wywiad z prof. Ewą Komorowską

Transkrypt

wywiad z prof. Ewą Komorowską
Marcelina, Paulina: Dzień dobry. Chciałyśmy dowiedzieć się, dlaczego powstała Solidarność.
Pani Ewa Komorowska: Po
o pierwsze dlatego, że istniały przed 1980 rokiem tak zwane związki
zawodowe ale nie miały żadnych możliwości działania ponieważ były całkowicie podległe partii, która
nimi sterowała. Po drugie, społeczeństwo coraz bardziej dusiło się tym, że nastąpiło zagarnięcie władzy
przez partię, wówczas PZPR czyli Polską Zjednoczoną Partię Robotniczą. Głównym celem Solidarności
było powstanie prawdziwych, wolnych związków zawodowych - które mogłyby faktycznie
reprezentować pracowników i walczyć o lepsze warunki pracy i życia.
-
To
może
powie
n am
pani
co
należało
do
pani
zadań
w
Solidarności
- Byłam szeregowym członkiem Solidarności, więc moim zadaniem było wypełnianie postanowień i
decyzji związku. Natomiast jeżeli chodzi o to, co robiłam, to już jest zupełnie inna rzecz. Poza godzinami
pracy współdziałałam w ,,Radiu Solidarność Regionu Mazowsze”. Pracowałam jako spikerka. Ponieważ
nie było możliwości przekazywania prawdziwych informacji wydarzeń w kraju w środkach masowego
przekazu, co tydzień nagrywalismy w Warszawie w studiu radiowym na ulicy Myśliwieckiej, programy
informacyjne, które były następnie przegrywane na kasety i rozsyłane do wszystkich zakładów pracy w
kraju, gdzie odtwarzano je przez zakładowe radiowęzły. Można powiedzieć, że nie pełniłam żadnej
funkcji, ale dla władzy byłam osobą niebezpieczną dlatego, że mój głos był rozpoznawalny. Informacje
podane moim głosem traktowane były przez ludzi w kraju jako wiarygodne i prawdziwe.
- Czy była pani kiedykolwiek przesłuchiwana z powodu przynależności do organizacji?
- Tak. Po wprowadzeniu stanu wojennego zostałam internowana i spędziłam 6 miesięcy najpierw
więzieniu w Olszynce Grochowskiej / Warszawa/ a następnie w ośrodku internowania
w Gołdapi.
Wszystkie osoby internowane, tak jak ja, były przesłuchiwane.
- Czy może nam Pani powiedzieć w jaki sposób została Pani aresztowana?
- Mieszkałam w budynku, którego tyły wychodziły na klub milicyjny i w nocy z 12 na 13 grudnia 1981
roku zobaczyłam wraz z moim mężem, że pod ten klub zajeżdżają milicyjne samochody. Było ich bardzo
dużo, ale stwierdziliśmy, że pewnie milicja ma jakieś
święto, nikt nie przypuszczał, że zostanie
wprowadzony stan wojenny. Poszliśmy spać i nagle, w nocy, przybiegła do nas sąsiadka i powiedziała:
„proszę państwa, dzwoni do nas domofonem milicja i chce się dostać do państwa mieszkania”. Sąsiadka
stwierdziła, że to pewnie włamywacze, nie wierzyła, żeby milicja mogła chcieć wejść do czyjegoś domu
w środku nocy, więc przybiegła nas ostrzec. Postanowiliśmy z mężem, że jeśli ktoś do nas zadzwoni, to
Strona 1 z 3
będziemy udawali, że nikogo nie ma w domu. Po jakiejś półgodzinie faktycznie ktoś zadzwonił do drzwi,
ale nie zapalaliśmy świateł, udawaliśmy, że nikogo nie ma w domu a przez wizjer zobaczyliśmy, że
przed drzwiami stoi dwóch milicjantów. O dziwo nie wyważyli drzwi, więc udało mi się uniknąć
aresztowania tej samej nocy. Dwa dni później uznałam, że nie będę się ukrywać, ponieważ nie zrobiłam
niczego prawnie karalnego, poszłam na zakupy a w południe przyszli po mnie ubecy /funkcjonariusze
służby bezpieczeństwa/. Nie wiem jak się dostali do budynku, ale do mojego mieszkania domofonem nie
dzwonili. Powiedziano mi, że jestem aresztowana i wtedy nastąpiło pierwsze przesłuchanie. Chcieli,
żebym podpisała tzw. lojalkę- pismo, w którym osoba się zobowiązywała, że nie będzie występowała
przeciwko rządowi i obowiązującemu systemowi politycznemu. Odmówiłam podpisania czegokolwiek i
zostałam zabrana do komendy milicji na Wilczą, gdzie spędziłam noc, potem zostałam przewieziona do
więzienia w Olszynce Grochowskiej i tam spędziłam około miesiąca. Potem wszystkie internowane
kobiety zostały przewiezione do Gołdapi i tam byłyśmy już przetrzymywane do końca. Tam również
chciano mnie przesłuchiwać. Obowiązywały nas, internowanych, takie reguły jak osoby aresztowane,
więc istniała możliwość nie stawienia się na przesłuchanie. Raz poszłam, namawiali mnie, żebym
wyjechała na zachód na stałe, ale stanowczo odmówiłam. Jeszcze parę razy mnie wzywano, ale nie
stawiałam się na przesłuchanie. Po wypuszczeniu z obozu internowania byłam wezwana do Pałacu
Mostowskich, gdzie przydarzyła mi się zabawna historia. Funkcjonariusz służby bezpieczeństwa /ubek/,
który mnie przesłuchiwał powiedział ,,to koniec przesłuchania, ale chciałem pani coś jeszcze pokazać''.
