Wprowadzenie
Transkrypt
Wprowadzenie
Wprowadzenie Niniejsza książka1 poddaje krytyce obraz percepcji wzrokowej, który zdominował nasze myślenie od czasów nowożytno-europejskich. Jego przyjęcie miało ogromne konsekwencje dla refleksji epistemologicznej. Obraz ów zakłada, że prawomocne poznanie dokonuje się za pomocą zmysłów, które „odbijają”, „odwzorowują”, „kopiują” to, co na zewnątrz. Wiedza wywodzi się z obserwacji. Niczym nieuwarunkowana, przeprowadzana w tzw. normalnych okolicznościach, obserwacja dostarcza bezpiecznej podstawy dla naszego poznania świata zewnętrznego. Taką empiryczną ideę odnajdujemy już u Artystotelesa, w którego systemie, w normalnych warunkach postrzegania (jasne światło dzienne, brak zakłóceń w środowisku) percepcje obserwatora zawierają formy identyczne z tymi, które twkią w obiekcie [Feyerabend 1996, 1 Fragmenty niniejszej książki, będącej skróconą wersją pracy doktorskiej napisanej pod kierunkiem prof. dr. hab. Andrzeja Szahaja i obronionej w Instytucie Filozofii Uniwersytetu Mikołaja Kopernika w Toruniu w 2013 r., wykorzystałem pisząc następujące artykuły: W stronę teorii i historii kultury. Spojrzenie na teorię stylów myślowych Ludwika Flecka, „Etnografia Polska”, t. 54, 2009, z. 1- 2, s. 113-132; W stronę teorii i historii kultury. Spojrzenie na teorię stylów myślowych Ludwika Flecka. Część II, „Etnografia Polska”, t. 55, 2010, z. 1-2, s. 65-88; Samoświadomość a gładkość funkcjonowania w kulturze, [w:] Zjawisko szaleństwa w kulturze, M. Kasprowicz, M. Kopyciński, S. Drelich (pod. red), Wydawnictwo Naukowe UMK w Toruniu, Toruń, 2010, s. 66-77; Kultura a relatywizm w perspektywie kontrowersji wokół teoriopoznawczych idei Ludwika Flecka. Kilka uwag polemicznych tekstu Bogdana Dziobkowskiego „Realizm wewnętrzny a relatywizm”, „Przegląd Filozoficzny — Nowa Seria”, nr 2, 2010, s. 81-102; Wzajemne relacje pomiędzy myśleniem, widzeniem a rzeczywistością. W świetle uwag Władysława Strzemińskiego i Ludwika Flecka, „Annales UMCS. Philosophia — Sociologia”, t. 35, 2010, z. 2, s. 41-65; Przemoc myślowa w perspektywie teoriopoznawczych idei Ludwika Flecka i Stanleya Fisha, [w:] Antropologia o przemocy. Przemoc w kulturze, I. Morozow, J. Radziszewska (pod. red.), Wrocław, 2011, s. 11-25; Konstruktywizm jako metoda badania kultury oraz spojrzenie integrujące humanistykę, [w:] Kultura i metoda, J. Michalik (pod. red), Wydawnictwo Eneteia, Warszawa, 2011, s. 237- 253; W stronę teorii i historii kultury. Spojrzenie na teorię stylów i kolektywów myślowych Ludwika Flecka. Cz. III, „Etnografia Polska”, z. 1-2, 2011, s. 179-197; Myśl potoczna jako system kulturowy w perspektywie archeologii kulturoznawczej Andrzeja P. Kowalskiego, [w:] Geertz. Dziedzictwo — Interpretacje — Dylematy”, A. A. Szafrański (red.), Wyd. KUL, Lublin 2012, s. 215-235; Ludwik Fleck a Szkoła Lwowsko-Warszawska, „Ruch Filozoficzny”, 2012, nr 3-4, t. LXIX, s. 623-651; Czy „późny” Wittgenstein był esencjalistą? Kulturowy wymiar widzenia na przykładzie zmiany aspektu, [w:] Percepcja kultury. Kultura percepcji, J. Barska, E. Twardoch (red.), Kraków — Warszawa, 2013, s. 199-225. 9 10 Wprowadzenie s. 115]. Jeszcze wcześniej zaś w demokratejskiem eídolon („obrazek”, „odbitka”) rzeczy, który w akcie widzenia „przylepia się” do źrenicy [Rosińska 1986, s. 71]. Sposób myślenia o percepcji jako odwzorowaniu ma swoją długą tradycję w myśli filozoficznej. Jest on wyrazem wzrokocentryzmu kultury zachodniej. Od czasów greckiej filozofii wzrok uznawany jest za najdoskonalszy ze wszystkich zmysłów. Nie może więc dziwić fakt, iż wiedza wyrażana jest w metaforach wziętych głównie ze sfery wizualnej [Erjavec 1995, s. 2]. Predylekcję do wzrokocentryzmu można zatem śledzić, począwszy od metafory poznania jako patrzenia w starożytności [Rorty 1994, s. 40-44]2 oraz średniowieczu [Pomian 2009, s. 46-79]3, po ustalenia brytyjskich empirystów. Te ostatnie, rozumiane jako świadectwa historyczne stanu kultury nowożytnej [Pałubicka 1994, s. 141-156; Pałubicka 1997a, s. 91-109; Pałubicka 2006, s. 89-119], stały się częścią zdrowego rozsądku ludzi zachodniej kultury. Chcąc nie chcąc, nie potrafimy dzisiaj myśleć o widzeniu inaczej niż w kategoriach empirycystycznych, gdyż te należą do podstaw naszej socjalizacji. To idee empirystów oraz filozofii szkockiej szkoły zdrowego rozsądku zagwarantowały zmysłowi wzroku wyróżnioną poznawczo pozycję w kulturze europejskiej. Jak ujął tę kwestię Martin Jay: Rozwój zachodniej filozofii nie może być w pełni zrozumiały bez uświadomienia sobie jego nawykowego wręcz uzależnienia od wizualnych metafor takiego czy innego rodzaju. Poczynając od gry cieni na ścianie jaskini Platona i Augustyńskiego podziwu dla „boskiego światła”, poprzez Kartezjańskie idee osiągalne poprzez „stały ogląd umysłowy” oraz oświeceniową wiarę w nasze dane zmysłowe, wzrokocentryczne filary naszej tradycji filozoficznej miały niewątpliwie silne oddziaływanie. Poprzez spekulację, obserwację, czy też odkrywczą iluminację, zachodnia filozofia przejawiała tendencje do bezspornej akceptacji tradycyjnej zmysłowej hierarchii. [Jay 1998, s. 317] Warto odnotować, że idea łącząca predylekcję do wzrokocentryzmu z kontekstem mitologiczno-religijnym była jasno formułowana dekady wcześniej przez Olgę Freudenberg, która zwracała uwagę, iż pojęcia filozoficzne wywodzą się z mitologicznych obrazów [Freudenberg 2005, s. 339-357]. Ogromną rolę w procesie upo2 Richard Rorty kilkakrotnie przywołuje w swoich pracach Hansa Blumenberga. Wydaje się, że ten wybitny historyk w dużym stopniu wpłynął na myśl amerykańskiego neopragmatysty. Blumenberg jest twórcą „metaforologii”, którą rozumiał jako naukę o obrazach, za pomocą których człowiek ujmuje siebie i świat. Metafory służą zatem samorozumieniu. Wedle niego metafory są nieeliminowalnym rdzeniem nie tylko światopoglądów, ale i koncepcji filozoficznych [na temat metafor w filozofii zob. np. Derrida 2002, s. 261-336]. Na rolę metafor optycznych w dyskursie filozoficznym zwracał uwagę jako jeden z pierwszych Krzysztof Pomian w książce Przeszłość jako przedmiot wiary. Historia i filozofia w myśli średniowiecza wydanej po raz pierwszy w latach 60. XX w. Drugi z rozdziałów tej książki nosi znamienny tytuł: „Widzenie i poznanie” [Pomian 2009, s. 46-79]. Historyk twierdzi, że: „Historia metaforyki optyczno-świetlnej nie została chyba napisana, choć byłaby bardzo pożyteczna”. Jego zdaniem: „Metafory zaczerpnięte z jakiejś elementarnej optyki były w średniowieczu niezmiernie popularne i miały za sobą długą tradycję”. Zwraca on między uwagę na tendencje platonizujące, w których poznanie utożsamione jest z widzeniem [Pomian 2009, s. 55]. 