odcinek 15 - Superszkolna.pl

Transkrypt

odcinek 15 - Superszkolna.pl
ODCINEK 15
Dionizos czekał już na Ateniadę i Laurencjusza obok swojego złotego rydwanu,
zaprzężonego w pantery, lamparty i lwy. Zwierzęta stały spokojnie, przybrane w
różnobarwne kwiaty.
- Hestio! Mówiłem ci, żebyś przyprowadziła ich SZYBKO – powiedział Dionizos
odgarniając ręką długie, opadające na ramiona włosy. –Powinniśmy już być w drodze do
Teb!!!
- Przyszłam NAJSZYBCIEJ jak mogłam… - zaczęła Hestia, ale Dionizos już jej nie słuchał.
Wyjaśniał coś Ateniadzie i Laurencjuszowi. Po chwili pojawiła się obok nich Afrodyta. Pod
jej dotykiem ubranie, które dała Spartance przed ucztą zmieniło się w długą, błyszczącą,
zieloną suknię ozdobioną kwiatami.
- Taki strój będzie bardziej odpowiedni na pochód w Tebach – powiedziała do
dziewczyny, po czym zmieniła w ten sam sposób ubranie Laurencjusza. – Teraz możecie
już jechać.
- Najwyższy czas – westchnął Dionizos, rozkładając się na purpurowych poduszkach w
rydwanie. Ruchem ręki wskazał Spartance i Ateńczykowi miejsce obok siebie. Lwy,
lamparty i pantery ruszyły z miejsca. Z każdą chwilą biegły coraz szybciej, dopóki lśniący
w promieniach wiosennego słońca rydwan nie stanął na ulicach Teb. Tam czekali
pozostali uczestnicy pochodu – głównie satyrowie. Na przedzie pochodu ustawili osły,
które niosły skórzane miechy wypełnione winem a sami ruszyli za nimi, napełniając co
chwilę swoje puchary. Dalej jechał na ośle łysy starzec, przywiązany do niego girlandami
kwiatów. Mimo, że ledwo się już trzymał, co chwilę ktoś napełniał jego puchar winem, a
on prowadził sam ze sobą niekończące się rozmowy. Był to bożek leśny Sylen – mistrz
Dionizosa. Za nim szły ze śpiewem i krzykiem młode kobiety. Na białe wełniane odzienie
narzucone miały skóry zwierząt: jelenia, lamparta, pantery. Przybrane były bluszczem
oraz gałęziami dębu i jodły. Co chwilę któraś z nich wznosiła tyrs (zielony pręt z zatkniętą
u góry szyszką) wołając: Euoe! Pochód zamykał złoty rydwan Dionizosa.
Ateniada patrzyła na to wszystko z podziwem, przypominając sobie opowieści ojca o
Dionizosie. Wszystko było tak, jak sobie wyobrażała, z tą jedynie różnicą, że ona sama
brała udział w pochodzie. Zapomniała nawet na chwilę o Laurencjuszu, który siedział w
rydwanie po drugiej stronie Dionizosa. Jednak chłopak wcale nie bawił się tak dobrze jak
ona. Z początku bardzo podobał mu się pochód Dionizosa, jednak po jakimś czasie zaczął
się nudzić. Ateniada była zadowolona a on strasznie jej tego zazdrościł. Z niechęcią
patrzył, jak Spartanka rozmawia z młodym satyrem, idącym obok rydwanu.
- „Z czego ona tak się cieszy? – pomyślał z pogardą Laurencjusz. Nienawidził dziewczyny
za to, jak potraktowała go w pałacu Hestii. Teraz bardzo chciał zrobić coś, co zepsułoby
Ateniadzie zabawę. – Zaraz WCALE nie będzie jej do śmiechu!” – dodał w myślach po
czym zawołał satyra rozmawiającego z dziewczyną.
- Mógłbyś przynieść mi puchar wina? – zwrócił się do satyra. Ten skinął głową i spełnił
prośbę chłopaka.
- Już ja się postaram, żeby Ateniada nie zapomniała tego pochodu – powiedział do siebie
Laurencjusz biorąc od niego puchar.
- Coś mówiłeś? – zapytał satyr.
- No… Tak. Mówiłem, że ani ja, ani Ateniada nie zapomnimy nigdy tego wspaniałego
pochodu –skłamał. Następnie podszedł do poduszki, na której siedziała Spartanka. –
Pięknie wyglądasz w tej sukience – powiedział z nutą ironii w głosie.
- Tak? A ty wyglądasz OKROPNIE!!! – odpowiedziała bez wahania dziewczyna. Ateńczyk
poczuł się bardzo urażony. Pomyślał, że zepsucie zabawy Ateniadzie było jednak
świetnym pomysłem. Podniósł do góry puchar z winem i wylał całą jego zawartość na
głowę Spartanki. Dziewczyna wrzasnęła i podniosła się szybko z poduszki. Już miała
wykrzyczeć Laurencjuszowi, co o nim myśli, jednak poślizgnęła się i wypadła z rydwanu.
Ludzie podziwiający pochód zaczęli się śmiać.
- Nie ma to jak drobny wypadek na ważnej uroczystości – powiedział ironicznie chłopak i
również wybuchnął śmiechem. Dionizos jednak nie podzielał jego radości.
- Coś ty zrobił?! – krzyknął do niego. – Mój wspaniały pochód!!! Ludzie mieli cieszyć się z
nadejścia wiosny a nie z czyjegoś nieszczęścia!
Niezadowolenie boga nie powstrzymało jednak Laurencjusza od złośliwego uśmiechu,
czym jeszcze bardziej rozgniewał Dionizosa.
- Z czego tak się cieszysz?! – zawołał. – Masz wysiąść z rydwanu i to w tej chwili!!!
Do Ateńczyka dopiero teraz dotarła złość Dionizosa, jednak było już za późno. Wysiadł z
rydwanu i poszedł powoli w kierunku stojącej na drodze Ateniady.