Szkoła Podstawowa nr 2 im. Św. Kingi w Sanoku

Transkrypt

Szkoła Podstawowa nr 2 im. Św. Kingi w Sanoku
J E S TE ŚM Y LA UR E A T AM I I I M I EJ SC A W K O NK U R SI E
G A ZE T S ZK O L NY CH O „ L AU R G Ę S IE G O P I Ó RA”
DODATEK DO DWUMIESIĘCZNIKA SZKOLNEGO
„NASZA DWÓJKA”
NR 1 (5) / rok szkolny 2012/2013 marzec 2013
Szkoła Podstawowa nr 2 im. Św. Kingi w Sanoku
1
FORUM MISTRZÓW PIÓRA
dodatek specjalny „Naszej Dwójki”
Redakcja:
Joanna Twardak
Współpraca:
Lucyna Mazur
Opracowanie komputerowe
Alicja Staruchowicz-Pastuszczak
Sanok, marzec 2013 r.
2
Drodzy Czytelnicy!
Z ogromną przyjemnością, już po raz szósty, oddajemy w Wasze
ręce FORUM MISTRZÓW PIÓRA- dodatek specjalny „Naszej Dwójki”
Gratulujemy Autorom wyróżnionych prac i zachęcamy do dalszej
aktywności pisarskiej.
Redakcja „Naszej Dwójki”
3
Spis treści:
W ŚWIECIE BOHATERÓW LEKTUR .............................................................. 7
„Przyjaciele” .................................................................................................... 7
Anna Milczanowska, kl. 4b ............................................................................. 7
Kinga Frankiewicz, kl.4b.................................................................................. 8
Daria Milczanowska, kl. 4b ............................................................................. 9
„Przepraszam, smoku” .................................................................................... 9
Anna Milczanowska, kl. 4b ............................................................................. 9
Daria Milczanowska, kl.4b ............................................................................ 10
„Kot w butach”.............................................................................................. 11
Miłosz Szmyd, kl. 4d ...................................................................................... 11
Liwia Setnik, kl. 4d ........................................................................................ 12
Zuzanna Morawska, kl. 4c ............................................................................. 14
„Pinokio” ....................................................................................................... 16
Weronika Ożóg, kl. 4d ................................................................................... 16
Izabela Brejta, kl. 4 b ..................................................................................... 18
„Akademia pana Kleksa” ............................................................................... 18
Wiktoria Radwańska, kl.4 d .......................................................................... 18
Karolina Kudła, kl. 4d .................................................................................... 20
Anna Milczanowska, kl. 4b............................................................................ 21
Daria Milczanowska, kl. 4b ........................................................................... 24
„Ten obcy” .................................................................................................... 25
Angela Klepacz, kl. 6a.................................................................................... 25
Paulina Florczak, kl. 6a .................................................................................. 26
xxxxxxxxx ....................................................................................................... 27
xxxxxxxxxx ..................................................................................................... 28
Wiktoria Maślanka, kl. 6a ............................................................................. 29
„Świteź” ........................................................................................................ 30
Barbara Mazur, kl 6a ..................................................................................... 30
LISTY NIE TYLKO POLECONE ...................................................................... 31
Mój ulubiony nauczyciel ............................................................................... 31
Anna Milczanowska, kl. 4b............................................................................ 31
Izabela Brejta, kl. 4b...................................................................................... 32
4
To nas dotyczy .............................................................................................. 33
Mateusz Zapotoczny, kl. 5 c .......................................................................... 33
Michał Kukurka, kl. 5 c .................................................................................. 34
Kacper Kopczak, kl. 5 c .................................................................................. 35
Zuzanna Zarzyka, kl. 5 a ................................................................................ 36
Milena Wojtoń, kl. 6 c ................................................................................... 37
Karolina Daniła, kl. 6 c ................................................................................... 38
Szymon Zdziebko, klasa 6 b .......................................................................... 39
Gabriela Zając, kl. 6 b .................................................................................... 41
SPRÓBUJMY TO OPISAĆ ............................................................................... 42
Postać............................................................................................................ 42
Wiktoria Radwańska, kl. 4d .......................................................................... 42
Liwia Setnik, kl. 4d......................................................................................... 43
Amelia Krzysztyńska, kl. 4d ........................................................................... 43
Liwia Setnik, kl. 4d ........................................................................................ 44
Zuzanna Morawska, kl. 4c ............................................................................ 44
Weronika Ożóg, kl. 4d ................................................................................... 45
Przedmiot...................................................................................................... 46
Kinga Frankiewicz, kl. 4b ............................................................................... 46
Aleksandra Słoniewska, kl. 4b ....................................................................... 46
Anna Milczanowska, kl. 4b ........................................................................... 47
Paulina Nanio, klasa 4b ................................................................................ 47
Wieczór ......................................................................................................... 48
Agnieszka Jasłowska, kl. 6b .......................................................................... 48
Maria Mocur, kl. 6a ...................................................................................... 48
Kacper Feculak, kl. 6c .................................................................................... 49
Gabriela Zając, kl. 6b .................................................................................... 50
Burza ............................................................................................................. 50
Aleksandra Jaklik, kl. 5a ................................................................................ 50
Mateusz Zapotoczny, kl. 5c ........................................................................... 51
Szkoła ............................................................................................................ 52
Karolina Kudła, kl. 4d .................................................................................... 52
Anna Milczanowska, kl. 4b............................................................................ 53
Kinga Frankiewicz, kl.4b ................................................................................ 55
5
Karolina Zdziebko, kl.4b ................................................................................ 56
Daria Milczanowska, kl. 4b ........................................................................... 57
W KRAINIE OPOWIEŚCI ................................................................................. 58
Na wsi............................................................................................................ 58
Gabriela Zając, kl. 6b ..................................................................................... 58
Klaudia Jagielska, kl. 6b................................................................................. 59
Aleksandra Dubis, kl. 6b................................................................................ 60
Niezwykłe zdarzenie ..................................................................................... 61
Klaudia Jagielska, kl. 6 b ............................................................................... 61
Aleksandra Mazgaj, kl. 6 b ............................................................................ 62
Zapisane w pamiętniku ................................................................................. 63
Aleksandra Jaklik, kl. 5 a ............................................................................... 63
Łukasz Data, kl. 5 c........................................................................................ 64
Zuzanna Zarzyka, kl. 5 a ................................................................................ 64
Zuzanna Zarzyka, kl. 5a ................................................................................. 65
Zuzanna Zarzyka, kl. 5a ................................................................................. 67
6
W ŚWIECIE BOHATERÓW LEKTUR
„Przyjaciele”
Anna Milczanowska, kl. 4b
Mam na imię Leszek. Mieszkam w oszmiańskim powiecie. Mam
najlepszego przyjaciela Mieszka. Jesteśmy nierozłączni. Potrafimy
podzielić się nawet orzeszkiem. Mówiono o nas „dwój duch w jednym
ciele”.
Pewnego razu wybraliśmy się razem do lasu. Spacerowaliśmy,
a gdy się zmęczyliśmy, usiedliśmy pod rozłożystym dębem.
Rozmawialiśmy o naszej przyjaźni. W dali było słychać kukanie kukułek
i krakanie gawronów. Wiał leciutki wietrzyk i poruszał liście dębów.
Spokój ten nie trwał długo, ponieważ w pewnym momencie rozległ się
głośny ryk, dochodzący spomiędzy dwóch krzewów. Ogarnęło nas
przerażenie. Wskoczyłem szybko na drzewo i wdrapałem się po jego pniu
na odpowiednią wysokość, by potwór mnie nie dosięgnął. Mieszek,
niestety, nie umie wspinać się po drzewach, więc wołał z dołu o pomoc.
Prosił, wyciągał ręce, ale ja się nie ulitowałem, bojąc się, że potwór może
mnie zaatakować. Po chwili zza krzaków wyłonił się groźny niedźwiedź.
Mieszek padł na twarz. Drapieżnik był coraz bliżej. Zamknąłem oczy
oczekując, że mnie nie zobaczy. Niedźwiedź podszedł do Mieszka, po
czym, obwąchawszy go, ze skrzywioną miną odszedł. Okazało się, że
Mieszka otoczył nieprzyjemny zapach, a zwierzę pomyślało, że jest
nieboszczykiem i dlatego go nie zaatakowało. Zszedłem szybko na dół
i z troską pomogłem mu wstać. Byłoby z nim naprawdę krucho, gdyby nie
nieprzyjemny zapach, mógłby nie przeżyć.
Zapytałem w końcu żartobliwie:
- A co on tak cię obwąchiwał? Może ci coś powiedział na ucho?
Mój przyjaciel odrzekł, że powiedział mu przysłowie niedźwiedzie:
„Prawdziwych przyjaciół poznaje się w biedzie”. Potem odszedł w stronę
swojego domu. Zostałem sam. Byłem bardzo zdziwiony, ponieważ nie
7
spodziewałem się takiej reakcji. Dopiero kilka minut później otrzeźwiałem
i ruszyłem w stronę miasta. Po drodze jeszcze długo zastanawiałem się,
o co chodziło Mieszkowi. Czy to może była moja wina, że mu nie
pomogłem?
Kinga Frankiewicz, kl.4b
Jestem Mieszek. Mam kolegę Leszka. Razem mieszkamy
w oszmiańskim powiecie. Ludzie mówią o nas, że potrafimy podzielić się
między sobą nawet orzeszkiem. Uważam, że takich przyjaciół jak my,
spotyka się bardzo rzadko.
Pewnego razu byliśmy w gęstym lesie i rozmawialiśmy o przyjaźni.
Nagle coś koło nas ryknęło. Mój przyjaciel Leszek natychmiast uciekł na
drzewo. Umiał się dobrze wspinać i bardzo szybko znalazł się na samym
wierzchołku dębu. Ja niestety tej sztuki nie umiałem. Wyciągnąłem ręce do
przyjaciela z błaganiem o ratunek. Krzyknąłem „Kumie!”. Niestety, mój
Leszek był już daleko. Wtedy postanowiłem udawać nieżywego, bo
poczułem, że niedźwiedź jest tuż obok. Upadłem na twarz i nie ruszałem
się. Niedźwiedź powąchał, pomacał, posapał i stwierdził, że już nie żyję.
Na moje szczęście odwrócił się i zostawił mnie w spokoju. Wtedy
usłyszałem głos mojego przyjaciela, który nagle odżył. Zawołał: „Było
z tobą krucho – szczęście, Mieszku, że cię nie zadrapał! Ale co on tak
długo tam nad tobą sapał, jak gdyby coś miał powiadać na ucho?”. Wtedy
ja odpowiedziałem przyjacielowi takie słowa: „Prawdziwych przyjaciół
poznajemy w biedzie”.
Pomyślałem sobie, że z tego Leszka wcale nie jest taki dobry
przyjaciel. Przekonałem się na własnej skórze, że w potrzebie kolega
zostawił mnie i uciekł. Mój przyjaciel stchórzył, zatroszczył się tylko
o siebie, a mnie zostawił w niebezpieczeństwie. Mogłem zginąć, uratował
mnie tylko szczęśliwy przypadek. Myślę, że ja postąpiłbym inaczej.
Przecież wystarczyło wyciągnąć rękę i pomóc przyjacielowi wejść na
drzewo.
8
Daria Milczanowska, kl. 4b
Mam na imię Leszek. Moim najlepszym przyjacielem jest Mieszek.
Jesteśmy nierozłączni, spędzamy ze sobą każdą chwilę. Dzielimy się
wszystkim, co mamy, nawet orzeszkiem.
Pewnego dnia wybraliśmy się na wycieczkę do lasu. Po drodze dużo
rozmawialiśmy o naszej przyjaźni i słuchaliśmy śpiewu leśnych ptaków. Po
dłuższej chwili spostrzegliśmy, że nie wiemy, gdzie jesteśmy. Okazało się,
że zgubiliśmy się. Zmęczeni usiedliśmy pod dębem. Nagle usłyszeliśmy
szum liści i głośny, przeraźliwy ryk. Szybko zerwałem się i wdrapałem się
na sam czubek drzewa. Zobaczyłem, że Mieszek został na ziemi. Próbował
wspiąć się, ale nie udało mu się, ponieważ nie był tak zwinny jak ja. Nie
mogłem mu pomóc, bo już niedźwiedź kroczył w naszą stronę. Przyjaciel
zbladł, zamknął oczy i padł na ziemię. Pomyślałem, że nie żyje. Zwierz
chyba stwierdził to samo, bo obwąchał go, mruknął ze wzgardą, odwrócił się
i poszedł w ciemny las. Zszedłem szybko na dół. Okazało się, że Mieszek
żyje. Ogromnie ucieszyłem się, że nic mu się nie stało.
Byłem ciekawy, dlaczego niedźwiedź nic nie zrobił mojemu
koledze, tylko długo mu sapał nad uchem. Mieszek ze złością odpowiedział
mi, że zwierzę rzekło mu przysłowie: „Prawdziwych przyjaciół poznajemy
w biedzie”. Potem odwrócił się i odszedł obrażony.
„Przepraszam, smoku”
Anna Milczanowska, kl. 4b
Dawno, dawno temu, za siedmioma rzekami, za siedmioma górami,
było królestwo. Żył tam niezwykły rycerz, który słynął ze swojej
uprzejmości i kulturalnego zachowania. Był miły wobec każdego. Król
zawsze chętnie widywał go na zamku.
Nieopodal zamku, w jamie, mieszkał straszny smok. W nocy bestia
wyłaziła z jamy i zatruwała życie mieszkańcom królestwa.
Pewnego dnia władca ogłosił:
9
- Kto zabije smoka, temu córkę swą oddam za żonę!
Wielu rycerzu odważyło się stawić czoło poczwarze, jednakże żadnemu
nie udało się go zabić. Smok ział ogniem i odstraszał w ten sposób
przeciwników. Aż pewnego razu zdenerwowany grzeczny rycerz rzekł do
króla:
- Najjaśniejszy panie, ja spróbuję zgładzić bestię!
To mówiąc, udał się do pieczary. Gdy znalazł się na miejscu, grzecznie
zapukał w skałę i powiedział:
- Przepraszam, że przeszkadzam, ale mam do załatwienia z panem sprawę.
Słysząc te słowa, smok zdębiał i nic na to nie odpowiedział, więc rycerz
mówił dalej:
- Pańskie zachowanie jest bardzo niekulturalne. Zionie pan ogniem i dusi
owce. Proszę dobrowolnie opuścić królestwo, bo w przeciwnym razie będę
musiał wymierzyć karę.
Zdumiony smok zastanowił się chwilę i powiedział:
- Jest tutaj spora gromadka smacznych owiec. Ale skoro mnie tak ładnie
prosisz, to nie mogę odmówić. Żegnaj – i odfrunął.
Uradowany król już czekał na zwycięzcę. Na następny
dzień odbyło się huczne wesele. Grzeczny rycerz i królewna żyli długo
i szczęśliwie.
Daria Milczanowska, kl.4b
Dawno temu, w czasach średniowiecznych, żył pewien kulturalny
rycerz, który słynął ze swej grzeczności. Dla każdego był bardzo miły
i uprzejmy. Nigdy nie używał brzydkich słów.
Mieszkał on w królestwie, w którym żył podstępny i groźny smok.
W nocy poczwara wyłaziła ze swej pieczary i straszyła ludzi. Król z tego
powodu był bardzo zły i obiecał, że kto zgładzi bestię, ożeni się z jego
córką. Wielu śmiałków odważyło się podjąć tego zadania, ale każdego smok
przeganiał. Wreszcie przyszła kolej na grzecznego rycerza, który nikogo nie
obrażał. Pewnego dnia stanął przed królem i rzekł:
- Miłościwy panie! Słyszałem o kłopotach z tym stworem. Da się temu
zaradzić.
- Jesteś naszą ostatnią nadzieją! – odrzekł król.
10
Następnego dnia rycerz poszedł do smoka. Stanął przed pieczarą, grzecznie
zapukał i powiedział:
- Przepraszam, że przeszkadzam. Czy może pan ze mną porozmawiać?
Smok zdziwił się, ponieważ jeszcze nikt nie zwrócił się do niego w tak
kulturalny sposób, i wysłuchał śmiałka. Rycerz spokojnie wytłumaczył mu,
że nie pasuje do tej krainy, bo zieje ogniem i zjada owce. Powiedział mu
również, że w tej sytuacji będzie musiał użyć swego miecza. Uprzejmie
zapytał go:
- Czy może się pan stąd wyprowadzić?
-Dlaczego nie, skoro mnie tak mile prosisz… Jednak będę tęsknił za
tłuściutkimi owieczkami. Pa! Żegnaj. – powiedział ciągle zaskoczony smok.
Szczęśliwy król szybko wyprawił huczne wesele. Grzeczny rycerz
z królewną żyli długo i szczęśliwie.
„Kot w butach”
Miłosz Szmyd, kl. 4d
Dawno temu żył sobie młynarz ze swoimi trzema synami, którzy
wiedli dostatnie życie, żyli beztrosko i byli szczęśliwi.
Jednak pewnego dnia młynarz umarł, a synowie postanowili
podzielić się majątkiem.
- Ja wezmę dom, młyn i resztę pola - rzekł najstarszy.
- Ja wezmę złoto i futra - odparł średni.
Najmłodszemu został stary kot. Jednak Jaś nie obraził się, że źli bracia dali
mu kota i powiedział, że woli mieć przyjaciela niż bogactwo.
Gdy Jaś z kotem zostali sami, ten przemówił ludzkim głosem:
- Jasiu, jeżeli mnie wysłuchasz, będziemy bogaci. Idź na targ i kup mi
torbę myśliwską i buty-poprosił.
- Dobrze mój przyjacielu - zgodził się chłopiec.
Ruszyli razem na targ, gdzie chłopiec zakupił wszystkie rzeczy,
o które poprosił go kot. W drodze powrotnej kot zaproponował Jaśkowi
kąpiel w jeziorze, a sam zapolował na przepiórki.
