I nagroda

Transkrypt

I nagroda
„Fanatyk”
Detektyw Artur Wilk siedział znużony nad biurkiem z kubkiem zimnej już kawy w
rękach. Powinien dwie godziny temu wrócić do domu i siedzieć ze swoją żoną Marią
przed kominkiem, popijając sześcioletni koniak, który podarował mu tydzień temu
jego najlepszy przyjaciel Paweł z okazji pięćdziesiątych urodzin. Zamiast tego wybrał
nadgodziny w pracy i wstrętne w smaku, pozbawione alkoholu espresso z biurowego
automatu. Przejechał dłonią po czarnych, poprzetykanych pierwszymi pasmami
siwizny włosach. Tylko one zdradzały jego wiek. Artur, mimo pięćdziesiątki na karku,
dbał o sylwetkę i często chodził na siłownię. Na twarzy praktycznie nie miał żadnych
zmarszczek. Należał do grona przystojnych mężczyzn, na których widok
dwudziestoletnim sekretarkom miękną kolana. Praca spędzała mu sen z powiek.
Włączył służbowy komputer i rzucił okiem na najnowsze raporty. „Mężczyzna,
przyłapany na zdradzie, zastrzelony z pistoletu MAG-08 przez własną żonę…”.
Nic nowego. „Zaginęła 17 letnia Pola Marnik…”. Już trzecie takie zgłoszenie dzisiaj.
Uwagę detektywa przykuł następny raport. „MASOWE ZABÓJSTWO
CHRZEŚCIJAN NA MIEJSKIM STADIONIE W CIECHANOWIE…”. Przetarł
zdziwiony oczy i przeczytał nagłówek jeszcze raz. Nigdy w swojej karierze nie spotkał
się z takim przypadkiem. Jednym kliknięciem rozwinął dokument i zatracił się w
lekturze. Do zdarzenia doszło wczoraj, piątego maja. Mężczyzna uprowadził grupę
piętnastu ludzi spod kościoła i zaciągnął na stadion, gdzie zostawił ich na pastwę
wściekłych psów, które brutalnie rozszarpały swoje ofiary. Sprawę zgłosił
przypadkowy przechodzień, który usłyszał przeraźliwe, ludzkie wycie i psie ujadanie
ze stadionu. Następnego dnia jednostki na miejscu zbrodni znalazły tylko śpiące psy,
syte po wczorajszej uczcie i głośniki na trybunach. Po sprawcy nie było żadnego
śladu. Na miejsce przyjechali okoliczni weterynarze, którzy podjęli szybką decyzję o
uśpieniu zwierząt, gdyż wyraźnie chorowały na wściekliznę i stanowiły ogromne
zagrożenie. Do pomieszczenia detektywa wszedł młody stażysta o niespotykanym
imieniu Demetriusz. Artur przekręcił się na krześle w stronę gościa, odchrząknął i
ponurym głosem powiedział:
-Cofnij się i zapukaj przed wejściem, inaczej będę musiał znaleźć innego stażystę.
Ku zadowoleniu Artura chłopak dokładnie wykonał jego polecenie. Z wyraźną pokorą
malującą się na twarzy zapytał:
-Szef jeszcze pracuje?
-Jak widać- odburknął detektyw.
Chłopak dyskretnie przeczytał nagłówek strony otwartej przez Artura i powiedział
nieśmiało:
-Słyszałem o tym…- kiwnął głową w kierunku ekranu.- Coś niespotykanego!
-To prawda- przytaknął- jutro z samego rana się tym zajmiemy. Jedź do domu i się
wyśpij, czeka nas jutro ciężka praca.
-Tak jest!- Zasalutował z uśmiechem Demetriusz i obrócił się na pięcie, po czym
wyszedł z sali.
