- Obserwatorium Kultury
Transkrypt
- Obserwatorium Kultury
Iwona Zając Artysta jako zawód – wyzwania, strategie, problemy Pracując jako artystka często doświadczałam poczucia odrealnienia i izolacji od normalnego życia. Przez wiele lat nie umiałam oddzielić mojej sztuki od mojego „ja”. To była moja tożsamość, najbardziej intymna relacja. Często powtarzałam, że sztuka jest dla mnie najważniejsza i nie mogę bez sztuki żyć, że dla sztuki jestem gotowa wiele poświęcić. I tak robiłam. Nie byłam w stanie sprzedawać swoich prac, bo przy takim utożsamieniu się ze swoją twórczością miałam wrażenie, że handluję sobą, własnym ciałem. Było mi ciężko, kiedy oceniano moje prace, bo przecież to tak jakby ocenie podlegało moje ciało. Zaraz po studiach w gdańskiej Akademii Sztuk Pięknych nie chciałam wystawiać swoich prac. Wernisaże wydawały mi się martwym rytuałem, w którym nie chciałam uczestniczyć. Dopiero malowanie na murach dało mi artystyczną wolność i kontakt z widzem. Na murach tworzyłam swój prywatny dziennik. Opowiadałam historie z mojego życia i z życia moich bliskich. Lubiłam godziny spędzone „na murze”. Chropowatość ściany, powietrze, przyrodę, szum miasta. Mogłam pracować wiele godzin nie odczuwając zmęczenia. Lubiłam farby, szablony, drabiny, rusztowania. Mogłam tworzyć duże obrazy nie martwiąc się o ich przechowywanie. Ich uszkodzenie przyjmowałam jako naturalne. Łatwiej było mi to zaakceptować niż kiedy to samo działo się z moimi rysunkami czy obrazami. W 2004 roku wyemigrowałam do Londynu i pracowałam w kawiarni. Tam zarabiałam na swoją twórczość. W 2008 roku w rozmowie z Agnieszką Wołodźko zamieszczonej w katalogu do wystawy Mama mówiłam: Więc Londyn to było kompletne odcięcie się. (…)Ten wyjazd dał mi też ogromną wolność i poczucie niezależności w związku z tym, że ja tam zarabiam na własne projekty. Sama płacę za przeloty, kupuję sobie sprzęt potrzebny do pracy. Zaczęłam więcej eksperymentować i bawić się kolorem. (…). Nie jestem więc uzależniona od żadnej instytucji. Oczywiście są też koszty tej decyzji. W Londynie nie mam pracowni, często tracę dom, nie mam poczucia stabilizacji… No i to, czego mi na pewno brakuje, to czas.(…) Muszę mieć czas, żeby swój pomysł przetrawić, znaleźć odpowiednią formę, zrobić błąd, cofnąć się, wrócić do punktu wyjścia. I często nie mogę sobie na to pozwolić. Ciągle jestem „na walizkach” i cały czas mam nierozpakowane kartony, które spakowałam 4 lata temu… Może to jest dobre na ten moment, że ja nie mogę jeszcze sięgnąć do tego, co było, do swojego archiwum, bo wszystko jest schowane w piwnicy i póki nie mam domu, to nie chcę tego otwierać. Ale nie wiem, jak długo to jeszcze potrwa. Na pewno już mnie to zaczyna drażnić i przeszkadzać. Zaczynam być zmęczona tymi ciągłymi podróżami. (…)Nadal w większości muszę na swoje projekty zarobić sama i cieszę się, że mam w Londynie pracę, która zawsze na mnie czeka. (…) będę pracowała i zarabiała na swoje projekty dopóki zdrowie mi na to pozwoli. I że zrobię wszystko, żeby zachować swoją niezależność.1 Tylko, że w 2009 roku zachorowałam. Mój przeciążony kręgosłup odmówił mi posłuszeństwa. Nie mogłam już pracować w kawiarni, malować stojąc na drabinie czy rusztowaniu, dźwigać farb. Trudno było mi się z tym pogodzić. Łudziłam się, że to chwilowa niedyspozycja, ale z coraz większym wysiłkiem realizowałam wcześniejsze zobowiązania. Zaczynałam sobie zdawać sprawę z własnych ograniczeń i z tego że muszę przestać malować na murach. Rozpoczęłam żmudny okres leczenia. Wróciłam do Gdańska, do mojej pracowni znajdującej się w budynku dawnej Dyrekcji Stoczni Gdańskiej. Podjęłam naukę na studiach doktoranckich w Akademii Sztuk Pięknych. Na nowo odkrywałam swoje korzenie, swoją tożsamość. Doceniłam miasto, w którym się urodziłam. Kiedyś usłyszałam w radiu słowa wybitnego izraelskiego pisarza Amosa Oza: Literatura, by była zrozumiana wszędzie, na całym świecie, musi być lokalna. To samo myślę o sztuce i pielęgnuję swoją lokalność. Swoje projekty buduję powoli, wykorzystuję