Seminaria europejskie

Transkrypt

Seminaria europejskie
Seminaria europejskie
koordynator: Joanna Różycka-Thiriet
[email protected]
Pierwsze seminarium w listopadzie dotyczyło pamięci o I wojnie światowej w związku ze stuleciem wybuchu
tego konfliktu zbrojnego. Naszymi gośćmi był dr Maciej Górny z Instytutu Historii Polskiej Akademii Nauk oraz
dr Damien Thiriet z Uniwersytetu Jagiellońskiego.
Damien Thiriet opowiedział o postrzeganiu I wojny we Francji. W tym kraju ta wojna ma także inne nazwy –
der des der (ostatnia z ostatnich) czy Wielka Wojna. W przypadku II wojny światowej nie ma dodatkowego
nazewnictwa. Związane jest to z faktem, że pamięć o konflikcie w latach 1914-1918 jest silnie wbudowana we
francuską tożsamość. Po pewnym okresie zapomnienia, w ostatnich 20 latach utrzymuje się zainteresowanie
I wojną. Jest to temat bardzo obecny w tym roku np. gazety poświęcały mu specjalne dodatki.
A przecież nie było wcale pewne, że Francja
przyłączy się do I wojny światowej. Socjaliści (przed
wybuchem wojny wykluczeni z życia politycznego)
przeciwni byli wojnie i wierzyli, że siłą strajku ją
zatrzymają.
Francuskie
Ministerstwo
Spraw
Wewnętrznych przygotowało nawet listę osób, które
należy aresztować w przypadku wybuchu wojny.
Wielki przywódca socjalistów Jean Jaurès, czczony
jako mówca i humanista, był moralnym symbolem
obozu pokoju. Ale w lipcu 1914 roku został
zastrzelony w kawiarni przez nacjonalistę. W opinii
zamachowca Jaurès stanowił ostatnią przeszkodę
uniemożliwiającą wybuch wojny. Ostatecznie
socjaliści dołączają do wysiłku wojennego.
W obliczu wojny także katolicy przystąpili do obrony. Księża (także ci wypędzeni wcześniej z Francji)
zaciągają się na ochotnika i to często w charakterze zwykłych żołnierzy, bo nie ma tylu stanowisk kapelanów.
Tak więc I wojna światowa złączyła francuski naród w coś, co nazywa się „świętą unią” (union sacré). Co
prawda na tej jedności pojawiają się rysy, ale faktem jest, że istniała. Francuzów zjednoczyła „kultura wojny”,
pewien sposób postrzegania tego konfliktu, który podtrzymywała propaganda. Uważano, że nie jest to wojna
jak inne - chodzi o cywilizację i jej zwycięstwo nad niemieckim barbarzyństwem (z kolei w Niemczech
przedstawiano I wojnę jako konflikt kultury wspólnoty z cywilizacją indywidualizmu). Taki pogląd upowszechnił
się jeszcze zanim Niemcy wkroczyli do Francji. Zresztą niemieckie zachowanie w trakcie wojny (np.
zbombardowanie Reims, symbolicznego dla Francji miasta, w którym koronowano królów, w grudniu 1914
roku) potwierdzało taką wizję rzeczywistości. Nachalna propaganda przypisująca Niemcom najgorsze rzeczy
(np. krzyżowanie ludzi na drzwiach) określana jest jako „faszerowanie czaszki” (bourrage de crâne). Ludzie
wierzyli w podawane informacje.
Działania Fundacji Schumana są współfinansowane przez Unię Europejską, w ramach
Programu Europa dla Obywateli
Seminaria objęte są patronatem Przedstawicielstwa Komisji Europejskiej w Polsce
Ale z biegiem czasu zaczęło chodzić nie tylko o obronę cywilizacji. Żołnierze bronili też grobów poległych
kolegów. Socjaliści chcieli walczyć do ostatniej kropli krwi, żeby ta wojna była ostatnią. Dla wielu katolików
natomiast cierpienie wojenne było naśladowaniem cierpienia Jezusa, co nadawało wojnie niemal mistyczny
wymiar. Uznawano, że żołnierze – bohaterowie – po śmierci nie idą do czyśćca, lecz od razu do nieba. Tak
więc w związku z wojną we Francji zachwiała się wiara w czyściec.
