Wielkie Księstwo Litewskie – Litwa współczesna. Pamięć
Transkrypt
Wielkie Księstwo Litewskie – Litwa współczesna. Pamięć
IEŚW. Projekt: Historia a teraźniejszość. Dziedzictwo Rzeczpospolitej Obojga Narodów a aktualne stosunki polsko-litewskie Wielkie Księstwo Litewskie – Litwa współczesna. Pamięć indywidualna i zbiorowa Hubert Łaszkiewicz rozmawia z panią Katarzyną Kucewicz Hubert Łaszkiewicz (HŁ): Chciałbym porozmawiać na temat Wielkiego Księstwa Litewskiego, Litwy współczesnej, na temat następujących spraw: pamięć historyczna indywidualna, zbiorowa; czy ona jest odrębna, czy podzielona, czy też jedna. Chodzi mi o tę wspólnotę polską, która tam zamieszkuje, ale także inne wspólnoty, przede wszystkim Litwinów. Myślę też, że spotykała pani Białorusinów, Ukraińców, nie wiem, obywateli radzieckich, Rosjan i tiech wsiech, kotoryje goworili na obszczeponiatnom ruskom jazykie. Ale żeby o tym wszystkim opowiadać, proszę najpierw powiedzieć kilka słów o sobie. Katarzyna Kucewicz (KK): Nazywam się Katarzyna Kucewicz. Urodziłam się w 1979 roku w rejonie solecznickim. Urodziłam się w polskiej rodzinie. Mama i tata są Polakami. Właściwie, jak sięgam pamięcią do rozmów rodzinnych, to dziadkowie, pradziadkowie byli Polakami. Nie było tej krwi pomieszanej z Litwinami czy z innymi narodowościami, chociażby na przykład z Białorusinami. Kiedy miałam 2 lata, moi rodzice przeprowadzili się do Podworańc (lit. Padvarionys). To jest nieduża wieś w gminie Miedniki, do dziś niekiedy używana jest nieoficjalnie nazwa historyczna Miedniki Królewskie (lit. Medininkai). To jest miejscowość położona na wschodzie rejonu wileńskiego, w odległości 33 km od Wilna. Obecnie jest tam przejście graniczne z Białorusią. Tam wychowywałam się, dorastałam, chodziłam do szkoły polskiej w Miednikach. Obecnie to jest Miednicka Szkoła Średnia im. św. Kazimierza. HŁ: Patrona Litwy... KK: Tak. Patrona Litwy. HŁ: Czy Wielkiego Księstwa Litewskiego? Jak by pani powiedziała? KK: Myślę, że obecnie patrona Litwy. Święty Kazimierz do dziś jest bardzo czczony na Liwie, Wileńszczyźnie. Wystarczy wspomnieć chociażby te słynne Kaziuki wileńskie. HŁ: W marcu. KK: Tak, ta tradycja przetrwała i jest bardzo żywa dzisiaj. HŁ: A w czasie nauki w szkole – uczyła się pani po polsku – na samym początku uczyła się pani jeszcze języka rosyjskiego, prawda? KK: Właściwie, jak sięgam pamięcią, to nauka języka rosyjskiego odbywała się samoistnie, poprzez oglądanie telewizji. To były lata 80., kiedy poszłam do szkoły. W szkole były wszystkie przedmioty po polsku. Co ciekawe, w programie nauczania początkowego (klasy 14) nie było lekcji języka litewskiego. Języka litewskiego uczyliśmy się od klasy piątej. Natomiast z językiem rosyjskim miało się zdecydowanie wcześniej kontakt niż z litewskim. Co prawda, nie mieliśmy zbytnio kontaktu z wieloma Rosjanami na co dzień, ale język ten 1 IEŚW. Projekt: Historia a teraźniejszość. Dziedzictwo Rzeczpospolitej Obojga Narodów a aktualne stosunki polsko-litewskie poznawało się od dziecka poprzez oglądanie bajek w telewizji, gdzie – wiadomo – wtedy był jeden program rosyjski, który wszyscy oglądali. HŁ: Nu pagadi, Kazaki igrajut w futbol. KK: Tak. Właśnie poprzez oglądanie bajek i czytanie książek. Można więc uznać, że nauka języka rosyjskiego odbywała się w sposób niezauważalny, równolegle z językiem polskim. Mimowolnie nasiąkało się kulturą rosyjską, radziecką. Nie było takiego momentu jednego, konkretnego, o którym można powiedzieć, że wtedy właśnie rozpoczęłam naukę języka rosyjskiego od alfabetu. HŁ: A jeżeli chodzi o język litewski, to jak ta nauka w szkole wyglądała? To jest zrozumiałe, że najpierw uczy się alfabetu, który jest trochę inny. To jest alfabet łaciński oczywiście, ale są inne znaki. Czy pamięta pani na przykład teksty literackie, które pani miała w szkole? KK: Język litewski, w odróżnieniu od rosyjskiego, musieliśmy poznawać od podstaw, ponieważ z tym językiem na co dzień nie mieliśmy do czynienia w ogóle w tej miejscowości, gdzie mieszkałam. Mieszkają tam niemal wyłącznie Polacy. Było też trochę Białorusinów, Rosjan, ale oni nie posługiwali się językiem litewskim. Litwinów ze 20 lat temu mieszkało na tych terenach niewielu, można powiedzieć, że Litwini byli mniejszością w Miednikach i z mieszkańcami porozumiewali się bardziej w języku rosyjskim niż litewskim. Wracając do tematu nauki języka litewskiego, muszę powiedzieć, że tego języka uczyliśmy się od podstaw, czyli tak, jak się poznaje język obcy, ucząc się na pamięć słówek, zasad gramatyki. Więc trudno mówić tu o jakichkolwiek tekstach literackich, ten program był dostosowany do naszych możliwości. W domu oglądało się programy rosyjskie, z początkiem lat 90. pojawiła się możliwość odbioru TVP1. Natomiast jeśli chodzi o język litewski, to ten język w moim domu nie był obecny. Jedyna styczność z językiem litewskim była w szkole. HŁ: A teksty literackie. Pamięta pani jakieś teksty literackie ze szkoły? Na przykład: Anykščiu šylelis, Metai? KK: Tak, w starszych klasach przerabialiśmy poezję litewską, Baranauskas, Donelaitis itd. HŁ: Z tych nowszych – Eduardas Mieželaitis, to już dziś klasyka. KK: Moje osobiste doświadczenia w tym temacie są niezbyt bogate. Ten program dla polskich szkół był w tamtych czasach dosyć uproszczony, dostosowany do naszej znajomości języka litewskiego. Jeśli porównywać, to zdecydowanie bogatszy program był przerabiany na lekcjach języka rosyjskiego. Miałam świetną nauczycielkę z języka rosyjskiego, która przybliżała nam świat literatury rosyjskiej. Dziś postrzegam to jako ubogacenie swojego świata. HŁ: Czy próbowała pani kiedyś czytać utwory literackie litewskie, ale przetłumaczone na język polski? Na przykład Pory roku Donelaitisa są po polsku. KK: Nie. HŁ: Wróćmy może do historii. Pani wymieniła nazwę Miedniki, Miedniki Królewskie. Ja bym dorzucił Sorok Tatary i wiele innych miejscowości. KK: Turgiele, Rukojnie. 2 IEŚW. Projekt: Historia a teraźniejszość. Dziedzictwo Rzeczpospolitej Obojga Narodów a aktualne stosunki polsko-litewskie HŁ: Tak. One brzmią bardzo historycznie. Czy pamięta pani swoje pierwsze refleksje na temat tego, co tu było kiedyś, dawniej, czyli na temat tego państwa, które tu kiedyś istniało, Wielkiego Księstwa Litewskiego? Bo ja jako historyk, jak słyszę te nazwy, myślę Wielkie Księstwo Litewskie, jeszcze pisane przez X. Czy pani tak to kojarzyła? Czy też myślała sobie – tu była Polska, tu była Litwa, albo też tu była... nie wiem co. KK: Może warto na początku wspomnieć, że Miedniki Królewskie to jest historyczna miejscowość, gdzie zachowały się malownicze ruiny królewskiego zamku, którego początki sięgają końca XIII wieku. W średniowieczu Miedniki były swoistym „progiem” Wilna, chroniącym dostępu do niego od strony wschodniej. To jest miejsce, gdzie za czasów Kazimierza Jagiellończyka w zamku miednickim niejednokrotnie zatrzymywali się Jagiellonowie, a wśród nich Kazimierz (znany teraz jako święty patron Litwy). Moje osobiste refleksje historyczne na temat tych terenów pojawiły się znacznie później, w szkole średniej. HŁ: Pani powiedziała Jagiellonowie. W języku litewskim, w tradycji historiograficznej litewskiej, mówi się nie Jagiellonowie, lecz Giedyminaičiai, czyli podkreśla się, że wszyscy pochodzili od Gedymina. Miała pani kiedyś taką okazję, nawet jako dziecko, żeby spotkać się z koleżankami i kolegami litewskimi i mówić Jagiellonowie, Jagiełło. A oni mówią nie Jogaiła, tylko Gedyminas. KK: Nieopodal Miednik jest góra Józefowa (lit. Juozapinė). To jest najwyżej położony punkt Litwy. I tam wzniesiono pamiątkowy obelisk ku czci litewskiego króla Mindaugasa, przy którym co roku są uroczyste obchody upamiętniające koronację tegoż króla (6 lipca 1253). 