3 Wprowadzenie 11 wszechnienia poznawczego zaufania do wzroku i obserwacji odegrała nowożytna nauka oparta na wcześniej wypracowanych metaforach filozoficznych i religijnych. Można powiedzieć, że ostateczne ugruntowanie obiektywnych treści danych zmysłowych (tzw. czystych wrażeń) konstytuuje się w kulturze nowożytno-europejskiej wraz z osiągnięciem przez przyrodoznawstwo regulacyjnej mocy kultury. To ono wypracowuje fizykalny styl obserwacji naukowej „oczyszczony” z naleciałości wyobrażeń zbiorowych o charakterze magicznym (Lévy-Bruhlowskiej „aury”). Ponadto nauka ma kluczowy wpływ na współtworzenie kategorii potoczności (zdrowego rozsądku) rozumianej jako sfera wiedzy, w której socjalizowany do określonego widzenia (określonej treści percepcji) jest każdy członek nowoczesnego społeczeństwa. Metaforą, która stanowi wyraz takiego realistycznego obrazu widzenia, jest fotografia. To ona zdominowała nasze wyobrażenie o ludzkiej percepcji wzrokowej. Dzięki analogii oka i aparatu fotograficznego powstało mylne — z konstruktywistycznego punktu widzenia — wrażenie, iż proces widzenia to bierne odbijanie tego, co na zewnątrz, mechaniczne rejestrowanie świata „samego w sobie”. Dekonstrukcja zniewalającej nas metafory nie jest w tym miejscu konieczna, albowiem należy ona już dzisiaj raczej do zdrowego rozsądku (traktowanego jako sfera kultury) niż przekonań wspólnoty humanistów. Wynika to z upowszechnienia się ustaleń antropologicznych wskazujących na konieczność posiadania określonych umiejętności „czytania” fotografii, chociażby takich jak idea reprezentacji4. Zadaniem, które sobie stawiam w niniejszej pracy, jest zbudowanie obrazu percepcji wzrokowej w ujęciu konstruktywizmu społecznego. Zdecydowanie różni się on od modelu obiektywistycznego, opartego na przekonaniu, że to, co widzimy, to świat taki, jaki jest w rzeczywistości. Model konstruktywistyczny zakłada fundamentalny udział kultury w procesie poznania i obserwacji. Czyni on tym samym nauki o kulturze naukami podstawowymi [szerzej: Kmita 1985; Kmita 2000; Zybertowicz 4 Badania prowadzone przez antropologów wskazują, że niektóre społeczności pierwotne nie potrafią rozpoznać na pokazywanych im przez badaczy zdjęciach rzeczy i osób ze swojego najbliższego otoczenia. Odwracają zdjęcia „do góry nogami”, przyglądają się im z różnych stron. Tak opowiada o tym Melvile Herskovitz: „Zdarzyło mi się przeżyć sytuację podobną do tych, o których donosili z wielu części świata ci, którzy mieli okazję pokazywać fotografie osobom, które nigdy przedtem fotografii nie widziały. Dla nas, przyzwyczajonych do specyfiki realizmu obiektywu fotograficznego, stopień skonwencjonalizowania zawarty w najwyraźniejszej nawet fotografii, jest czymś na kształt szoku. [...] W tym przypadku, który mam na myśli, buszmeńska kobieta obracała na różne sposoby fotografię swego własnego syna usiłując znaleźć jakiś sens w różnych odcieniach szarych plam na kawałku papieru, który trzymała. Dopiero gdy szczegóły fotografii zostały jej wskazane, była w stanie dostrzec jej treść” [cyt. za: Marody 1987, s. 26]. Sporo miejsca dekonstrukcji tej metafory poświeciłem w swojej pracy doktorskiej korzystając z idei Vilema Flusser określającego umiejętność potrzebną do „czytania” fotografii mianem „imaginacji” [Flusser 2004, s. 21] oraz idei Władysława Strzemińskiego twierdzącego, iż „uczestnik kultury pozostający we władaniu widzenia konturowego, najwcześniejszego typu świadomości wzrokowej, charakterystycznego dla społeczności pierwotnych (czyli widzenia konturowego), pozostałby ślepy na fotografię [Strzemiński 1969, s. 22]. Zaletą krytycznego omówienia tej umarłej na dosłowność metafory było wskazanie, iż opis historii metafory fotografii jako oddającej sposób naszego widzenia pozwala śledzić ideę wzrokocentyzmu znacznie dalej niż kultury greckiej, tj. kultur archaicznych. W tym kontekście prezentowałem jedną z tez poznańskiej szkoły kulturoznawczej, iż wiele naszych wyobrażeń, także tych ukonstytuowanych przez filozofię, posiada genezę mityczno-magiczną, czego potwierdzeniem jest prawdziwościowy status wzroku, jaki mu nadajemy. 12 Wprowadzenie 1995; Szahaj 2005, s. 5-15]. Obraz widzenia, jaki przedstawiam, hasłowo można wyrazić sformułowaniem zapożyczonym od Ludwika Flecka: „żeby widzieć, trzeba wiedzieć”. Podstawowe pytanie, formułowane zarówno przez filozofów, jak i antropologów5, które można w kontekście konstruktywizmu społecznego postawić, brzmi następująco: czy pojęcie relatywizmu kulturowego obejmuje tylko przekonania, czy odnosi się także do treści percepcji? [Pałubicka 2008, s. 29]. Jak celnie zauważyła Mirosława Marody, kontrowersja związana z pojęciem postrzegania i jego kulturowych uwarunkowań, da się sprowadzić do pytania: czy percepcja jest jedynie rejestracją wrażeń zmysłowych, czy też jest procesem jednoczesnej interpretacji tych wrażeń? W zależności od odpowiedzi na to pytanie podejmuje się bowiem decyzję, czy przykłady przytaczane w bogatej literaturze na ten temat są przypadkami różnic kulturowych w samym postrzeganiu, czy różnic kulturowych w interpretacji [Marody 1987, s. 28]. Zatem: czy wszyscy widzimy „to samo”, a jedynie inaczej to „coś” nazywamy? Może jest odwrotnie: nasza wiedza, w tym język i pojęcia, kształtuje percepowany przedmiot w taki sposób i w takim stopniu, że nie można mówić o „tym samym”? Czy bezrefleksyjnie, tj. bez odpowiedniej „czułości” na kulturę, zakładając „tę samą” treść percepcji, nie popadamy w imputację o charakterze kulturowym? Podążam w tym miejscu tropem Jerzego Kmity