Dariusz Rymar o problemach związanych z przerostem administracji

Transkrypt

Dariusz Rymar o problemach związanych z przerostem administracji
Problemy przerostu administracji wg dr Dariusza Rymara – eksperta Stowarzyszenia
Niepokonani 2012.
Na początku odwołam się do angielskiego pisarza Cyryla Northcote'a Parkinsona: który
w 1958 roku zasłynął niewielką rozprawą Prawo Parkinsona. Ta niewielkich rozmiarów
książka przyczyniła się do przebudowy aparatu administracyjnego w Wielkiej Brytanii. Podobnie
jak 300 lat wcześniej, kiedy to Adam Smith opublikował Niewidzialną rękę rynku, uruchomiła
ona cykl przemian skutkujących racjonalizacją działania państwa. W dzisiejszym świecie
zagęszczającej konkurencji państwo musi sprzyjać wszystkim produktywnym i twórczym siłom
społeczeństwa tak, żeby sprostało ono cywilizacyjnym wyzwaniom. Od czasów publikacji
rozprawy Parkinsona jasnym się stało, że w całym swoim wymiarze administracja musi
być służbą wzmacniającą możliwości obywateli, co można streścić w sentencji:
"państwo jest dla obywateli a nie obywatele dla państwa".
Parkinson dowodzi, że urzędnicy mają "naturalną" skłonność do powiększania swojego
stanu posiadania, kosztem innych grup społecznych:
„W istocie rzeczy nie ma w ogóle żadnej współzależności pomiędzy liczbą urzędników a
ilością wykonywanej pracy. Wzrostem liczby urzędników rządzi bowiem Prawo Parkinsona i
wzrost ten będzie dokładnie taki sam bez względu na to, czy pracy będzie więcej, mniej, czy
wzrost ten będzie dokładnie taki sam bez względu na to, czy pracy będzie więcej, mniej, czy też
nie będzie jej w ogóle".
Parkinson formułuje dwa twierdzenia: 1. "Urzędnik pragnie mnożyć podwładnych, a nie
rywali", 2. "Urzędnicy przysparzają sobie nawzajem pracy, jedni drugim". Ten przyrost jest
jednak pozorowany, markuje bezproduktywność urzędników. Pracy przyrasta ponieważ urzędnik
tworzy wrażenie dokładniejszego prześwietlania życia społecznego, w istocie powiększa sferę
sztucznych obciążeń.
Pomimo że ilość istotnej pracy nie zwiększa się, to następuje wykładniczy wzrost
zatrudnionych w urzędach. Stary urzędnik dzięki pojawieniu się nowego narybku umacnia swoją
pozycję. Kiedy zaczyna dowodzić zespołem, to w naturalny sposób rodzi się miejsce na jego
awans. Podwładni również umocnią swoje stanowiska, tworząc sekcje, którymi będą mogli
kierowa. W ten sposób łańcuszek św. Antoniego, czy jak kto woli, piramida zarządzania, rozrasta
się. Z małego biura powstaje biurowiec moloch, choć ilość potrzebnej pracy jest wciąż taka sama
jak w punkcie wyjścia. Kosztochłonność takiej instytucji nie jest jednak głównym ciężarem dla
społeczeństwa. Największą barierą jego rozwoju jest tendencja do degeneracji funkcjonowania
urzędów, które miast koordynować różne formy pozytywnych aktywności społecznych tworzą
coraz gęstszą sieć obciążeń.
Adres do korespondencji: Stowarzyszenie Niepokonani2012
Gliwicka 6, 59-220 Legnica
Degrengolitis
Parkinson zauważa, że wraz z rozrostem urzędów rozwija się choroba, którą nazywa
"degrengolitis". Wyjaśnia, że jest to "paraliż obezwładniający", który występuje znacznie
powszechniej i jest bardziej dotkliwy, niż większość ludzi przypuszcza. Ponadto dużo łatwiej
postawić jej diagnozę niż przeprowadzić kurację. Kuracja zaś zależy od stopnia zaawansowania
choroby. Pierwsza z zasad terapii brzmi: instytucja dotknięta chorobą nie może sama siebie
zreformować — pacjent i chirurg nie powinien być tą samą osobą.
Parkinson rozróżnia 3 stadia choroby, w pierwszej możliwa jest terapia przez
modyfikację sposobów działania, szkolenia pracowników, częściową wymianę kadr; w
drugim stadium konieczny jest zabieg chirurgiczny; powinny nastąpić radykalne
redukcje etatów, wymiana znacznej części urzędników, rotacje pomiędzy urzędami, tak,
żeby wymusić złamanie starych nawyków, i wprowadzenie racjonalnych mechanizmów
zarządzania. W trzecim stadium nic już nie można zrobić. Instytucja jest w praktyce
całkowicie martwa. Pisarz z sarkazmem zauważa:
„Całe wyposażenie i wszystkie akta powinny być zniszczone bez namysłu. Co do
budynków, to najlepiej najpierw wysoko je ubezpieczyć, a następnie podpalić. Dopiero
wtedy, gdy pozostaną z nich sczerniałe ruiny, możemy być pewni, że bakcyl choroby
został zniszczony".
