Czytaj Gazetkę
Transkrypt
Czytaj Gazetkę
Wydanie styczniowe I 2011 r. Niech żyje bal… Niezwykły wieczór, o którym marzyliśmy przez lata edukacji stał się faktem. Przygotowywaliśmy się do niego przez kilka ostatnich tygodni. Przebrnęliśmy przez trudy doboru kreacji, ćwiczenia polonezawszystko to, by uczynić te kilka chwil magicznymi, dopracowanymi w każdym calu. Miejsce, w którym się znaleźliśmy- mury zamku Karnity- dodało powagi sytuacji. Uroczystość została otwarta przemówie- W TYM niem Pani Dyrektor, a następnie, staropolskim zwyczajem, odtańczyliśmy poloneza. Był to nasz ostatni wieczór w tak licznym gronie spędzony na tańcach i zabawie. Wykorzystaliśmy go więc tak dobrze, jak tylko potrafiliśmy- bawiąc się w najlepsze z przyjaciółmi, wychowawcami, i zaproszonymi gośćmi. Znakomicie wykonaliśmy zbiorowe choreografie i konkursy przygotowane dla nas przez orkiestrę. I, mimo że nie mieli- NUMERZE: ??????????????? ??????????????? 1 Wywiad z panią prof. Kry- 2 styną Horbacz Sport 3 Święta u naszych sąsiadów 3 Justin Bieber 4 Sposób na ferie 5 „Ale to już było” 6 Oto nowy skład gazetki śmy czasu na rozważania dotyczące przyszłości, noc 15. stycznia uświadomiła nam nieubłagany upływ czasu. W przygotowaniach do egzaminu dojrzałości już czujemy na karku jego oddech. Monika Król STR. 2 GAZETKA TRZYNASTKA Wywiad z Panią Profesor Krystyną Horbacz Czy od zawsze wiedziała Pani, że będzie nauczycielem? Rozczaruje was, ale nie. Zadecydowały względy praktyczne. P prostu-ponad 20 lat temu było wiele wolnych etatów w szkolnictwie, więc… Co sprawiło, że zainteresowała się Pani teatrem? Zawdzięczam to mojej polonistce z liceum, która zabierała nas do teatru i zaraziła duszą Melpomeny. Potem napisałam pracę magisterskąmonografię nt. historii Teatru im. J. Osterwy w Gorzowie Wlkp. Ukończyłam też roczne Studium Teatralne w Olsztynie, wiele kursów teatralnych. Teraz realizuję te zainteresowania i z dziećmi, i z młodzieżą, a nawet ze studentami Uniwersytetu III. Wieku. Lubi Pani pracować z uczniami? Lepiej współpracuję się z nimi czy z członkami Uniwersytetu III. Wieku? Macie zapewne na myśli prace w zajęciach teatralnych? Sprawia mi ogromną przyjemność praca i z młodzieżą, i z osobami starszymi, dlatego że na te zajęcia przychodzą osoby chętne, czyli takie, które dobrowolnie chcą się pobawić w teatr. No, może starsze osoby mają więcej czasu, nie są ograniczone klasówkami, meczami, dodatkowymi zajęciami etc. W jaki sposób spędza Pani wolny czas? Ja nie mam wolnego czasu. Jeśli pytacie natomiast, czym się relaksuję, to z pewnością lubię np. poeksperymentować w kuchni, poczytać książkę (ale pozycję poleconą). Znajduję przyjemność również w podróżowaniu i spędzaniu czasu w wąskim gronie znajomych. Co by Pani zabrała na bezludna wyspę i dlaczego? Odpowiem kogo, a nie co. Ludzi. Zaludniłabym tę wyspę i nie byłaby już bezludna. Jaka byłaby Pani reakcja, gdyby podczas lekcji wybuchła III wojna światowa? Chyba taka, jak podczas próbnych alarmów. Zastanawiałabym się, ile razy dzwonił dzwonek i czy jest to alarm właściwy? A późniejsze reakcje? Nie biorę takiej możliwości pod uwagę… Ma Pani ulubione zdanie, sentencję? ,,Nil