Legenda o orle białym"

Transkrypt

Legenda o orle białym"
,,Moja wersja legendy o Lechu, Gnieźnie i Orle białym”
Gdzieś w małym pokoiku, gdzieś na samej górze, w marnym świetle świecy,
siedziały przytulone do siebie dwie postacie. Dwie kobiety. Jedna o oczach
w kształcie migdałów, włosach lśniących jak złoto i twarzyczce przypominającej
serce, druga, starsza, naznaczona latami życia, miała w oczach tyle miłości, że
twarz jej zyskiwała niemal anielski wygląd. Włosy splecione w gruby warkocz
i upięte na czubku głowy sprawiały wrażenie korony zdobiącej to szlachetne
oblicze. Trzymając w ramionach malutką postać dziewczynki, szeptała jej do ucha
bajki i baśnie opowiadane niegdyś jej, gdy była dzieckiem . Baśnie i legendy znane
jej rodzinie chyba od zawsze, przekazywane z pokolenia na pokolenie. Jej cichy
głos tłumiły czasem odgłosy wiatru szalejącego złowrogo za oknem, ale przez
niedomknięte drzwi dało się słyszeć melodyjny, łagodny głos kobiety i cichy
głosik dziewczynki dopraszającej się co chwilę o jeszcze to nową opowieść.
- No już, do łóżka. Jest już bardzo późno. - Powiedziała starsza kobieta
i próbowała wstać z łóżka.
Ręce dziewczynki natychmiast powędrowały ku babci. Malutkie dłonie
z czułością chwyciły za pomarszczoną, spracowaną dłoń kobiety, próbując
powstrzymać ją przed wyjściem. Mała istotka spojrzała błagalnie w babcine oczy.
- Jeszcze tylko jedną. Proszę, tylko jedną. Opowiedz mi dlaczego na ścianie mojego
pokoju wisi ten wielki biały ptak w koronie.
Kobieta westchnęła, ale nie mogąc oprzeć się wnuczce, ponownie usiadła
i wziąwszy małą na kolana zaczęła zastanawiać się, jak opowiedzieć legendę, by
zaciekawić dziecko.
- Ale ta będzie już naprawdę ostatnia, i to bez żadnych dyskusji później. –
Pstryknęła delikatnie małą w nosek i zaczęła snuć opowieść, upominając
uprzednio złotowłosą, by uważnie słuchała.
- Dawno, dawno temu, gdy ziemia nie znała elektryczności, a ludzie nie pędzili tak,
jakby czas uciekał im przez palce, żył pewien król, Lech. A był on władcą srogim lecz
sprawiedliwym. Wzbudzał w swych poddanych jednakowoż lęk i podziw.
Miał on córkę, piękną niczym lilia, niewinną niczym biały śnieg, o ustach
czerwonych jak krew i oczach zielonych jak dwa szmaragdy. Była ona największym
skarbem króla, wszystkim, co naprawdę kochał, gdyż straciwszy żonę, umiłował
córkę najbardziej na świecie. Wszyscy w królestwie wiedzieli, że tylko dla niej jego
serce topnieje, że tylko jej słowa mogły zmienić jego decyzje.
Pewnego dnia, gdy księżniczka Anna - bo tak miała na imię - spacerowała po swych
ziemiach, usłyszała dziwny dźwięk. Spojrzawszy w górę zobaczyła ogromne drzewo,
a na nim wielkie gniazdo. Gdy spojrzała wyżej, dostrzegła orła wyrzucającego coś z
gniazda. A że była to dziewczyna ciekawa wszystkiego, odczekała chwilę i widząc,
że ptaszysko odfruwa, podeszła ostrożnie do drzewa i zaczęła rozglądać się
dookoła. Nie znalazła jednak nic niezwykłego i już miała odchodzić, gdy dostrzegła
ruch w zaroślach. Powoli, z lekkim niepokojem, ale też dziecięcą fascynacją, zbliżyła
się do szeleszczących krzewów, a to, co ujrzała, ujęło ją za serce.
Pośród zarośli leżało maleńkie pisklę. Ptaszek nie miał jeszcze piór, a jego żałosne
popiskiwanie sprawiło, że Anna bez chwili zastanowienia wzięła go w ramiona
i owinąwszy chustą zdjętą z ramion, udała się z powrotem do grodu.
Idąc szybko między ludźmi, starała się ukryć maleństwo najlepiej jak umiała,
wiedziała bowiem, że gdy tylko inni zobaczą co ze sobą ma, każą jej natychmiast
pozbyć się ledwie żywej, żałosnej istoty. Dyskretnie przemknęła więc do swojej
komnaty i położyła owinięte pisklę na wielkim łożu.
Król, gdy dowiedział się o znalezisku córki, nie był zadowolony, lecz ubłagany
pięknymi słowami córki pozwolił jej zatrzymać zwierzę.
Pisklę dzięki opiece Anny wyrosło na pięknego orła, który swą wielkością
i dostojeństwem przyćmiewał wszystkie inne ptaki. Wszędzie gdzie tylko ukazała
się księżniczka, tam można było spotkać i orła. Nie odstępował dziewczyny nawet
na krok, niejednokrotnie ratując ją z opresji, w które nieustannie popadała przez
swą niepohamowaną żądzę przygód.
Z biegiem lat, królestwo było znane już nie tylko z potężnego króla, ale także z orła,
dumnego, nieustraszonego i siejącego postrach wśród złoczyńców władcę nieba.
Król, doceniając piękno i majestat skrzydlatego obrońcy, postanowił, że stanie się
on godłem jego królestwa. Od tamtego czasu na masztach i flagach widniał biały
orzeł na czerwonym tle.
Gdy kobieta skończyła mówić, zobaczyła, że jej wnuczka już śpi. Odgarnęła
splątane kosmyki z twarzy dziewczynki, ułożyła ją wygodnie na miękkiej
poduszce i otuliła pluszowym kocem.
- Śpij słodko Aniu. - Szepnęła i pocałowała blade czółko.
Wychodząc z pokoju uniosła wzrok i spojrzała na jasną ścianę, na której wisiał
herb. Biały orzeł w złotej koronie na czerwonym tle.
Alicja Rębisz, kl. 3TH RCEZ w Lubartowie