zauważającego, iż użycie wyrażenia „to samo” zakłada, iż […] zarówno badacz jak i jego informator — uczestnik badanej kultury — stoją w obliczu tych samych stanów rzeczy (a więc indywiduów charakteryzujących się tymi samymi własnościami i relacjami), tyle tylko, że informator stosuje inne formy pojęciowe dla ich klasyfikowania. Zdaniem Kmity nie wolno przyjmować takiego założenia na poziomie teoretycznych ustaleń kulturoznawczych, ponieważ prowadzi ono do imputowania uczestnikowi badanej kultury tego samego współczynnika humanistycznego odnośnych zjawisk, który reprezentuje sam badacz [Kmita 1985, s. 74]. „To samo”, rozumiane jako esencjalny „kawałek” świata — w świetle wielu ustaleń antropologicznych — staje się mocno problematyczne, co prowadzi do zakwestionowania naszego kontaktu z rzeczywistością który znajduje się władzy wzroku. Inaczej sprawę ujmując, interesować mnie będzie, jak głęboko kultura wkracza w widzenie (treść percepcji), jak bardzo percepcja jest uwarunkowana uprzednią wiedzą, dotyczącą tego, co ma być widziane. W ramach pozytywnej odpowiedzi na te pytania, uznając relatywny 5 Mam na myśli takich klasyków antropologii społeczno-kulturowej jak Ruth Benedict oraz Edmund Leach. Autorka Wzorów kultury zauważa, iż „Ż a d e n c z ł o w i e k n i e p a t r z y n i g d y n a ś w i a t absolutnie czystym wzrokiem. Odbiera go za pośrednictwem określonego z e s p o ł u z w y c z a j ó w , instytucji i sposobów myślenia. Nawet w dociekaniach filozoficznych nie jest w stanie wyjść poza te stereotypy; pojęcia prawdy i fałszu będą się ciągle wiązały zakreślonymi tradycyjnymi odrębnościami” [Benedict 2002, s. 79]. Z kolei angielski antropolog społeczny pisze: „Całkiem możliwe, że każda jednostka postrzega świat takim, jakim sugeruje jej własne podłoże kulturowe. Dzisiaj większość świata zdominowana jest przez »realistyczne« wyobrażenia powodowane przez nasze stosowanie kamer. Lecz sami się oszukujemy, jeśli wyobrażamy sobie — co przypuszczalnie wielu z nas czyni — ż e n a s z e o c z y »naturalnie« postrzegają świat takim, jaki jawi się on na fotografii” [Leach 2010, s. 29]. Wprowadzenie 13 charakter treści percepcji, postaram się szerzej zaprezentować dwie ogólne tezy dotyczące kulturowego wymiaru ludzkiej percepcji wzrokowej. Pierwsza z nich, którą zawdzięczam Annie Pałubickiej, zakłada, że uniwersalizacja nowożytnego schematu percepcyjnego uprawomocnionego przez mechanizmy biologiczne jest nieuprawniona. Tym, co decyduje o widzeniu, nie jest biologiczny odbiór doznań wzrokowych. Z faktu, że dane percepcyjne od czasów nowożytnych są istotnym elementem struktury europejskiej nauki i europejskiego sposobu myślenia, nie da się wyprowadzić wniosku nakazującego myśleć o treści percepcji w kategoriach uniwersalnych. To, że wszyscy ludzie mają takie same zmysły (są tak samo wyposażeni w sensie somatycznym), nie oznacza jeszcze, iż dysponują takimi samymi spostrzeżeniami. Opowiadam się za tezą, iż treść percepcji nie jest określona przez posiadanie zdolności do postrzegania przez organizmy naczelnych, lecz przez kulturę [Pałubicka 2008, s. 38]. To kultura ma ostateczne i decydujące słowo w formowaniu tego, co i jak jest dane w akcie widzenia. Sprzeciwiam się zatem zdecydowanie uniwersalizującym tendencjom w psychologii oraz kognitywistyce, obecnym także w opartej na jej ustaleniach filozofii analitycznej (np. V. W. O Quine’a). W moim przekonaniu uznają one kulturowo wypracowaną treść percepcji za biologiczną, wrodzoną dla gatunku ludzkiego. Nawet jeśli badania kognitywistyczne są w stanie przekonująco (choć mam tu szereg wątpliwości) udowodnić, że aparat biologiczny człowieka jest zdolny do określonego widzenia, to nie zmienia to faktu, iż to kultura ma decydujący wpływ na to, czy owa (jakoby) wrodzona kompetencja będzie mogła zostać zrealizowana. W odniesieniu do tego zagadnienia można by zastosować analogię do gramatyki generatywnej: gramatyka generatywna wyjaśnia kompetencje językowe, które uznaje za wrodzone, lecz nie ich wykonanie, tj. sam akt mowy. Sam fakt biologiczności, wrodzoności tych kompetencji nie oznacza ex definitione konieczności ich realizacji, wykonania społecznego6. To kultura wyznacza, które z nich „dojdą” do głosu, a więc to nauki o kulturze mówią o rzeczywistych różnicach w postrzeganiu pomiędzy różnymi grupami ludzkimi. Moim zdaniem, uniwersalizacja nowożytno-europejskiego schematu percepcji jest wynikiem braku refleksji z zakresu teorii i historii kultury. To, co społecznie wypracowane (historycznie „zdobyte”), zostało tak skutecznie „zapomniane”, że wydaje się niemożliwością myśleć o treści percepcji inaczej niż za pomocą wyobrażenia zaproponowanego przez brytyjskich empirystów. Za Rolandem Barthes’em można by powiedzieć, że Historia przeszła w porządek Natury [Barthes 2000]. W tym sensie obiektywnie istniejące, tj. niezależne od procesu uczenia się, tzw. czyste wrażenia uważam za mit. Pomocne w dekonstrukcji tego przekonania są ustalenia dotyczą6 Nawiasem mówiąc, to kultura wyznacza nastawienie wobec poszukiwania tych kompetencji percepcyjnych. Czy możemy powiedzieć coś o kompetencjach niezrealizowanych? Jak je w ogóle „odnaleźć”? W ostateczności więc nauki o mózgu badają tylko ten obszar owych kompetencji, który uprzednio wyznaczyła kultura. Inaczej mówiąc: te kompetencje, które na gruncie jakiejś kultury już zostały zrealizowane. Ma to ciekawą konsekwencję: jeśli zmienia się kultura, zmienia się nauka o mózgu; pozbawiony wpływu kultury badacz mózgu byłby ślepy — nie wiedziałby po prostu czego szukać. 