Katechizm robotników - Instytut Filozofii UW

Transkrypt

Katechizm robotników - Instytut Filozofii UW
Paul Lafargue
Katechizm robotników
Studenckie Koło Filozofii Marksistowskiej (Uniwersytet Warszawski)
WARSZAWA 2006
Paul Lafargue – Katechizm robotników (1887 rok)
„Katechizm robotników” Paula Lafargue'a stanowi
fragment jego pamfletu zatytułowanego „Religia
kapitału” („La religion du capital”) napisanego i
opublikowanego w 1887 roku.
Podstawa tłumaczenia: zbiór Paul Lafargue –
Théoricien du marxisme, textes choisis, annotés et
préfacés par J. Varlet, Paris 1933.
Podstawa niniejszego wydania: Paul Lafargue,
„Pisma wybrane”, tom 2, wyd. Książka i Wiedza,
Warszawa 1961.
Tłumaczenie
Tarłowska.
z
języka
francuskiego:
Irena
-2© Studenckie Koło Filozofii Marksistowskiej (UW)
www.skfm-uw.w.pl
Paul Lafargue – Katechizm robotników (1887 rok)
P y t a n i e – Jak ci na imię?
O d p o w i e d ź – Najemnik.
P. – Kim są twoi rodzice?
O. – Mój ojciec był najemnikiem, tak jak mój dziad i pradziad; ale ojcowie moich ojców byli
niewolnikami i poddanymi. Matce mojej na imię bieda.
P. – Skąd przybywasz, dokąd idziesz?
O. – Przybywam z biedy i idę do nędzy, przechodząc po drodze przez szpital; tam moje ciało stanie
się królikiem doświadczalnym; wypróbują na mnie nowe lekarstwa, i dla lekarzy pielęgnujących
wybrańców kapitału stanę się przedmiotem studiów.
P. – Gdzie się urodziłeś?
O. – Na poddaszu, pod stropem domu, który mój ojciec i jego towarzysze pracy wybudowali.
P. – Jakaż jest twoja religia?
O. – To religia kapitału.
P. – Jakież obowiązki nakłada na ciebie religia kapitału?
O. – Dwa podstawowe obowiązki: obowiązek wyrzeczeń i obowiązek pracy.
Religia moja nakazuje mi zrzec się moich praw do posiadania ziemi, naszej wspólnej matki, do
bogactw z jej wnętrza pochodzących, do jej plonów, do cudownej obfitości dóbr wyrosłych na ziemi dzięki
ciepłu i światłu słonecznemu; nakazuje mi zrzec się praw do posiadania na własność pracy moich rąk i
mego umysłu; nakazuje mi zrzec się prawa własności do mojej własnej osoby; z chwilą gdy przekraczam
próg fabryki, nie należę do siebie i jestem rzeczą fabrykanta. Religia moja nakazuje mi pracować od
dzieciństwa do śmierci, pracować przy świetle słonecznym i przy świetle gazowym, pracować dniem i nocą,
pracować na ziemi, pod ziemią i na morzu; pracować wszędzie i zawsze.
P. – Czy nakłada na ciebie i inne obowiązki?
O. – Tak. Pościć przez cały rok, odmawiać sobie wszystkiego, w połowie tylko zaspokajać głód;
ograniczać potrzeby mego ciała i tłumić dążenia mego ducha.
P. – Czego ci zabrania spożywać?
O. – Zabrania mi choćby tknąć dziczyzny, drobiu, mięsa wołowego pierwszego, drugiego i trzeciego
gatunku, choćby pokosztować łososia, homara, delikatnych ryb; nie pozwala mi pić prawdziwego wina,
koniaku i świeżo wydojonego mleka.
P. – Co ci pozwala jeść?
O. – Chleb, kartofle, fasolę, szproty, wędzone śledzie, ochłapy z rzeźni, mięso krowy i muła, koninę
i kiełbasy.
Bym szybko mógł odzyskiwać nadwątlone siły, pozwala mi pić wino zafałszowane, wódkę z
kartofli i truciznę buraczaną.
P. – Jakież obowiązki nakłada na ciebie względem samego siebie?
O. – Bym ograniczał swe wydatki. Bym żył w brudzie i robactwie, bym nosił ubranie podarte,
połatane, pocerowane; bym nosił je do ostatka, aż opadną ze mnie łachmany; bym chodził bez skarpet, w
dziurawych butach, napęczniałych od brudnej, lodowatej wody z ulicy.
