Lawina na Czerwonej Planecie NASA opublikowała zdjęcia lawiny
Transkrypt
Lawina na Czerwonej Planecie NASA opublikowała zdjęcia lawiny
06.03.2008 Lawina na Czerwonej Planecie KrąŜący wokół Marsa amerykański Reconnaissance Orbiter zrobił pierwsze w historii zdjęcie... marsjańskiej lawiny Unikalne zdjęcie lawiny na Marsie wykonała sonda NASA krąŜąca wokół orbity planety. KrąŜący wokół Marsa amerykański Reconnaissance Orbiter zrobił pierwsze w historii zdjęcie... marsjańskiej lawiny. ZłoŜona z pyłu i suchego lodu (zamroŜonego dwutlenku węgla) zsuwa się po 700-metrowym zboczu połoŜonym w okolicach bieguna północnego Czerwonej Planety. Naukowcy są pod wraŜeniem. - Większość marsjańskich fotografii pokazuje krajobraz niezmienny od milionów lat - tłumaczy Ingrid Daubar Spitale, badaczka z Uniwersytetu Arizony w Tuscon, która pierwsza dostrzegła niezwykły widok wśród tysięcy zdjęć nadesłanych przez sondę. - Rzadko kiedy udaje nam się zaobserwować tak dynamiczne zjawisko. Uczeni zastanawiają się teraz, co podcięło marsjańską lawinę. NASA opublikowała zdjęcia lawiny na Marsie Naukowcy z NASA opublikowali zdjęcia lawiny, jaka zeszła na Marsie. Unikalne zjawisko, wystąpiło w pobliŜu północnego bieguna planety. Sfotografowała je bezzałogowa sonda kosmiczna krąŜąca wokół orbity Marsa. Na zdjęciach udało się uchwycić co najmniej cztery lawiny lodu i pyłu , jakie zeszły ze stromego zbocza na powierzchni planety. Spadające masy gruzu wznieciły chmury pyłu, które unosiły się na wysokości ok. 200 m. Osunięcie się gruntu zaobserwowała sonda NASA krąŜąca wokół orbity Marsa. Zdjęcie dotarło na Ziemię w 2006 roku. Lawina zeszła ze zbocza góry w pobliŜu północnego bieguna planety. Naukowcom badającym powierzchnię Marsa sporadycznie udaje się zaobserwować podobne zjawiska naturalne. Wykonane do tej pory zdjęcia świadczą bowiem, Ŝe zmiany krajobrazu planety zachodzą niezwykle rzadko. - Obserwowaliśmy procesy, jakie wiosną zachodzą w pokrywającym planetę podłoŜu węglowym. Przypadkowo udało nam się zarejestrować osunięcie się lawiny - oświadczyła Candice Hansen z NASA. Naukowcy nie potrafią odpowiedzieć, co wywołało lawinę. Nie wiadomo takŜe, czy zjawisko występuje stale, czy tylko w porze wiosennej. Źródło: www.gazeta.pl 07.03.2008 Tajemniczy dryf próbników Jakie jest źródło tajemniczej siły, która hamuje lot sondy Pionier 10 zmierzającej w kierunku gwiazdy Aldebaran z konstelacji Byka? Astronomowie wykryli zagadkowe anomalie w ruchu sond kosmicznych. Zastanawiają się, czy problem tkwi w samych sondach, czy teŜ - co bardziej podniecające - coś jest nie tak ze znanymi nam prawami natury. Eksperci od kosmicznej nawigacji coraz częściej stosują manewr tzw. grawitacyjnej asysty. Tak mianowicie kierują sondą, Ŝeby przeleciała jak najbliŜej planety i pod wpływem jej siły ciąŜenia zmieniła kierunek lotu, przyspieszyła albo wyhamowała. Dzięki temu nie muszą włączać silników i zuŜywać paliwa, które w kosmosie jest cenniejsze niŜ złoto. Zwykle to Ziemia słuŜy jako pierwsza grawitacyjna trampolina, która wyrzuca sondę w dalsze rejony Układu Słonecznego. W ten sposób manewrowała nad naszymi głowami sonda Galileo w drodze do Jowisza, Cassini lecąca do Saturna oraz Messenger do Merkurego, a takŜe sondy NEAR i Rosseta zmierzające na spotkanie asteroidy i komety. Manewry te zakończyły się pełnym sukcesem, sondy poleciały do celu, ale nie wszystko poszło dokładnie tak, jak się tego spodziewano - informuje grupa naukowców w tekście najnowszego „Physical Review Letters” Stawiam Ŝurawinę, Ŝe to banialuki Pod doniesieniem podpisali się pracownicy laboratorium JPL z Pasadeny, które jest kolebką i motorem amerykańskiego programu kosmicznego. Zaintrygowało ich, Ŝe w wyniku przelotu nad Ziemią sondy nie zyskały takiego przyspieszenia, jak wskazywały wcześniejsze obliczenia. Dla powodzenia misji nie miało to Ŝadnego znaczenia, bo róŜnica była minimalna. Przykładowo sonda NEAR poruszała się o 13 mm/s szybciej niŜ powinna, a Galileo - o 4 mm/s, co stanowiło mniej niŜ jedną milionową ich prędkości. Nikt by się taką minimalną rozbieŜnością nie trapił, gdyby nie John Anderson, dziś juŜ emerytowany astronom z JPL. W latach 90. zeszłego wieku wytropił podobną niezgodność w ruchu sond Pionier 10 i 11, które wyruszyły w podróŜ międzyplanetarną na początku lat 70. i w tej chwili są juŜ kilkanaście miliardów kilometrów od Ziemi, dalej niŜ Pluton. Opuszczają Układ Słoneczny, zmierzając w przeciwne strony kosmosu. Niosą słynne plakietki z sylwetkami kobiety i męŜczyzny oraz przekazem dla innych cywilizacji. Pędzą z prędkością blisko 50 tys. km na godz., ale jak się okazuje, są minimalnie wolniejsze, niŜ wynika z rachunków mechaniki niebieskiej. Wydaje się, Ŝe hamuje je coś więcej niŜ tylko siła ciąŜenia Słońca i planet, które pozostały w tyle za nimi. Gdyby nie ta dodatkowa tajemnicza siła, byłyby dziś jakieś 400 tys. km dalej. MoŜe to drobiazg wobec całkowitego dystansu, jaki juŜ przebyły, ale jakŜe intrygujący! Kiedy Anderson z kolegami napisali o tym dziesięć lat temu w "Physical Review Letters", wywołało to lawinę komentarzy. Byli tacy badacze, którzy uwaŜali, Ŝe wskazuje to na lukę w naszym rozumieniu praw grawitacji. Inni sugerowali, Ŝe w rachunkach nie uwzględniono ciemnej materii, która ukrywa się w Układzie Słonecznym, albo efektów związanych z rozszerzaniem się przestrzeni kosmicznej czy deformacją czasoprzestrzeni. Jednak większość naukowców lekcewaŜyła tzw. anomalię Pionierów. Twierdzili, Ŝe z pewnością wina leŜy po stronie samych sond - np. wycieka z nich paliwo albo ulatniają się gazy, powodując przeciwny do ich prędkości odrzut. Innym moŜliwym wyjaśnieniem było to, Ŝe sondy są nierównomiernie nagrzane, więc emisja cieplna jest w jednym kierunku większa niŜ w innym. Być moŜe wchodzi w grę kilka róŜnych, równie banalnych czynników, których zresztą juŜ nigdy nie odkryjemy, bo z Pionierami juŜ od kilku lat nie ma kontaktu. - ZałoŜę się o skrzynkę soku z Ŝurawiny, Ŝe ta anomalia nie ma nic wspólnego z modyfikacją praw fizyki - mówił Irwin Shapiro z Uniwersytetu Harvarda. Szansa dla nowego Einsteina? Anderson był jednak dociekliwy. Sięgnął do archiwalnych danych o telemetrii Pionierów zapisanych na 400 magnetycznych taśmach i głęboko schowanych w piwnicach JPL, które potwierdziły, Ŝe anomalia była obecna od samego początku wojaŜy tych próbników. Teraz zaś zauwaŜył, Ŝe podobną zagadkę kryje ruch