Pobierz w pdf - CzytajZaFREE.pl

Transkrypt

Pobierz w pdf - CzytajZaFREE.pl
Beszthele – Potęga Pradawnych
Publikacja na extrastory.czytajzafree.pl
Autor:
WyzwaniaLit
Zadziwiająca bywa ludzkość. Wczoraj błądziła w mrokach niewiedzy, dziś sprytnie tłumaczy
swe porażki złą wolą bogów, by jutro stanąć u szczytu cywilizacyjnej potęgi. Jej rozwój
intelektualny oraz technologiczny zdumiewa.
Zaskakuje nie tyle jego tempo, co cykliczność powtarzających się okresów,
następujących po sobie faz. Najpierw, obsesyjna wręcz, rządzą wiedzy, później rozwój
technologiczny, wielki bum i upadek ludzkości, progres całkowicie cofnięty. Zdarzyło się
nieraz iż zgromadzona przez pokolenia wiedza zanikała całkowicie, pogrążając świat w
mrokach średniowiecza, by znów wybuchnąć bumem technologicznym, w najmniej
oczekiwanym momencie. Innym razem droga, którą obrali ludzie, błędnie bazując na
gruzach przeszłości, odbiegała od tej wybranej przez nią poprzednio, pozwalając na dłuższe
i spokojniejsze bytowanie.
Kształtowanie się cywilizacji trwa całe wieki, jej upadek zaledwie chwilę.
Obserwowanie tych zdarzeń bywa nieraz niezwykle nudne i męczące, o ile jest się
Nieśmiertelnym. Większość z nich przesypia niektóre niepożądane w dziejach ludzkości
okresy, hibernuje na granicy śmierci, by zbudzić się gdy nadejdzie czas, zazwyczaj jest to
moment upadku następnej cywilizacji. Niektórzy, zmęczeni swą długą egzystencją,
bezproduktywnym bytowaniem zasypia, by już więcej nie powstać. Pozbawieni dostępu do
życiodajnej Wite ulegają zmumifikowaniu, a następnie całkowitemu wysuszeniu, na proch.
Człowiek może zapomnieć o wszystkim, nigdy jednak nie wyzbędzie się strachu
przed tym, co obce i nieznane. Ze świata może zniknąć cała ludzka wiedza, legendy jednak
pozostaną te same. Nadzieje Nieśmiertelnych na lepszy, bardziej komfortowy byt, nadal nie
wykraczają poza sferę marzeń. Dla ludzkości na zawsze będą potworami, krwiożerczymi
bestiami, na które trzeba polować by całkowicie je wytępić.
Naszą wampirzycę, jedną z Pradawnych, być może najstarszą z żyjących
Nieśmiertelnych poznajemy pogrążoną we śnie. Hibernuje, czekając na coś, co poruszy jej
wyczulone zmysły, zmusi do przetłoczenia krwi przez zwężone żyły, pobudzi pogrążone w
marazmie myśli i zastygnięte serce. Jest rok stutysięczny po Chrystusie, ludzka cywilizacja
rozkwitła, by jednak w pełni zrozumieć legendę Pradawnej Beszthele musimy cofnąć się w
nieco bardziej zamierzchłe czasy.
Rok 1492 był rokiem w którym Beszthele wykroczyła poza granice dzikiego
kontynentu przybywając do, stojącego dlań otworem, starego świata. Migracja ludności
Strona: 1/8
Wszelkie prawa zastrzeżone dla CzytajZaFree | Zobacz opowiadanie na extrastory.czytajzafree.pl
zapoczątkowała mieszanie się ras, spowodowała zanik różnic między zachodnią i wschodnią
półkulą, a nawet wzrost przewagi tej pierwszej, dotychczas zacofanej.
W 1492 roku Krzysztof Kolumb dotarł do wybrzeży Ameryki, dziewiczej krainy, która
pozbawiona ingerencji „światłych ”ludzi, obfitowała w bogactwo. Zamieszkujący ją lud różnił
się znacznie od mieszkańców reszty świata.