P. – Jakie obowiązki nakłada na ciebie względem twej rodziny?
O. – Zakazywać żonie i córkom wszelkiej kokieterii, elegancji i dobrego smaku. Kazać, by szyły
swe suknie z najlichszego materiału, okrywały się byle czym – ot, na tyle tylko, by nie obrażać
wstydliwości policaja. Uczyć je, by zimą nie drżały w bawełnianej odzieży i nie dusiły się latem w klitkach,
na poddaszu. Wpajać dzieciom święte zasady pracy, by mogły od najmłodszych lat zarabiać na siebie, nie
być ciężarem dla społeczeństwa. Nauczać je, by kładły się spać po ciemku i bez kolacji, przyzwyczajać je
do nędzy, która jest ich przeznaczeniem.
P. – Jakie nakłada na ciebie obowiązki względem społeczeństwa?
O. – Powiększać majątek społeczny przede wszystkim pracą, a także oszczędnością.
P. – Co nakazuje ci czynić z twoimi oszczędnościami?
-3© Studenckie Koło Filozofii Marksistowskiej (UW)
www.skfm-uw.w.pl
Paul Lafargue – Katechizm robotników (1887 rok)
O. – Wnosić je do państwowej kasy oszczędności, by przyczyniły się do pokrycia niedoborów
budżetu, bądź też powierzać je towarzystwom, założonym przez filantropów finansjery, by ci mogli je
pożyczać fabrykantom. Nasze oszczędności powinny być zawsze do dyspozycji fabrykantów.
P. – Czy zezwala ci naruszać twe oszczędności?
O. – Możliwie jak najrzadziej. Zaleca, byśmy nie nalegali, gdy państwo odmawia nam ich zwrotu,
byśmy rezygnowali z nich, gdy filantropi finansjery, uprzedzając zapytanie, oświadczają, że nasze
oszczędności ulotniły się jak dym.
P. – Czy masz jakieś prawa polityczne?
O. – Kapitał udostępnia mi niewinną rozrywkę – mogę wybierać prawodawców, którzy wykuwają
prawa, by tym mocniej ująć nas w karby; ale zabrania nam zajmować się polityką i dawać posłuch
socjalistom.
P. – Dlaczego?
O. – Dlatego że polityka jest przywilejem fabrykantów, dlatego że socjaliści to szelmy, łupią z nas
skórę i oszukują nas. Mówią nam, że człowiek, który nie pracuje, nie powinien jeść, że wszystko należy do
robotników najemnych, bo to oni wszystko wytwarzają, że właściciel fabryki jest pasożytem, którego trzeba
usunąć. Święta religia kapitału uczy nas, że – przeciwnie – to rozrzutność bogatych tworzy pracę, która nas
żywi, że bogaci utrzymują biednych, że gdyby nie było bogatych, zginęliby biedni. Uczy nas, byśmy nie
byli tak głupi, by wierzyć, że nasze żony i córki potrafiłyby ubierać się w jedwabie i aksamity, które
wytwarzają. One przecież chcą odziewać się w liche bawełniane tkaniny. Uczy, że nie potrafilibyśmy spijać
dobrych win i zajadać smacznych kąsków – my, którzy przyzwyczajeni jesteśmy do jedzenia byle czego i
picia fałszowanych napojów.
P. – Kto jest twym Bogiem?
O. – Kapitał.
P. – Czy jest on wieczny?
O. – Nasi najbardziej wtajemniczeni kapłani – oficjalni ekonomiści – twierdzą, że istniał on od
początku świata, lecz ponieważ był jeszcze mały, Jowisz, Jehowa, Jezus panowali zamiast niego i w jego
imieniu. Ale mniej więcej od roku 1500 urósł i nie przestaje rosnąć i nabierać sił; dziś rządzi światem.
P. – Czy twój Bóg jest wszechmocny?
O. – Tak. Posiadanie go zapewnia wszystkie dobrodziejstwa na tej ziemi. Gdy odwraca swą twarz
od rodziny czy narodu – wegetują one w nędzy i bólu. Potęga boga-kapitału rośnie, w miarę jak jego masa
się powiększa. Co dzień podbija on nowe kraje; co dzień rosną stada najemników, którzy poświęcą całe swe
życie, by mógł on rosnąć.
P. – Kto jest wybrańcem boga-kapitału?
O. – Właściciele fabryk, kapitaliści, rentierzy.
P. – Jak kapitał, Bóg twój, wynagradza cię?
O. – Dając mi zawsze i ciągle pracę – mnie, mojej żonie, moim maleńkim dzieciom.
P. – Czy to twoja jedyna nagroda?
O. – Nie, Bóg nam zezwala, byśmy zaspokajali nasz głód, pochłaniając oczami ułożone na
wystawach mięsiwa i inne produkty, których nigdy nie kosztowaliśmy i których nigdy nie skosztujemy –
przeznaczone są bowiem dla wybrańców i świętych kapłanów. W swej dobroci pozwala nam ogrzać nasze
ciała skulone od chłodu widokiem ciepłych futer i grubych materiałów, w które się odziewają święci
kapłani. Udostępnia nam też wiele przyjemności: możemy na bulwarach i placach cieszyć nasze oczy
widokiem mijających nas w powozach brzuchatych panów ze świętego plemienia rentierów i kapitalistów.