odbywające się w Gdańsku festiwale (np. Narracje 2012 r. i Hydro Active City 2013 r.), aby wejść w kontakt z widzami. Powrót do Gdańska pozwolił mi w sposób bardzo świadomy pożegnać się z najważniejszą dla mnie realizacją - muralem Stocznia (2004-2013) i znaleźć dla niej nową formę. Po ośmiu latach odnalazłam zarejestrowane na kasetach magnetofonowych wypowiedzi stoczniowców, które nagrałam podczas pracy nad muralem. Nagrane w halach stoczniowych na najprostszym dyktafonie nie miały najlepszej jakości. Usłyszałam swój prawie dziesięć lat młodszy głos. Wcześniej nie brałam go pod uwagę. W 2012 roku nagrania te po raz pierwszy zostały zaprezentowane jako efemeryczna akcja zatytułowana Duchy podczas Festiwalu Narracje. Odbiorcy w trakcie trwania festiwalu mogli wypożyczyć słuchawki bezprzewodowe, poruszając się w obrębie istniejącego jeszcze muru stoczniowego, słuchając wypowiedzi stoczniowców, ludzi, którzy, w większości, ze stoczni odeszli. W styczniu 2013 roku mur, na którym znajdował się mural Stocznia został zburzony, a już w maju Gdańska Organizacja Turystyczna, w ramach projektu gdansk4u MOBILE, w miejscu gdzie stał mur, zainstalowała tablicę z czerwonym kodem QR informującym 1 A.Wołodźko, Iwona Zając Mama, Gdańsk, 2009, CSW Łaźnia, s.6 przechodniów, że w danym miejscu znajduje się historyczny obiekt. Po zeskanowaniu QR kodu za pomocą urządzeń mobilnych można było wejść na stronę poświęconą murowi, przeczytać informacje o projekcie i wysłuchać nagrań. W umieszczeniu tabliczki na ścianie kamienicy na ulicy Jana z Kolna 30 pomogli mieszkańcy Bogusław Wróblewski i Piotr Sewaściuk. Tego samego dnia obyła się premiera strony internetowej zaprojektowanej przez Piotra Mroza pt. Stocznia w eterze (www.stoczniaweterze.com). Strona powstała ponieważ ludzie kontaktowali się ze mną prosząc, by materiały dotyczące muralu były ogólnie dostępne. Znajdują się na niej nagrania wypowiedzi stoczniowców, teksty krytyczne oraz dokumentacja zdjęciowa muralu Stocznia. Strona ciągle się rozwija. W następnych miesiącach, wspólnie z pracownikami Radia Gdańsk: Piotrem Jagielskim i Markiem Iwanowskim, pracowaliśmy nad instalacją dźwiękową Stocznia w eterze. Piotr Jagielski zbudował instalację radiową, a Marek Iwanowski przygotował nagrania do odtworzenia. Dzięki tej współpracy podczas Festiwalu Hydro Active City po raz pierwszy w obrębie nieistniejącego już muru można było wysłuchać opowieści stoczniowców na falach radiowych. Dzięki współpracy z Gdańsk WiFi instalacja radiowa Stocznia w Eterze dostępna będzie na Placu Solidarności w Gdańsku w sąsiedztwie Pomnika Poległych Stoczniowców. Radiostacja ma działać stale i nawiązywać do niezależnej radiostacji Solidarność działającej w latach 80-tych. Wcześniej muszę jednak uzyskać zezwolenie od autorów wypowiedzi, których głosy nagrałam na kasetach, na publiczne ich odtwarzanie. W 2004 roku powiedziałam im, że ich wypowiedzi zostaną „zacytowane” za pomocą szablonów na murze, a nie, że wykorzystam ich głosy. Systematycznie rozwijam partnerską współpracę z instytucjami kultury (Nadbałtyckie Centrum Kultury, Gdańska Galeria Miejska, Centrum Sztuki Współczesnej Łaźnia, Akademia Sztuk Pięknych w Gdańsku), instytucjami miejskimi (Urząd Miasta Gdańsk, Gdańsk WiFi, Gdańsk 4u), Radiem Gdańsk, a mną – osobą prywatną, gdańszczanką, artystką. Znam to miasto i jako jego mieszkanka wykorzystuję gotowe narzędzia. Spotkania, rozmowy i wzajemna wymiana to niewidoczne, niematerialne budowanie relacji i zdobywanie wiedzy, chociaż czasem nie wiem, czy to co robię to nadal sztuka czy już aktywizm. Na pytanie Jakuba Knery w wywiadzie dla Kultury Współczesnej Kim artysta staje się w tego typu zakorzenionych społecznie projektach? odpowiedziałam: Czasem zastanawiam się na ile w ogóle poruszam się po obszarze sztuki. Podczas projektu „Gazownia moja Miłość” dostałam prywatną działkę w centrum Sopotu, w miejscu gdzie kiedyś stała moja pracownia. Najpierw chciałam tam malować swoje obrazy i murale, ale doszłam do wniosku, że