bruno schulz i drohobycz
Transkrypt
bruno schulz i drohobycz
Drodzy Miłośnicy Brunona Schulza, w 117. rocznicę urodzin wybitnego pisarza i artysty oddajemy Państwu do rąk mapę Bruno Schulz i Drohobycz, rodzaj mini przewodnika po niezwykłym mieście autora Sklepów cynamonowych. Pomysł wydania tej nietypowej publikacji wyszedł od pracownika naszej biblioteki, Jerzego Jacka Bojarskiego, którego wsparli: prof. Małgorzata Kitowska-Łysiak z Instytutu Historii Sztuki KUL, dr Wiera Meniok z Polonistycznego Centrum Naukowo-Informacyjnego im. Igora Menioka w Drohobyczu i Grzegorz Józefczuk, prezes powstałego w Lublinie Stowarzyszenia Festiwal Brunona Schulza. Mapa, będąca owocem współpracy instytucji polskich i ukraińskich, ma tyleż przybliżyć miasto Schulza, co przypomnieć jego wielokulturowy charakter, a zarazem pokazać jego wczoraj i dziś. Mamy nadzieję, że dzięki temu będzie służyć uwrażliwieniu na „Innego”, na współbrzmienie różnych kultur, języków i religii. Biblioteka jest miejscem, gdzie przede wszystkim gromadzimy, przechowujemy i wypożyczamy książki i zbiory multimedialne. W 31 filiach bibliotecznych mamy zarejestrowanych około 70 tysięcy czytelników. W każdej z placówek umożliwiamy czytelnikom dostęp do internetu, organizujemy zajęcia dla wszystkich grup wiekowych. W tej chwili powstaje projekt „biblioteki marzeń” na miarę XXI wieku. Jednocześnie prowadzimy bogatą działalność edukacyjną, wystawienniczą i edytorską. W tym właśnie obszarze naszych inicjatyw mieści się mapa Bruno Schulz i Drohobycz. Życzymy Państwu, aby lektura mapy okazała się pomocna w przygotowaniu realnej podróży do „republiki marzeń”, a czas wędrówki okazał się spotkaniem z „genialną epoką”. Renata Filipiak Wicedyrektor MBP Literatura Legendę przygotowano na podstawie wielu publikacji. Bezcenne okazały się liczne opracowania Jerzego Ficowskiego, w tym: Regiony wielkiej herezji i okolice. Bruno Schulz i jego mitologia (2002) oraz Okolice sklepów cynamonowych (1986). Ten sam autor opracował również Księgę listów Brunona Schulza (2002). Niezwykle bogata faktograficznie jest praca Jerzego Jarzębskiego Schulz (1999). Nieco podobny charakter mają książki Wiesława Budzyńskiego Schulz pod kluczem (2001) i Miasto Schulza (2005). Warto też wymienić opracowany i zredagowany przez Włodzimierza Boleckiego, Jerzego Jarzębskiego i Stanisława Rośka Słownik schulzowski (2002, 2007), jak również dwutomowe wydawnictwo dokumentujące wystawę Bruno Schulz. Ad Memoriam, zorganizowaną przez Wojciecha Chmurzyńskiego w 1992 roku w warszawskim Muzeum Literatury im. Adama Mickiewicza (t. I. – Bruno Schulz 1892-1942. Rysunki i archiwalia ze zbiorów Muzeum Literatury im. A. Mickiewicza, 1992; t. II. – Bruno Schulz 1892-1942. Katalog-Pamiętnik wystawy „Bruno Schulz. Ad Memoriam”..., 1995). Trudno pominąć prace Władysława Panasa: Bruno od Mesjasza. Rzecz o dwóch ekslibrisach oraz jednym obrazie i kilkudziesięciu rysunkach Brunona Schulza (2001), Bruno Schulz albo Intryga Nieskończoności (2003), Willa Bianki. Mały przewodnik drohobycki dla przyjaciół (fragmenty) (2006); warto wspomnieć o zbiorze tekstów Małgorzaty Kitowskiej-Łysiak Schulzowskie marginalia (2007), a także o opracowanym wspólnie przez wspomnianych autorów tomie „W ułamkach zwierciadła…”, zawierającym materiały z lubelskiej konferencji schulzologicznej, która odbyła się w 2002 roku (wyd. 2003). Od kilu lat pojawiają się opracowania ukraińskie czy też polsko-ukraińskie i tu wymienić trzeba co najmniej dwa tytuły: Drohobycz wielokulturowy pod redakcją Mieczysława Dąbrowskiego i Wiery Meniok (2005), a także zbiór materiałów z drohobyckich konferencji schulzologicznych pt. Bruno Schulz a kultura pogranicza pod redakcją Wiery Meniok (2007). Ukazała się również pierwsza ukraińska biografia Schulza – książka Romana Mnycha pt. Drohobyczanin Bruno Schulz (2006). Szereg interesujących informacji zawierają zeszyty wydawanej we Wrocławiu „Ziemi Drohobyckiej”. Wreszcie wymienić należy edycję prozy Schulza: Opowiadania. Wybór esejów i listów, w opracowaniu Jerzego Jarzębskiego (1989, 1999). Chętni obszerną literaturę uzupełniającą znajdą na stronie www.brunoschulz.org, prowadzonej przez pasjonatkę