zachowaj artykuł - Bogusław Jeznach

Transkrypt

zachowaj artykuł - Bogusław Jeznach
Niezależny serwis społeczności blogerów
Pokój koło Damaszku
Bogusław Jeznach, 20.10.2016 15:10
Trzy dni temu, 17 października syryjskie oddziały rządowe wkroczyły do miejscowości Kadisija (Qudsaya) –
miasta w muhafazie Rif Dimaszk (Damaszek-Okręg),
liczącego obecnie około 24 tys.
mieszkańców (przed wojną ok. 35 tys.). Jest to jeden z wielu sukcesów osiągniętych w
ostatnich dniach przez Syryjską Armię Arabską, na dodatek przy wydatnym wsparciu
obywateli o umiarkowanych poglądach (reprezentujących de facto większość
społeczeństwa syryjskiego). Z czysto militarnego punktu widzenia może nie jest to jakiś
nadzwyczajny sukces, jednak rozwój wydarzeń w Kadisijja przebiegał według modelu,
który w ostatnich miesiącach coraz częściej powtarzał się także w wielu innych
miejscowościach w Syrii, np. w Daraya albo w al-Hamah. Warto więc prześledzić, jak
wyglądał rozwój wydarzeń w Kadisijja od początku konfliktu. Po wybuchu wojny w Syrii miasto
zostało zajęte przez tzw. rebeliantów, a następnie zablokowane przez siły rządowe w 2012 roku. Większość
mieszkańców była zupełnie zaskoczona tak szybkim i gwałtownym rozwojem wydarzeń. Zdezorientowani, a
jednocześnie niepewni prawdziwych celów „rebeliantów” nie chcieli opowiadać się po żadnej ze stron, ani tym
bardziej podnosić broni przeciwko sąsiadom. Z uwagi na złą sytuację ludności cywilnej, w listopadzie 2013
zawarto rozejm kończący blokadę. Zezwolono na transport lekarstw i żywności, oraz na komunikację ludności ze
światem zewnętrznym. Co ciekawe, przez pewien czas członkowie prorządowych milicji oraz część co bardziej
umiarkowanych grup antyrządowych obsadzali nawet wspólnie punkty kontroli drogowej („checkpointy”), co w
Syrii było i jest naprawdę rzadkie. W międzyczasie korzystając z fal amnestii, część miejscowej „opozycji” (tych o
bardziej umiarkowanych poglądach) zdecydowała się złożyć broń, niektórzy nawet zasilili szeregi sił rządowych
(!). Stabilna, choć niezbyt komfortowa sytuacja utrzymała się w Kadisijja przez niecałe dwa lata; w międzyczasie
do miasta zaczęli nawet napływać uchodźcy z bardziej zrujnowanych części Syrii, nieraz bardzo odległych… także
i w sensie cywilizacyjnym, nie tylko geograficznym. Często byli to ludzie o zupełnie odmiennych poglądach na
życie i religię niż większość mieszkańców stołecznego okręgu. Wskutek wzrostu znaczenia i siły lokalnych grup
radykalnych, oddziały regularnej armii wznowiły oblężenie w czerwcu 2015 roku – ludność cywilna mogła nadal
przemieszczać się między miastem a światem zewnętrznym, ale już tylko w wyznaczonych godzinach, od 8 rano
do 16, idąc na zajęcia akademickie (młodzież studiująca w Damaszku) lub do pracy poza miastem (tzn. ten, kto
nadal miał pracę – w wyniku działań terrorystów bezrobocie sięgnęło bowiem około 90 proc.). Podobnie jak
wcześniej, co jakiś czas siły rządowe przeprowadzały ekstensywne naloty, ilekroć otrzymywały od sprzyjających
im mieszkańców wiarygodne informacje nt. miejsc koncentracji zbrojnych grup. Z drugiej strony, tzw. rebelianci
też nie pozostawali im dłużni: wykorzystując do ostrzału tzw. hellcannons,
czyli
moździerze-samoróbki o niewielkiej celności, budowane wg instrukcji zawartych w
dostarczanych im z zagranicy podręcznikach walki partyzanckiej. Podobno od wybuchu
„rewolucji” w Kadsijja ani razu nie udało im się trafić z tego rodzaju broni w punkty
koncentracji sił rządowych, zniszczyli za to wiele budynków cywilnych. Taki stan trwał
do końca listopada 2015, gdy na mocy zawartych porozumień 119 rebeliantów-radykałów
wraz z rodzinami zgodziło się wyjechać do prowincji Idlib (stanowiącej de facto bastion
islamistów w Syrii), zaś dwakroć tyle pozostało na miejscu, biorąc udział w lokalnej
inicjatywie pojednawczej. W proces negocjacyjny zaangażowane były komisje pojednania
narodowego oraz Czerwony Półksiężyc (arabski odpowiednik Czerwonego Krzyża). We
wrześniu 2016 roku w mieście znowu zaktywizowały się grupy antyrządowe – a konkretniej, część „rebeliantów”,
strona 1 / 3
Niezależny serwis społeczności blogerów
która sabotowała prace miejscowego komitetu pojednawczego dla zwaśnionych stron, negując nie tylko
obowiązujące wcześniej porozumienia o charakterze lokalnym, ale także obowiązujący w Syrii rozejm ogólny,
wynegocjowany w toku rozgrywek dyplomatycznych między USA i Rosją. Chodzi tu zwłaszcza o członków grup
najbardziej radykalnych, jak Dżabhat Fatah asz-Szam (dawna an-Nusra). Do przykrego incydentu doszło 21
września, gdy terroryści ostrzelali członków prorządowych milicji w rejonie punktu kontrolnego al-Afrah oraz