6 lipca jest dniem wolnym od pracy. W dzieciństwie niestety nie miałam zbytnio okazji do spotkań z rówieśnikami Litwinami, spotkania międzyszkolne były w ramach polskich szkół, które sąsiadują ze sobą. HŁ: A dla pani Mendog to ważna postać? W takiej wyobraźni historycznej, jako dziecka? KK: Kiedy braliśmy udział w takich uroczystościach w ramach akademii szkolnych, przygotowywanych przez naszą lituanistkę, to ja osobiście postrzegałam to jako obowiązek ucznia w ramach lekcji języka litewskiego. HŁ: Czyli jako ich historię? KK: Tak. Nie utożsamiałam się z tą historią. HŁ: Czy można powiedzieć, że to by znaczyło, że ta historia – tak jak ją pani przeżywała, historia tych ziem, na których się pani urodziła, gdzie mieszkała, gdzie leżą pani przodkowie, bo to jest pani ojczyzna, nie można ukryć tego, że to jest ziemia, z którą pani jest związana – jest nieciągła. To znaczy, że pani ma swoją pamięć, a państwo litewskie, koleżanki, koledzy Litwini mają jakby inną. Czyli być może w szkołach są nauczane różne historie? Czy tak jest? Czy tylko domowa historia jest inna? KK: Podręczniki, z których uczyłam się w szkole o historii Litwy, były tłumaczone z języka litewskiego, więc w szkołach polskie i litewskie dzieci są uczone jednej historii. Natomiast to, jak ja postrzegam historię Księstwa Litewskiego, jest raczej wynikiem dodatkowo wpajanej tradycji i wychowania w szkole, pamięci historycznej domowej, ale też – nie ma co ukrywać – czasu studiów, podczas których niewątpliwie poszerzałam moją wiedzę historyczną. 3 IEŚW. Projekt: Historia a teraźniejszość. Dziedzictwo Rzeczpospolitej Obojga Narodów a aktualne stosunki polsko-litewskie HŁ: No właśnie, skończyliśmy pani edukację na 12 klasie, ale zapomnieliśmy powiedzieć o tym, że pani potem jeszcze się uczyła. Kilka słów o tym doświadczeniu. KK: Kończąc szkołę średnią, młody człowiek zastanawia się, co dalej. Ja – można powiedzieć – miałam szczęście, ponieważ dosyć wcześnie wiedziałam, co chcę robić po maturze. Miałam sprecyzowaną wizję swojej dalszej edukacji, kierunku, jaki chciałam studiować. Bardzo chciałam studiować teologię. Ponadto wiedziałam, że te studia chcę podjąć w Polsce. HŁ: Czyli nigdy nie pomyślała pani, że pojedzie na przykład studiować na Uniwersytet Witolda w Kownie? KK: Nie, tego w ogóle nie brałam pod uwagę. Gdyby nie udało mi się dostać na studia do Polski, rozważałam jedynie możliwość podjęcia studiów teologii w Wilnie, w Polskim Centrum Katechetycznym, które było wówczas filią ATK. Można było tam studiować teologię w języku polskim, ponieważ wykładali tam profesorowie z Polski. Ale studia w Wilnie to – jak już wspomniałam – była ostateczność. Natomiast moim marzeniem był wyjazd na studia do Polski, a ponieważ chciałam studiować teologię, drugą istotną rzeczą było dla mnie to, aby studiować w Lublinie, na KUL-u. A że spotkałam wielu życzliwych ludzi, którzy znaleźli się na mojej drodze życia w odpowiednim czasie i miejscu, to marzenie mogłam zrealizować. Mam tu na myśli taką pomoc, jak chociażby uzyskanie informacji, gdzie, kiedy i jakie dokumenty należy złożyć, jakie muszę podjąć kroki, aby uzyskać stypendium Fundacji Jana Pawła II, dzięki któremu jako obcokrajowiec nie musiałam płacić za naukę i które pozwoliło mi utrzymywać się w Lublinie przez 5 lat. Mówiąc o życzliwych ludziach, mam na myśli przede wszystkim oo. franciszkanów, którzy pełnili posługę duszpasterską w miednickiej parafii pw. św. Kazimierza. Byli oni takim żywym pomostem z Polską, wiedzieli, do kogo zwrócić się i uzyskać potrzebne informacje. HŁ: Takie dwa pytania. Czy pani uważa, że kontakt właśnie z oo. franciszkanami zmienił trochę pani wiedzę historyczną albo sposób odczuwania własnej historii, albo takiej, jaką poznała pani w domu? To jest pytanie pierwsze. A drugie, Lublin, kiedy pani słyszała o KULu, czy kojarzył się pani z unią lubelską czy raczej z KUL-em? Czy unia lubelska jakoś w ogóle w pani wyobraźni funkcjonowała, jako bardzo ważne wydarzenie? Ale najpierw o oo. franciszkanach. KK: Ojcowie Franciszkanie przybyli do Miednik w 1991 roku, założyli tam klasztor. Działali bardzo prężnie. Ich obecności w tamtym okresie nie można przecenić, ponieważ to był czas po upadku komunizmu, czas odzyskania niepodległości przez Litwę. I wtedy przyjeżdżają ojcowie, którzy byli pełni entuzjazmu i zapału do pracy z ludźmi. Przywożą dobrą nowinę dla tych ludzi. To było jak świeży powiew wiosny. Co prawda kościół w Miednikach nigdy nie był zamknięty, był ksiądz na stałe. Przez kilka dziesięcioleci pracował w tej parafii o. Kamil Wielemański, który właśnie był franciszkaninem, i to można uznać za jego zasługę, że akurat do Miednik przyjechali franciszkanie. Co ciekawe, to były takie czasy, że nikt z parafian nie zdawał sobie chyba sprawy, że o. Kamil jest franciszkaninem. On jako jeden ostał się na Litwie z tego klasztoru w Wilnie, po tych wszystkich zawirowaniach historycznych. Po wojnie, w 1949 roku, za działalność patriotyczną i wychowawczą wśród młodzieży wileńskiej został zaocznie skazany bez procesu na więzienie, został wywieziony do obozu w Workucie. W łagrach sowieckich spędził 10 lat. Po amnestii wrócił na Litwę i pełnił w różnych parafiach posługę duszpasterską, z tego kilkanaście lat w Miednikach. I przed odejściem na emeryturę właśnie do Miednik sprowadził oo. franciszkanów. Najpierw przyjechał o. Sławomir. Na 4 IEŚW. Projekt: Historia a teraźniejszość. Dziedzictwo Rzeczpospolitej Obojga Narodów a aktualne stosunki polsko-litewskie święta przyjeżdżali w ramach praktyk klerycy, którzy w swoim czasie, po święceniach kapłańskich, dołączyli do o. Sławomira. Dużo czasu oczywiście poświęcali dzieciom, młodzieży. Były katechezy, ale także nie brakowało spotkań integracyjnych, gdzie opowiadali nam o Polsce, o historii. Przez to został też nawiązany mocniej kontakt z Polską. Przed 90. rokiem trudniej było o wyjazdy do Polski, potrzebne były wizy na zaproszenie. Niewątpliwie mieli ogromny wpływ na moje pokolenie, na młodszych, w zakresie określenia własnej tożsamości. Wiadomo, że przez dzieci to oddziaływanie dotykało także naszych rodziców. To głównie szkoła i kościół wypełniały życie moje i moich rówieśników. Po szkole często biegliśmy do kościoła, na próby scholi, przygotowywaliśmy się do świąt. Katechezy, ogniska, filmy, książki. To wszystko niewątpliwie miało ogromny wpływ na nas. HŁ: Czy spotykaliście się, czy staraliście się przyciągnąć inne dzieci ze szkoły – szkoła była polska, wiem, ale nie tylko Polaków – do tego życia parafialnego? Chodzi mi na przykład o Litwinów, Białorusinów. KK: Jeśli chodzi o Litwinów, to w latach 90. nie mieszkało ich w Miednikach zbyt wielu, może kilka rodzin. Wszak ponad 90% mieszkańców gminy miednickiej stanowią Polacy. Pozostali mieszkańcy, czy to Litwini, czy Białorusini, jeśli byli ludźmi wierzącymi, to chodzili do kościoła na msze po polsku, brali normalnie udział w życiu parafii. Tak więc zaproszenie do aktywniejszego włączenia się w życie parafii było kierowane do wszystkich, bez wyjątku. Co ciekawe, kiedy w pewnym momencie została w niedzielę ustalona msza św. po litewsku, nie było zbyt wielu chętnych, i po pewnym czasie zaniechano odprawiania mszy w tym języku. Litwini czy Białorusini chodzili do kościoła na mszę św. po polsku, pewnie bardziej wynikało to z przywiązania do pory dnia – jak ktoś chodził zawsze rano, o 9 czy o 12, to wolał dalej chodzić na tę godzinę, a nie inną. Dopiero później, kiedy już byłam na studiach, zdałam sobie sprawę, że to jest ciekawe zjawisko. Wyobraźmy sobie, że gdzieś w Polsce istnieje taka parafia zamieszkiwana przez jakąś mniejszość narodową, gdzie nie ma mszy po polsku. I próbowałam sobie wyobrazić, jak czułabym się w takiej sytuacji? Ale wtedy młody człowiek nie zadaje sobie takich pytań, nie zastanawia się głębiej nad tym. Dla niego jest oczywiste, że jest Polakiem, mieszka wśród Polaków, chodzi do kościoła, gdzie modli się po polsku, i przy tym wszystkim jest obywatelem Litwy. Co prawda mieszka tam trochę Litwinów, ale ci Litwini rozumieją