innych sond międzyplanetarnych, które rozpędzały się w okolicy Ziemi. - Na pierwszy rzut oka nie ma między nimi związku, bo Pioniery są przecieŜ duŜo, duŜo dalej, ale byłbym zdziwiony, gdyby nie chodziło o ten sam efekt - mówi. - Po raz pierwszy zebraliśmy wszystkie dostępne dane na temat sond, które minęły Ziemię, i dokonaliśmy ich systematycznej analizy. Niczego nie chcemy sugerować społeczności fizyków, lecz tylko poddajemy tę anomalię pod rozwagę - dodaje. Anderson i koledzy przez długi czas próbowali znaleźć jakiś klucz do obserwowanych anomalii. W końcu wpadli na to, Ŝe zagadkowe przyspieszenia próbników wydają się związane z kątem, jaki tworzy trajektoria lotu z osią obrotu Ziemi lub ziemskim równikiem. Wypisali nawet odpowiednią formułę. - Musi ją odtworzyć kaŜda teoria, która będzie starała się wyjaśniać te anomalie - mówi Anderson. Historia fizyki zna przykłady, kiedy drobna niezgodność w obserwacjach prowadziła do głębokiej modyfikacji obowiązujących teorii. Tak było np. z ruchem peryhelium Merkurego, którego nie potrafiły wyjaśnić prawa grawitacji Newtona. Problem rozwiązał dopiero Albert Einstein i jego ogólna teoria względności. - Najbardziej prawdopodobne jest jednak to, Ŝe odkryliśmy jakiś systematyczny błąd w pomiarach prędkości próbników - mówi skromnie Anderson. Źródło: www.gazeta.pl 09.03.2008 Lawiny na Marsie Niezwykłego odkrycia schodzących lawin w pobliŜu północnego bieguna Marsa dokonała Ingrid Daubar Spitale z Uniwersytetu Arizona analizując zdjęcia wykonane 19 lutego przez zainstalowaną na sondzie Mars Reconnaissance Orbiter kamerę HiRISE. Widoczne na fotografii skłębione chmury unoszą się z podnóŜa stromego zbocza, po którym stoczył się tworzący lawinę lodowo - pyłowy materiał. Zdaniem naukowców materiał ten zawiera więcej lodu niŜ pyłu. Ingrid Daubar Spitale, która pierwsza dostrzegła lawiny na wykonanych przez MRO zdjęciach powiedziała: "Byłam bardzo zaskoczona. To wielkie przeŜycie zobaczyć coś tak dynamicznego na Marsie. PrzecieŜ prawie wszystko, co moŜemy tam oglądać nie podlega Ŝadnym zmianom przez miliony lat". Pracująca na sondzie MRO kamera wysokiej rozdzielczości HiRISE (ang. High Resolution Imaging Science Experiment) śledzi sezonowe zmiany na Czerwonej Planecie. "Badaliśmy wiosenne zmiany wydm pokrytych szronem zamarzniętego dwutlenku węgla, dlatego odkrycie lawin było całkowicie przypadkowe, choć niezwykle cenne" - stwierdziła pracująca w zespole realizującym projekt MRO Candice Hansen z Jet Propulsion Laboratory w Pasadenie. Widoczne na zdjęciu zbocze ma ponad 700 metrów wysokości, a jego nachylenie sięga nawet 60 stopni. Górne partie wzniesienia pokryte są jasną pokrywą zamarzniętego dwutlenku węgla. Widoczna na zdjęciu chmura lodu i pyłu ma 180 metrów szerokości i rozciąga się na 190 metrów od podnóŜa zbocza. Współpracujący z Candice Hansen i Ingrid D. Spitale Patrick Russell z University of Berne w Szwajcarii powiedział: "Nie wiemy, co spowodowało lawiny. Planujemy wykonać serię zdjęć w róŜnych porach marsjańskiego roku, aby przekonać się, czy zaobserwowane osunięcia występują przez cały rok, czy teŜ mają miejsce tylko wczesną wiosną". Juliusz Verne poleci w kosmos ATV (skrót od angielskiego Automated Transfer Vehicle) będzie mogł zabrać ponad 7,5 tony zapasów na Międzynarodową Stację Kosmiczną podał portal BBC. ATV ma polecieć w kosmos z Gujany Francuskiej ze stacji Kourou na rakiecie Ariane 5. Jego misja będzie waŜnym sprawdzianem europejskich moŜliwości w kosmosie. Statek jest połączeniem promu kosmicznego z satelitą - mówi BBC Alan Thirkettle, jeden z kierowników projektu. - Jego najwaŜniejszą cechą jest moŜliwość samodzielnego znalezienia drogi i zadkowoania do stacji bez pomocy człowieka - tłumaczy wyjątkowość ATV. Źródło: www.onet.pl 10.03.2008 Tajemniczy dryf próbników Astronomowie wykryli zagadkowe anomalie w ruchu sond kosmicznych. Zastanawiają się, czy problem tkwi w samych sondach, czy teŜ - co bardziej podniecające - coś jest nie tak ze znanymi nam prawami natury. Eksperci od kosmicznej nawigacji coraz częściej stosują manewr tzw. grawitacyjnej asysty. Tak mianowicie kierują sondą, Ŝeby przeleciała jak najbliŜej planety i pod wpływem jej siły ciąŜenia zmieniła kierunek lotu, przyspieszyła albo wyhamowała. Dzięki temu nie muszą włączać silników i zuŜywać paliwa, które w kosmosie jest cenniejsze niŜ złoto. Zwykle to Ziemia słuŜy jako pierwsza grawitacyjna trampolina, która wyrzuca sondę w dalsze rejony Układu Słonecznego. W ten sposób manewrowała nad naszymi głowami sonda Galileo w drodze do Jowisza, Cassini lecąca do Saturna oraz Messenger do Merkurego, a takŜe sondy NEAR i Rosseta zmierzające na spotkanie asteroidy i komety. Manewry te zakończyły się pełnym sukcesem, sondy poleciały do celu, ale nie wszystko poszło dokładnie tak, jak się tego spodziewano - informuje grupa naukowców. Stawiam Ŝurawinę, Ŝe to banialuki Pod doniesieniem podpisali się pracownicy laboratorium JPL z Pasadeny, które jest kolebką i motorem amerykańskiego programu kosmicznego. Zaintrygowało ich, Ŝe w wyniku przelotu nad Ziemią sondy nie zyskały takiego przyspieszenia, jak wskazywały wcześniejsze obliczenia. Dla powodzenia misji nie miało to Ŝadnego znaczenia, bo róŜnica była minimalna. Przykładowo sonda NEAR poruszała się o 13 mm/s szybciej niŜ powinna, a Galileo - o 4 mm/s, co stanowiło mniej niŜ jedną milionową ich prędkości. Nikt by się taką minimalną rozbieŜnością nie trapił, gdyby nie John Anderson, dziś juŜ emerytowany astronom z JPL. W latach 90. zeszłego wieku wytropił podobną niezgodność w ruchu sond Pionier 10 i 11, które wyruszyły w podróŜ międzyplanetarną na początku lat 70. i w tej chwili są juŜ kilkanaście miliardów kilometrów od Ziemi, dalej niŜ Pluton. Opuszczają Układ Słoneczny, zmierzając w przeciwne strony kosmosu. Niosą słynne plakietki z sylwetkami kobiety i męŜczyzny oraz przekazem dla innych cywilizacji. Pędzą z prędkością blisko 50 tys. km na godz., ale jak się okazuje, są minimalnie wolniejsze, niŜ wynika z rachunków mechaniki niebieskiej. Wydaje się, Ŝe hamuje je coś więcej niŜ tylko siła ciąŜenia Słońca i planet, które pozostały w tyle za nimi. Gdyby nie ta dodatkowa tajemnicza siła, byłyby dziś jakieś 400 tys. km dalej. MoŜe to drobiazg wobec całkowitego dystansu, jaki juŜ przebyły, ale jakŜe intrygujący! Kiedy Anderson z kolegami napisali o tym dziesięć lat temu w "Physical