Ludzie w tańcu pięknieją - Dancing Poznań
Transkrypt
Ludzie w tańcu pięknieją - Dancing Poznań
DANCING POZNAŃ 22-29 sierpnia 2015 23 sierpnia 2015 D NCE Nr 1 A PULSE Spis treści Ludzie w tańcu pięknieją Wytańczyć Schulza Taniec widziany szkiełkiem? 1 2 3 Ludzie w tańcu pięknieją Wywiad z prof. Ewą Wycichowską, dyrektor artystyczną Dancing Poznań Hanna Raszewska: Zacznę od końca: co nowego w tym roku pojawia się na Dancing Poznań? Tradycyjnie mamy festiwal, czyli dziesięć spektakli, jak co roku są warsztaty, czyli kilkadziesiąt grup, w których prowadzone są zajęcia praktyczne, jest też flash mob i wystawy fotografii tańca. Czy dało się zmieścić coś jeszcze? Ewa Wycichowska: Pierwszy raz organizujemy „Tańczenie Warte Poznania”, projekt dofinansowany przez miasto, mający na celu popularyzację sztuki tańca i tańca jako formy aktywności fizycznej i emocjonalnej. Chcemy w ten sposób dotrzeć do przynajmniej części osób, których na kontakt z tańcem po prostu nie stać – zapewniliśmy czterdzieści wejść na warsztaty i trzydzieści biletów do teatru. Poprowadzimy także oddzielne warsztaty skierowane do mieszkańców konkretnych osiedli. H.R.: Hasłem tegorocznego festiwali, słowem-kluczem do niego jest – Przestrzeń. E.W.: Tak. To tu, w Poznaniu, dzięki Conradowi Drzewieckiemu, w latach 70. XX wieku taniec zaczął istnieć tak szeroko i tak „inaczej” – nie w przestrzeni zamkniętych oper, a wychodząc do ludzi, zapraszając ich do siebie. Taniec nie musi być elitarny, każdemu wolno go doświadczyć, trzeba tylko z odwagą wejść w jego przestrzeń i wnieść swoją. W ramach programu festiwalu chcemy rozmawiać o przestrzeni w różnych znaczeniach: czy to jej usytuowaniu – przestrzeń uliczna, industrialna, stricte teatralna, graniczna, czy to o możliwościach zapełniania jej i dzielenia się nią – przestrzeń osobista, przestrzeń wspólna, czy wreszcie o tym, w jakiej przestrzeni realnej budujemy nasza przestrzeń mentalną. H.R.: XII Międzynarodowy Festiwal Teatrów Tańca, XXII Międzynarodowe Warsztaty Tańca – sporo wody w Warcie już upłynęło. Czy jest coś, czym te przedsięwzięcia nadal potrafią zaskoczyć organizatorów? E.W.: Zaskoczona zostałam na samym początku! Na świecie takie warsztaty były od dawna normą, jako tancerka sama korzystałam z możliwości, jakie ze sobą niosły. Kiedy objęłam dyrekcję teatru, było dla mnie jasne, że teraz sama zacznę organizować takie przedsięwzięcie. Myślałam, że zgłoszą się przede wszystkim profesjonaliści, tymczasem spotkałam się też z wielkim zainteresowaniem amatorów, czyli miłośników tej dziedziny. Kolejnym zaskoczeniem, już z ostatnich lat, było odkrycie, jak bardzo popularne stały się warsztaty z zakresu świadomości ciała, kontroli nad ciałem, relacji między ciałem a umysłem. I to nie tylko wśród profesjonalistów. „Amatorzy” też coraz mniej chcą się uczyć kroków, a coraz bardziej rozumienia ruchu i ciała. H.R.: Profesjonaliści tańca często lekceważą ruch amatorski. Tutaj tak nie jest. E.W.: Na samym początku docierały do mnie sygnały o obawach chętnych osób: że będzie konkurencja, że pewnie trzeba będzie zdawać egzaminy, że będzie ściganie się i zazdrość, że pedagog będzie mówił: ty źle, ty krzywo, ty jesteś za gruba, żeby tańczyć. . . No i oczywiście nic takiego się nie działo, a dodatkowo okazało się, że obecność amatorów pozytywnie wpływa na profesjonalistów. Bywa, że amator dzięki swojemu zaangażowaniu i podejściu jest w danej technice lepszy niż profesjonalista. To z kolei profesjonalistę napędza i otwiera – nie konkuruje z amatorem, ale czerpie z niego. Ta miłośnicza pasja i determinacja oddziałuje na drugą osobę, a to jest wielka wartość, nawet, kiedy nie możemy mówić o odpowiednich jakościach technicznych. Człowiek, który podchodzi do tańca z zaangażowaniem, pięknieje. H.R.: Czy za rok będą kolejne warsztaty? 