Wiele nowych firm, ale bezrobocie wciąż wysokie

Transkrypt

Wiele nowych firm, ale bezrobocie wciąż wysokie
Wiele nowych firm, ale bezrobocie
wciąż wysokie
2016-06-22 13:00:44
2
W minionych 25 latach na Pomorzu Zachodnim powstało wiele średnich i małych firm, ale bezrobocie wciąż jest
wysokie. Mieszkańcy regionu uchodzą za bardziej tolerancyjnych niż reszta Polski, ale poziom zadowolenia z
życia jest tu niższy od krajowej średniej.
Według prof. Marka Dutkowskiego, kierownika katedry badań miast i regionów Uniwersytetu Szczecińskiego,
upadek PRL był szokiem rozwojowym dla Polski północno-zachodniej. W jednej z prac naukowiec napisał, że
„mimo udziału stoczniowców Szczecina w buncie robotniczym w 1970 r. oraz podpisania odrębnych Porozumień
Szczecińskich, obszar ten nie należał i nie należy do bastionów obozu posierpniowego". Stosunkowo silne były i
są wpływy Lewicy; to także tu powstała Samoobrona.
Według Dutkowskiego, na skalę trudności z restrukturyzacją regionalnej gospodarki wpłynęły przede wszystkim
likwidacja Państwowych Gospodarstw Rolnych (PGR) oraz silne powiązanie przemysłu, m.in. stoczniowego, w
ramach Rady Wzajemnej Pomocy Gospodarczej – organizacji koordynującej działania ekonomiczne państw bloku
wschodniego.
Zdaniem prof. Jacka Knopka z Instytutu Polityki Społecznej i Polityki Międzynarodowej Politechniki Koszalińskiej,
sytuacja była tym trudniejsza, że do planowanej na okres 4–6 lat systemowej przemiany doszło w ciągu zaledwie
kilku-kilkunastu miesięcy. PGR-y w regionie zachodniopomorskim gospodarowały na ponad 50 proc. gruntów
rolnych i zatrudniały średnio 13,5 osoby na jeden hektar. Szybka likwidacja tych gospodarstw była dla wsi
szokiem.
„Jej skutki odczuwane są do dziś” - uważa Jerzy Madej, koszaliński senator trzech pierwszych kadencji, a w latach
1997–2001 poseł Unii Wolności.
Artur Balazs, przed 25 laty poseł Obywatelskiego Klubu Parlamentarnego, wskazał, że z czasem miejsce
państwowego rolnictwa zajęły duże, wydajne gospodarstwa, które mogą konkurować z rolnikami z krajów UE.
Przyznał jednak, że istotna część ludzi zatrudnionych w PGR-ach nie znalazła miejsca w nowej rzeczywistości. „Ta
grupa miała kiedyś poczucie bezpieczeństwa, a dziś jest zupełnie bezradna. Państwo nic nie zrobiło, by dać im
drugą szansę, dokształcić, zmienić mentalność” – powiedział PAP Balazs.
Podobnie było z przemysłem. Na Zachodnim Pomorzu nastąpiła likwidacja dużych, państwowych niegdyś
przedsiębiorstw, które okazały się nierentowne. „Nikt dziś nie pamięta Huty Szczecin, Papierni Skolwin, zakładów
odzieżowych Dana i Odra, fabryki włókien sztucznych Wiskord” – wyliczył Jacek Piechota, w latach 1985–2007
poseł lewicy ze Szczecina, minister gospodarki w rządach Leszka Millera i Marka Belki.
Z rynku zniknęła również Stocznia Szczecińska, upadło Przedsiębiorstwo Połowów Dalekomorskich i Usług
Rybackich Odra w Świnoujściu. Miejsce dawnych molochów zajęły małe i średnie firmy, które – co podkreślił
Piechota - „często mają imponujące wyniki na światowych rynkach”. Do takich przedsiębiorstw należy np.
działająca w Koszalinie Fabryka Flag Linea, czołowy w Europie producent flag, banerów i systemów
wystawienniczych.
Uznaną od dawna marką wciąż jest Polska Żegluga Morska - jeden z największych w Europie armatorów
eksploatujących masowce. Nieźle radzi sobie port Szczecin–Świnoujście. W Świnoujściu został wybudowany
gazoport, czyli terminal LNG, do odbioru i regazyfikacji przywożonego statkami skroplonego gazu ziemnego. W
Koszalinie ulokowali się potentaci w przetwórstwie rybnym ze Skandynawii: Espersen, gdzie m.in. powstają
hamburgery dla sieci restauracji McDonald's, oraz Royal Greenland, który zainwestował tu 160 mln zł.
Z danych Głównego Urzędu Statystycznego wynika, że w 2012 r. Zachodniopomorskie było na drugim miejscu w
kraju pod względem liczby firm przypadających na 10 tys. mieszkańców. Mimo to problemem regionu wciąż jest