Schulza, Branislavę Stojanović. BRUNO SCHULZ I DROHOBYCZ Czym jest mapa? W latach 20. ubiegłego wieku definicja mapy mówiła, że jest to „przedmiot twórczego opracowania i materiał źródłowy do wszechstronnej interpretacji”. Dzisiaj, aby być w zgodzie z obowiązującą (od roku 1990) koncepcją Międzynarodowego Stowarzyszenia Kartograficznego, przyjmuje się, że „mapa jest modelem wybranego aspektu rzeczywistości geograficznej i zarazem narzędziem do przedstawiania informacji geograficznej w sposób, który może być wzrokowy, cyfrowy lub dotykowy”. W tej ostatniej definicji, chociaż już tego nie podkreślono, pozostaje nadal miejsce na „twórcze opracowanie” i „wszechstronną interpretację”. „Twórcze opracowanie” ma jednak respektować charakter otaczającej rzeczywistości, tak aby „wszechstronna interpretacja” pozwalała – dzięki mapie – do niej dotrzeć. Zatem mapa wobec tejże rzeczywistości ma pełnić funkcje poznawcze. Ale wobec użytkownika może również pełnić funkcje komunikacyjne. Być przewodnikiem, możliwie dokładnym, szczegółowym, bogatym. Im więcej zawiera informacji, tym lepiej informuje odbiorcę, tym intensywniejszy komunikat wysyła w jego stronę. Jest zatem przewodnikiem-pośrednikiem. Łącznikiem pomiędzy światem i podróżnikiem, pielgrzymem, turystą. Wyznacza kierunek, wskazuje drogę. Mapy są różne. Rozmaita bywa ich istota i cel. W latach 50. i 60. ubiegłego wieku upowszechniły się zwłaszcza mapy tematyczne, które, wedle kartografów, służą do prezentacji „nie tylko faktów, lecz także idei, hipotez oraz rezultatów analiz i syntez”. Mapy tematyczne są wyjątkowo wdzięczną materią do „twórczego opracowania”, a co za tym idzie – „wszechstronnych interpretacji”. Mapa Drohobycza, niezwykle starannie opracowana przez Jerzego Jacka Bojarskiego, pasjonata, miłośnika zarówno Drohobycza, jak i twórczości Brunona Schulza, to jeden z takich modeli. Informuje, a przy tym inspiruje. Rekonstruuje, wydobywa na jaw, a jednocześnie prowokuje, stawia pytania, zaprasza do namysłu. Z pewnością przybyszom ułatwi poznanie miasta, a także poruszanie się po nim śladami artysty. Dzięki niej będą mogli poznać zabytki Drohobycza, ale również XX-wieczne budowle użyteczności publicznej, niejednokrotnie istniejące do dzisiaj. Z jej pomocą turyści i pielgrzymi znajdą kolejne miejsca zamieszkania pisarza, trafią do szkół, w których uczył, do willi, w której odnaleziono jego ostatnie polichromie, na miejsce, gdzie zginął… Mapa ujawnia skomplikowaną historię, a zarazem wielokulturowość miasta. Ukazuje upływ czasu – zapisany chociażby w zmianie funkcji budowli czy uwidoczniony w dawnych i aktualnych nazwach ulic, ba, w różnych językach, które posłużyły do nazwania tychże ulic. W geograficznej przestrzeni, którą obejmuje mapa Bojarskiego, mieści się to, co minione i to, co teraźniejsze; jedno i drugie współegzystuje ze sobą. Zarazem ów szczególny zapis czasu, zapełniony symbolicznymi znakami skrawek papieru tę przestrzenną współobecność, a w efekcie rzeczywistość, modeluje. Jest przecież wypadkową nie tylko geografii, ale także ludzkiej inwencji i pracy rąk. Mapa decyduje zatem nie tylko o charakterze relacji nadawca-odbiorca, lecz także o tym, jak będzie relacja rzeczywistość-odbiorca. Taka jest specyfika mapy tematycznej. Mapa Bojarskiego zrodziła się z dwóch potrzeb: uporządkowania wrażeń autora z pobytów w Drohobyczu i ambicji sprostania ewentualnym oczekiwaniom przybywających do miasta podróżnych. Piszę „mapa Bojarskiego”, bo specyfiką mapy tematycznej jest częstokroć – i tak właśnie jest w omawianym przypadku – jej autorski wymiar. Oczywiście, odniesienia do rzeczywistości są istotne, ale niejednokrotnie ujęte są w klamry osobistego doświadczenia. W tym przypadku tak właśnie było. Do tego dochodzi jeszcze jeden aspekt, kluczowy: mapa przecież by nie powstała, gdyby nie Schulz – jego proza i sztuka, jego Drohobycz. Hanią. Kiedy wrócimy na Sobieskiego, dojdziemy do placu z pomnikiem Tarasa Szewczenki (młodego – można go pomylić np. z Puszkinem, bo wszędzie na Ukrainie na pomnikach Szewczenko jest ukazany w wieku dojrzałym), który będzie po prawej. Z tyłu pomnika, też po prawej, znajduje się mała uliczka Garbarska (obecnie