Portret zwycięzcy 24 PPA

Transkrypt

Portret zwycięzcy 24 PPA
Portret zwycięzcy 24. Przeglądu Piosenki Aktorskiej we Wrocławiu ‐ Nie chcę stania przed mikrofonem, robienia szponów, pokazywania dziąseł i zbielałego oka ‐ mówi Janusz Radek, laureat tegorocznego, 24. Przeglądu Piosenki Aktorskiej we Wrocławiu. Zadebiutował na olsztyńskich Zamkowych Spotkaniach z Poezją w 1990 r. i od razu zdobył pierwszą nagrodę. ‐ W tym konkursie pojawiają się zwykle niedoszli aktorzy ‐ wspomina Jan Poprawa, wykładowca krakowskiej PWST, juror wielu festiwali. ‐ A tu wystąpił wyjątkowo muzykalny chłopak, o głosie jeszcze niepewnym, ale już własnym, trudnym do podrobienia. Za krótki sweter Był wokalistą zespołów rockowych Moonwalker i Obcy, z piosenkarzem i autorem tekstów Robertem Kasprzyckim tworzył zespół Radek Kasprzycki. ‐ To był rockowo‐liryczny duet ‐ mówi Kasprzycki. ‐ Potem z Kamilem Śmiałkowskim, Basią Stępniak‐
Wilk, Szymonem Zychowiczem i Grzegorzem Halamą założyliśmy kabaret nazwany od jednej z naszych piosenek ‐ Zielone Szkiełko. ‐ To miał być azyl piosenki autorskiej ‐ wspomina piosenkarka Basia Stępniak‐Wilk. ‐ Męski duet cieszył się największym powodzeniem. Potem decyzją firmy fonograficznej, dla której Robert nagrywał płytę, zostali rozłączeni. Nasze zielonoszkiełkowe drogi zaczęły się rozchodzić. ‐ Przez lata próbowałem "umiejscowić się" w skromnym polskim systemie fonograficznym ‐ mówi Janusz Radek. ‐ Mogłem śpiewać w boys bandzie, ale mi to nie pasowało. Piosenka literacka była dla mnie za mała. Może miałem za krótki sweter i nie byłem wystarczająco smutny. Chciałem czegoś radośniejszego, głośniejszego, bardziej skomplikowanego. Jan Poprawa: ‐ Trudno było go odkryć, nie pasuje do żadnej szuflady. Nie śpiewał chyba tylko disco polo Występuje w teatrach muzycznych we Wrocławiu i Gdyni, w Teatrze Rozrywki w Chorzowie, w krakowskim Teatrze Ludowym. Gra w spektaklach: "Jesus Christ Superstar", "Sen nocy letniej", "Berlińska rewia kabaretowa", "Opera za trzy grosze", "Gorączka". ‐ Odpowiada mi teatr muzyczny, to wypadkowa wszystkiego, co robiłem w ciągu ostatnich dziesięciu lat ‐ tłumaczy Janusz Radek. ‐ Mogę tam śpiewać wszystko, co chcę, i nikt mi nie powie: jesteś niejednorodny. Jednorodność wychodzi mi bokiem. ‐ Nie śpiewał chyba tylko disco polo ‐ mówi Robert Kasprzycki. ‐ To kameleon, zwierz, żywioł. Może śpiewać delikatnie i niedelikatnie, ekspresyjnie i intymnie, paszczą rockową i scenicznie. Jak ktoś powiedział, na scenie nie zdziera gardła, lecz serce. Skończył historię na Uniwersytecie Jagiellońskim. Śpiewania uczył się głównie sam, uczęszczał jedynie do ogniska muzycznego przy szkole podstawowej. ‐ Jakieś 10 lat temu Janusz był stałym elementem wystroju Rotundy ‐ opowiada dziennikarz Kamil Śmiałkowski. ‐ Nie miał wtedy własnego fortepianu i ćwiczył właśnie tam. Całymi popołudniami zamęczał portierów, pracowników technicznych, sprzątaczki wprawkami wokalnymi. Potrafił powtarzać jedną frazę, jeden dźwięk 150 razy. Gardło w broszurze Jego głos słychać m.in. na płytach Stanisława Soyki, Roberta Kasprzyckiego, Ryszarda Rynkowskiego, zespołu Zanderhaus, a nawet w dżinglach radiowej Trójki. Zdaniem przyjaciół potrafi wszystko. ‐ Kiedyś na przegląd PaKa przygotowaliśmy kabaret Lej przez korek, taki benefis popularności "Czterech pancernych i psa" ‐ wspomina Kamil Śmiałkowski. ‐ Podczas występów puszczaliśmy kawałki serialu, a w przerwie odgrywaliśmy scenki. Jaś tworzył jakieś 60 proc. dźwięków tego kabaretu. Gardłem potrafił zrobić wybuchy, świst kul, warkot czołgów ‐ cały front jednocześnie. Śpiewał piosenkę radiotelegrafistki "To ja, to ja, słyszysz, wołam..." na różne sposoby. Ordonką śpiewał, Niemenem. ‐ Nie spotkałem nikogo innego, kto byłby zdolny do takiej wokalnej woltyżerki ‐ mówi Robert Kasprzycki. ‐ W kabarecie Lej przez korek Janek czytał też wyjątki z "Czterech pancernych" ‐ głosem Jaruzelskiego, Gomułki, Kuronia, Michnika. Ma absolutny słuch muzyczny i doskonałe pudło rezonansowe w postaci paszczy: może tę gębę otworzyć potężnie. Perkusista jednej z jego kapel rockowych, z zawodu dentysta, ufundował Januszowi i jego rodzinie darmowy serwis stomatologiczny tylko za to, by nasz przyjaciel rozdziawił się do zdjęcia w broszurze medycznej. Podobno na tej fotce było mu widać nawet żołądek. Paramount Pictures W 1993 r. Robert i Janusz na festiwalu FAMA mieli śpiewać piosenki Jacka Kleyffa. ‐ Pojechaliśmy do Świnoujścia uczyć się tych utworów ‐ opowiada Kasprzycki. ‐ Pewien wokalista miał mnie i Jaśka instruować. Kiedy Jaś śpiewał, instruktor każdą jego frazę kwitował: nie umiesz głośniej albo wyraziściej? Janek zapytał: "Jak, tak"? I ryknął, zrobił klasyczny Paramount Pictures. Faceta zdmuchnęło. Dwa lata później artyści Zielonego Szkiełka wystąpili w pierwszym opolskim koncercie "Kraina łagodności". ‐ Po koncercie była ostra impreza na łączce ‐ wspomina Kamil Śmiałkowski. ‐ Nad ranem pewien twórca przyczepił się do Janusza. "Co ty tam, Jasiu" ‐ przemawiał doń ów artysta łagodny a nietrzeźwy. Janusz stanął z nim twarzą w twarz, wyprostował się i wydał czysty, głośny dźwięk. Ptactwo się obudziło, ludzie poczęli wydobywać się z odrętwienia, stojącemu naprzeciwko człowiekowi podmuch zwiał włosy do tyłu. Jaś ciągnął tak krystalicznie czysto półtorej, może dwie minuty, zanim zamilkł. Po chwili tamten facet się otrząsnął i rzekł: "No i co z tego". Ale coś z tego jest ‐ słuch po tym artyście zaginął, a Janusz robi zasłużoną karierę. Za krótkie spodnie Jan Poprawa mówi o nim: urodziwy człowiek. ‐ Życzyłbym moim studentom, żeby osiągnęli choć część koncentracji i świadomości scenicznej Janusza. Sceny w Polsce zaludnione są artystami, którzy źle się rozpoznali: tłusty blondyn uważa się za smukłego bruneta i ma żal do świata, że go tak nie widzi. Janusz doskonale wie, kim jest, i wykorzystuje w teatrze swoją urodę, cały swój szarm. W 1993 r. zaśpiewał na Studenckim Festiwalu Piosenki. Wszyscy byli przekonani, że wygra. Rok po zwycięstwie Roberta Kasprzyckiego w tym samym przeglądzie przygotowali piosenkę "Czas" ‐ specjalnie "pod jury". ‐ Ale zapomniałem powiedzieć chłopakom, którzy ze mną grali, żeby się ubrali przyzwoicie ‐ mówi Radek. ‐ Gitarzysta przyjechał w krótkich kraciastych spodenkach. Nie zdawałem sobie sprawy, jak wielką wagę przywiązują niektórzy jurorzy do form. Gdyby kapela ubrała się na czarno, byliby świetnym tłem i pierwsza nagroda byłaby nasza. Piękny w peruce Łukasz Czuj reżyserował w Teatrze Ludowym "Opowieści jedenastu katów", które teraz, w zmienionej wersji, można oglądać na Scenie pod Ratuszem jako "Berlińską rewię kabaretową". W tym spektaklu wykorzystał piosenkę z repertuaru