Pierwsze kroki na Czerwonej Wyspie

Transkrypt

Pierwsze kroki na Czerwonej Wyspie
Strona misyjno- ewangelizacyjna, o. Z. Grad, SVD - misjonarz z Madagaskaru
Pierwsze kroki na Czerwonej Wyspie-o.Gałła, SVD
Autor: Zdzisław Grad
08.08.2007.
Byłem w najprawdziwszym buszu malgaskim. Tak jak rok temu, tak samo i w tym roku, zostałem
wysłany mi gdzieś w busz, co by sprawdzić na ile znam już język.
Do, Mananjary, czyli naszego domu, w którym mieszka główny przełożony, przyjechałem 19 grudnia
2003 roku. Na drugi dzień od razu w samochód i na misje. Byłem bardzo blisko, Mananjary, czyli droga
nie była już tak, uciążliwa, a miejscowość nazywała się Tsiatosika. Proboszczem był Indonezyjczyk,
wikarym – Słowak i pracował tam tez jeszcze jeden brat – Indonezyjczyk.
Na kolacji proboszcz od razu przedstawił mi program mojej pracy, a rozpoczynał się on zaraz na drugi
dzień.
Byłem w najprawdziwszym buszu malgaskim. Tak jak rok temu, tak samo i w tym roku, zostałem
wysłany mi gdzieś w busz, co by sprawdzić na ile znam już język.
Do, Mananjary, czyli naszego domu, w którym mieszka główny przełożony, przyjechałem 19 grudnia
2003 roku. Na drugi dzień od razu w samochód i na misje. Byłem bardzo blisko, Mananjary, czyli droga
nie była już tak, uciążliwa, a miejscowość nazywała się Tsiatosika. Proboszczem był Indonezyjczyk,
wikarym – Słowak i pracował tam tez jeszcze jeden brat – Indonezyjczyk.
Na kolacji proboszcz od razu przedstawił mi program mojej pracy, a rozpoczynał się on zaraz na drugi
dzień.
MANAKANA
Przyjechałem, przywitali mnie milo, później dostałem krzesło i na słoneczku robiłem "świąteczne
porządki", czyli spowiedź. Później Msza św., a po niej stanęło przede mną kilka osób i z kartka w ręku
(ten ktoś tak się stresował, ze cala kartka chodziła) dziękując mi, ze zechciałem do niech przyjechać...A
co ja miałbym innego do roboty? Tak przynajmniej jestem miedzy ludźmi i mogę im służyć. No i na
koniec poczęstunek. Postawili się jak zwykle, czyli, tak jak najlepiej potrafią - pełna miska ryżu, jakiś
kurczak, a właściwie jakąś kość, na której znajduje się trochę mięsiwa z kurczaka i pięknie było.
MAROKARIMA
Wiele przygotowan - wszystko proboszcz zrobil - pozniej ostatni posilek na misji i kierunek "wiocha".
Razem ze mną s.Irena, br. Benoit i jakaś dzieweczka, co to chyba zakonnica chce zostać.
Dojechaliśmy we wtorek, czyli 23.12. Znowu nas mile przywitali, później im Msze odprawiałem, bo to
jeszcze dzisiaj nie odprawiałem, a oni tez chcieli być i... już było ciemno, czyli w języku malgaskim, czas
na sen.
Ale jeszcze kolacji nie było, a ja głód miąłem straszny. Otwarłem wiec walizę, co ja proboszcz
przygotował i ciasteczka kolacyjne zapodałem.
Jednak po drugim ciasteczku pojawiły się dwie dzieweczki, co to nam 3 razy dziennie później jedzenie i
picie przynosiły. W imieniu swoim i tych, którzy ze mną byli, w tym miejscu oficjalnie DZIEKUJĘ
DZIEWECZKOM!
24 grudnia 2003
Jak wszędzie na świecie, zaczęły się wielkie ostatnie przygotowania do WIELKIEJ IMPREZY. Przyszła cala
masa ludzi z rana do kościoła i do miejsca, gdzieśmy nocowali. Jedni wzięli się za miotły i Kościół z
pajęczynek oczyszczali (mieli, co robić), inni zrobili szopkę, jeszcze inni nanosili takich ładnych
łańcuszków ozdobnych, tylko nie bardzo wiedzieli, co z tym zrobić, wiec im pomogłem przywiesić to tu i
ówdzie.
W czasie tych przygotowań, podszedł do mnie br. Benoit i oznajmił mi, ze zakupił kurę na dzisiejsze
świętowanie. Na co ja tylko zapytałem: "Żywa będziemy jeść?" Kura została przywiązana do stołu i
czekała na swoja ostatnia minutę.