Review Letters", wywołało to lawinę komentarzy. Byli tacy badacze, którzy uwaŜali, Ŝe wskazuje to na lukę w naszym rozumieniu praw grawitacji. Inni sugerowali, Ŝe w rachunkach nie uwzględniono ciemnej materii, która ukrywa się w Układzie Słonecznym, albo efektów związanych z rozszerzaniem się przestrzeni kosmicznej czy deformacją czasoprzestrzeni. Jednak większość naukowców lekcewaŜyła tzw. anomalię Pionierów. Twierdzili, Ŝe z pewnością wina leŜy po stronie samych sond - np. wycieka z nich paliwo albo ulatniają się gazy, powodując przeciwny do ich prędkości odrzut. Innym moŜliwym wyjaśnieniem było to, Ŝe sondy są nierównomiernie nagrzane, więc emisja cieplna jest w jednym kierunku większa niŜ w innym. Być moŜe wchodzi w grę kilka róŜnych, równie banalnych czynników, których zresztą juŜ nigdy nie odkryjemy, bo z Pionierami juŜ od kilku lat nie ma kontaktu. - ZałoŜę się o skrzynkę soku z Ŝurawiny, Ŝe ta anomalia nie ma nic wspólnego z modyfikacją praw fizyki - mówił Irwin Shapiro z Uniwersytetu Harvarda. Szansa dla nowego Einsteina? Anderson był jednak dociekliwy. Sięgnął do archiwalnych danych o telemetrii Pionierów zapisanych na 400 magnetycznych taśmach i głęboko schowanych w piwnicach JPL, które potwierdziły, Ŝe anomalia była obecna od samego początku wojaŜy tych próbników. Teraz zaś zauwaŜył, Ŝe podobną zagadkę kryje ruch innych sond międzyplanetarnych, które rozpędzały się w okolicy Ziemi. - Na pierwszy rzut oka nie ma między nimi związku, bo Pioniery są przecieŜ duŜo, duŜo dalej, ale byłbym zdziwiony, gdyby nie chodziło o ten sam efekt - mówi. - Po raz pierwszy zebraliśmy wszystkie dostępne dane na temat sond, które minęły Ziemię, i dokonaliśmy ich systematycznej analizy. Niczego nie chcemy sugerować społeczności fizyków, lecz tylko poddajemy tę anomalię pod rozwagę - dodaje. Anderson i koledzy przez długi czas próbowali znaleźć jakiś klucz do obserwowanych anomalii. W końcu wpadli na to, Ŝe zagadkowe przyspieszenia próbników wydają się związane z kątem, jaki tworzy trajektoria lotu z osią obrotu Ziemi lub ziemskim równikiem. Wypisali nawet odpowiednią formułę. - Musi ją odtworzyć kaŜda teoria, która będzie starała się wyjaśniać te anomalie - mówi Anderson. Historia fizyki zna przykłady, kiedy drobna niezgodność w obserwacjach prowadziła do głębokiej modyfikacji obowiązujących teorii. Tak było np. z ruchem peryhelium Merkurego, którego nie potrafiły wyjaśnić prawa grawitacji Newtona. Problem rozwiązał dopiero Albert Einstein i jego ogólna teoria względności. - Najbardziej prawdopodobne jest jednak to, Ŝe odkryliśmy jakiś systematyczny błąd w pomiarach prędkości próbników - mówi skromnie Anderson. Źródło: www.gazeta.pl 12.03.2008 Korek w kosmosie Na orbicie zrobił się tłok. Wczoraj nad ranem w drogę do Międzynarodowej Stacji Kosmicznej wyruszył amerykański prom Endeavour, a na redzie stacji czeka juŜ europejski statek transportowy Juliusz Verne. Jednak przycumuje do niej dopiero wtedy, kiedy prom wyląduje na Ziemi Korek, który powstał na drodze do stacji (ISS), jest zrozumiały. Juliusz Verne jest pierwszą z serii bezzałogowych kosmicznych cięŜarówek, którymi Europejska Agencja Kosmiczna zamierza w najbliŜszych latach zaopatrywać astronautów mieszkających na orbicie. To prawie prototyp, a więc zanim dotrze do stacji, musi wykonać serię testów. Kontrolerzy lotów chcą być pewni, Ŝe sterowany przez komputery pokładowe Juliusz nie wymknie się ludzkiej kontroli i nie staranuje stacji (jak to się kiedyś zdarzyło innej kosmicznej cięŜarówce - rosyjskiemu Progressowi). Z kolei załogę Endeavoura czeka cięŜka misja, w której manewry europejskiego statku mogłyby przeszkodzić. W ładowni promu leci na stację kolejny moduł - fragment japońskiego laboratorium Kibo (Nadzieja) - który astronauci dołączą do ISS. No i jest jeszcze Pan Dexter Silny Pan o delikatnych dłoniach Pan Dexter to dwuręki robot skonstruowany za 200 mln dol. przez Kanadyjską Agencję Kosmiczną, który wyręczy astronautów w najbardziej niebezpiecznych zadaniach. Zamontowany na szczycie specjalnego Ŝurawia będzie przenosił ładunki i dokonywał prac remontowych czy budowlanych na zewnątrz stacji. Kanadyjczykom udało się zapewnić Dexterowi dwie, zdawałoby się, wykluczające się cechy - siłę i delikatność dotyku. Dzięki kamerze i zestawowi czujników będzie mógł bardzo precyzyjnie manipulować masywnymi, duŜymi ładunkami (w tym elementami stacji), a takŜe małymi, rozmiaru ksiąŜki. Robot podróŜuje w ładowni Endeavoura rozłoŜony na części. Astronauci złoŜą go na zewnątrz ISS i powołają do Ŝycia impulsem elektrycznym niczym dr Frankenstein swojego potwora. Pan Dexter będzie robił podobnie imponujące wraŜenie. To półtoratonowy gigant, wysoki na cztery metry, o 10-metrowym zasięgu ramion. - Posturą naprawdę moŜe przytłoczyć - przyznaje z respektem Garrett Reisman, jeden z astronautów, którzy zmontują Pana Dextera. - Co prawda wiemy, Ŝe ma bardzo mało rozumku i nie powaŜy się na samodzielność, to jednak jego rozmiary trochę przeraŜają - wzdycha Reisman. Przez najbliŜszych kilka miesięcy astronauci mieszkający na stacji będą się uczyć obsługi robota. Z japońskim Kibo sprawa będzie prostsza. Podczas tej misji astronauci (w tym jeden z Kraju Kwitnącej Wiśni) zawiozą na orbitę tylko pierwszy z trzech elementów tego kosmicznego laboratorium. To cylinder o średnicy i długości ponad czterech metrów, który będzie wykorzystywany jako... magazyn. Zostanie zamontowany w tymczasowym miejscu, niedaleko europejskiego laboratorium Columbus. Dopiero kiedy kolejne promy przywiozą następne moduły Kibo (centrum naukowe z niewielkim Ŝurawiem pracującym na zewnątrz oraz otwartą platformę badawczą), astronauci umieszczą całość w docelowym miejscu. Zbudować i zniszczyć Podczas lotu Endeavoura pobitych zostanie kilka rekordów. Misja potrwa aŜ 16 dni, najdłuŜej ze wszystkich dotychczasowych wypraw wahadłowców. Astronauci wyjdą na pięć spacerów w otwartą przestrzeń. Podczas trzech zajmą się składaniem Pana Dextera. Japończycy chwalą się, Ŝe juŜ niedługo takŜe oni będą mieli na orbicie okołoziemskiej swoją część Międzynarodowej Stacji Kosmicznej. I tym samym dołączą do Amerykanów, Rosjan, Kanadyjczyków i Europejczyków z ESA, głównych budowniczych ISS. TakŜe ESA ma powód do dumy. Choć jej Juliusz Verne będzie musiał poczekać na swoje pięć minut aŜ do początku kwietnia (wtedy dobije do stacji), to kosztujący 2 mld dol. statek jest