Małgorzata Łukasiewicz W przeciwieństwie do moich szanownych
Transkrypt
Małgorzata Łukasiewicz W przeciwieństwie do moich szanownych
Małgorzata Łukasiewicz W przeciwieństwie do moich szanownych poprzedników zacznę w smutnej tonacji. Sprawa przekładu przedstawia się w Polsce kiepsko. Przekładu nie traktuje się z należytą powagą ani należycie nie ceni. Zdarzają się złe przekłady, co nie powinno mieć miejsca, z drugiej strony tłumacze nie są dobrze wynagradzani, co też nie powinno mieć miejsca. Dlaczego tak jest i jak można by to zmienić? Tu chciałabym pokrótce zwrócić uwagę na dwie rzeczy, mianowicie na to, czego nam brak. Przede wszystkim wykształcenie. Kiedyś młodzi tłumacze mogli się sporo nauczyć od redaktorów w wydawnictwach, którzy gotowi byli debiutantowi wyjaśniać, co sknocił i co trzeba zrobić, żeby wyszło lepiej. Teraz już tak nie jest, czasem zatrudniani przez wydawnictwa redaktorzy poprzestają na tym, by źle przetłumaczony tekst przerobić na tekst czytelny, niekiedy nie troszcząc się wcale o oryginał, a już na pewno nie o tłumacza. Organizowane od czasu do czasu warsztaty są pomocne, ale nie załatwiają sprawy. Potrzebne jest regularne wykształcenie zawodowe, teoretyczne i praktyczne, czy to na uczelniach wyższych, przy odpowiednich filologiach, czy to gdzie indziej. Dwa lata temu „Literatura na Świecie” zgłosiła projekt założenia takiej szkoły albo seminarium dla tłumaczy przy redakcji, w której, jak wiadomo, nie brak wybitnych tłumaczy, jak również krytyków i teoretyków przekładu. Dlaczego Instytut Książki, tj. organ patronacki, odrzucił ten projekt – to dla mnie sprawa niepojęta i podejrzana. Na początek więc wykształcenie. Byłoby logiczne, gdyby na koniec dobrą pracę chwalono, sławiono i nagradzano. I tak dochodzimy do nagród. Jak to jest w Polsce z nagrodami za przekład? Dośc marnie.Nagrody za przekład przyznaje PEN Club, ZAiKS, czasopisma – jak „Literatura na Świecie i „Zeszyty Literackie”, od niedawna dołączyła jeszcze nagroda Angelus (Wrocław) dla tłumacza, także obok Europejskiego Poety Wolności (Gdańsk) nagradzany jest jego tłumacz. W sumie nie jest tego wiele. Dziś Polska wydaje się gęsto obsadzona nagrodami literackimi, mamy sowite nagrody za prozę, poezję, reportaż, literaturę dziecięcą itd., tymczasem na obszarze przekładu słonko najwyraźniej jeszcze nie wzeszło. Nagroda jest zawsze mile widziana, ale nie może rekompensować niedostatecznego honorarium. Nagroda to święto, honorarium to dzień powszedni. Nagroda jednak zawsze podnosi prestiż zawodu, to szansa, by skierować publiczną uwagę na zawód. Przy takiej okazji publiczność może się dowiedzieć, że większość tego, co się czyta – na plaży, w pociągu, w bibliotece – nie została pierwotnie napisana po polsku i musiała zostać dopiero przetłumaczona. A tą okrężną drogą udałoby się – być może – naprowadzić miarodajne instancje na myśl, że praca tłumacza to jednak nie byle co i powinna być przyzwoicie opłacana.