Łysenki), gdzie stoi dom narzeczonej Brunona Schulza, Józefiny Szelińskiej – ochrzczonej Żydówki, dla której pisarz wypisał się z gminy żydowskiej, chcąc się z nią ożenić, a później ubolewał, że ich związek się rozpadł. Pomnik Szewczenki stoi na obszarze dzielnicy żydowskiej Łan, która ciągnęła się w stronę Synagogi Wielkiej, aż do tzw. Starego Cmentarza Żydowskiego. To tutaj było getto. W miejscu, gdzie obecnie jest plac z pomnikiem, przebiegała malutka uliczka Stolarska, po której nie został żaden ślad. Nie został też ślad po małym domku, w którym mieszkał w getcie pisarz z rodziną. Nieprzypadkowo Schulz lubił rysować małe rozsypujące się domki tuż przed wojną; gdy go pytano, po co rysuje nędzę, mówił, że pragnie zatrzymać świat, którego za chwilę nie będzie. Jesteśmy wciąż w żydowskiej dzielnicy Łan, idziemy dalej ulicą Sobieskiego, zostawiając za sobą po prawej ruinę kina z lat 70. XX wieku z pustym cementowym basenem nieistniejącej fontanny, przy której siedzą bezdomni (mieszkańcy do tej pory umawiają się „przy fontannie”); dalej mijamy stragany targu, gdzie handluje się nabiałem i warzywami; wreszcie dochodzimy do skrzyżowania z ulicą Leona Reicha (obecnie Pyłypa Orłyka). Tu skręcamy w lewo i zatrzymujemy się na dłużej przy jednej z największych synagog w Galicji Wschodniej – to Synagoga Wielka (Chóralna). Widzimy jej przepych, odkryte napisy nad wejściem, piękne elementy architektoniczne, okna z resztkami szyb. Najprawdopodobniej Schulz nie zaglądał do synagogi. Wiemy natomiast, że często chodził z uczniami do kościoła św. Bartłomieja i, jeśli wierzyć Andrzejowi Chciukowi, zamierzał namalować Chrystusa. Ulicą Reicha możemy kierować się do góry: po lewej, gdzie za nową okazałą cerkwią prawosławną stoją bloki, znajdował się tzw. Stary Cmentarz Żydowski, którego obszar zamykała uliczka Cmentarna (obecnie bez nazwy). To tutaj mogli być pochowani rodzice Brunona Schulza. Na samym końcu ulicy jest tzw. Nowy Cmentarz Żydowski, gdzie zachowało się niewiele grobów żydowskich. Po prawej stronie, około 10 metrów od muru cmentarnego, można dostrzec zbiorową mogiłę ofiar „dzikiego czwartku”; w tejże mogile, lub obok, 20 listopada 1942 roku Żydzi, pracownicy Judenratu, którym następnego dnia po krwawej akcji kazano zabrać trupy, ponieważ, jak mówiono, śmierdziały, pochowali najprawdopodobniej także Brunona Schulza. Może warto teraz powrócić do Rynku, by stamtąd rozpocząć kolejną wędrówkę. Tym razem pójdziemy w dół od znanego już nam zachodniego rogu Rynku: mijając kościół i pomnik Jurija Drohobycza, zostawiając za sobą po prawej stronie piękną narożną kamienicę, czyli dom piekarza Niewiadomskiego, wkroczymy w ulicę Żupną. Po lewej mamy restaurację „Randewu”, gdzie możemy odpocząć. Dojdziemy Żupną do końca, żeby zobaczyć dwie zabytkowe piękne drewniane cerkwie: pod górkę, po lewej, przy ulicy Słony Stawek cerkiew św. Jura, a po prawej, przy ulicy św. Krzyża (obecnie Zwarycka), na skrzyżowaniu z Solną (obecnie Strzelców Siczowych), cerkiew św. Krzyża. Nie ulega wątpliwości, że Schulz niejednokrotnie obie oglądał. I z powrotem jesteśmy w Rynku. Stoimy przy narożnej aptece Gorgoniusza Tobiaszka (naprzeciw pierzei łączącej cerkiew św. Trójcy i kościół św. Bartłomieja), gdzie do dziś zachowały się pachnące dawnymi czasami drewniane meble, ale nie pachnie już, niestety, sokiem malinowym. Schodzimy w dół, do teatru – to ulica, którą Jerzy Ficowski w Regionach wielkiej herezji zidentyfikował jako „Ulicę Krokodyli”. I tak się przyjęło. Każdy chce tutaj koniecznie zrobić sobie zdjęcie. Idziemy dalej, zostawiając po prawej stronie Plac Tea- tralny. Po lewej zobaczymy okazały budynek, gdzie mieściły się Hale Targowe, za nimi znaną już Synagogę Reformowaną, dalej, na rogu ulicy Stryjskiej, wypatrzymy kamienicę, gdzie była apteka „Pod Archaniołem”. Od niej w prawo biegnie ulica Stryjska, wyznaczająca drogę w kierunku Stryja i Lwowa. Być może tę aptekę miał na myśli Schulz, gdy opisywał miejsce, od którego zaczyna się „Ulica Krokodyli”? Mówił o tej części miasta, gdzie traci ono decorum architektoniczne i zmienia się w dzielnicę, w której wszystko jest w zawieszeniu, nic nie dochodzi do skutku, a na jej końcu rysują