Artur wyłączył komputer i wrócił do domu. Pospiesznie wziął prysznic i położył się
do łóżka. Maria, wściekła jak rój os, skarciła męża za późny powrót do domu. Artur
nie odpowiedział nic. Przekręcił się na prawy bok i po chwili zasnął.
Następnego dnia Artur punktualnie stawił się w pracy. Jako pierwszy przywitał go
Demetriusz z kubkiem kawy i raportem w ręku. Podał mu zarówno plik kartek jak i
napój, po czym powiedział radosnym jak skowronek głosem:
-Miejscowy historyk chce się z panem zobaczyć. Podobno ma pewne sugestie
dotyczące naszego śledztwa!
-Chętnie, umów spotkanie- odparł rzeczowo Artur.
-Ależ szefie, on już na pana czeka w pana gabinecie- rozpromienił się stażysta.
-Dziękuję- odparł detektyw i ruszył w kierunku gabinetu.
Pewnym ruchem otworzył drzwi i zobaczył siedzącego przed biurkiem mężczyznę
sędziwego wieku. Według Wilka miał około 70 lat. Podał rękę nieznajomemu a ten
natychmiast się przedstawił:
-Lis. Ryszard Lis. Dziękuję, że zgodził się pan na spotkanie.
-My chyba mamy wspólne, leśne korzenie- uśmiechnął się Artur.- Wilk, Artur Wilk.
Cała przyjemność po mojej stronie.
Ryszard zaśmiał się krótko i zaczął mówić:
-Przychodzę do pana, detektywie, w sprawie ostatniego głośnego morderstwa. Zanim
podzielę się z panem spostrzeżeniami, chciałbym otrzymać odpowiedź na jedno,
zasadnicze pytanie.
-Tak?- Zaciekawił się Artur.
-Czy odkryliście, co było puszczane z głośników?
-Tak. Znaleźliśmy podłączony do nich laptop, który odtwarzał wiwaty publiczności,
lecz kompletnie nie wiemy, po co zabójcy były głośniki.
-Ja chyba się domyślam przyczyny. Jak pan wie, obchodzimy rok pod patronatem
samego Henryka Sienkiewicza. Opis zbrodni łudząco przypomina opis mordowania
chrześcijan w amfiteatrze w powieści „Quo Vadis”. Moja intuicja mówi mi, że ktoś jest
jego fanatykiem i morduje według sienkiewiczowskich powieści. Następną zbrodnią
może być brutalne morderstwo z „Janko Muzykanta” czy „Krzyżaków”. Sam
zbrodniarz to tylko wie.
-Wie pan, panie Lisie, jak możemy go znaleźć?
W tej chwili ze służbowego komputera Artura dobiegł dźwięk nowego e-maila.
Detektyw bez chwili namysłu otworzył wiadomość, a jego oczom ukazał się
następujący wierszyk:
„Wiem, że mnie szukacie
Lecz znaleźć nie możecie
Zagrajmy sobie w grę
Jeśli wygrać chcecie
Chowam się w ruinach
Gdzie rzucił Jurand rękawicę
Lecz uciekł do Przasnysza
By znaleźć Danutę dziewicę”
- Niewątpliwie jest w Zamku Książąt Mazowieckich. Nie zwlekajmy i jedźmy tam.
-Jak na historyka, dobry z pana detektyw!
-Jeszcze wielu rzeczy pan się po mnie nie spodziewa…- uśmiechnął się podejrzliwie.
Pół godziny później byli już na miejscu. Przeszukiwali cicho każdy zakamarek
zamku. Historyk z ciekawością przyglądał się wszystkiemu.
-Wie pan, panie Wilku, że Sienkiewicz naprawdę tu był? Tak zachwyciło go to
miejsce, że postanowił je opisać w swoim dziele, „Krzyżakach”.
Nagle na ścianie zobaczyli przytwierdzony list- kolejny wiersz:
„Szukacie mnie zbyt wolno
Dalej pojechałem
Wraz z kompanem Jurandem
Do Przasnysza zawitałem”
-Sienkiewicz bywał również w Przasnyszu, jak mam rozumieć z tych błazeństw?Zdenerwował się Artur.
