Nadzieja w stawkach iw katalogu norm

Transkrypt

Nadzieja w stawkach iw katalogu norm
Fot. D. Klawczyński
Usługi leśne
Nadzieja w stawkach i w katalogu norm
Prawda jest przykra i na pierwszy rzut oka trudna do przyjęcia – mimo zamożności Lasów Państwowych nie stać na jednorazową,
wysoką podwyżkę stawki godzinowej dla firm leśnych. Nadzieją jest systematyczny wzrost o kilka procent przez kolejne lata.
O
d lat najważniejszym celem, o który chodzi
przedsiębiorcom leśnym i ich pracownikom,
była likwidacja w LP szarej strefy poprzez kalkulowanie stawek za roboczogodzinę (rbg) na usługi
leśne w taki sposób, aby zawierały one nie tylko
narzuty kosztów zatrudnienia i zysk dla firmy, ale
przede wszystkim choćby minimalną stawkę godzinową dla jej pracowników. Średnia stawka za
1 rbg w pozyskaniu drewna w 2015 r. to wg danych DGLP 16,40 zł. Z tej kwoty dla pracownika
zatrudnionego na umowę o pracę zostaje ok. 40%
brutto, czyli 6,60 zł. To 63% minimalnej stawki
godzinowej (10,40 zł), obowiązującej w tym roku
z mocy przepisów o płacy minimalnej.
Dotychczas Stowarzyszenie Przedsiębiorców
Leśnych przedstawiło Dyrekcji Generalnej LP
trzy propozycje podwyżki kosztów na usługi
leśne w 2016 r.:
1.Wzrost stawki o 30% (o 4,92 zł), czyli do
poziomu 21,32 zł.
2.Wzrost stawki o 15% w roku 2016 i w dwóch
następnych latach łącznie o kolejne 15%.
Dałoby to stawkę 18,86 zł w 2016 r., a po
upływie dwóch lat taką samą jak w propozycji pierwszej, czyli 21,32 zł.
3.Po konsultacjach zarządu SPL z przedsiębiorcami, padła propozycja minimalnej
stawki wyliczonej na 2015 r. na 26,48 zł
pomniejszonej o 15% (tj. o 3,97 zł), co daje
22,50 zł. Aby zrealizować tę propozycję,
Lasy musiałyby dołożyć do obecnie ponoszonych kosztów ponad 37%.
14
Proponowany przez DGLP wzrost kosztów
na usługi leśne, tj. do 5% w 2016 r., dawałby
maksymalnie efekt wzrostu średniej stawki dla
firm leśnych w pozyskaniu drewna do 17,22 zł.
Jest wreszcie stawka wyliczona przez SPL
w oparciu o płacę minimalną. To 10,40 zł brutto dla pracownika, czyli 26,48 zł dla zatrudniającej go firmy. Aby uzyskać taką kwotę, obecną
średnią stawkę w pozyskaniu drewna (16,40 zł)
należałoby podnieść o… 61,5%. Zatem nie
37%, a tym bardziej nie 5%, ale ponad 60%!
brać co roku prawie 2 mld zł dodatkowo.
W przeszłości Lasy nigdy nie osiągnęły w jednym roku aż tak dużego zysku i na pewno
nieprędko może im się to udać.
Rodzi się zatem pytanie, jak doszło do tego,
że „bogatych” leśników (średnia miesięczna
pensja w 2014 r. to 7 229 zł) absolutnie dziś
nie stać na płacenie przedsiębiorcom za usługi
leśne na wystarczająco wysokim poziomie, tak
aby mogli legalnie zatrudniać pracowników za
płacę minimalną?
Jaka jest zasobność Lasów?
Armia cieni
Czy tak wysoki wzrost kosztów w Lasach jest
w ogóle możliwy? Zysk PGL LP w 2014 r. był
znacząco wyższy od średniej za ubiegłe lata
i wyniósł ok. 421,7 mln zł. Możemy założyć,
że w tym i przyszłym roku nie będzie mniejszy,
bo koniunktura na drewno wciąż jest dobra.
Ale czy to wystarczy?
Koszty działalności podstawowej w Lasach nieustannie rosną: w 2013 r. wynosiły 3,74 mld zł, a w 2014 r. już 4,29 mld zł.
Chcąc je podwyższyć o 30%, a więc tylko
połowę tego czego nam potrzeba, do stawek
kalkulowanych na podstawie płacy minimalnej, musimy znaleźć dodatkowo ponad
miliard złotych! Nawet biorąc pod uwagę,
że część tych kosztów nie jest bezpośrednio
związana z działalnością zul, to i tak licząc
z grubsza, żeby dojść do poziomu płacy minimalnej dla pracownika zul, trzeba by skądś
Odpowiedź okazuje się stosunkowo prosta.
