Czy lektury zachęcą do czytania?

Transkrypt

Czy lektury zachęcą do czytania?
Czy lektury zachęcą do czytania?
Trwa ministerialny plebiscyt na nowe lektury w szkole podstawowej. Na stronie
internetowej MEN każdy może zaprezentować swoje propozycje książek, które powinni
przeczytać uczniowie podstawówek. W powszechnej opinii lektury - zamiast zachęcać do
czytania - skutecznie od niego odstręczają. Wydaje się, że jest to problem nie tylko
dzisiejszej polskiej szkoły. Choć na pewno współcześnie większa jest konkurencja dla
czytania jako formy spędzania wolnego czasu.
hoć od prawie 20 lat „cała Polska czyta dzieciom", to faktycznie poziom czytelnictwa Polaków pozostaje
na zatrważająco niskim poziomie. Potwierdzają to wyniki badań Biblioteki Narodowej. Według raportu
„Społeczny zasięg książki w Polsce w 2012 r"., aż ponad 60% badanych nie przeczytało w ciągu roku żadnej
książki. Dorośli czytają mniej młodzież - książki czyta 62% nastolatków i ledwie 32% osób
sześćdziesięcioletnich i starszych. Codzienną lekturę książek deklaruje 22% czytelników ponad
sześćdziesięcioletnich i tylko 8% nastoletnich. Czy odświeżenie kanonu lektur szkolnych dla najmłodszych
przyczyni się do zmiany tego stanu rzeczy?
C
PO CO LEKTURY SZKOLNE, CZYLI O ICH FUNKCJI
Funkcję lektury szczegółowo opisuje podstawa programowa. W klasach I-III m.in. „celem edukacji
polonistycznej jest rozwijanie u dzieci zamiłowania do czytelnictwa poprzez słuchanie pięknego czytania i rozmawianie o przeczytanych utworach oraz korzystanie z bibliotek (np. biblioteki szkolnej)". W klasach IV-IV
nauczyciele języka polskiego mają m.in. za pomocą lektur wyposażyć ucznia „w intelektualne narzędzia, a więc w
umiejętności poprawnego mówienia, słuchania, czytania, pisania, rozumowania, odbioru tekstów kultury, w tym
rozwijanie słownictwa".
Zalecenia zawarte w podstawie wyraźnie wskazują na funkcję popularyzatorską czytelnictwa (klasy najmłodsze)
oraz „narzędziową". Poprzez czytanie młody uczeń zdobywa umiejętności posługiwania się językiem oraz
rozumienia świata - większość komunikatów, nawet zupełnie potocznych, powstaje na podstawie szeroko
rozumianych tekstów kultury. Choć rzadko sobie to uświadamiamy, każdy komunikat językowy i pozajęzykowy ma
swoje źródło w utrwalonym społecznie rozumieniu znaku. Weźmy pod rozwagę najprostszy przykład: kiedy w
reklamie proszku do prania pojawia się kobieta zachwycona tym, że udało jej się usunąć plamy z ubrań najbliższych
osób (dzieci, męża), to ten schemat nie jest przypadkowy. Kobiecie nasza kultura przypisuje dbanie o dom i rodzinę,
a co za tym idzie - spełnianie większości obowiązków domowych, l taki schemat przekazywany jest także przez
lektury. Dlatego twórcy reklam korzystają z obecnych w społeczeństwie wzorców i wzmacniają je dla uzyskania
komercyjnych korzyści. Czytanie książek - wbrew pozorom - pozwala zdobyć świadomość, jakiej „obróbce
komunikacyjnej" jesteśmy wszyscy poddawani. Dotyczy to wszystkich obszarów życia. Zatem nawet w tym
aspekcie dobór pozycji do obowiązkowego przeczytania nie może być przypadkowy. Choć tutaj w gruncie rzeczy
najwięcej zależy od nauczyciela - to on, jeśli jest charyzmatyczny lub wystarczy, że twórczy, tę funkcję lektury
będzie potrafił zrealizować nawet na tekście z tabloida. Ale czy o to wyłącznie chodzi?
ZACHĘCANIE/ZNIECHĘCANIE DO CZYTANIA
Niechęć do szkolnych lektur nie jest znakiem dzisiejszych czasów. Jeżeli książka odstręcza niezrozumiałym
słownictwem, dziwnymi sytuacjami fabularnymi, skomplikowanym obrazowaniem i nieprzystawalnością do
współczesnego świata i wyobraźni dziecka, trudno wymagać, aby stała się zachętą do samodzielnego czytania.
Pamiętam ze swojej szkolnej kariery Witię Malejwea i jego „pionierskie przygody". Na samą myśl przechodzą mnie
ciarki, l gdyby nie „Baśnie" Andersena, które wprowadzały w magiczny świat literatury, czytanie byłoby udręką.
Dzisiaj, jak wynika z przeprowadzonych z rodzicami uczniów podstawówki rozmów, drogą przez mękę jest dla
dzieci „Pinokio" Carlo Collodiego, ale paradoksalnie także - skądinąd uwielbiane przeze mnie - „W pustyni i w
puszczy" Henryka Sienkiewicza. Dlatego trudno się dziwić, że uczniowie wolą obejrzeć film lub (starsi) przeczytać
bryki. Tyle tylko, że niewiele ma to wspólnego z popularyzowaniem czytania, a nauczycielski nawyk przyłapywania
na nieprzeczytanej lekturze niewielu zmienia.