Połyskują oni złotem, opływają we wszystko, otacza ich tłum wysztafirowanych lokajów oraz
wymalowanych i ufarbowanych kurtyzan. Tedy dumą napełnia nas myśl, że dziełem naszych rąk i umysłów
są te wszystkie cuda, z których korzystają wybrańcy, a których my jesteśmy pozbawieni.
P. – Czy wybrańcy wywodzą się z innej niż ty rasy?
O. – Kapitaliści są ulepieni z tej samej gliny, co i my, ale zostali wybrani spośród tysięcy i
milionów.
-4© Studenckie Koło Filozofii Marksistowskiej (UW)
www.skfm-uw.w.pl
Paul Lafargue – Katechizm robotników (1887 rok)
P. – Cóż zrobili, by zasłużyć na to wywyższenie?
O. – Nic. Bóg wykazuje swą wszechmoc, darząc łaskami tych, którzy wcale na nie nie zasłużyli.
P. – Byłby więc kapitał niesprawiedliwy?
O. – Kapitał jest samą sprawiedliwością; ale jego sprawiedliwość przekracza granice naszego
nieudolnego pojmowania... Gdyby kapitał był zmuszony darzyć łaską tych, którzy na nią zasługują – nie
byłby wolny, jego moc byłaby ograniczona. Kapitał wykazuje swą wszechmoc, wyłuskując swych
wybrańców – fabrykantów i kapitalistów – z tłumu nieudolnych, leniwych nicponi.
P. – Jakże twój Bóg cię karze?
O. – Skazując mnie na bezrobocie. Wtedy jestem wyklęty. Zabrania mi się chleba, wina i ognia.
Umieramy z głodu z żoną i dziećmi.
P. – Jakie grzechy musisz popełnić, by zasłużyć na klątwę bezrobocia?
O. – Żadnych. Kapitał może wydać dekret o bezrobociu, kiedy tylko ma na to ochotę – a czym się
powoduje, tego naszym ograniczonym umysłem pojąć nie możemy.
P. – Jakież są twe modlitwy?
O. – Nie modlę się słowami. Praca jest moją modlitwą. Odmawianie jakichkolwiek innych modlitw
przeszkadzałoby w modłach jedynie skutecznych – w pracy. Praca – oto jedyna modlitwa, która podoba się
Bogu, jest bowiem pożyteczna, jedynie z niej kapitał korzysta, to jedynie ona tworzy wartość dodatkową.
P. – Gdzie się modlisz?
O. – Wszędzie: na morzu, na ziemi i pod ziemią, na polach, w kopalniach, w fabrykach i w
sklepach. By nasze modły zostały przyjęte i wysłuchane, musimy złożyć u stóp kapitału naszą wolę, naszą
wolność i godność.
Na dźwięk dzwonu, na gwizd maszyny musimy przybiec i gdy trwamy w modlitwie, musimy jak
automaty poruszać rękami, nogami, sapać i pocić się, napinać nerwy i muskuły.
Musimy być pokornego ducha, znosić biernie wymysły i obelgi fabrykanta i majstrów. Gdyż oni
zawsze mają rację, nawet wtedy, gdy wydaje się nam, że błądzą.
Musimy dziękować fabrykantowi, gdy obcina nam płace i przedłuża dzień pracy; wszystko bowiem,
co robi, jest słuszne, jest dla naszego dobra.
Jesteśmy zaszczyceni, gdy fabrykant i majstrowie pieszczą nasze żony i córki, gdyż z łaski bogakapitału oni są panami życia i śmierci najemników, oni też w stosunku do najemnic mają ius primae noctis.
Miast pozwolić, by skarga wydarła nam się z ust, miast dopuścić, by złość burzyła nam krew, miast
kiedykolwiek strajkować czy buntować się, winniśmy z pokorą znosić cierpienia, jeść chleb pokryty
plwociną, pić wodę skażoną błotem. Za zuchwalstwo mogą nas ukarać. Kapitał uzbraja fabrykanta w
armaty i bagnety, więzienia i galery, gilotynę i plutony egzekucyjne.
P. – Czy otrzymasz nagrodę po śmierci?
O. – Tak, i to wielką. Po śmierci kapitał pozwoli mi usiąść, wypocząć. Nie będę cierpiał zimna i
głodu. Nie będę musiał troszczyć się o chleb powszedni ni na dziś, ni na jutro. W grobie czeka mnie spokój
wieczny.
-5© Studenckie Koło Filozofii Marksistowskiej (UW)
www.skfm-uw.w.pl