Z drugiej strony nastąpiła heroizacja wojny. Życie żołnierzy pokazuje się w sposób upiększony. Ludzie
otrzymują taki obraz wojny, jaki chcą ją widzieć. Tymczasem Francuzi rozpoczęli wojnę bez hełmów (stąd
dużo ran w głowę), w łatwo zauważalnych czerwonych spodniach (armia była rynkiem zbytu dla producentów
z południa Francji), z niepraktycznymi bagnetami (w tamtej epoce żołnierze posługiwali się już karabinami,
które w rzeczywistości ograniczały kontakt z przeciwnikiem).
Osoby z terenów, które były we Francji okupowane przez Niemców (wschód i północ kraju), mają jeszcze inne
doświadczenie. Przede wszystkim głodu wśród cywilów, który był dotkliwy do tego stopnia, że wypędzano
miejscową ludność cywilną. Stąd podczas II wojny światowej mieszkańcy tamtych terenów sami wcześniej
uciekali, bojąc się powtórki z historii.
Po wojnie Francuzi mają traumę, przechodzą wielką żałobę. Liczbę zabitych szacuje się na 1 mln 300 tys.,
a kalek (bez rąk, bez nóg, osób z uszkodzonymi twarzami - tzw. złamanych gęb) na 400 000. Co prawda
Niemcy mieli większe straty niż Francuzi, ale trzeba pamiętać, że przed I wojną światową Francja miała
bardzo niski przyrost demograficzny (Francuzi umieli zapobiegać ciąży z pomocą stosunków przerywanych).
W rodzinach było więc mniej dzieci.
Do tej pory w miejscach bitew I wojny światowej krajobraz pokryty jest lejami po bombach. Pamięć o wojnie
kultywują też różne środowiska. Po wojnie każda wieś sprawiła sobie pomnik poległych. Wystarczy popatrzeć
na te pomniki i zapoznać się z wyrytymi na nich nazwiskami, żeby utwierdzić się w przekonaniu, ile ta wojna
kosztowała żyć ludzkich. Pomniki były tak popularne, że niektóre firmy produkowały je taśmowo. Po drugie,
w miejscu wielkich bitew powstały sanktuaria na kości poległych (ossuaria). Największe znajduje się
w Douaumont, pod Verdun.
Z cmentarzami wiąże się turystyka cmentarna, którą uprawiają nie tylko Francuzi, ale też Brytyjczycy czy
Kanadyjczycy. Cmentarzy zarządzanych przez obcokrajowców jest kilkadziesiąt. Inną formą upamiętniania
jest płomień ku czci nieznanego żołnierza, zapalony 14 lipca 1920 roku pod Łukiem Triumfalnym w Paryżu.
Pomysł okazał się na tyle chwytliwy, że skopiowano go m.in. do Polski.
Skutkiem wojny był pacyfizm wojska. Powojenna francuska doktryna obronna była defensywna. Zakładała co
prawda działania wojenne, ale na terytorium Belgii. Również opinia publiczna nie była skora do wojny. Po
konferencji z Adolfem Hitlerem w 1938 roku premiera Édouarda Daladiera powitano w domu jak bohatera,
który zapobiegł wojnie (on sam spodziewał się zupełnie odmiennej reakcji). Tak więc cień wojny zdominował
20-lecie międzywojenne.
Po II wojnie światowej I wojna stała się „wystygłym miejscem pamięci”. Pojawiała się bowiem nowa trauma –
upadek Francji w II wojnie światowej. Trzeba było podźwignąć Francję, co generał Charles de Gaulle zrobił
dzięki (fałszywemu) mitowi francuskiego ruchu oporu. Choć sam zdawał sobie sprawę, że niewielu Francuzów
było w niego zaangażowanych.
