Oczywiście było
Transkrypt
Oczywiście było
EUROSIM 2007 Pod tajemniczą nazwą EUROSIM kryje się, realizowana w ramach networku TACEUSS, międzyuczelniana i międzynarodowa symulacja, na wzór działania Unii Europejskiej. W tym roku odbyła się w Canisius College w Buffalo tuż przy granicy amerykańsko – kanadyjskiej. DSWE TWP reprezentowało czworo studentów i p. Jagoda Dobrowolska, koordynator tego projektu. Muszę powiedzieć, że nasza grupa, ze względu na małą liczebność – w porównaniu z innymi reprezentacjami – musiała dwoić się i troić, żeby ją zauważono. Niemieckie uniwersytety oddelegowały chyba największą liczbę studentów, dużo też oczywiście było gospodarzy – Amerykanów. W ciągu czterech dni obrad mieliśmy okazję uczestniczyć w sesjach plenarnych, konferencjach prasowych, oficjalnych bankietach, spotkaniach organizacyjnych i nieoficjalnych zebraniach w lobby – wszystko oczywiście jako reprezentanci krajów unijnych w ramach unijnych struktur. EUROSIM działa w ten sposób, że studenci – uczestnicy biorą na siebie role unijnych polityków i urzędników. Oczywiście, można było reprezentować swój własny kraj, z czego skwapliwie skorzystali Niemcy i „grali” rodzimych polityków, ale o ile ciekawiej byłoby stać się na moment kimś zupełnie innym, dotąd zupełnie nieznanym, nawet trochę „egzotycznym”? Przed przyjazdem organizatorzy wysłali nam listę nazwisk unijnych polityków, z której mieliśmy sobie wybrać nasze alter ego. Była oczywiście możliwość odgrywania roli Polaków (w tym, m.in: premiera Jarosława Kaczyńskiego, ministrów: Polaczka, Szyszkę i Ujazdowskiego), ale zdecydowaliśmy się dać szansę innym poznać te osobistości i odegrać je w czasie EUROSIM. Zdaliśmy się na wybór organizatorów, bo drużyna, która nie zdecyduje się sama, jaki kraj chce reprezentować, dostaje „z przydziału”. Nam trafiły się Włochy. Czteroosobowa delegacja składała się z premiera, ministra energii, ministra transportu i dyplomaty zwanego COEPEREM. I tym ostatnim byłam właśnie ja. „Mój” polityk, Antonio Rocco Cangelosi, jest ambasadorem Włoch przy Unii Europejskiej i właściwie to wszystko, czego udało mi się o nim dowiedzieć po pierwszym przeszukiwaniu internetu. Problem tkwił w tym, że o ile włoski premier, Romano Prodi, jest osobą aktywną i piszą o nim media międzynarodowe, to A. R. Cangelosi działa głównie lokalnie (albo się z inną swoją działalnością skutecznie ukrywa) i jeżeli już pojawiały się o nim jakiekolwiek informacje, były one po... włosku. A przecież rekrutacja do udziału w projekcie zakładała uczestnictwo w nim po angielsku! Cóż, trzeba było odświeżyć wiedzę z łaciny (jeszcze z liceum), wysilić wszystkie inne lingwistyczne szare komórki i krok po kroczku tłumaczyć sobie z włoskiego na polski, kim jest i jakie poglądy reprezentuje mój zakonspirowany polityk. Inne utrudnienie polegało na tym, że o ile łatwo wyobrazić sobie, czym zajmuje się minister środowiska czy premier, funkcja COREPERA była dla mnie najbardziej enigmatyczna z całej naszej czwórki polityków. Okazało się, że rola COREPERA, choć na pierwszy rzut oka niezbyt doniosła, jest bardzo istotna, bo polega na uzupełnianiu działań pozostałych dyplomatów z danego kraju. Więc jeśli, przykładowo, włoski minister energii nie mógł z jakichś przyczyn uczestniczyć w spotkaniu komisji ds. energii, COREPER zastępował go, a później relacjonował przebieg obrad. COREPER miał tez za zadanie utrzymać przepływ informacji pomiędzy symultanicznie odbywającymi się spotkaniami premiera i ministrów, a polegało to na robienie notatek proponowanych poprawek do dyrektywy i przekazywaniu stanowiska innych krajów włoskim politykom. Tak więc COREPER kursował nieustannie między zebraniami komitetów, w lobby spotykając COREPEROW innych państw i załatwiając „przy okazji” inne sprawy, jak np. tworzenie koalicji czy ustalanie strategii głosowania. Najbardziej COREPERZY przydawali się, kiedy