admirari” Horacego, czyli ,,nic mnie nie zadziwi”. Czy ma Pani niespełnione marzenia z dzieciństwa? Jak każdy. Ale nie powiem jakie, bo są z dzieciństwa, więc baaardzo infantylne. Czy nie jest nudno co roku uczyć tego samego? Nigdy nie jest to samo, bo zawsze są inni uczniowie. Nawet, jeśli omawiam ten sam utwór w dwóch klasach, to zawsze są inne spostrzeżenia, wnioski, argumentacje. Czasami aż trudno przewidzieć, więc- NIL ADMIRARI. Jak to jest pracować z mężem w jednej szkole? Trzeba robić to, co należy do zakresu moich obowiązków i tyle. Jestem takim samym nauczycielempodwładnym jak każdy, a mój mąż w pracy jest moim zwierzchnikiem. Jak Pani robi, że posiada Pani więcej energii niż niejeden uczeń? Wyznaję zasadę, że chcieć to móc. Dużo mogę, bo mi się chce. Skąd zna Pani tyle cytatów? Zaskakujące jest to, że prawie na każdej lekcji cytuje Pani fragmenty z pamięci. Tak naprawdę znam tylko jeden długi utwór na pamięć i za każdym razem odtwarzam inna zwrotkę, a uczniom się wydaje, że ciągle jest to coś nowego. A. Urban, T. Zmaczyńska STR. 3 GAZETKA TRZYNASTKA „Gdy sie Chrystus rodzi” Dnia 20 grudnia 2010 r. w naszej liceum odbyło się przedstawienie pt. „Święta u naszych sąsiadów”. Na trzech kolejnych godzinach lekcyjnych, uczniowie naszej szkoły mieli okazję zapoznać się z tradycjami bożonarodzeniowymi Rosjan oraz Niemców. W trakcie występu nasi szkolni koledzy mieli również okazję wysłuchać kolęd i utworów, które goszczą w domach sąsiadów Polski. Uczniom podobało się to, iż przedstawienie nie ograniczało się do nudnych recytacji. Mogli dowiedzieć się między innymi tego, że w Rosji święta obchodzi się dopiero 7 stycznia, a także, że to Nowy Rok świętowany jest uroczyściej. Na stołach w Niemczech, w przeciwieństwie do Polski, królują natomiast pieczeń i kiełbaski. Na uroczystość zaproszeni zostali goście z Uniwersytetu Warmińsko-Mazurskiego, z Uniwersytetu w Kaliningradzie oraz lokalna telewizja. Każdy z zainteresowaniem oglądał występ. Wielu śpiewało kolędy wspólnie z występującymi. Wszyscy wspólnie zgodzili się, że w następnych latach, przedstawienie trzeba razu nie czując znużenia. Aktorzy, którozszerzyć o tradycje Francuzów i rzy według mnie bardzo dobrze wczuli Brytyjczyków. Monika Pawlukiewicz się w swoje role (w pamięci utkwiła mi szczególnie postać Heroda, jego żony Święta, święta i po świętach-jak mówi oraz dwóch diabłów), oprócz poważnasze stare, polskie powiedzenie. Tyle nych kwestii zmuszających niekiedy do oczekiwań, tyle przygotowań, a nawet refleksji, zaserwowali nam również kilka nie spostrzegliśmy, jak szybko ten humorystycznych scen. Uśmiech na mookres przeminął. Po niespełna dwóch jej twarzy powodowały m.in. stroje pojatygodniach, wypoczęci, pełni pozy- wiających się na scenie bohaterów (z tywnych wrażeń, zadowoleni z pre- pewnością pamiętacie kreacje wspozentów oraz oczywiście, z pełnymi mnianych wcześniej diabłów, które wybrzuchami, wróciliśmy do szkoły, do wołały "małą" sensację przechadzając się naszej codzienności. Aby nie żegnać w czasie przerw po korytarzach). Całość się całkowicie z tą miłą atmosferą, idealnie dopełniła gra i śpiew dziewczyn powróćmy może na chwilę