jednym z dwóch powaŜnych europejskich wkładów - oprócz Columbusa - w budowę ISS. Europejczycy chcą (Polska do ESA jeszcze nie naleŜy) zbudować jeszcze kilka takich kosmicznych cięŜarówek. Mają zaopatrywać stację, powoli zastępując amerykańskie promy i rosyjskie Progressy. Szkoda jednak, Ŝe budowa Międzynarodowej Stacji Kosmicznej tak się wlecze. Pierwsze moduły wysłano na orbitę juŜ dziesięć lat temu, a cała ISS ma być gotowa dopiero za dwa lata. Rychło w czas, bo juŜ w końcu przyszłej dekady ma jej minąć "termin przydatności". Jeśli jej misja nie zostanie wydłuŜona, to świeŜo wybudowana za ponad 100 mld dol. stacja zostanie zrzucona na Ziemię. Spali się w atmosferze, a jej szczątki spadną do Oceanu Spokojnego. Źródło: www.gazeta.pl 13.03.2008 Prom Endeavour dotarł do ISS Amerykański wahadłowiec Endeavour z siedmioosobową załogą na pokładzie zacumował przy Międzynarodowej Stacji Kosmicznej (ISS), dostarczając na miejsce fragment japońskiego kompleksu naukowo- badawczego Kibo. Prom wystartował we wtorek rano czasu polskiego z Centrum Lotów Kosmicznych im. Johna F. Kennedy'ego na Przylądku Canaveral na Florydzie. Laboratorium Kibo (Nadzieja), które będzie dostarczone na ISS w trzech partiach, to główny wkład Japończyków w konstrukcję ISS. Pozostałe dwa moduły przylecą na ISS następnymi dwoma promami. Na pokładzie Endeavoura znajduje się siedmiu astronautów, w tym jeden Japończyk. Misja amerykańskiego wahadłowca potrwa aŜ 16 dni. W tym czasie astronauci pięciokrotnie wyjdą w otwartą przestrzeń kosmiczną. Lot Endeavoura to drugi z planowanych w tym roku aŜ sześciu rejsów amerykańskich wahadłowców, w tym pięciu w kierunku ISS. Obecnie NASA ma do dyspozycji trzy wahadłowce: Atlantis, Endeavour i Discovery, jednak w 2010 roku wszystkie mają zostać wycofane z eksploatacji. Firma Lockheed Martin pracuje nad nowym promem kosmicznym Orion, jednak będzie on gotowy do lotów najwcześniej w 2014 roku. Cassini wpadła w lodowy gejzer Wczoraj wieczorem NASA wysłała swoją sondę badającą okolice Saturna w oko cyklonu Cassini przeleciała tuŜ nad powierzchnią Enceladusa, jednego z księŜyców Saturna, badając bijący z niego lodotrysk. Gejzer drobinek o średnicy ludzkiego włosa (czyli kilkudziesięciu mikrometrów), który tryska z południowego bieguna Enceladusa, pasjonuje naukowców od chwili jego odkrycia prawie trzy lata temu. Uczeni ciągle zachodzą w głowę, co moŜe być źródłem tej fontanny. Według jednej z teorii pod popękaną lodową skorupą księŜyca przypominającego gigantyczną (500 km średnicy) piłeczkę do ping-ponga znajduje się ocean wody. Ogrzewać mają go pływy i promieniowanie z jądra Enceladusa. A jeśli woda w stanie ciekłym, to moŜe i... Ŝycie? Aby odpowiedzieć na to intrygujące pytanie (de facto o to, czy jesteśmy w kosmosie sami), naukowcy z NASA kazali sondzie wlecieć wgejzer izbadać jego skład. Interesują ich zwłaszcza te kryształki lodu, które są brudne. Zanieczyszczenia powiedzą uczonym, co tkwi we wnętrzu Enceladusa. Warto uspokoić tych, którzy obawiają się o los sondy po zderzeniu z fontanną kryształków lodu. Badacze z misji Cassini sądzą, Ŝe są one zbyt małe, by zranić statek. Szkód mogłyby narobić gradziny ośrednicy co najmniej centymetra. Źródło: www.gazeta.pl 21.03.2008 Astronauci testują nową metodę naprawy poszycia wahadłowców Dwóch astronautów promu kosmicznego Endeavour wyszło w nocy w otwartą przestrzeń kosmiczną, aby przetestować nową metodę naprawy termoizolacyjnego poszycia wahadłowców. To juŜ czwarty spacer załogi promu, odkąd tydzień temu przybyła ona na Międzynarodową Stację Kosmiczną (ISS). Tym razem kosmonauci wyposaŜeni są w specjalny pistolet do wyciskania i ultranowoczesny kit, za pomocą których na próbę łatają izolację. Naprawą zajmuje się Michael Foreman, a asystuje mu Robert Behnken. Uszkodzenie powłoki termicznej było przyczyną tragicznej katastrofy promu Columbia w 2003 r., który rozpadł się w atmosferze podchodząc do lądowania. Od tamtej pory NASA szuka sposobu na naprawę podobnych usterek jeszcze przed zejściem na Ziemię. InŜynierów z amerykańskiej agencji kosmicznej NASA przede wszystkim interesuje, jak łososiowej barwy kit zachowa się w czasie powrotu na Ziemię. Próbki po lądowaniu zostaną dokładnie zbadane i poddane ocenie, czy metoda nadaje się do wykorzystania. Receptura kitu jest ściśle tajna, ale kierownik lotu Mike Moses zdradził, Ŝe substancja powstała na bazie silikonu z dodatkiem polimeru alkoholu. - Z tymi wszystkimi bąbelkami w środku wygląda to jak kromka chleba - tak Foreman relacjonował naprawę przez radio. Endeavour z siedmioosobową załogą w zeszły czwartek zacumował na ISS, dostarczając na miejsce fragment japońskiego kompleksu naukowo-badawczego Kibo. Obecna misja amerykańskiego wahadłowca ma trwać 16 dni. Do końca misji astronautom pozostał jeszcze jeden planowany spacer w przestrzeni kosmicznej. Lot promu to drugi z planowanych w tym roku aŜ sześciu rejsów amerykańskich wahadłowców, w tym pięciu w kierunku ISS. Obecnie NASA ma do dyspozycji trzy wahadłowce: Atlantis, Endeavour i Discovery, jednak w 2010 roku wszystkie mają zostać wycofane z eksploatacji. Firma Lockheed Martin pracuje nad nowym promem kosmicznym Orion, jednak będzie on gotowy do lotów najwcześniej w 2014 roku. Źródło: www.onet.pl Astronauci testują w kosmosie nowy kit Dwóch astronautów promu kosmicznego Endeavour wyszło w nocy w otwartą przestrzeń kosmiczną, aby przetestować nową metodę naprawy termoizolacyjnego poszycia wahadłowców. To juŜ czwarty spacer załogi promu, odkąd tydzień temu przybyła ona na Międzynarodową Stację Kosmiczną. Tym razem kosmonauci wyposaŜeni są w specjalny pistolet do wyciskania i ultranowoczesny kit, za pomocą których na próbę łatają izolację. Naprawą zajmuje się Michael Foreman, a asystuje mu Robert Behnken. Usterka powodem tragedii Columbii Uszkodzenie powłoki termicznej było przyczyną tragicznej katastrofy promu Columbia w 2003 r., który rozpadł się w atmosferze podchodząc do lądowania. Od tamtej pory NASA szuka sposobu na naprawę podobnych usterek jeszcze przed zejściem na Ziemię. InŜynierów z amerykańskiej agencji kosmicznej NASA przede wszystkim interesuje, jak łososiowej barwy kit zachowa się w czasie powrotu na Ziemię. Próbki po lądowaniu zostaną dokładnie zbadane i poddane ocenie, czy metoda nadaje się do wykorzystania. Receptura kitu jest ściśle tajna, ale kierownik lotu Mike Moses zdradził, Ŝe