ministrowie nie mogli osiągnąć porozumienia na temat jakiegoś fragmentu dyrektywy, a nie mogli z powodu ograniczenia czasowego zatrzymywać się dłużej nad jakimiś szczegółami, cedowali na COREPERÓW misję porozumienia się. I w czasie, gdy ministrowie mogli spokojnie przejść do następnego punktu debaty, COREPERZY w hallu, czasem w osobnej sali, uzgadniali te kwestie sporne, nad którymi nie potrafili dojść do zgody ministrowie. Oczywiście, linię programową ustalaliśmy wcześniej z ministrami i musieliśmy głosować zgodnie z ich wytycznymi. Często okazywało się, że mniej formalne spotkania COREPERÓW były bardziej skuteczne niż poddane oficjalnej agendzie zebrania komisji. Dopiero na koniec COREPERZY mogli wyjść z ukrycia i otwarcie przeprowadzić własną debatę podczas ostatniego etapu EUROSIM, w którym scalano szkice dyrektywy przygotowane przez Komitety i Parlament Europejski. Zdarzyło się, że ku naszej rozpaczy, fragment dyrektywy, okupiony czasochłonnymi negocjacjami i wielostronnymi kompromisami, Parlament odrzucał. Wtedy musieliśmy z kolei przekonywać europosłów do naszej wersji dyrektywy. Na szczęście udało się ustalić ostateczne brzmienie dokumentu, który na ostatniej konferencji prasowej został z dumą obwieszczony przez głowy Unii Europejskiej. Bo nie powiedziałam jeszcze, że przed eurosymulacją dostaliśmy proponowany projekt unijnej dyrektywy na temat promocji oszczędzania energii w krajach Unii Europejskiej. Po wcześniejszym zapoznaniem się z jej treścią, ustaliliśmy, jakie zmiany jako Włochy chcemy wprowadzić i przygotowaliśmy wspólne stanowisko w sprawie punktów dla naszego kraju krytycznych. To samo zrobiła każda z drużyn i w Buffalo, dyskutowaliśmy na temat zmian i próbowaliśmy wypracować wspólny kompromis. Nie było to łatwe, ale myślę, że i tak nasza niby-Unia okazała się o niebo skuteczniejsza niż na rzeczywista. EUROSIM to nie tylko ciężka praca, ale i przyjemności. Dzień przed rozpoczęciem unijnych obrad, Canisium College zorganizowało dla chętnych wycieczkę autobusem do słynnego wodospadu Niagara. Choć w sezonie z pewnością jest bardziej kolorowy i tak było co oglądać. Nie pływały jeszcze słynne stateczki Maid of the Mist, które przepływają pod wodospadem, a raczej tak blisko niego, że pasażerowie muszą ubrać przeciwdeszczowe płaszcze, inaczej wodna „mgiełka” przemoczyłaby ich do suchej nitki. Zjechaliśmy za to szybem windowym do stóp wpół zamarzniętej Niagary i potem jeszcze schodami zeszliśmy na platformę widokową tak blisko wodospadu, że prawie mogliśmy dotknąć jego zamarzniętych sopli. Towarzystwa dotrzymywały nam mewy, których kolonia jest przedmiotem badań amerykańskich i kanadyjskich ornitologów. Niestety, nie mieliśmy wizy kanadyjskiej i nie przeszliśmy, jak zdecydowana większość uczestników wycieczki, na stronę kanadyjska, skąd ponoć widać wodospad najlepiej. Ale i tak, razem z tymi, których odsiało „wizowe sito” bawiliśmy się bardzo dobrze. Integracji sprzyjało też to, że zakwaterowani byliśmy w jednym, bardzo wygodnym hotelu, tak że „po godzinach” mieliśmy ze sobą kontakt. Centrum Buffalo jest na tle małe, że i tak w czasie spacerów po mieście natrafialiśmy na znajome twarze. W przeddzień zamknięcia EUROSIM organizatorzy zaprosili nas na fantastycznie przygotowany bankiet w starym browarze (przypominało to trochę wrocławskie postindustrialne klimaty). Ażeby było ciekawiej, pogoda też urządziła nam niezapomniane pożegnanie, bo ulewne deszcze pokrzyżowały nam plany wyjazdowe, wiele lotów było odwołanych, dróg zamkniętych, więc do samego końca EUROSIM towarzyszyły nam gorące emocje. Na szczęście udało się z Buffalo wrócić do Nowego Jorku na czas i zdążyliśmy na nasz samolot do Polski. Udział w EUROSIM nie tylko ładnie wygląda w „cefałce”, ale jest to fantastyczne doświadczenie międzykulturowego dialogu, które jak najbardziej polecam wszystkim studentom. Ewa Bielawska Dziennikarstwo