Ich życie było proste i spokojne, pozbawione chciwości białego człowieka, każdy był
traktowany z szacunkiem przynależnym jego wiekowi i pozycji. Ludzie ci, których ówczesny,
„cywilizowany” świat określił mianem dzikich żyli w zgodzie z naturą. Troszczyli się o ziemię
swą Matkę, która w zamian za opiekę obsypywała ich mnogimi, nieraz cennymi darami.
Wśród tego, półdzikiego, ludu krążyła legenda o potężnym szamanie, którego Maka
– Matka Ziemia nagrodziła szczególnym darem, łaską Beszthele, pradawną, czystą, nie
skażoną magią wypływającą z samego serca Wszechrzeczy. Młodzieniec stał się Duchem
stojącym na straży bezpieczeństwa Matki i jej ukochanego ludu. Zbudował dla siebie chatkę
wysoko w górach, z dala od ludzkich siedzib. Mimo swego osamotnienia i odrzucenia jego
serce pozostało czyste, zjawiał się zawsze gdy ktoś potrzebował pomocy. Nazywany przez
swoich Dobrym Duchem przyjął imię Wakan Tanka, co w tłumaczeniu oznacza „Wielka
Tajemnica”. Historia jego życia i czynów jakich dokonał stała się zalążkiem mitologii Indian
Lakota, a on sam został pierwowzorem największego bóstwa Siuksów.
W samotności borykał się z trudnościami jakie przyniosła z sobą Beszthele. Każdy
dar Mata niesie z sobą trudne do przewidzenia konsekwencję, tak też się stało i tym razem.
Wakan Tanka wraz z nią otrzymał drugi dar, długowieczność, czy jak wolą niektórzy
nieśmiertelność. Jego ciało, w przeciwieństwie do ciała zwyczajnego człowieka nie ulega
procesom starzenia, skóra jest twardsza, mocniejsza. Nie sposób zabić Ducha, przynajmniej
nie w tradycyjny sposób, ot, kolejny kaprys Matki. Dar ów niósł z sobą jednak pewne
ograniczenie, by utrzymywać organizm w nienagannym stanie, szaman musiał spożyć
ludzką krew, nie codziennie jak to się sprawy mają z stworzonymi przez Naturę znacznie
wcześniej wampirami, wystarczy jeden pucharek świeżej krwi raz w miesiącu.
Kolumb powrócił do Starego Świata ze statkami znacznie bardziej obładowanymi niż
w chwili gdy wypływał. W ładowniach znajdowało się nie tylko złoto i drogocenne diamenty
ale także „Świeża Krew”, niewolnicy znacznie silniejsi i wytrzymalsi niż Ci, których Europa
znała do tej pory. Towar jak najbardziej w cenie, poza tężyzną fizyczną mężczyzn jak i
egzotyczną urodą kobiet wzrok kupców przyciągał nietypowy, czerwony, kolor ich skóry.
Ludność Europy nie zdawała sobie sprawy z zagrożenia jakie z sobą przywiózł
osławiony podróżnik. Wśród pojmanych Indian przebywa także Duch. Otoczony sztucznym
ekosystemem, pozbawiony bliskości Matki stał się krwiożerczą bestią, zabijającą każdego,
kto na to zasłużył, jego żądza krwi znacznie wzrosła, a obecność sprowokowała pozostające
dotychczas w ukryciu wampiry do opuszczenia swych legowisk.
W ten właśnie sposób Beszthele zagościła na świecie. Teraz, po wielu wiekach
ukrycia, znów miała ujrzeć światło dzienne.
***
Burmistrz Marik van Burken był niespokojny. Krążył po swoim gabinecie niczym lew
Strona: 2/8
Wszelkie prawa zastrzeżone dla CzytajZaFree | Zobacz opowiadanie na extrastory.czytajzafree.pl
zamknięty w klatce, usilnie się nad czymś zastanawiając. Czas uciekał, a on dalej nie
znalazł rozwiązania tajemniczej zagadki. Do czego służyły przyniesione przez jego ludzi
dziwaczne, obłe kamienie? Dlaczego ukazały mu i jego towarzyszą to konkretne słowo? Jak
to się w ogóle stało, skoro na powierzchni kamyków nie wyryto nawet najdrobniejszego
znaku? A przede wszystkim, co tak właściwie znaczy to słowo? Zdawać by się mogło, że na
te pytania nie ma odpowiedzi, a raczej nie istnieje sposób na znalezienie osoby, która ją zna.