Choroba ta w naszej rzeczywistości przebiega następująco: rozrastające się urzędy muszą
jakoś uzasadnić konieczność rozrostu, stąd generują coraz większą ilość dublujących się
dokumentów, choć formalnie różnych. Urzędnicy angażują coraz mocniej produktywne siły
społeczeństwa celem w gromadzenia danych. Jednakże ich wartość informacyjna nie zwiększa
się - przeciwnie, wskutek ich ciągłego rozrostu są one coraz mniej przejrzyste. Pracownicy
pierwszej linii frontu: lekarze, nauczyciele, przedsiębiorcy muszą przeznaczać coraz większą ilość
czasu na gromadzenie i porządkowanie dokumentów, tym samym ich efektywność spada. Lekarz
miast przeprowadzić porządny wywiad z pacjentem wypełnia rubryki kartotek, codziennie
spisuje protokoły terapii pacjentów szpitalnych, tworzy kilkustronicowe wypisy ze szpitala,
ewidencjonuje recepty itd. Nauczyciel opisuje to, co zrobił z dziećmi czy młodzieżą, choć czyni
to kosztem jakości zajęć. Ostatecznym, ukrytym celem administracji dotkniętej bakcylem
choroby jest uczynienie z wszystkich obywateli urzędników, pomimo że jego spełnienie byłoby
równoznaczna ze śmiercią państwa.
Kolejnym przejawem pasożytniczej funkcji, rozrastających się urzędów, jest nacisk wzrost
wykrywalności mikro-nadużyć. Przykładowo inspektor — wraz z 3-ma podległymi kontrolerami
wykrywa-w trakcie swojej wizytacji w terenie niezgodność w rozliczeniu finansowym na kwotę
3zł 57gr. Urzędnik przy tego rodzaju skuteczności dostaje ekstazy; pomimo że sam koszt
utrzymania tego zespołu jest setki razy wyższy.
Adres do korespondencji: Stowarzyszenie Niepokonani2012
Gliwicka 6, 59-220 Legnica
Rozrost administracji ma szereg cech pokrewnych z chorobą nowotworową. Rak
pasożytuje na organizmie, niszczy go, pomimo że wraz z jego śmiercią sam ulegnie
unicestwieniu.
Zgodnie z prawem Parkinsona urzędy same siebie nie uleczą; nie zrobi tego też
rząd, ponieważ premier i ministrowie, to też urzędnicy, czasowo zatrudnieni, na ogół
żółtodzioby, więc w istocie na pasku starych wyg. Tylko silny nacisk ludzi, którzy
potrafią zdiagnozować chorobę może mieć charakter terapeutyczny. To zazębia się z
kolei z aktywnością społeczną i poznawczą. lm mniejszy poziom społecznej
świadomości tym trudniej o terapię.
Pytanie w jakim stadium choroby są polskie urzędy, czy w pierwszym, w którym
wystarczy tylko modyfikacja pracy urzędników, czy w drugim, kiedy trzeba głębokich zmian, a
może w trzecim, gdzie należał zniszczyć obecny system i zbudować nowy - prorozwojowy?
Wielu ludzi myśli, że rozrost administracji to skuteczny patent na zmniejszenie
bezrobocia. Nic bardziej błędnego, bowiem „jeden nadmiarowy urzędnik kosztuje osiem
produktywnych miejsc pracy". Łatwo zauważyć, że chore urzędy przekładają się na chorą
strukturę społeczną, a w sensie dosłownym chorych obywateli, skoro lekarze zajęci są buchalterią
zamiast terapią.
Wzrost przemocy władzy można mierzyć zarówno stopniem przyrostu ilości urzędników,
jak i stopniem komplikacji przepisów. Choroba wchodzi w stadium krytyczne wówczas, kiedy
paraliżują one siły wytwórcze społeczeństwa.
Bezpośrednią z tą kwestią wiąże się paraliż wynalazczości. Najważniejszym
współczynnikiem rozwoju kraju nie jest PKB. W niewielkiej gospodarce łatwiej wygenerować
wyższy procentowo wzrost; w naszym przypadku jest on fałszowany inwestycjami unijnymi.
