żegnaj SZKOŁO!

Transkrypt

żegnaj SZKOŁO!
| edukacja
WolnoÊç i odpowiedzialnoÊç
Tylko wiedza zdobyta dzięki wewnętrznej motywacji,
wynikającej z ciekawości i zainteresowań, jest wiedzą trwałą.
Motorem edukacji jest naturalna ciekawość świata, indywidualne zainteresowania i potrzeby. W unschoolingu wszelkie, nawet śladowe formy przymusu są niedopuszczalne. Nie
ma ocen, narzuconych zadań, obowiązujących podręczników,
jedynie słusznych instrukcji ani ustalonego odgórnie programu. Dziecko w swojej edukacyjnej podróży ma być wolne.
Dorosły może wnieść własne zasoby – wiedzy, doświadczenia, umiejętności i pomysłów – jednak to od dzieci zależy,
czy i w jaki sposób z nich skorzystają. One nie gromadzą się
biernie wokół dorosłego-nauczyciela nadającego kierunek
i wyznaczającego plan nauki, lecz samodzielnie decydują,
czego chcą się nauczyć i kiedy. Kierują się swoimi zainteresowaniami i same wyznaczają cele nauczania, zgodnie ze
swoimi chęciami wybierają zajęcia na każdy dzień.
– Rolą rodzica jest wspieranie dziecka, prowadzenie go przez świat w taki sposób, aby mogło ono sięgać po
wiedzę, która jest w zasięgu jego percepcji. To, jaką wiedzę
dziecko zdobędzie, zależy wyłącznie od jego motywacji. Rodzic odpowiada więc za stworzenie takiej sytuacji społecznej
i edukacyjnej, żeby dziecko miało szansę tę motywację w sobie odkryć. Bo tak naprawdę nauczy się i zapamięta tylko to,
co je faktycznie zainteresuje – wyjaśnia Marianna Kłosińska.
Jeśli dziecko zainteresuje się na przykład zwyczajami
rycerstwa, może razem z rodzicem odwiedzić średniowieczny zamek czy muzeum, wykonać w domu zbroję z kartonu,
przeczytać książkę, obejrzeć film, zagrać w grę albo zorganizować podwórkowy turniej rycerski. Niewykluczone jest
też uczestnictwo w zorganizowanych zajęciach na interesujący temat czy zasięgnięcie porady eksperta – unschoolersi
korzystają z wszelkich dostępnych źródeł wiedzy, z których
dzieci mają ochotę skorzystać.
Jedynym ograniczeniem unschoolingu w Polsce jest
prawo. Dzieci obowiązuje podstawa programowa określona
przez Ministerstwo Edukacji Narodowej. Decydując się
na edukację pozaszkolną, trzeba zgłosić dziecko do szkoły,
która będzie sprawdzała stopień realizacji podstawy programowej i promowała dziecko do kolejnych klas. Warunkiem
promocji – wbrew powszechnemu przekonaniu – nie musi
być jednak tradycyjnie rozumiany egzamin. To, na jakiej
podstawie szkoła będzie promowała dziecko do kolejnych
klas, zależy od ustaleń między dyrekcją a rodzicami. Może
to być test, ale równie dobrze na przykład obserwacja dziecka podczas różnych aktywności. – Nie słyszałam o przypadku dziecka unschoolingowego, które nie otrzymało promocji
do następnej klasy – mówi Marianna Kłosińska.
żegnaj SZKOŁO!
A
lternatywą dla tradycyjnej edukacji są szkoły prywatne
lub społeczne, z autorskimi programami nauczania, zatrudniające nauczycieli z powołaniem. Jednak nie wszystkim
to wystarcza. Ci, którzy poszukują radykalnych rozwiązań,
decydują się na edukację pozaszkolną – homeschooling
lub unschooling.
Dlaczego zostałam unschoolersem? – opowiada
Marianna Kłosińska, założycielka Fundacji
Bullerbyn, wspierającej warszawskie grupy
unschoolingowe, a prywatnie mama-unschoolerka.
