Nr wniosku: 212586, nr raportu: 13336. Kierownik (z rap.): mgr Inez
Transkrypt
Nr wniosku: 212586, nr raportu: 13336. Kierownik (z rap.): mgr Inez
Nr wniosku: 212586, nr raportu: 13336. Kierownik (z rap.): mgr Inez Aleksandra Okulska Nie jest tak, że tłumacze literatury nie zmieniają, nie odchodzą od oryginału, nie ingerują w każdą możliwą warstwę tekstu, nie mylą się, wreszcie że nie publikują przekładu, który nie przekonuje jako dobra poezja, choć przecież oryginał cieszył się uznaniem. Owszem, zmieniają, odchodzą od oryginału, ingerują, mylą się i nie zawsze powtarzają sukces. Ale to nie znaczy, że krytyka przekładu powinna się ograniczyć do wytykania owych błędów „metodą palcową” oraz intuicyjnej oceny (bo najczęściej popartej wyłącznie gustem czytelnika oraz jego znajomością języka oryginału), nierzadko połączonej z wachlarzem inwektyw („nieudacznik”, „partacz” etc.) pod adresem tłumacza. W polskiej i zagranicznej myśli translatologicznej mimo rozkwitu dyscypliny w teorii i praktyce, wciąż brakuje spójnych narzędzi do krytyki przekładu, które nie ograniczałyby się do zadań dydaktycznych i które w obręb swoich badań włączałyby osobę tłumacza wraz z właściwymi mu, jednostkowymi preferencjami, skłonnościami, doświadczeniem. Zainspirowana luką w badaniach przekładowych oraz dawną propozycją amerykańskiego badacza Douglasa Robinsona, która jest raczej szkicem niż ostatecznym projektem i być może dlatego nigdy nie doczekała się rewizji, proponuję własny model teoretyczny. Staram się połączyć wgląd w możliwie jednostkowy i osobisty charakter danej sytuacji przekładowej z teoretycznymi kategoriami, pozwalającym na jej analizę, która nie tylko opowie pewną historię tłumacza-człowieka, ale też dostarczy narzędzi do opisu przekładów wymykających się normom – pod względem strategii czy oczekiwanych efektów. Koncepcję swoją opieram na pięciu tropach – ironii, metonimii, synekdosze, hiperboli i metalepsis, odpowiadającym (umownie) pięciu rodzajom motywacji tłumacza (o podłożu afektywnym, a więc również somatycznym, nieuświadomionym). Może okazać się na przykład, że ów tłumacz uległ hiperbolicznej fascynacji autorem, że miłość jego i oddanie wobec wielkiego prekursora związały mu gardło i ręce, że zaślepiony uczuciem i chęcią jak najlepszego wykonania swojego honorowego zadania, gdzieś się w tym wykonaniu pogubił. Jeśli poczytać towarzyszące przedmowy i posłowia, całą tę „twórczość niepozorną” tłumacza, związaną z danym przekładem, jeśli prześledzić jego życiorys pod kątem tekstowych i emocjonalnych związków z tłumaczonym autorem i tekstem, może się wówczas okazać, że zarysuje się nam całkiem ciekawy fragment historii przekładu literackiego. „Nie kop pana, bo się spocisz” – powiedziała mama do agresywnej dziewczynki w filmie Kingsajz. Zamiast się pocić, kopiąc nieudolnych – zdawałoby się – tłumaczy, proponuję więc przynajmniej podjąć próbę rozwikłania zagadki, bo każda sytuacja przekładowa wnosi swoją historię do ogólnej historii przekładu. I jako taka może być ciekawa nie tylko dla translatologów, lecz również dla filologów i komparatystów.