O sile gospodarki decyduje jej innowacyjność, ponieważ ona bezpośrednio generuje jej
produktywność. No i tu statystyki są porażające. Mamy jeden z najniższych wskaźników
innowacyjności. Liderem na tym polu są Niemcy :13 568 wynalazków na 1 mln mieszkańców
(niewiel mniej jest w Stanach Zjednoczonych), w Polsce na 1 mln mieszkańców przypada 45
zarejestrowanych patentów. To znaczy, że nasycenie gospodarki wynalazczością jest 300x
mniejsze!!! Pytanie dlaczego wypadamy tak źle? Jedną z barier tworzy Urząd Patentowy, 7 lat
oczekiwania na patent z wolnej stopy, to czas przejścia paru generacji w wysokorozwiniętych
technologiach.
Kolejnym problemem jest to, że przemoc urzędnicza dotyczy w wyższym stopniu małych
podmiotów niż korporacji, z prostego powodu — wielcy lepiej się bronią. Stąd mali i średni
przedsiębiorcy borykają się, walcząc o przetrwanie. Gdzież tu miejsce na podjęcie ryzyka
nowości?
Kluczową kwestia wiążąca się z poprzednimi, to poziom edukacji. Urzędnicza
wyobraźnia, każe nam faworyzować „hodowlę" przyszłych biurokratów: sprawność w
Adres do korespondencji: Stowarzyszenie Niepokonani2012
Gliwicka 6, 59-220 Legnica
rozwiązywaniu testów dobrze przysłuży się księgowym, ale nie tym, którzy mają zmieniać
strategię w zależności od sytuacji na rynku. Mamy płaski model edukacji, w zasadzie bez
znaczenia jest kto jaką szkołę kończył, liczy się dyplom. Generalnie mamy ogólnospołeczny
nacisk na stopnie a nie kompetencje. A więc i w edukacji dominują kryteria ilościowe a nie
jakościowe. O ile rynek weryfikuje sprawność przedsiębiorców, to urzędnik jest właściwie poza
jakościową kontrolą. To nasza specyfika, że kiepsko wykształceni urzędnicy wydają dyspozycje
ekspertom, np. odnośnie sposobu interpretacji przepisów prawa.
Podsumowując:
Tylko etycznie zdrowa, mało liczna, skuteczna i dobrze wyedukowana
administracja może być sprzymierzeńcem przedsiębiorczości. Istotą administracji jest
służba społeczna; a społeczeństwo powinno być na tyle świadome i silne, żeby tę służbę
wymusić.
Produktywność jest celem całego społeczeństwa (na marginesie, jej funkcją jest również
przyrost naturalny, to też jest rodzaj produktywności). Produktywność jest w ścisłym związku z
innowacyjnością, ta zaś jest wypadkową zdolności, kompetencji i pasji. Urzędnicy mają sprzyjać
modelowi edukacji twórczej a nie odtwórczej, zadaniowej a nie testowej; ponieważ to od
innowacyjności zależy czy przedsiębiorcy wytrzymają nacisk konkurencji. Od administracji należy
żądać wsparcia na wszystkich polach w rozwoju małej i średniej przedsiębiorczości. Wreszcie
urzędnik ma chronić przedsiębiorczość rodzimą, skoro mamy bardzo silną konkurencję
zewnętrzną, obecną na naszym rynku, to konieczne jest inkubowanie inicjatyw gospodarczych,
ich ochrona prawna, wszechstronna pomoc doradcza, tak żeby miały szanse zaistnieć w starciu z
gigantami. Jeśli jest odwrotnie, tzn. że choroba jest co najmniej w drugim stadium i wymaga
błyskawicznej interwencji „chirurgicznej”. Istotne jest też koordynowanie współpracy różnych
podmiotów gospodarczych. Zadaniem państwa jest tworzenie wielkich projektów, które są
napędem dla mniejszych podmiotów. To zaś wiąże się z gospodarnością i rzetelnością państwa;
jednym z silniejszych przejawów choroby administracji są opóźnienia w rozliczeniach z
podwykonawcami. Niewydolność państwa oczywiście najbardziej uderza w najsłabszych.
Tymczasem wiele drobnych firm wypracowuje główną część dochodu państwa (70 proc.).
Na zakończenie dwie sentencje Michał Anioła:
"... drobnostek nie należy lekceważyć, bo one są podstawą doskonałości, a
doskonałość nie jest drobnostką". Myśl tę dopełniają słowa: "Największym
niebezpieczeństwem dla większości z nas nie jest to, że mierzymy za wysoko i nie
osiągamy celu, ale to że mierzymy za nisko i cel osiągamy".
W starciu z przemocą urzędniczą powinniśmy stawiać wysoko cele i na tym polu broń
Boże nie zadawalać drobiazgami.
dr Dariusz Rymar
Adres do korespondencji: Stowarzyszenie Niepokonani2012
Gliwicka 6, 59-220 Legnica

Podobne dokumenty