Z I wojną wiązał się też pewien niesmak, ponieważ prestiż marszałka Philippe’a Pétaina, skompromitowanego
kolaboracyjnym rządem Vichy, miał swoje źródła w I wojnie światowej, jego sukcesie pod Verdun, dbałości
o żołnierzy podczas I wojny.
Działania Fundacji Schumana są współfinansowane przez Unię Europejską, w ramach
Programu Europa dla Obywateli
Seminaria objęte są patronatem Przedstawicielstwa Komisji Europejskiej w Polsce
Powrót zainteresowania I wojną światową to lata 80-te i 90-te. Powodów tego zjawiska jest kilka. Po pierwsze,
umierają ostatni poilus, weterani tego konfliktu. Jako ostatni zmarł w 2008 roku 110-letni Lazare Ponticelli.
Jego pogrzeb odbył się z honorami wojskowymi ku czci wszystkich poilus. I wojna światowa lepiej także
służyła pojednaniu francusko-niemieckiemu niż II wojna. W 1962 roku miała miejsce wspólna modlitwa
kanclerza Konrada Adenauera i generała de Gaulle’a (wtedy prezydenta Francji) w Reims. A w 1984 roku pod
Verdun uścisnęli sobie dłonie kanclerz Helmut Kohl i prezydent François Mitterrand. I wojna dobrze też pasuje
do popularnej we Francji koncepcji wojny, w które wszyscy są ofiarami. Taką filozofię widać np. w dokumencie
Apokalipsa (Apocalypse), który powstał z fragmentów filmów dokumentalnych z epoki – ludzie jak owce
(sterowani przez generałów, władców) idą na rzeź I wojny światowej.
Dowodami na zainteresowanie wojną są m.in. filmy. Sala oficerska (La Chambre des officiers) z 2001 roku to
dramat opowiadający o żołnierzach, którzy w I wojnie stracili część twarzy. Bardzo długie zaręczyny (Un long
dimanche de fiançailles) z 2004 opowiada o żołnierzach skazanych w trakcie wojny na śmierć, porzuconych
na ziemi niczyjej między okopami (w rzeczywistości coś takiego nie mogłoby mieć miejsca). A Boże
Narodzenie (Joyeux Noel) z 2005 to film o brataniu się żołnierzy wrogich armii na Boże Narodzenie 1914 roku.
Dr Thiriet zakończył mówiąc, że co prawda I wojna była konfliktem światowym, ale pamięć o niej jest bardzo
narodowa. Nie dla każdego narodu te same aspekty I wojny są najważniejsze (np. dla Francuza Verdun).
Francuska pamięć jest żywa, ale jest to pamięć bardzo narodowa.
Jako drugi głos zabrał dr Maciej Górski, który zapowiedział, iż opowie o tym, jak się pamięta i nie pamięta
o I wojnie w Europie Środkowej.
Na terenach polskich, litewskich, ukraińskich toczyły się duże operacje wojenne, tu testowano gaz. Zginęło do
1,5 mln żołnierzy (choć liczby w I wojnie należy traktować z ostrożnością). W Królestwie Polskim przesiedlono
około 1 mln ludzi. Na wschodzie Europy toczyła się wojna manewrowa, w której ginęło więcej żołnierzy niż
w okopach. Ponadto, żołnierze przemieszczając się byli w stałym kontakcie z cywilami. A mimo to pamięć
o I wojnie nie bardzo była przekazywana. Dlaczego?