substancja powstała na bazie silikonu z dodatkiem polimeru alkoholu. - Z tymi wszystkimi bąbelkami w środku wygląda to jak kromka chleba - tak Foreman relacjonował naprawę przez radio. Endeavour z siedmioosobową załogą w zeszły czwartek zacumował na ISS, dostarczając na miejsce fragment japońskiego kompleksu naukowo-badawczego Kibo. Obecna misja amerykańskiego wahadłowca ma trwać 16 dni. Do końca misji astronautom pozostał jeszcze jeden planowany spacer w przestrzeni kosmicznej. Kosmicznie dobre sushi W czwartek astronauci z promu Endeavour testowali na orbicie łatanie dziur w poszyciu wahadłowca W czwartek astronauci z promu Endeavour testowali na orbicie łatanie dziur w poszyciu wahadłowca. Takie umiejętności mogą się kiedyś przydać, bo zdarza się, Ŝe powłoka promów jest uszkadzana podczas startu (tak doszło do tragedii podczas misji Columbii w 2003 r.). Wcześniej astronauci zmontowali na orbicie kanadyjskiego robota Pana Dextera. Mocarz o 10-metrowym zasięgu ramion będzie wyręczał mieszkańców Międzynarodowej Stacji Kosmicznej w pracach w otwartej przestrzeni. Kiedy załoga Endeavoura zajmowała się kosmicznymi spacerami, mieszkańcy stacji zajadali się kluseczkami, łososiem i gotowanym na parze ryŜem przywiezionymi przez japońskiego astronautę Takao Doi. - Było pyszne - przyznała dowódczyni stacji Peggy Whitson, która od pięciu miesięcy siedzi w kosmosie i Ŝywi się liofilizowanymi zestawami posiłków przygotowanymi przez NASA. Źródło: www.gazeta.pl 25.03.2008 Endeavour opuścił ISS, leci na Ziemię Amerykański prom kosmiczny Endeavour odcumował w nocy od Międzynarodowej Stacji Kosmicznej (ISS) i udał się w drogę powrotną z orbity na Ziemię - poinformowano w centrum lotów NASA w Houston w Teksasie. Rozpoczęty o 1:25 czasu polskiego lot powrotny zakończył 12- dniowy pobyt wahadłowca na orbicie, w trakcie którego zamontowano na ISS przywieziony z Ziemi pierwszy segment japońskiego laboratorium kosmicznego Kibo (Nadzieja). Prom ma wylądować w środę wieczorem czasu miejscowego (w nocy czasu polskiego) w Centrum Kosmicznym im. Kennedy'ego na Florydzie. Dzięki przywiezieniu na orbitę i zamontowaniu na Międzynarodowej Stacji Kosmicznej (ISS) pierwszej części japońskiego modułu laboratoryjnego znalazły się na orbicie urządzenia i instrumenty wyprodukowane juŜ we wszystkich 15 państwach partnerskich stacji. Główna część Kibo - hermetyzowany cylinder roboczy długości 11 metrów - zostanie dostarczona w ramach następnego lotu wahadłowca NASA w maju bieŜącego roku. Po dalszej rozbudowie, w maju przyszłego roku, Kibo stanie się wtedy największym modułem stacji orbitalnej W trakcie dwunastodniowego pobytu na orbicie dwaj astronauci amerykańscy Garrett Reisman i Richard Linnehan zainstalowali na stacji poza japońskim modułem równieŜ dwuramienny kanadyjski telemanipulator Dextre. Po pełnym uruchomieniu Dextre będzie mógł wykonywać znaczną część prac, wymagających obecnie wychodzenia astronautów na zewnątrz ISS. Zadania wahadłowca Endeavour z siedmioma astronautami na pokładzie wystartował z przylądka Canaveral na Florydzie we wtorek 11 marca. Poza dostarczeniem pierwszego elementu modułu Kibo i telemanipulatora Dextre, misja objęła równieŜ wymianę jednego z trojga członków załogi ISS. Na stacji pozostał Reisman, natomiast promem wraca na Ziemię francuski astronauta Leopold Eyharts. Dowódcą ISS jest obecnie Amerykanka Peggy Whitson, a inŜynierem pokładowym Rosjanin Jurij Malenczenko. Państwowa Agencja Aeronautyki i Przestrzeni Kosmicznej (NASA) zamierza zakończyć budowę ISS do roku 2010, gdy flotylla istniejących wahadłowców zostanie definitywnie wycofana ze słuŜby. Do tej pory zrealizowano około 60 procent zaplanowanych prac montaŜowych. Eksplozja sprzed 7,5 mld lat To był najdalszy obiekt widoczny gołym okiem. Ale tylko błysnął. Jeśli akurat nie patrzyłeś wtedy w niebo albo mrugnąłeś, przegapiłeś go. W zeszłą środę nad ranem satelita Swift zarejestrował błysk gamma - czyli jądrowe promieniowanie o duŜej energii, które nadleciało gdzieś z konstelacji Wolarza. W tym samym momencie polski teleskop w obserwatorium Las Campanas w Chile, wycelowany w ten sam obszar kosmosu, dostrzegł, Ŝe na ciemnym niebie pojawiła się mała plamka światła. Na ułamek sekundy pojaśniała tak, Ŝe znalazła się na granicy widzialności gołym okiem (ale nie wiadomo, czy ktokolwiek ją zobaczył oprócz automatycznie sterowanego teleskopu), a potem powoli zaczęła gasnąć. Wkrótce - po alarmie, który wszczął satelita - rozbłysk sfotografowało teŜ kilka innych teleskopów. Była to jedna z największych eksplozji kiedykolwiek obserwowanych - na granicy widzialności, gdyŜ wydarzyła się aŜ 7,5 mld lat świetlnych od Ziemi. Jej świetlne echo dopiero teraz do nas dotarło, choć wyruszyło w podróŜ, kiedy Wszechświat był dopiero w połowie obecnego wieku, zanim jeszcze narodziły się Słońce i Ziemia. Naukowcy oceniają, Ŝe w tej odległej kosmicznej katastrofie w kilkadziesiąt sekund wydzieliło się tyle energii, ile nasze Słońce wyświeci w ciągu całego swojego Ŝycia. Zgadują, Ŝe doszło do gwałtownych narodzin czarnej dziury - albo pod wpływem własnego cięŜaru zapadła się bardzo masywna gwiazda, albo zderzyły się i połączyły dwie gwiazdy neutronowe. Zrodzone z takich katastrof błyski gamma kilka razy dziennie uderzają w Ziemię (ale bez obaw - chroni nas przed nimi atmosfera). Wykryto je w latach 60., ale dopiero niedawno udało się dostrzec odblask samych eksplozji. Śledzą je m.in. polskie teleskopy w ramach projektu "Pi of the sky", którym kierują dr hab. Lech Mankiewicz z Centrum Fizyki Teoretycznej PAN i dr hab. Grzegorz Wrochna z Instytutu Problemów Jądrowych. Tworzą oni w Chile system 32 niewielkich teleskopów uzbrojonych w aparaty cyfrowe, które wkrótce będą fotografować jedną trzecią całego nieba bez przerwy przez całą noc. Na razie działa pilotaŜowa instalacja złoŜona z dwóch teleskopów, które właśnie dowiodły, Ŝe cały projekt ma sens. Zdjęcia z polskiego teleskopu po raz pierwszy pokazały z kilkusekundową precyzją miejsce kosmicznego wybuchu tuŜ przed eksplozją, w jej trakcie, a takŜe minuty po kulminacji rozbłysku. Źródło: www.gazeta.pl 29.03.2008 Nieziemski TIR Europy Na redzie Międzynarodowej Stacji Kosmicznej od 9 marca stoi bezzałogowy statek transportowy Juliusz Verne - dziecko i duma Europejskiej Agencji Kosmicznej. Do stacji przybije 3 kwietnia ATV jest pierwszym pojazdem kosmicznym, który w