błędem, było by nie wykorzystać tego zamkniętego na co dzień ogrodu usytułowanego nieopodal morza i nie udostępnić go ludziom. Aby móc to zrobić, musiałam między innymi nawiązać relacje z sąsiadami. Jeśli chciałam zaprosić mieszkańców Sopockiego Domu Seniora, to najpierw pojechałam do ich domu i na miejscu przeprowadziłam warsztaty. Przedstawiałam się, opowiedziałam co robię i zaprosiłam ich do Gazowni. (…) W projekcie pomagały mi Justyna Orłowska i Natalia Jezierska. Byłyśmy zajęte od rana do nocy przez cały miesiąc. Napracowałyśmy się. Ale czy to jest sztuka? To bardziej rodzaj aktywizmu. Dopiero po zakończeniu projektu mogłam namalować ważny dla mnie mural „Gasworks my love”. Do dzisiaj nie wiem jak zdefiniować ten rodzaj działalności. 2 Bardzo poważnie podchodzę do swojego zawodu. To nie jest moje hobby. Potrafię realizować długoterminowe projekty i jestem w tym konsekwentna. Zdobywam partnerów, fundusze i stypendia, by móc zapłacić ludziom, którzy ze mną współpracują. Ale mam też świadomość, że jako artystka nie mieszczę się w ramach społecznych i często nie szanuje się mojej pracy, zwłaszcza w kontekście finansów. Nie lubimy mówić o pieniądzach. To jest jeden z tematów tabu szczególnie w kontekście sztuki. Dlatego, kiedy Dorota Karaś, dziennikarka Trójmiejskiej Gazety Wyborczej, zadała mi pytanie z czego się utrzymuję zdecydowałam się na szczerą odpowiedź. Artykuł był zatytułowany Jednego dnia jesteś uznanym twórcą, drugiego nie masz na rachunki i był cytatem z mojej wypowiedzi dotyczącej zarobków artystów.3 Starałam się zwrócić uwagę na sytuację, w której to instytucje zajmujące się kulturą proponują nam współpracę, nie wypłacając nam wynagrodzenia, w zamian podkreślając promocję i wagę naszego honorowego uczestnictwa. Dzięki temu, że w 2011 roku powstało Obywatelskie Forum Sztuki Współczesnej, koncentrujące się na problemach artystów, wzrosła świadomość dotycząca naszych praw. Dbam o swoje wynagrodzenie. W wyjątkowych sytuacjach pracuję za darmo. Podpisanie porozumień pomiędzy Obywatelskim Forum Sztuki Współczesnej a paroma instytucjami w Polsce w sprawie wypłacania honorariów artystom za udział w wystawach tylko umocniło mnie w moich przekonaniach. Jednej rzeczy nie przewidziałam, że informacja, iż wydaję 20 zł dziennie w jednym ze sklepów typu „dyskont” zdominuje całą moją wypowiedź. 2 J. Knera, Iwona Zając, Praca od podstaw z kulturą, Warszawa, Kultura Współczesna, 2014, nr 3, s. . 3 D. Karaś, Jednego dnia jesteś uznanym twórcą, drugiego nie masz na rachunki, Gdańsk, Magazyn Trójmiejski Gazeta Wyborcza, 2014 Jako ponad czterdziestoletnia kobieta, która od 20 lat wiąże swoje życie zawodowe ze sztuką, wchodząc na rynek pracy nie mam za wiele do zaoferowania. Moje doświadczenie i wiedza w realnym świecie sytuuje mnie niemal jako osobę bez zawodu. Mam wrażenie, że współcześnie jako artystka straciłam swoją tożsamość. A może to moja tęsknota do jasno wyznaczonych ról? Do zawodu opartego na konkretnym rzemiośle i szacunku świata zewnętrznego dla wykonanej przeze mnie pracy? Nadal trudne dla mnie jest pogodzenie wewnętrznego świata opartego na emocjach z zewnętrznym światem opartym na realności. Wypowiadam się na tematy, które znam lub wyrażam osobiste opinie podkreślając, że mogę się mylić. Uczę się praw ekonomii. Chcę rozumieć zjawiska gospodarcze i ekonomiczne, by racjonalnie i efektywnie podejmować decyzje odnośnie moich finansów. Czasem jednak czuję się jak menadżerka kultury, a nie artystka. Bibliografia Karaś Dorota, Jednego dnia jesteś uznanym twórcą, drugiego nie masz na rachunki, Gazeta Wyborcza, Magazyn Trójmiejski,[online], [dostęp: 30 listopada 2014], Dostępny w Internecie: http://trojmiasto.gazeta.pl/trojmiasto/1,35636,15529324,Zarobki_artystow___Jednego_dnia_j estes_uznanym_tworca_.html#ixzz3Kp4S3so6 Wołodźko Agnieszka, Iwona Zając Mama, Wydawnictwo Centrum Sztuki Współczesnej Łaźnia, Gdańsk 2009. Zając Iwona, Praca od podstaw z kulturą, Rozmowę przepr. Jakub Knera, Kultura Współczesna, 2014, nr 3, s. 113.