Niweczyć piórem ciemność

Transkrypt

Niweczyć piórem ciemność
Karol Wojewoda, Niweczyć piórem ciemność, „Nowe Książki” 1/2014, s.16-17;
recenzja tomiku: Teresa Tomsia, Co było, co jest, Wyd. Biblioteka Telgte, Poznań 2013
-----------------------------------------------------------------------------------------------------------
Niweczyć piórem ciemność
Ona nas wypowiada. Mowa – „jesteśmy dziećmi Mowy”. Tyle wypowiemy świata, ile
umiemy o nim jasno, precyzyjnie, przejmująco powiedzieć. Ująć w słowa świat.
Zamknąć go, na chwilę zatrzymać, w nas i dzięki nam. Liryka Teresy Tomsi to
nastrojowa i mądra liryczna kameralistyka. Tworzona w przestrzeni pamięci pełnej
rodzinnej historii, obrazów i wyobrażeń, relacji z chcianych i niechcianych podróży i
spotkań, w pobliżu domowej biblioteki, ale i w bliskości ogrodu świata, ścieżek Natury.
W ciszy, która przywołuje minione i pozwala pracować imaginacji nad uwyraźnianiem
przeszłości, prywatnej, własnej – i zbiorowej, historycznej.
Podobać się może cały ten zbiór pełen zamyśleń, jak i poszczególne wiersze, które
układają się w kilka nurtów: o uwikłaniu człowieka w historię, o pisaniu i sensie
tworzenia, które przynosi złudzenie, ale i nadzieję, że nie wszystko przeminie, o
zanurzeniu w różnorodności życia, o poetach, przyjaciołach i współprzeżywaniu zdarzeń,
o kontemplacji Natury i próbie zrozumienia jej „pewności” i „niekonieczności”.
Ot, pierwszy z brzegu wiersz, Okruchy, dociekanie istoty „sroczości” (jakby powiedział
Miłosz, któremu w tomie poetka także sporo ważnego miejsca poświęca):
O, być takim cyrkowcem!
Utrzymać się przez kwadrans
na iglastym patyku – bez braw,
laurów, popisywania się przed stadem –
w samotnej drodze po kilka okruchów
rzuconych na ścieżkę.
Czyż nieskrywany podziw, dostrzeganie wyższego sensu w tej „nieczłowieczości” nie
bywa także figurą losu niektórych z nas? Poetów, ludzi będących nomadami, skazanymi
na pewnego rodzaju emigrację?
I zaraz galeria postaci, które w istotny sposób zaważyły na pisarstwie Tomsi, a może
tylko odkryła w ich artystycznych dokonaniach głębokie, istotne pokrewieństwo. To
swoista lista „utraconych i ocalonych przyjaciół”. Portretowanych w ich trudzie,
niepewności, pięknym, niekiedy tragicznym człowieczeństwie: Julia Hartwig, Wisława
Szymborska, Rainer Maria Rilke, Maciej Niemiec, Michał Milberger, Tadeusz
Dąbrowski, Elias Canetti, Czesław Miłosz. Ludzie różnych generacji, doświadczeń,
często odczuwający obcość świata, doświadczający losu „wysiedlonych”.
Nie szkodzi nawet, gdy poetka mówi ze ściśniętym gardłem, gdy nie potrafi przełamać
patosu – jak w Apostrofie do Czesława Miłosza, nawiązującej nie tylko do rzeczywistego
spotkania z poetą, ale do pisanego przezeń na emigracji, w 1968 roku w Berkeley, w
poczuciu osamotnienia, niezwykłej piękności wiersza Moja wierna mowo, stworzonego
na długo przed Noblem:
Poeto, zaśpiewaj nad Wartą
dawne pozdrowienie
głosem konika polnego –
w zgiełku języków, ulic
znów pragnę je słyszeć.
Twój przypływ pod osłoną nocy
w obronie skrzywdzonego
stał się miarą, pociechą,
światłem oceanu,
że powróciła wiara
w rodzicielską mowę,
w jej prawdę powszednią.
Tak często, w samotności albo zgiełku świata, mowa okazuje się dla poety jedynym
punktem odniesienia, zadaniem, i celem, prawdziwą ojczyzną. A jednym z domów, tych
trwałych, nie do odebrania, jest „gospodarstwo poezji”.
Liryka Tomsi to często nostalgiczna, cicha poezja rozmowy – z ludźmi towarzyszącymi
życiu autorki; również z bliskimi umarłymi, z ojcem i matką, dalszymi krewnymi,
których „trafiła nicość w leśnym jarze za łagrem”, i nikt już o nich się nie upomina, prócz
nas, chwilowych, odchodzących świadków, naszych domniemań, pamięci i obolałej
wyobraźni. Wszystkie te czułe zabiegi pamięci są dla poetki obowiązkiem, ale i potrzebą
sprostania trudnej nadziei, że znów doznamy, kojącej przez moment, „wspólnej
obecności”.
Gdy wczytamy się w te wiersze, dostrzeżemy w nich pragnienie ocalenia śladów po
najbliższych idących między „stacjami Golgoty Wschodu”, lecz także próby zatrzymania
w czasoprzestrzeni dawnej siebie – choćby siedemnastoletniej, nierozumiejącej, co się
dzieje z człowiekiem gasnącym w związku z „nierozpoznaną chorobą”, siebie ocalonej,
stworzonej na nowo, z ufnością powołanej do nowego istnienia, świadczenia, wrażliwej,
uważnej obecności. Do przekazywania i otrzymywania listów, uczuć, snucia żałoby po
znanych i nieznanych.
Poezja Teresy Tomsi jest wyrazista i „własna”, ale też dostrzec można w niej te same
poznawcze wątpliwości, te same filozoficzne zamyślenia, co u przywoływanych
mistrzów i przyjaciół. Każdy z nich jest „nieodrodnym dzieckiem całości”. Sensu tej
całości nie udaje się do końca zgłębić ani określić. Samo jednak uczestnictwo w niej jest
ważne, nadaje ów sens. Nawet jeśli towarzyszy nam poczucie niekiedy pięknego
„oszukiwania czasu”.
Karol Wojewoda