końcowej fazie automatycznego cumowania uŜywa systemu laserowego. Dzięki dwóm czujnikom statek widzi stację To dziewiczy rejs statku, który w technicznym slangu zwany jest ATV (ang. Automated Transfer Vehicle). Został wystrzelony na ziemską orbitę z kosmodromu w Gujanie Francuskiej za pomocą rakiety Ariane. Przez kilka tygodni specjaliści z Europejskiej Agencji Kosmicznej ESA sprawdzali, czy pojazd zachowuje się poprawnie i reaguje na polecenia. Przetestowali m.in. "manewr ucieczki". ATV to właściwie inteligentny robot, a jego projektanci dali mu duŜo swobody. Sterowany przez kilka komputerów samodzielnie dobija do stacji kosmicznej. Dzięki pionierskiemu w kosmicznej Ŝegludze systemowi naprowadzania laserowego niezwykle precyzyjnie wchodzi w śluzę stacji. Człowiek moŜe oczywiście ingerować w kaŜdym momencie. Lot statku podzielono na kilka faz, a o przejściu do kolejnej decyduje zgoda kontrolerów lotu z centrum w Tuluzie we Francji. Manewr dokowania moŜe być przerwany nie tylko z Ziemi, ale takŜe przez załogę stacji. Jeśli astronauci uznają, Ŝe statek zbliŜa się zbyt szybko i istnieje ryzyko kolizji z kosmicznym domem, rozkaŜą Juliuszowi wykonać "manewr ucieczki". Statek powinien wtedy wyhamować i oddalić się od stacji na bezpieczną odległość. Potem, w zaleŜności od sytuacji, albo spróbuje ponownie cumować, albo przerwie misję. ESA jest niezwykle dumna ze swojego dziecka. Chwali się, Ŝe tak pojemnego bezzałogowego transportowca jeszcze nikt nie zbudował. ATV ma zastąpić amerykańskie promy i rosyjskie Progressy, zaopatrywać załogę stacji w zapasy potrzebne astronautom do Ŝycia i badań na orbicie - suche ładunki zapakowane w specjalne pakiety, powietrze, wodę, paliwo rakietowe. ESA zainwestowała w program budowy statku juŜ 2 mld dol. ESA wyprodukuje co najmniej pięć takich statków. KaŜdy z nich jest "TIRem jednorazowego uŜytku". Kiedy astronauci wypakują juŜ z Juliusza wszystkie zapasy, zaczną zapełniać go śmieciami i odpadkami, które stacja produkuje tak jak kaŜde gospodarstwo domowe. W sierpniu tego roku pierwszy ATV odcumuje od stacji i rozpocznie szybki lot ku przeznaczeniu. Nad Pacyfikiem wpadnie w atmosferę Ziemi i spłonie niczym zapałka. Endeavour opuścił ISS, leci na Ziemię Amerykański prom kosmiczny Endeavour odcumował w nocy od Międzynarodowej Stacji Kosmicznej (ISS) i udał się w drogę powrotną z orbity na Ziemię - poinformowano w centrum lotów NASA w Houston w Teksasie. Rozpoczęty o 1:25 czasu polskiego lot powrotny zakończył 12- dniowy pobyt wahadłowca na orbicie, w trakcie którego zamontowano na ISS przywieziony z Ziemi pierwszy segment japońskiego laboratorium kosmicznego Kibo (Nadzieja). Prom ma wylądować w środę wieczorem czasu miejscowego (w nocy czasu polskiego) w Centrum Kosmicznym im. Kennedy'ego na Florydzie. Dzięki przywiezieniu na orbitę i zamontowaniu na Międzynarodowej Stacji Kosmicznej (ISS) pierwszej części japońskiego modułu laboratoryjnego znalazły się na orbicie urządzenia i instrumenty wyprodukowane juŜ we wszystkich 15 państwach partnerskich stacji. Główna część Kibo - hermetyzowany cylinder roboczy długości 11 metrów - zostanie dostarczona w ramach następnego lotu wahadłowca NASA w maju bieŜącego roku. Po dalszej rozbudowie, w maju przyszłego roku, Kibo stanie się wtedy największym modułem stacji orbitalnej W trakcie dwunastodniowego pobytu na orbicie dwaj astronauci amerykańscy Garrett Reisman i Richard Linnehan zainstalowali na stacji poza japońskim modułem równieŜ dwuramienny kanadyjski telemanipulator Dextre. Po pełnym uruchomieniu Dextre będzie mógł wykonywać znaczną część prac, wymagających obecnie wychodzenia astronautów na zewnątrz ISS. Zadania wahadłowca Endeavour z siedmioma astronautami na pokładzie wystartował z przylądka Canaveral na Florydzie we wtorek 11 marca. Poza dostarczeniem pierwszego elementu modułu Kibo i telemanipulatora Dextre, misja objęła równieŜ wymianę jednego z trojga członków załogi ISS. Na stacji pozostał Reisman, natomiast promem wraca na Ziemię francuski astronauta Leopold Eyharts. Dowódcą ISS jest obecnie Amerykanka Peggy Whitson, a inŜynierem pokładowym Rosjanin Jurij Malenczenko. Państwowa Agencja Aeronautyki i Przestrzeni Kosmicznej (NASA) zamierza zakończyć budowę ISS do roku 2010, gdy flotylla istniejących wahadłowców zostanie definitywnie wycofana ze słuŜby. Do tej pory zrealizowano około 60 procent zaplanowanych prac montaŜowych. Eksplozja sprzed 7,5 mld lat To był najdalszy obiekt widoczny gołym okiem. Ale tylko błysnął. Jeśli akurat nie patrzyłeś wtedy w niebo albo mrugnąłeś, przegapiłeś go. W zeszłą środę nad ranem satelita Swift zarejestrował błysk gamma - czyli jądrowe promieniowanie o duŜej energii, które nadleciało gdzieś z konstelacji Wolarza. W tym samym momencie polski teleskop w obserwatorium Las Campanas w Chile, wycelowany w ten sam obszar kosmosu, dostrzegł, Ŝe na ciemnym niebie pojawiła się mała plamka światła. Na ułamek sekundy pojaśniała tak, Ŝe znalazła się na granicy widzialności gołym okiem (ale nie wiadomo, czy ktokolwiek ją zobaczył oprócz automatycznie sterowanego teleskopu), a potem powoli zaczęła gasnąć. Wkrótce - po alarmie, który wszczął satelita - rozbłysk sfotografowało teŜ kilka innych teleskopów. Była to jedna z największych eksplozji kiedykolwiek obserwowanych - na granicy widzialności, gdyŜ wydarzyła się aŜ 7,5 mld lat świetlnych od Ziemi. Jej świetlne echo dopiero teraz do nas dotarło, choć wyruszyło w podróŜ, kiedy Wszechświat był dopiero w połowie obecnego wieku, zanim jeszcze narodziły się Słońce i Ziemia. Naukowcy oceniają, Ŝe w tej odległej kosmicznej katastrofie w kilkadziesiąt sekund wydzieliło się tyle energii, ile nasze Słońce wyświeci w ciągu całego swojego Ŝycia. Zgadują, Ŝe doszło do gwałtownych narodzin czarnej dziury - albo pod wpływem własnego cięŜaru zapadła się bardzo masywna gwiazda, albo zderzyły się i połączyły dwie gwiazdy neutronowe. Zrodzone z takich katastrof błyski gamma kilka razy dziennie uderzają w Ziemię (ale bez obaw - chroni nas przed nimi atmosfera). Wykryto je w latach 60., ale dopiero niedawno udało się dostrzec odblask samych eksplozji. Śledzą je m.in. polskie teleskopy w ramach projektu "Pi of the sky", którym kierują dr hab. Lech Mankiewicz z Centrum Fizyki Teoretycznej PAN i dr hab. Grzegorz Wrochna z Instytutu Problemów Jądrowych. Tworzą oni w Chile system 32 niewielkich teleskopów uzbrojonych w