się tory kolejowe. Tak to widzimy do dzisiaj, gdy stoimy na rogu Stryjskiej przy dawnej aptece „Pod Archaniołem”. Dalej spacerujemy Stryjską. Po lewej mijamy cerkiew św. Piotra i Pawła, okazały budynek dawnego Sądu Grodzkiego, gdzie w swoim czasie znajdowało się więzienie NKWD, a teraz mieszczą się dwa wydziały uniwersyteckie. Naprzeciwko Sądu, po prawej stronie, możemy podziwiać rozkoszną kamienicę – dom Henryka Rosenbuscha, gdzie obecnie mieści się główna siedziba milicji. Mijamy kilka kamienic za domem Rosenbuscha i skręcamy w pierwszą uliczkę w prawo. Tak trafimy na Wójtowską Górę, dość długą ulicę zabudowaną głównie domami parterowymi; to polska dzielnica Drohobycza, do tej pory mieszka tu większość polskich rodzin. Z Wójtowskiej Góry otwiera się piękny widok na Rynek i przyległe ulice, które z tej perspektywy wydają się usytuowane w dolince. Skoro już tutaj jesteśmy, możemy pójść dalej, na ulicę Polną (obecnie Kozłowskiego) i poszukać domu rodziny Chciuków – z myślą o Schulzu obecnym we wzruszającej dylogii wspomnieniowej Andrzeja Chciuka, na którą składa się Atlantyda i Ziemia księżycowa. Następnie możemy skręcić na Grunwaldzką, dojść tą ulicą do końca i dostać się na Truskawiecką, a możemy wrócić z Polnej na Wójtowską Górę i dojść do Słowackiego (obecnie Bohdana Łepkiego), którą pójdziemy w dół i dojdziemy do Teatru, zamykając koło kolejnej trasy naszej wyprawy. Została nam jeszcze jedna trasa, którą musimy koniecznie pokonać. Zaczynamy, jak zawsze, od Rynku. Zmierzamy tym razem na ulicę Truskawiecką, idąc w dół od cerkwi św. Trójcy, którą zostawimy po prawej. Miniemy na tej ulicy kilka starych kamienic i dostaniemy się do starego Cmentarza Katolickiego, gdzie znajdziemy groby zasłużonych Polaków z Drohobycza, m.in. grób Rajmunda Jarosza. Jeśli chcemy przeżyć zachwycającą podróż Józefa z rodzicami na Górkę, będziemy dalej spacerować Truskawiecką, mimo że lepiej byłoby udać się tam bryczką, jak robił to Józef. Po drodze zobaczymy, po lewej, resztki starego tartaku, który niegdyś należał do Kühmarkera, teścia Brunona Schulza ze strony matki, a jeszcze dalej więzienie, tzw. „brygidki”, nieopodal którego była karczma Putza (nadal można tu zjeść np. szaszłyki), gdzie Józef zatrzymywał się z rodzicami po drodze do Truskawca. Jeśli udało nam się dotrzeć na Górkę, nasza droga prowadzi dalej właśnie do Truskawca, gdzie możemy pojechać chociażby po to, żeby pospacerować po parku pięknie opisanym przez Brunona Schulza w prozie i w listach. Znajdziemy tam ławeczkę, usiądziemy i pomyślimy być może tak, jak pomyślał Władysław Panas – o powieści, której Schulz nigdy nie napisał, powieści, którą wciąż opowiada Zofii Nałkowskiej siedząc na ławeczce w najdalszej części truskawieckiego parku. „Niech mówi – tam w najdalszej części parku. Zostawiam Schulza w Truskawcu” – napisał Władysław Panas w Willi Bianki. Może i my w tym miejscu pożegnamy Brunona Schulza, żeby znowu wrócić do Drohobycza. I znowu wrócić do Niego. Wiera Meniok Kiedy wracamy do 19 listopada 1942 roku, pojawia się w myślach jeszcze inna trajektoria – prowadząca od tragicznego miejsca śmierci Schulza aż na koniec miasta, do Dworca Głównego, skąd kilka dni później, dzięki staraniom Zofii Nałkowskiej i innych przyjaciół, pisarz mógł wyjechać do Warszawy. Mógł się uratować. Z tego powodu dworzec w Drohobyczu staje się miejscem szczególnym – miejscem niespełnionej ucieczki Schulza. Niespełnionej w sensie głębszym, ponieważ nigdy nie zamierzał on na dłużej opuścić swojego miasta. Wyruszał z dworca, ale niezbyt często. Nawet gdy bardzo chciał wyjechać i walczył o to, jak było w przypadku planowanej wyprawy do Paryża, to zniechęcony i zmęczony wracał w „zrównoważoną ciszę” Drohobycza. Warszawa go zawsze męczyła, nie chciał tam zamieszkać. Czasami nawet bał się jej. Wróćmy do przewodnika. Teraz bowiem, po rytualnej pielgrzymce stacjami życia i męki pisarza, Profesor Panas proponuje, abyśmy pogrążyli się w zadumie np. w „restorancziku” przy ulicy Brunona Schulza. Tak, jest taka uliczka na mapie współczesnego Drohobycza – dziwna, co prawda, ślepa, nigdzie nie prowadzi i wygląda jak jedna z nielubianych przez pisarza ulicpułapek warszawskich. Co