2 E.W.: Tak, dostaję tyle wiadomości od uczestników, którzy nie wyobrażają sobie sierpnia bez przyjazdu tutaj, że wiem, że muszę stanąć na głowie i zorganizować następną edycję. Można mnie trzymać za słowo. Co do festiwalu – tego nie wiem. Po prostu nie wiem, jak będzie wyglądała nasza sytuacja finansowa. Już w tym roku musieliśmy bardzo ograniczyć planowany zasięg. H.R.: Jakie więc było kryterium wyboru spektakli? E.W.: Będę brutalnie szczera: finansowe. Planowaliśmy grać dwa przedstawienia dziennie na dwóch scenach, ale oprócz ofiarności naszego stałego sponsora, firmy Solar, nie mieliśmy żadnego źródła finansowania, nie dostaliśmy dotacji, o które się ubiegaliśmy. Duża scena w Hali nr 2 MPT okazała się za droga, trzeba było zrezygnować z wielkoobsadowych spektakli. Scena Wspólna przy Brandstaettera 1 to bardzo życzliwe miejsce i na razie możemy sobie na nie pozwolić. Najbardziej zasmuciła mnie konieczność rezygnacji z goszczenia polskich zespołów – bardzo zależy mi na obiegu polskich przedstawień w ramach kraju, ale po prostu nie zmieściły się one w budżecie, postawiliśmy więc na własne spektakle, które siłą rzeczy są tańsze niż gościnne. Pokażemy „Już się zmierzcha” w mojej choreografii i „Tysiąc kolorów” w choreografii Takako Matsudy, czyli spektakle, które kilka dni temu pokazywaliśmy w Nowym Jorku oraz wybór z bieżącego repertuaru. H.R.: Pojawią się jednak zespoły zagraniczne. E.W.: Znowu szczerość: zaprosiliśmy teatry, które po prostu zdobyły dofinansowanie na przyjazd – tylko dzięki temu możemy sobie pozwolić na prezentację Tchekpo Dance Company i Battery Dance Company, która poprowadzi też Coaching project. H.R.: Zaprezentuje się również Atelier Polskiego Teatru Tańca. E.W.: Polski Teatr Tańca to nie tylko wczoraj, czyli Conrad Drzewiecki i nie tylko dzisiaj, czyli Ewa Wycichowska. To także jutro. Atelier wyłania choreografów, którzy potrafią znaleźć swój styl i język – wyłaniamy ich, a potem dopieszczamy, pomagamy im się rozwijać i znajdować własną drogę. Pokażemy trójspektaklowy wieczór autorski Pawła Malickiego i debiut Pauliny Jaksim i Katarzyny Kulmińskiej, czyli przedstawienie „eXordial”. A na koniec Dancing Poznań oczywiście zapraszam na pokaz finałowy uczestników warsztatów, czyli ludzi, którzy przez ten tydzień wspaniale wypięknieli w tańcu. H.R. Wytańczyć Schulza Brunona Schulza można kochać albo nienawidzić. Karina Adamczak-Kasprzak i Agata Ambrozińska-Rachuta pokochały go tak bardzo, że zdecydowały się na przetłumaczenie jego myśli na język tańca. Dawno nie widziałam tak udanego przekładu. Czarna scena rozproszona zostaje światłem projektorów. Pojawiają się postaci przemykające niczym duchy. Gubimy się między aktorami-tancerzami, a projekcjami multimediów. Otoczeni głębią ciemności wykonawcy otwierają przed nami drzwi tajemniczego świata „literackiego tańca”. Spektakl w bardzo jasny sposób przedstawia główne pierwiastki prozy Schulza. Widz bez problemu rozpozna ulubione konwencje autora, które zgrabnie przeniesiono