Przełknął głośno ślinę. Oparł ręce na biurku i pochylił głowę zbierając się na odwagę by
uczynić to, co wydawało się być w tym momencie nieuniknione. Już jakiś czas temu podjął
pewną decyzję. Jak dotąd nie był w stanie jej zrealizować. Przeszkadzał mu w tym pierwotny,
niemal zwierzęcy strach, strach ofiary przed drapieżnikiem. Nie miał jednak wyboru.
Wszystko inne zawiodło. Musiał ją wezwać do siebie. Wiedział z dobrego źródła (jego siatka
szpiegowska jak dotąd działała bez zarzutu), że od niedawna w mieście przebywa jedna z
Pradawnych, istota posiadająca wiedzę wielu pokoleń.
Wezwał do siebie Łowcę, najlepszego spośród miejskich szeregów. Mężczyzna wyglądał na
góra trzydzieści lat, Marik wiedział jednak, że lepiej nie zakładać się gdy w grę wchodzi
oszacowanie wieku Łowcy. Są to bowiem ludzie obdarzeni darem długowieczności. Nie byli
nieśmiertelni, starość w końcu po nich przychodziła, jednak dużo wolniej niż po
„normalnych” ludzi. Mężczyzna mógł mieć zarówno trzydzieści, jak i pięćdziesiąt, a nawet
sto lat.
Burmistrz wręczył Łowcy kartkę z adresem dostarczoną mu przez jednego z Szeptaczy.
- Pod tym adresem zastaniesz Dahlie, wampirzycę – Łowca uśmiechnął się drapieżnie,
zapewne myślał, iż burmistrz każe mu wyeliminować zagrażającą ludności miasta maszkarę
– jedną z Pradawnych. - Tym razem niemal się wyszczerzył, wraz ze wzrostem ryzyka
podnosiła się jego stawka. - Zaproś ją do mnie.
- Zaprosić ją? – powtórzył słowa Marika skonsternowany – ale…
- Zaproś, przyciągnij siłą, nie ważne. Niech się u mnie stawi jeszcze przed północą.
Mężczyzna skinął głową na znak potwierdzenia. Oddał burmistrzowi kartkę i robiąc zwrot
przez lewe ramie wymaszerował z pokoju.
***
Zaczęła się budzić gdy słońce stało jeszcze na niebie, zbliżając się powoli acz
nieubłaganie do linii horyzontu. Gdy pierwsze przebłyski świadomości napłynęły do jej
mózgu wyczuła jego obecność. Był stosunkowo młody, chodź jak na ludzkie standardy nieco
„podstarzały”, rzekłbyś nawet, zbliżający się do kresu swej ziemskiej wędrówki. Sądząc po
zapachu i wyczuwalnej aurze zbliżał się do setki.
Rozstawione przez nią zaklęcie ochronne nie wyrwało jej ze snu, w chwili jego
przybycia, musiał więc posługiwać się magią. Siedział na skraju wielkiego łoża, w którym
spała, zapewne nie raz myśląc o odsunięciu ciężkich, aksamitnych, purpurowych zasłon.
Głupiec, zapewne myśli, że wystarczyłoby odsunąć kotarę, nie ma pojęcia, że to za mało,
by mnie zabić. Na pewno nie raz miał na to ochotę. Przemknęło jej przez myśl lotem
błyskawicy. Trzeba chyba będzie pomyśleć o jakiejś trumnie, tak dla bezpieczeństwa.