język polski, czasem nawet rozmawiają po polsku. Jeszcze na początku lat 90. nie było nawet szkoły litewskiej w Miednikach. Były klasy polskie i rosyjskie. Z czasem powstała szkoła litewska, ale była i jest nieporównywalnie mniejsza liczebnie w stosunku do polskiej. Tak jak już wspomniałam, Litwinów jest bardzo mało, więc do tej litewskiej szkoły oprócz dzieci litewskich chodzą przede wszystkim dzieci z rodzin mieszanych, rosyjskich albo takich, dla których tożsamość narodowa nie jest ważna, a na pewno nie uważają się za Polaków. Wiadomo, rodzice posyłając swoje pociechy do szkoły litewskiej, są przekonani, że będą miały łatwiejszy start w życiu, czy to w podjęciu studiów, czy w znalezieniu pracy, bo poznają lepiej język państwowy. HŁ: A ten Lublin? Czy unia lubelska? KK: Lublin zdecydowanie kojarzył mi się wyłącznie z Katolickim Uniwersytetem Lubelskim. Przynajmniej tak było na początku. Dopiero będąc tutaj na studiach, poznawało się historię unii. Z wielkim żalem muszę stwierdzić, że w szkole uczyliśmy się historii Polski przez rok czy dwa w ramach zajęć fakultatywnych, i to w klasach młodszych. Podstawowym źródłem wiedzy o literaturze, o kulturze polskiej były głównie lekcje języka polskiego. 5 IEŚW. Projekt: Historia a teraźniejszość. Dziedzictwo Rzeczpospolitej Obojga Narodów a aktualne stosunki polsko-litewskie HŁ: Te podręczniki były po polsku? KK: Tak. Wtedy do wszystkich przedmiotów były podręczniki po polsku. HŁ: Bo teraz jest propozycja, żeby te podręczniki były w języku litewskim, przynajmniej niektóre. Chodzi też o to, żeby język litewski był na dużo wyższym poziomie. KK: To jest nawet więcej niż propozycja. Ministerstwo Oświaty w tym roku potwierdziło, że podręczniki dla dwóch najstarszych klas (11-12) nie będą tłumaczone z języka litewskiego. Według Ministerstwa główne powody to brak pieniędzy na ten cel, a także podniesienie poziomu języka litewskiego w szkołach. HŁ: Widziała je pani? KK: Nie, nie miałam okazji ich przejrzeć. Moja mama jest nauczycielką klas początkowych, więc jak bywam w domu, mam coraz więcej okazji, by usłyszeć o programie nauczania maluchów. HŁ: Rozumiem. A z tego, co pani pamięta, były to podręczniki pisane przez Litwinów i przetłumaczone na polski? KK: Tak. To były podręczniki pisane przez litewskich autorów, poza oczywiście podręcznikami do języka polskiego. Te z kolei były opracowywane przez Polaków, ale tych Polaków z Litwy. Wyjątek stanowi tu podręcznik do historii Polski, której uczyliśmy się fakultatywnie. Natomiast wszystkie pozostałe były tłumaczone z języka litewskiego i przedstawiały litewską opcję historii. HŁ: Kiedy mówimy opcja litewska, opcja polska, to jest bardzo szerokie pojęcie, gdy człowiek się tym interesuje, wie więcej. Ale gdyby pani powiedziała, jak pani to pamięta? Czy to Wielkie Księstwo Litewskie występuje w podręcznikach, czy to jest po prostu historia Litwy bez jakiegoś specjalnego nacisku na to, że było takie państwo od wieku XIV po XVIII wiek. KK: Nie, na pewno ten fakt nie jest ukrywany w podręcznikach. Tylko trochę przez Litwinów inaczej traktowany. HŁ: No właśnie, jak by pani określiła, jak oni to interpretują? KK: Sam fakt, że w katedrze wileńskiej nie ma na tablicy, na której byłyby umieszczone imiona wszystkich władców Litwy, że nie ma Jagiełły, jest dość wymowny. Jagiełło w skrajnych poglądach litewskich historyków czasami postrzegany jest nawet jako zdrajca. HŁ: Ale wyczuwa pani i dziś ten dystans wobec króla Władysława Jagiełły? Mówię o pani intuicji. KK: Moje odczucia są takie, że o ile Mindaugas jest czczony przez Litwinów, ponieważ to był ich król, o tyle Jagiełło w tym kontekście na pewno jest niedoceniany. Nie jest traktowany jako władca Wielkiego Księstwa Litewskiego. Traktowany jest jako król Polski. Witold jest z kolei przez Litwinów postrzegany jako przenikliwy, genialny lider. Dla mnie osobiście jest trudny do zrozumienia ten dystans Litwinów wobec Jagiełły. HŁ: Czy pamięta pani obchody chrztu Litwy w 1987 roku? 6 IEŚW. Projekt: Historia a teraźniejszość. Dziedzictwo Rzeczpospolitej Obojga Narodów a aktualne stosunki polsko-litewskie KK: Miałam wówczas 8 lat. HŁ: Tak, właśnie dlatego pytam, czy pani to pamięta? KK: Nie, niestety, nic nie pamiętam. HŁ: Właśnie wtedy byłem w Rzymie. Tym obchodom pod patronatem papieża towarzyszyła beatyfikacja Jurgisa Matulaitisa czy Jerzego Matulewicza. W czasie uroczystości w Rzymie grupa patriotycznie nastawionych Litwinów protestowała na placu św. Piotra, mówiąc, że chrzest Litwy był za Mendoga, a nie za Jagiełły. Nie wiem, czy to jest żywe nadal, stąd pytanie, jak pani zapamiętała obchody 600-lecia chrztu Litwy. Bo odbywały się pod takim hasłem 1387-1987. KK: Mnie osobiście nic nie utkwiło z tego wydarzenia w pamięci. Ale również ten temat jakoś nie był zbytnio poruszany w domu, może dlatego że te obchody również dla nich przeszły niezauważalnie. Wydaje mi się, że te uroczystości obecne były bardziej w kościele, nie zaś w mediach. Sytuacja polityczna w tamtych latach nie pozwalała na to. Rozmawiając dziś z mamą na temat jej świadomości historycznej odnośnie Polski i Litwy, na temat wiedzy, jaką miała o Polsce w tamtych latach, mogę więcej zrozumieć. Moja mama urodziła się w 1956 roku, a więc sporo lat po wojnie, już w sowieckiej republice. Pokolenie, które miało wyjechać, wyjechało, myślę tu o krewnych moich dziadków (ich rodzeństwie, kuzynach, kuzynkach). Tam pozakładali rodziny, osiedlili się na stałe. Przyjeżdżali na Litwę sporadycznie, żeby odwiedzić swoje rodzinne strony, a przy okazji coś sprzedać i kupić. I zastanawiało mnie to, że pomimo tego kontaktu z rodziną, wiedza na temat sytuacji politycznej, społecznej w Polsce nie była duża. Polska była postrzegana przez naszych Polaków jako kraj, gdzie żyje się lepiej. HŁ: Nawet w tych latach 80.? KK: Tak. Głównie może to było postrzegane przez ten handel. Kupowali na Litwie towary, których brakowało w Polsce, i przywozili z kolei coś trudno dostępnego na Litwie. HŁ: Według pani, co takiego przywożono z Polski, czego nie było na Litwie? Dżinsy, kolorowe sukienki? KK: Tak. Ubrania przede wszystkim, jakieś materiały. We wspomnieniach mojej mamy z lat jej młodości ta sukienka czy bluzka z Polski była czymś nieosiągalnym. HŁ: Marzyła pani wtedy, żeby pojechać do Polski? KK: Tak, i na szczęście już jako mała dziewczynka mogłam zrealizować to marzenie w początkach lat 90. Po raz pierwszy wyjechałam ze szkoły na 2 tygodnie na kolonie letnie do Ostródy, chyba w 1990 roku. HŁ: Jak zobaczyła pani dzieci z Polski – bo rozumiem, że spotkała pani dzieci z Polski – i zaczynała pani z nimi rozmawiać, to mówiła pani: ja jestem stąd i stąd. To ty jesteś Litwinką? Nie mówiły tak? KK: Wspominam ten czas cudownie, wszystko mi się podobało. Nie utkwiły mi w pamięci tego typu dialogi. Może dlatego, że byliśmy dziećmi i w głowie były nam głównie wspólne zabawy. A poza tym były to kolonie zorganizowane przede wszystkim dla dzieci z Litwy. 