za ironia losu. Tym niemniej, jest w Drohobyczu ulica Schulza. Naprzeciwko niej stoi wielki narożny budynek Synagogi Reformowanej (Postępowej), gdzie obecnie mieści się klub sportowy i nigdy nie można wejść do środka. Koło „biografii zewnętrznej” Brunona Schulza rzeczywiście zamyka się w swoistym kole topograficznym: obok siebie są miejsca, w których artysta urodził się i zginął. A jednak koło to jest niedomknięte i jak gdyby cały czas czeka na wypełnienie, na odkrycie w nim nowych punktów – nie tylko topograficznych i nie tylko tych, które mieszczą się w „biografii zewnętrznej” artysty. „Biografia wewnętrzna” Schulza, wynikająca z jego twórczości, przygotowała dla nas nieskończone tajemnice i zagadki, magnetyczne szyfry i znaki. Władysław Panas odkrył niejedną tajemnicę i deszyfrował niejeden kod, a jednak nie mógł odżałować, że nieznane mu pozostały trzy ważne w Schulzowskim świecie adresy: „wspaniale zaopatrzonych w fantastyczne przedmioty sklepów cynamonowych”, gabinetu tajemniczego kolekcjonera z „Ulicy Krokodyli” i sanatorium „Pod Klepsydrą” z demonicznym doktorem Gotardem. Ale bardzo był szczęśliwy, że udało mu się odkryć „inną z wielkich tajemnic drohobyckiej topografii”, jeden z najważniejszych adresów: „Willę Bianki”, znakomicie opisaną przez Schulza w Wiośnie. Dzięki Profesorowi Panasowi mamy na mapie Drohobycza ten, szczególnie ważny, adres literacki i punkt topograficzny. Przestrzeń Drohobycza jest wciąż otwarta. Możemy kontynuować spacer, w każdym z kolejnych punktów mapy myśląc o Brunonie Schulzu, przeplatając jego „biografię zewnętrzną” z „biografią wewnętrzną”. Z pewnością zatrzymamy się, i to nie raz, w Rynku, opisywanym przez pisarza w czasie sierpniowych upałów, pustoszących kamienice i balkony, i dzikiej wichury zimowej. Zajrzymy na niejedno podwórko, żeby poszukać tych niewłaściwych schodów, z których powodu w Schulzowskim świecie „dostawało się zazwyczaj w prawdziwy labirynt obcych mieszkań, ganków, niespodzianych wyjść na obce podwórza i zapominało się o początkowym celu wyprawy”. Z jednego rogu Rynku oglądać będziemy cerkiew św. Trójcy, którą autor porównał do „ogromnej koszuli Boga”, z drugiego – kościół św. Bartłomieja; jeśli będzie to wieczór, uda nam się zobaczyć stado wron, od których nie można się opędzić, i które „na kształt żywych czarnych liści” obsiadają gałęzie drzew koło kościoła. Zamieszkują one też drzewa obok Synagogi Wielkiej i dach tej obecnie bardzo zniszczonej budowli, w której za czasów sowieckich był sklep i magazyn z meblami. Oglądając ratusz, dawne kamieniczki w kwadracie Rynku (jedna tylko pierzeja zachowała się w całości) i przechodniów, do zmierzchu zatrzymamy się właśnie tam, ażeby mimo ostrzeżeń Schulza, że „niepodobna iść Podwalem ani żadną inną z ciemnych ulic”, znaleźć jednak tę tajemniczą uliczkę (Podwale) – jedną z tych, które „są odwrotną stroną, niejako podszewką czterech linii rynku”. Następnego dnia znowu tu wrócimy, żeby od Rynku zaczynać główne trasy wędrówki. Udamy się najpierw na ulicę Mickiewicza, główną w przedwojennym Drohobyczu; znajdziemy tam: piękną secesyjną willę Rajmunda Jarosza, burmistrza Drohobycza i wielkiego mecenasa kultury (podczas okupacji niemieckiej było tam kasyno, gdzie wisiał duży obraz olejny Schulza); Gimnazjum Żeńskie; Dom Starców Żydowskich (z miejscem po synagodze w środku), gdzie na zlecenie Niemców Schulz segregował książki, m.in. bardzo rzadkie egzemplarze przywiezione z Kolegium Jezuitów z Chyrowa; Dom Sokołów; wspomnianą już „Willę Bianki” (obecnie Pałac Sztuki). Po drodze obok kościoła skręcimy w lewo i zatrzymamy się przy Poczcie Głównej z myślą o tym, że to stąd Bruno wysyłał swoje listy do adresatów, z których większość zginęła, jak i zaginęła większość listów. Pójdziemy dalej i znowu skręcimy w lewo, na ulicę Szewczenki, gdzie już byliśmy wcześniej z Profesorem Panasem, a teraz wrócimy, żeby zobaczyć dwa domy o szczególnym znaczeniu w biografii pisarza: dom znanego drohobyckiego księgarza Pilpla, z którego synem, Mundkiem, Bruno był bardzo zaprzyjaźniony i od którego pożyczał książki, oraz dom, w którym mieściło się atelier fotograficzne Bertolda Schenkelbacha – to on przyczynił