11
Gdy Jaś się kąpał, kot sprytnie zatrzymał przejeżdżającą królewska
karocę. Miał podstępny plan: powiedział królowi, że ich napadnięto
i ukradziono jego panu ubranie, że Jaś to bogaty królewicz, który mieszka
w zamku. Król dał ubiór Jankowi i zaprosił go do powozu, w którym
siedziała piękna królewna Zosia.
Tymczasem kot w butach szybkim susem minął karocę. Po drodze
spotkał wieśniaków i powiedział im, że jeśli będzie jechać tędy królewska
karoca, mają mówić królowi, że to pola księcia Jana.
Gdy kot dotarł do zamku, w którym mieszkał czarodziej, znów
wymyślił podstęp.
- Czarodzieju, na pewno nie potrafisz zmienić się w mysz - powiedział kot.
- Wszystko umiem. Mogę wszystko!- zdenerwował się czarownik.
- Udowodnij!- wykrzyknął kot.
Czarownik zmienił się w małą myszkę. Kot tylko na to czekał i od razu
pożarł mysz.
Tymczasem Jaś dotarł z rodziną królewską do zamku. Zobaczył, co
zrobił kot i wtedy postanowił przyznać się do kłamstwa, bo bardzo polubił
króla. Zaprzyjaźnił się też z królewną Zosią i nie chciał jej oszukiwać.
Król docenił uczciwość Jaśka i zgodził się oddać mu za żonę Zosię.
Wyprawił im wesele i żyli długo i szczęśliwie, a kot razem z nimi.
Liwia Setnik, kl. 4d
Dawno temu stał sobie młyn, a w tym młynie żył młynarz, który
miał trzech synów: najstarszego, średniego oraz najmłodszego. Żyło im
się dobrze.
Pewnego razu młynarz umarł. Trzej bracia podzielili się więc
majątkiem.
- Ja wezmę młyn, łąki i pola - rzekł najstarszy.
- A ja złoto i futra - wykrzyknął średni.
Dla młodszego nic nie zostało, oprócz starego kota.
- Widzisz Jasiu, nic już nie ma, weź sobie kota. Jest stary i niepotrzebny powiedział najstarszy.
- Wolę mieć przyjaciela, niż bogactwo - odrzekł najmłodszy z braci.
12
Jan zabrał kota ze sobą. Nagle ten odezwał się do Jasia, ponieważ
był kotem z bajki:
- Słuchaj mnie Jasiu - teraz idź na targ, kup mi torbę myśliwską i buty
z podkówkami - rzekł kot.
- Dobrze, kocie - odparł młodzieniec.
Niedługo potem udał się na targ i kupił wszystko, czego kot
chciał. Ten założył buty i chwycił torbę myśliwską, a potem powędrowali
drogą przed siebie. Po pewnym czasie przystanęli.
- Idę na polowanie, a ty wykąp się w rzece - powiedział kot.
Gdy skończył polować, drogą nadjechała karoca króla. Kot zatrzymał ją.
- Proszę, królu, oto przepiórki, które złapałem dla ciebie, ale proszę
o pomoc - mojego pana napadli zbóje i zostawili bez ubrania w rzece.
Król dał Jasiowi szatę i poprosił, żeby usiadł w karocy koło królewskiej
córki, Zosi. Zapytał też, gdzie mieszkają. Kot odpowiedział, że w tym
zamku, który widać na górze. Następnie pobiegł przodem i rzekł
wieśniakom, pracującym w polu:
- Gdy będzie nadjeżdżać karoca, powiedzcie, że te łany należą do księcia
Jana. Potem pośpieszył do zamku czarnoksiężnika. Gdy już był przy
wrotach, zapukał. Kiedy pojawił się zły władca, kot powiedział podstępnie:
- Podobno nie umiesz już czarować, mój panie!
Czarownik natychmiast zamienił się w lwa. Kot wskoczył na drzewo,
jednak po chwili kontynuował rozmowę:
- Lwem nie sztuka zostać, małej myszki spróbuj przybrać postać. Ale tego
nie potrafisz!
Rozzłoszczony czarnoksiężnik zamienił się w myszkę. Kot tylko na to
czekał i zaraz go zjadł.
W tym czasie nadjechała karoca z Jasiem i królewną Zosią.
- Czyj jest ten zamek? - spytał król.
- Nasz i kwita! - wykrzyknął kot.
Wtedy Jaś podszedł do kota i szepnął:
- Hola, hola, kocie! Nie moje to łany i zamek.
- Zjadłem czarnoksiężnika i zamek jest nasz - odparł kot.
Na to zdenerwował się Jaś:
- Tym, którzy pracowali u czarnoksiężnika, damy wszystko, a my
zapracujemy na siebie.
Kot zgodził się.
13
Królewna Zosia poprosiła Jasia o chwilę rozmowy. Król i kot domyślili
się, że Zosia i Jaś są zakochani w sobie. Wkrótce więc odbyło się huczne
wesele.
Kot pozostał na zamku i zbawiał królewskie wnuczęta różnymi
opowieściami.
Zuzanna Morawska, kl. 4c
Dawno temu żył sobie młynarz, który miał trzech synów.
Niestety, młynarz zmarł, a synowie podzielili się majątkiem.
- Ja wezmę młyn, łąkę i pole - rzekł starszy.
- A ja, złoto i futra - odparł średni.
- Drogi bracie, dla ciebie już nic nie zostało, weź więc sobie kota
ojcowego, nam go nie trzeba - wytłumaczyli Jankowi starsi bracia.
Młody chłopak wziął kota i rzekł:
- Od pieniędzy lepszy przyjaciel, chociażby kot.
Lecz ten kot nie był zwyczajny - był to kot z bajki i mówił ludzką
mową.
- Nie zazdrościsz braciom nowych dostatków, mnie starego kota wziąłeś.
Chcę się tobą opiekować, bo masz dobre serce, ja też dla ciebie będę
dobry. Słuchaj mnie zawsze, nie dziw się niczemu, a będziemy szczęśliwi rzekł kot do Jasia.
Pewnego dnia kot rzekł do chłopca:
- Idź na targ, kup mi torbę myśliwską i buty podkute.
- Dobrze, mój przyjacielu - powiedział Jaś i spełnił prośbę kota.
Przyjaciele wyruszyli więc w świat. Idąc tak ,doszli do rozstaju
dróg. Zatrzymali się,
a kot powiedział :
- Zapoluję na przepiórki, a ty idź, wykąp się w jeziorze.
Kiedy Jaś się kąpał, kot, z torbą pełną przepiórek, wyskoczył przed
nadjeżdżającą królewską karocę.
- Królu, stój, stój proszę! – zawołał.
Woźnica zatrzymał konie.
14
- Oto niosłem ci pyszne przepiórki, królu, od mojego pana, ale straszna
rzecz się stała - zbójcy okradli mojego pana i wrzucili go do jeziora.
- Masz tu szaty, - rzekł król- siadajcie do mej karety i mówcie, gdzie was
podwieźć.
Nim Jaś zdążył cokolwiek powiedzieć, kot już opowiadał królowi świeżo
zmyśloną historię.
- Pan mój w tym zamku mieszka, co na górze stoi, stąd, o , widać
złote wieże opowiadał.
"W głowie mi się troi" - myśli Jasiek - ale wsiada, bo król grzecznie prosił.
- Siądź, młodzieńcze, przy mej córce, Zosi - powiedział król.
Kot biegł pieszo, wyprzedził karocę i spotkał na polach żniwiarzy.
- Kot! Kot w butach, co za dziwo?! - krzyczeli żniwiarze.
- Będzie tędy jechał król - zakrzyknął kot. -Gdy zapyta, czyje to łany, to
wy odpowiedzcie, że należą do księcia Jana.
Potem pobiegł dalej i dotarł wreszcie do bram zamku czarownika.
- Rzecz ci powiem niezbyt miłą, źle z czarownikami na świecie. Nie
umiesz czarować, nawet małe dzieci kpią z ciebie. Mnie też śmieszne się
zdaje, że ty jeszcze mieszkasz w zamku i rządzisz tym krajem - opowiadał
kot.
- Co?! - wrzasnął gniewnie czarownik.
- Roznosisz plotki o mnie! To jest kocie niebezpieczna gra, ja ci pokażę! krzyczał zagniewany.
Zaraz potem zmienił się w lwa. Widok był tak straszny, że kot skoczył na
drzewo, choć miał nogi w butach.
- Lwem nie sztuka zostać, lew jest duży, małej myszki spróbuj przybrać
postać. Ale ty tego nie potrafisz - kpił kot.
- Wszystko umiem, mogę wszystko! - krzyczał głośno czarownik.
Z lwa zmienił się w myszkę. Na to tylko czekał podstępny kot, skoczył
i połknął mysz.
W tej samej chwili do zamku przyjechał król z córką i Jankiem.
- No, zaskoczę ich wszystkich - cieszy się kot.
Stanął w progu, a król go zapytał:
- Czyj ten zamek?
- Nasz on jest - skłamał kot. - Książę Janie, ugość króla i królewnę, masz
tu jedzenia w bród - rozkazał.
- Hola, hola, bury kocie, ja nie jestem księciem, który jest bogaty, żadni
15
zbójcy mnie nie napadli, nie moje to zboża, ani nie mój zamek - szepnął
Jan.
- Ja daruję ci go chętnie - zamruczał kot - Już schrupałem czarownika, nie
wróci w te strony, teraz możesz ty, Jasieńku, wziąć sobie ten zamek tłumaczył szeptem.
Na to Jasiek rzekł :
- Złą przysługę chcesz mi oddać, przyjacielu kocie, są ty ludzie co stracili
siły w służbie tego czarownika, który żył z ich pracy i to oni wezmą sobie
wszystko - wytłumaczył.
- A co my, biedacy weźmiemy? - spytał kot.
- Jestem zwykłym młynarczykiem i biednym sierotą, w błąd wprowadzać
ludzi choćby i za złoto nie zamierzam, dość już cię słuchałem. Zapracuję
na nas obu - rzekł Jan.
- Dobrze, Jaśku, zrobię, jak chcesz - zgodził się kot.
Wtedy po raz pierwszy odezwała się królewna. Kiedy Zosia rozmawiała
z Jankiem, kot powiedział do króla, iż młodzi są na pewno w sobie
zakochani.
Król na to odpowiedział:
- Widzę kocie, że będzie wesele.
I tak też się stało: król wyprawił huczne wesele, młodzi żyli długo
i szczęśliwie, a stary, poczciwy kot bawił królewskie wnuki.
„Pinokio”
Weronika Ożóg, kl. 4d
Pewnego pogodnego wieczoru majster Wisienka postanowił zrobić
stół. Wziął orzechowe drewno i przygotował narzędzia.
Już, już miał przeciąć siekierą to drewienko na pół, ale usłyszał jakiś
cieniutki głosik :
- Nie bij mnie zbyt mocno, proszę ! – powiedział głosik.
- Kto to mówi? Odpowiedz, kimkolwiek jesteś?! – wykrzyknął majster
Wisienka.
Wziął dłuto i zaczął to drewienko szlifować.
- Hi, hi, hi, łaskocze !!! – odezwał się ten sam głosik.
16
- Kto to mówi?! – wykrzyknął wystraszony majster Wisienka, a potem
przewrócił się i stracił przytomność.
Kiedy już odzyskał świadomość, pamiętał tylko tyle, że spadł na ziemię,
bardzo wystraszony przez cieniuteńki głosik, dobiegający ze środka
drewienka, które miał przerobić na stół. Wtedy wpadł mu do głowy
pomysł, że ktoś w nim się ukrywa. Majster Wisienka zaczął tłuc drewnem
o ścianę. Potem zaczął nasłuchiwać, czy odzywa się cieniusieńki głosik,
ale wokół panowała cisza. Powtórzył tę czynność jeszcze kilkanaście razy,
ale za każdym razem odzywała się tylko cisza. Ta cisza była tak głęboka,
że było słychać nawet muchę, która przyglądała się temu wszystkiemu
z góry. Chwilę później ktoś zapukał do drzwi.
- Otwarte ! – zawołał majster Wisienka.
- Chciałbym pożyczyć jakieś drewno, bo chcę wystrugać pajaca, który
robiłby różne sztuczki! – powiedział Dżepetto, wchodząc nieśmiało.
- Weźcie ten kawałek – powiedział Wisienka i dał mu klocek, który go tak
wystraszył.
W tej chwili odezwał się ten cieniutki głosik:
- Mamałyga, mamałyga! – to było drewienko, to samo, które wystraszyło
majstra Wisienkę.
Słysząc to, Dżepetto rzucił się na Wisienkę.
- A masz !
- A masz !
- Bum !
- Bum !
- A masz !
- A masz !
Po tej bójce majster Wisienka miał o dwa więcej zadrapania na nosie,
a Dżepetto o dwa guziki mniej na kaftanie. W końcu obaj uznali, że mają
wyrównane rachunki i podali sobie ręce!
Dżepetto poszedł do domu wystrugać drewnianego pajaca.
17
Izabela Brejta, kl. 4 b
Sanok, 24.10.2012 r.
Drogi Tato!
Na początku mojego listu pozdrawiam Cię serdecznie.
Ojcze, bardzo Cię przepraszam za to, co Ci zrobiłem. Przepraszam,
że sprzedałem elementarz i nie chodziłem do szkoły. Wiem, że bardzo Ci
zależy na mojej edukacji, a ja Cię zawiodłem. Teraz dopiero zrozumiałem,
że źle postępowałem. Nie powinienem też źle odnosić się do Ciebie. Jesteś
moim ojcem i powinienem Cię słuchać. Przepraszam, że byłem
nieposłuszny, obiecuję, że to już się więcej nie powtórzy.
Bardzo pragnę Cię odszukać. Jeśli przeczytasz ten list, to bardzo
Cię proszę, abyś powiedział mi, gdzie jesteś. Teraz mieszkam u wróżki
i pomagam jej w codziennych pracach. Naprawdę obiecuje poprawę. Gdy
Cię odnajdę, będę Ci pomagać. Zarobię trochę pieniędzy, abyś już nigdy
nie był biedny. Zrobię dla Ciebie wszystko, chcę, abyś zawsze był
szczęśliwy, z tego powodu, że mnie masz.
Jeśli mnie posłuchasz, kupię Ci kaftan wyszywany diamentami.
Wiem, że bardzo Ci się podobał, więc chcę Ci go podarować. Mam
nadzieję, że będziesz z niego zadowolony. Ufam, że szybko Cię odnajdę,
a Ty mi przebaczysz wszystkie moje winy. Mocno Cię ściskam. Tęsknię za
Tobą.
Twój Pinokio
„Akademia pana Kleksa”
Wiktoria Radwańska, kl.4d
Jednym z głównych bohaterów książki Jana Brzechwy pt.
„Akademia pana Kleksa” jest Ambroży Kleks. Jest założycielem
i dyrektorem Akademii, a także wychowawcą chłopców. Uczy ich
przedmiotów, których nie ma w normalnej szkole. Jest też lekarzem
18
chorych sprzętów w znajdującym się na piętrze szpitalu, a także
znakomitym kucharzem. Jest też uczniem doktora Paj-Chi-Wo
i przyjacielem Szpaka Mateusza , którego kupił na rynku w Salamance.
Dba o to, by wszyscy w Akademii byli szczęśliwi.
Jest człowiekiem średniego wzrostu, ale nie wiadomo, czy jest
gruby czy chudy, gdyż nosi bardzo obszerne ubranie. Ubiera sie bardzo
kolorowo. Nosi długi surdut, czyli długą marynarkę w kolorze bordo lub
brąz, bardzo szerokie, czerwone spodnie, w których jest mnóstwo kieszeni.
Ma też najczęściej na sobie żółtą, aksamitną kamizelkę, zapinaną na duże
szklane guziki. Wokół szyi widoczny jest sztywny kołnierz, a zamiast
krawata nosi olbrzymią kokardę. Głowę pana Kleksa porastają włosy,
które mienią się we wszystkich barwach tęczy. Ma oczy przenikliwe jak
świderki. Jego nos jest ogromny i przechyla się w zależności od pory roku.
Nosi na nim binokle w kształcie małego roweru. Na twarzy ma żółte
i czerwone piegi, a pod nosem widnieją sztywne wąsy w kolorze
pomarańczowym. Twarz okala broda, gęsta i czarna jak smoła. Po prostu
wygląda zabawnie.
Ambroży Kleks to postać niezwykła, potrafi niemal wszystko.
Umie usiąść na niewidzialnym krześle i unosić się w powietrzu. Kiedy coś
zaginie, wysyła soje trzecie oko na oględziny i zguba zaraz sie odnajduje.
Zawsze o północy zmniejsza się, a rano powiększa za pomocą
powiększającej pompki. Umie zjeżdżać i wyjeżdżać po poręczy. Potrafi
gotować dania z farb i kolorowych szkiełek. Może także przechować
płomyki świec w kieszeni i leczyć chore sprzęty. Pan Kleks ma doskonałą
pamięć i zawsze można liczyć na jego pomoc.
Profesor zajmuje się edukacją przebywających w Akademii
chłopców. Prowadzi lekcje kleksografii, przędzenia liter, a także lekcje na
świeżym powietrzu. Zajęcia rozpoczynają się o siódmej rano. Chłopcy
uczą się bardzo chętnie, ponieważ pan Kleks zawsze potrafi urozmaicić
naukę. Przyrządza chłopcom pyszne obiady, które powiększa swoją
pompką, lecz sam ich nie zjada, gdyż żywi się pigułkami na porost włosów
i motylami. W czasie snu pan Kleks wszystko zapomina i rano, aby
odzyskać pamięć, pije zielony płyn. W kieszeniach swoich wielkich spodni
przechowuje różne rzeczy, np.: pigułki, płomyk świec, pompkę, zielony
płyn i wiele innych. Kleks zajmuje się także obserwacją snów, które
pojawiają się w lusterkach, ustawionych przy łóżkach chłopców.