14 Wprowadzenie ce społeczeństw przedpiśmiennych, wypracowane w pracach badaczy poznańskiej szkoły kulturoznawczej. Pozwalają one zrelatywizować treść percepcji do kontekstu kultury pierwotnie magicznej (tzw. magii synkretycznej), co uświadamia pośrednio, jak bardzo to, co nam wydaje się oczywiste w odniesieniu do naszej percepcji, jest partykularnym punktem widzenia. Takie rozumienie percepcji wzrokowej wpisuje się w mój ogólny sprzeciw, jasno wyrażany przez poznańskich badaczy [Pałubicka 2004, s. 99-109; Kowalski 2004, s. 39-63] wobec uniwersalizujących oraz upraszczających tendencji w kognitywistyce. Nie chodzi w tym kontekście tylko o kategorię postrzegania, ale tworzenie wiedzy w ogóle oraz pojęć służących do jej opisu. Uważam, że ustalenia kognitywistyczne mają niewielkie znaczenie dla proponowanego przeze mnie obrazu widzenia rozumianego jako zawsze kulturowo „uregulowanego”. Nie będą mnie one zatem w jakiś szczególny sposób zajmowały, poza ostatnią częścią książki. Na kilku przykładach będę starał się pokazać, że opisy kognitywistyczne dotyczące „ludzkiej percepcji w ogóle” w nieuprawniony sposób uniwersalizują nasze własne (nowożytno-europejskie) postrzeganie, zakładając, iż dotyczy ono wszystkich ludzi zawsze i wszędzie, niezależnie od ich kulturowych wspólnot. W tym sensie uważam, że badania kognitywistyczne pozbawione interpretacji kulturoznawczej oraz tracące z pola widzenia uwikłania badanego podmiotu w kulturę są po prostu mało ciekawe dla proponowanego przeze mnie sposobu myślenia. Druga teza dotycząca kulturowego wymiaru percepcji wzrokowej brzmi: konstruktywizm społeczny jest propozycją w teorii poznania pozwalająca wyjść poza dualizujący schemat widzenia, który oddziela od siebie percepcję pojmowaną fizykalnie oraz interpretację. Schemat ów zakłada, że obiektywnie istniejące, bezpośrednio dostępne dane zmysłowe to „tamta strona”, by posłużyć się określeniem Josefa Mitterera [Mitterer 1996]. Moim zdaniem, dane zmysłowe podlegające interpretacji to iluzja, którą zawdzięczamy w zdecydowanej mierze refleksji filozoficznej. W moim przekonaniu nie ma nic „gotowego” po „tamtej stronie”. W tym sensie nasze wrażenia wzrokowe zmieniają się zależnie od posiadanej wiedzy (najwybitniejszym rzecznikiem tej tezy był „późny” Wittgenstein). Uważam, że interpretacja nie jest czymś, co „nakłada” się na czyste dane, ale czymś, co owe dane w ogóle umożliwia. W myśl orientacji konstruktywistycznej „tamta strona” jest tworzona, jest wynikiem wiedzy, nie zaś odwrotnie. Tymczasem stanowisko obiektywistyczne, przeciwne takiemu podejściu, zakłada, że zawsze widzimy to samo, jedynie inaczej to „coś” nazywamy. Takie twierdzenie, co postaram się wykazać, jest nie do utrzymania. W optyce konstruktywistycznego modelu poznania daje się zauważyć związek wiedzy (w tym języka) i widzenia. Model ów wydaje mi się bardziej płodny poznawczo niż stanowisko obiektywistyczne7. Wynika to przede wszystkim z faktu, że nie redukuje on tre7 W tym heurystycznym znaczeniu zajmuję względem tez relatywizmu językowego Sapira-Whorfa podobne stanowisko jak Mirosława Marody. Autorka książki Technologie intelektu pisze: „Choć zabrzmi to na pozór bezsensownie, w moim przekonaniu hipoteza Sapira-Whorfa poddaje się weryfikacji jedynie pod warunkiem, że się ją przyjmie a priori. Rozumiem przez to, że teza o determinizmie językowym jest założeniem Wprowadzenie 15 ści percepcji do schematu biologicznego bliżej niesprecyzowanego antropologicznie „człowieka w ogóle”. W ramach podejścia konstruktywistycznego twierdzę, że widzimy tym, co mentalne, a nie tym, co fizykalne, albowiem zawsze widzimy „gotowe postaci”, co jest tezą w dużej mierze dobrze udokumentowaną w omawianym przeze mnie materiale. Percypujemy przedmioty i wydarzenia jako obiekty kulturowe, wyposażone w określone wartości. W języku kulturalizmu Floriana Znanieckiego można powiedzieć, że: Człowiek nie żyje po prostu w „środowisku naturalnym”, on najpierw egzystuje w swoim, typowo ludzkim „otoczeniu”, czyli w sferze społecznych wyobrażeń. Wszystko bowiem, co staje się dostępne w doświadczeniu społecznym, musi uzyskać swoją ważność. Ważność jednak nie przysługuje światu jako takiemu, ale tylko przedkładanej i społecznie uznawanej p o s t a c i świata. To, co w danej wspólnocie nabiera wartości, to obiekty kulturowe, będące funkcją egzystowania w świecie wartości. Poszczególne kultury różnią się nie tylko pod względem treści poszczególnych wartości, ale przede wszystkim pod względem struktury porządku aksjonormatywnego i pod względem sposobów osiągania wartości. Historyczne i antropologiczne pytanie o sens badanego obiektu kulturowego jest ostatecznie pytaniem o to, do czyjego i do jak ułożonego świata wartości należy odnieść istnienie tego obiektu, by stał się on dla nas zrozumiały. [Kowalski 2005a, s. 71; wyróżnienie oryginalne] Odnosząc tę tezę do percepcji wzrokowej, można powiedzieć, że każde doświadczenie wzrokowe jest doświadczeniem społecznym opartym na wypracowanym historycznie nastawieniu wobec wartości, czyli tego, co w danym momencie uchodzi za godne uwagi. Najważniejsze w tej optyce są znaczenia, jakie nadajemy percypowanym przedmiotom. Szczególnie istotne dla mnie są odpowiednie konteksty użycia słów, których zostaliśmy nauczeni (tutaj ponownie należy przywołać „późnego” Wittgensteina). To one bowiem kształtują nasze myślowe oczekiwania, wpływają na nasze mentalne nastawienie wobec postrzeganych rzeczy. Jednym z takich wymiarów jest metaforyczne używanie słów. Z tego względu przemiany wiedzy, np. zmiana metafor, są równoznaczne z przemianami widzenia. „Te same” przedmioty stają się innymi przedmiotami, albowiem zaczynamy dostrzegać inne ich aspekty. Fundamentalną tezą, jaką postaram się udowodnić w swojej pracy, jest stwierdzenie, iż powyższe sformułowanie dotyczy nie tylko wiedzy naukowej, ale także, a może nawet przede wszystkim, wiedzy zdroworozsądkowej. Teza ta, głoszona m.in. w rao funkcji paradygmatu, którego przyjęcie stwarza dopiero warunki do weryfikacji bardziej konkretnych stwierdzeń. Decyzje o przyjęciu takich założeń są podejmowane nie w kategoriach »prawdy — fałszu«, lecz w kategoriach heurystycznych korzyści. Innymi słowy, pytaniem podstawowym w przypadku hipotezy Sapira-Whorfa powinno być nie pytanie, »czy język naprawdę wpływa na postrzeganie«, lecz pytanie, »czy zrozumiemy lepiej i jakie fragmenty rzeczywistości, jeśli przyjmiemy, że język wpływa na postrzeganie«” [Marody 1987, s. 43]. Celem książki Marody jest wskazanie, że przyjęcie założenia o występowaniu pewnych form determinizmu językowego takie heurystyczne korzyści nam przynosi [Marody 1987, s. 43]. 