się do tego, że Schulz mógł poznać technikę graficzną, którą wykonał Xięgę bałwochwalczą. Kolejna trasa zaprowadzi nas z Rynku na ulicę Sienkiewicza, gdzie zobaczymy kilka pięknych starych kamienic i typowy sowiecki Dom Kultury z potężnymi kolumnami; dojdziemy jeszcze raz do budynku gimnazjum im. Króla Władysława Jagiełły, miniemy regionalne Muzeum „Drohobyczyna” i zatrzymamy się przed pałacem, gdzie mieściło się Starostwo Powiatowe. Wreszcie dojdziemy do skrzyżowania dawnych Sienkiewicza, Sobieskiego i Liszniańskiej – prawie na koniec tej ulicy (czytaj: na koniec Drohobycza) dostał się Józef podczas nocnej eskapady w poszukiwaniu sklepów cynamonowych. Obecnie to ulice Iwana Franki, Łesi Ukrainki i Samborska. Stąd możemy wracać do Rynku tym razem ulicą Sobieskiego, skręcając z Sienkiewicza w prawo. Przedtem możemy chwilę odpocząć w restauracyjce o zaskakującej nazwie „Alibi” na rogu Sienkiewicza i Sobieskiego. Idąc ulicą Sobieskiego, mamy pierwszą uliczkę po lewej – to dawna Felnerówka, na której rogu było Prywatne Gimnazjum Sternbacha, przeniesione później na Szaszkiewicza jako Prywatne Gimnazjum Blatta. Trochę dalej na Sobieskiego znajdziemy okazałą kamienicę z czerwonej cegły – to Dom Sierot Żydowskich z wyraźną częścią synagogalną pośrodku. Tutaj, jak i w kilku innych miejscach Drohobycza, na zlecenie Niemców Schulz wykonywał różne prace. Według książki Drohobycz, Drohobycz… Henryka Grynberga oraz wspomnień Harry’ego Zeimera, w tym budynku malował na suficie – właśnie pod sufitem widziano go na rusztowaniach, a Zeimer mieszał farby i podawał mu pędzle. Obecnie w Domu Sierot Żydowskich mieszczą się dwa wydziały uniwersyteckie, a naprzeciwko zdziczały park, łączący Sobieskiego i Sienkiewicza. Jeszcze niżej, na rogu Sobieskiego i św. Bartłomieja (obecnie Iwana Czmoły), znajdziemy dom Halpernów z przedwojenną drewnianą altanką – to tutaj pisarz przychodził, żeby spotkać się i porozmawiać z Romaną Halpern, a później nostalgicznie wspominał o wiosennych spacerach w lasku brzozowym, który był tuż za domem. Można też zajrzeć na chwilę na św. Bartłomieja, gdzie stoi dom Moroniów – tam Schulz ukrywał się krótko z siostrą Pytając o mapę, należało by więc zapytać przede wszystkim o to, czym przestrzeń rodzinnego miasta była dla Schulza. Pisarz był mieszczuchem. Drohobycz był jego matecznikiem; jak pisze Jerzy Jarzębski – był dlań „archetypem miasta”. Czy współcześnie sporządzona mapa Drohobycza ma szansę stać się archetypem mapy? Chyba nie, ale też Jerzy Jacek Bojarski nie miał aspiracji, aby go stworzyć. Może zresztą archetyp mapy Drohobycza został już opisany – przez samego Schulza. Znany jest, i często przytaczany, fragment opowiadania Ulica Krokodyli, który autor rozpoczyna opisem „starej i pięknej” mapy przechowywanej przez Ojca, traktowanej przezeń niczym drogocenny skarb – przechowywanej, nieomal ukrywanej, w dolnej szufladzie głębokiego biurka. „Był to – czytamy – cały wolumen in folio pergaminowych kart, które pierwotnie spojone skrawkami płótna, tworzyły ogromną mapę ścienną, w kształcie panoramy z ptasiej perspektywy. Zawieszona na ścianie, mapa zajmowała niemal przestrzeń całego pokoju i otwierała daleki widok na całą dolinę Tyśmienicy [...]”. Z owego dalekiego widoku wyłaniało się miasto i „rosło ku przodowi” – „w zwartych blokach i masach domów, poprzecinanych głębokimi parowami ulic”; bliżej można było rozróżnić kamienice, „sztychowane z ostrą wyrazistością widoków oglądanych przez lunetę”. We wspomnianym opowiadaniu Schulz zajmuje się głównie specyfiką „Ulicy Krokodyli”. Ale przecież miasto, którego, jak wiadomo, w swojej prozie autor nigdy nie nazywa, jest w jego opowiadaniach stale na różne sposoby obecne; pisano o tym wielokrotnie. Na marginesie warto przypomnieć, że Drohobycz – jako Rokomysz – jest miejscem innego jeszcze dzieła literackiego: mało znanej powieści Stefana Muellera Henryk Flis, wydanej w niewielkim nakładzie we Lwowie w 1908 roku, a zatem znacznie wcześniej niż opublikował swoje opowiadania Schulz (opisane przez Muellera realia odpowiadają topografii miasta z lat 1900-1908). Trudno przypuszczać, że autor Sklepów cynamonowych jej nie znał. Bojarski skupił się