w świat tańca. Oglądając, zostajemy uwikłani w senne, surrealistyczne uniwersum i nie mamy pewności, czy to, co widzimy, dzieje się naprawdę, czy też jest jedynie wytworem naszego umysłu. Powtarzalne sekwencje ruchowe w zestawieniu ze światłem, przydymioną nieco sceną i muzyką z charakterem tworzą oniryczny nastrój. Wyraźnie odczytać możemy także elementy groteski, która podkreśla niesamowitość prezentowanych obrazów. Uwiedzeni klimatem możemy rozsmakować się w nim lub podążać za szeregiem nieprawdopodobnych zdarzeń. W artystycznym spotkaniu prozy Schulza z teatrem tańca z łatwością rozpoznamy wątki najbardziej pisarza interesujące, a zarazem intrygujące czytelnika i widza: skomplikowana relacja z ojcem, fascynacja kobiecością z jednej strony i jej demoniczny, przerażający autora charakter z drugiej. Sukces prezentacji postaci zapewniają umiejętności aktorskie tancerzy. Sceny zbiorowe przeplatają się z duetami. Liryzm spotyka się w nich z dynamiką i ekstazą. Płynny ruch przerywany jest konwulsyjnym, niedokończonym, upośledzonym, który podkreśla odrealnienie świata, buduje napięcie, a czasem atmosferę grozy i tajemniczości. Ruch zaproponowany przez choreografki i reżyserki spektaklu jest niezwykle wyrazisty i eksponuje indywidualne cechy wykonawców. Role, w które wcielają się artyści, zdają się zmieniać i przenikać – nie wiadomo, kto jest pacjentem, a kto pracownikiem tytułowego sanatorium. Drobne naturalne ruchy, czasem o nieco histerycznym charakterze zostały zmultiplikowane – powtarzane przez tancerzy sugerują, że postaci przez nich kreowane dzielą wspólny los. Formy ruchowe choć oparte na improwizacji, są niezwykle precyzyjne i czytelne. Ciała tancerzy zostały wykorzystane także jako medium 3 Fot. 1. M.Zakrzewski, Sanatorium dla światła i projekcji multimedialnej. „Ciało-ekran” pozwala nie tylko na tworzenie dodatkowych spektakularnych wizualnych efektów. Może być także sposobem na dopowiedzenie kwestii związanych ze sferą emocji czy tematów głęboko ukrytych w podświadomości. Wydaje się, że autorki sięgają głęboko do Freudowskich teorii budowy psychiki człowieka czy Jungowskiej teorii archetypów. Krzywdzącym byłoby uznać, że spektakl jest jedynie tłumaczeniem Schulza na język tańca. Sanatorium jest dowodem na dojrzałość autorek. Świadomie i rozważnie wykorzystano szereg środków budując spektakl spójny i przemyślany w najdrobniejszych szczegółach. Docenić należy fenomenalnie zbudowaną dramaturgię, ciekawie dobrane różnorodne elementy składające się na pełny obraz człowieka, który próbuje sobie radzić w świecie pełnym niespodzianek. Refleksja egzystencjalna zostaje wykreowana z wykorzystaniem interdyscyplinarnych środków. Proces twórczy w magiczny sposób stopił ruchy naturalne, taniec, środki audiowizualne i muzykę, dając widzowi możliwość nowego/innego odczytania twórczości Schulza. I.S. Sanatorium choreografia i reżyseria: Karina Adamczak-Kasprzak, Agata Ambrozińska-Rachuta video i reżyseria światła:Daniel Stryjecki obsada: Karina Adamczak-Kasprzak, Agata Ambrozińska-Rachuta, Artur Bieńkowski, Agnieszka Fertała, Zbigniew Kocięba, Marcin Motyl, Adrian Radwański Spektakl prezentowany 22.08.2015 na Scenie Wspólnej w ramach XII Międzynarodowego Festiwalu Teatrów Tańca w Poznaniu. Taniec widziany szkiełkiem? Jeśli zapytać fotografa, czym robi zdjęcia, rozpocznie długą wyliczankę pełną technicznych nazw i symboli. Ale interesujący jest nie sprzęt, lecz to, jaki stosunek ma fotografujący do obiektu. Fotografuje sercem czy rozumem? Na tak postawione pytanie trudno byłoby jednoznacznie odpowiedzieć autorom wystawy zdjęć, którą otwarto w pierwszym dniu tegorocznego Dancing Poznań. Krzysztof Fabiański i Maciej Zakrzewski zajmują się fotografią od wielu lat. I choć ich drogi artystyczne różnią się znacznie, obaj osiągnęli wysoki poziom. 