7 IEŚW. Projekt: Historia a teraźniejszość. Dziedzictwo Rzeczpospolitej Obojga Narodów a aktualne stosunki polsko-litewskie Mieszkaliśmy w jakiejś szkole, jeśli dobrze pamiętam. Mieliśmy wypełniony czas wycieczkami, poznawaliśmy kulturę, historię Polski. I to najbardziej utkwiło mi w pamięci. HŁ: Tak, tylko to miasto, Ostróda, wie pani, to Prusy. KK: Tak, ale jako dziecko jeszcze nie wiedziałam o tych wszystkich zawirowaniach historycznych Polski i dla mnie to była Polska, piękna Polska. To był mój pierwszy wyjazd do kraju. Później tych wyjazdów było coraz więcej, ten kontakt z Polską był coraz częstszy, było coraz więcej różnych okazji ku temu. W szkole był i nadal istnieje zespół pieśni i tańca „Przepióreczka”, założony przez pana Władysława Korkucia, który często jeździł na występy do Polski. HŁ: Jaki ma repertuar? KK: Repertuar jest bardzo bogaty. Od pieśni ludowych poprzez pieśni religijne do pieśni patriotycznych. HŁ: Ale ludowe skąd? KK: Głównie ludowe z Polski. Stroje ludowe, jakie ma ten zespół, to stroje krakowskie. HŁ: Bo Wileńszczyzna ma też swój folklor. KK: To były takie piosenki, jak np. Krakowiaczek, Zasiali górale. Dla 6-7-latków ci górale na początku brzmieli trochę zagadkowo. Moja siostra niedawno się przyznała, że nie rozumiała do końca słów piosenki Przepióreczka: „uciekła mi przepióreczka w proso, a ja za nią nieboraczek boso”. Jako małe dziecko zastanawiała się, kto to jest ten nieboraczek, co to jest to proso? HŁ: Nie dopytywała się pani jako dziecko, kto to są ci górale? KK: Nie. Chyba nie byłam zbyt odważna, ale z czasem to się wszystko jakoś samo wyjaśniało i rozumiało różne dotychczas obco brzmiące słowa. W miarę upływu czasu fascynacja Polską tylko wzrastała. Dużą zasługę mieli w tym nasi nauczyciele, którzy starali się zaszczepić w nas tę miłość do Polski, do Macierzy. Odbywało się to głównie na lekcjach języka polskiego, ale też na lekcjach muzyki, które prowadził pan Władysław Korkuć, założyciel tego naszego zespołu. Jest to niewątpliwie zasłużona postać dla Wileńszczyzny, założył kilka zespołów. Harcerz, były żołnierz Armii Krajowej. Lekcje przez niego prowadzone niejednokrotnie zamieniały się w lekcje historii. Trzeba powiedzieć, że były to ogromnie ciekawe lekcje, ponieważ opowiadał nam historię II wojny światowej, historię Wilna, często czynił to przez pryzmat swojego życia. A że wiele w życiu doświadczył – brał udział w walkach, został skazany na 5 lat więzienia w latach 50. za działalność konspiracyjną – relacja świadka tamtych tragicznych wydarzeń to była dla dzieci historia żywa i ciekawsza niż uczenie się suchych faktów z książek. Nie sposób tu nie wspomnieć też o naszym historyku, panu Aleksandrze Olenkowiczu. Wielki pasjonat historii, był nauczycielem bardzo wymagającym, ale też sprawiedliwym. To on założył w szkole muzeum krajoznawcze, w którym gromadził różne eksponaty związane z historią Miednik i okolic. Założył koło kombatantów pod nazwą „Wrzesień ’39”. Był organizatorem wielu spotkań z kombatantami, dbał o to, aby pamięć o bohaterach walczących za wolność Ojczyzny przetrwała w naszej świadomości. I można by tak wymieniać jeszcze wiele osób, które miały niewątpliwy wpływ na nasze wychowanie, na kształtowanie naszej tożsamości narodowej. To oczywiście było 8 IEŚW. Projekt: Historia a teraźniejszość. Dziedzictwo Rzeczpospolitej Obojga Narodów a aktualne stosunki polsko-litewskie możliwe dopiero wtedy, ponieważ zmieniały się czasy, upadł komunizm, Litwa odzyskała niepodległość. Można było mówić o wielu rzeczach, które dotychczas były zakazane, nie istniały w świadomości, chociażby w pokoleniu moich rodziców. Oni, owszem, zawsze czuli się Polakami, ale dla nich sytuacja również w latach 90. zmieniła się radykalnie. Nastąpiło tak zwane przebudzenie w pełni tej świadomości – kim jestem. Moja babcia urodziła się w 1920 roku, więc w pamięci miała żywy obraz czasów przedwojennych. Nieraz nam opowiadała, jak się żyło wtedy, jakie były rozrywki, jak się jeździło bryczką na odpust w pobliskich Turgielach. Opowiadała o swej beztroskiej młodości, o czasach, które bezpowrotnie minęły. HŁ: Ale babcia mówiła o sobie na przykład: „jestem Litwinką” czy „jestem Polką”? KK: Nigdy nie musiała tego wprost mówić, ponieważ dla wszystkich oczywiste było, że jest Polką. Nigdy nie musiała tego nikomu udowadniać. Ona urodziła się, mieszkała i wychowała w tej miejscowości przez całe życie. Z Litwinami miała kontakt sporadycznie, mieszkała na co dzień wśród Polaków. Zresztą jej życiorys doskonale obrazuje sytuację, kiedy nie ruszając się z domu, można w życiu zostać obywatelem kilku różnych państw. HŁ: A czy zadała pani kiedyś babci albo rodzicom pytanie, dlaczego my nie wyjechaliśmy stąd? KK: Niejednokrotnie. HŁ: Ale z taką pretensją? KK: Z pretensją, ale bardziej w formie żartu. HŁ: Ale miała pani taką myśl, dlaczego nie pojechaliśmy? KK: Tak. Zastanawiałam się nad tym, dlaczego – skoro wyjechało tylu krewnych, bliższych i dalszych – moi pradziadkowie zostali. Zastanawiałam się, jaki był tego powód. Więc też dopytywałam o to babcię, rodziców. Mój pradziadek miał trochę ziemi, był gospodarzem, handlował końmi, więc był przez nową władzę po wojnie postrzegany jako kułak. Dowiedziałam się, że kiedy zaczynała się kolektywizacja, mój pradziadek szykował się do wyjazdu do Polski. Miał już załatwione wszelkie potrzebne formalności. No i nie wiem dlaczego, ale w ostatniej chwili rozmyślił się. Może trudno było mu opuścić rodzinne strony, wyjechać w nieznane, zaczynać wszystko od nowa. Może miał jeszcze złudzenia, że mu nie zabiorą jego gospodarstwa. Oczywiście, jego nadzieje okazały się płonne, zabrano mu wszystko, łącznie ze stodołami. W kołchozie awansowały osoby, które nie umiały czytać ani pisać, nie miały wcześniej swojej ziemi. Natomiast takie osoby jak mój dziadek miały pod górkę. Jego obie córki musiały pracować w kołchozie, moja babcia wiele lat pracowała ciężko w polu, jej siostra na fermie. Myślę, że nigdy nie wyobrażały sobie – jako młode dziewczyny, które nie zaznały biedy – że ich życie tak się później potoczy. HŁ: Nie wierciła pani dziury w brzuchu, dlaczego nie wyjechaliśmy? Bo miłość do ziemi to jest jeden powód. KK: Nie miałam za bardzo komu wiercić tej przysłowiowej dziury w brzuchu. HŁ: Na przykład mamie i tacie? 9 IEŚW. Projekt: Historia a teraźniejszość. Dziedzictwo Rzeczpospolitej Obojga Narodów a aktualne stosunki polsko-litewskie KK: Mama i tata nie mieli już możliwości wyjechać do Polski. HŁ: A jak była pani malutka? KK: Nie, jako małe dziecko w ogóle nie stawiałam takich pytań. To dziś często zastanawiamy się, a co by było, gdyby... Ale takie rozmowy równie dobrze można porównać do tych: a co by było, gdybyśmy wygrali milion? To są rozmowy, w których piszemy scenariusze, kim i gdzie byśmy byli dziś, gdyby wtedy pradziadek wyjechał do Polski. W żartach nieraz ja i moje siostry mówimy do rodziców: „no tak, dziadek zmarnował nam życie”. Ale oczywiście tak nie myślimy poważnie. Wręcz odwrotnie, z biegiem lat dostrzegam, że człowiek z Kresów nie jest w niczym gorszy od innych. HŁ: A lubi pani to pojęcie „Kresy”? KK: Bardzo, jest mi bliskie. HŁ: A nie chciałaby pani powiedzieć, że ja nie jestem z żadnych Kresów tylko ze środka. Pani to rozumie geograficznie czy w pewnym sensie towarzyszy temu historyczne nastawienie emocjonalne? Pozytywne nastawienie? KK: Tak. Jak mówił Józef Piłsudski o Polsce – Polska to obwarzanek: kresy urodzajne, środek nic. Ale tak na poważnie, może dlatego jest to pojęcie mi bliskie, że pomaga mi niejako zdefiniować mnie, moją tożsamość narodową. Mówiąc, jestem z Litwy, niejednokrotnie dopowiadam, wyjaśniam, że pochodzę z tych dawnych Kresów. Pomaga to nieraz wyjaśnić komuś, skąd tam tylu Polaków. Zawsze mocno podkreślam, że my nie jesteśmy żadną Polonią, że my jesteśmy na swojej ziemi. Pomijam to, jak naszą obecność tłumaczą Litwini, którzy próbują wmówić nam, że jesteśmy na przykład spolonizowanymi Litwinami. Dla nas ważne jest to, że jesteśmy Polakami i jesteśmy u siebie. Choć różnimy się zapewne od Polaków z Polski trochę mentalnością, bo jak kiedyś powiedział Kapuściński, człowiek z Kresów zawsze będzie człowiekiem międzykulturowym – człowiekiem „pomiędzy”, ludzie kresowi nie traktują innych kultur jako innych, ale jako część własnej kultury. Ponieważ z każdej kultury coś zaczerpnie, będzie jej miał trochę w sobie. Łatwiej mu zrozumieć człowieka innej narodowości. Doświadczyłam tego sama na studiach, kiedy poznawałam młodzież z Ukrainy, Białorusi, Rosji. HŁ: A z Litwinami? KK: Dziwnie to zabrzmi, ale nie miałam zbytnio okazji poznać studentów Litwinów. Studenci z Litwy, którzy studiowali za moich czasów na KUL-u, to byli głównie Polacy z Litwy. Poznałam ze trzy rodowite Litwinki. Wszystkie rozmawiały doskonale po polsku. Jedna pochodziła z Wileńszczyzny, druga z Uteny, trzecia z Paneveżysa (siostra zakonna). Dwie z nich studiowały na jednym roku ze mną, więc okazji do rozmów nie brakowało. Nasze relacje cechowała życzliwość, ale nie mogę powiedzieć, że zaprzyjaźniłyśmy się bliżej. Natomiast byliśmy zżyci ze sobą, jeśli chodzi o Polaków z Litwy. Te przyjaźnie przetrwały do dziś zresztą, nawet kiedy rozjechaliśmy się po studiach w różne strony. HŁ: Ale mówiliście o sobie: „jesteśmy Polakami z Litwy”. KK: Tak, przedstawialiśmy się jako Polacy z Litwy. 