Kiedy moja najstarsza córka miała pójść do szkoły, wyobrażałam sobie, że instytucja będzie wspierała ją
w rozwoju społecznym. Przeżywałam olbrzymią frustrację
podczas spotkań wstępnych w szkołach, gdzie szukałam dla
niej miejsca, ponieważ rozmowy dotyczyły głównie kwestii
organizacyjnych i menu stołówkowego! Niewiele uwagi
poświęcano sprawom merytorycznym i programowi wychowawczemu szkoły. Jakby nikogo to nie interesowało.
Owszem, w końcu trafiłam do miejsc, gdzie było
inaczej. Ale… Pamiętam rozmowę z dyrektorem jednej ze
szkół publicznych, z której wyszłam z przekonaniem, że ten
facet jest fantastyczny. I jednocześnie dostrzegłam, że ma on
związane ręce, ponieważ przed kuratorium musi się rozliczyć
z konkretów: z siatki godzin, Karty Nauczyciela, szkolnego
budżetu, realizacji podstawy programowej. I to uniemożliwia skupienie uwagi na tym, co rozwojowo dla dziecka jest
najistotniejsze – na jakości relacji z dorosłym i rówieśnikami.
Doszłam do wniosku, że szkoła publiczna nie jest
w stanie spełnić moich rodzicielskich oczekiwań. Moje dzieci
zakotwiczyły się w maleńkiej niepublicznej podwarszawskiej
placówce. Setka dzieci, społeczność szkolna aktywnie tworzona przez nauczycieli, dyrekcję i rodziców – to mi odpowia-
66
dało. Kiedy jednak po pewnym czasie zrobiłam bilans tego,
co szkoła może zaoferować mnie jako rodzicowi – biorąc
pod uwagę ograniczenia systemowe, a z drugiej strony moje
oczekiwania – wynik nie był zadowalający. Stwierdziłam, że
problemem nie jest ta szkoła ani ludzie, tylko system, w jakim
musi funkcjonować. Dziesięciominutowe przerwy i jedna godzina wychowawcza w tygodniu to za mało, by dzieci uczyły
się współodpowiedzialności za swoje otoczenie i odpowiedzialności za siebie same. W moim odczuciu obejmująca gros
dziecięcej aktywności konieczność sztywnego dostosowywania się do poleceń uniemożliwiała dzieciom uczenie się
na własnym doświadczeniu.
Zainteresowałam się więc edukacją domową, o której
istnieniu wiedziałam wcześniej, ale kojarzyłam ją – podobnie
jak wielu rodziców – z ogromną odpowiedzialnością spoczywającą na rodzicu i koniecznością rezygnacji z własnego
życia zawodowego. Wielu z nas wyobraża sobie, że ich dzieci
muszą nauczyć się tego wszystkiego, co jest w podręcznikach
szkolnych, żeby potem, w dorosłym życiu, miały szansę
na dobrą pracę, sukces. Tak jednak nie jest. Przekonałam się
o tym, kiedy odkryłam unschooling.
Unschooling to nie to samo co homeschooling, czyli edukacja domowa. Edukacja domowa, a właściwie pozaszkolna,
może być po prostu odtworzeniem szkoły w domu – z podręcznikami, programem nauki, zadaniami i rodzicem w roli
nauczyciela. Unschooling to edukacja pozaszkolna oparta
na wolności i współodpowiedzialności dziecka, na jego swobodnym dostępie do rzeczywistości i doświadczeń oraz
na przekonaniu, że dziecko najlepiej uczy się, gdy podąża
za tym, co je interesuje. Unschooling można realizować
w rodzinie, w grupie unschoolingowej, ale także w szkole
(szkoły demokratyczne). Nie chodzi bowiem o to, gdzie
dziecko się uczy, ale w jaki sposób.
Zdjęcie: Getty Images
Dzieci są naturalnie ciekawe świata. Szkoła powinna tę ciekawość
zaspokajać, ale polska edukacja nie tylko nie realizuje tego
zadania, ale i skutecznie tłumi w dzieciach pęd do wiedzy.
Coraz więcej rodziców decyduje się na unschooling.