do kilku z zespołu kościelnego przy parafii św. ostatnich dni przed świąteczną prze- Józefa. Kolędy w ich wykonaniu brzmiarwą, kiedy to cała szkoła żyła przygo- ły wspaniale. Cóż, pozostaje mi jedynie towaniami do świąt. Mieliśmy wtedy powiedzieć (nieco kolokwialnie), że okazję obejrzeć m.in. jasełka, przygo- wszyscy zaangażowani w ten występ towane przez Panią Profesor Horbacz odwalili kawał dobrej roboty. Dzięki nim z pomocą Katechetów. Według mnie, niektórzy z pewnością poczuli, chociażprzeciętnego widza, wypadły one na- by przez krótką chwilę, tę prawdziwą, prawdę- aż ciśnie mi się pod palce świąteczną atmosferę. Paulina Rudzis słowo - super! Cały występ obejrzałam z bardzo dużym zainteresowaniem, STR. 4 GAZETKA TRZYNASTKA Justin Bieber No cóż, postaci tej na pewno nie trzeba nikomu szczególnie przedstawiać;) Poprzez media, a w szczególności Internet i takie portale jak : Demotywatory, Komixxy itp. stał się najbardziej rozpoznawalnym ,,piosenkarzem” młodego pokolenia. Społeczeństwo ma podzielone zdanie na jego temat. Jedni ( a właściwie ,,jedne”) wzdychają do jego fotografii, oklejają różowe ściany w pokoju plakatami ,,Dżastinka” z Bravo, dostają wypieków na twarzy, gdy na Vivie leci ,,Baby”. Druga grupa rzuca w niego butelkami na koncertach, określa jego głos jako ,,jęki zdychającej kaczki”, wciąż zastanawia się, czy aby na pewno jest osobnikiem płci męskiej. Kilka miesięcy temu przeprowadzona została ankieta, której celem miało być wybranie państwa, w którym Bimber (tak zwykli nazywać Justina jego antyfani) miał zagrać koncert. Pomysłowi internauci, dla których koncert bożyszcza nastoletnich tłumów (warto dodać, że tłumy te mają w zwykle 10-13 lat, w porywach do 14) w ich państwie byłby dniem, w którym zatrzymała się ziemia, zrzeszeni poprzez różne fora i serwisy internetowe, oddawali głos na jedno państwo. Wspólnymi siłami wyklikali... Koreę Północną. Może się ona poszczycić wynikiem ponad 600 tys. głosów. Brawo, Koreo! Justin urodził się 1 marca 1994 r. w Stratford w Kanadzie. Od kiedy tylko otworzył swoje urocze ślepka, stał się zapalonym fanem muzyki. Jak nic był nim już wcześniej, np. jako płód naciągał pępowinę i udawał, że to struna od gitary. Niestety, nikt tego nie udokumentował. W okresie dzieciństwa zabierał mamie wałki do włosów i udawał że śpiewa (niektórzy twierdzą, że wciąż jest na etapie dzieciństwa, i że wciąż zabiera mamie wałki. Ech, dowcipnisie…). Gdy podrósł na tyle, że sam już mógł nakładać sobie żel na włosy, rozpoczął naukę gry na gitarze, fortepianie, perkusji i trąbce. Światowa kariera (jak widać, Koreańczycy lubią go najbardziej. Może dostanie nawet honorowe obywatelstwo Koreańskiej Republiki LudowoDemokratycznej) zaczęła się po tym jak jego obecny menadżer Scooter Braun dostrzegł talent młodego Kanadyjczyka. Justyn łaził za nim kilka lat i błagał, aby Braun pozwolił mu cos zaśpiewać. Scooter w końcu nie wytrzymał i zamknął Biebera w lochach. Justyn zaczął śpiewać rzewne piosenki, które jako dziecko słyszał na miejskich festynach, a także te, których nauczyła go matka. W ten sposób mene- dżer w końcu usłyszał jego głos i doszedł do wniosku, że może i coś z