10 IEŚW. Projekt: Historia a teraźniejszość. Dziedzictwo Rzeczpospolitej Obojga Narodów a aktualne stosunki polsko-litewskie HŁ: Miała pani do czynienia z taką sytuacją, że Polacy z różnych części Polski, których pani spotykała, nie bardzo wiedzieli, kim pani jest? Czy to jest problem według pani, czy nie było niczego takiego? KK: Mieszkam w Polsce od 15 lat i mam w tym zakresie bardzo różne doświadczenia. Ze zrozumieniem odnosiłam się do tych, którzy myśleli, że jestem Litwinką. Natomiast bardzo krzywdzące dla mnie było postrzeganie mnie jako ruskiej z tego byłego Związku Radzieckiego. Z tym absolutnie nie mogłam się pogodzić i zawsze w takich sytuacjach reagowałam dość emocjonalnie. Niejednokrotnie Litwa była mylona z Ukrainą, Białorusią, łatwiej było powiedzieć ze Wschodu, nie wnikając w szczegóły. HŁ: Czy według pani wiedza pani znajomych o Polakach żyjących na Wileńszczyźnie była wysoka, duża, czy raczej wyrywkowa? KK: Trudno to uogólniać, ponieważ spotykałam i nadal spotykam ludzi o bardzo zróżnicowanym poziomie wiedzy na temat Kresów. HŁ: Proszę może powiedzieć, jakie typy osób pani spotykała. KK: Można wskazać kilka typów. Zdarzało mi się poznawać takie osoby, które postrzegały mnie jako ruską ze Wschodu, które nie zawsze wiedziały, gdzie jest ta Litwa i co to za kraj. Poznałam sporo osób zafascynowanych Litwą, historią Kresów, Polakami z Litwy. Często to jest nawet trochę idealizowanie tych Polaków z Litwy, co zresztą niejednokrotnie jest obopólne. Postrzegani są jako ludzie, którym żyje się ciężko, którzy nieraz muszą się o swoje mocno upominać, którzy przechowali polskość, pomimo wielu zawirowań historii. No i oczywiście większość jest takich, co przyjmują z pozytywnym nastawieniem do wiadomości, że jestem Polką z Litwy. W miarę upływu czasu poznajemy się nawzajem, opowiadając o sobie, swoim pochodzeniu. Podsumowując tę moją odpowiedź, muszę zaznaczyć, że zdecydowana większość reaguje bardzo pozytywnie na wiadomość, że jestem z Litwy. Trzeba dodać, że ze względu na mój wileński akcent, jestem bardzo szybko rozpoznawana jako ta nie z Polski, dlatego też często słyszę pytanie: „skąd pani pochodzi?”. HŁ: A jak pani pamięta z dzieciństwa, z okresu dojrzewania – proces lituanizacji Polaków to jest jakieś zjawisko widoczne? KK: Myślę, że zdecydowanie tak. Odzyskanie przez Litwę niepodległości nieuchronnie wiązało się z powstawaniem, budzeniem się ruchów nacjonalistycznych. Pewnie one zawsze były, ale lata 90. bardzo temu sprzyjały. Ta lituanizacja na co dzień jest bardzo widoczna zwłaszcza w oświacie. Są zakładane szkoły litewskie na Wileńszczyźnie, tam gdzie nie ma takiej potrzeby. Te szkoły w porównaniu ze szkołami polskimi są w sytuacji uprzywilejowanej. Znane są liczne przypadki, kiedy budowana jest szkoła litewska dla kilku uczniów, a obok szkoła polska, do której uczęszcza ponad 100-170 uczniów, jest w stanie opłakanym, ponieważ nie ma pieniędzy na remont. Tu niejednokrotnie pomoc nadchodzi z Polski. Na przykład szkoła w Miednikach jest bardzo duża, wybudowana nowsza część na początku lat 80. dawno popadłaby w ruinę, gdyby nie hojność Polaków z Polski. Szkoła ta jest mocno od kilku dobrych lat wspierana przeze Społeczne Liceum Ogólnokształcące z Człuchowa, gminę Rzeczenica. Dzięki tej pomocy możliwy był remont szkoły, pomoc ta jest w formie pomocy dydaktycznych, wyposażenia, prezentów na święta, wymiany dzieci w wakacje itd. Ale najważniejsze jest wsparcie duchowe, moralne, dzięki któremu społeczność polska wie, że nie jest pozostawiona sama sobie. Jednak nie wszystkie polskie szkoły mają 11 IEŚW. Projekt: Historia a teraźniejszość. Dziedzictwo Rzeczpospolitej Obojga Narodów a aktualne stosunki polsko-litewskie takie szczęście. Często jest to walka o być albo nie być dla tej szkoły. Dla zachowania mowy polskiej, tradycji tożsamości narodowej edukacja, zwłaszcza edukacja na poziomie podstawowym, jest niezwykle ważna. I na tym polu niejednokrotnie daje się zauważyć stawianie barier przez państwo litewskie Polakom na Wileńszczyźnie, chociażby – jak już wspomniałam – w postaci braku tłumaczeń podręczników dla starszych klas na język polski, czy też podniesienia poziomu matury z języka litewskiego, a jednocześnie egzamin z języka polskiego byłby fakultatywny. Więc głównie ta presja jest widoczna na płaszczyźnie edukacji. HŁ: Wróćmy do historii. Obecnie ze strony polskiej, także wśród specjalistów, jest pewna fascynacja Wielkim Księstwem Litewskim. Jak pani opowiada o Wielkim Księstwie Litewskim, nie odnoszę wrażenia, by pani wspominała, że w pamięci historycznej to było jakieś wspomnienie specyficzne. Na podstawie tego, co pani mówi, mam wrażenie, że pojawia się jakaś historia Polski i Litwy. One były jednym państwem, a my jesteśmy Polakami, więc ta historia bardziej polsko-litewska to jest nasza historia. Czy dobrze zrozumiałem? KK: Tak. Ja osobiście odbierałam historię Wielkiego Księstwa Litewskiego w taki sposób, że dominującą rolę jednak grała Polska, że unia zawarta pomiędzy Polską a Litwą była najlepszą rzeczą, jaka mogła wydarzyć się w tamtych czasach. Dzięki Polsce Litwa przyjęła chrzest, to był dla Litwy też duży skok w znaczeniu politycznym, ale też kulturowym, zyskała sojusznika w walce przeciwko Krzyżakom. Jednym słowem, kierunek obrany przez Jagiełłę zdecydował właśnie o dalszym rozwoju dziejowym. I biorąc to wszystko pod uwagę, nie bardzo rozumiałam, o co tak naprawdę Litwini mają żal. HŁ: Jak pani myśli, o co mają żal? Mówię raczej o pani wspomnieniach jako dziecka, bo teraz, po tylu latach, pani patrzy na to inaczej. Dzieci mają czasem własne sposoby wytłumaczenia, myślą inaczej. Czy odczuwała pani taką niechęć Litwinów? KK: Myślę, że jako dziecko nie byłam świadoma tego problemu. HŁ: A kiedy pierwszy raz pani to sobie uświadomiła? KK: Jak sięgam pamięcią do lat szkolnych, to chyba wtedy, gdy brałam udział w różnych uroczystościach państwowych. Ja tego nie przeżywałam, jak historii moich przodków. Żyłam bardziej historią lokalnej społeczności. Mój wzrok był bardziej ukierunkowany na Polskę, jakkolwiek może to dziwnie zabrzmi. HŁ: Ale tu każdy Litwin postawi zarzut, jak można być obywatelem państwa, kiedy pani patrzy na drugie państwo. KK: Teraz zdaję sobie z tego sprawę i próbuję korygować swoje i swoich bliskich myślenie, kiedy pojęcie Ojczyzny odnoszą tylko do Wileńszczyzny. HŁ: Ale uczyła się pani hymnu i wie pani, że Kudirka napisał Lietuva Tevine musu... KK: Tu dydviriu žemie... HŁ: I czy to Litwinom podoba się, czy nie, sam hymn narodowy jest inspirowany tym związkiem, który trwał przez kilkaset lat. 12 IEŚW. Projekt: Historia a teraźniejszość. Dziedzictwo Rzeczpospolitej Obojga Narodów a aktualne stosunki polsko-litewskie KK: Uczyłam się hymnu w szkole oczywiście, ale niestety nie pamiętam, żeby temu towarzyszył taki przekaz. HŁ: Pani Katarzyno, czy pani myśli, że to ma sens, by o tej historii dawnej, od Jagiełły po Zygmunta II Augusta, Barbarę Radziwiłłównę, opowiadać, by czerpać z tego inspirację, jak można być odrębnymi, ale jednocześnie razem? Czy w naszych kontaktach pomogłoby to, że byliśmy kiedyś inni, że to jest nasze wspólne dobro? Zygmunt August powiedziałby: jestem królem, wielkim księciem. Nie jestem ani Polakiem, ani Litwinem, ja jestem i tu, i tu. On nigdy by się nie zawężał. Czytała pani kiedyś jego testament? W tym