Ute Lemper "Ja jestem wamp" Michy Spoliansky'ego, która przyniosła Januszowi Radkowi grand prix wrocławskiego przeglądu. ‐ Jeśli rola tego potrzebuje, potrafi założyć rajstopy i damskie buty na wysokim obcasie ‐ mówi reżyser. ‐ W "Jedenastu katach" ma kilkanaście kostiumów, sporo damskich. Bawi się konwencjami. ‐ A jak pięknie wygląda w peruce! ‐ dodaje Basia Stępniak‐Wilk. Wamp Janusz Radek znów pracuje z Łukaszem Czujem. Przygotowali recital "Królowa nocy" ‐ "one man show" z towarzyszeniem zespołu. Śpiewak wykonuje piosenki najsłynniejszych wokalistek XX wieku: Marleny Dietrich, Edith Piaf, Ute Lemper, Niny Hagen, Violetty Villas. ‐ Janusz kreuje mit kobiety wampa, występuje w roli drag queen ‐ wyjaśnia reżyser. ‐ Ale spektakl to głównie głos i oryginalne pomysły na piosenki, a nie kobiece przebieranie. Ten chłopak ma też ogromne zdolności do pastiszu i zabawy. ‐ W tym jest nie tylko pastisz ‐ uważa Radek. ‐ Nie nabijamy się z kobiet, ale pokazujemy współczesnego człowieka, niezależnie od płci. A łatwiej dotrzeć do ludzi przez prowokację ‐ facet, w kobiecych rejestrach, śpiewa utwory wokalistek. Ale to ‐ jak w "Wampie" ‐ opowieść o miłości kobiety do mężczyzny, kobiety do kobiety, mężczyzny do mężczyzny, o miłości do samego siebie. Kwartet i sample Przygotowuje nowy projekt z Leszkiem Możdżerem. ‐ Rzecz ma być nowoczesna i autorska ‐ mówi kategorycznie. ‐ Nie chcę typowego recitalu: wychodzi pan w czarnym stroju i przeżywa. W nowym spektaklu byłoby miejsce na tancerzy, bogatą scenografię, opowieść przekazywaną ruchem scenicznym. Na różne piosenki. Bo, jak mówi Radek, przy dobrym pomyśle każdy utwór da się przetłumaczyć na język teatru. Planuje, by w którymś ze swych kolejnych projektów połączyć piosenkę z najnowszymi zdobyczami techniki: ‐ Nie bałbym się łączyć kwartetu smyczkowego z samplerem ‐ ale z rozmysłem, nie tylko efekciarsko. Małysz w uzdrowisku ‐ Nie jest stricte rockmanem, nie jest soulowcem, a potrafi zaśpiewać wszystko ‐ uważa Robert Kasprzycki. ‐ Poradziłby też sobie z rolą nieśpiewaną. Ale powinien robić coś na miarę filmu "Moulin Rouge". A na razie co mogą mu zaproponować ‐ żeby tańczył w Teatrze Buffo? Według Kasprzyckiego nagroda dla Janusza we Wrocławiu nie jest zaskoczeniem. ‐ To jakby Małysz pojechał w Gorce i skakał z turystami o puchar uzdrowiska ‐ kwituje. ‐ Lubię ludzi szczęśliwych ‐ mówi Basia Stępniak‐Wilk. ‐ Tak mało ich na świecie, a tu ‐ spełnienie artystyczne i zawodowe, żona piękna jak marzenie i córa, co się taty nie wyprze, bo podobnie jak Janusz całą pięść potrafi włożyć do gardła. Janusz Radek uważa, że nagroda pomoże mu tylko wtedy, jeśli on jej pomoże: ‐ Propozycje pewnie nie posypią się jak z rękawa. I nie wszystkie przyjmę: w Gali Piosenki Biesiadnej nie wystąpię, w serialu brazylijskim też nie. Mam paru takich znajomych: grają w wielkich teatrach, a po godzinach są kaszą w bezmyślnym tasiemcu. Ja nie chcę się tak przesypywać. Nie będę też "medialny". Andrzej Sikorowski śpiewał, że najbardziej medialne jest dziś, że jeden zdjął spodnie, drugi powiedział, ile razy może... Medialność? To mierni przyklaskują miernym, bo mierny nie obawia się, że mierny go wygryzie. Nie zamknę się w "piosence aktorskiej". Może nawet spróbuję się określić. Anna Bugajska Gazeta Wyborcza Wrocław ‐ 28 marca 2003 

Podobne dokumenty