-Niestety tak. Śpieszmy się, nie ma chwili do stracenia, jedźmy dalej!
Zdeterminowany Artur, łamiąc wszystkie drogowe zakazy, w błyskawicznym
tempie dojechał do Przasnysza.
-Gdzie możemy go szukać?
- Znajdźmy dwór w okolicach Puszczy. Powinien to być duży, lecz niski, drewniany
dwór z oknami ze szklanych gomółek. Na zewnątrz powinny być żurawie studzienne,
szopy dla koni, szałasy i namioty ze skóry, o ile coś z tego zostało.
Przeszukując całe miasto wreszcie znaleźli cel. Na drzwiach dworu wisiała
karteczka:
„Natura moja złudna
I lubię się zabawić
Wyruszyłem do Płońska
Żeby się dokształcić”
Artur złapał się za głowę i sfrustrowany zapytał:
-Co to do cholery ma znaczyć?! Nie mam sił dalej szukać!
Ryszard, dużo bardziej opanowany od swojego kompana, poklepał Artura po
ramieniu i powiedział:
-Spokojnie, druhu. Czuję, że już blisko do rozwiązania tej zagadki.
Artur bez nadziei pokiwał głową. Wsiedli do samochodu i ruszyli w kierunku
wskazanego przez mordercę Płońska.
Historyk wytłumaczył detektywowi, że Sienkiewicz spędził część swojego życia,
pracując jako guwerner u rodziny Wejherów w Poświętnem, przy okazji ucząc się
samemu do zbliżających matur i egzaminów wstępnych na studia do Szkoły Głównej
Handlowej. Ponadto napisał tam swoją pierwszą powieść „Ofiara”, która nigdy nie
została opublikowana. Kiedy dojechali na miejsce i znaleźli budynek, przed drzwiami
leżał list.
-Mam nadzieję, że to już ostatni- westchnął Artur.
-Masz moje słowo- wyszeptał Lis.
Niestety Artur tego nie usłyszał. Treść listu brzmiała tak:
„Wrażeń jest mi mało
Ogień w sercu bucha
Płomień pali za sobą wszystko
Nie zostawia żywego ducha”
-Ach, nie mogło zabraknąć słynnego pożaru z „Quo Vadis”! Naszym następnym
celem jest Pułtusk, gdzie Sienkiewicz był świadkiem „wielkiego pożaru”. „Zgliszcza i
pustka”, które zobaczył w płonącym nadnarwiańskim grodzie, znalazły potem
odzwierciedlenie w powieści, początkowo drukowanej w „Gazecie Polskiej”.
W ciszy dojechali na miejsce. Zmęczeni podróżą wysiedli z samochodu, żeby
rozprostować obolałe nogi. Wilk usiadł na trawie z butelką wody i telefonem w ręku,
żeby sprawdzić, co działo się pod jego nieobecność. Nie odwracając wzroku,
krzyknął do kompana:
-Panie Ryszardzie, gdzie teraz musimy się udać?
Lis cicho zakradł się do detektywa z nożem w ręku. Bezszelestnie przyłożył ostrze
do szyi Wilka i powiedział:
-Już pan nie musi szukać. Koniec zabawy. Znalazł mnie pan- westchnął i zaśmiał się
teatralnie.
Artur zorientował się, że jest w ogromnym niebezpieczeństwie i chciał zawołać
pomoc. Wydał jedynie ciche piśnięcie- Lis poderżnął mu gardło. Morderca wykrzywił
się z satysfakcją i wytarł sztylet w podziurawioną szmatkę znalezioną w
samochodzie. Wyciągnął Arturowi kluczyki z kieszeni i odjechał z miejsca zbrodni.
Zabawa się skończyła…
Weronika Dębowska

Podobne dokumenty