testamencie rozdysponował swoje dobra i napisał takie właśnie posłanie do Polaków i Litwinów, do mieszkańców Królestwa Polskiego, Prus i innych ziem i Wielkiego Księstwa. Był bardzo świadomy. Czy myśli pani, że to ma sens? KK: Ja uważam, że jak najbardziej ma sens odwoływać się do historii tamtych wieków. Chociażby dlatego, żeby współczesnym Polakom i Litwinom przypomnieć, że kiedyś nas tak wiele łączyło, ale też żeby czerpać z tego inspirację do uprawiania dzisiejszej polityki. Sądzę, że należy z tą historią docierać do jak najszerszych kręgów zarówno Polaków, jak i Litwinów. HŁ: Czy wy uważacie, że jesteście zagrożeniem dla Litwinów? KK: Ja myślę, że niektórzy Litwini mogą tak uważać. Walczą o swoją historię, swoich bohaterów litewskich, o to, żeby w tej historii jak najmniej podkreślać zasługi Polaków dla Wielkiego Księstwa Litewskiego. Natomiast jestem absolutnie przekonana o tym, że społeczność polska na Litwie nie stanowi żadnego zagrożenia dla Litwy, nie aspiruje do utworzenia na przykład jakiegoś okręgu autonomicznego. HŁ: Czyli: kiedy się zaczyna Litwa? Za Mendoga? Potem jest dziura, okupacja. Czy za mocno powiedziałem? KK: Myślę, że o to trzeba by zapytać historyków litewskich. W moim odczuciu okupacja to słowo trochę za mocne, chociaż zapewne znalazłoby się kilku historyków, skrajnych nacjonalistów, którzy by temu przytaknęli. Generalnie ta historia nie jest w ten sposób postrzegana. Moja siostra, która studiuje na Uniwersytecie Wileńskim, niedawno opowiadała mi o takiej dyskusji, która wywiązała się podczas zajęć, na temat relacji polsko-litewskich. Tę burzliwą dyskusję wykładowca Litwin podsumował krótkim stwierdzeniem, że gdyby nie unia Litwy z Polską, to nie wiadomo, jak by potoczyła się historia tego państwa, i że unia przyniosła ogromne korzyści Wielkiemu Księstwu Litewskiemu przede wszystkim pod względem kulturowym. Czyli to jest taki pogląd, który nie obiega od naszego poglądu na unię. HŁ: Rozumiem. A, na przykład, gdy pani siostra chodziła do szkoły. Może na marginesie powiemy czytelnikom, że pani siostra studiuje lituanistykę. No właśnie, jak to się stało, że ona zafascynowała się językiem, o którym pani mówi, że ani pani, ani mama, ani tato nie potrzebowaliście go? KK: Mam dwie siostry, jedna jest młodsza 2 lata, a druga 11 lat. Więc to już jest inne pokolenie. Miała zdecydowanie więcej styczności z językiem litewskim, a i w domu oglądała telewizję w języku litewskim, słuchała radia. Różnica była zauważalna już na starcie w nauce języka litewskiego. Porównując, można powiedzieć, że ona zaczynała naukę języka litewskiego od takiego poziomu, jak ja rosyjskiego. Chętnie więc uczyła się tego języka. 13 IEŚW. Projekt: Historia a teraźniejszość. Dziedzictwo Rzeczpospolitej Obojga Narodów a aktualne stosunki polsko-litewskie Całkiem dobrze jej szła ta nauka w szkole, ma zdolności lingwistyczne, o czym świadczy chociażby fakt, że na studiach godzi dwa kierunki: lituanistykę i język grecki. Tym niemniej byłam zaskoczona jej wyborem. Równocześnie cieszyłam się, że po polskiej szkole daje sobie radę na studiach. Dzisiaj panuje powszechne przekonanie, że mieszkając na Litwie, język litewski trzeba znać. Widać tę zmianę w mentalności, zwłaszcza w pokoleniu moich rodziców. Kiedyś wystarczał rosyjski, lokalnie polski. Dziś, chcąc załatwić jakąkolwiek sprawę w urzędzie, trzeba posłużyć się językiem litewskim, nawet jeśli tym urzędnikiem jest Polak, ponieważ oficjalnie językiem urzędowym jest tylko język litewski. Moja mama znała język litewski, i kiedy trzeba było zdać język państwowy, to nie miała z tym większego problemu. Natomiast tata za pierwszym podejściem nie zdał. Z biegiem lat, głównie oglądając telewizję, zaczął go rozumieć, i dziś już potrafi porozumieć się na podstawowym poziomie. Tak więc historia nie stoi w miejscu, wszystko się zmienia, dziś w mniejszym czy większym stopniu Polacy znają ten język. Młode pokolenie z kolei już nie ma z tym żadnego problemu. HŁ: Historia nie ma z tym zbyt wiele wspólnego. Tu bardziej decydują sprawy życia codziennego, sympatie, antypatie ludzi, bo – jak rozumiem – fascynacja pani siostry niekoniecznie wiąże się historią, a raczej z doświadczeniem, takim codziennym. Mogła oglądać telewizję, spodobało jej się. KK: Na pewno nie wiąże się to z historią. HŁ: Chodzi mi o to, że te stosunki polsko-litewskie wynikają trochę z zaszłości historycznych. Pani też to potwierdza. Ale z drugiej strony, wprowadzenie w nich normalności – czy jest związane z historią? Z wyjaśnieniem, czym było Wielkie Księstwo Litewskie, Żeligowski, przymusowa polonizacja? KK: Na pewno te spory historyczne prowadzone są na poziomie historyków, polityków. Bo nawet jeśli funkcjonują w społeczności polskiej jakieś stereotypy na temat Litwinów, to one niekoniecznie mają odniesienie do życia codziennego. Ktoś może powtarzać stereotypy na temat Litwinów, a jednocześnie podkreślać, że ten kolega czy koleżanka z pracy, choć Litwin i Litwinka, to jednak są w porządku. I to działa w obie strony. HŁ: Czy można powiedzieć, pani Katarzyno, że obraz Litwina w ogóle wynika z jakiejś znajomości historii, często domowej. Na przykład dziadek spotkał ich i byli okropni dla niego, mam na myśli tu Plechavičiusa. A obraz Litwina, konkretnego, tego z doświadczenia życiowego, jest trochę lepszy? KK: Uważam, że nie tylko można tak powiedzieć, ale nawet trzeba, ponieważ te relacje między Polakami, Litwinami, Białorusinami i innymi narodowościami są przeważnie normalne, czy to w pracy, czy w sąsiedztwie. Nie ma w tych relacjach codziennych agresji wobec siebie, kiedy ludzie się znają. Natomiast jeśli chodzi o stereotypy, to należy ich źródeł faktycznie dopatrywać się w historii trudnych relacji polsko-litewskich, zwłaszcza w historii 20-lecia międzywojennego. Postać Piłsudskiego bardzo dzieli Litwinów i Polaków. Pamiętamy to wydarzenie sprzed dwóch lat, kiedy na Litwie wydano koperty z podobiznami Piłsudskiego, Hitlera i Stalina, a pod spodem umieszczono podpis w języku litewskim informujący, że to „wielcy organizatorzy ludobójstwa narodu litewskiego”. Natomiast przez Polaków na Litwie Piłsudski jest postrzegany jako mąż stanu. Więc widać tu wyraźne źródło podziału. Mniej jest tu odniesień wprost do II wojny światowej, bo kolaboracja Litwinów z Hitlerem jest oficjalnie mało znana i z tym faktem nikt się nigdzie nie afiszuje. Natomiast 14 IEŚW. Projekt: Historia a teraźniejszość. Dziedzictwo Rzeczpospolitej Obojga Narodów a aktualne stosunki polsko-litewskie niewątpliwie wojna, a zwłaszcza jej skutki do dziś mają swoje konsekwencje odczuwane przez Polaków. HŁ: Jaki jest stereotyp nas, Polaków? Jesteśmy agresywni, fałszywi, głupi czy podstępni? KK: Myślę, że Litwin postrzega dwóch Polaków, tego z Polski i tego swojego, z Litwy. I ten obraz z Polski jest dość pozytywny, nie spotkałam się z jakimś wyraźnym stereotypem. HŁ: A Polak swój, litewski? KK: Swój jest przedstawiany często w programach rozrywkowych, satyrycznych, w kontekście tych wszystkich sporów politycznych, jako prosty chłop, bojowo nastawiony, który właściwie żadnym językiem biegle nie włada, ani polskim, ani litewskim, i w co drugim zdaniu wykrzykuje: „Wilno nasze!”