aparaty cyfrowe, które wkrótce będą fotografować jedną trzecią całego nieba bez przerwy przez całą noc. Na razie działa pilotaŜowa instalacja złoŜona z dwóch teleskopów, które właśnie dowiodły, Ŝe cały projekt ma sens. Zdjęcia z polskiego teleskopu po raz pierwszy pokazały z kilkusekundową precyzją miejsce kosmicznego wybuchu tuŜ przed eksplozją, w jej trakcie, a takŜe minuty po kulminacji rozbłysku. Ciemno wszędzie, pusto wszędzie Wszechświat dosłownie znika z oczu. Miliardy galaktyk - dziś jeszcze w zasięgu teleskopów - jedna po drugiej uciekną poza granice poznania. Za granicami Drogi Mlecznej będzie ciemność To najbardziej przygnębiająca praca naukowa, jaką kiedykolwiek miałem w rękach - komentował na łamach "New York Times" Dennis Overbye, biograf Einsteina i jeden z najlepszych popularyzatorów nauki. Chodzi o publikację Lawrence'a Krausa i Roberta Scherrera. Tych dwóch uczonych nie pozostawia najmniejszej nadziei: za 100 miliardów lat na niebie poza gwiazdami Drogi Mlecznej widoczne pozostaną tylko najbliŜsze galaktyki. Dalej będzie pustka i ciemność. Pochłonie ona na zawsze 100 miliardów galaktyk, które dziś są w zasięgu teleskopów. Nie jest łatwo wyobrazić sobie ogrom Wszechświata dostępnego naszemu poznaniu. Słońce oddalone jest od nas o 150 milionów kilometrów - gdyby zgasło, dowiedzielibyśmy się o tym dopiero po ośmiu minutach i 18 sekundach, bo tyle potrzebuje jego światło, by dotrzeć na Ziemię. A to dopiero próg bezmiaru kosmicznych przestrzeni. Gdyby wykonać model naszej galaktyki w takiej skali, by odległość Ziemi od Słońca wyniosła jeden milimetr, wówczas kolejna najbliŜsza nam gwiazda znalazłaby się w odległości aŜ 300 metrów. Nasza galaktyka - Droga Mleczna - jest w tej skali dyskiem o średnicy sześciu kilometrów. Na przebycie drogi od krańca do krańca galaktyki światło potrzebuje 100 tysięcy lat. A reszta Wszechświata jest duŜo, duŜo większa. Gdyby ścisnąć naszą galaktykę do kuli o średnicy centymetra (odległość Ziemi od Słońca nie przekraczałaby teraz rozmiaru atomu), to cały widzialny kosmos miałby rozmiary kuli o średnicy trzech kilometrów. W tej kuli (zwanej objętością Hubble'a) mieści się dziś blisko 100 miliardów galaktyk - mniejszych i większych zespołów gwiazd. A kaŜda z galaktyk składa się z miliardów, a nawet bilionów gwiazd. I to wszystko zniknie nam z oczu. Ucieczka poza horyzont Przestrzeń się rozszerza. Galaktyki oddalają się od nas i od siebie wzajemnie, tak jak rodzynki w puchnącym cieście droŜdŜowym. Prędkość ich ucieczki jest proporcjonalna do odległości - te skupiska gwiazd, które są dalej od nas, uciekają szybciej. Galaktyki oddalone o milion lat świetlnych uciekają z prędkością 20 kilometrów na sekundę. Galaktyki oddalone o miliard lat - z prędkością 20 tysięcy kilometrów na sekundę. Te najdalsze, najbardziej skrajne osiągają prędkość ucieczki zbliŜoną do prędkości światła. Jeśli przyspieszą jeszcze bardziej, to nie będziemy mieli szans, by je zobaczyć. Światło emitowane przez odległe gwiazdy "nie nadąŜy" za puchnącym Wszechświatem i po prostu nie zdoła do nas dolecieć. Wszak światło nie moŜe poruszać się szybciej od światła. Tak, moŜe to brzmi niedorzecznie, ale im szybciej Wszechświat się będzie rozszerzał, im będzie go "więcej", tym mniej go zobaczymy. To juŜ się rozpoczęło. Niech nie zwodzi nas to, Ŝe teleskop Hubble'a wciąŜ rejestruje światło galaktyk połoŜonych w odległości ponad 67 mld lat świetlnych. To oznacza bowiem, Ŝe widzimy te galaktyki takimi, jakie były 6-7 mld lat temu. Widzimy wspomnienia. Rejestrujemy przeszłość. A jak jest tam dziś? Nie dowiemy się, bo ich światło wyemitowane teraz juŜ nigdy do nas nie dotrze. Jeśli rozwiną się tam inne cywilizacje, to nigdy się o nich nie dowiemy. RównieŜ one pozostaną nieświadome naszego istnienia. Nicość generalna To dopiero początek. Lawrence Kraus i Robert Scherrer kreślą czarny scenariusz, w którym pierwsze zaczynają znikać galaktyki najdalej połoŜone. Ich światło zacznie czerwienieć i gasnąć, promieniowanie najpierw zŜółknie, potem przejdzie w pomarańczowe, czerwone, podczerwone, a więc niewidzialne dla ludzkiego oka, a wkrótce teŜ dla naszych przyrządów. Fale świetlne ulegną nieskończonemu wydłuŜeniu. Staną się niewykrywalne. Umykające gwiazdy znikną z oczu nam i naszym przyrządom tak, jakby przeleciały przez krawędź wielkiego wodospadu. A ta krawędź będzie się do nas coraz bardziej przybliŜać i pochłaniać coraz bliŜsze galaktyki. Jeszcze dziesięć lat temu wydawało się, Ŝe taki scenariusz nie ma sensu. Wiadomo było wprawdzie, Ŝe Wszechświat się rozszerza, a galaktyki uciekają od siebie, ale mieliśmy pewność, Ŝe nie wymkną się spod kontroli. Były bowiem trzymane jak na postronku przez siłę grawitacji - która jest siłą przyciągającą. Powszechne ciąŜenie miało sprawiać, Ŝe prędkość rozszerzania przestrzeni stopniowo maleje, a kosmos zwalnia swoją ekspansję spowodowaną Wielkim Wybuchem 13,7 mld lat temu. Horyzont dostępny naszemu poznaniu miał się stale powiększać, bo do Ziemi z czasem miało docierać światło z coraz dalej połoŜonych obszarów. Tymczasem okazało się, Ŝe kosmos jakieś 6 mld lat temu nacisnął na pedał gazu. Galaktyki urwały się z uwięzi grawitacji i uciekają coraz szybciej. Tak wynika z porównania jasności supernowych, które dla astronomów są jak latarnie wyznaczające odległości w kosmosie. Jakaś nowa siła - odpychająca - pojawiła się w grze. Nikt nie ma pojęcia, co to za siła. Jedna z hipotez mówi o tajemniczej substancji, która ma wypełniać kosmos niczym stary, XIX-wieczny eter. Nazwano ją kwintesencją, która dla Greków była piątym, boskim elementem obok czterech Ŝywiołów: wody, ziemi, ognia i powietrza. Kwintesencja miałaby mieć niespotykane na Ziemi własności - m.in. ujemne ciśnienie, które powoduje puchnięcie kosmosu. Inna hipoteza mówi o tym, Ŝe odpycha sama próŜnia. To bardzo mała siła, jeśli weźmiemy małą objętość próŜni, czyli niczego. Ale kiedy świat się powiększył w wyniku Wielkiego Wybuchu, to nicości między galaktykami było coraz więcej, aŜ w końcu jej siła odpychająca pokonała grawitację i odtąd dyktuje warunki. Kłopot w tym, Ŝe znane prawa fizyki nic nie mówią o takiej odpychającej własności próŜni. Naukowcy nadają tej niezrozumiałej dla nich sile wiele imion - kwintesencji, stałej kosmologicznej czy ciemnej energii. Pytanie brzmi: czy zdąŜą ją zrozumieć, nim sprzed oczu zniknie im przedmiot badań? Koniec kosmologii