na Drohobyczu z okresu międzywojennego. I, oczywiście dla ogólnego pożytku, zobiektywizował mapę – potraktował jej punkty z równą uwagą. Otrzymaliśmy niejako plan wędrówki po Drohobyczu, który jednak nie jest obligatoryjny. Wydaje się, że to raczej propozycje różnych tras – można nimi wędrować i rekonstruować Schulzowskie ślady. Są to ślady tyleż biograficzne, co literackie – na mapie znajdują się miejsca realnie związane z pisarzem, ale uwzględnia ona także ich literackie nazwy. Wszystkie te dane składają się na skrupulatny przewodnik po mieście-widmie, mieście, którego jakoby nie było, ale wciąż jest. Małgorzata Kitowska-Łysiak Zenon Waśniewski, Karykatura Brunona Schulza, 1935 (?); na rewersie, p. d., napis odręczny: „Bruno Schulz”; repr. dzięki uprzejmości Pani Florentyny Radwańskiej „Bezimienna i kosmiczna” mapa Drohobycza według Brunona Schulza Pamięci Profesora Władysława Panasa Benek Homziuk, Kulawy ślepiec-przewodnik w Drohobyczu, 2008 [u dołu z lewej strony widoczna podobizna Brunona Schulza, z prawej – Jerzego Jacka Bojarskiego] „Tuż za rogatkami mapa kraju staje się bezimienna i kosmiczna, jak Kanaan” – tak powiedział Bruno Schulz w opowiadaniu Republika marzeń o mapie Drohobycza. Drohobycz, jak też miejsce samego Schulza na współczesnej mapie miasta, może odkryć każdy, kto tutaj przybędzie. Pytanie tylko, jakie to będzie odkrycie, jakie uczucia ono wywoła, czy każdy odkrywca potrafi jednocześnie cieszyć się z dotknięcia tego, co autentyczne, a zarazem smucić się tym, co wyłania się z każdego zakątka tego niegdyś pięknego miasta, coraz bardziej zatracającego swoją esencję z powodu zapomnienia i marnotrawienia śladów przeszłości przez obecnych mieszkańców. Mimo wszystko, Drohobycz Schulzowski nadal trwa i czasami zaskakuje żywotnością przybyszów, którzy nie wierzyli, że to miasto naprawdę istnieje. A ono istnieje, jak powiedziałby Schulz, „na własne ryzyko na samym brzegu wieczności”. Czy da się obecnie odtworzyć „bezimienną i kosmiczną” mapę miasta o nazwie Drohobycz „według Brunona Schulza” i z myślą o Brunonie Schulzu? Jak powiedziałaby Wisława Szymborska, „niejedna chwiejna odpowiedź na to pytanie już padła”. Ale próbować zawsze można, i dobrze, że są odważni, którzy próbują. Próbują odtwarzać, a w trakcie tego procesu nieuniknione staje się tworzenie na nowo, co jest efektem gry wyobraźni, a niekiedy nawet mistyfikacji. Pierwszym odważnym był Jerzy Maria Pilecki. Jego misję obecnie kontynuuje i unowocześnia Jerzy Jacek Bojarski, któremu chętnie w jego odkryciach towarzyszę. Władysław Panas pozostawił na pożegnanie miłośnikom Schulza i przyjaciołom Drohobycza książeczkę zatytułowaną Willa Bianki. Mały przewodnik drohobycki dla przyjaciół, w której zaprasza na spacer z pisarzem po jego mieście. Spacer ten jest rodzajem wędrówki śladami „zewnętrznej biografii” Brunona Schulza i wkracza w jego „topografię wewnętrzną”. Razem z Władysławem Panasem mijamy zachodni róg rynku, gdzie stał rodzinny dom Schulzów, który w czasach I wojny światowej spłonął w pożarze (pożar ten został wyraziście uchwycony na jednym z rysunków Feliksa Lachowicza) – tam 12 lipca 1892 roku przyszedł na świat Bruno Schulz. Dalej odwiedzamy dom przy dawnej ulicy Floriańskiej (zachowany do dziś przy obecnej ulicy Jurija Drohobycza), gdzie autor Xięgi bałwochwalczej tworzył i mieszkał w trudnych warunkach materialnych i emocjonalnych. To właśnie rycinę z Xięgi bałwochwalczej zobaczył na ścianie pokoju Schulza w tymże mieszkaniu jego uzdolniony uczeń, Harry Zeimer, którego pisarz, jako nauczyciel rysunku, zaprosił na prywatną rozmowę. Zeimer wspomina o swoim zmieszaniu podczas owej wizyty w domu Schulza oraz o innych z nim spotkaniach w listach. Niepublikowane listy Zeimera i innych uczniów artysty znajdują się w Pokoju Schulzowskim w dawnym gimnazjum im. Władysława Jagiełły, czyli w gabinecie profesorskim obok pracowni, w której pisarz prowadził zajęcia z robót ręcznych i rysunku. Ekspozycję, stanowiącą tzw. wstępną wersję Muzeum Brunona Schulza, po konsultacjach z Jerzym Ficowskim i Władysławem Panasem, 19 listopada 2003 roku otworzyło Polonistyczne Centrum Naukowo-Informacyjne przy Uniwersytecie Pedagogicznym, a