Prof. Robert Gwiazdowski w książce „Emerytalna katastrofa” dowodzi, że systemy
emerytalne na świecie muszą się załamywać,
ponieważ coraz mniej osób pracujących przypada na jednego emeryta. Podobne prawo
działa w dużych firmach. Jeśli liczba osób
zarządzających zbliża się do liczby osób zarządzanych (proporcja 1:1) firmie najczęściej
grozi katastrofa ekonomiczna.
W LP w 2014 r. przeciętne miesięczne zatrudnienie na stanowiskach nierobotniczych
(służba leśna i administracja) wynosiło 22 828
osób. W zakładach usług leśnych liczbę (legalnie) zatrudnionych pracowników szacuje się
na 26,5 tys. (szacunek prof. Janusza Kocela
z IBL), czyli… niewiele więcej. Ponieważ firmy
leśne zatrudniają również kierowników robót,
„krytyczna” proporcja 1:1 najprawdopodobLas Polski
20/2015
niej już została osiągnięta i należy się dziwić,
że „katastrofa” jeszcze nie nastąpiła. Jednak ten,
kto pracuje w Lasach, potrafi tę zagadkę z łatwością wyjaśnić: armia zatrudnionych legalnie robotników leśnych ma swoją armię cieni.
To drugie tyle ludzi bez jakichkolwiek umów
(i ubezpieczenia), którzy (bardzo dyskretnie)
pomagają tym pierwszym. A w razie „draki”
(kontrola FSC lub PIP) jak cienie znikają bez
śladu! Dlatego ten system jeszcze działa, ale,
jak wszystko, do czasu.
Zwróćmy uwagę, że w 2014 r. tzw. „koszty ogólnego zarządu” LP (wg sprawozdania
finansowego PGL LP to 3,18 mld zł) były
o 1,28 mld wyższe od kosztów poniesionych
na pozyskanie i zrywkę drewna (1,90 mld zł).
Co gorsza nawet koszt samych wynagrodzeń
w LP (2,20 mld zł) również był o ponad 300
mln zł wyższy, a przecież zul oprócz płacy pracowników ponoszą też koszty drogiego sprzętu
i maszyn. Ten fakt na pewno nie wróży nam
dobrze na przyszłość.
Gdzie szukać pieniędzy?
Odpowiedź na pytanie, kto ponosi winę za
powstały problem, wcale nie jest prosta. Leśnicy – owszem, ale z drugiej strony trudno
winić kogoś, że dba o własny interes. Zresztą
bez naszej zgody pewnie by się im to tak łatwo nie udało, a przynajmniej nie w takim
stopniu. Dobrze pamiętam czasy, w których
przedsiębiorcy gnali do pracy w lasach tłumy
ludzi bez kasków, w gumofilcach lub podartych trampkach, w dresach albo w drelichach,
i skrzętnie liczyli zaoszczędzone grosze. Wtedy
nikt z nas nawet nie pomyślał o proteście. Później wprowadzono w Lasach PZP i dopiero zaczęła się jazda po przetargach, pod hasłem: kto
da mniej! Mają leśnicy na sumieniu cenę jako
jedyne kryterium i nie korzystanie z prawa odrzucenia oferty z „rażąco niską ceną”, ale któż
nie jest wygodny i nie chce zarobić! Jednak to
nie kto inny jak my, przedsiębiorcy wchodziliśmy z ofertą zaniżoną nawet o 30%, żeby tylko „wygryźć” kolegę z pakietu! W niektórych
dyrekcjach nadal to się zdarza! Dlatego właśnie
teraz, wspólnie z leśnikami, musimy „pić to nawarzone piwo” i razem szukać wyjścia.
Tylko gdzie szukać pieniędzy? W budżecie
państwa? Pomysł raczej kiepski – w kolejce
do protestów ustawiają się właśnie nauczyciele i górnicy, więc konkurencja jest silna.
W podwyżkach cen na drewno? Przecież koledzy drzewiarze, protestując wraz z nami, liczą
na tańsze drewno. A może w redukcji etatów
i obniżkach płac w LP? Pomysł ten wielu
przedsiębiorcom na pewno się podoba, ale
czy jest realny? Zarówno PiS, jak i Platforma
Las Polski
20/2015
w okresach przedwyborczych chętnie obiecywały redukcję urzędników, a potem zatrudniły parędziesiąt tysięcy więcej. Tego po prostu
zrobić się nie da.
Nieaktualny katalog?
Leśnicy największą nadzieję pokładają w wymianie katalogów. Z naszych rozmów z dyrektorem
Wiesławem Krzewiną wynika, że przeciętny pracownik zul powinien wykonywać 200% normy,
gdyż pracochłonności podane w katalogu są (co
najmniej) dwa razy za wysokie. Gdyby było to
prawdą i zmienilibyśmy katalog na nowy, obniżając w nim normy o 50%, to Lasy mogłyby
nam podnieść stawki nawet o 100%, nie podwyższając przy tym wcale kosztów własnych!