Przeciągnęła się siadając. Teraz mogła mu się przyjrzeć. Choć dobiegał setki jego
skroni nie zdobiło ani jedno pasmo siwizny, żadna zmarszczka nie szpeciła jego twarzy. A
Strona: 3/8
Wszelkie prawa zastrzeżone dla CzytajZaFree | Zobacz opowiadanie na extrastory.czytajzafree.pl
więc długowieczny, zapewne Łowca, myślała intensywnie, przez ostatnie tysiąclecia nikt nie
miał odwagi na mnie polować. Co się zmieniło? Czyżby moja legenda nie była już tak znana
jak dawniej? Zastanawiała się obserwując przybysza. Jej myśli były szybsze niż mrugnięcie
oka, nawet gdyby Łowca posiadał dar telepatii nie byłby w stanie ich wyłapać. Gdyby to był
jakiś młokos można by było sądzić, że szuka szczęścia, poklasku, wyzwania, które
przyniesie mu sławę. To jednak nie jest młodzieniaszek, ominął moją barierę ochronną, a
jednak nie odsłonił zasłon.
- Czego chcesz – zapytała cicho, jednak na tyle głośno, by ją usłyszał. - Jakim prawem
zakłócasz mój sen, czyżbyś zapomniał czym to grozi?
W odpowiedzi jedynie się uśmiechnął. Wskazał sztyletem, którym bawił się do tej
pory, w jej stronę.
- Ładny medalik Wampirzyco – powiedział – Czy to on uczynił cię odporną na światło dnia?
A więc próbował. Uśmiechnęła się nieznacznie. Łowca nie był w stanie wychwycić tego
ruchu.
-Czego chcesz? - Powtórzyła głośniej, bardziej natarczywie, całkowicie ignorując jego
wcześniejsze słowa.
- Przysyła mnie burmistrz tego miasta – zaczął gdy tylko zdał sobie sprawę z tego iż nie
uzyska odpowiedzi na interesujące go pytanie. - Marik – kontynuował wstając, kontem oka
zauważył jak Pradawna opatula dłonią wielki, mosiężny, zapewne niezwykle ciężki medalik z
wyrazem lubości i...czegoś na kształt miłości. Postanowił zapamiętać ten drobny szczegół,
tak na wszelki wypadek.- Burmistrz Marik zaprasza cię do swych apartamentów Bestio.
Spojrzała na niego zaskoczona, mało rzeczy na świecie jest w stanie wprawić ją w
zdumienie. Widząc jej minę parsknął śmiechem.
- Taa, mnie też to dziwi – powiedział. - Mam cię sprowadzić do niego przed północą.
Pójdziesz sama, czy mam cię zaciągnąć siłą. Przyznam, że ta druga opcja bardziej mnie
kręci.
- Daj mi chwilę – powiedziała – jestem ciekawa, co śmiertelnicy wymyślili tym razem, by
naszykować swoją zgubę. - Roześmiała się wychodząc z pokoju.
***
Dahlia przybyła zaraz po zachodzie słońce. Van Burken patrzył na wampirzyce z
podziwem. Była stara jak świat, mimo to nadal wyglądała pięknie i rześko. Jak młodziutka
dziewczyna wkraczająca w dorosłe życie. Jej oczy były czarne jak bezksiężycowa noc.
Przełknął głośno ślinę.
-Spokojnie Burke, potrafię zapanować nad głodem- pokazała w uśmiechu długie kły.- Czego
chcesz Marik?
Nic nie mówiąc wskazał jej kamienie leżące na biurku. Podeszła do niego powoli. Spojrzała
przelotnie. Jej oczy zalśniły dziwnym blaskiem.
-Myślałam, że Kamienie Mocy zaginęły całe wieki temu. Gdzie je znalazłeś Burke?
Strona: 4/8
Wszelkie prawa zastrzeżone dla CzytajZaFree | Zobacz opowiadanie na extrastory.czytajzafree.pl
-Na ziemiach Layantan- odpowiedział ostrożnie.
Przytaknęła. Po kolei brała kamienie w małe dłonie. Ułożyła je w okręgu.
-Wiesz, co to jest i do czego służy?- Zapytał.- I co oznaczy słowo "Beszthele"?
-Oczywiście. Beszthele- zaczęła, a jej oczy zaszły mgłą. Patrzyła przed siebie spoglądając w
zmierzchną przeszłość- to rodzaj pradawnej magii. Jest bardziej skomplikowana od tej
stosowanej dzisiaj i bardziej trwalsza. Im silniejszy mag tym większe oddziaływanie, im
częściej stosowana, tym bardziej zabójcza. Chcesz zobaczyć?