Najbardziej niezwykłe sny zapisuje w specjalnym „Senniku Akademii".
19
W jego zwyczaju jest także przyjmowanie do Akademii chłopców, których
imiona rozpoczynają się na A.
Pan Kleks jest miły, uprzejmy i zawsze chętnie służy pomocą. Jest
wszechwiedzący, bardzo mądry i nigdy nie daje się okłamywać. Czasami
bywa bardzo tajemniczy. Chłopcy z Akademii uwielbiają spędzać z nim
czas, gdyż pan Kleks jest bardzo zabawny i pomysłowy. Czasami
zachowuje sie jak dziecko. Pan Ambroży nie lubi się kłócić i stara się
uczyć chłopców, by żyli bezkonfliktowo. Kiedy ktoś zawini, potrafi wydać
sprawiedliwą opinię. Ma bardzo wielkie serce i traktuje chłopców
z Akademii jak własne dzieci.
Moim zdaniem pan Kleks jest bardzo barwną postacią. To bardzo
dobry człowiek o wielkim sercu, a także wspaniały nauczyciel, jakiego w
realnym świecie nie ma. Uważam, że pan Kleks jest osobą niezwykłą,
wystarczy popatrzeć na jego wygląd. Gdyby wszyscy nauczyciele byli tacy
jak on , świat byłby inny, a dzieci z chęcią chodziłyby do szkoły i lepiej się
uczyły.
Karolina Kudła, kl. 4d
Osoba, którą opiszę, nazywa się Ambroży Kleks. Jest on
dyrektorem Akademii oraz nauczycielem wszystkich przedmiotów
w swojej szkole. Pan Kleks mieszka na drugim piętrze Akademii i jest
właścicielem sekretów. Jest przyjacielem księcia Mateusza, który został
zamieniony w szpaka. Ambroży Kleks jest również lekarzem chorych
sprzętów, naukowcem oraz czarodziejem.
Pan Kleks jest mężczyzną średniego wzrostu, ale trudno określić,
czy jest gruby czy chudy, ponieważ nosi duże ubranie. Głowa Ambrożego
nie przypomina żadnej z głów, które się kiedykolwiek widziało. Oczy ma
jak dwa świderki, nos jest ruchliwy, przekrzywiony w prawo lub w lewo,
w zależności od pory roku. Na nosie tkwią srebrne binokle,
przypominające mały rower. Jego bujna czupryna we wszystkich kolorach
tęczy jest bardzo zabawna. Ma on też długie sztywne wąsy koloru
pomarańczy, oraz czarną jak smoła brodę. Cała twarz pana Kleksa jest
usiana kolorowymi piegami.
20
Jego spodnie są bardzo szerokie, przypominają balon, a w nich
mieści się niezliczona liczba kieszeni. Na koszulę założony jest niezwykle
długi surdut koloru czekoladowego lub bordowego. Spod surdutu wystaje
aksamitna, cytrynowa kamizelka z wielkimi szklanymi guzikami.
Aksamitna kokarda i kołnierzyk jest obowiązkowym dodatkiem do ubioru
pana Kleksa.
Ambroży Kleks jest nazywany czarodziejem. Potrafi usiąść na
nieistniejącym krześle. Gotuje, używając kolorowych szkiełek i farb.
Niezwykłe jest to, że wysyła swoje trzecie oko w kosmos, a ono samo
wraca. Pan Kleks potrafi latać i czytać w myślach. Umie on wyleczyć
chore sprzęty i potrafi zmniejszyć się za pomocą pompki. Przechowuje w
kieszeni płomyki świec i potrafi wjeżdżać po poręczy w górę. Prawdę
mówiąc, potrafi wszystko.
Pan Kleks prowadzi lekcje w Akademii i codziennie żywi się
motylami, pastylkami na porost włosów i zielonym płynem. Najczęściej
przebywa w sali chorych sprzętów, stara się je wyleczyć. Codziennie
przegląda senne lusterka i zapisuje najpiękniejsze sny.
Pan Kleks jest zawsze sprawiedliwy i życzliwy. Jest bardzo mądry
i dla wszystkich miły. Bardzo troszczy się o Akademię, chętnie pomaga
potrzebującym, więc możemy powiedzieć, że jest uczynny. Jest on również
tajemniczy i niezwykły, bo ma swoje sekrety i posiada niezwykłe
umiejętności.
Dla mnie Ambroży Kleks wydaje się bardzo sympatyczną
i przyjazną osobą. Dlatego też chciałabym się z nim spotkać i zaprzyjaźnić.
Anna Milczanowska, kl. 4b
Pewnego dnia, na lekcji języka polskiego, do naszej klasy zawitał
tajemniczy gość. Drzwi otworzyły się na całą szerokość i do sali wleciał
niejaki pan Kleks.
- Dzień dobry, dzieci – powiedział. – Na pewno mnie znacie. Jestem
jednym z bohaterów waszej lektury. Od czego zaczynamy lekcję?
W tym samym momencie zadzwonił dzwonek na przerwę. Pan Kleks
oznajmił, że to doskonały moment, aby przygotować potrzebne rekwizyty.
21
Wyszliśmy na korytarz. W sali został tylko profesor ze swoją ogromną,
mieniącą się wszystkimi kolorami tęczy, walizką.
Gdy przerwa dobiegła końca, naszym oczom ukazały się
najrozmaitsze przedmioty: kolorowe szkiełka, masa książek, szpulki do
nici, powiększająca pompka, wielki globus, farby, pędzle, plasterki
angielskie i wiele, wiele innych. Na każdej z ławek stało po pięć butelek
atramentu najlepszej jakości i po dwie rurki. Staliśmy na końcu klasy
z oczami wielkimi jak u dinozaura.
- Usiądźcie w ławkach – powiedziała pani.
Gdy wszyscy zajęli miejsca, rozpoczęła się lekcja.
- Na początku przedstawię się wam. Jestem Ambroży Kleks – powiedział
z uśmiechem. – A to jest mój Mateusz – po czym z wielkiej torby wyleciał
radosny szpak. – Oto zasady naszej lekcji. Będziecie otrzymywać piegi, za
poprawną odpowiedź lub za wykazanie się czymś. Za złe zachowanie
ukarani będziecie żółtym krawatem w zielone grochy. Czy ktoś ma jakieś
pytania? Po tych słowach ukazał się las rąk w górze. Każdy wykrzykiwał
swoje pytanie, oczekując odpowiedzi:
- Czy zaprowadzi nas pan do swojej Akademii?
- Dlaczego Mateusz mówi tylko końcówki wyrazów?
- Gdzie są pana uczniowie?
- Czy zajęcia będą ciekawe?
- Po co jest tyle rekwizytów?
- Jaka będzie pierwsza lekcja? – przy tym pytaniu gwar w klasie ucichł,
a Pan Kleks odpowiedział:
- Na początek nauczę was gotować z kolorowych szkiełek, farb, kwiatów,
z użyciem pędzli. Poznacie tajniki moich różnobarwnych sosów. Na
początek załóżcie fartuszki. – po czym pstryknął palcem i na naszych
ławkach pojawił się stos fartuchów. Co dziwne, na każdym było napisane
imię ucznia, a do tego fartuszek był w jego ulubionym kolorze.
- Aby urozmaicić lekcję, wyłączę grawitację. Chwilę później zaczęliśmy
fruwać w powietrzu.
Rozpoczęliśmy od teorii. Pan Kleks wytłumaczył nam, jak powstają
wszystkie smaki i pokazał kilka połączeń farb. Przyglądaliśmy się temu
z zaciekawieniem, ponieważ objaśniając, ciągle mieszał jakieś kolory.
W pewnej chwili zatrzymał się, założył specjalne okulary, gumowe
rękawice i powiedział:
22
- Nie zbliżajcie się teraz! Niech osoby z pierwszej ławki odsuną się,
bowiem do waniliowej farby dodałem ciekłego azotu. W klasie zapadła
cisza. Przyglądaliśmy się, co robi pan Kleks. Nachylił pojemnik z płynem
nad miską z żółtą farbą i wlał trochę cieczy do środka. Rozległ się wielki
huk, a znad naczynia uniósł się zielony dym.
- Kto ma ochotę na lody waniliowe? – zapytał nasz gość.
- My! – odpowiedzieliśmy chórem.
Poczęstował nas lodami i powiedział:
- Teraz wasza kolej. Zmieszajcie kolory, otrzymajcie wspaniałe potrawy,
a wtedy dostaniecie nagrody. Waszym zadaniem jest przygotować pyszne
desery. Zaczynamy konkurs. Czas start! Macie piętnaście minut!
Pobiegliśmy wszyscy na koniec klasy, gdzie stał stół ze szkiełkami,
farbami, różnymi proszkami i kwiatami. Wzięliśmy potrzebne materiały
i wróciliśmy do swoich stolików. Zmieszałam żółtą farbę z różową,
brązową, pomarańczową i niebieską. Dodałam żonkila, biały proszek i …
moim oczom ukazał się sernik. Paulina, moja koleżanka z ławki, zrobiła
krem truskawkowy i lody o takim samym smaku. Zaproponowałam jej
współpracę i zmieszanie naszych deserów. Zgodziła się, wzięła pędzel, a ja
wielki garnek. Z naszych potraw powstało jedno wspaniałe ciasto z różową
galaretką, pysznym kremem, bitą śmietaną i lodami.
- Czegoś tu brakuje – powiedziała Paulina.
- Co byś powiedziała na truskawki i czekoladę? – zapytałam.
- Dobry pomysł! Pójdę po składniki – odpowiedziała i pobiegła na koniec
klasy.
Ja natomiast skierowałam się do pana Kleksa z prośbą o angielski
plasterek, ponieważ skaleczyłam się ostrym pędzlem. Po niecałych dwóch
minutach nasze ciasto było gotowe, a czas dobiegł końca. Rozglądnęłam
się po klasie i zobaczyłam: przeróżne lody, kremy, muffinki, dropsy, żelki
i dużo innych potraw. Po kolei zanosiliśmy nasze desery do komisji,
w której byli: pan Kleks, szpak Mateusz i nasza nauczycielka języka
polskiego. Degustowali i przyznawali punkty. Po kilku minutach jury
ogłosiło werdykt.
- Wszystkie desery były naprawdę pyszne, ale zwycięży tylko jeden powiedział pan Kleks.
Ogłaszanie werdyktu rozpoczęto od wyróżnień. Wreszcie nadeszła długo
oczekiwana chwila.
23
- A zwycięzcą zostaje – powiedział sędzia główny jury –zespół Ani
i Pauliny!
Cieszyłyśmy się ogromnie odbierając nagrodę i słuchając pochwał. Każdy
z uczniów dostał po celującej ocenie do dziennika.
Ani się spostrzegłyśmy, jak minęła lekcja. Pan Kleks musiał nas
opuścić, ponieważ miał pilne spotkanie.
Ten dzień na pewno pozostanie nam długo w pamięci.
Daria Milczanowska, kl. 4b
Pewnego razu nadszedł dzień najbardziej oczekiwany przeze mnie
i moją klasę. Miał zawitać do nas pan Kleks. Wszedł do sali z dwoma
uczniami swojej Akademii, Arturem i Anastazym, oraz szpakiem
Mateuszem.
Gdy zobaczyliśmy go, zerwaliśmy się z miejsc.
- Dzień dobry, dzieci – powiedział pan Kleks.
Chórem odpowiedzieliśmy:
- Dzień dobry, panie profesorze!
Gdy usiedliśmy, zauważyłam, że nasz gość ma całą twarz pokrytą
kolorowymi piegami, posiada bardzo długą, ciemną brodę i wąsy, a na jego
głowie puszy się bujna czupryna. Nosi też srebrne binokle. Jego ubranie
wyglądało jak płaszcz przeciwdeszczowy, na którym widniały bardzo
głębokie kieszenie. Nasza pani rzekła :
- Oddaję was w ręce pana Kleksa. Będzie on uczył bardzo ciekawych
rzeczy. Po tych słowach wyszła.
- No dobrze, dzieciaczki. Zaczniemy od kleksografii. Przygotujcie kartki
i trochę atramentu. Gdy będziecie gotowi, zróbcie dużą kropkę, po czym
złóżcie kartkę na pół – rzekł pan Kleks. Kiedy już zrobiliśmy to, o co prosił,
nasz gość kazał nam układać wierszyki, pasujące do tego, co powstało.
Z kleksów wychodziły przeróżne obrazki: to słoń, to lew i inne zwierzęta.
Po lekcji kleksografii zabraliśmy się do przędzenia liter. Polegało to na tym,
że wyciągało się litery z książki i nawlekało się je na nitkę. Gdy już
skończyliśmy przędzenie, jedna z moich koleżanek zapytała naszego
nauczyciela, dlaczego to robimy. Odpowiedział jej:
24
- Drogie dziecko, mam problem z widzeniem i dlatego muszę przepuszczać
nitki przez palce, żeby przeczytać jakąkolwiek książkę.
Po tej ciekawej lekcji profesor Kleks kazał nam iść na boisko z Mateuszem
i jego uczniami na lekcję geografii, a sam został, żeby poznać nauczycieli
z naszej szkoły. Gdy znaleźliśmy się na boisku, uczony szpak naszego
gościa wyciągnął piłkę i powiedział:
- Raz czynamy ekcje grafii. Niowie z demii na ksa każą m ak ię w o ra.
Miało to znaczyć : „Teraz zaczynamy lekcję geografii. Uczniowie
z Akademii Pana Kleksa pokażą wam, jak w to się gra”. Gdy usłyszeliśmy
gwizdek, popatrzyliśmy na uczniów profesora. Po każdym kopnięciu trzeba
było wymieniać nazwy miast, krajów i mórz. Mateusz zapytał nas, czy
rozumiemy. Odpowiedzieliśmy chórem :
- Tak!
Wtedy uczony szpak rozpoczął grę. Gdy mecz się skończył, pan Kleks
zaprosił nas na podwieczorek do kawiarenki. Osobiście przygotował deser
z kolorowych szkiełek i pachnących kwiatów. Wyglądał on pięknie i był
pyszny. Szybko minął czas. Ściemniło się i wróciliśmy do domu.
Ta przygoda bardzo mi się podobała, ponieważ zdobyłam nowe
umiejętności i poznałam pana Kleksa. Długo będę wspominała ten szkolny
dzień z nietypowym profesorem. Chciałabym, żeby często przybywał do
naszej szkoły.
„Ten obcy”
Angela Klepacz, kl. 6a
Był piękny, słoneczny dzień. Ula, Pestka, Marian, Zenek i Julek
siedzieli na ławeczce przed sklepem i pili oranżadę. Robili to powoli,
leniwie. Nigdzie im się nie spieszyło. Oglądali przejeżdżające samochody,
obserwowali zwierzęta: konia, kury, kurczęta i wróble. Śmiali się.
Nagle zaczyna się dziać coś niezwykłego. Słychać krzyki.
Dziewczyny są przerażone! Zenek, Julek i Marian gwałtownie się
odwracają. Przed nimi pędzi, jak oszalały, koń. Ciągnie wózek, na którym
25
znajduje się dziecko! Wózek toczy się w dół, podskakuje, chwieje się.
W każdej chwili może rozbić się o przydrożne drzewo.
Zenek roztrąca gwałtownie chłopców. Julek przewraca się. Wójcik puszcza
się w pogoń za wózkiem. Ze sklepu wybiegają ludzie. Matka zaczyna
głośno krzyczeć. Zenek biegnie coraz szybciej. Nagle nadjeżdża auto.
Słychać dźwięk klaksonu. Patrzący wstrzymują oddech. Zenek dobiega do
wózka. Łapie lejce, całym ciałem skręca w prawo. Koń zmienia kierunek,
biegnie w stronę łąki. Po chwili staje.
Do wozu dobiega matka. Chwyta dziecko w ramiona. Maluch jest
uratowany! Pojawiają się kolejno: Julek, Pestka, Marian, Ula, drogowcy.
Patrzą z zachwytem na bohatera – Zenka.
Matka podziękowała chłopcu za uratowanie życia jej dziecka.
Wójcik był trochę zmęczony, skrępowany, ale szczęśliwy. Spokojnie
wprowadził wóz na szosę. Następnie, wraz z przyjaciółmi, wrócił w stronę
sklepiku.
Paulina Florczak, kl. 6a
Był ciepły, słoneczny dzień. Ula, Pestka, Marian, Julek i Zenek szli
szosą do przydrożnego sklepu. Dzieci usiadły przed sklepem na ławce
i piły kupioną oranżadę. Po chwili na zakupy przyjechała też kobieta
z dzieckiem. Julek wymieniał marki samochodów, przejeżdżających drogą,
a reszta dzieci obserwowała zabudowania. Wreszcie zapadła dokuczliwa
cisza. W tle słychać było gdakanie kur, jeżdżące drogą samochody. Ciszę
przerwał warkot silnika ciągnika, który zagłuszył inne dźwięki.
Nagle zaczyna dziać się coś niezwykłego. Chłopcy odwracają się
gwałtownie. Pestka krzyczy ,,Koń! Koń!’’. Ula robi się blada. Wózek
toczy się za oszalałym ze strachu koniem. Dziecko, obudzone
i wystraszone, trzyma się obiema rękami desek. Wszyscy świadkowie tego
zdarzenia stoją bez ruchu. Zenek jednak najszybciej przytomnieje.
Roztrąca stojących przed nim Julka i Mariana, i rusza w pogoń za koniem.