Wówczas godzinową stawkę pracownika obliczalibyśmy nie z 16,40 zł, ale z otrzymywanej
od Lasów dwukrotnie wyższej kwoty 32,80 zł,
co dałoby nam 13,20 zł/rbg. To nawet więcej
niż przewidywana w obietnicach wyborczych na
rok przyszły stawka minimalna 12 zł/godz.!
W bieżącym roku podjęto nawet taką próbę:
w nowym, opracowanym przez ORWLP w Bedoniu katalogu dla pozyskania drewna, pracochłonność została zmniejszona (wg naszych
obliczeń) średnio 3,6 razy, tak jak gdyby z góry
przyjęto założenie, że pracownik zul powinien
wykonywać 360% normy przewidzianej za tę
samą czynność w starym katalogu! Jednak sami
leśnicy uznali to za przesadę.
Załóżmy jednak, że dyrektor Krzewina
ma rację. Jak wytłumaczyłaby się, bądź co
bądź, państwowa firma z tego, że od 11 lat
(od ostatnich zmian w katalogu) płaci prywatnym wykonawcom o 100% więcej niż im się
należy? Kto odpowiadałby za to przed NIK?
To dopiero byłaby afera. Tłumaczenie, że
w międzyczasie zmieniła się technologia prac
niewiele wyjaśnia. Tylko 20% pozyskania wykonują maszyny, a my mówimy o pracochłonności w pozyskaniu ręcznym, z użyciem
pilarek, których nowe modele tym różnią się
od starych, że częściej się psują i są droższe, bo
za dużo w nich elektroniki.
Do takiej afery na szczęście nie ma najmniejszych podstaw. Obecny katalog w miarę
dobrze oddaje przeciętną wydajność pracy –
niską, ale taką, jaką realnie mamy w sektorze
usług leśnych.
Wydajność kosztuje
Bez wątpienia jest to m.in. rezultat nadal
bardzo niskiej jakości siły roboczej, którą
dysponuje statystyczny zul. Wśród rozlicznych powodów wymienię najważniejsze:
po pierwsze brak systemu szkolenia robotników leśnych (Ministerstwo Środowiska otacza
opieką oraz subsydiuje 11 techników leśnych,
których absolwenci nie znajdują pracy, ale żadnej zawodówki, bo ich po prostu nie ma),
po drugie – od początku za mało przeznaczano pieniędzy na rozwój firm leśnych. Najlepsi
pracownicy stopniowo odchodzą, a nowi niechętnie podejmują pracę ze względu na niższe
zarobki w lasach niż gdzieś indziej.
Średnią wydajność pracy można zaś podnosić
przez: zatrudnianie pracowników o wysokich
kwalifikacjach, poprawianie organizacji
pracy, np. zatrudniając wykwalifikowanych
kierowników robót oraz wykonując jak
najwięcej prac nowymi maszynami. Już na
pierwszy rzut oka widać, że te rozwiązania
wymagają od zul zwiększenia nakładów
finansowych. I tak koło się zamyka.
Stopniowo jednak dochodzimy do wniosku,
że z powstałego impasu jest jakieś wyjście. Jeśli
Lasy co roku będą podnosić nam stawki na tyle,
na ile faktycznie są w stanie, odrzucając oferty
z „rażąco niską ceną”, to my będziemy mogli
zatrudniać więcej wykwalifikowanych robotników leśnych i kierowników robót, a także kupować więcej nowych maszyn. W efekcie średnia
wydajność pracy będzie wzrastać, aż wreszcie
normy w katalogu będzie można zmienić na odpowiednio niższe. Wówczas leśnicy będą mogli
(stopniowo) zwiększać stawkę za rbg stosowaną
do kalkulacji kosztorysów na nasze usługi, aż
osiągnie ona poziom płacy minimalnej, a kiedyś
nawet wyższy. Cały ten proces rzecz jasna musi
podlegać kontroli na zasadzie: „najpierw płać,
a potem wymagaj”, ale nie na odwrót. Stopniowe i rozumne wprowadzanie jednolitych zasad
mogłoby tu znaleźć dobre zastosowanie.
Niezwłocznie
Tak jak opracowano jednolite wzory umów
i SIWZ, tak samo należy sporządzić jednolity
wzór kosztorysu na prace leśne, którego podstawą musi być stawka za rbg (brutto albo netto)
dla pracownika zul, a nie dla jego firmy. Chodzi
nam głównie o to, żeby zamawiający już na etapie kosztorysowania planowanych u siebie prac
wiedział i decydował, jakich pracowników chce
mieć u siebie w lesie: rencistów i emerytów za
połowę płacy minimalnej, czy pełnowartościowych, ale dużo droższych. W przypadku wprowadzenia jednostek naturalnych nie widzimy
na to nawet najmniejszych szans.
Trzeba też jak najszybciej powołać zespół do
poprawienia spornych pracochłonności w obecnym katalogu i do ciągłego ich aktualizowania
oraz do pomocy w sensownym i skutecznym
wprowadzaniu w życie jednolitych zasad. C
Waldemar Spychalski
15