16 Wprowadzenie mach antropologii wiedzy8, jest mocno kontrowersyjna. Zdaję sobie z tego sprawę. Zgodzimy się przecież, że np. naukowiec musi posiadać odpowiednią wiedzę, aby zobaczyć pod mikroskopem postać jakichś bakterii. Z trudem przychodzi nam jednak przyswojenie idei (geneza takiego oporu także będzie zasygnalizowana), że każde widzenie, każdy akt percepcji, nawet ten, który wydaje się empirycznie podstawowy, wymaga antycypującej go wiedzy. Postaram się udowodnić tezę, że percepcja, którą określamy mianem zdroworozsądkowej, tj. tej, w której wydaje się nam, że nie można widzieć inaczej, jest także zapośredniczona kulturowo. W optyce powyższego twierdzenia, że „widzimy tym, co mentalne, a nie tym, co fizykalne”, będę starał się wykazać jeszcze jedną rzecz. Mianowicie to, że opis fizykalny jest także opisem mentalnym. Opozycja faworyzująca poznawczo opis fizykalny, który jakoby odwzorowuje świat sam w sobie, jest iluzją. Twierdzenie to znajduje swoje uzasadnienie w materiale filozoficznym oraz historycznym. O ile ten pierwszy jest znany humanistom pod nazwą „zmiany aspektu” dyskutowanego przez „późnego” Wittgensteina, o tyle drugi rzadko znajduje swoje miejsce w ich świadomości. Za autorem Dociekań filozoficznych twierdzę, że umiejętność dokonania opisu fizykalnego jest uwarunkowana uprzednią wiedzą, tj. znajomością postaci. Nie jest zatem tak, że na opis fizykalny (barwy i kształty) „nakładamy” opis mentalny (interpretację). Jest dokładnie odwrotnie, albowiem każdy opis wymaga antycypującej go wiedzy. Co ciekawe, z punktu widzenia historii kultury wydaje się, że sama umiejętność stworzenia takiego opisu jest kulturowym „wynalazkiem”. Jeśli bowiem, jak twierdzi Wittgenstein, widzimy otaczającą nas rzeczywistość w pewnych aspektach, w określonych postaciach, które są czymś więcej niż barwy i kształty, to potrzebna jest umiejętność zdystansowania się od swojego widzenia, aby móc spojrzeć na barwy i kształty w taki sposób, aby nie widzieć postaci (ponieważ nie można widzieć jednego i drugiego jednocześnie). Kluczowa byłaby więc świadomość dystansująca w stosunku do takiego, a nie innego postrzegania oraz świadomość, że się postrzega w ogóle. Wydaje się to z dzisiejszego punktu widzenia oczywiste, ale postaram się jednak pokazać, że nie zawsze tak było. Tutaj właśnie z pomocą przychodzi materiał historyczny. Moim zdaniem, akt świadomości potrafiący dokonać takiego gestu krytycznego względem własnego widzenia jest umiejętnością myślową odziedziczoną po czasach nowożytnych i z dużym prawdopodobieństwem można stwierdzić, iż nie istniała wcześniej. Ową umiejętność zawdzięczamy w ogromnej mierze refleksji filozoficznej, głównie empirystom. Nawiasem mówiąc, dopiero od ukonstytuowania się w kulturze zachodnio- europejskiej szerokiego consensusu co do obiektywnego statusu opisu fizykalnego i wyrobienia umiejętności takiego opisu, można mówić o różnych interpretacjach „tego samego”. Wcześniej taki zabieg myślowy nie byłby możliwy, albowiem dwóch spoglądających na „to samo” obserwatorów nie widziałoby właśnie „tego samego”. Widzieliby różne postacie i zapewne nie potrafiliby na 8 Jak zauważa jeden z polskich antropologów wiedzy, „bada [ona — M.R.] przede wszystkim wszelkie przejawy myśli naukowej i wiedzy potocznej z nią związanej” [Srogosz 2005, s. 119]. Wprowadzenie 17 tyle zdystansować się do swojego widzenia, aby uzgodnić między sobą jakiś opis fizykalny. Taki stan rzeczy ma swoje potwierdzenie w materiale antropologicznym. Uznanie przedstawionej przeze mnie koncepcji percepcji, że nie ma żadnego „naturalnego” widzenia, ma swoje niezwykle istotne konsekwencje dla teorii kultury. Jeżeli bowiem zmianie ulega wiedza, to samo dotyczy także postrzegania rzeczywistości. Staje się ona raczej „za-dana” niż „dana”. Wspomniana wiedza nie może pochodzić z obserwacji, jeśli ową obserwację ma przecież umożliwiać. W ostatniej części pracy, chciałbym odnieść się do dwóch problemów związanych z ową kwestią: relatywizmem oraz zmianą kulturową. Po zaprezentowaniu uwag wprowadzających, mających na celu przedstawienie głównych tez pracy, należy kilka słów poświęcić jej strukturze. W rozdziale pierwszym staram się zbudować szeroki model konstruktywizmu społecznego, którego będę używał analizując kulturowy wymiar widzenia. Tworząc model konstruktywizmu społecznego, staram się jednocześnie wskazać, co różni go od innych konstruktywizmów (nie społecznych) oraz konceptualistów. Chodzi o podkreślenie, że pojęcie kultury jest fundamentalne. Postkonstruktywiści, jak określa się konstruktywistów odrzucających określenie „społeczny”, często rezygnują z tej wyróżnionej pozycji. Filozoficzni konceptualiści z kolei uważają ludzką wiedzę za zawsze pojęciową. Zgadzam się z nimi, że nasze pojęcia mają wpływ na treść percepcji, podkreślam jednak, że nie każda ludzka wiedza jest ex definitione pojęciowa. Warto w tym kontekście przyjrzeć się kulturom przedfilozoficznym, które — co szczególnie ważne — nie posiadały pisma umożliwiającego tworzenie abstrakcji. Aby mój futerał myślowy (określenie Andrzeja Zybertowicza) był jak najbardziej pojemny, włączam do niego tych badaczy mieszczących się w ramach konstruktywizmu społecznego, których ustalenia w sprawie percepcji wydają mi się najbardziej atrakcyjne intelektualnie. Myślę tutaj o Ludwiku Flecku oraz dwójce poznańskich badaczy ze szkoły Jerzego Kmity: Annie Pałubickiej i Andrzeju P. Kowalskim. W moim przekonaniu usytuowanie ich w jednej wspólnocie interpretacyjnej jest trafne nie tylko w kwestii podejścia do percepcji. Model, który przedstawiam, można chyba najtrafniej określić jako „konstruktywistyczno-kulturalistyczny” (określenie A. Szahaja) [szerzej patrz: Rydlewski 2016a]. Inspirujący wydaje się także inny termin: „transcendentalizm kulturowy”. Zapożyczam go z tytułu książki Agnieszki Lenartowicz-Podbielskiej [Lenartowicz-Podbielska 2003], rozumiem zaś — za Andrzejem Szahajem — jako [...] przekonanie, iż kulturowo wytworzona wizja świata decyduje apriorycznie o przyjmowanym na gruncie pewnej wspólnoty społecznej sposobie jego „ontologicznego