Po południu sjesta. Po niej chcieliśmy przygotować nasza kurę, ale okazało się, ze kurze znudziło się
http://www.grad.svd-mad.org
Kreator PDF
Utworzono 2 March, 2017, 13:03
Strona misyjno- ewangelizacyjna, o. Z. Grad, SVD - misjonarz z Madagaskaru
czekanie i postanowiła samowolnie oddalić się z miejsca przeznaczenia. Zwołaliśmy wiec dzieciaków i
dostali specjalna misje od misjonarzy - "SZUKAC NASZA KURE". Kura po 15 minutach była już na
miejscu, a zaraz potem została szybko przygotowana na imprezę.
PASTERKA
Przed Mszyczka siedzę sobie w swoim pokoju i nagle słyszę, ze w kościele zaczynają śpiewać. Nie byłoby
w tym nic dziwnego, bo oni ciągle śpiewają, ale zaczęli śpiewać "Cicha noc", tyle ze po malgasku...Co za
piękny akcent, pomyślałem sobie.
Później usiadłem przy szopce i rozpocząłem "ostatnie świąteczne porządki", które tylko ja mogłem zrobić,
wiec nikt mi nie pomagal.
< No i zaczęła się Msza. Przy świeczkach, przy głośnym śpiewie "Gloria" i oczywiście - tak jak obiecałem za tych, co daleko.
Po mszy, młodzież pokazała, na co ja stać. Przygotowali misterium "Bożego Narodzenia". Zdolna ta
młodzież. Pięknie to zrobili.
A później to już była zapowiedziana impreza. Kura, jakiś napój (bo br.Benoit pomyślał, ze ta kurę trzeba
czymś zapić - i dobrze pomyślał) i kolędy śpiewaliśmy. Ja najpierw zaśpiewałem po polsku, kolede z
repertuaru "Panika&rdquo;, pt. &bdquo;Dlaczego Aniołowie gloria grają w noc.&rdquo; Tak się to
podobało s. Irence, ze postanowiliśmy przetłumaczyć ja na malgaski i śpiewać razem, a po malgasku
wygląda to tak: Nahoana ny Anjely no mihira ny voninaitra Andriamanitra.
25 grudnia 2003
Msza miała się rozpocząć o 8.00 rano, ale na szczęście ludzie zeszli się dopiero na 9.00. Ale i tak
obudziłem się niewyspany.
Rozpoczęła się Msza. Taka świąteczna typowo. Tańce, śpiewy kolędowe (Cicha noc tez była, a po mszy
Nahoana..) i inne cudowności. A wszystko po, to by Pan Jezus pięknie śnił. Chociaż nie bardzo wiem, czy
dobrze Mu się spało w tym hałasie. W każdym razie było pięknie.
Pod koniec były prezenty. Dostałem chusteczkę. Skąd oni wiedzieli, ze nie miąłem chusteczki?
W południe, czyli zaraz po Mszy, zjedliśmy obiad i pięknie pożegnani wróciliśmy do misji, gdzie czekał na
nas mój proboszcz (Indonezyjczyk) i wikary (Słowak, co po polsku gada).
Wieczorkiem wszyscy razem wraz z siostrami, co mieszkają obok naszej misji, spotkaliśmy się na
świątecznej kolacji. I znowu były kolędy, prezenty (koszulkę i adidasy dostałem)i kolacja królewska:
pizza, kurczaczek, ziemniaczki, sala teczki i inne cudowności. Się objadłem bardzo, ale to chyba nie
grzech w takie święto, co?
27.12.2003
Proboszcz zarządził dzien. wolny, tylko go trochę go urozmaicił. Załadował cały sprzęt, Siostry i nas, i
wyjechał z nami do lasu na piknik. A tam ... tak jak na pikniku. Nic się nie rożni od polskiego.
2003/2004
Pod koniec roku spotkaliśmy się wszyscy w naszym domu regionalnym w Mananjary, co by się trochę
nawrócić, czyli na rekolekcje. Po nich większość wróciła na swoje misje, a ja zostałem, aby świętować.
Na koniec każdemu z osobna i wszystkim razem życzę, co by Pan Bóg nie szczędził ci łask w tym Nowym
Roku, a anioły zwiększyły swoja armie obok ciebie i dla ciebie.
Jak zwykle , bardzo proszę o pomoc dla misjonarzy. Cos krótkiego, ale szczerego i do Boga skierowanego
za tych, co w potrzebie &ndash; dzięki!
o.Pawel Gałła, svd-Madagaskar
http://www.grad.svd-mad.org
Kreator PDF
Utworzono 2 March, 2017, 13:03