- No... tak- powiedział z wahaniem.
-Będę potrzebowała parę kropli twojej krwi. Jako ofiary. Prastara magia jest bardziej
skomplikowana.
Krew wsiąkała w kamienie barwiąc je na czerwono. Wampirzyca zamknęła oczy i
zaintonowała cicho piękną, monotonną pieśń.
Van Burken patrzył z niedowierzaniem na ściany swego gabinetu, które teraz
porastała bujna, egzotyczna roślinność. Dotknął czerwonego kwiatu, był chropowaty i lepki,
pachniał słodko i intensywnie. To nie była iluzja, sapnął ze zdziwienia.
-Więc Beszthele jest pradawną odmianą magii tak?- Wampirzyca przytaknęła.
-Magii, która tworzy naprawdę, a nie stwarza jedynie iluzje jak ta stosowana dzisiaj- znów
przytaknęła.
- Czy...czy to wyłącznie biała magia?
Uśmiechnęła się drapieżnie. Było to ostatnie co ujrzał nim zniknęła zostawiając go samego.
Burken opadł ciężko na krzesło gdy w końcu dotarło do niego, co zrobiła wampirzyca. Dahlia
powiązała go z mocą kamieni za sprawą jego krwi. Powiedziała, że magia Beszthele
wymaga ofiary. Zamknął oczy chowając twarz w dłoniach. Co będzie jego ofiarą?
***
Pełna zapału weszła do sypialni. Teraz zaczęła rozumieć, co oznacza sen, który
nawiedza ją od ponad dwudziestu lat. Sen będący wspomnieniem dawnego szczęścia.
Był styczeń 2015 roku po Chrystusie. Znów miała dwadzieścia pięć lat, cieszyła się
zdrowiem i urodą rumianej cery, która w połączeniu z głęboką czernią oczu przyciągała
spojrzenia mężczyzn. Tego roku Inka zdołała namówić ją na świętowanie karnawału. Zima
nie należała do jej ulubionej pory roku, najchętniej przespała by ją całą. Do cudu należałoby
więc zaliczyć fakt, iż dziewczynie udało się w ogóle namówić ją na wenecki bal
karnawałowy wyprawiany przez dawnego przyjaciela.
Ubrana w niebieską suknię stała pod ścianą obserwując sunącą po parkiecie przyjaciółkę,
odmawiając każdemu, kto niezrażony chłodem spojrzenia ośmielił się poprosić ją do tańca.
Uwielbiała walca, jednak w jej przekonaniu nie był to taniec dla każdego, tylko nieliczni
mogli dostąpić zaszczytu jej towarzystwa na parkiecie. Myślenie może dość wielkopańskie i
staromodne, jednak jakby zastanowić się dłużej nadzwyczaj romantyczne.
Strona: 5/8
Wszelkie prawa zastrzeżone dla CzytajZaFree | Zobacz opowiadanie na extrastory.czytajzafree.pl
W komnacie rozbrzmiały właśnie pierwsze takty walca wiedeńskiego, gdy nagle zobaczyła
go. Stał na przeciwległym końcu sali wpatrując się w nią intensywnie. Wysoki, śniadolicy o
oczach czarnych jak bezksiężycowa noc, z włosami koloru kruczych skrzydeł przewiązanymi
aksamitną wstążką. W błękitnym fraku wyglądającym dość staromodnie, jakby wyjęty z
pomiędzy stronnic jakiejś historycznej książki. Uśmiechnął się zauważywszy, że go
obserwuje. Delikatnie skłonił głowę w geście powitania, odpowiedziała tym samym. Pod
ciężarem jego spojrzenia miękły jej kolana, spuściła wzrok patrząc na czubek swych
pantofelków. Była pewna, że spąsowiała jak pensjonarka, która po raz pierwszy cieszy się
względami chłopaka. Nie miała pojęcia czy nadal śledzi ją wzrokiem. Odwróciła się by
przejść do drugiej sali.