Matka chłopca wybiega ze sklepu i woła bezradnie: ,,O Jezu! O mój
Jezu!”. Biegnąc w dół krzyczy: ,,Ludzie, ratujcie!”. Niespodziewanie
pojawiają się dwie ciężarówki, za nimi auto. W pewnej chwili samochód
26
mija je z ostrożną szybkością, ale prosto na przestraszonego konia. Ludzie
przed sklepem bladzi szepczą ,,O Boże!”. Załoga wpatruje się w pędzący
wóz, bez słowa i bez ruchu. Sprzedawca zauważa wyprzedzające auto.
Tymczasem Zenek próbuje dogonić wóz. Odległość jest już niewielka.
Chłopiec rzuca się naprzód, gwałtownym ruchem odbija się od ziemi.
Wskakuje na wóz. Chwyta dziecko. Przerzuca je naprzód i schyla się po
lejce. Już je trzyma. Skręca i mocno ciągnie ku sobie, hamując konia.
Jednocześnie z hamowaniem trzyma chłopca nogami. Więzi go między
deskami a siedzeniem. Koń nie chce się poddać. Biegnie dalej. Wbiegł na
najwęższą część szosy. Przed nimi na szosie rozpędzone auto jedzie z góry
z głośnym hałasem klaksonu. Zenek, zauważając samochód, jeszcze
mocniej ciągnie lejce. Wychyla się do tyłu i skręca. Tylko one trzymają go
w równowadze. Koń ulega. Skręca na łąkę. Idzie jeszcze kilka kroków
i staje.
Matka dobiegła do dziecka, tuliła je długo. Potem, zwracając się ku
Zenkowi, nakazała synkowi, by podziękował, ale on skrzywił się
i odwrócił w stronę matki. Zenek, zakłopotany, wycofał się do przyjaciół.
xxxxxxxxx
Zenek, Marian, Julek, Ula i Pestka doszli do sklepu, mieszczącego
się w drewnianym budynku. Julek poszedł po oranżadę. Kiedy zaczęli pić,
nadal panowała cisza, a nieopodal zatrzymał się szeroki wózek
z zaprzężonym do niego koniem. Wysiadła z niego kobieta, zostawiła
w wozie śpiące dziecko, a sama poszła na zakupy. Wtedy rozległy się
trzaski zapalanego silnika i z wielkim hurgotem na szosę wjechał ogromny
traktor. Chłopcy chcieli przyjrzeć się maszynie.
Nagle dzieje się coś przerażającego. Wózek z dzieckiem, ciągnięty
przez przestraszonego konia, zjeżdża szosą w dół. W każdej chwili może
się rozbić o drzewo! Nikt z patrzących na to wydarzenie nie wie, co robić.
Już po chwili Zenek odpycha Julka i Mariana. Biegnie niczym gepard za
wózkiem. Ze sklepu wybiegają przerażona matka dziecka i sprzedawca.
Zenek jest coraz bliżej pędzącego z góry konia. Wtedy z naprzeciwka
nadjeżdżają dwie ciężarówki, ograniczające widoczność samochodowi
27
osobowemu. Zenek wskakuje na wóz. Energicznym ruchami bierze
dziecko na ręce. Umieszcza je na podłodze i przytrzymuje nogami. Ściąga
lejce. W ostatniej chwili zjeżdża z szosy na łąkę, ratując dziecko.
Nikomu na szczęście nic się nie stało. Do wozu dobiegła
przerażona matka i wzięła dziecko na ręce. Za nią pojawiła się załoga
i wszyscy świadkowie. Matka małego przysunęła chłopca do Zenka,
mówiąc synkowi, aby podziękował swojemu wybawcy. Zenka to
podziękowanie bardzo skrępowało. Nikt z załogi nie znalazł odpowiednich
słów, by wyrazić to, co czuli, ale kradzież sprzed pół godziny była już dla
nich nieistotna.
xxxxxxxxxx
Był piękny, słoneczny dzień. Piątka przyjaciół siedziała na ławce
przed sklepem. Julek poszedł po oranżadę. Na drodze zatrzymał się
wózek, ciągnięty przez konia, w którym spało dziecko. Jego matka poszła
do spółdzielni. Julek wymieniał marki przejeżdżających samochodów.
Wszyscy usłyszeli trzask zapalonego motoru i zza stodoły wyjechał
potężny ciągnik. Hałas ten głuszył wszystkie inne dźwięki .
W tym momencie rozlega się krzyk dziewcząt: „KOŃ!!! KOŃ!!!”
Ludzie widzą, jak wóz pędzi za wystraszonym zwierzęciem. Przebudzone
dziecko leży na siedzeniu, trzymając się rękami krawędzi desek. Wszyscy
stoją, patrzą z przerażeniem w oczach. W tej chwili Zenek rusza w pogoń
za pędzącym wozem. Ze sklepiku wybiega matka chłopca. Krzyczy:
,,O JEZU!!!” Dziecko zsuwa się z siedzenia w tył wozu. ,,SPADNIE!!!’’krzyczą kobiety. Zenek dogania wózek. Łapie za kłonicę. Szybkim
ruchem wskakuje na wóz. Chwyta dziecko. Przeskakuje siedzenie,
i chwyta lejce. Ciągnie je ku sobie i hamuje konia. Koń wbiega
w najwęższą część szosy. Nagle z drugiej strony nadjeżdża samochód.
Matka dziecka biegnie brzegiem drogi, krzyczy. Zenek przechyla się do
tyłu i równocześnie całym ciałem skręca w prawo. Wóz stacza się
z nasypu na łąkę i staje.
Pierwsza do wozu dobiegła matka. Chwyciła dziecko w ramiona.
Następnie dobiegli przyjaciele. Patrzyli na Zenka z zachwytem. Kobiety
rozmawiały o tym wydarzeniu i chwaliły chłopca za to, jaki był dzielny.
28
Do Wójcika podeszła matka z dzieckiem, aby mu podziękować.
Następnie kobieta z synkiem odjechała, a piątka przyjaciół zawróciła
w stronę sklepu.
Wiktoria Maślanka, kl. 6a
Pewnego słonecznego dnia Ula, Pestka, Marian i Julek siedzieli
przed sklepem. Popijając oranżadę, spoglądali na przejeżdżające szosą
samochody różnych marek. W pewnej chwili spostrzegli, że przed sklep
podjechał wóz z koniem. Wysiadła z niego kobieta, która zostawiła tam
śpiące dziecko i poszła na zakupy
Nagle rozlega się warkot motoru i zza rogu wyjeżdża ogromny
ciągnik. Marian i Julek wstają, aby się przyjrzeć maszynie z bliska. W tym
samym momencie koń się płoszy i zaczyna pędzić jak oszalały przed
siebie. Toczący się za nim wóz chwieje się i podskakuje. Mały chłopczyk
obudził się. Jest bardzo przestraszony. Mocno trzyma się wózka. Wszyscy
obserwują to zdarzenie jak skamieniali, oprócz Zenka. On rusza w pogoń
za powozem. Matka wybiega ze sklepu. Zaczyna krzyczeć. W oddali
ukazują się dwie ciężarówki oraz wyprzedzające je, jadące z ogromną
prędkością, auto osobowe. Zgromadzeni są przerażeni. Myślą że za krótką
chwilę zdarzy się straszny wypadek. Dzielny Zenek szybkim ruchem
skacze na wóz. Przerzuca dziecko do przodu. Próbuje zatrzymać konia.
Jednak zwierzę pędzi dalej ku nadjeżdżającym pojazdom. Zenkowi udaje
się skierować konia w bok. Zjeżdża wózkiem na polanę. Jeszcze przez
krótki moment biegnie, ale po chwili się zatrzymuje.
Pierwsza
do
wozu dobiegła matka małego chłopca. Chwyciła dziecko. Następnie
pojawili się Marian, Julek, Ula i Pestka. Matka ze łzami w oczach
dziękowała Zenkowi. Przed sklepem zdążyła się zebrać mała grupa
zaciekawionych osób. Zadawali wiele pytań, ale Zenek zbywał wszystkich
krótkimi odpowiedziami. Widocznie nie chciał, żeby pisali o nim
w gazetach, skoro podał nieprawdziwe nazwisko. Wracając do domu, cała
piątka rozmawiała o tym niezwykłym zdarzeniu
29
„Świteź”
Barbara Mazur, kl 6a
Kiedy przeczytałam balladę Adama Mickiewicza pod tytułem
,,Świteź’’, bardzo chciałam się dowiedzieć ,czy nad tym tajemniczym
jeziorem rzeczywiście straszy.
W okolicach Płużyn znalazłam kobietę, która była na tyle odważna,
że odwiedziła jezioro nocą. Mówiła, że kiedy przyszła na miejsce, czuła się
jak wyrwana z rzeczywistości: ,,Gdy stanęłam nad wodą, wydawało się,
jakby nade mną i pode mną było niebo” – powiedziała moja rozmówczyni.
Kiedy zachwycała się pięknem okolicy, nagle, usłyszała jakieś odgłosy
z dna jeziora: coś jakby gwar miasta, odgłosy walki, płacz dzieci i krzyk
kobiet. Nad wodą podniósł się dym, jakby znikąd, z dna jeziora buchał
ogień, słychać było szczęk broni. Moja rozmówczyni twierdziła również,
że słyszała dzwony bijące na alarm. Nagle wszystko ustało, dym opadł,
hałas się uciszył, słychać było tylko ciche odmawianie pacierza i kobiecy
płacz.
Kobieta była przerażona, zaczęła uciekać, byle jak najdalej od upiornego
jeziora. „ To było tak nierzeczywiste! Przez miesiąc nie mogłam się
otrząsnąć po tych niesamowitych przeżyciach”.
Była to fascynująca historia. Nie mam pewności, czy kobieta
mówiła prawdę, ale wiem, że aby jej uwierzyć, musiałabym to wszystko
zobaczyć na własne oczy.
30
LISTY NIE TYLKO POLECONE
Mój ulubiony nauczyciel
Anna Milczanowska, kl. 4b
Sanok, 28 stycznia 2013 r.
Cześć Paulina!
Co u Ciebie słychać? Już wyzdrowiałaś? Długo Cię nie widziałam, więc
postanowiłam napisać list. Chcę Ci w nim opisać mojego ulubionego nauczyciela.
Jest nim Pani Lucyna Mazur. Uczy nas języka polskiego. Jest osobą
średniego wzrostu. Ma okrągłą, wiecznie uśmiechniętą twarz, przylegające do niej
małe uszy i niskie czoło. Nad niebiesko-szarymi, pogodnymi oczami znajdują się
rudo-brązowe, proste brwi. Pani Mazur ma średni nos i małe, czerwone usta.
Zawsze jest ładnie umalowana. Jej włosy są brązowo-rude, farbowane, proste i krótko
ścięte. Na co dzień chodzi ubrana w bordowe lub niebieskie spódnice, które sięgają do
kolan. Lubi małe, niebieskie lub czerwone bluzki z mankietami i długim rękawem,
a także ażurowe chusty i swetry. Nosi buty powyżej kostki. Jej szyję zdobią różnorodne,
srebrne naszyjniki, a ręce ładne bransolety i pierścionki. Bardzo lubię Panią
Mazur, ponieważ jest bardzo miła i w ciekawy sposób prowadzi zajęcia.
A kto jest Twoim ulubionym nauczycielem? Napisz do mnie o nim.
Pozdrawiam Cię serdecznie. Wracaj szybko do zdrowia!
Twoja przyjaciółka Ania
31
Izabela Brejta, kl. 4b
Sanok, 28.01.2013 r.
Cześć, Kornelia!
Co u Ciebie słychać? Mam nadzieję ,że wszystko dobrze. Bardzo mi się
spodobał pomysł napisania do Ciebie tradycyjnego listu. W tym liście chciałabym
opisać Ci ulubionego nauczyciela z mojej szkoły.
Jest nim Pani Sabina Wdowiak. Uczy mnie muzyki od 5 miesięcy.
Chodzę także do niej na kółko od 4 lat. Pani Sabina ma piwne oczy. Jej włosy są
krótkie i czarne. Ma bardzo sympatyczny wyraz twarzy. Jej czoło jest przykryte
grzywką. Brwi ma cienkie, a nos spiczasty, jej usta zaś są malinowe. Pani Sabina
jest wysoka i szczupła. Wyróżnia ją to, że zawsze chodzi modnie ubrana. Zakłada
najczęściej buty na obcasie Odznacza się też tym, że zawsze nosi naszyjnik i kolczyki.
Zawsze mogę się do niej zwrócić o pomoc. Jest bardzo miła i przyjazna. Chętnie
tłumaczy, jeśli czegoś nie rozumiem.
Musisz ją koniecznie poznać! Mam nadzieję ,że już niedługo odpiszesz
na mój list. Gorąco Cię pozdrawiam, a także Twoich rodziców. Myślę, że już wkrótce
się spotkamy i spędzimy miło czas.
Pozdrawiam serdecznie.
Twoja przyjaciółka Iza
PS
Zapomniałam dodać, że cenię i szanuję każdego z moich nauczycieli. A jaki jest
ulubiony nauczyciel z Twojej szkoły?
32
To nas dotyczy
Mateusz Zapotoczny, kl. 5c
Mateusz Zapotoczny
ul. Piękna 23
38-500 Sanok
Sanok, 22.11.2012r
Dyrektor
Szkoły Podstawowej nr 2 im. Św. Kingi w Sanoku
Szanowna Pani Dyrektor!
Jestem uczniem klasy 5 c. Zwracam się do Pani Dyrektor w sprawie
dotyczącej wszystkich uczniów naszej szkoły. Chciałbym zwrócić uwagę na to, jak
uczniowie spędzają przerwy. Większość siedzi na schodach, na parapetach,
a najczęściej na zimnej posadzce, jedząc przy tym drugie śniadanie.
Myślę, że można tę sytuację rozwiązać w prosty sposób, a mianowicie
postawić na wszystkich korytarzach ławki. Dzięki nim uczniowie w miłej atmosferze
będą spożywać posiłki i nie będą blokować przejścia. Nauczą się też kulturalnie
zachowywać na przerwach. Mam nadzieję, że wzrośnie też bezpieczeństwo
na korytarzach.
Będę wdzięczny za pozytywne rozpatrzenie mojej prośby.
Z poważaniem
Mateusz Zapotoczny
33
Michał Kukurka, kl. 5c
Michał Kukurka
Janów 363
38-500 Sanok
Sanok, 22.11.2012 r.
Dyrektor
Szkoły Podstawowej nr 2 im. Św. Kingi w Sanoku
Szanowna Pani Dyrektor!
Jestem uczniem Szkoły Podstawowej nr 2 w Sanoku. Zwracam się z prośbą
o zmianę ustawienia sygnalizacji świetlnej przy skrzyżowaniu nieopodal naszej
szkoły.
Obecnie przy zielonym świetle dla przechodniów na ul. Słowackiego, dla
wjeżdżających do miasta świeci się zielona strzałka, która daje możliwość
warunkowego wjazdu. Niestety, przechodząc przez przejście, nieraz musimy uciekać,
ponieważ widok nadjeżdżającego, nierzadko z dużą prędkością, samochodu,
wymusza na nas ustąpienie pierwszeństwa.
W najgorszej sytuacji są małe dzieci, które uczą się samodzielności. Tracą
orientację widząc auta, przejeżdżające na zielonym świetle dla przechodniów.
Przechodzenie między pojazdami może skończyć się tragedią. Czy musimy czekać na
ten moment?
Mam nadzieję, że Pani. Dyrektor zrozumie nasze obawy o największy dar,
jakim jest życie i zdrowie młodego pokolenia mieszkańców Sanoka.
Z poważaniem
Michał Kukurka
34
Kacper Kopczak, kl. 5c
Kacper Kopczak
ul. Ciepła 12/5
38-500 Sanok
Sanok, 22.11.2012 r.
Dyrektor
Szkoły Podstawowej nr 2 im. Św. Kingi w Sanoku
Szanowna Pani Dyrektor!
Jestem uczniem klasy V c Szkoły Podstawowej nr 2 w Sanoku. Oprócz tego, że
na co dzień uczę się , to także trzy razy w tygodniu trenuję piłkę nożną w drużynie
„Ekoball Sanok”, w najmłodszej drużynie młodzików młodszych, godząc jednocześnie
naukę ze sportem.
Chciałbym zauważyć, że w naszej szkole nie organizuje się zawodów
piłkarskich. Dlatego też zwracam się z prośbą do Pani Dyrektor o zorganizowanie
jakiegoś turnieju piłkarskiego. W SP 2 jest wielu dobrych piłkarzy i moglibyśmy
pokazać się z jak najlepszej strony, reprezentując szkołę, do której uczęszczamy. List
piszę nie tylko w swoim imieniu, ale też w imieniu kolegów, którzy grają w piłkę
nożną.
Proszę o pozytywne rozpatrzenie naszej prośby.
Z poważaniem
Kacper Kopczak
35
Zuzanna Zarzyka, kl. 5a
Zuzanna Zarzyka
ul. Daleka 45
38-500 Sanok
Trepcza, 22.11.2012 r.
Burmistrz Miasta Sanoka
Wojciech Blecharczyk
Szanowny Panie Burmistrzu!
Jestem uczennicą Szkoły Podstawowej nr 2 im. Św. Kingi w Sanoku. Piszę do
Pana, żeby poprosić o budowę „Orlika ”przy naszej szkole.
Na lekcji wychowania fizycznego często gramy w piłkę. Niestety, nasze boisko jest
nierówne i zdarza się, że biegnąc, potykamy się.
Budowa „Orlika” umożliwi nam lepszą i skuteczniejszą grę oraz
doskonalenie się w niej. Ponadto wzrośnie nasze bezpieczeństwo, ponieważ upadek
na trawę nie będzie tak dotkliwy, jak na asfalt, a taką właśnie nawierzchnię ma
nasze boisko, na którym ćwiczymy.
Pragnę poruszyć także inny problem, a mianowicie sygnalizacji świetlnej
obok restauracji McDonald‘s. Chodzi o to, że kiedy zapala się zielone światło,
kierowca może wykonać warunkowy skręt, wskutek czego może dojść do wypadku.