Dr Górny podał kilka powodów. Po pierwsze, wojnę zaczęły imperia, które w międzyczasie upadły. Po drugie,
imperia walczyły, a ginęły wchodzące w ich skład narody. Po trzecie, entuzjazm z powodu wybuchu wojny nie
był powszechny. Dotyczył środowisk nacjonalistycznych, patriotycznych, studentów, którzy na początku wojny
zgłaszali się na front. W miastach robotniczych już takiego entuzjazmu nie było, stąd na terenach polskich nie
było uniesienia. Mieliśmy raczej do czynienia z lojalnością wobec władców. Przy czym manifestowano tę
lojalność wytykając jednocześnie innym grupom narodowym, iż nie są w jej wykazywaniu wystarczająco
gorliwe (tak było np. z Polakami i Ukraińcami).
Ponieważ była to wojna imperiów, elity poszczególnych narodów nie miały na co liczyć w razie zwycięstwa.
Z wojny cieszyły się wąskie grupy np. panslawiści. Stąd narody naszego regionu Europy, choć lojalne,
preferowały, by ich państwo poniosło umiarkowaną porażkę, po której to państwo się zdemokratyzuje (taki
mechanizm ustępstw po przegranej wojnie miał miejsce wcześniej).
Następnie, I wojna była bratobójcza dla wielu narodów – Polaków, Rumunów, Żydów, Serbów, Włochów.
Kolejna przyczyna to przejęcie pamięci o I wojnie światowej przez głośne, mniejszościowe grupy.
Np. w Polsce zawłaszczyli ją legioniści, w gruncie rzeczy niewielka formacja. Podobnie było w Czechosłowacji.
Pamięć o I wojnie przykryły też w Europie Środkowej późniejsze wydarzenia, bo była przecież II wojna.
A z punktu widzenia komunistów, którzy przejęli po niej władzę, I wojna światowa była trudnym tematem,
bo z jednej strony był to konflikt imperialistyczny, a z drugiej wojna ta stała się zalążkiem rewolucji.
Działania Fundacji Schumana są współfinansowane przez Unię Europejską, w ramach
Programu Europa dla Obywateli
Seminaria objęte są patronatem Przedstawicielstwa Komisji Europejskiej w Polsce
Od reguły niepamięci są wyjątki. Serbowie pamiętają o swoich bardzo dużych stratach w ludziach (mówi się,
że 25% Serbów nie przeżyło wojny, choć to wątpliwe liczby). W 1915 roku po udanej interwencji AustroWęgier i Bułgarii Serbia została podbita. Jednakże w powojennej Jugosławii nie za bardzo można było oprzeć
się na tym doświadczeniu Serbów, bo inne narody tego kraju stały po drugiej stronie.
Dla Rumunii I wojna oznacza gigantyczne zwycięstwo, zjednoczenie z Siedmiogrodem. Ale znów, w trakcie
wojny część obywateli tego państwa walczyła po drugiej stronie. Oficjalnie Rumunia podpisała nawet odrębną
kapitulację z Niemcami w 1918 roku i gdyby Niemcy nie przegrały, to została by z niczym.
Dla Węgier pamięć o I wojnie wiąże się z traumą traktatu w Trianon, okaleczeniem kraju. Natomiast pamięć
o samej wojnie jeszcze się rozwija i zobaczymy, w jakim kierunku pójdzie.
W wymienionych przypadkach mimo że pamięć jest, zawsze coś pozostaje ukryte, coś boli. Czeski generał
napisał książkę, że Czesi nie przeszli wcale tak ochoczo na rosyjską stronę w trakcie I wojny światowej, że to
mit, że całe czeskie pułki przechodziły na drugą stronę. Spotkał się za to z wielką krytyką.
W Europie Środkowej są też organizacje dbające o cmentarze np. na Słowacji. O groby dba np. Austriacki
Czarny Krzyż. Dziedzictwem materialnym wojny są nie tylko cmentarze, ale też pomniki np. na Śląsku
Cieszyńskim, na Słowacji.
Pamięci o I wojnie szkodzi nacjonalizm i złodziejstwo. Krzyże wojenne były rozkradane na budulec.
