Jednym z elementów tradycyjnej szkoły są prace domowe
Transkrypt
Jednym z elementów tradycyjnej szkoły są prace domowe
Jednym z elementów tradycyjnej szkoły są prace domowe. Teoretycznie - odrabianie lekcji w domu ma za zadanie utrwalenie, uporządkowanie i usystematyzowanie wiedzy. Czy tak jest jednak w praktyce? W dzisiejszym świecie znajduje się coraz więcej przeciwników zadań domowych. Tim Perkins jest nauczycielem w australijskiej podstawówce. W styczniu wysłał post na forum IDEC (International Democratic Education Conference) prosząc o mocne argumenty, których mógłby użyć, aby przekonać swoich kolegów, że zadawanie pracy domowej jest zbędne. Jego zdaniem wszystkie zadania domowe, które widział były: "nudne, monotonne, nie związane z pracą na lekcjach, irytujące oceniającego, stresujące. Ogólnie była to tylko strata czasu, który mógłby być spędzony w zupełnie inny sposób, na przykład przeznaczony na twórcze zajęcia, na spotkanie z przyjaciółmi, bycie z rodziną, bawienie się, marzenie itd." Oto część odpowiedzi Leonarda Turtona na prośbę Tima Perkinsa: • Jeśli szkoła widzi potrzebę zadawania pracy domowej to znaczy, że źle wykonuje swoje zadanie jako szkoła. (Stary tekst z Kuratorium w Ontario, w Kanadzie) • Badania na przestrzeni lat wydają się wskazywać, że dla młodszych dzieci praca domowa nie wpływa na poziom wiedzy przyswojonej w szkole. • Życie dzieci pełne jest uczenia się i działania. Obecnie po szkole uczestniczą w różnych zajęciach i kółkach, uprawiają sport, uczą się gry na instrumentach albo są zajęte komputerami itd. Dzieci dużo robią i wiele się uczą po szkole, a praca domowa w dużym stopniu to wszystko ogranicza. • Zadania domowe ograniczają bawienie się, a jest to znaczący element poczucia szczęścia u dzieci i ich odpowiedniego rozwoju. • Praca domowa może zmienić wspólne wieczory z rodziną w katorgę i zamiast przyjemnie spędzonego czasu w rodzinnym gronie zamienia się w rodzinny stres - zwłaszcza jeśli dziecko ma problemy z nauką. • Wielu rodziców nie potrafi pomagać dzieciom w zadaniach, co z kolei może okazać dla wszystkich krępujące. • Dlaczego rodzice mają uczyć wieczorami? Czy nauczyciele wykonują obowiązki rodziców po szkole? • Jeśli rodzice pracują na kilka zmian nie mogą pomóc. • Co z mamą czwórki dzieci - prawda?? To praca domowa razy cztery. Czy przyszło to komuś do głowy? • Koszmarem jest zadawanie dzieciom z trudnościami w nauce regularnych dawek wieczornej rozpaczy. Dzieci te nie potrzebują pracy w domu, potrzebują zaś okazji do oderwania się od szkoły, odpoczynku i robienia innych fajnych rzeczy, które lubią i które dają im satysfację. • Uczniowie, którzy nie mają problemów z nauką lub mają wsparcie rodziców robią większe postępy niż ich rówieśnicy, którzy borykają się z trudnościami w nauce lub którym rodzice nie pomagają, zatem praca domowa pogłębia przepaść między nimi. • Praca domowa to powód, dla którego dzieci nienawidzą szkoły. Źródło: http://www.gazeta.edu.pl/Dwanascie_argumentow_przeciw_pracy_domowej___Leonard_Turton95_333-0.html Artykuł ze strony www.dzikiedzieci.pl: Zlikwidujmy pracę domową Edukacja potrzebuje zmian. Niektóre z nich wymagają dużo wysiłku lub nakładów finansowych. Inne bardziej rewolucji w naszym myśleniu o szkole, rozwoju i potrzebach uczniów. Dobrym początkiem takich zmian mogłoby być zastosowanie tego, co już wiadomo o skuteczności różnych metod nauczania i utrwalonych tradycją zajęć, które proponuje się dzieciom. Gdyby zależało to ode mnie, jedną z pierwszych zmian jakie wprowadziłabym do polskich szkół, zwłaszcza podstawowych byłoby zlikwidowanie odrabiania lekcji. Obowiązek rozwiązywania w domu zadań, wypełniania zeszytów ćwiczeń ma w teorii utrwalić i uporządkować wiedzę uczniów a w praktyce… No właśnie, ciekawe pytanie. Jak się ma teoria do praktyki? Dzieci w większości nie cierpią prac domowych. Ktoś mógłby spytać: Co to za argument? Okazuje się, że podstawowy. Nauka jest najbardziej efektywna i najlepiej przygotowuje dzieci do życia w coraz prędzej zmieniającym