an-Nazihin. Doszło także do serii porwań osób popierających rząd w Damaszku (w tym służących w milicjach
prorządowych i członków ich rodzin). Pojawili się też snajperzy, strzelający bez rozróżnienia do wszystkich,
których uznali za „wrogów”. Ciekawy reportaż nt. panującej w Kadisijja sytuacji zamieściła
irańska
PressTV (nadająca także w języku angielskim). W materiale wideo przedstawiono teren
działań wojennych oraz specyfikę walk miejskich, wspominając, że w tym samym czasie
podobna aktywizacja grup terrorystycznych miała miejsce również w niedalekim
al-Hamah (gdzie siły rządowe przy wsparciu mieszkańców szybko przegoniły zbrojne
bandy – o czym wspominaliśmy wcześniej na łamach Xportalu). W zaistniałej sytuacji, 28
września oddziały regularnego wojska zostały ponownie dyslokowane na obrzeżach miasta. Jednocześnie nie
podjęły one działań typowo ofensywnych – władza nie chciała dalszej eskalacji zaś mufti Damaszku, Adnan
al-Afiouni, wezwał do prowadzenia rozmów pokojowych. Dwa dni później mieszkańcy (w większości dotychczas
bierni) postanowili wziąć sprawy w swoje ręce – jednak nie w taki sposób, jakby tego chcieli amerykańscy
decydenci czy zachodnie media głównego nurtu! Wieczorem 30 września, po zakończeniu piątkowych modłów
wychodząca z meczetów ludność zaczęła się spontanicznie gromadzić na ulicach, protestując przeciw
terrorystom. Następnego dnia protesty przybrały bardziej zorganizowaną formę, pojawiły się też transparenty
nawołujące walczących do zaprzestania działań zbrojnych. Nie trzeba dodawać, że europejski i amerykański
mainstream postanowił te fakty przemilczeć, jako niepasujące do obowiązującej narracji. Według lokalnych
źródeł na placu głównym i ulicach doń przylegających zebrało się około 6 tysięcy mieszkańców (czyli w
przybliżeniu 1/4 ludności miasta!). Protestujący wezwali do jak najszybszego wdrożenia inicjatywy pojednawczej i
uregulowania statusu prawnego bojowników chcących złożyć broń i pozostać w mieście, a także opuszczenia
miasta przez tych, którzy by nie chcieli się temu podporządkować. Widząc reakcję mieszkańców, sprzeciwiający
się porozumieniu z rządem radykalni „rebelianci” otworzyli ogień do demonstrujących (zginęło kilka osób).
Drugiego października, dostrzegając rosnące niezadowolenie społeczne, samozwańcza Rada Miejska opublikowała
oświadczenie, że osoby i grupy chcące opuścić miasto mogą to zrobić, pod warunkiem zarejestrowania się w
lokalnym komitecie pojednania. Następnego dnia większość „rebeliantów” zgodziła się na postawione warunki –
co nie było wcale takie oczywiste, gdyż członkowie najbardziej radykalnych grup początkowo akceptowali jedynie
opcję opuszczenia miasta z bronią, żądając przy tym gwarancji i pośrednictwa… ONZ (!). Podobna sytuacja miała
miejsce także w al-Hamah, gdzie jednak proces opuszczania miasta przez „rebeliantów”przebiegał szybciej i
sprawniej – tam jeszcze tego samego dnia, w godzinach popołudniowych, pojawiły się pierwsze autobusy, za
pomocą których członkowie grup zbrojnych wraz z rodzinami udali się do Idlib. Wówczas w Kadisijja trwał nadal
proces rejestracji chętnych do opuszczenia miasta – ich wyjazdy zaczęły się tydzień później. Około 400 bardziej
umiarkowanych bojowników z obu miejscowości zdecydowało się złożyć broń i w nich pozostać: godząc się na
uregulowanie swego statusu według obowiązującego porządku prawnego (traktującego łaskawiej korzystających z
inicjatyw pojednawczych) zyskali szansę na powrót do normalnego życia. Działania zbrojne, dotychczas niewielkie
i głównie na obrzeżach miasta, ustały zupełnie. Łącznie na ewakuację do Idlib zgodziło się 525 miejscowych
„rebeliantów”, oraz 114 z al-Hamah. Licząc wraz z ich rodzinami, dało to około 2,5 tys. osób z obu miejscowości.
Ostatni z nich opuścili Kadsajja w niedzielę 16 października. Następnego dnia na ulicach miasta odbyły się
demonstracje poparcia dla rządu i prezydenta Baszara al-Asada. Mieszkańcy entuzjastycznie witali wkraczających
żołnierzy – nie bojąc się zamachowców-samobójców, którzy mogliby nań uderzyć, zwłaszcza przy tak masowych
zgromadzeniach. Zdjęcia niemalże od razu obiegły media społecznościowe, a wkrótce pojawiły się także w
mediach syryjskich oraz pozostałych, nie-zachodnich. Oczywiście media głównego nurtu, zwykle tak bardzo
zatroskane „zbrodniami syryjskiego reżimu” tudzież „cierpieniami ludności cywilnej” nie wspomniały ani słowem
strona 2 / 3
Niezależny serwis społeczności blogerów
o tym, że sytuacja przeszło 20 tysięcy mieszkańców okolic Damaszku uległa znacznej poprawie – i to głównie w
wyniku działań strony rządowej.
strona 3 / 3
Powered by TCPDF (www.tcpdf.org)