A cmentarze były zawłaszczane np. przez legionistów, którzy wcale niekoniecznie tam leżeli.
Czy 100-lecie wojny coś zmieni w naszym regionie, jeśli chodzi o pamięć? Zdaniem doktora Górnego chyba
nie. Co prawda są obchody - każdy uniwersytet zrobił co najmniej jedną konferencję o wojnie; bardzo duże
zainteresowanie jest na Zachodzie, więc do paneli doprasza się prelegentów ze Wschodu, a to wymusza
pewne zainteresowanie u nas. W Polsce temat ten spopularyzował się w lecie, w okolicach daty wybuchu I
wojny. Trwało to do 1 sierpnia, kiedy miała miejsce 70. rocznica powstania warszawskiego.
W Serbii było ostatnio duże zainteresowanie książką Australijczyka Christophera Clarka „Lunatycy”, która
opowiada, jak doszło do wojny. To analiza dyplomacji i zachowań ludzi. Pojawia się w niej sugestia, że to nie
Niemcy są odpowiedzialni za wojnę, a Serbia. Dlatego w Niemczech też jest głośno o tej publikacji.
Czy taka pamięć o I wojnie ma jakiś sens? Tę wojnę pamięta się tam, gdzie jest ona częścią historii
narodowej. W Polsce historia I wojny nie jest prostą historią, uwiera. Tak więc w związku z rocznicą, mimo że
historiografia się poprawi, pamięć pewnie nie. Za dużo w tej opowieści jest czynników, zmiennych. Kiedy się
opowie, jak było podczas I wojny, to nie będzie miło np. dlatego, że wojna uwiodła naszych intelektualistów,
którzy pletli w jej trakcie głupoty, podobnie jak ci w innych krajach. Polacy też pisali świństwa o innych.
Następnie padło pytanie z sali, czy `w tym roku mówi się o wojnie w Rosji. Dr Górny powiedział, że powoli
Rosjanom zaczyna udawać się sztuka łączenie czci dla cara z rewolucją. Godzą taką sprzeczność, choć jest
w tym pewien zgrzyt. Coś się publikuje na temat I wojny.
Kolejne pytanie dotyczyło wstępowania studentów do wojska. W Niemczech studenci wiedzieli, że i tak będą
powołani. A jak się było ochotnikiem, to można było wybrać jednostkę. W Rosji było podobnie. A wybór
odpowiedniego oddziału mógł uratować życia żołnierza. Można było także zgłaszać się grupowo na ochotnika,
ze znajomymi.
Działania Fundacji Schumana są współfinansowane przez Unię Europejską, w ramach
Programu Europa dla Obywateli
Seminaria objęte są patronatem Przedstawicielstwa Komisji Europejskiej w Polsce
Trzecie pytanie z sali dotyczyło skutków antyniemieckiej propagandy we Francji po I wojnie światowej.
Dr Thiriet powiedział o próbie pojednania podjętej w latach 30-tych przez katolickich kombatantów. W innych
grupach wygląda to jeszcze inaczej. Np. francuscy naziści popierali nazistów. Tak więc propaganda nie
u każdego wyryła się w pamięci. Stereotyp Niemca-barbarzyńscy aż tak nie chwycił, a w czasie II wojny
światowej aż takiej antybarbarzyńskiej propagandy już nie było. Natomiast z pewnością po wojnie Francja
chciała wyegzekwować odszkodowania za wojnę od Niemiec, żeby się odbudować.
Obecnie we Francji dominuje przekaz, że wszyscy są ofiarami tego konfliktu. Przeciętny Francuz chyba nie
wie o poparciu dla kultury wojny. Dzisiejszy barbarzyńca to dla Francuza raczej Amerykanin.
Działania Fundacji Schumana są współfinansowane przez Unię Europejską, w ramach
Programu Europa dla Obywateli
Seminaria objęte są patronatem Przedstawicielstwa Komisji Europejskiej w Polsce

Podobne dokumenty