się świecie wtedy kiedy jest dobrowolna, oparta o wewnętrzną motywację, ciekawość i radość odkrywania i poznawania świata. Każde dziecko rodzi się z potrzebą i pragnieniem rozwoju, których nie trzeba na dzieciach wymuszać a wystarczy jedynie podsycać i wspierać. Niestety praca domowa jest jednym z najskuteczniejszych sposobów na zniszczenie tej wewnętrznej motywacji do rozwoju. Dzieci nie lubią prac domowych a przez to coraz mniej lubią szkołę i naukę w ogóle. A przecież jeśli jest możliwe zapewnienie dzieciom warunków do tego, żeby uczyły się z przyjemnością, czemu tego nie zrobić? Praca domowa nie poprawia wyników w nauce. Jest wiele badań, które to potwierdzają (Alfie Kohn zebrał je w książce The Homework Myth czyli Mit pracy domowej). Dowodem, że dzieci, które mają zadawane do domu nie uczą się wcale lepiej są także szkoły, w których z tego zrezygnowano. Dzieci uczą się tam chętniej i bardziej efektywnie a w dodatku dobrowolnie poświęcają czas w domu na rozwijanie swoich zainteresowań i pogłębianie wiedzy, także związanej z programem szkolnym. Ja też znam takie szkoły, w których dzieci dopytują się nauczyciela co mogłyby zrobić w domu. Dobrzy uczniowie uczyliby się dobrze i bez odrabiania lekcji, a uczniowie słabi często ich nie odrabiają i dostają za brak pracy domowej wciąż kolejne jedynki, co wcale ich do nauki nie zachęca. W dodatku wielu z nich z różnych powodów przepisuje zadania po prostu od kolegów przed lekcjami albo ściąga odpowiedzi z Internetu. Odrabianie prac domowych nie uczy więc systematyczności i odpowiedzialności a częściej oszustwa i kombinowania. Żeby uczyć się odpowiedzialności trzeba mieć możliwość dokonania wyboru podejmowanych zobowiązań a uczeń takiego wyboru nie ma. Dzieci nie rozumieją, czemu po powrocie ze szkoły muszą siadać w domu do pracy na drugą zmianę. Dla części z nich zadania są nudne i monotonne, dla innych są za trudne. Czas po szkole, który powinien być przeznaczony na relaks, odpoczynek na świeżym powietrzu, rozwijanie swoich pasji a także życie rodzinne staje się czasem, kiedy z uczniów całkowicie wyparowuje chęć do nauki nawet jeśli taką jeszcze mieli. Uczniom, którym nauka przychodzi z trudem i którzy są do niej zniechęceni praca domowa nie pomaga nadrobić zaległości a za to sprawia ona, że nie mają oni czasu żeby od nauki odpocząć. Ich szansa na to, że z chęcią będą się uczyć maleje. Dodatkowo mózg nie jest pustą przestrzenią, do której można wlewać wiedzę jak olej przez lejek. Żeby przyswoić wiedzę dziecko musi ją przetworzyć i uporządkować. Jeśli wiedzy jest za dużo jak na możliwości ucznia to zwiększenie czasu nauki przez siedzenie nad lekcjami w domu nic tu nie zmieni. Program jest opracowany do przyswojenia na lekcjach. Jeśli uczeń nie jest w stanie na lekcjach go opanować to znaczy, że albo sam program albo metody nauczania są niedostosowane do jego potrzeb i możliwości. Jeśli dzieci na lekcji kręcą się i nie uważają to także wtedy zadawanie pracy domowej, aby zrobiły w domu to, co powinny zrobić na lekcjach nie jest dobrym rozwiązaniem. Także rodzice nie przepadają za pracą domową. Wiele dzieci spędza nad zeszytami i książkami długie godziny (2 godziny dla dziesięciolatka, który wraca o 16 ze świetlicy i często do późnego wieczoru zamiast odpoczywać siedzi nad lekcjami). Rodzic siłą rzeczy, jeśli chce „dopilnować” dziecko staje w roli korepetytora i nadzorcy, która wcale mu nie odpowiada. Wielu znajomych rodziców mówi mi, że nie lubi szkoły odkąd musi towarzyszyć dziecku w odrabianiu lekcji, które w dodatku są dla nich albo mało kreatywne i monotonne albo za trudne. Rodzic jest „motywowany do pracy”, bo dziecko często nie radzi sobie z pracą domową, a uczeń za pracę rodzica dostaje dobre lub złe oceny. Na koniec, nie mogę nie wspomnieć o tym, że praca domowa jest sposobem w jaki szkoła wchodzi w obszar relacji rodzinnych. Wielu rodziców chętnie zwolniłoby swoje dzieci z odrabiania lekcji, ale boją się, bo mają przekonanie, że nauczyciela trzeba słuchać a prace domowe to