. HŁ: Czy w tym obrazie Polaka współcześnie litewskiego odgrywa jakąś rolę historia, czy ma na przykład rogatywkę, wąsy – szlachcic? Czy znajduje pani, że Polak to jest pan? Bo wie pani, że w 20-leciu międzywojennym obraz Polaka to był zawsze ponas (pan), szlachcic. Wyśmiewali się z tego, bo Litwini samych siebie w karykaturach przedstawiali jako chłopów. KK: Pewnie to wynikało z jakichś kompleksów Litwinów, skoro siebie tak widzieli. HŁ: A czy teraz jest takie skojarzenie, że Polacy litewscy to szlachta? KK: Nie spotkałam się z takim obrazem Polaka litewskiego, może dlatego że dziś ci, którzy tworzą te karykatury, odwołują się bardziej do życia bieżącego, inspiracje czerpią z tych konfliktów, które rozgrywają się dziś i nie sięgają do historii. HŁ: Bo to by znaczyło, że stereotypy się zmieniają. KK: Zmieniają się. Sądzę, że stereotypy mają to do siebie, że po części odzwierciedlają problemy, to, co nas boli w tej konkretnej sytuacji społecznej, politycznej. Dziś źródłem inspiracji są politycy z polskiej partii. Zwłaszcza obecnie, kiedy odnieśli sukces, i będą coraz więcej mieli do powiedzenia, bo weszli w koalicję. HŁ: Oni mówią po litewsku? KK: Mówią, choć u niektórych daje się wyczuć akcent, który nie raz jest w tych satyrycznych programach wyśmiewany. HŁ: A pani zdaniem, znajomość języka litewskiego jest dzisiaj ważna? Czy można być na przykład dobrym obywatelem Litwy z perspektywy Litwinów, nie znając dobrze języka litewskiego, ale znając dobrze na przykład angielski i rosyjski albo angielski i polski? KK: Uważam, że mieszkając na terenie jakiegokolwiek państwa, trzeba niewątpliwie znać język państwowy. To nie ulega wątpliwości, chociażby po to, żeby życie było łatwiejsze. Dziś na Litwie to jest już mniejszy problem, dotyczy to przede wszystkim osób starszych, dla których na naukę jakiegokolwiek języka jest za późno, a tym bardziej litewskiego, który jest językiem trudnym. Natomiast młodsze pokolenie nie ma tej bariery językowej, przez co czuje się bardziej swobodnie. Czasami zastanawiam się, jak będzie wyglądało życie Polaków za 1520 lat. W którą stronę to wszystko się potoczy? Czy kolejne pokolenia zachowają tą polskość, czy nie ulęgną asymilacji? Myślę o tym, patrząc nawet na sytuację w moim domu rodzinnym. 15 IEŚW. Projekt: Historia a teraźniejszość. Dziedzictwo Rzeczpospolitej Obojga Narodów a aktualne stosunki polsko-litewskie Jak już wspomniałam, mam dwie siostry. Ja i moja siostra w latach 90. wyjechałyśmy na studia do Polski. Można uznać, że wraz z wyjazdem skończyła się moja nauka języka litewskiego, dziś moja znajomość tego języka pozostawia wiele do życzenia. HŁ: Czy ze strony państwa litewskiego jest życzliwość, żeby pomóc w nauce tego języka litewskiego, na przykład w postaci dodatkowych kursów? KK: Być może jest, ale ja nie słyszałam o czymś takim. Moja siostra, kiedy wróciła po studiach na Litwę i musiała szlifować ten język, nadrabiała zaległości we własnym zakresie, poprzez czytanie książek, oglądanie telewizji. Nie ukrywam, że dla niej przy poszukiwaniu pracy niedoskonała znajomość języka litewskiego była dla pracodawców argumentem na nie, musiała pisać testy sprawdzające znajomość tego języka. Po jakimś czasie została zatrudniona w Samorządzie Rejonu Wileńskiego, a więc miała też warunki, żeby na spokojnie uzupełnić braki w tym zakresie. Natomiast moi rówieśnicy, którzy zdecydowali się na studia na Litwie, mieli barierę językową zwłaszcza na pierwszym roku, ale też sobie poradzili, i nikt z tego powodu nie zrezygnował ze studiów. HŁ: Wróćmy do historii. Spróbujmy podsumować historię. Gdy przyjeżdża pani do Wilna, co pani widzi, chodząc po ulicach? Mówię oczywiście o przeszłości. Widzi pani Wielkie Księstwo Litewskie? Czy nie bardzo? KK: Wilno to jest miasto, do którego wracam z wielkim sentymentem, bo to jest miasto przesiąknięte historią. HŁ: Co się pani najbardziej kojarzy z dawnymi czasami w Wilnie? KK: Przede wszystkim Uniwersytet Wileński, trzeci najstarszy uniwersytet na ziemiach Rzeczypospolitej Obojga Narodów, no i kościoły, które wypełniają krajobraz starówki wileńskiej. To jest dla mnie osobiście odniesienie do najpiękniejszych kart historii. To są wymierne owoce wspólnej historii Litwy i Polski: wiara i wiedza. HŁ: A najpiękniejszy kościół w Wilnie? KK: To jest trudne zadanie, wskazać najpiękniejszy kościół, ponieważ takich jest dużo. W czołówce na pewno wskazałabym kościół św. Anny i kościół Piotra i Pawła. Natomiast jeśli chodzi o kościoły, do których zawsze, kiedy jestem w Wilnie, lubię wstąpić, by się pomodlić, to przede wszystkim Ostra Brama, kościół św. Ducha i sanktuarium Bożego Miłosierdzia, gdzie jest słynny obraz Jezusa Miłosiernego, namalowany za życia św. Faustyny. To są miejsca, do których zawsze wracam z wielkim sentymentem. HŁ: A kiedy jest pani w Krakowie, czy odbiera pani to miasto tak samo, jako rodzinne – mówię o dwóch stolicach dawnej Rzeczpospolitej? Warszawa jest trochę inna, prawda? KK: Oj, wbrew pozorom, bardzo lubię Warszawę. Kraków jest przepiękny, kojarzy mi się z dzieciństwem, z pierwszymi wyjazdami do Polski. Ma niewątpliwie niepowtarzalną atmosferę, która udziela się zwiedzającym. Historia tam przemawia na każdym kroku, chociażby przez swe zabytki. Jest to jedno z moich ulubionych polskich miast. HŁ: To ciekawe, bo mało znam osób, które lubią Warszawę. 16 IEŚW. Projekt: Historia a teraźniejszość. Dziedzictwo Rzeczpospolitej Obojga Narodów a aktualne stosunki polsko-litewskie KK: Tak, o ile Kraków to – można powiedzieć – miłość od pierwszego wejrzenia, o tyle z Warszawą było trochę inaczej. Początkowo, kiedy przyjechałam na studia do Polski, Warszawę traktowałam z pewną dozą obojętności. Przez Warszawę wiodła droga do Wilna, i przejeżdżając przez nią, miałam nieraz kilka godzin podczas czekania na swój autobus. Więc aby ten czas oczekiwania skrócić, często wyruszałam na zwiedzanie. Poznawałam piękne zakątki Warszawy, ale głównie historię tego miasta, mam tu na myśli przede wszystkim tę tragiczną historię z okresu II wojny światowej. Stąd mój sentyment do tego miasta, mimo iż może wydawać się mało przyjazne. HŁ: Gdyby miała pani zadecydować teraz, po wszystkich swoich doświadczeniach, gdyby mogła się pani cofnąć w czasie, to czy powiedziałaby pani swojemu pradziadkowi: „wyjeżdżaj, wyjeżdżaj”. Czy nie wie pani, co by powiedziała? To jest pytanie o pani tożsamość, czy pani wolałaby być Polką z Polski bez żadnych problemów i pytań, czy woli pani być tak, jak pani mówi, z Kresów, w pani rozumieniu? KK: Trudne pytanie. Pewnie w tamtym czasie mogłabym tak powiedzieć. Dziś, z perspektywy swoich doświadczeń, nie mam żalu, że podjął taką decyzję. Żal mogła mieć na przykład moja babcia, która ponosiła w swoim życiu dotkliwe konsekwencje tej decyzji. Ja natomiast mam to szczęście, że przypadło mi żyć w zupełnie innych czasach, kiedy człowiek może realizować swoje marzenia. Mogłam wyjechać do Polski na studia i później miałam swobodę wyboru, gdzie chcę zamieszkać – w Polsce czy na Litwie. Wybrałam Polskę... Może to zabrzmi zbyt patetycznie, ale z perspektywy czasu coraz bardziej doceniam to, skąd pochodzę, to środowisko, w którym się wychowałam, tych ludzi, którzy mieli wpływ na poczucie mojej tożsamości narodowej. Czasami nawet zastanawiam się, czy ta moja miłość do Polski byłaby taka, jak jest, gdyby nie to wszystko, czego doświadczyłam, mieszkając na Litwie. Jestem wdzięczna rodzicom, że przekazali mi i moim siostrom tę tożsamość narodową. To wcale nie jest takie oczywiste, kiedy jest się mniejszością narodową mieszkającą na Litwie, a jeszcze wcześniej należąc do Związku Radzieckiego. Cieszę się, że nie wpadli na pomysł, aby na przykład wysłać mnie do szkoły rosyjskiej czy litewskiej. Tak też nieraz zdarzało się. HŁ: Myślałem, że na tym zakończymy, ale przyszło mi do głowy jeszcze jedno pytanie. Mamy w Europie przykład narodu o bardzo silnej tożsamości, który przestał mówić w swoim języku narodowym, mówi w obcym, ale tożsamość ma bardzo silną. Chodzi mi o Irlandczyków. Czy pani sądzi, że jest możliwe, że Polacy na Wileńszczyźnie zaczną mówić po litewsku, ale zostaną Polakami? Ja wiem, że jest to pytanie takie abstrakcyjne, ale spróbujmy o tym powiedzieć, czy można być Polakiem, mówiąc po litewsku? KK: Trudno odpowiedzieć na to pytanie, może dlatego że nigdy się nad tym nie zastanawiałam. Sądzę, że raczej jest to mało prawdopodobne. Znam osoby, które wychowywały się w polskich rodzinach, ale później weszły w związki małżeńskie z osobami o narodowości litewskiej i dzieci były już wychowywane w języku litewskim, imiona nadawane tym dzieciom były typowo litewskie (Birutė, Ugnė itp.), czyli bardzo szybko asymilowały się z Litwinami i niekoniecznie podkreślały swoje pochodzenie. A tym bardziej ich dzieci czują się już Litwinami i zazwyczaj nie znają języka polskiego, pojawia się ta bariera językowa między pokoleniami. 