Przejście znajduje się blisko szkoły, więc dzieci często z niego korzystają. Wystarczy
chwila nieuwagi i może dojść do tragedii.
Proszę o rozważenie moich propozycji i, jeśli to możliwe, zrealizowanie ich,
ponieważ bezpieczeństwo każdego z nas jest sprawą najważniejszą.
Z poważaniem
Zuzanna Zarzyka
36
Milena Wojtoń, kl. 6c
Sanok,16.10.2012 r.
Mieszkańcy Sanoka, Koleżanki i Koledzy!
Zwracam się do Was z apelem, abyście nie wyrzucali chleba. Jest on
naszym codziennym pożywieniem. Nad jego produkcją codziennie pracuje wielu
ludzi. Szanujmy ich pracę!
Zastanówcie się, nim kupicie za dużo chleba. Marnujecie tym samym
swoje pieniądze. Lepiej kupować częściej, a w mniejszej ilości. Dzięki temu zawsze
mamy świeże pieczywo. Pomyślmy też nad tym, że wielu ludzi nie stać na kupno
chleba, a my go marnujemy! Dlatego proponuję, aby w ostatni piątek każdego
miesiąca w szkołach podstawowych naszego miasta organizować zbiórkę świeżego
chleba i bułek, które potem zostaną dostarczone do Domu Bezdomnego Inwalidy.
Proszę o okazanie dobrego serca i wsparcie. Myślę, że dobrym pomysłem będzie też,
abyśmy suchy i zbędny chleb, zamiast wyrzucać z innymi śmieciami, pozostawiali
w czystych workach koło śmietników, a wolontariusze z naszej szkoły będą je zbierać
i odwozić do Społecznego Towarzystwa Opieki nad Zwierzętami. Będzie on
wykorzystywany do dokarmiania bezdomnych kotów. Każdy z nas w swoim domu
powinien zadbać o dobre gospodarowanie chlebem. Z czerstwego możemy robić grzanki,
a suche bułki przerabiać na bułkę tartą. Resztkami dokarmiajmy ptaki. One też
potrzebują naszej pomocy!
Nie bądźcie obojętni i bezmyślni. Liczę na waszą rozwagę i pomoc.
Milena Wojtoń,
uczennica Szkoły Podstawowej nr 2 w Sanoku
37
Karolina Daniła, kl. 6c
Karolina Daniła
ul. Dobra 3
38-500 Sanok
Sanok, 17.10.2012 r.
Drodzy Mieszkańcy Sanoka,
Koleżanki i Koledzy!!!
Jestem uczennicą Szkoły Podstawowej nr 2 im. Św. Kingi w Sanoku.
Apeluję o niewyrzucanie chleba do śmieci.
Do marnotrawienia żywności przyznaje się bardzo wielu ludzi. Coraz
częściej, przechodząc ulicą, zauważamy wyrzucone jedzenie, najczęściej jest to chleb.
Zepsutą żywność zazwyczaj wyrzucamy do śmietnika. Nie pochwalam tego. Można
powiedzieć, że to jest grzech - przecież chleb jest darem od Boga, dlatego powinniśmy
go szanować. Niestety, okazuje się, że mamy chyba za dużo pieniędzy i zbyt mało
czasu oraz chęci na to, by szanować jedzenie. Na temat tego, co wyrzucamy, mogą
najwięcej powiedzieć bezdomni, którzy zaglądają często do śmietników. Właśnie tacy
ludzie szanują to, co mają. W dwudziestym pierwszym wieku, kiedy w Polsce jest
wszystkiego sporo, nie zdajemy sobie sprawy z tego, że są na świecie miejsca,
w których brakuje jedzenia. Wiele dzieci w krajach afrykańskich i nie tylko, oddałoby
wszystko za skórkę chleba, podczas kiedy my bezmyślnie wyrzucamy ten dar, gdzie
popadnie. A przecież można oddać go bezdomnym, ludziom, którzy głodują, a nawet
psu czy kotu. Wyrzucamy go także z powodu naszej głupoty, braku rozsądku
i właściwego myślenia.
38
Starsi ludzie zazwyczaj szanują żywność, lecz młodzież i dzieci mają z tym
problem. Ale dlaczego starsi żywność szanują, a młodzież tego nie potrafi? Szacunek
do chleba wynosi się z domu. Moi rodzice od lat mi powtarzają, że jeśli chleb
upadnie, to nie można go zostawić, trzeba podnieść i ucałować . Jeśli chodzi
o odzyskanie szacunku do pożywienia, wielką rolę do spełnienia mają tu rodziny.
To w domu trzeba wpajać dzieciom od małego, że nigdy, ale to nigdy, nie wolno
wyrzucać chleba. Należy to przekonanie przekazywać z pokolenia na pokolenie. Nasi
pradziadkowie uczyli tego naszych dziadków, dziadkowie naszych rodziców, a rodzice
nas. Trzeba mieć też szacunek do innych ludzi. Starsi wiedzą, co to bieda.
Aby zapobiec marnotrawieniu żywności, można też wystawić przed
budynkami mieszkalnymi specjalne kosze na żywność.
Pamiętajmy, że dzięki poszanowaniu żywności, ludziom lepiej by się żyło.
Proszę o rozważenie mojego apelu. Pozdrawiam wszystkich Czytelników!
Z poważaniem
Karolina Daniła
Szymon Zdziebko, klasa 6 b
Sanok,13.09.2012 r.
Koleżanki i Koledzy!
Na wstępie mojego listu chciałem Was, moi mili, serdecznie pozdrowić.
Postanowiłem zaapelować do Was o to, abyście chętniej niż dotychczas
poznawali historię naszego pięknego kraju. Należałoby również poznać dzieje
własnego miasta i regionu. Lokalna historia może być równie fascynująca jak dzieje
naszej ojczyzny.
Jak wiemy, historia Polski bywała tragiczna. Naszego kraju nie było na
mapie Europy, przechodziliśmy przez rozbiory, wojny, powstania. Gdyby nie nasi
39
przodkowie, którzy walczyli o naszą niepodległość, bardzo możliwe, że teraz
mówilibyśmy po niemiecku lub rosyjsku .Chciałbym Was poprosić o chwilę refleksji.
W dzisiejszych czasach nikt z nas nie musi przelewać krwi i poświęcać swojego
życia, jak robili to nasi przodkowie, aby kolejne pokolenia mogły żyć w wolnym kraju.
To, jak żyjemy, teraz jest ich zasługą. Zatem uważam, że powinniśmy być im
wdzięczni i oddać im hołd. Możemy to zrobić poprzez poznanie ich dziejów, poprzez
naukę historii. Myślę, że jest to nasz patriotyczny obowiązek. Znajomość historii jest
wyrazem patriotyzmu, a czym jest patriotyzm? Patriotyzm (gr. patris, łac. Patrica
– ojczyzna) najogólniej mówiąc, jest miłością do ojczyzny, jest miłością tego
wszystkiego, co ją tworzy, czyli; narodu, jego historii ,dziedzictwa, kultury, języka
i terytorium.
Nasi pisarze i poeci często w swych utworach odwoływali się do
patriotyzmu, aby wzbudzić w czytelnikach miłość do ojczyzny. Dam Wam za
przykład pieśń patriotyczną ,,Mazurek Dąbrowskiego”, która jest naszym hymnem.
Jego autor, Józef Wybicki, słowami hymnu apeluje do nas, abyśmy dbali o nasz
kraj, nie pozwolili, aby go ,,obca przemoc wzięła”. Drugą taką pieśnią jest ,,Rota”
Marii Konopnickiej, jedna z najważniejszych polskich pieśni patriotycznych
i najsłynniejszy z wierszy w dorobku pisarki.
Ojczyzna jest dobrem wspólnym i zarazem dobrem osobistym każdego
człowieka i dlatego musimy znać jej historię. Poznawanie historii nie jest trudne,
wystarczy wyszukać w internecie interesujący nas temat lub obejrzeć film,
przeczytać książki albo posłuchać opowiadań naszych dziadków i pradziadków.
Na koniec chciałbym podzielić się z Wami taką myślą: zauważyłem,
że w dzisiejszych czasach, gdy ludzie tak często wyjeżdżają do innych krajów
w poszukiwaniu pracy, ich poczucie patriotyzmu często się osłabia. Stają się
obywatelami innych państw i chyba często zapominają o naszej ojczyźnie. Nasz
rząd powinien w jakiś sposób temu zapobiegać, tworząc w Polsce nowe miejsca
pracy.
Pozostaję z wyrazami szacunku,
Szymon Zdziebko
40
Gabriela Zając, kl. 6b
Sanok, 12.09.2012 r .
Drodzy Koledzy i Koleżanki!
Chcę poruszyć bardzo ważną sprawę naszego ,,szkolnego patriotyzmu”.
Z przykrością muszę stwierdzić, że media coraz rzadziej wspominają o bohaterstwie
Polaków podczas drugiej wojny światowej.
W dwudziestym pierwszym wieku, przez zabieganie, zapominamy o tym,
co działo się nie tak dawno temu. Nie pamiętamy o tym, że dzieci w naszym wieku
w czasie wojny nie mogły spokojnie się uczyć, że niektóre musiały walczyć
o niepodległość. Musiały modlić się po niemiecku, a my teraz, przychodzący
ze szkoły, rzucamy plecak w kąt i nie chce się nam odrabiać zadania domowego.
Dzieci jakieś 65 lat temu dałyby wszystko, by przyjść do domu i spokojnie odrobić
zadanie, bez krążących cały czas po głowie myśli, że uczenie się języka polskiego grozi
surową karą.
Na apelach w szkołach organizowane są dla nas – młodzieży – występy,
przypominające o trudnych dla Polski czasach.
My jako młodzież powinniśmy się stać ludźmi szanującymi nasz kraj.
Obowiązkiem patrioty jest wiedza o ojczyźnie, odpowiednia postawa podczas
śpiewaniu hymnu. Niestety, wśród młodzieży szkolnej coraz rzadziej dostrzec można
postawy patriotyczne.
Większość ludzi w naszych czasach już nie pamięta lub nie zna pieśni,
wierszy takich jak ,,Rota”. My, polskie dzieci, powinniśmy z szacunkiem
podchodzić do symboli narodowych i spraw naszej ojczyzny, a nie zniekształcać nasz
język, za który zginęło tylu Polaków. Sami niszczymy to, co wywalczyli nasi
przodkowie.
Pamiętajcie - to od nas, młodzieży, za kilka lat będzie zależał los Polski.
Powinniśmy ,,walczyć” o nasz kraj, żeby pozostał taki piękny, jak dziś.
Gabriela Zając, kl. 6 b
41
SPRÓBUJMY TO OPISAĆ
Postać
Wiktoria Radwańska, kl. 4d
Bardzo długo zastanawiałam się nad tym, jaką osobę wybrać do
opisania. W końcu wybrałam mojego młodszego brata, Tomka.
Jest małym chłopcem, który niedawno skończył dwa latka. Jest
szczupły, waży 13 kg i ma 90 cm wzrostu. Wygląda trochę śmiesznie,
ponieważ ma dłuższe włosy i podobny jest do mnie, kiedy byłam w jego
wieku. Te dłuższe włosy to pomysł mojej mamy. Ma duże, brązowe oczy
i piękny, szeroki uśmiech. Ma nogi długie jak żyrafa i biega tak szybko jak
jeleń, tak że trudno go dogonić. Gdy bawimy się razem, to chodzi na
czterech łapach jak kot lub skacze jak małpa, zwłaszcza z łóżka na
podłogę. Gdy kłoci sie ze mną, to krzyczy jak wrona. Kiedy proszę, żeby
sie ze mną czymś podzielił, to staje się chytry i przebiegły jak lis. Ma już
swoje racje i jest uparty jak osioł. Gdy jest bardzo niegrzeczny, moja
mama na niego krzyczy, a on potem siedzi cicho jak mysz pod miotłą.
Tomek często pomaga mojej mamie i jest pracowity jak mrówka.
Wszędzie go pełno, jest zwinny jak pantera.
Choć mój brat psoci i psuje wszystkie moje rzeczy, to kocham go
bardzo. Wiele razy popisał mi po książkach albo po zeszytach, ale
wybaczam mu to, ponieważ jest jeszcze malutki. Wiem, że kiedyś dorośnie
i będzie taki jak ja. Nauczę go nowych rzeczy i pomogę w nauce. Nie
wyobrażam sobie innego brata.
42
Liwia Setnik, kl. 4d
Do opisu wybrałam mojego brata. Ma na imię Mateusz i ma 22lata.
Jest bardzo wysoki, ma niebieskie oczy, włosy koloru ciemnego i szczupłą
sylwetkę. Kiedy ma dobry humor, bawi się ze mną. Sądzę, że jest mądry
jak sowa, dlatego iż potrafi pomóc mi w różnych rzeczach. Jest szybki
jak lampart, ponieważ, gdy porwę mu słodycze, szybko mnie dogoni.
Mateusz jest zdrowy jak ryba, gdyż bardzo rzadko choruje. Mogę go
porównać również do antylopy, bo dużo biega. Jest także groźny jak lew gdy mu coś zepsuję, trochę złości się na mnie. Czasami, gdy nie chce mu
się nic robić, jest powolny jak żółw.
Bardzo kocham swojego brata, mimo iż zdarzają się niekiedy
między nami drobne kłótnie. Uważam, że jest fajny, zawsze mogę na niego
liczyć.
Amelia Krzysztyńska, kl. 4d
Na przyniesionym przeze mnie zdjęciu widać mnie z koszyczkiem
wielkanocnym. Miałam wtedy około dwa - trzy lata.
Mam pulchną sylwetkę, ale się nie garbię. Moja twarz jest okrągła
i opalona, a moje czoło płaskie. Wyróżniają mnie jasne i cienkie brwi.
Uwagę zwracają moje ciemne oczy koloru brązowego. Posiadam mały,
prosty i wąski nosek. Wzrok przyciągają moje pełne i zaciśnięte usta. Moje
włosy są koloru kasztanowego. Nie są długie ani krótkie, tylko w sam raz.
Są upięte koczek. Mam na sobie czerwoną sukienkę, a na niej różowy
kożuch polarowy. Na nogach widać białe rajstopy i białe, skórzane
półbuty, a na głowie czerwoną czapeczkę z kokardą w kratkę. W lewej
ręce trzymam koszyczek wielkanocny z kurką w środku.
Wyglądam na osobę pogodną, spokojną, uśmiechniętą,
zdyscyplinowaną, radosną jak skowronek i pracowitą jak mrówka
i pszczółka.
43
Sądzę, że wtedy byłam grzeczniejsza i spokojniejsza. Chciałabym
wrócić do tamtych lat.
Liwia Setnik, kl. 4d
Fotografia przedstawia moją siostrę Justynę. Jest osobą w wieku
12lat.
Jest dziewczynką średniego wzrostu. Ma sylwetkę zgrabną
i szczupłą . Jej twarz jest okrągła, z dołkami na policzkach. Czoło ma
wysokie i odkryte. Ma też ciemne i cienkie brwi. Uwagę zwracają jej
błękitne oczy. Posiada też wąski oraz zgrabny nosek. Jest blondynką
o prostych, upiętych w kok włosach.
Ma na sobie spódnicę w kwiaty koloru: różowego
i pomarańczowego, białe rajstopy i pantofelki, a także bluzkę z długimi
rękawami i gorset z cekinami, do którego przyczepione są wstążki
koloru: czerwonego, niebieskiego , fioletowego i różowego.
Jest osobą pogodną i zawsze ma dobry humor. Uważam, że moja
mądra jak sowa siostra na tej fotografii wygląda jak kolorowy motyl.
Zuzanna Morawska, kl. 4c
Na przyniesionym przeze mnie zdjęciu widać Selenę Gomez.
Jest osobą w wieku 20 lat. Ma 163 cm wzrostu. Jej sylwetka jest
zgrabna, szczupła.
Jest kobietą o okrągłej jak księżyc w pełni twarzy, z dołkami w policzkach.
Jej czoło jest wysokie. Ma ciemne brwi. Jej oczy są brązowe. Posiada
zgrabny nos. Uwagę zwracają jej słodkie jak cukierek, wydatne
i uśmiechnięte usta. Jej długie włosy są ciemne jak kasztany. Ma na sobie
44
eleganckie ubranie, które składa się z tęczowej bluzki i białych szortów.
W ręce trzyma złotą torebkę, a na nogach ma niebieskie sandały.
Jest młodą, popularną wśród młodzieży osobą, której sława nie
uderzyła do głowy. Nie interesują jej tylko rozrywki, lecz także problemy
innych ludzi, co bardzo mi się w niej podoba.
Według mnie jest bardzo dobrą aktorką i piosenkarką. Podoba mi
się styl jej styl ubierania się.
Weronika Ożóg, kl. 4d
Na przyniesionym przeze mnie zdjęciu widać modelkę.
Jest ona osobą w wieku około 20 lat. Ma sylwetkę smukłą jak
brzoza i jest wysokiego wzrostu. Jej twarz jest owalna, z dołkami na
policzkach. Ma wysokie czoło. Wyróżniają ją czarne, gęste brwi. Są one
wygięte w łagodny łuk. Uwagę zwracają jej ciemne oczy i mały, zgrabny
nos. Jej uśmiechnięte usta niczym się nie wyróżniają. Ma ona
rozpuszczone, proste i krótkie włosy. Są czarne jak skrzydło kruka. Jest
ubrana w błękitny jak niebo płaszcz z zapięciem dwurzędowym. Pod
płaszczem widać pomarańczowy golf i brązową spódnicę, która sięga do
kolan. Na nogach ma cienkie rajstopy, które są tego samego koloru co
płaszcz. Jej botki są w kolorze golfu. W ręce trzyma czarną torebkę
z ozdobnym zielonym motywem. Jest radosna jak skowronek. Pięknie się
uśmiecha. Zachowuje się swobodnie, ale też profesjonalnie.