podstawa. Tymczasem rodzic ma prawo decydować jak jego dziecko spędza swój wolny czas. Czy bawi się i odpoczywa czy pomaga mu w domu czy może razem z bliskimi rozwija swoje zainteresowania lub pielęgnuje rodzinne relacje. Nauczyciel może decydować o tym, jaki materiał jest przerabiany w szkole ale sprawy domowe powinien pozostawić rodzicom. Nie jest w porządku, że zakłada się, że dorośli ludzie, kochający swoje dzieci nie są w stanie sprawować nad nimi właściwej opieki na tyle, żeby wiedzieć czego ich dzieci najbardziej potrzebują. Dlatego to rodzice mają pełne prawo protestować przeciw pracy domowej zadawanej ich dzieciom. Kiedy nie ma obowiązkowych lekcji do odrobienia dzieci dużo chętniej chodzą do szkoły, rozwijają zainteresowania, przygotowują się do lekcji. Chętniej też zajmują się zadaniami, które są propozycją odszukania informacji, dokonania obserwacji czy sprawdzenia w życiu codziennym wiedzy zdobytej na lekcjach. Chętniej czytają, pomagają rodzicom i dłużej śpią. Agnieszka Stein Tytułowy postulat jest tyleż piękny, co utopijny, szczególnie w warunkach polskiej, dość tradycyjnej szkoły. Podpisuję się jednak pod nim obiema rękami, bo bez takich rewolucyjnych idei nie ma szansy, żeby coś w tej sprawie drgnęło, a mam poczucie, że zmienić się powinno wiele. I choć nie jestem za całkowitą likwidacją prac domowych na wszelkich etapach nauczania ( a w głębi ducha myślę, że i Agnieszka nie jest) , to uważam, że warto dyskutować nad ich przydatnością i sensem. Zacznijmy od najmłodszych i najnowszej historii. Wraz z ideą posłania sześciolatków do szkoły obiecywano, że dzieci będą się uczyć przez zabawę, siedzieć więcej na dywanie niż w ławkach i nie będą obciążane nadmiarem zadań do wykonania w domu. Tymczasem doświadczenie pokazuje, że w wielu przypadkach były to zwykłe obiecanki-cacanki. Na dywanie nauczycielowi siedzieć nie przystoi, zabawa to strata czasu, a zadawać trzeba, bo bez pracy nie ma kołaczy, a trening czyni mistrza. A jak czasem zdarza się nauczyciel, który nie zadaje do domu, albo zadaje minimalnie, to zaraz też pojawia się grupa rodziców wywierająca presję, żeby zadawał więcej, bo przecież dobra nauka bez solidnej pracy domowej nie istnieje. Jedni więc chcą mniej, żeby im nie ograniczać życia rodzinnego i nie odbierać dzieciństwa ich dzieciom, inni domagają się więcej, bo są przekonani, że tylko w ten sposób zagwarantują dziecku świetlaną przyszłość. I choć zdania rodziców, a także uczonych na temat przydatności zadań domowych są podzielone, to jednak istnieją wyniki międzynarodowych badań, które pokazują, że odrabianie prac domowych ma minimalny albo wręcz żaden wpływ na wyniki nauczania i poziom umiejętności dzieci z klas młodszych. Jeśli chodzi o dzieci powyżej jedenastego roku życia, to wyniki badań już nie są tak jednoznaczne, ale generalnie i tu eksperci są raczej zgodni, że mniej znaczy w konsekwencji więcej i praca domowa ma sens tylko wtedy, gdy nie jest jej zbyt dużo. Powinna przy tym pobudzać wyobraźnię, inspirować do zadawania pytań i poszukiwania odpowiedzi, zachęcać do samodzielności i rozwijania własnych zainteresowań. Reasumując, wszelkie prace domowe, żeby przynosiły pożytek powinny pobudzać do myślenia, a nie przytłaczać. Wydaje się, że zadawanie prac domowych to obyczaj stary jak świat, a na pewno tak stary jak publiczna szkoła. Tradycję w tej dziedzinie ludzkość ma więc wielowiekową. Czasem warto jednak zadumać się na chwilę i zastanowić, czy tradycja ma jakikolwiek sens i czy należy ją kultywować za wszelką cenę. A może po prostu idea, choć początkowo nawet słuszna, po drodze gdzieś się wypaczyła. Istnieją już na tym świecie szkoły, które ograniczają i reformują zadawanie lekcji do domu, a o ich doświadczeniach można sobie między innymi poczytać w książce Carla Honore Pod presją. Dajmy dzieciom święty spokój! Może warto, żebyśmy i my w Polsce zaczęli się zastanawiać, kiedy i jaki sens mają prace domowe i jak to zrobić, żeby zachęcać, a nie zniechęcać młodszych i starszych do nauki. Małgorzata Strzelecka