17 IEŚW. Projekt: Historia a teraźniejszość. Dziedzictwo Rzeczpospolitej Obojga Narodów a aktualne stosunki polsko-litewskie HŁ: Ale to nie jest odpowiedź na pytanie, czy można mówić tylko po litewsku, a jednocześnie mówić, że jest się Polakiem. Na przykład pani siostra zacznie mówić tylko po litewsku, ponieważ powie: nie znam zbyt dobrze tego języka, mogę mówić tylko w domu po polsku, a publicznie będę mówiła tylko po litewsku. KK: Sądzę, że taka sytuacja jest możliwa, ale ważne jest – co jest powodem nieznajomości języka polskiego. Czy brak znajomości języka polskiego wynika z tego, że ktoś nie miał okazji się go nauczyć, czy na przykład uznał, że język litewski da mu więcej, a polski tak naprawdę nie jest mu do niczego potrzebny. Podsumowując tę próbę odpowiedzi na to czysto hipotetyczne pytanie, chcę jednak podkreślić, że moim zdaniem znajomość języka polskiego i posługiwanie się tym językiem to są warunki konieczne do zachowania własnej tożsamości narodowej, przynajmniej jeśli chodzi o Polaków zamieszkujących Litwę. Nie jest to łatwe zadanie zachować polską mowę, ponieważ na Wileńszczyźnie język polski ma wiele naleciałości z języka rosyjskiego, białoruskiego, ale też coraz więcej z litewskiego. I potrzeba tu dużej samodyscypliny w rozmowie, aby ten polski był jeszcze językiem polskim. HŁ: Tak już kończąc, myśli pani, że historia XX wieku, czyli powstanie niepodległej Litwy, ale też czasy I wojny światowej, później 20-lecie międzywojenne, oczywiście bunt generała Żeligowskiego, no i czasy okupacji niemieckiej i sowieckiej, to poważna bariera w pamięci historycznej między Polakami i Litwinami? KK: Sądzę, że przede wszystkim historia XX wieku miała wielki wpływ na to, jak nawzajem Litwini i Polacy siebie postrzegają. HŁ: Czy to jest tabu szczególne II wojna? Pani jako małe dziecko słyszała coś od swoich dziadków? KK: Czasami we wspomnieniach babci i ludzi z jej pokolenia przewijała się ta wojna, ale mnie jako dziecko bardziej interesowało, jak oni żyli, jak radzili sobie w tamtych trudnych czasach; dla dziecka polityka jest czymś mało interesującym. A poza tym byli to ludzie prości, bez wykształcenia, ciężko pracujący, w różnoraki sposób już doświadczeni przez życie, więc wielka polityka w ich rozmowach niekoniecznie była jakoś obecna. Jeśli dziś miałabym wskazywać na moment historii, który dzieli, to wskazałabym bardziej na 20-lecie międzywojenne niż na czasy II wojny światowej, ponieważ sami Litwini niechętnie do wojny wracają. Dla nich niekoniecznie jest to chlubna karta historii. Natomiast 20-lecie i Piłsudski to jak najbardziej punkt zapalny. Także niewątpliwie historia XX wieku odbija się echem na stosunkach polsko-litewskich. Na przykład ta utrata własności prywatnej po wojnie i problem reprywatyzacji dziś z tym związany, w rozwiązaniu którego brakuje dobrej woli ze strony państwa litewskiego. HŁ: Czyli, pani Katarzyno, w sumie drogą do pojednania nie byłby dialog o historii, ale przyznanie obywatelom Litwy tych samych praw w zakresie odzyskania ich dawnej własności? KK: Myślę, że byłby to krok milowy w kierunku konstruktywnego dialogu. Obawiam się jednak, że to zbyt idealistyczne podejście. I nie szybko to nastąpi. Odnoszę wrażenie, że ostatnimi czasy polityka litewska zmierza zupełnie w innym kierunku, w kierunku zaogniania konfliktów i krytykowania wszystkiego, co ma polskie podłoże na Litwie. I moje obawy dotyczą tego, aby ta polityka z czasem nie odbiła się na relacjach zwykłych ludzi, na relacjach 18 IEŚW. Projekt: Historia a teraźniejszość. Dziedzictwo Rzeczpospolitej Obojga Narodów a aktualne stosunki polsko-litewskie sąsiedzkich. Coraz więcej słyszy się o przypadkach, kiedy powodem nieprzyjemnych incydentów, zaczepek na ulicy jest polski język. Zaognianie konfliktów nie jest właściwą drogą uprawiania polityki. Możliwe, że po ostatnich wyborach na Litwie coś się zmieni w tym zakresie. HŁ: A Kościół rzymskokatolicki? Bo przecież obie wspólnoty narodowe przynależą do tego samego Kościoła. Czy to pomaga jakoś, czy przeszkadza? W przeszłości to czasem przeszkadzało? KK: Sytuacja na Wileńszczyźnie wygląda w ten sposób, że Polacy chodzą do kościoła na polskie msze, Litwini na litewskie. Poza nielicznymi wyjątkami, księża do polityki się nie wtrącają. Biskupi w tej kwestii głosu oficjalnie również nie zabierają. HŁ: Mam wrażenie, że po latach deklarowania w czasach Związku Radzieckiego silnego związku katolicyzmu i litewskości – mówię o Nijolė Sadūnaitė Kronice Kościoła Katolickiego na Litwie – bardzo wielu Litwinów dosyć szybko odchodzi od Kościoła, co bardzo niepokoi tych, którzy za to odpowiadają, biskupów. Mam wrażenie, że związek z Kościołem jest coraz słabszy. Litwini odchodzą od katolicyzmu. Natomiast Polacy jednak w większym stopniu praktykują, modlą się, chodzą do kościoła. Tak to odczuwam intuicyjnie. Jak pani to skomentuje? KK: Niestety, chyba muszę się zgodzić i przyznać, że są to trafne spostrzeżenia. Kiedyś zapytałam siostrę, która studiuje wśród Litwinów, czy rozmawiają na temat wiary, czy chodzą w niedzielę do kościoła. Odpowiedziała mi, że temat wiary raczej jest nieobecny w ich rozmowach. Rozmowy o Bożym Narodzeniu, o Wielkanocy sprowadzają się do prezentów, do potraw. Czyli tylko do powierzchownej tradycji. Na 12 osób w grupie tylko ona zadeklarowała, że podczas świąt idzie do kościoła. Dlaczego tak jest? Przede wszystkim kilkadziesiąt lat komunizmu zrobiło swoje. Zamykanie, niszczenie kościołów, prześladowania za wiarę mocno nadwerężyły chrześcijaństwo na Litwie. I zanim to chrześcijaństwo w niepodległej Litwie zdołało okrzepnąć, dotknęła je sekularyzacja, która niestety znalazła dość podatny grunt. Może statystycznie udział Polaków w nabożeństwach wypada korzystniej na tle litewskich parafii, jednak moim zdaniem cała Litwa wymaga nowej ewangelizacji – zarówno Polacy, jak i Litwini. HŁ: Pani historia jest historią, która mogłaby się zdarzyć mi, ale się nie zdarzyła. Moja babka, mój ojciec, wujowie, ciotki, stryjowie – wyjechali. Może byli o tyle mądrzejsi, albo głupsi, że musieli wyjechać już po traktacie ryskim, w 1944-1945 roku, mając w pamięci, jak uciekali przed Sowietami. Zdecydowali się na wyjazd, nie czekali. Powiedziała pani o swojej babci, że nigdy nie ruszała się ze swojej miejscowości, ale kilka państw przyszło do niej. Czy słyszała pani kiedyś, albo sama dostrzegła – widząc, jak bardzo ta Polska różni się od tego, co było dla pani polskością, czy dla rodziców, czy dla krewnych – że zostaliście opuszczeni? Że wyjechało przecież tyle tej inteligencji i że wszyscy was opuścili, i że wy zostaliście sami? Czy miała pani żal, że wszyscy wyjechali? KK: Żalu na pewno nie miałam. Jeśli można mówić tu o żalu, to jest to żal związany z tym, jak potoczyła się historia XX wieku. Natomiast niejednokrotnie wyobrażałam sobie, jak by ta Wileńszczyzna wyglądała dziś, jak by potoczyły się jej losy, gdyby te elity zostały. Ten brak elit jest dotkliwie odczuwalny, nie da się tego odbudować w żadnym społeczeństwie zbyt szybko. 19 IEŚW. Projekt: Historia a teraźniejszość. Dziedzictwo Rzeczpospolitej Obojga Narodów a aktualne stosunki polsko-litewskie Dziś można powiedzieć, że Polska czynnie uczestniczy w odbudowywaniu tych elit, kształcąc rzesze młodych Polaków, ale też i Litwinów z Litwy. Zwłaszcza w latach 90. było to bardzo odczuwalne, kiedy sytuacja ekonomiczna była dosyć ciężka na Litwie. Kto wie, ilu z nas mogłoby nie zdobyć tego wykształcenia, gdyby nie możliwość wyjazdu na studia do Polski. HŁ: Pani Katarzyno, dziękuję bardzo. KK: Dziękuję również. 20