MoŜemy bowiem odrzucić naiwne wizje, zgodnie z którymi wraz z upływem czasu nasza cywilizacja wznosić się będzie na coraz to wyŜsze poziomy poznania, moŜe nawiąŜe kontakt z braćmi w rozumie z innych zakątków Wszechświata i połączymy siły, by wspólnie osiągnąć panowanie nad czasem i przestrzenią. Nic z tego. Światy będą się raczej rodzić i umierać w całkowitej samotności. Oddzielone od siebie niemoŜliwymi do przebycia przestrzeniami wypełnionymi pustką i czarną energią. Uciekające od siebie i pozostawione same sobie. Rozumne istoty - gdziekolwiek się pojawią - będą rozwijać tylko swoje własne cywilizacje, mając jednak coraz mniej materiału do obserwacji i porównań. Coraz mniej wiedzy i zrozumienia. Nie mogąc obserwować oddalających się galaktyk, ich astronomowie pozostaną nieświadomi zarówno tego, Ŝe Wszechświat pozostaje w ciągłym ruchu, tego, Ŝe się rozszerza, jak i tego, Ŝe powstał w czasie Wielkiego Wybuchu. Być moŜe nigdy nie odkryją prawdziwej natury Wszechświata. Ich niebo będzie tak stałe i stabilne, jak wydawało się stałe i stabilne 400 lat temu sir Isaacowi Newtonowi. Nicość pochłonie ostatnie echo Wielkiego Wybuchu, czyli kosmiczne promieniowanie tła. Tylko Droga Mleczna i kilka najbliŜszych sąsiadek, których nie zdołała oderwać od nas ciemna energia, bo między nami znajduje się zbyt mało próŜni lub kwintesencji. Obserwatorzy przyszłości będą więc dreptać w miejscu, próbując odgadnąć, dlaczego Wszechświat składa się z dokładnie sześciu galaktyk - ironizuje Krauss w przedmowie do swej pracy. Jakie jest ukryte znaczenie liczby sześć? Wyobraźcie sobie tylko - setki rozpraw temu poświęconych. Prace doktorskie. RozwaŜania teologiczne. Marność nad marnościami. Posłańcy wiedzy My na Ziemi mamy szczęście. śyjemy w szczególnej chwili i szczególnym miejscu. Jeszcze 5 miliardów lat temu nie bylibyśmy w stanie zaobserwować jakichkolwiek efektów działalności ciemnej energii. A za 100 miliardów lat nie będzie juŜ po nich śladu. Z tego punktu widzenia moŜemy powiedzieć, Ŝe jesteśmy cywilizacją wybraną. To przypadek, szczęście, zaszczyt. I niemały obowiązek. Być moŜe jesteśmy jedyni spośród milionów moŜliwych zasiedlonych w kosmosie globów, którym dane będzie odkryć, w jaki sposób wszystko się zaczęło. Naszym długiem wobec przyszłych nawet nie pokoleń, ale światów - jest przekazanie tej wiedzy. Jak? MoŜe rzucając w otchłań kosmosu gwiezdne "butelki z listem" - roboty, które przemierzałyby przestrzeń, niosąc na pokładzie przesłanie o tym, co udało nam się dostrzec. Ostatnie wspomnienie rozgwieŜdŜonego nieba. Skamieliny, które dowodziłyby ewolucji i bogactwa Wszechświata. Praca Kraussa i Scherrera kaŜe nam teŜ spojrzeć z dystansem na naszą wiedzę. Setki fundamentalnych spraw mogą juŜ teraz być ukryte przed naszymi obserwacjami - tłumaczy Krauss. Być moŜe misternie budujemy sobie całkiem nieprawdziwy obraz świata. Wpatrzeni w cienie na ścianie jaskini nawet nie podejrzewamy, jak bardzo ograniczony jest nasz punkt widzenia. Nigdy się nie dowiemy, czego nie wiemy. Chyba Ŝe znajdziemy "butelkę" z przekazem z przeszłości. Źródło: www.gazeta.pl Rosja wystrzeliła satelitę wojskowego Rosja wystrzeliła na orbitę czwartego z pięciu zaplanowanych niemieckich satelitów wojskowych, mających dopomóc niemieckim siłom zbrojnym m.in. w realizacji misji wojskowych w innych krajach. 720-kilogramowy obiekt typu SAR-Lupe wejdzie w skład własnego systemu zwiadowczego Bundeswehry, który zapewni jej zdjęcia najwyŜszej ostrości ze wszystkich zakątków globu. Satelitę wystrzelono w czwartek wieczorem za pomocą rakiety nośnej Kosmos 3M z kosmodromu Pleseck w północnej Rosji - podała rosyjska agencja Interfax cytowana przez niemiecką agencję dpa. Z powodu złej pogody zaplanowany początkowo na wtorek start przekładany był dwukrotnie. Pierwszy z serii satelitów SAR-Lupe wystrzelony był z tego samego, uŜywanego do celów wojskowych kosmodromu w grudniu 2006 roku. Start piątego, ostatniego nastąpi w październiku b.r. Najpóźniej w początkach 2009 roku cały system będzie gotów do rozpoczęcia działania poinformował dziennikarzy w kompleksie Pleseck rosyjski oficer Aleksiej Zołotuchin. Cały system, włacznie ze stacją naziemną w Gelsdorf koło Bonn, kosztował 370 mln euro. Umowę w sprawie wystrzelenia serii satelitów zawarły w 2003 roku rosyjski państwowy eksporter broni Rozoboronexport oraz niemiecki COSMOS International Satellitenstart GmbH. Źródło: www.onet.pl 30.03.2008 W kosmosie odkryto kolejną cząstkę organiczną Naukowcy z niemieckiego instytutu naukowego wykryli w kosmosie cząsteczkę blisko związaną z aminokwasami. Zaobserwowana molekuła to aminoacetonitryl. Badacze z Max Plack Institute for Radio Astronomy w Bonn w Niemczech prowadzili obserwacje radioteleskopami w Hiszpanii, Francji i Australii. Badanym obiektem był obłok gazu o nazwie znajdujący się niedaleko centrum Galaktyki, a widoczny na niebie w konstelacji Strzelca. Large Molecule Heimat to bardzo gęsty i gorący obszar gazu w rejonie gwiazdotwórczym Sagitarrius B2. Ma średnicę zaledwie 0,3 roku świetlnego i jest podgrzewany przez ukryte w nim tworzące się gwiazdy. W tym obłoku zaobserwowano większość międzygwiazdowych cząsteczek znanych do tej pory, włącznie z takimi jak alkohol etylowy, formaldehyd, kwas mrówkowy, czy kwas octowy. Od roku 1965 w kosmosie zaobserwowano juŜ ponad 140 molekuł, w tym wiele organicznych. Niestety do tej pory nie udało się dostrzec najprostszego aminokwasu - glicyny (NH2CH2COOH). Wobec tego naukowcy poszukali zbliŜonej cząsteczki - aminoacetonitrylu (NH2CH2CN). Aby odnaleźć aminoacetonitryl sprawdzono 3700 linii widmowych przy pomocy 30-metrowego radioteleskopu w Hiszpanii. 51 słabych linii udało się przypisać tej cząsteczce. Wyniki potwierdzono dwoma sieciami radioteleskopów, które umoŜliwiają obserwacje z większą przestrzenną zdolnością rozdzielczą (IRAM Plateau de Bure we Francji oraz Australia Telescope Compact Array). Obserwacje pokazały, Ŝe linie emitowane są z tego samego obszaru, co jest argumentem przemawiającym za poprawnością ich identyfikacji. Źródłem laboratoryjnych długości fali linii widmowych aminoacetonitrylu była baza opracowana przez Laboratory for Molecular Spectroscopy of Cologne University. Kierownikiem grupy naukowców jest Arnaud Belloche z Max Planck Institute, a wyniki badań zostały opublikowane w czasopiśmie naukowym "Astronomy & Astrophysics". Źródło: www.onet.pl