umeblowania” (wyrażenie Hilarego Putnama), o standardach obiektywności, prawdy, moralnej słuszności, racjonalności przekonań i działań. [Szahaj 2006, s. 157-158] Nie mam wątpliwości, że „transcendentalizm kulturowy” może z powodzeniem odnosić się do kategorii percepcji. W jego ramach można głosić tezę, że to, co widzimy jest zawsze już kulturowo a priori „przedustawne”, przy czym kluczowy 18 Wprowadzenie dla owego „ustawienia” jest język. W perspektywie modelu „konstruktywistyczno-kulturalistycznego” czy idei „transcendentalizmu kulturowego”, należy zgodzić się z Andrzej P. Kowalskim, iż obrona obecności tak zwanych „czystych wrażeń” zmysłowych, odbieranych przez bliżej niesprecyzowany antropologicznie uniwersalny ludzki podmiot, jest epistemologicznym reliktem i wydaje się poznawczo ograniczona. Takie podejście zostało sformułowane przez oświeceniową epistemologię, następnie podbudowane eksperymentalną psychologią i do niedawna jeszcze było (tu i ówdzie jest) podtrzymywane przez kognitywistykę. Jeśli wziąć pod uwagę ustalenia etnologiczne, należy stwierdzić, że podejściu takiemu brakuje uwzględnienia tego, co jest istotne dla badaczy kultury — „współczynnika humanistycznego” [Kowalski 2013a, s. 323-343]. Najdobitniej wyraża tę kwestię Anna Pałubicka w najnowszej książce pod tytułem Gramatyka kultury europejskiej, w której mówiąc o zmiennych treściach percepcji czy modelu percepcji w ogóle, zastrzega każdorazowe uwzględnienie „współczynnika percepcyjnego” [Pałubicka 2013, s. 84, 89], analogicznego do „współczynnika humanistycznego” Floriana Znanieckiego. Uwzględnienie zalecanej przez Znanieckiego dyrektywy metodologicznej pozwala „wyjść” poza fizjologiczny schemat wrodzonych kompetencji percepcyjnych człowieka jako gatunku biologicznemu, w kierunku kontekstu kulturowego. Badacz może zatem reflektować, na ile wiedza zdobywana w procesie socjalizacji kształtuje owo widzenie (treść percepcji), jak nadawane znaczenia ukierunkowują percepcję i konstruują przedmiot widzenia. W tym sensie w miejsce percepcji „w ogóle” (ogólnoludzkiej) pojawia się „konkretna” percepcja analizowana w ramach danego społeczeństwa z określoną kulturą, co umożliwia kulturoznawczą refleksję nad treścią danego aktu widzenia. Wychodzę przy tym z założenia, że tak jak nie ma „myślenia w ogóle”, tak nie ma „widzenia w ogóle”. Refleksja konstruktywistyczno-kulturalistyczna dokonuje gestu odwrotnego w stosunku do zabiegu kognitywistycznego: zamiast redukować złożoność treści percepcji do schematu biologicznego, czyni biologiczny schemat jedynie punktem wyjścia. W tym sensie łatwo zauważyć, że kulturoznawcza praca zaczyna się tam, gdzie podejście kognitywistyczne uważa sprawę percepcji za zamkniętą. Modelowym ujęciem percepcji w kontekście myślowym, który określam jako „transcendentalizm kulturowy”, jest filozofia form symbolicznych Ernsta Cassirera. Postać niemieckiego badacza (obok Floriana Znanieckiego) odgrywa fundamentalną rolę dla tego schematu poznawczego [Szahaj 2006, s. 157]. Na przykładzie idei autora Filozofii form symbolicznych daje się zobrazować myśl przewodnią niniejszej pracy: postrzegany przedmiot jest nam raczej „za-dany” niż „dany”, przez co rozumiem, zgodnie z wcześniejszą wykładnią, że nie ma żadnego bezpośredniego oglądu niezapośredniczonego uprzednio przez sferę kultury. W tym przypadku chodzi o odpowiednie formy symboliczne, czy mówiąc inaczej: zróżnicowane kulturowych a priori. W moim przekonaniu projekt filozoficzny Cassirera jest jednym z najbardziej inspirujących w naukach o kulturze. Wyrazem tego może być chociażby koncepcja „wielu światów” Nelsona Goodman, który do ustaleń tego badacza szeroko nawiązywał [Goodman 1997; zob. także Kubalica 2011, s. 13-28]. Można by nawet zaryzykować stwierdzenie, Wprowadzenie 19 że w perspektywie tego, czego dokonał Cassirer, Goodman nie powiedział czegoś radykalnie nowego. Nie chodzi mi przy tym rzecz jasna o deprecjonowanie ustaleń tego autora (byłoby to nieuprawnione), ile raczej o wskazanie myślowego potencjału marburskiego neokantysty. Dla przywołania postaci Cassirera kluczowym uzasadnieniem wydaje się fakt, że jego idee zawierają najważniejsze punkty orientacyjne przedstawianego przeze mnie konstruktywistycznego podejścia do percepcji. Rozdział drugi stanowi próbę namysłu z zakresu „archeologii kulturoznawczej”. W ramach projektu badawczego skonstruowanego przez Andrzeja P. Kowalskiego poruszę zagadnienie dysonansu poznawczego, jaki można odczuwać w odniesieniu do kategorii percepcji, czytając pisma dwóch klasyków myśli antropologicznej i filozoficznej. Mam na myśli Luciena Lévy-Bruhla oraz Ernsta Cassirera. Obu z nim można zarzucić odejście od głoszonego przez nich twierdzenia, że materiał zmysłowy w społeczeństwach pierwotnych jest inaczej „zorganizowany” niż ma to miejsce u nowożytnych Europejczyków. Dotyczy to przede wszystkim tak zwanego praktycznego wymiaru postrzegania. Prezentując teorię postrzeżeń zmysłowych w społecznościach pierwotnych autorstwa Lévy-Bruhla oraz uwagi krytyczne Cassirera pod jego adresem, postaram się pokazać, że nie musimy przyjmować interpretacji mówiącej, iż w praktycznym wymiarze działania musimy postrzegać tak samo. Wynika ona z imputacji o charakterze zdroworozsądkowym, uniwersalizującej racjonalność nowożytnoeuropejską. Moim zdaniem, każdy akt percepcji w społecznościach pierwotnych był „przesycony” wyobrażeniami zbiorowymi o charakterze magicznym. Nie wykluczało to jednak — jak uważam — możliwości radzenia sobie w zewnętrznym świecie. Owo „radzenie” sobie stanowi często koronny argument na rzecz tezy, że jesteśmy zmuszeni do widzenia czysto empirycznego, aby „nie zginąć marnie” (określenie Izydory Dąmbskiej) w świecie zewnętrznej wobec nas przyrody. Opowiadam się za tezą, że wcale nie trzeba percepować w kategoriach empirystycznych, aby „radzić” sobie z zewnętrznym światem. Możemy — jako kulturowo zróżnicowane społeczności — dostrzegać różne aspekty zewnętrznego świata, które nie muszą z konieczności pociągać za sobą nieskuteczności podejmowanych działań. W ramach polemiki z imputowaniem społecznościom