bezrobocie, które w marcu 2014 r. – jak podał GUS - wynosiło 17,9 proc., wobec 13,5 proc. średnio w Polsce.
Taki obraz społeczno-gospodarczy Zachodniego Pomorza to po części odbicie postawy życiowej mieszkańców
regionu, których w świetle badań można określić jako niespecjalnie zaangażowanych społecznie indywidualistów.
3
Z publikacji GUS „Jakość życia, kapitał społeczny, ubóstwo i wykluczenie społeczne w Polsce” wynika, że tylko 22
proc. mieszkańców Zachodniego Pomorza aktywnie uczestniczy w różnego rodzaju stowarzyszeniach. Był to
jeden z najniższych wyników w kraju. Te same badania pokazują, że jedynie 69 proc. ankietowanych ma
poczucie związku z sąsiadami. Ogólnopolska średnia to 79 proc.. Zadowolonych z życia w regionie jest 68 proc.
mieszkańców, podczas gdy średnia w kraju to 74 proc.
Frekwencja wyborcza na Zachodnim Pomorza należy do najniższych w Polsce. Politolog z Uniwersytetu
Szczecińskiego dr hab. Krzysztof Kowalczyk tłumaczy to brakiem zainteresowania sferą polityki w regionie. Jego
zdaniem brak identyfikacji ludzi z lokalną wspólnotą negatywnie wpływa na kondycję lokalnej demokracji.
Kowalczyk dodał, że negatywnym aspektem przemian jest też niski poziom samoorganizacji społeczeństwa.
„Organizacje samorządowe funkcjonują w dużych miastach regionu, gorzej jest w małych miasteczkach i wsiach.
A im bardziej ludzie potrafią się samoorganizować, tym trudniej nimi manipulować” – podkreślił politolog.
Indywidualizm przekłada się, według Kowalczyka, na nie zawsze zadowalającą współpracę regionalnych elit
naukowych, kulturalnych i politycznych, a także nie zawsze skuteczny lobbing na rzecz Pomorza Zachodniego w
Warszawie.
Taka postawa ma również przełożenie na ekonomiczne nierówności, które - jak zauważa socjolog z Uniwersytetu
Szczecińskiego dr Maciej Kowalewski - są coraz słabiej równoważone przez mechanizmy edukacji i kultury.
„Bogatsi posyłają dzieci do lepszych szkół, przeprowadzają się do lepszych dzielnic. Sytuacja dość powszechna
trzydzieści lat temu, kiedy w jednej szkole uczyły się dzieci z lepszych i gorszych rodzin, dziś będzie występować
coraz rzadziej” – powiedział PAP Kowalewski.
Indywidualne strategie życia mają też i pozytywną stronę. Jak podkreślił dr Kowalczyk, w świetle badań,
mieszkańców Zachodniego Pomorza cechuje większa otwartość, tolerancyjność, mniej postaw zaściankowych i
ksenofobicznych w porównaniu z resztą kraju. Zdaniem politologa sprzyja temu położenie regionu, który - w
konsekwencji uzyskania przez Polskę wolności, wejścia do UE oraz strefy Schengen - jest bardziej otwarty ma
współpracę transgraniczną.
Indywidualizm przekłada się też na intelektualny i kulturalny potencjał stolicy regionu - Szczecina. „Duże
osiągnięcia w wymiarze europejskim w zakresie genetyki ma prof. Jan Lubiński. Również w dziedzinie literatury
pisarka Inga Iwasiów funkcjonuje w układzie ogólnopolskim. Region ma jedne z lepszych w kraju licea - XIII w
Szczecinie i I w Koszalinie” – wskazał dr Kowalczyk.
W ocenie b. parlamentarzystów, wybranych 4 czerwca 1989 r. na terenie Zachodniego Pomorza, minione
ćwierćwiecze, mimo różnych mankamentów, przyniosło więcej zjawisk pozytywnych niż minusów.
„Mamy demokratyczny system, wolność polityczną. Nastąpił rozwój gospodarczy, powstał autentyczny
samorząd. Zmiany były ogromne. Dlatego z niepokojem patrzę, jak deprecjonuje się wagę 4 czerwca 1989 przy
każdej kolejnej rocznicy. Jestem natomiast zawiedziony realizacją niektórych pomysłów, choć ogólne zasady
zostały dobrze stworzone” – powiedział PAP b. senator Jerzy Madej.
„W wielu obszarach osiągnęliśmy znacznie lepszą sytuację” – ocenił Jacek Piechota. „Mam wielką osobistą
satysfakcję, choć minione 25 lat pokazało, że idea państwa solidarnego jest praktycznie niemożliwa do
zrealizowania” – podsumował Artur Balazs.
Wojciech Sibilski, Ewa Prueffer (PAP)
4

Podobne dokumenty