Wyprzedzić raka i uciec do Francji

Transkrypt

Wyprzedzić raka i uciec do Francji
Wyprzedzić raka
i uciec do
Francji
Wpisał: Marcin Nieradka
19.05.2009.
Idolem Artura jest mistrz kolarstwa Lance Armstrong. Nowogardzianin chce być mistrzem takim jak
Amerykanin. By spełnić swoje marzenia musi tak, jak Armstrong wygrać walkę z nowotworem.
19-letni Artur Komisarek w zeszłym roku zdobył cztery medale na torowych Mistrzostwach Polski.
Jeden z nich był szczególny, bo zdobyty w kategorii "elita". Zwycięstwa etapowe w Pucharze Świata juniorów to
u niego norma. Eksperci kolarstwa wróżą mu dużą karierę. Najpierw Artur musi jednak "pokonać siebie".
Talent na pożyczonym rowerze
Artur na pierwszy trening do klubu kolarskiego Panorama Chrabąszcze Nowogard przyszedł siedem lat temu.
Wcześniej, nawet z sukcesami grał w piłkę ręczną. Szczypiorniak to jednak nie było "to". - Pamiętam, że
przyprowadził go kuzyn. Pierwsze treningi odbył na sali. Część chłopców zrezygnowała, ze względu na
obciążenie. Artur został i kolarstwo uprawia do dziś – wspomina prezes klubu Henryk Sawicki.
A jak pamięta go sam kolarz? - Przyszedłem z Marcinem i Grzegorzem. Spodobało mi się i później już zostałem.
Pamiętam, że pierwsze zajęcia były ciężkie, poczułem jak boli wysiłek. Nie zraziłem się i jeżdżę do dziś.
Po kilku tygodniach treningu zaskoczenie trenerów było jeszcze większe. Żółtodziób pojechał z klubem na
wyścig do Szczecinka. Po nim wszyscy w Chrabąszczach wiedzieli, że w swoim gronie mają wielki talent.
- Kolegów ze swojej kategorii wiekowej pokonał o klasę. Zdjęliśmy mu koszulkę by nie wyglądał za dobrze.
Jechał na pożyczonym od kierownika obiektu rowerze – opowiada prezes Chrabąszczy.
Jakby tego było mało Artur chwilę później wygrał wyścig w kategorii "młodzik". - Ten wynik zaskoczył nas
wszystkich. Po zawodach kierownik stwierdził, że gdyby wiedział nigdy by roweru nie pożyczył. Cieszyliśmy się
wszyscy, bo pierwsze kroki bardzo dobrze rokowały na przyszłość – mówi Sawicki.
Później było już tylko lepiej. Ciężkie i długie treningi przyniosły efekty i Artur stał się jednym z najlepszych
kolarskich młodzików w Polsce. Dobrze wypadał w mistrzostwach makroregionu. Zawsze był w czołówce, albo
blisko niej. Jako junior młodszy wyścigi wygrywał na zamówienie. Skończył nowogardzkie gimnazjum i
wyjechał do Szkoły Mistrzostwa Sportowego w Świdnicy.
Komisarek chce nawiązać do sukcesów najlepszych nowogardzkich kolarzy z lat 60 i 70, tj. Rajmunda
Zielińskiego (4-ty na torowych MŚ w Brnie), czy Czesława Polewiaka. Ci widzą w nim talent i doceniają walkę
z chorobą. - Okazuje się, że doczekaliśmy się w Nowogardzie kolejnego kolarskiego talentu. Wszyscy powinniśmy
o niego dbać. Artur nie może się zmarnować. Musi pokonać chorobę i dążyć do sukcesu – mówi Polewiak,
wielokrotny uczestnik Wyścigu Pokoju, piąty na Mistrzostwach Świata w przełajach w 1974 r.
Choroba zastopowała marzenie
W Świdnicy zdolnego kolarza wypatrzyli Francuzi i zaproponowali mu zawodowy kontrakt w Cambrai. Artur
bardzo się ucieszył. To tam miało się zacząć jego prawdziwe ściganie. Niestety wyjazd zablokowała choroba.
Artur o ciężkim schorzeniu dowiedział się na początku roku. To było dwa dni przed pierwszym -zapoznawczym
wyjazdem do Francji. Pierwsze objawy choroby? Trenował coraz ciężej, by we Francji pokazać się z jak
najlepszej strony. Jednak wysiłek przynosił skutki odwrotne od zamierzonych.
- Ciocia zauważyła, że mam spuchniętą szyję. Zacząłem jeździć po lekarzach. Wyszło, że to nowotwór węzłów
chłonnych. Najgorsze były pierwsze dwie godziny. Później powiedziałem sobie, że muszę walczyć, pokonać
chorobę i spełnić marzenia. Ja po prostu żyję kolarstwem – opowiada młody kolarz. Diagnoza zszokowała
wszystkich w nowogardzkim klubie. - Rozmawialiśmy kilka dni po tym, gdy dowiedział się, że chodzi o
nowotwór. Powiedział, że przezwycięży chorobę i wróci do sportu. Wierzę, że mu się uda, bo wiem jak mocno
kocha kolarstwo – mówi Sawicki.
Artur dzielnie walczy z chorobą. Jest już po pierwszych chemioterapiach. Znosi je całkiem nieźle. Po pierwszej
szybko wstał z łóżka, włosy nie wypadają mu w ogóle. - Po Arturze nie można zauważyć choroby. Nikt by się nie
domyślił, że ma problemy ze zdrowiem. To chłopak pełen optymizmu. Jest pewny, że wsiądzie na rower i pojedzie
po medale – twierdzi prezes Chrabąszczy.