Sądzę, że jest to bardzo ładna kobieta. Wygląda na zadowoloną
z tego, co robi.
45
Przedmiot
Kinga Frankiewicz, kl. 4b
W czasie wakacyjnego wyjazdu nad Morze Czarne zostałam
posiadaczką kamienia. Okaz ten znalazłam w czasie spaceru brzegiem
morza w miejscowości Warna.
Kamień jest całkiem płaski i ma kształt serca. Minerał jest
wielkości kilku centymetrów i mieści się bez trudu w mojej kieszeni. Jest
koloru szaro-zielonego. Cechą szczególną mojego okazu są podłużne
paski, które układają się w kształt tęczy. Zauważyłam, że w promieniach
słońca kamień pięknie błyszczy. Jestem przekonana, że od chwili, kiedy
zobaczyłam ten minerał, szczęście mnie nie opuszcza. Staram się cały czas
nosić go przy sobie. Traktuję kamień jak mój drogocenny talizman.
Po powrocie do domu pochwaliłam się moim znaleziskiem przed
całą rodziną.
Aleksandra Słoniewska, kl. 4b
Moją pamiątką z tegorocznych wakacji jest pluszowy miś, którego
nazwałam Lola. Kupiła mi go mama podczas naszego pobytu
w Warszawie.
Lola jest średniej wielkości, ma białe futerko, różowy nosek, duże,
błyszczące, brązowe oczy i śliczny uśmiech. Ubrana jest w różową
sukienkę w srebrne, małe kółeczka i białe, sznurowane łyżwy. Na głowie
ma białą czapkę z pomponem, a wokół szyi szaliczek. Lola jest mięciutka
i miła w dotyku, więc bardzo lubię się do niej przytulać.
Kiedy patrzę na mojego misia, przypominam sobie nasz pobyt
w Warszawie, zwiedzanie miasta, zabawy z kuzynką oraz beztroskie
wakacyjne chwile.
46
Anna Milczanowska, kl. 4b
W czasie wakacji byłam na Węgrzech w Hajduszoboszló –
największym kompleksie kąpielowym w Europie.
Moją pamiątką przywiezioną stamtąd jest wylosowana przeze mnie
maskotka – świnka. Jest ona dość duża. Ma owalną głowę z małymi
czarno-brązowymi oczami. Na jej czubku sterczy dwoje uszu. Długi tułów
zakończony jest małym, kręconym ogonkiem. Świnka ma cztery krótkie
nóżki zakończone racicami. Wykonana jest z błyszczącego, pluszowego,
miłego w dotyku materiału. Ma kolor jasnokremowy, a w niektórych
miejscach posiada brązowe plamki. Cechą szczególną mojej wakacyjnej
pamiątki jest wszyty na grzbiecie zamek. Dzięki niemu maskotka może
służyć jako portmonetka lub piórnik.
Świnka jest bardzo ładna i przypomina mi o wakacjach 2012.
Paulina Nanio, klasa 4b
W tym roku spędziłam wakacje nad morzem, w miejscowości
Ustronie Morskie.
Z wakacji wróciłam bardzo zadowolona i oprócz opalenizny przywiozłam
wiele ciekawych pamiątek. Wśród nich były bursztyny, muszelki
i pocztówki.
Jedną z najpiękniejszych pamiątek, jakie przywiozłam, była
makieta pirackiego statku. Jest to drewniany statek z trzema masztami, na
których są rozciągnięte piękne białe żagle. Kadłub o długości 20 cm ma
brązowy kolor, a na jego boku widnieje napis "NEPTUN". W kadłubie jest
sześć otworów na armaty i piękna kotwica na łańcuchu. Na pokładzie są
figurki marynarzy, trzymających liny do podnoszenia żagli, oraz kapitan,
który trzyma ster. Na środkowym maszcie o wysokości 30 cm znajduje się
bocianie gniazdo, a w nim figura marynarza z lunetą. Statek ma sześć żagli
47
z białego płótna oraz wiele sznurków, które wyglądają jak prawdziwe liny.
Całość jest polakierowana i pięknie wygląda na mojej półce.
Statek, który przywiozłam z wakacji, ciągle mi przypomina
o pięknych chwilach, spędzonych nad morzem. Bardzo bym tam chciała
wrócić tam za rok.
Wieczór
Agnieszka Jasłowska, kl. 6b
Gdy zachodzi słońce, nastaje wieczór.
Najlepiej widać go z łąki, słońce kryje się wtedy za wzniesieniami.
Złociste promienie odbijają się w wodach. Wszystko dzięki temu jest
bardzo złociste. Powoli, z minuty na minutę, robi się coraz ciemniej, nie
jest to jednak czysta czerń. Szarość spowija niebo, przeradzając się
w ciemność. Ten czas jest przyjemny i spokojny. Przygotowuje nas do
nadchodzącej nocy. Sprawia, że odpoczywamy, patrząc na obraz zachodu
słońca. Piękny stan, po którym jakby nastaje nicość. Dzieje się to
codziennie, bez względu na porę roku, zaczyna się w różnym czasie. Takie
małe zjawisko, trwające kilka chwil, a rozświetla cały świat, przechodząc
w noc.
Uważam, że wieczór jest czasem odpoczynku i podziwiania
zachodu słońca. W lecie warto wyjść na zewnątrz i pooglądać go
przynajmniej przez moment. Ten błogi seans na niebie zachwyca każdego.
Maria Mocur, kl. 6a
Wieczór był spokojny i cichy. Na drzewach ptaki już zasypiały,
tuląc się do gołych drzew. Słychać jeszcze ostatni świergot kwiczołów
i krzyki przelatujących nad wioską bażantów. Wiatr przynosi zapach krów,
wracających z zielonych pastwisk, okrytych rosą.
48
Purpurowe słońce schowało się za szumiący las. Na niebie
połyskiwały maleńkie jak kropeczki gwiazdy, które gdzieniegdzie zasłaniał
szklany, ciemnoszary puch. Księżyc rozbłysnął niesamowitym blaskiem.
Latarnie się zapaliły i oświetliły ciemne i długie jak wstęga dróżki.
Wszędzie czuć zapach kiełbasek i chleba podpiekanych na rozpalonym
ognisku. Od czasu do czasu rozlegał się zgrzytliwy trzask, a deszcz iskier
spadał na siedzących przy nim ludzi. Nieopodal wznosiły się niewielkie
wzgórza i lasy, z jaśniejącymi na nich, białymi jak śnieg, pniami brzóz.
Sowy pohukiwały, siedząc na samotnej i słupiastej topoli. Za drzewami
ukrywały się wilki, które razem z domowymi psami wyły do księżyca.
O zachodzie słońca wieś jest piękna i można zobaczyć i usłyszeć
ciekawe zjawiska, których, niestety, w mieście nie zobaczymy.
Kacper Feculak, kl. 6c
Wieczór na wsi jest cichy i spokojny. Słońce zachodzi i odbija się
w kolorowych liściach. Samo słońce jest bladozłociste i świeci bardziej na
brązowo. Nagie drzewa, rosnące na obrzeżach starej wsi, czekają na
pierwszy śnieg, jak żona czeka na męża wracającego z podróży. Wieś jest
cicha, tylko kury gdaczą i dziobią resztki ziarna z kolacji. Młode, harde
koguty patrzą tylko, jak by tu przeskoczyć płot. A płot patrzy tęsknie
w stronę lasów. Dalej obora opiera się o stary dąb i narzeka na nasze czasy.
W oborze wszystkie krowy mrużą już wielkie oczy, czasem jedna coś
cicho mruknie, ale zaraz milknie. Konie w stajniach też obserwują zachód
pomarańczowego już słońca, które jak stado odlatujących ptaków żegna się
z wsią.
W małych domkach, pokrytych jasną strzechą, światła
z wieczorową pomroką zaczynają się świecić po to, żeby po godzinie
zgasnąć. Jest ciemno jak przed sądem ostatecznym.
Ale nie ma się czego bać, bo na wsi zawsze jest cicho i spokojnie.
49
Gabriela Zając, kl. 6b
Chcę wam opisać, jak wygląda letni wieczór w mieście.
Wszystkie samochody ucichły, sklepy zostały dawno zamknięte,
fabryki przerwały swoją pracę. Większość ludzi wyjechała na wakacje,
odwiedzić rodzinę, odpocząć od codziennego życia.
W oddali słychać śmiech bawiących się na podwórku dzieci, bo
dziś jest wyjątkowo ciepło; co jakiś czas zaszczeka pies lub zamruczy kot.
Przede wszystkim uwagę zwraca jednak księżyc. Tej nocy przybrał
kształt rogala. Czasami zdaje się, że ma oczy, nos i uśmiech. Gdyby nie on,
zapadłyby egipskie ciemności.
Wzrok przyciągają również setki, miliony gwiazd. Niektóre migocą
mocniej, a niektóre słabiej. Można dopatrzeć się wielu gwiazdozbiorów,
ale również stworzyć swoje własne kształty z wielu gwiazd. Gdybyśmy
próbowali je policzyć, zgubilibyśmy się przy liczbie 50, ponieważ gwiazdy
są do siebie podobne jak dwie krople wody.
Miasto to kolorowy gwiazdozbiór świecących się w blokach okien.
To całe rodziny odpoczywające w swych domach i szykujące się do
kolacji. Za chwilę i tu zgasną wszystkie światła i ucichnie zgiełk
codziennego życia.
Ten wieczór uważam za najpiękniejszy ze wszystkich, które
widziałam. Nigdy go nie zapomnę.
Burza
Aleksandra Jaklik, kl. 5a
Zostałam w domu sama z kotem. Rodzice pojechali po zakupy, ale
ja nie lubię zakupów. I wtedy się zaczęło…„Deszcz wciąż pluszczy”.
Woda z nieba leje się jak z wiadra. Ja sobie rozmyślałam, a tam niebo
rozświetliło się, „rykły pioruny” i zapadła „ciemność gruba, gęsta, prawie
dotykalna”.
50
Usłyszałam ciche miauknięcie, dochodzące z sypialni rodziców. To
kot! Zapaliłam świeczkę i poszłam go szukać.
- Budrysku, kici, kici! Budrysku! Gdzie jesteś? – zawołałam.
Zaglądnęłam pod łóżko i dostrzegłam coś biało-czarnego. Wtem znów„
rykły pioruny”, niebo przeszyła biała błyskawica i kot znikł przerażony.
Następnie lunęło jak z cebra. W tej chwili „widnokrąg pęka od końca do
końca i anioł burzy na kształt niezmiernego słońca rozświeci twarz”.
Piorun z ogromnym hukiem uderzył w ziemię. „Krople zlały się razem: to
jak proste struny długim warkoczem wiążą niebiosa do ziemi”.
Jeszcze raz niebo prześwietliła błyskawica i odgłos potężnego
grzmotu rozległ się nad moim domem. I znowu, i znowu, i znowu… Aż
piorun jeszcze raz rozświetlił niebo i wtedy usłyszałam… jak rodzice
otwierają kluczem drzwi. Kot zamiauczał i wybiegł z ukrycia.
Burza się skończyła, przestało padać.
Mateusz Zapotoczny, kl. 5c
To było w czasie wakacji. Tego dnia rodzice postanowili wybrać
się na przedstawienie. Ponieważ dla nas zabrakło biletów, więc
wymyśliliśmy, że urządzimy z bratem kino domowe. Dzień zapowiadał się
słonecznie. Rodzice zostawili nam poczęstunek i powiedzieli, że wrócą ok.
godz. 20:00.
Ledwo za nimi zamknęły się drzwi, my rozsiedliśmy się przed
telewizorem. Każdy z nas miał swoje ulubione chrupki, które popijaliśmy
coca-colą. Nagle w pokoju zrobiło się ciemno. Początkowo nie zwracałem
na to uwagi, lecz po chwili wyjrzałem przez okno i ujrzałem wielką,
ciemną burzową chmurę. Pomyślałem sobie, że może przejdzie obok i nie
wyłączałem telewizora. Po chwili usłyszałem grzmot. Był on bardzo
głośny, więc w mgnieniu oka wyłączyłem telewizor i inne urządzenia
elektryczne. Z niepokojem spojrzałem przez okno i zobaczyłem, że całe
niebo jest zasnute czarnymi chmurami. W tym momencie zerwał się
porywisty wiatr. Unosił gałęzie i liście. Wydawało się, jakby niewidzialna
siła je unosiła. Pod wpływem tego wiatru drzewa wyginały się, jakby
tańczyły dziwny taniec. Nagle zrobiło się jasno. To na niebie pojawiła się
błyskawica. Jej blask był tak jasny jak światło słońca. Kształtem
51
przypominała mi poszarpane i powyginane gałęzie. Po niej nastąpił
grzmot. Ten odgłos był podobny do dźwięku bębnów. Przypomniała mi się
wtedy pewna książka, którą czytała mi mama w dzieciństwie. Opowiada
ona o trollach grających na bębnach, które wywoływały grzmoty i pioruny.
To wspomnienie mnie uspokoiło i dlatego wróciłem do dużego pokoju.
Czekał tam na mnie wystraszony brat. Jemu też opowiedziałem historię
o trollach, aby się uspokoił. Stanęliśmy przy oknie i obserwowaliśmy, co
dalej będzie się działo. Nagle zaczął padać deszcz. Był bardzo intensywny.
Wydawało się, jakby strażacy polewali nasze okna wodą z sikawek. Teraz
błyskawice pojawiały się na zmianę z grzmotami. Myśleliśmy, że burza się
nigdy nie skończy. Jednak po chwili chmury zaczęły się przesuwać,
a deszcz coraz mniej padał. Już nie było słychać grzmotów. Błyskawice
pojawiały się coraz rzadziej, aż w końcu zniknęły.
W tym momencie usłyszeliśmy, że drzwi wejściowe się otwierają.
To byli nasi rodzice. Bardzo się o nas martwili i nie zostali do końca
spektaklu. Pochwalili nas za nasze zachowanie w czasie burzy.
Szkoła
Karolina Kudła, klasa 4d
Uczęszczam do Szkoły Podstawowej nr.2 im. św. Kingi w Sanoku.
Szkoła, do której chodzę ma około pięćdziesięciu lat.
Budynek jest duży, ma trzy piętra, parter oraz sutereny, w których
znajdują się szatnie. Elewacja obiektu jest żółta, z brązowymi
wykończeniami. Szkoła ma płaski dach pokryty srebrną blachą. Trzy
czwarte głównej ściany budynku zajmują okna. Są one duże, a ich ramy są
białe. Budynek posiada wejście główne i dwa wejścia boczne. Nasze
szkolne boisko jest asfaltowe. Odbywają się na nim uroczyste apele,
a w okresie wiosennym i letnim prowadzone są tam lekcje wychowania
fizycznego. Drugie boisko znajduje się powyżej. Jest ono nieutwardzone,
w lecie chłopcy grają tam w piłkę nożną. Sala gimnastyczna jest duża.
Przylega do budynku szkoły i tworzy kształt litery '' L ''. Bieżnia znajduje
się naprzeciwko boiska. Posypana jest żwirkiem. Jest przeznaczona do
52
skoków w dal i zakończona piaskownicą. Szkolny plac zabaw, jest nowy
i nieduży, wyłożony miękką wykładziną. W lecie dzieci lubią tam biegać
i gdy się przewrócą, to nie podrapią sobie kolan. Uwagę zwracają wąskie
alejki, przecinające teren szkoły. Są one wyłożone kostką brukową.
Do naszej szkoły należy również tak zwany budynek ''B''. Nie jest on
połączony z naszą szkołą, ale znajduje się powyżej opisanego przeze mnie
gmachu. Teren szkoły jest ogrodzony metalową siatką, a w ogrodzeniu są
trzy bramy.
Według mnie przyjemnie jest chodzić do tak wyjątkowej szkoły, do
której chodzę ja i moje koleżanki.
Anna Milczanowska, kl. 4b
Moja szkoła marzeń mieści się na wielkim placu, który otacza duża
fosa. Przez rzekę prowadzi jeden ogromny most, doprowadzający do drzwi
gmachu. Szkoła mieści się w zamczysku.
Szatnie uczniów umieszczone są w lochach. Na każdą klasę
przeznaczone jest jedno byłe więzienie, przestrzenne, aby nie było tłoku.
Ściany w piwnicach nie są pomalowane, dlatego widać cegły w rudych
odcieniach. Do szatni nie dociera światło dzienne, co wprowadza
tajemniczy nastrój. Na suficie umieszczone są małe lampy, które przy
każdym przeciągu ruszają się i dygoczą na wszystkie strony. Czasami
widać, jak przez lochy przelatują dziwne stwory.
Na pierwsze piętro prowadzą kręcone, szare, marmurowe schody.
Mieści się tam bardzo długi korytarz, wzdłuż którego są rozlokowane sale
lekcyjne. Znajduje się tu (w przeciwieństwie do szatni) dużo małych,
kwadratowych okien. Ściany na pierwszym piętrze również nie są
pomalowane i widać w nich nie rude, lecz czarno-szare cegły, od których
gdzieniegdzie odpada tynk. Drzwi do klas są zrobione z grubego,
ciemnobrązowego, błyszczącego drewna, a na nich przymocowane są
numerki i wygrawerowane nazwy przedmiotów. W każdej sali prowadzone
są wyznaczone lekcje. Na przykład w 78, 24, 30 i 35 prowadzony jest
język polski, a w 28, 31, 25, historia.
