrodniczym, który nie powinien się nigdy
powtórzyć. A, niestety, prawda o Powstaniu
nie jest powszechnie znana, a także bywa
bardzo często wypaczana…

28

 Kwartalnik Kulturalny SEKRETY ŻARu Nr 3 (44) 2014 

29

 Kwartalnik Kulturalny SEKRETY ŻARu Nr 3 (44) 2014 
GALERIA – DZIĘCIĘCE RYSUNKI
Z ROKU 1944
Kwartalnik Kulturalny
SEKRETY ŻARu
Jak zasygnalizowałem w artykule „Refleksje popowstaniowe” – zachował się mój zeszyt z rysunkami wykonanymi na jesieni
roku 1944, podczas przymusowej tułaczki.
Rysunki te były robione w Mirowie, który
był wtedy podmiejskim osiedlem o charakterze tzw. chłoporobotniczym, dziś znajduje się w granicach Częstochowy. Rysunki
nie świadczą o jakimś moim szczególnym
talencie, stanowią jednak chyba cenny dokument. Cały zeszyt przekazałem w 2007 roku
do Muzeum Powstania Warszawskiego, zachowując u siebie kopie zapisane na płycie
CD-R. Papier zeszytu był kratkowany, jak w
zeszytach do tzw. rachunków w niższych
klasach. Kratkowanie to jest wyraźnie
widoczne na rysunkach. Nie zwiększa to ich
czytelności i przejrzystości, ale coś widać…
Dodać można, że narzędziem do rysowania
był, popularny wówczas, ołówek, zwany
kopiowym, atramentowym, albo chemicznym. Ołówek ten, trudno ścieralny, był
dobry do pisania przez kalkę, ale raczej nie
do rysowania. Niemniej w tym momencie
akurat był jedynym dostępnym.
Dominuje tematyka powstaniowa, a w każdym razie wojenna, ale oprócz niej są także
wizje przyszłości, jak „Odbudowa Warszawy”, a także inne sceny, inspirowane na ogół
przeczytanymi książkami, bądź otaczającą,
ówczesną rzeczywistością…
W „Galerii” mogło zmieścić się tylko
trzynaście rysunków o znacznie zmniejszonym formacie. Uzupełnieniem jest jeszcze
jeden rysu-nek zamieszczony na pierwszej
stronie
okładki.
Jako
uzupełnienie
informacji, mogę jeszcze dodać, że większość
rysunków wykonałem w listopadzie i
grudniu 1944 roku, leżąc przymusowo w
łóżku z powodu szkarlatyny, na którą wtedy
zapadłem.
ANDRZEJ RODYS
Adres redakcji: Kwartalnik Kulturalny
„Sekrety ŻARu”, OM PZN, ul Jasna 22, 00-054
Warszawa, tel. 22 827 21 30
www.pzn-mazowsze.org.pl/kultura
e-mail: [email protected]
KOLEGIUM REDAKCYJNE:
Iwona Zielińska-Zamora – redaktor naczelna
(603 919 589),
Irena Stopierzyńska-Siek – zastępca redaktor
naczelnej (513 869 197),
Andrzej Rodys – sekretarz redakcji
(728 587 306),
Andrzej Chutkowski (661 225 505),
Janusz Siek – korekta
RADA PROGRAMOWA:
dr Małgorzata Czerwińska,
Bogdan Bartnikowski,
Jan Zdzisław Brudnicki,
Stanisław Stanik,
Andrzej Zaniewski
UWAGA – redakcja nie zwraca nadesłanych
tekstów i zastrzega sobie prawo
do dokonywania poprawek i skrótów.
Publikacje w kwartalniku są nieodpłatne.
DRUK: Wydawnictwo KOMOGRAF,
05-850 Jawczyce, ul. Sadowa 8, gm. Ożarów
Maz. tel. 22 722 20 30
[email protected]
Kolportaż: Edwarda Kiełczewska
(698 026 579),
Genowefa Cagara (wolontariuszka)
ISSN 1732-8977

30

 Kwartalnik Kulturalny SEKRETY ŻARu Nr 3 (44) 2014 
GALERIA – RYSUNKI Z 1944 r.
BOMBARDOWANIE
ODBUDOWA WARSZAWY
GARNKI
WOJAK
GARNKI
MARYSIA
WIZJA KAPITULACJI NIEMIEC

31
CHAŁUPA, W KTÓREJ MIESZKALIŚMY

 Kwartalnik Kulturalny SEKRETY ŻARu Nr 3 (44) 2014 

32


Podobne dokumenty