Zachęcanie do czytanie ma wiele odsłon. Pierwszą i być może najważniejszą jest naśladowanie. Przecież od
najwcześniejszych etapów rozwoju dziecko uczy się, naśladując dorosłych, a w szczególności rodziców. Dzieci
z domów, w których czyta się książki, kupuje się je jako prezent pod choinkę, kolekcjonuje na półkach, chętniej
przystępują do samodzielnej lektury. Potwierdzają to badania Biblioteki Narodowej. Zdecydowanie wyższe jest
czytelnictwo dzieci rodziców z wyższym wykształceniem - 32% dzieci przeczytało więcej niż siedem książek
rocznie, żadnej nie przeczytało tylko 17% w tej grupie badanych. Dla porównania liczby te dla dzieci rodziców z
wykształceniem podstawowym wynoszą 74,4% (nie przeczytało żadnej książki) i 7,5% (przeczytało więcej niż
siedem książek).
Na zebraniach szkolnych rodzice często narzekają, że dzieci nie chcą czytać lektur, mają pretensje do
nauczycieli, że nie umieją zachęcić do czytania, że zbyt wiele wymagają, że brakuje czasu na przeczytanie całej
książki. Jednak trzeba im w takim momencie uświadomić, że oni sami też nie są bez winy. Bo w ilu domach
rozmawia się o książkach, w ilu rodzice na nocnej szafce lub krześle koło łóżka kładą lekturę, którą czytają choćby
przez kwadrans przed zaśnięciem?
Drugim ważnym czynnikiem sprzyjającym czytelnictwu jest moda na czytanie. Dzisiaj zdecydowanie
czytanie książek uchodzi za przejaw dziwactwa. Dzieci rozmawiają o serialach, grach komputerowych, zakupach.
Tutaj też mamy do czynienia z pokłosiem świata dorosłych. Jednak moda na czytanie mogłaby być
kształtowana choćby właśnie przez media elektroniczne (TV, Internet, gry). W ilu serialach, filmach, grach
bohaterowie pojawiają się w otoczeniu książek? Ilu z nich czyta bądź rozmawia o czytaniu?
l wreszcie czytelnictwo przegrywa wyścig z czasem - dzieci, obciążane zajęciami dodatkowymi, atakowane
zewsząd przekazem elektronicznym, przyzwyczajone do poszatkowanego obrazu, jaki oferują nawet bajki dla
najmłodszych, nawykłe do skrótu (ekonomizacji czasu), zwyczajnie nie potrafią się skupić na dłuższym tekście.
Badacze z Biblioteki Narodowej wskazują dwa rodzaje czytelnictwa: „Z jednej strony jest to [czytelnictwo], które
odnosi się do czynności będącej dobrowolnym czytaniem w czasie wolnym drukowanego kodeksu
zawierającego prozę literacką lub popularnonaukową. Z drugiej strony jest wymuszone czynnikami
zewnętrznymi czytanie użytkowe. Te dwa rodzaje czytania badani bardzo wyraźnie różnicują. Czytanie
użytkowe w coraz większym stopniu wydaje się związane z krótkimi formami tekstowymi, dostępnymi w
Internecie użytkowanym za pomocą wielorakich urządzeń - komputerów stacjonarnych i przenośnych,
tabletów czy smartfonów. Czytanie w sensie bardziej tradycyjnym jest praktyką „bycia gdzie indziej", oderwania
przynajmniej do pewnego stopnia - od przymusów doraźnej bezpośredniości co dziennych obowiązków; z tego
punktu widzenia lekturalnego rodzaju przedstawia się jako praktyka ekskluzywna właściwa tym, którzy nie tylko
posiadają dostateczne kompetencje kulturowe, ale także dysponują czasem niepoddanym segmentacji na
krótkie odcinki".
Wyzwanie dla lektur szkolnych i nauczycieli mających zachęcić do czytania i poznawania literatury jest więc
nieproporcjonalnie wielkie w obliczu czynników zniechęcających.
JAKIE LEKTURY WYBRAĆ?
Ministerstwo Edukacji Narodowej swoją akcją na rzecz zmiany szkolnych lektur wywołało społeczną dyskusję na
temat czytania w szkole lektur. Szkoda, że temat ten zbiegł się w czasie z wyborami samorządowymi i został przez
nie przysłonięty. Cóż, książki nie wywołują takich emocji jak władza. Dlatego inicjatywa MEN nie powinna być tylko
zasłoną dla kolejnych zmian w wykazie lektur w podstawie programowej. Dyskusja na temat lektur szkolnych
powinna się przenieść realnie do szkolnych klas. Choć konkurs dla uczniów na prezentację ulubionej lektury
już się zakończył, to wciąż można wysłać za pośrednictwem formularza na stronie MEN swoje typy lektur.
Dzieci chcą czytać powieści Rowling, Tolkiena, Sapkowskiego. Nie oznacza to, że należy zupełnie odrzucać
„Plastusiowy pamiętnik" czy „Dzieci z Bullerbyn". Najważniejsza jest rozmowa i wprowadzenie kwestii czytania
książek w „bardziej powszechny" obieg publiczny.
Nie do przecenienia rolę mają do odegrania nauczyciele. To właśnie oni powinni być do samodzielnego
doboru lektur. Przecież nawet na podstawie obowiązujących przepisów mają w tym względzie dość dużą
swobodę. Ważne jest, aby szukali samodzielnych rozwiązań zamiast powielać rutynowe działania w pracy z
tekstem literackim. Dlatego dyskusja wywołana przez MEN to także okazja do refleksji nad tym, jak w szkole
pracuje się z lekturą.
Katarzyna Krysztofiak
Ekspertka prawa oświatowego, redaktorka specjalizująca się w tematyce edukacyjnej i oświatowej, pedagogicznej i psychologicznej, autorka artykułów,
wywiadów w czasopismach specjalistycznych i powiastek dla dzieci, inicjatorka publikacji metodycznych.
Artykuł pochodzi z miesięcznika "Monitor Dyrektora Szkoły" nr 49 / styczeń 2015