- Na początku chciało się wymiotować i bolała głowa. Z każdą godziną jest jednak coraz lepiej. Najgorsza z tego
wszystkiego jest jednak rozłąka z rowerem – mówi Artur. Komisarkowi sport nigdy nie przeszkadzał w nauce.
Widać, że jest inteligentny. Potrafi wysłowić się o niebo lepiej niż niejedna "gwiazda" naszej piłki kopanej.
Artur niedawno zdawał maturę. Przedmioty? Polski, biologia i język niemiecki. - Poszło mi całkiem nieźle.
Najtrudniejszy był niemiecki. Nie chcę bawić się w prognozowanie wyników - mówi.
Nie może żyć bez kolarstwa Artur po zdaniu matury wrócił do Nowogardu. Z niecierpliwością czeka aż skończy
się chemioterapia. Wtedy zapadnie lekarska diagnoza. 19-latek chce wygrać z nowotworem i pojechać do
Francji. Wie, że tam na niego czekają. Od jeżdżących tam dwóch kolegów z Polski dostaje wiadomości o
zwycięstwach w wyścigach i życzenia powrotu do zdrowia. - Chciałbym w barwach Cambrai pokazać się z
dobrej strony. Marzę by wybić się stamtąd do jakiejś ekipy jeżdżącej w randze ProTour. Z Francji droga do
kariery jest o wiele łatwiejsza. Koledzy piszą, że ekipę z Cambrai, która nie ma przecież poziomu światowego
można porównać do najlepszych w naszym kraju – uważa Artur.
Komisarek uważa, że kolarstwo jest w naszym kraju sportem bardzo niedocenianym. - Gdyby na kolarstwo łożyć
takie pieniądze, jak na piłkę nożną, to efekty byłyby o wiele lepsze. Jestem o tym przekonany – mówi. Co jest
fajnego w tym kolarstwie? Przecież to nudny sport. Jedziesz, jedziesz, ciągle tam sam krajobraz – stwierdzam
prowokacyjnie. - A co fajnego jest w pracy dziennikarza? – ripostuje Artur. Po krótkiej dyskusji dochodzi do
wniosku: – Ja nie wiem, co jest fajnego. Ja po prostu bez kolarstwa nie potrafię żyć. A co jeśli po wyleczeniu
choroby lekarze zabronią Arturowi uprawiać wyczynowo sport? - Przyznam, że czasem nad tym myślę. Jeśli nie
uda się zrobić kariery zawodniczej, to mógłbym zostać trenerem, lub menadżerem. W każdym razie chcę zostać
przy kolarstwie – odpowiada.
Kolarz z Nowogardu ma troje młodszego rodzeństwa. Jego rodzina nie należy do najzamożniejszych. Rada
Miejska Nowogardu przyznała ostatnio Arturowi jednorazowe stypendium 6 tys. zł. By dobrze przygotować się
do sezonu trzeba przejechać kilka tysięcy kilometrów. Zużywa się wtedy masę sprzętu. Artur większość czasu
spędza poza domem. Tęskni za rodziną, ale twierdzi, że dla spełnienia marzeń trzeba się poświęcać. Jakie ma
największe? - Wygrać Tour de France – odpowiada bez zastanowienia. Klub jak mysz kościelna Najtańszy
rower do ścigania kosztuje 10 tys. zł. Miejska Komisja finansująca sport przeznaczyła na kolarstwo 20 tys. zł.
Klub gnieździ się w kilkumetrowej komórce wypożyczanej od piłkarskiego Pomorzanina, przy pl. Szarych
Szeregów. - Pomyślałem, że znajdę sponsora i jakoś to będzie. Łudziłem się dopóki nie spojrzałem w lustro –
mówi prezes Sawicki. – Musimy ograniczyć wyjazdy na wyścigi. To wszystko odbije się na wynikach. Jak w
takich warunkach liczyć na sukces?
Komentarz
Artur Komisarek dla mnie już jest zwycięzcą. Nie załamał się i dzielnie walczy z chorobą. Dla swoich marzeń
poświęciłby wiele. W dzisiejszych czasach ciężko o taką postawę, dlatego tym bardziej trzeba ją doceniać. Jeden
radny powiedział kiedyś, że kolarze dostali tylko 20 tys., bo mają małe oddziaływanie społeczne. Chciałbym, by
ów człowiek, spojrzał w oczy młodym kolarzom i lepiej uzasadnił decyzję. Może im wytłumaczy, co to jest
"oddziaływanie społeczne". Ja w każdym razie tej nowomowy już nie zrozumiem. Przez lata nie udało mi się
zrozumieć jak o podziale pieniędzy na sport mogą decydować ludzie, którzy znają go tylko z telewizji, wiejskich
spartakiad, nie dalej niż gminy. Nie udało mi się zrozumieć, po co na wiejskie kopaniny (w większości kończące
się popijawami) przeznacza się po kilkadziesiąt tys. zł, a talentom z sukcesami daje się jałmużnę. Nie potrafię
pojąć, po co B-klasowemu klubowi aż 106 tys. zł. Trenerzy Olimpii i Pomorzanina zarobkami też nie grzeszą. W
Chrabąszczach nie ma żadnego wynagrodzenia. No cóż, to kolejne argumenty przemawiające za tym, że jeszcze
mało rozumie. W imieniu podobnie myślących głupich osób proszę wszystkie prywatne podmioty o pomoc dla
Artura i jego klubu. Chłopak do czasu powrotu na rower musi z czegoś żyć. Zainteresowanych proszę o kontakt
z redakcją.
Zmieniony ( 19.05.2009. )
© 2010 Dziennik Nowogardzki

Podobne dokumenty