Podeszła do kominka nachylając się w stronę ognia, udając iż chce rozgrzać dłonie. Nie
miała ochoty na dalsze przymusowe rozmowy, uprzejmości i skryte zaloty. Czując iż ciepłe
powietrze parzy ją wyprostowała się spoglądając w lustro. W srebrnej tafli zobaczyła jedynie
swoje odbicie, mimo to czuła czyjąś obecność
- Witaj, pani, - usłyszała szept, tuż nad uchem - czy zaszczycisz mnie tańcem, czy też
odmówisz mi tej przyjemności jak reszcie mężczyzn przebywających na tej sali? - zapytał.
- Jesteś nieostrożny mój panie – powiedziała – lustro nie ukazuje twego odbicia wampirze –
dodała nie usłyszawszy odpowiedzi tonem tak słodkim, iż nawet on nie był w stanie się jej
oprzeć
Obracała się w jego stronę, powoli, przekona, że gdy już się odwróci on nadal tam będzie.
Był. Wpatrywał się w nią z taką samą intensywnością jak czynił to poprzednio, od momentu
gdy tylko weszła do sali.
- Nie boisz się mnie śmiertelniku? – Zapytał, nie zdając sobie sprawy, że właśnie rozpoczął
Rytuał, który odprawiało przed nim wiele innych Nieśmiertelnych.
-Nie – odpowiedziała spokojnie.
- A zatem, czy będziesz kroczyć u mego boku dostarczając mi pożywienia, czy też staniesz
się jedną z nas i jako moja towarzyszka żyć będziesz przez wieki. – Wydusił z siebie jednym
tchem, mając szczerą nadzieje, iż wybierze Nieśmiertelność.
- I wieczność z Tobą będzie za krótka – odparła całkowicie poważnie.
Jego oczy zbliżają się ku jej twarzy. Na czole składa lodowaty pocałunek. Delikatnie
nagryza kłami swe usta i chwytając ją w ramiona całuje tak długo aż dziewczynie zaczyna
brakować tchu, na koniec odchyla delikatnie jej głowę i wgryza się w szyję oddając
Pocałunek Wieczności.
Sen ulatnia się, zaciera, by znów przybrać na ostrości. Ukazuje już inną scenę.
Ścigani przez rozwrzeszczanych ludzi biegną blisko siebie, trzymając się za ręce, za chwile
będzie świtać. Słonce zaczyna już powoli wychylać swą twarz zza linii horyzontu. Duch
przystanął. Objął ją mocno. Wiedział, że mimo ich prób nie zdążą dobiec do groty, by mogła
bezpiecznie skryć się przed blaskiem dnia. On sam dzięki łasce Matki i mocy Beszthele od
wieków krążył pośród ludźmi, bytując razem z nimi. Chodź nauczył swą ukochaną podstaw
Beszthele, Natura nie obdarzyła jej darem chodzenia za dnia. Złapał ją za barki ostatni raz
spoglądając w wielkie, czarne oczy. Chwycił w dłonie amulet, który nosiła na szyi, jedyną
pamiątkę jaką zachowała po dawnym, śmiertelnym życiu.
Strona: 6/8
Wszelkie prawa zastrzeżone dla CzytajZaFree | Zobacz opowiadanie na extrastory.czytajzafree.pl
- Pamiętaj. Dopóki go nosisz, zawsze jestem z Tobą. Beszthele Jest łaskawa, Mata przyjdzie
z pomocą. Gdy nadejdzie czas zrozumiesz.
Wtedy nie zrozumiała wypowiadanych z takim smutkiem słów. Wtulona w jego
objęcia czekała na śmierć. Słonce właśnie wzeszło. Ta jednak nie nastąpiła. Stała pośrodku
wykarczowanego placu ściskając medalion w drżących dłoniach, patrząc ze strachem jak jej
Miłość rozwiewa się w popiół., a jego szczątki znikają wewnątrz miedzianego wisiora.