Na drugim piętrze mieszczą się (tak samo, jak na pierwszym) sale
lekcyjne, a oprócz nich czytelnia, biblioteka, pokój nauczycielski, pokój
53
pana kierownika, nauczycieli wychowania fizycznego, sekretariat i jeszcze
kilka innych. Ściany na korytarzu są pokryte białymi cegłami, a podłoga
drewnem. Na drugim piętrze trzeba być bardzo ostrożnym idąc
korytarzem, ponieważ zdarza się, że linoleum zapada się pod idącym
i wtedy trzeba wzywać służby specjalne.
Wreszcie ostatnie piętro przeznaczone jest na lekcje wychowania
fizycznego. Znajdują się tam: mała, duża i średnia sala gimnastyczna,
pomieszczenie z lustrami i dwie sale zabaw. Podłoga na korytarzu ułożona
jest z brązowych cegieł , a ściany zbudowane z zimnego betonu. Choć w
zamczysku wydaje się strasznie, w salach lekcyjnych jest bardzo miło
i przytulnie. Ściany w tych pomieszczeniach pomalowane są różnymi
kolorami, w ciekawe wzory. Ławki są brązowe z różnobarwnymi paskami.
Na ścianach jest wiele plakatów, tablic, a najlepsze z nich wszystkich są
śmieszne zegary. Tylko sale do lekcji historii są inne. Rozmieszczone są
tam miecze, zbroje, stare monety i różne cenne przedmioty. Każdy uczeń
jest wyposażony w notebooka, który w czasie zajęć jest bardzo potrzebny.
Czasami, gdy wykonuje się na nim ćwiczenia, można zagrać w różne
ciekawe gry. W szkole prowadzone są także lekcje oswajania nietoperzy.
Każdy uczeń po pasowaniu otrzymuje go na własność, nadaje imię i
opiekuje się nim. Zwierząt tych jest pod dostatkiem, ponieważ zamieszkują
całe poddasze. Zadaniem uczniów jest codzienne przynoszenie swoich
nietoperzy, ponieważ one też biorą udział w lekcji, a nawet (jeśli nauczy
się je liczyć) pomagają na kartkówkach z matematyki. Każdy uczeń
otrzymuje magiczne okulary, które służą do komunikowania się z tymi
zwierzętami za pomocą ultradźwięków. W mojej wymarzonej szkole nie
ma ocen. Za wyniki w nauce otrzymuje się droższe lub tańsze, uniwersalne
ubranka dla nietoperza. Z tego powodu do budynku wchodzi się tylko
jednym wejściem, a jego nazwa to „Nietoperson’s Wielki” im. św. Kacpra.
Obok szkoły znajdują się: boisko do piłki nożnej, koszykówki, tenisa i tor
wrotkarski, a w zimie lodowy. Szkoła wyposażona jest w roboty, które
podają piłki, a nawet grają w dwa ognie, gdy uczniów jest za mało. Kieruje
nią jeden wielki mózg, który układa plany zajęć, zatrudnia nauczycieli,
wymyśla zadania.
Marzę o takiej szkole, ponieważ jest bardzo tajemnicza i dostaje się
tam małe laptopy. Bardzo chciałabym do niej chodzić.
54
Kinga Frankiewicz, kl.4b
Szkoła moich marzeń mieści się nad samym morzem. Dookoła
budynku rozciąga się piękna piaszczysta plaża. Teren wokół gmachu
otacza niewysoki, ażurowy płotek, porośnięty bluszczem. Szkoła jest jakby
utopiona w zieleni.
Przez drewnianą bramę wchodzi się do otaczającego budynek
ogrodu. Wszędzie na piasku znajdują się urządzenia, służące do zabawy.
Obok placu zabaw mieści się duży basen ze zjeżdżalnią, trampoliną i
fontannami. Niedaleko stoi sklepik z lodami i watą cukrową.
Moja szkoła marzeń składa się z siedmiu pięter. Każda klasa
zajmuje osobne piętro. W budynku znajduje się winda i przebieralnie. Na
samej górze budowli, czyli na siódmym piętrze, są pokoje uczniów, gdzie
odpoczywają po skończonych lekcjach. Każdy pokój wyposażony jest
w telewizor, komputer, wygodne sofy i jacuzzi. Niżej są piętra z salami
lekcyjnymi. Klasy są kolorowe, z widokiem na morze. Lekcje trwają tylko
15 minut i nie zadaje się zadań domowych. Uczniowie nie noszą książek,
lecz tablety. Na parterze budynku znajduje się duża sala gimnastyczna
i ogromna jadalnia, w której każdy może zjeść to, na co ma ochotę.
W zimie połowę parteru zajmuje duże lodowisko, na którym uczymy się
robić piruety na lodzie
Za budowlą znajduje się, już opisany, basen, plac zabaw oraz
boisko do gry w piłkę. Wszystko jest zadaszone, aby z urządzeń można
było korzystać w czasie deszczu. Szkoła otoczona jest płotem z trzech
stron. Z czwartej strony gmach graniczy z otwartym morzem. Często przy
szkole cumują statki, które zabierają uczniów w różne ciekawe miejsca na
świecie. Wycieczki odbywają się, co tydzień.
Opisałam szkołę moich marzeń. Chciałabym do takiej
uczęszczać i myślę, że na pewno gdzieś na świecie taka szkoła się
znajduje.
55
Karolina Zdziebko, kl.4b
Moja wymarzona szkoła byłaby bardzo ładna, duża, wesoła
i kolorowa. Każda ściana byłaby pomalowana w innym kolorze.
Wyglądałaby prawie tak jak szkoła, do której uczęszczam.
Powinna ona znajdować się w jakimś spokojnym miejscu,
w pobliżu lasu, albo dużej łąki i wtedy lekcje przyrody odbywałyby się
gdzieś na leśnej polanie, na specjalnie przygotowanych ławeczkach.
Byłoby wtedy pewne zagrożenie, że nauka ’’pójdzie w las”, ale może by
do tego nie dochodziło, bo wszyscy uczyliby się chętnie w tak pięknym
miejscu.
Jeżeli chodzi o budynek szkoły, miałaby on cztery piętra
i oczywiście windę, żeby nie trzeba było stale dreptać po schodach. Na
parterze znajdowałyby się: szkolna stołówka, gdzie uczniowie jedliby
śniadania, popijając ciepłą herbatą, mlekiem lub kakao. Obok stołówki
znajdowałyby się sklepik z drożdżówkami, lodami i colą.
Za szkołą byłyby bieżnia i cztery boiska: do siatkówki,
koszykówki, piłki nożnej i piłki ręcznej. W szkole znajdowałby się
oczywiście basen, a dwie lekcje wychowania fizycznego odbywałyby się
na ostatnie godzinach lekcyjnych. Do mojej wymarzonej szkoły chodziliby
tylko ci uczniowie, którzy chcą się uczyć i nie wagarują. Za brak zadania
domowego nie dostawałoby się jedynek, ale zostawałoby się po lekcjach,
by sto razy napisać: „Już nigdy nie zapomnę zadania domowego”.
Lekcje w szkole powinny rozpoczynać się o godzinie dziewiątej,
aby rano można było dłużej spać Wszystkie przerwy trwałyby co najmniej
po dziesięć minut. W mojej wymarzonej szkole musi być wesoło, nikt nie
może być smutny i ponury. Nauczyciele powinni być mili dla uczniów,
a uczniowie dla nauczycieli. Nie zadawaliby nam zbyt dużo prac
domowych, abyśmy mieli więcej czasu dla siebie. Podręczniki mogłyby
zostawać w klasach, w szafkach, które miałby każdy uczeń. Plecaki byłyby
wtedy znacznie lżejsze. W mojej wymarzonej szkole uczniowie byliby
ubrani w jednakowe mundurki, oczywiście chłopcy w spodnie,
a dziewczynki w spódniczki. Wtedy nie byłoby rewii mody i mówienia, że
ktoś jest lepiej ubrany, a ktoś gorzej i ktoś ma firmowe ciuch, a drugiego
56
na to nie stać. Zamiast terkoczącego dzwonka rozlegałaby się muzyka, na
przykład Lady Gagi. Skoro jestem przy muzyce, to chciałabym również,
aby w sali gimnastycznej mojej wymarzonej szkoły, co najmniej raz
w tygodniu, odbywały się dyskoteki, i aby wszyscy na nich dobrze się
bawili.
Ale to wszystko są moje mało realne marzenia. Jestem zadowolona
ze szkoły, do której chodzę, z warunków jakie tam mamy i z nauczycieli
którzy nas uczą. Lubię naszą szkołę.
Daria Milczanowska, kl. 4b
Marzę o szkole, która wyglądałaby jak wielka litera „G”. Miałaby
fioletowy kolor, okna byłyby duże i pomalowane na niebiesko. Jej drzwi
wyglądałyby jak ogromne, średniowieczne, drewniane wrota zamku. Dach
zbudowany byłby z marmuru. Miałaby cztery piętra.
W piw nicy mieściłyby się szatnie (zresztą tak samo, jak w mojej
szkole). Do każdej z szatni przydzielony byłby jeden mechaniczny skrzat,
który miałby za zadanie odwieszać uczniom kurtki, wkładać buty do
kolorowych szafek, polerować je, a także zamykać drzwi. W tym
pomieszczeniu znajdowałby się jeszcze teleporter, który przenosiłby
uczniów na jedno z czterech pięter. Na pierwszym piętrze znajdowałby się
podświetlany basen, przy którym stałoby dziesięć zjeżdżalni, pięć rurowych
i pięć normalnych. Tam odbywałyby się lekcje nauki pływania. Na drugim
piętrze byłaby wielka sala gimnastyczna, przy której mieściłyby się szatnie
z prysznicami. W nich stałby materiałowy chomik, który wytwarzałby
kolorowe i pachnące mydło (codziennie o innym kolorze i zapachu). Byłby
też „Generator 7000”, który pełniłby rolę sprzątaczki. Myłby podłogi,
czyściłby prysznice spryskiwałby płynem dezynfekującym brudne okna. Na
trzecim piętrze znajdowałoby się dwadzieścia sal do prowadzenia zajęć.
W nich nie uczyliby nauczyciele, lecz roboty. Lekcje wyglądałyby dziwnie,
ponieważ musielibyśmy pisać pismem robotów, mówić ich językiem
i chodzić tak, jak one. Z początku wydawałoby się to trochę trudne, ale
„nauczyciel” podarowałby nam miniaturowe stworki, które pomagałyby
w tym, czego jeszcze nie potrafilibyśmy. Do szkoły nie nosilibyśmy książek,
57
tylko iPada. Na czwartym piętrze mieściłoby się wielkie laboratorium.
W tym pomieszczeniu najciekawszym przedmiotem byłby teleskop. Na
lekcjach oglądalibyśmy gwiazdy, a także planety. Drugim z nich byłby
symulator Gwiezdnych Wojen. Potrzebny byłby do niego miecz świetlny
mistrza Jedi i duża kierownica. Należałoby podłączyć je do wielkiego
monitora i zacząć grać. Przed szkołą znajdowałby się parking, a obok niego
gigantyczne boisko sportowe. Na jego środku byłoby małe jeziorko, do
którego przylatywałyby kaczuszki. Zawsze na lekcjach wychowania
fizycznego mielibyśmy trochę chleba i rzucalibyśmy go ptakom. Za szkołą
znajdowałby się plac zabaw, na którym bawiłyby się dzieci podczas
przerwy. W takiej szkole nie byłoby testów, sprawdzianów, kartkówek, ani
ocen. Umiejętności uczniów mierzono by wykrywaczem wiedzy.
Polegałoby to na tym, że dzieci przechodziłyby przez specjalną bramkę,
służącą do tego celu.
Chciałabym, aby kiedyś wybudowano moją wymarzoną szkołę.
Wtedy zajęcia stałyby się jeszcze ciekawsze dla przyszłych uczniów.
W KRAINIE OPOWIEŚCI
Na wsi
Gabriela Zając, kl. 6b
Pewnego razu, w lecie podczas wakacji, wpadłam na wspaniały
pomysł. Otóż chciałam wejść na pobliski orzech.
Był on wysoki na sześć metrów, a jego gałęzie pukały do okien
niektórych domów.
Wyszłam na jedną gałąź, potem na następną, byłam coraz wyżej
i coraz bardziej mi się to podobało. Po głowie zaczęły krążyć mi myśli, co
zobaczę na samej górze. Gdy byłam w połowie drogi, spostrzegłam
gniazdo ptaków. Patrzę i co widzę? Trzy białe jajka, lśniące w lipcowym
słońcu! Postanowiłam chwilę odpocząć i poobserwować małe gniazdo.
Zauważyłam, że nic się nie dzieje, wiec podniosłam się, by wspiąć się
wyżej. Nagle jedno z jajek się poruszyło, pękła skorupka i pojawił się mały
58
ptaszek. Po chwili w gnieździe były już trzy pisklaki. Małe tak
,,piszczały”, że nie słyszałam własnych myśli. Po krótkim oczekiwaniu do
gniazda wleciała mama nowo narodzonych ptaków i zaczęła karmić je
robaczkami.
Był to cudowny widok, ale nie chciałam marnować czasu
i wspinałam się dalej. Nawet nie dostrzegłam, kiedy znalazłam się na
samym szczycie drzewa. Przede mną rozciągał się piękny krajobraz. Po
prawej stronie dostrzegłam zarys miasta, a po lewej - ciemny las.
Zamyśliłam się chwilę i wtedy przypomniałam sobie, że muszę
posprzątać mój pokój. Zeszłam na dół, jak najszybciej umiałam. Jeszcze
przez moment zatrzymałam się przy gnieździe ptaków i szybko pobiegłam
do domu.
Tej wspaniałej przygody długo nie zapomnę.
Klaudia Jagielska, kl. 6b
Podczas tegorocznych wakacji wybrałam się do babci i dziadka na
wieś. Codziennie rano budziły mnie promienie słoneczne. Kiedy
wstawałam, czułam cudowny zapach rześkiego powietrza, jaki dochodził
z pól i słyszałam poranne pianie koguta.
U dziadków było zawsze jakieś zajęcie, ale przynajmniej nie było
hałasu, jaki zwykle dobiega z każdej strony mojego bloku.
Będąc tam, chętnie pomagałam przy zwierzętach, np. karmiłam je,
wypuszczałam kury, aby sobie podreptały po świeżym powietrzu. Czasem,
kiedy babcia miała czas i nie musiała wykonywać obowiązków
domowych, chodziła ze mną na spacery, np. do sadu, aby pozbierać jabłka
lub gruszki na kompot. Raz poszłam z nią nad rzekę, by sobie posiedzieć
i odpocząć. To właśnie wtedy poznałam nową koleżankę Paulę, z którą
codziennie jeździłam rowerem do sklepu. Był on oddalony od domu
o około trzy kilometry, a to trochę za daleko, by iść pieszo.
Bardzo polubiłam Paulę, dlatego poprosiłam dziadka, aby mogła iść
z nami do lasu na grzyby. Tego dnia przyjemnie minęło nam popołudnie,
59
ponieważ po powrocie z grzybobrania poszliśmy do mojej nowej koleżanki
na ognisko. Nasi dziadkowie przygotowywali kiełbasę, a my i babcie
piekłyśmy chleb, oraz parzyłyśmy ciepłą herbatę.
Fajnie jest przebywać na wsi, ale w ostatni dzień było najlepiej, ze
względu na kopanie ziemniaków, na które zjechało się całe moje
kuzynostwo, wraz ze swoimi rodzicami. Wyjechaliśmy w pole bardzo
wcześnie rano, ok. godziny 630, a skończyliśmy w samo południe.
Wróciliśmy na obiad do domu, by zjeść pyszne pierogi, które
przygotowałyśmy z babcią dzień wcześniej. Po obiedzie wszyscy
rozjechali się do swoich domów, a po mnie wieczorem przyjechali rodzice
wraz z moimi siostrami, Zuzią i Gabrysią.
Bardzo mi się podobał pobyt u dziadków i chciałam zostać chociaż
jeden dzień dłużej, lecz nie było to możliwe, bo był to ostatni dzień
wakacji i musiałam iść do szkoły.
Wiem już na pewno, gdzie w przyszłym roku spędzę wakacje,
a z Paulą mam częsty kontakt poprzez pocztę internetową.
Aleksandra Dubis, kl. 6b
W ten weekend wraz moją rodziną wybrałam się na wieś, do
mojej babci i dziadka.
Krajobraz był przepiękny. Gołe drzewa kołysały swoimi
ramionami, a liście leżące pod nimi, tworzyły kolorowy dywan. Razem
z moim batem nie mogliśmy się powstrzymać i wskoczyliśmy na jedną
z gór. Tarzaliśmy się po nich, rzucaliśmy w siebie, dopóki nie zawołała nas
mama. Powiedziała, że babcia z dziadkiem jadą w pole traktorem, kopać
ziemniaki i babcia pyta, czy chcemy z nimi jechać. Bez wahania
popędziliśmy w kierunku traktora, by zdobyć jak najlepsze miejsca.
Przejażdżka była wspaniała. Cudowne przeżycie! Gdy już dojechaliśmy,
zeskoczyliśmy z przyczepy, wyciągnęliśmy motyki i zaczęliśmy kopać.
Pracowaliśmy zawzięcie. Następnie pozbieraliśmy wykopane ziemniaki.
Kiedy już leżały w workach na wozie, wskoczyliśmy na nie i pojechaliśmy
w drogę powrotną. Podróż była równie ekscytująca jak poprzednio.
Wysiedliśmy z przyczepy i chcieliśmy pomóc dziadkowi nosić worki
z ziemniakami, ale powiedział, że jest to dla nas za ciężka praca. Babcia
60
zawołała, że ma dla nas równie ciekawe zajęcie, zbieranie kapusty.
Wzięliśmy więc worki i rękawiczki, i z zapałem pogoniliśmy do pracy.
Kiedy skończyliśmy, babcia powiedziała, że musimy odpocząć i napić się
ciepłego mleka, prosto od krowy. Krowiemu mleku nikt się nie oprze.