4 Krzysztof Fabiański działa jako fotograf od ponad dwudziestu lat. W latach dziewięćdziesiątych związany był z Teatrem Ósmego Dnia, a od czasu poznania prof. Ewy Wycichowskiej współpracuje z Polskim Teatrem Tańca. Jego wielką miłością jest taniec butoh, któremu poświęcił już kilka wystaw i planuje przygotowanie kolejnej. Krzysztof Fabiański zatytułował swój cykl „Tercja”. Jest to jego trzecia prezentacja poświęcona przeglądowi wydarzeń artystycznych podczas Dancing Poznań. Przedstawione zostały wszystkie spektakle prezentowane podczas XI Międzynarodowego Festiwalu Teatrów Tańca oraz finałowy pokaz uczestników warsztatów. Fotografie Krzysztofa Fabiańskiego utrzymane są w ciepłych barwach, przedstawiają tancerzy w ruchu, dużo jest zbliżeń kierujących uwagę widza ku detalom. Ma się wrażenie, iż autor szuka możliwości przekazania za pomocą statycznego obrazu ekspresji i zmienności tańca. Jego fotografie pokazują, że autor lubi tancerzy, patrzy na nich z sympatią i uznaniem dla wysiłku włożonego w spektakle. Dla mnie najciekawsze były fotografie z końcowych pokazów uczestników Dancing Poznań 2014 ze względu na zastosowane nałożenia kilku obrazów na siebie i osiągniętą kolorystykę. Cykl fotografii Macieja Zakrzewskiego zatytułowany został „Teatr Tańca na wyciągnięcie ręki”. Autor zajmuje się fotografią teatralną w ramach studiów doktoranckich w Katedrze Dramatu i Teatru Uniwersytetu UAM. Swoją przygodę z aparatem fotograficznym rozpoczął w 2007 r. podczas pracy w Instytucie Grotowskiego we Wrocławiu. Zapytany przyznał, że fotografuje sercem. Rzadko planuje zdjęcia, ale bywa na próbach generalnych, co pozwala mu obejrzeć przedstawienia w inny sposób niż podczas premiery. A ponieważ sam jest praktykującym aktorem, dokumentując spektakle taneczne szuka w nich teatralności, śledzi relacje i procesy zachodzące pomiędzy tancerzami. Dla niego tancerze są aktorami, którzy poprzez uczucia i grę przekraczają fizyczność ciał. Fotografie Macieja Zakrzewskiego ukazują motorykę, dynamikę czy wręcz pneumatykę tancerzy. Choć autor, jak sam twierdzi, nie lubi dużych planów, dominują obrazy grupowe. Podobnie jak Krzysztof Fabiański fotografuje w świetle zastanym, ale jego prace charakteryzują się zimnymi i miękkimi barwami. Obaj artyści podkreślali, że ważna jest dla nich jako twórców uczciwość i nienadużywanie techniki. Ze względu na brak miejsca niemożliwe było pokazanie na wystawie wszystkich przygotowanych prze artystów prac. Maciej Zakrzewski postanowił zatem, że każdego dnia będzie zmieniał dwie lub trzy fotografie. Warto zatem codziennie zaglądać do foyer teatru, by od nowa zagłębić się w taniec widziany przez wizjer aparatu fotograficznego. D.P. Wernisaż podwójny wystawy fotograficznej pt. „Tercja” Krzysztofa Fabiańskiego i wystawy fotograficznej Macieja Zakrzewskiego „Teatr Tańca na wyciągnięcie ręki”; Scena Wspólna, 22.08.2015. Redakcja: Dorota Popińska, Hanna Raszewska, Izabela Stańdo Opieka: Jagoda Ignaczak Pomoc techniczna: Bartłomiej Bosek