pierwotnym pewnej dozy racjonalności typu zdroworozsądkowego, odniosę się krytycznie także do współczesnej klasyki antropologicznej. Problem ten bowiem wcale nie traci na znaczeniu. Mam na myśli tekst Clifforda Geertza „Myśl potoczna jako system kulturowy”, który będę interpretował w optyce ustaleń „archeologii kulturoznawczej” Andrzeja P. Kowalskiego. Zgodnie z projektem „archeologii kulturoznawczej” [Kowalski 2000, s. 115-126], postaram się pokazać, jakie wynalazki myślowe nie mogły być wiążące dla społeczeństw pierwotnych i archaicznych posługujących się najstarszą formą myślenia, jaką stanowi metamorfoza magiczna. Takie ujęcie sprawy wynika z chęci, cząstkowego jedynie i niepełnego, skorygowania filozofii kultury, która nie poświęciła do tej pory dosyć miejsca „genealogii, od czasów starożytnych, perspektywy formującej treść percepcji” [Pałubicka 2008, s. 38]. Moim zdaniem, ową „genealogię” treści percepcji, rozumianą w nietzscheańsko-foucaultiański sposób, można śledzić w perspektywie procesu „odklejania się słów od świata” oraz wyna- 20 Wprowadzenie lazków charakterystycznych dla całej kultury zachodniej od czasów narodzin filozofii. Nieco inaczej mówiąc, interesujące wydaje mi się ukonstytuowanie „relacji epistemologicznej” (określenie Andrzeja Zybertowicza) w wyniku procesu utraty „aury” (określenie Luciena Lévy-Bruhla) towarzyszące pozbywania się widzenia w kategoriach magicznych (mistycznych). Jego ukoronowaniem było stworzenie w nowożytnym empiryzmie koncepcji „czystych wrażeń” zmysłowych, które są możliwe do opisania w języku fizykalnym. W tym znaczeniu rozdział drugi, w którym podejmuję niełatwe zagadnienie postrzegania w społecznościach archaicznych i pierwotnych, należy odczytywać jako uhistorycznienie zaproponowanego przez Josefa Mitterera dualizującego sposobu argumentacji, zakorzenionego w filozofii odwołującego się do „tamtej strony”. W tym przypadku stanowią ją „surowe dane” zmysłowe. Podobna inspiracja jest dobrze widoczna w książce Ewy Bińczyk w odniesieniu do problemu referencji językowej [Bińczyk 2007]. W rozdziale trzecim przedstawiam najważniejsze teoriopoznawcze idee Ludwika Flecka. Swoją narrację zbuduję tak, ażeby opisując je, zwrócić szczególną uwagę na rolę metafor w myślowym organizowaniu treści percepcji. Jak celnie zauważył Ian G. Barbour, metaforyczne użycie pewnego terminu dokonuje przeniesienia znanych skojarzeń użytego wyrażenia. Jak pisze on w porównawczym studium nauk przyrodniczych i religii pt. Mity, modele, paradygmaty: Skojarzenia te funkcjonują następnie jako filtr albo jako soczewka, poprzez którą spoglądamy na poznawaną rzecz; niektóre z jej cech ulegają pominięciu lub pomniejszeniu, podczas gdy inne zostają podkreślone i uwydatnione. Rzecz ta widziana jest wtedy w nowym świetle, zmieniającym nasze nastawienie wobec niej. [Barbour 1983, s. 20] Szerzej omówię jeden z przykładów autora Powstania i rozwoju faktu naukowego, a mianowicie postrzeganie szkieletu jako rusztowania ludzkiego ciała. Będzie to także dobra okazja do pokazania, jak to się dzieje, że istnieje consensus co do statusu wiedzy dostarczanej przez zmysły, dlaczego to, co widzimy, wydaje nam się pochodzić od samej rzeczywistości, a udział naszej społecznie wytworzonej wiedzy jest pomijany. W rozdziale czwartym prezentuję poglądy Ludwiga Wittgensteina na widzenie, które autor Dociekań filozoficznych dyskutuje pod nazwą „zmiany aspektu”. Moim zdaniem, rozważania „późnego” Wittgensteina dotyczące percepcji dają się analizować w optyce konstruktywizmu społecznego. Uważam, że jego poglądy pasują do niego lepiej niż do tradycyjnie przypisywanej Wittgensteinowi perspektywy konceptualistycznej. Wittgenstein mówi bowiem nie tylko o pojęciach, ale i o wiedzy pozawerbalnej, „wiedzy milczącej”, by przywołać koncepcję Michaela Polanyi’ ego. Zgodnie z podziałem wiedzy milczącej na „wiedzę że” i na „wiedzę jak”, można powiedzieć, że musimy posiadać wiedzę o tym, co mam zobaczyć („wiedza że”), ale także wiedzieć, jak to coś zobaczyć („wiedza jak”), przy czym nierzadko ta właśnie sfera nie jest zwerbalizowana, jest pewną — jak mówi Wittgenstein — „techniką do opanowania” wyuczoną w procesie socjalizacji. Taka optyka interpretacji Wittgen- Wprowadzenie 21 steina może wydać się kontrowersyjna, ale postaram się pokazać, że ma swoje uzasadnienie w ideach tego filozofa. Skądinąd uważam za sprawę pewną, że Wittgenstein miał znakomite intuicje, o wartości heurystycznej dla nauk o kulturze uznających wagę konstruktywizmu społecznego. Wittgensteinowską inspirację wykorzystała m.in edynburska szkoła socjologii wiedzy [Bloor 1983] oraz społeczno-historycznie zorientowana filozofia nauki, by wymienić tylko prace Norwooda R. Hansona [Hanson 1965, s. 4-31; Hanson 1969, s. 59-186]. Na polskim gruncie kulturoznawcze opracowanie idei Wittgensteina (ze szczególnym uwzględnieniem wymiaru komunikacji), stanowi książka Andrzeja Zaporowskiego Wittgenstein a kultura [Zaporowski 1996]. Co takiego twierdzi Wittgenstein, co wydaje się warte „konstruktywistycznej uwagi”? Przede wszystkim austriacki filozof genialnie dekonstruuje obraz widzenia, jaki narzuca nam nasz język. O ile Fleck, z którego ustaleniami idee Wittgensteina są zbieżne [Gurczyńska-Sady 2010, s. 45-63], mówi o zdolności metafor do organizowania materiału zmysłowego, to autor Dociekań filozoficznych obnaża metaforę widzenia jako odwzorowania, kopii tego, co powstaje w nas pod wpływem przedmiotu. Słynny przykład kaczko-zająca ma nam uświadomić, że obraz mentalny, jaki powstaje w naszym umyśle (kaczka bądź zając), jest czymś innym niż obraz fizykalny (czyli układ barw i kształtów). W ten pierwszy wpisana jest interpretacja, jest on zatem konstrukcją [Putnam 1998, s. 231-232]. Zdaniem Wittgensteina, gry językowe są pierwotne w stosunku do postrzegania rzeczy w świecie. W tym znaczeniu różnice werbalne są różnicami w widzeniu świata. Każde widzenie zapośredniczone jest przez wiedzę: widzenie to jedność tego, co zmysłowe i tego, co intelektualne. Nie rzecz sama, ale sposób, w jaki na nią patrzymy, ma kluczowe znaczenie. Owe nastawienie, z jakim