Utraciła go na zawsze. W przejawie miłości, bezgranicznej miłości poświęcił swoje
życie by ona, mogła żyć. Odwróciła się w stronę pogoni. Łowcy widząc, co się stało
zatrzymali się. Wampirzyca kipiała z wściekłości, jej oczy ciskały skry. Z zaciśniętych ust
wydobył się charkot jak gdyby ryk wygłodniałej, rozjuszonej bestii. Umykali przed nią w
popłochu. Nie goniła ich. Jej zemsta dosięgła jednak wszystkich. Beszthele nie bez powodu
została nazwana Potęgą Pradawnych. Może tworzyć, ale wspierana przez negatywne siły nie
raz bywa narzędziem zagłady.
***
Otrząsnęła się z zadumy pozwalając by resztki wspomnień rozwiały się. Nie była z
siebie dumna za to co zrobiła po stracie swego ukochanego. Nie kto inny jak właśnie on
uczył ją szacunku dla ludzkiego życia, próbując zagłuszyć jej przemożone łaknienie krwi.
. Rozłożyła na stoliki przechwycone od burmistrza kamienie. Wsiąknięta w nie krew
zabarwiła je szkarłatem Już czas mój miły, byś do mnie wrócił. Już czas by Mata okazała swą
nam swą łaskę. Wampirzyca zaintonowała pieśń. Już wcześniej, siłą swej myśli sprowadziła
wszystkie potrzebne jej, do przeprowadzenia „wskrzeszenia” osoby. Czekający za drzwiami
Łowca wszedł do sali. Nie miała pojęcia skąd ta pewność co do rzucanego zaklęcia,
wiedziała jednak, że to właśnie ono, a nie żadne inne, uczyni ją na powrót szczęśliwą.
Delikatnie ściągnęła wisior, złożyła pocałunek na zimnej pokrywie medalionu i zawiesiła go
na szyi mężczyzny .
Łowca syknął głośno, zgiął się w pół i skrzywił twarz w grymasie bólu gdy tylko
chłodny metal dotknął jego nagiej skóry, wypalając mu okrągły znak, niby jakieś piętno.
Wylatujący przez szczeliny medalionu popiół omiótł całą jego postać. Wampirzyca
wzmocniła intonację. Zawierucha zamieniła się w tornado, by w końcu ucichnąć. Wisior leżał
na ziemi, pęknięty. Łowca stał wyprostowany, tyłem do niej, wpatrując się w własne odbicie.
Podeszła do niego powoli, czego oczywiście nie mógł dostrzec w srebrnej tali.
- Duch – szepnęła przytulając się do jego pleców. Chodź wyglądał inaczej, chodź jego ciało
było śmiertelne, nadal pozostawał jej jedyną miłością. - Witaj kochany.
- Dahlia, wiedziałem, że przyjdzie dzień, w którym znów cię ujrzę, poczuje zapach twej skóry,
jej dotyk. Nie sądziłem jednak, że okaże się on taki chłodny – Roześmiał się. – Jestem
śmiertelnikiem. Nawet całkiem przystojnym śmiertelnikiem. – Dodał jakby z lekka zazdrosny.
- Tak – roześmiała się - Przyszła kolej byś to ty dokonał wyboru. Czy będziesz kroczyć u
mego boku jako śmiertelnik dostarczając mi pokarmu póki starczy Ci sił, czy też zostaniesz
jednym z nas, mym towarzyszem na wieki.
Uśmiechnął się słysząc jak powtarza jego własne słowa. Tę przemowę wygłosił wiele
tysiącleci wcześniej przygotowując ją do przemiany.
Strona: 7/8
Wszelkie prawa zastrzeżone dla CzytajZaFree | Zobacz opowiadanie na extrastory.czytajzafree.pl
- I wieki całe to za mało wobec miłości którą cię darzę. - odparł.
Uśmiechnęła się zadowolona. Odwróciła go delikatnie w swoją stronę. Na czole
złożyła krótki, niemal matczyny pocałunek. Przekuła kłami dolną wargę dając mu
skosztować własnej krwi, by wreszcie, nachylając się nad jego szyją złożyć na niej, dość
bolesny Pocałunek Wieczności.
Strona: 8/8
Wszelkie prawa zastrzeżone dla CzytajZaFree | Zobacz opowiadanie na extrastory.czytajzafree.pl

Podobne dokumenty