tego będzie. Oficjalna wersja głosi, że Braun zobaczył filmiki Biebera na YouTube. Od tamtej pory kariera Dżastinka nabrała rozmachu. Zaczął współpracować z takimi gwiazdami jak: Usher, Chris Brown, Taylor Swift ,Justin Timberlake oraz Ludacris (antyfani wciąż się spierają jak ich torturował, aby się w końcu zgodzili z nim wspołpracować). Światową sławę zdobył dzięki cukierkowej piosence „Baby”. W sklepach zaczęły ustawiać się kilometrowe kolejki utworzone z piszczących fanek skandujących imię swojego największego idola i przyszłego męża. Ciekawym faktem jest to, że Justin Bimber wydał autobiografię. Zastanawiające jest, co chce opisywać 16latek, który w swoim życiu nie osiągnął nic, oprócz tego, że latają za nim tłumy fanek ( za rok nie będą o nim pamiętać). Ach, no i jeszcze jedno (jest to wydarzenie porównywalne do zburzenia Muru Berlińskiego) - ,,lubią” go w Korei. W książce o sobie Dżastin pisze m.in. ,, Piosenkarze nie powinni jeść nabiału przed koncertem, ale wszyscy wiemy, że lubię łamać zasady. Pizza jest po prostu taka dobra!” lub ,, Jest wiele rzeczy, które lubię, poza dziewczynami. Lubię pizze, wygłupianie się. I CHUCK'A NORRISA.” Jednak mimo tych wszystkich żartów i plotek na temat Justina, jedno jest pewne - nie osiągnąłby tego wszystkiego, . Osiągnął o wiele więcej niż niejeden nastolatek spędzający całe dnie przy komputerze. Uwierzył w siebie i w swoje marzenia, a teraz każdy zna jego nazwisko. Może jest to wskazówka dla nas, aby czasem wyjść poza schemat i iść za głosem serca, spełniając swoje najgłębsze marzenia?;] A. Urban H. Nadolny GAZETKA TRZYNASTKA STR. 5 Sposób na ferie Jak co roku, na przełomie stycznia i lutego, w całej Polsce rozpoczynają się lubiane przez niemalże wszystkich ferie zimowe. Ta wyczekiwana przez pół roku pora jest równocześnie często czasem przeznaczonym na nic nierobienie, co początkowo jest cudowne, z czasem jednak robi się męczące i nużące. Jak więc można spędzić ciekawie, bądź chociaż możliwie przyjemnie, ten wolny czas? Jednym z rozwiązań, najbardziej ekscytującym, ale też najdroższym i najtrudniejszym do zrealizowania, jest wyjazd w góry lub w inne piękne, malownicze miejsce, polskie tudzież zagraniczne. Zarówno kolonie i wyjazdy zorganizowane, jak i prywatne podróże z przyjaciółmi lub rodziną dostarczą wielu pozytywnych emocji. Jednak nie oszukujmy się- procent osób wyjeżdżających pośmigać na nartach lub powędrować na ośnieżone szczyty jest raczej znikomy. Porzucam więc ten pomysł, aczkolwiek może warto pomyśleć poważniej o takiej wyprawie za rok (chyba, że uda się komuś tak szybko zorganizować wszystko jeszcze w tym), aby choć raz spędzić ferie tak, by pamiętać je potem przez długie lata. Drugim, powszechniejszym sposobem, jest czynny wypoczynek w naszym mieście bądź wsi. Nie od dziś wiadomo, że sport to zdrowie, więc może warto chociaż raz zastosować się do tejże maksymy i spędzić dwa tygodnie na świeżym powietrzu (z przerwą na spanie i jedzenie oczywiście), korzystając z resztek zimy i śniegu. Warto spróbować swoich sił na łyżwach. W Morągu jest możliwość pójścia na nowo powstałe lodowisko, natomiast uczniowie z dalszych miast lub wiosek