Potem babcia zabrała nas na tak zwane międlenie lnu. Międlenie, jak
wytłumaczyła nam babcia, polega na obróbce słomy lnu w celu pozyskania
włókna i oddzieleniu łyka od zdrewniałych części łodygi. Była to ciekawa
praca, choć trochę męcząca. Gdy skończyliśmy, byliśmy po prostu
wykończeni, więc wbiegliśmy do domu, rzuciliśmy się na kanapę
i w mgnieniu oka zasnęliśmy. Spaliśmy tak dwie godziny. Kiedy się
obudziliśmy, byliśmy już w domu. Nie wiedziałam, jak to się stało. Mama
wytłumaczyła nam, że dziadek wniósł nas do samochodu, kiedy spaliśmy.
Nigdy nie zapomnę tego dnia. Na pewno teraz będę o wiele
częściej przyjeżdżać do babci na wieś.
Niezwykłe zdarzenie
Klaudia Jagielska, kl. 6 b
Pewnego dnia, gdy wracałam wieczorem od koleżanki do domu,
przydarzyło mi się coś niezwykłego.
Było już ciemno, ulice były puste i padał deszcz. Wracałam przez
park, ponieważ to jedyna droga powrotna do mojego domu. Szłam
szybkim krokiem, gdyż bardzo się bałam, co chwilę oblewał mnie zimny
pot, a serce biło jak młot. W duszy wciąż sobie powtarzałam :,,Będę
odważna! Dam radę!’’, ale to na nic się nie zdawało, bo krew ciągle
pulsowała mi w żyłach. Nagle usłyszałam szelest, przeniknął mnie dreszcz,
myślałam, że zemdleję. Przeszłam zaledwie kilka kroków, gdy w jednej
chwili kobieta biegnąca z przeciwka szarpnęła za telefon, który miałam
w pokrowcu powieszonym na szyi. Bardzo się przestraszyłam i zaczęłam
krzyczeć, na szczęście usłyszała mnie jakaś młoda, nieznajoma
dziewczyna i szybko pobiegła za tamtą kobietą (napastniczką). Zostałam
sama. Po chwili nieznajoma dziewczyna wróciła do mnie z moim
telefonem. Byłam jej bardzo wdzięczna.
61
Kiedy się otrząsnęłam, postanowiłam, że pójdę dalej. Ciągle się
bałam, że ta nieobliczalna kobieta wróci i coś mi zrobi, ale szłam dalej. Po
piętnastu minutach dotarłam do domu i byłam już bezpieczna.
Następnym razem, kiedy będę miała ochotę odwiedzić Magdę,
poproszę rodziców, by mnie odprowadzili, a telefon schowam do torebki,
aby nikogo nie kusił.
Aleksandra Mazgaj, kl. 6 b
Jechałam pociągiem. Podróż była bardzo długa, ponieważ miałam
do przejechania pięćset kilometrów. Chciałam odwiedzić moją ciocię. Był
słoneczny dzień i słońce mocno grzało przez szybę Nudząc się, słuchałam
muzyki, bo nic innego nie miałam do roboty.
Nagle zauważyłam kobietę wsiadającą do pociągu. Była
obładowana różnymi reklamówkami. Zajęła miejsce w moim przedziale. Z
jej rozmowy telefonicznej wynikało, że jedzie do córki i wiezie jej jajka,
mąkę i mięso z wioski. Było tłoczno, więc usiadła koło pana, ubranego w
drogi garnitur.
Niespodziewanie rozlega się krzyk. Zaciekawiona odwracam się w
stronę kobiety i mężczyzny. Dostrzegam, że rozsypała się mąka z bagażu
leżącego na półce pod sufitem. Przerażona kobieta próbuje uspokoić tego
pana. Proponuje wytrzepanie jego spodni przez okno. Ku mojemu
zdziwieniu, mężczyzna zgadza się. Kobieta podchodzi do okna. Nagle
ucieka, zabierając wszystkie swoje rzeczy. Zajmuje miejsce w drugim
przedziale.
Po chwili zrozumiałam, że pęd powietrza wyrwał kobiecie spodnie
z rąk. Byłam pewna, że mężczyzna jest wściekły.
Niestety, w tym momencie zatrzymał się pociąg. To był mój
przystanek. Uśmiechając się do siebie w duchu, wyszłam przywitać się z
ciocią. Widziałam tylko, jak nowi pasażerowie wchodzą do pociągu,
patrząc ze zdziwieniem na mężczyznę, który zrobił się czerwony jak burak.
Mam nadzieję, że ten pan miał zapasowe spodnie.
62
Zapisane w pamiętniku
Aleksandra Jaklik, kl. 5 a
Wtorek, 15.01.2013 r.
Drogi Pamiętniku!
Właśnie dzisiaj sprawdził się najczarniejszy scenariusz, jaki mógł
zrealizować się w szkole. Dostałam jedynkę z matematyki! Pani powiedziała, że
zrobiłam mnóstwo błędów.
Jak mam pokazać zeszyt mamie? Nogi mi się ugięły. Tak się bałam! Jak
mama zobaczy tę ocenę, to… wolę nie myśleć, co się dalej stanie.
Zaraz…Może by ją wymazać? Aha, nie mam gumki do długopisów. Zakorektoruję
ją. Otwieram zeszyt i patrzę na nią. O, nie! Aż mi się niedobrze zrobiło. Jaka ona
była wielka! I taka… chuda! Piątki były o wiele grubsze od jedynek. Już otwierałam
korektor, aż tu nagle do głowy wpadła mi myśl tak straszna, że nie usłyszałam, co
mówi do mnie koleżanka. Przecież jedynka zostanie w dzienniku!
Matematyka była czwartą lekcją. Jeszcze plastyka i przyroda. Na plastyce
rysowaliśmy kolumny greckie. Było bardzo ciekawie, ale na przyrodzie były znowu
drzewa iglaste. Lubię je, ale nie lubię lekcji o tym samym trzy razy z rzędu.
Nadszedł czas, aby wrócić do domu. Im bliżej było, tym bardziej narastał we mnie
strach. Aż wreszcie dotarłam do domu.
Mama zapytała, co mi jest, bo wyglądam jakoś niewyraźnie. No to
powiedziałam prawdę. Nakrzyczała trochę i powiedziała, że tym razem mi daruje,
ale następnym nie będzie się do mnie odzywała i obrazi się na cały dzień.
Na szczęście skończyło się dobrze – mama nie gniewała się aż tak bardzo.
63
Łukasz Data, kl. 5 c
Wtorek, 24.11.2011r.
Co za dzień! Dobrze, że już się skończył. Dzisiaj dostałem pierwszą ocenę
niedostateczną. Byłem załamany, czułem wielki smutek. Ciągle o tym myślałem i
byłem przygnębony, bo akurat dzisiaj miałem iść z mamą kupić nowy rower - mój
wymarzony. Trudno mi było się przyznać również mamie, bo wiedziałem, że będzie
jej przykro. Postanowiłem zaczekać z tym do wieczora, bo myślałem, że mama będzie
zła, ale mama jak to mama, zaraz zauważyła, że coś jest nie tak... Z wielkim żalem
postanowiłem przyznać się od razu, ale nie spodziewałem się, że mama to
przyjmie ze zrozumieniem, chyba miała dobry dzień. Powiedziała mi, żebym się tak
nie martwił i poprawił tę ocenę. No i oczywiście dostałem to moje cudeńko!
Gdy poprawiłem ocenę, ulżyło mi i kamień spadł mi z serca. Byłem
szczęśliwy i ogarnęła mnie radość.
Zuzanna Zarzyka, kl. 5 a
Trepcza,15.01.2013 r.
Drogi Pamiętniku!
Dzisiaj pani z matematyki rozdawała nasze kartkówki. Przez cały czas
siedziałam jak na szpilkach, zwłaszcza, że nie poszło mi zbyt dobrze. Bałam się,
jaką ocenę otrzymam. Miałam nadzieję, że może jakoś wybrnę z tej sytuacji. Niestety,
mam ostatni numer w dzienniku, więc zawsze moja praca jest oddawana na
końcu. Musiałam uzbroić się w cierpliwość i trzymać nerwy na wodzy, co wcale nie
było łatwe.
64
Kiedy wreszcie dostałam swoją kartkę, moim oczom ukazała się ocena
NIEDOSTATECZNA. Katastrofa! Było mi tak strasznie wstyd! Jeszcze nigdy tak się nie
czułam! Ta jedynka psuje moją średnią! Rodzice będą zaskoczeni. Jak im to
wytłumaczę? Nawet, jeśli poprawię ocenę na 6, średnia wyniesie 3+. Chciało mi się
płakać. Z trudem się powstrzymałam, bo gdybym zalała się łzami przed całą klasą,
mieliby niezły ubaw.
Wzięłam się w garść i zrobiłam dobrą minę do złej gry. Udawałam, że nic
mnie to nie obchodzi.
Teraz siedzę i próbuję wymyślić jakiś sposób, żeby tę nieszczęsną kartkówkę
poprawić. Nie wiem tylko, czy pani się na to zgodzi, ale może ją jakoś ubłagam.
Będę się uczyć cały dzień i może mi się uda. Mam taką cichą nadzieję. Na razie
nic nie powiem w domu, lepiej niech rodzice żyją w niewiedzy. Do wywiadówki
jeszcze daleko, więc mam trochę czasu.
Na przyszłość muszę uczyć się systematycznie, wtedy żadna kartkówka mnie nie
zaskoczy. Już nigdy więcej nie chcę tego przeżywać. Moja babcia mówi, że : „Uczeń bez
jedynki, to jak żołnierz bez karabinu”, więc można powiedzieć, że dzisiaj przeszłam
chrzest bojowy i na tym poprzestanę.
Zuzanna Zarzyka, kl. 5a
Trepcza, 23. 08. 2012 r.
godz. 19. 30
Drogi wakacyjny pamiętniku!
Znowu siedzę i piszę, ponieważ to, co wydarzyło się dzisiejszego dnia,
przeszło moje najśmielsze oczekiwania. Jednak życie potrafi zaskakiwać, a moi
rodzice są w tym mistrzami.
65
Po powrocie z Chorwacji myślałam, że reszta wakacyjnych dni będzie
monotonna. Jak bardzo się myliłam! Obudziłam się rano i myśląc, jak spędzę ten
dzień, powlokłam się do łazienki. Mama zastała mnie przy stole w kuchni,
podczas krojenia bułki.
-Zuziu, zrób sobie śniadanie i szybko się ubieraj.
- Czemu się tak śpieszysz mamo?
- Nie pytaj! Ubierz się, to się dowiesz.
Z ciekawości wciągnęłam śniadanie jak odkurzacz i wskoczyłam w mój
ulubiony, niebieski podkoszulek i spodenki w tym samym kolorze.
- Mamo, gdzie jedziemy?- krzyknęłam.
-Skąd wiesz, że gdzieś jedziemy?- z chytrą miną zapytała mama.
- Takie rzeczy się wie. No, to gdzie się wybieramy?- zapytałam.
-Do parku linowego w Dołżycy- wyjaśniła mama.
- Hurra!!!- wrzasnęłam- Zaraz się spakuję.
Wrzuciłam do torebki telefon, MP4, chusteczki i już byłam gotowa. Rodzice
z siostrą już na mnie czekali, więc szybko zapakowaliśmy najpotrzebniejsze rzeczy do
samochodu i wyruszyliśmy na wycieczkę. Po około dwugodzinnej jeździe zobaczyliśmy
plakat z napisem: „Park linowy w Dołżycy- 300m”. Pojechaliśmy w kierunku, który
wskazywała strzałka. Moim oczom ukazały się niesamowite przeszkody: drewniane
belki, liny, skałki i masa innych rzeczy, jednak okazało się, że znajdują się one po
drugiej stronie rzeki. Był tylko jeden problem. Jak się tam dostać? Po chwili
zorientowaliśmy się, że trzeba przejechać samochodem przez rzekę, która wydawała
się głęboka. Mama zastanawiała się, czy pokonywać bród, ale tata ją przekonał i po
chwili mogłam obserwować, jak nasze auto sunie po wodzie. Bałam się, że zaleje
nam silnik, jednak nie było tak źle i już po paru minutach byliśmy na terenie
ośrodka wypoczynkowego, w którym mieścił się park linowy.
Rodzice wykupili nam bilety na tor dziecięcy. Instruktor ubrał mnie
i siostrę w specjalne uprzęże i kaski. Nie mogłam się doczekać, kiedy wyruszymy na
tor przeszkód. Jednak okazało się, że instruktor idzie z nami i to on przepina
wszystkie klamry. Byłam niezadowolona, ponieważ na poprzednich wakacjach w
Jastrzębiej Górze sama pokonywałam trasy. Poprosiłam rodziców o wykupienie
biletu dla dorosłych. Zgodzili się i po chwili mogłam wyruszyć.
66
Pierwsza przeszkoda na torze to stalowa linka, po której należało przejść.
Potem było już tylko trudniej: ruchome belki, liny, zjazdy, wspinaczka. Adrenalina
tak mi wzrosła, że niemal skakałam przez przeszkody, które umieszczono na trasie.
Trochę bolały mnie ręce, ale chęć przeżycia przygody była silniejsza, więc parłam
naprzód. To było niesamowite! Odczuwać jednocześnie strach i radość. Po prostu szok!
Po zejściu na dół odpoczywałam chwilę, rodzice wypili lavazzę i poszliśmy
nad rzekę, gdzie ochłodziliśmy tylko nogi, ponieważ nie zabraliśmy strojów
kąpielowych. Razem z siostrą szukałyśmy kamieni do naszej kolekcji i udało nam
się znaleźć kilka ciekawych okazów. Zrobiło się już późno, więc wróciliśmy do auta i
pojechaliśmy do domu, a ja nie mogłam się doczekać, żeby opowiedzieć wszystko babci.
Zuzanna Zarzyka, kl. 5a
12.09.2012 roku nasza klasa pod opieką pań Lucyny Mazur i Teresy.
Fuksy wybrała się na wycieczkę do skansenu. Po wyjściu ze szkoły i pieszej wędrówce
dotarliśmy do miasteczka galicyjskiego. Na początku udaliśmy się do domu
zegarmistrza. Czekał tam na nas dziadek Kuby, który opowiedział o swojej pracy,
a potem pokazał nam stare zegary. Najbardziej zainteresowały mnie kukułki.
Dotychczas nie wiedziałam, że każda kuka inaczej, jedna głośniej, druga ciszej.
Myślałam, że wszystkie są takie same. Zegarmistrz pokazał nam stary,
amerykański zegar, który jest jednym z najcenniejszych eksponatów, ponieważ
rzadko występuje w Polsce. Wyjaśnił, że aby wymienić jedną sprężynkę, trzeba
rozebrać cały mechanizm, żeby do niej dotrzeć. Opowiedział też, że stare zegary
naprawia się trudniej, bo niektórych części już się nie produkuje.
Po wyjściu z domu zegarmistrza udaliśmy się na spotkanie z panią
etnograf. Zaprowadziła nas do domu żydowskiego, w którym mieliśmy okazję poznać
zwyczaje tych ludzi. Dowiedzieliśmy się, że Żydzi gotowali potrawy mięsne w innej
kuchni niż mleczne, ponieważ stare porzekadło żydowskie mówi: „Nie będziesz
spożywał koźlęcia w mleku matki jego”. Z tego względu często używano nawet innych
67
zestawów sztućców do przyrządzania i spożywania tych potraw. Widzieliśmy też
ganek tego domu, który miał otwierany dach, ponieważ tradycja mówi,
że przynajmniej jeden posiłek należy spożyć pod gołym niebem. Dom, który
odwiedziliśmy, został udekorowany na obchody żydowskiego święta, podczas którego
przez siedem dni chodzono do świątyni, machając gałązkami oliwnymi, a potem
wyprawiano wielką ucztę, podczas której spożywano wyłącznie słodkie potrawy.
Później udaliśmy się na pocztę, gdzie podziwialiśmy szafę pancerną
i dzięki opowieści pani przewodnik, poznaliśmy tajniki pracy poczmistrza.
Następnie zobaczyliśmy część mieszkalną budynku, obejmującą kuchnię, która
również pełniła funkcję łazienki.
Z kolei odwiedziliśmy aptekę. Widzieliśmy tam półki sięgające sufitu, które
zastawione były butelkami z tajemniczymi płynami. Obok stał przyrząd do lania
świec. W korytarzu suszyły się zioła, które potem przerabiano na lekarstwa.
Później wyruszyliśmy do sklepu kolonialnego, w którym zachowały się stare
reklamy m. in.: baterii, zapałek, pasty do zębów. Zobaczyliśmy też wielką
amerykańską kasę, która miała bardzo dużo przycisków. Na ladzie stały słoje
z cukierkami, a na półkach z tyłu dużo innych produktów, np. kakao, mąka, chleb,
herbata, pasta do butów, mleko. W skrzynkach po lewej stronie stała woda.
Po wyjściu ze sklepu zatrzymaliśmy się na krótki odpoczynek przed
piekarnią. Niektórzy weszli do środka, żeby kupić bułeczki i wodę. Inni zrobili
śmieszne zdjęcia w makiecie samolotu. Było bardzo wesoło. Na koniec usiedliśmy
w cieniu, zjedliśmy prowiant, po czym wróciliśmy do szkoły.
Moim zdaniem ta wycieczka pozwoliła nam poznać wiele ciekawych
eksponatów. Miałam wrażenie, że przenieśliśmy się w inne miejsce i inne czasy.
Dzięki interesującym opowieściom poznaliśmy tradycje i zwyczaje ludzi z tamtych
lat.
Byłam zadowolona, że udało nam się zdobyć wiele cennych informacji.
Mam nadzieję, że będzie jeszcze więcej podobnych wycieczek, bo jestem przekonana,
że taka forma wzbogacania wiedzy podobała się nie tylko mnie, ale i innym
uczniom.
68