podchodzimy do przedmiotu, jest partykularne i zależy od formy życia, w której odbywała się nasza myślowa „tresura” (socjalizacja). W rozdziale piątym i szóstym omawiam dwie konsekwencje przyjęcia proponowanego przeze mnie konstruktywistycznego obrazu percepcji. Pierwsza dotyczy problemu relatywizmu, który w bronionej tu perspektywie konstruktywizmu społecznego staje się nieunikniony, a przez to traci sens jako zarzut. Wynika on konsekwentnie z milczącego na ogół przekonania, że poznajemy „to samo”, przy czym „to samo” jest wyznaczone przez nowożytno- europejskie rozumienie danych zmysłowych. W opinii obiektywistów różnie poznajemy „to samo”, przy czym „to samo” jest zgodne z ich stosunkowo późnym wyobrażeniem opartym na „relacji epistemologicznej”. W związku z tym, każdy opis inny niż ich własny, uważają oni za błędny, tracą świadomość, że mamy w takiej sytuacji do czynienia z różnymi przedmiotami opisu. Moim zadaniem będzie wykazanie, że problem relatywizmu daje się formułować wtedy, kiedy istnieje już szeroki consensus co do tego samego przedmiotu poznania. W ramach takiego podejścia będę bronił tezy, że realizm wewnątrzkulturowy jest nieunikniony. Druga konsekwencja bronionego przeze mnie stanowiska dotyczy zmiany kulturowej. Jeśli uznać, w ramach promowanego podejścia konstruktywistycznego, że to, co widzimy, pochodzi od innych, czyli wspólnoty, do której należymy, a nie od samej zewnętrznej rzeczywistości, to pojawia się interesująca 22 Wprowadzenie kwestia tego, kto wprowadza innowację myślową. W przedstawianej perspektywie można określić to jako moment, w którym dokonuje się — jak określa to Wittgenstein — „rozbłyśniecie” aspektu. Mówiąc inaczej: w jakich okolicznościach społecznych pojawia się ten poziom refleksji, w którym możliwe jest „przeskakiwanie” z widzenia jednego aspektu na drugi? Jak to się dzieje, że widzimy coś nowego, co do tej pory widziane nie było? Kwestia ta w istocie dotyczy tego, jak możliwe jest „odkrycie” naukowe. Obiektywistyczne stanowisko twierdzi, że „odkrycia” dokonuje wybitna jednostka. Opcja konstruktywistyczna przychyla się raczej do stwierdzenia, że dokonuje tego jednostka w ramach wspólnoty lub wspólnot, w których pracuje. Problem ten omówię z punktu widzenia połączonej refleksji Ludwika Flecka i Stanleya Fisha. Szczególną uwagę zwrócę na fakt, że w nowoczesnym społeczeństwie jednostka należy do wielu kolektywów myślowych. Zmiana dokonuje się m.in wtedy, kiedy potrafi ona — dzięki pewnym okolicznościom społecznym — „przenieść” jedną wiedzę z określonego kolektywu do drugiego. Tezę tę chciałbym zaprezentować na przykładzie samego konstruktywizmu społecznego jako „odkrycia” nowego obszaru badań i refleksji nad statusem nauki. Za inspirację posłuży mi konstruktywizm Ludwika Flecka, albowiem badacz ten jako pierwszy posłużył się metaforą konstrukcji w tworzeniu wiedzy typu naukowego. Dlaczego dokonał tego właśnie Fleck? To pytanie, na które poszukam też odpowiedzi. Tym samym, na zakończenie, postaram się zrealizować zasadę symetryczności (samozwrotności) postulowaną przez edynburską szkołę socjologii wiedzy naukowej. Pozostaję na stanowisku, że „każde poznanie to gra toczona z kulturą (kulturami) za pomocą środków samej kultury” [Zybertowicz 1995, s. 62]. W perspektywie realizmu wewnątrzkulturowego nie stanowi to jednak pokalania naukowej działalności — jak niekiedy widzą sprawę obiektywiści chcący „uciec” od kultury — ale uznanie, że każde działanie i wszelka praktyka jest zawsze społecznie „uregulowana”. W optyce spojrzenia na kulturowy wymiar widzenia, jaki proponuję, może pojawić się pytanie: jak uzasadnić dokonany wybór takich, a nie innych postaci? Dlaczego to właśnie one mają tworzyć proponowany przeze mnie model konstruktywistyczny? Czy kryje się w tym jakaś logika, czy to sprawa czysto arbitralna? Zdaję sobie sprawę, że wybór mógł paść na innych badaczy. W optyce kulturowego wymiaru widzenia można by zbudować inny model myślenia. Nie mam co do tego wątpliwości. Można przykładowo zaproponować ujęcie biegnące myślowo od Fryderyka Nietschego, poprzez Martina Heideggera, po Michela Foucaulta. Inspirację do jego stworzenia odnajduję m.in w takich książkach jak: Archaeologies of Vision. Foucault and Nietzsche on Seeing and Saying Gary Shapiro [Shapiro 2003] oraz On Being in the World. Wittgenstein and Heidegger on Seeing Aspects Stephena Mulhalla [Mulhall 1990]. Dlaczego zatem te postaci, a nie inne? Po pierwsze, połączona refleksja fleckowsko-fishowska-wittgensteinowska, interpretowana w kontekście teorii kultury wypracowanej na gruncie społeczno-regulacyjnej koncepcji kultury, pozwala osiągnąć obiecujące rezultaty. Umożliwiają one przyglądanie się mechanizmom „pracy” kultury oraz odnoszenie się do problemów filozoficznych, tj. interpretowania ich zawsze w określonym Wprowadzenie 23 kontekście społecznym. W takiej perspektywie problemy filozoficzne przekształcają się w problemy kulturoznawcze [Kmita 2007a]. Po drugie, optyka myślenia o kulturze obecna w poglądach Flecka, Fisha i Wittgensteina znakomicie współbrzmi z ujęciem kultury w jej społeczno-regulacyjnym wydaniu (o ile wiem, taka zbieżność nie była do tej pory szerzej komentowana). Kultura w perspektywie tej ostatniej to „rzeczywistość myślowa złożona z przekonań powszechnie respektowanych w jakiejś grupie społecznej” [Szahaj 2004a, s. 8] (definicja ta ulegnie rozszerzeniu w rozdziale pierwszym). Moim zdaniem, wszyscy trzej wymienieni badacze (Fleck, Fish, Wittgenstein) wyrażają identyczną myśl na różne sposoby i w różnych językach. Na zakończenie chciałbym podkreślić jeszcze jedną kwestię odnośnie do koncepcji pracy. Otóż staram się, kiedy tylko jest to możliwe i nie zakłóca jasności prezentowanego wywodu, polemizować z różnymi stanowiskami oraz interpretacjami. Dotyczy to zarówno badaczy, z którymi podzielam większość konstruktywistyczno-kulturalistycznych przekonań, by wymienić Ernsta Cassirera, Josefa Mitterera i Clifforda Geertza, na polskim zaś gruncie Ewę Domańską, Dorotę Angutek oraz tych, z którymi owych przekonań nie podzielam, np. z Bogdanem Dziobkowskim.