_tekst: Elżbieta Manthey
Unschooling w praktyce
W Polsce powstaje coraz więcej grup unschoolingowych, w których dzieci wraz z rodzicami spotykają się i uczą
wspólnie. Ideę unschoolingu realizują także szkoły demokratyczne. Każda rodzina czy grupa unschoolingowa działa
inaczej, ponieważ nie ma tu żadnych narzuconych odgórnie
zasad. Sposób funkcjonowania określają uczestnicy, a aktywność zależy przede wszystkim od ich chęci i kreatywności.
Dzieci i dorośli tworzą, niezależnie od wieku,
społeczność, której każdy członek ma równoprawny głos
w decydowaniu o sprawach grupy. Dzieci nie mają obowiązku nieustannego uczestniczenia w grupie, niektóre pojawiają się raz w tygodniu, inne są stałymi członkami grupy.
– Głównym mentorem grupy, do której należą moje dzieci,
jest Anna – doświadczona pedagożka i absolwentka Akademii Wychowawców Bullerbyn, projektu stażowego naszej
fundacji, którego celem jest rozwój zawodowy i osobisty
osób pracujących z dziećmi. Ani niezaprzeczalnie pomaga
wcześniejsze doświadczenie pracy w szkole, ale najistotniejsza tutaj jest jej świadomość procesów zachodzących
w grupie i umiejętność nawiązywania dobrych i zdrowych
relacji z innymi. Poważnym wyzwaniem w realiach polskiego
prawa jest pogodzenie idei naturalnego uczenia się z koniecznością realizacji podstawy programowej – tym większe,
im bardziej zróżnicowaną wiekowo grupę się prowadzi. Tak
jest właśnie u nas, gdzie uczą się dzieci w wieku od 5 do
16 lat. Formuła spełnienia kryterium prawnego wygląda tu
zupełnie inaczej niż w regularnej szkole. Dzieci często uczą
się od siebie nawzajem. Mają świadomość, że ich swoboda
w uczeniu się uwarunkowana jest koniecznością zdania
egzaminów przedmiotowych. W ubiegłym roku raz na dwa
miesiące umawiały się na konferencję naukową – tak same
nazwały spotkanie z komisją egzaminacyjną. Na tę konferencję dzieci przygotowują prezentację związaną z podstawą
programową, ale przede wszystkim z tematami, którymi
się autentycznie zainteresowały. Podchodzą do tego bardzo
kreatywnie, samodzielnie dokonując wyboru. Nasza grupa
trzy dni w tygodniu spędza w siedzibie fundacji – na wsi
pod Warszawą. Czwartki i piątki przeznaczone są na spotkania w mieście. Początkowo myśleliśmy o zorganizowaniu
sali na te spotkania, szybko jednak okazało się, że nie jest
potrzebna, bo miasto pełne jest miejsc, gdzie ciekawe świata
dzieciaki mogą się uczyć – opowiada Marianna Kłosińska
Wielu rodziców sądzi, że decyzja o edukacji pozaszkolnej to rewolucja w rodzinie. Organizacyjna, finansowa,
emocjonalna, wychowawcza… Tymczasem rewolucja,
owszem, wydarza się, ale przede wszystkim w wymiarze
postaw i przekonań. Myśląc o unschoolingu, rodzice powinni postawić sobie pytania: czego chcą dla swojego dziecka,
jakie cele wyznaczają jego edukacji, jaką funkcję chcą sami
pełnić w tym procesie. Trzeba też mieć zaufanie do dziecka
i jego naturalnej ciekawości świata, a także gotowość do
zmierzenia się z własnym lękiem o to, że w tej wolności, bez
wymagań i zewnętrznej motywacji, dziecko niczego się nie
nauczy. Rodzice-unschoolersi nie muszą być nauczycielami
ani posiadać wiedzy na wszelkie tematy, nie muszą również
porzucać własnej pracy zawodowej. Unschooling wymaga
od nich natomiast dużej cierpliwości, otwartości na potrzeby
dziecka i pokory wobec nich. To niełatwe wyzwanie, jednak
zwolennicy unschoolingu podejmują je, wierząc, że dzieci
w wolnej edukacji uczą się szybciej i efektywniej.
www.egaga.pl | 67