inicjatorem jej powstania był Igor Meniok (1973-2005). Właśnie tam prowadzi nas dalej w swoim przewodniku Władysław Panas – we wspomnianym gimnazjum, przy dawnej ulicy Sienkiewicza, Schulz najpierw był uczniem, później nauczycielem. Obecnie w tymże budynku (dzisiaj ulica Iwana Franki 24) mieści się główny gmach Uniwersytetu. Wspólnie ze swoimi czytelnikami Władysław Panas pokonuje dwie trasy. Pierwsza – to droga Schulza-ucznia z domu w rynku do szkoły, tzw. szkoły białej przy ulicy Szkolnej, która zachowała swoją nazwę do dziś. Druga trasa, nieco dłuższa, prowadzi z domu przy ulicy Floriańskiej do miejsca pracy artysty. Biegnie ona ulicą Floriańską i skręca w prawo na Szewczenki (dawniej Mickiewicza) – w jedną z najpiękniejszych ulic drohobyckich z okazałymi secesyjnymi willami z balkonami, balustradami, wytwornymi elementami architektonicznymi, które Schulz uwielbiał opisywać. Tutaj też można zobaczyć, rzadkie gdzieindziej, sławne drohobyckie posadzki. Obok przedwojennego Fotoplastikonu droga zmienia swój kierunek – skręca w lewo, w ulicę Mickiewicza (inna znana nazwa: Pańska, obecnie, jak pisałam, Szewczenki) – tam, gdzie było reprezentacyjne drohobyckie corso. Przy pomniku Mickiewicza należy skręcić do parku, który znajduje się na zapleczu Gimnazjum Żeńskiego, gdzie Schulz dorywczo uczył rysunku, podobnie jak w Prywatnym Gimnazjum Blatta czy w Gimnazjum Elizy Orzeszkowej; park otwiera piękny o każdej porze roku widok na Państwowe Gimnazjum im. Króla Władysława Jagiełły (pierwotnie w budynku mieściło się Gimnazjum Franciszka Józefa, gdzie Schulz się uczył). Jesteśmy na miejscu. Skończyliśmy drugą trasę Schulzowską według Profesora Panasa. Skończyliśmy, ale pozostało marzenie, żeby na końcu trasy, w parku przed budynkiem gimnazjum im. Władysława Jagiełły, stała ławeczka, na której siedziałby Bruno Schulz w jesiennym ciemnym lub wiosennym jasnym garniturze i patrzył na nas spod kapelusza. Zostało nam jeszcze jedno marzenie: żeby w domu na Floriańskiej powstało prawdziwe Muzeum Brunona Schulza. Niechby to było niezwykłe Muzeum Mitu, gdzie można wędrować po pokojach, zanurzając się w atmosferę Wichury, Sklepów cynamonowych, Genialnej epoki, Martwego sezonu, Republiki marzeń, Wiosny i innych tekstów Schulza. Profesor Panas zmienia kierunek ruchu i prowadzi nas do domu Jochmana przy ulicy św. Jana (obecnie Tarnawskiego), gdzie podczas okupacji niemieckiej była kwatera gestapowca Feliksa Landaua – tam Schulz na jego zlecenie wykonał ostatnie swoje prace, których większa część w znanych, skandalicznych okolicznościach trafiła w 2001 roku do Yad Vashem, a pozostałości znajdują się w magazynach regionalnego Muzeum „Drohobyczyna”. Wreszcie, zgodnie z logiką koła „biografii zewnętrznej”, autor Willi Bianki każe zatrzymać się w miejscu, gdzie zginął Bruno Schulz: naprzeciwko Judenratu, obok parku (dawny obszar plebanii rzymsko-katolickiej), gdzie stały pomniki najpierw Stalina, później Lenina, a obecnie stoi wielki pomnik Stepana Bandery, na rogu dawnej ulicy Czackiego (na jej końcu zaczynało się getto), z widokiem na kościół św. Bartłomieja. To piękne miejsce. Tam, jeśli wierzymy większości świadków, przed południem 19 listopada 1942 roku padł na bruk zastrzelony przez niemieckiego oficera Karla Günthera jeden z najwybitniejszych pisarzy XX wieku – Bruno Schulz. W tym miejscu 19 listopada 2006 roku, w ostatnim dniu II Międzynarodowego Festiwalu Brunona Schulza, odbyła się tradycyjna wspólna modlitwa i odsłonięto pamiątkową tablicę zaprojektowaną przez lubelskiego artystę Andrzeja Antoniego Widelskiego, ufundowaną przez Fundację Janusza Palikota. Napis na tablicy dużo wcześniej skonsultowano z Jerzym Ficowskim i Władysławem Panasem. W przeddzień III Festiwalu Schulzowskiego, w nocy z 6 na 7 maja 2008 roku, tablicę skradziono i zniszczono. Miejsce po niej jest puste, ale nie całkiem; święte miejsce puste przecież nie pozostanie.
Podobne dokumenty
PRZEMYSKI PRZEGLĄD KULTURALNY
Zamieszczone tutaj teksty, jakkolwiek opisują zdarzenia z naszej najbliższej okolicy, dają obraz wielu naprawdę istotnych zjawisk. Przewodnim tematem tego numeru miała być kultura żydowska. Preteks...
Bardziej szczegółowo