na pewno znajdą jakieś zamarznięte jezioro czy staw (pamiętając oczywiście o wszelkich zasadach bezpieczeństwa. W celu sprawdzenia czy lód jest wystarczająco wytrzymały można rzucić jakimś ciężkim przedmiotem czy urządzeniem np. pługiem lub traktorem. Ludzi nie polecamy- w razie utonięcia mogą powstać nieprzyjemne konsekwencje). Mimo, że zapewne nie każdy jeździ tak dobrze jak Gwiazdy, które swego czasu tańczyły na lodzie w jednej z polskich stacji telewizyjnych, to z pewnością podczas cennej nauki utrzymywania się w pozycji stojącej chociaż przez kilka sekund, będą towarzyszyły nam ataki śmiechu i przednia zabawa. Poza tym, oprócz jeżdżenia na łyżwach, mamy do wyboru jeszcze wiele innych czynności. Zapomniany przez wszystkich, poczciwy bałwanek, czeka na przywrócenie go do łask. Zapewne już wielu z nas zapomniało, jakże niesamowitych wrażeń dostarczało toczenie trzech kulek i jak ciężko było ustawić je potem jedna na drugą. Kto wie, może ktoś z naszych licealistów pobije rekord bałwana z Trzebnicy, lepiąc większego i rozsławiając nasz region? Oprócz bałwanów można też pokusić się o zbudowanie igloo(niespełnione marzenie z dzieciństwa wielu dorosłych i dorastających) lub wielkiej bitwy na śnieżki. Nowatorskim pomysłem jest rysowanie po śniegu, aczkolwiek będą nam do tego potrzebne spraye. Nie bójcie się również starych, dobrych spacerów- o różnych porach dniach i nocy, zarówno z przyjaciółmi (sympatią;) ), jak i tych samotnych. Taki zwykły spacer może często przynieść wiele pozytywnych wrażeń. Może uda się Wam odnaleźć jakieś nowe miejsca w Waszej okolicy, przeanalizować wiele problemów lub też odwrotnie- odpocząć od codzienności i po prostu iść i wpatrywać się w piękno otaczającej nas przyrody i delektować rześkim powietrzem (chyba że ktoś lubi spacerować po środku miasta i wdychać spaliny. O gustach się przecież nie dyskutuje…). Zapewne dla maturzystów najlepszym rozwiązaniem byłby sposób pt.: "Uczę się!". Byłby, bowiem wiadomo, że większa część i tak ostatniego dnia ferii stwierdzi z boleścią: "Miałem się przecież uczyć dwa tygodnie…". Udajmy więc, że nie podałam tego wspaniałego przykładu. Pozostając przy strefie bardziej umysłowej polecam dobrą książkę, dobrą muzykę i dobry film. Przez dwa tygodnie można się dokształcić kulturowo i spędzić intymne chwile z kubkiem gorącej czekolady w jednej ręce i książką w drugiej lub pod ciepłym kocem przed ekranem komputera czy telewizora. Podsumowując- ferie w rodzinnym mieście nie muszą być nudne, o ile sami na to nie pozwolimy. Zaopatrując się w przyjaciół i organizując dobrze czas śmiało możemy sprawić, by te dwa tygodnie były jak najmilej wspominane. Wszystkim czytelnikom, którzy dobrnęli aż do tego miejsca artykułu życzę, aby te ferie były inne niż wszystkie i abyśmy wszyscy wrócili z nich cali i zdrowi, gotowi na kolejne, szkolne wyzwania. Do zobaczenia w lutym! Teresa Zmaczyńska „Ale to już było(…)”, czyli wspomnienia maturzysty 1 września to dzień znienawidzony przez większość uczniów. Wówczas to porzucić trzeba słoneczne plaże, grę w siatkówkę, imprezy. Często zapominamy, że łączy się on także z wieloma podróżami w nieznane, poznawaniem nowych ludzi, zawieraniem bliższych znajomości. Liceum to ostatni etap naszej beztroskiej przygody. Po nim jak to mówią zaczyna się prawdziwe życie. Studenckie życie, którego wielu z nas nie może się wprost doczekać. Wspomnienia jednak pozostaną w naszych sercach jeszcze bardzo długo. Kto wie, może nawet na zawsze? Często „skakaliśmy sobie do gardeł”, szybko o tym zapominając, ponieważ pojawiał się problem przełożenia klasówki. Oczywiście z historii:) Jak bowiem przystało na prawdziwych humanistów nie straszny nam Stalin, Hitler, Mussolini. Szczególnie, kiedy wyegzekwowaliśmy odległy termin sprawdzania wiedzy o nich. Biologia – „ulubiony” przedmiot III b okazała się bardzo problematyczna. Nie pomagały nam wszelkiego rodzaju pomoce naukowe (czytaj ściągi). W końcu przestało nas także dziwić, iż za kolektywną pracę otrzymywaliśmy dostateczne. Nie lepiej wiodło nam się z chemii. Przy całej sympatii do Pani profesor to po prostu nie był nasz przedmiot. Nie pomógł nawet urok osobisty Mańka. Chemia kojarzyła się nam z czasem rozluźnienia, rozprężenia i nieskończonym gadulstwem. Zobojętnianie, czy inne tego typu zjawiska stanowiły dla nas zupełne Archiwum X. Jedyny wzór, który udało nam się zapamiętać, to C2H5OH. Z pewnością zaskakującym okaże się fakt, że III b wykazała się wielkimi zdolnościami fizycznymi. Z tego przedmiotu uzyskaliśmy same 4 i 5, a to za sprawą cudotwórczych do- świadczeń profesora „Blejda”. Topienie żyletek stało się naszą specjalnością. Szczególne zainteresowanie tym tematem można było zaobserwować u męskiej części naszej społeczności. Doświadczenie to chłopcy wykonywali z pełnym poświęceniem, nie szczędząc krwi i mydła w płynie :P. Nasze umiejętności geograficzne były również porażające. Panią profesor doprowadziliśmy niemal do łez i zawału, szukając na mapie Oceanu Bałtyckiego. Język Polski to dla prawdziwych humanistów źródło zachwytu. Z pewnością długo pamiętać będziemy kolorowe mapki mentalne, wszystkie warianty słowa Mc Donald oraz niezliczone dygresje i dywagacje na temat dewiantów różnych epok. Historia łączy się z wieloma pytaniami filozoficznymi. „Pani profesor, dlaczego ja?” to chyba najczęstsze z nich. Nikt natomiast nie poznał się na prawdziwych humanistycznych talentach. Z powodu nadmiernej ilości wypowiadanych słów podczas zajęć (rzadko na temat) byliśmy niejednokrotnie odpytywani. No cóż… W końcu jak Kuba Bogu, tak Bóg Kubańczykom. Nie obyło się też bez licznych niespodzianek. Po wakacjach bowiem nasz szanowny gospodarz wrócił zupełnie odmieniony i uzyskał miano klasowego Pudziana. Nie można również pominąć zainteresowań panów optujących wokół Atomówek, Harry’ego Pottera i wszelkiego rodzaju grzybów. Niestety czas ten przeminął niezwykle szybko. Przyznać trzeba, że razem łatwiej było przebrnąć przez osławioną „licealną dżunglę”. Pozostaje mieć nadzieję, iż za kilka lat spotkamy się w niezmienionym składzie. http://www.lomorag.ath.cx/ Redaktor Naczelny: Alicja Urban Z-ca redaktora naczelnego: Monika Pawlukiewicz Skład i grafika: Piotr Gral Zdjęcia: Natalia Oliwia Łoś Redaktorzy: Hubert Nadolny, Alicja Zielińska , Teresa Zmaczyńska, Paulina Rudzis, Maciej Kwiatek,