Byłam bardzo zaniepokojona,
myślałam o najgorszym, ale wyobraźcie sobie, sprowadził mnie na
pierwsze piętro i powiedział,, teraz proszę pani pójdziemy do części pałacu, która jest szalenie ciekawa''.
Poszliśmy na znajdujący się na tym piętrze oszklony krużganek, gdzie jeden z boków został przerobiony
na muzeum. Ubek stanął i powiedział,, chciałem pokazać pani jak dbamy o dziedzictwo narodowe''. Był y
tam meble, antyki, dywan, słowem cały zaaranżowany salon, starannie odgrodzony, jak w muzeum,
czerwonymi sznurami. Tego się nie spodziewałam.
- Czy przynależność do solidarności miała wpływ na pani życie?
- Zdecydowanie tak, po wprowadzeniu stanu wojennego przeprowadzano w zakładach pracy weryfikację
zawodową - można było być zweryfikowanym pozytywnie, i utrzymać pracę, lub negatywnie, i zostać
zwolnionym w trybie natychmiastowym. Faktyczne kwalifikacje zawodowe nie były istotne. Istotna była
tylko i wyłącznie dyspozycyjność wobec władz. W związku z tym, że odmówiłam współpracy z
istniejącym wówczas radiem i telewizją, żeby nie uwiarygodniać swoim głosem rozprzestrzenianych
przez władzy fałszywych informacji na temat związku i sytuacji w kraju i za granicą, zostałam wyrzucona
z pracy. Mój mąż również stracił pracę i otrzymaliśmy tak zwany „wilczy bilet” - zakaz zatrudnienia w
Strona 2 z 3
jakichkolwiek urzędach i placówkach państwowych. Oczywiście taki zakaz nie był nigdzie oficjalnie
zapisany, ale wiadome było, że nikt nas nie przyjmie, jeżeli się zgłosimy do jakiegoś zakładu pracy.
Musiałam wówczas szybko znaleźć jakieś źródło utrzymania. Spotkałam się z bardzo miłym przyjęciem,
ale nie tylko z racji tego, że byłam wykwalifikowaną anglistką, w szkole językowej metodystów, która
mieści się nadal na placu Unii Lubelskiej. Przyjęto mnie tam z pełną świadomością, że mam przeszłość
kryminalną, Dzięki temu, mogłam zapewnić sobie i mężowi utrzymanie.
- Czy chciałaby pani przekazać coś osobom, które będą czytały ten wywiad z panią?
- Należę do pokolenia, które urodziło się już po wojnie i nie miało żadnych doświadczeń wojennych czy
powstańczych, tak jak pokolenia poprzednie w naszej historii. Miałam poczucie, że przychodzi nasz czas,
czas, kiedy należy zaangażować się w walkę o to by Polska była krajem niepodległymi i
demokratycznym.
Nie istniała kwestia
czy się angażować, tylko kiedy i jak. „Solidarność” była
organizacją, która dawała ludziom ogromne poczucie nadziei i sięgania po rzeczy, wydawałoby, się
niemożliwe. Ten czas wyznaczał tez stosunkowo jasne granice
złego i dobrego. Wy jesteście
pokoleniem, które zostało pozbawione takich przeżyć, świat stał się mniej jednoznaczny, co nie znaczy,
że jesteście zwolnieni z obowiązku podejmowania racjonalnych, odpowiedzialnych decyzji dotyczących
zarówno prywatnego życia jak i życia wszystkich Polaków. Powinniście podejmować działania, które
sprawią, że Polska stanie się krajem lepszym, rozwijającym się, i w którym dobrze się będzie mieszkało i
pracowało zarówno młodym jak i nieco starszym ludziom. Najważniejsze jednak, żebyście pamiętali, że
będąc Polakami nawet diametralnie różniącymi się w swoich poglądach, powinniście wypracować
wspólny język w kwestiach dotyczących dobra kraju. Jestem bardzo zadowolona, że młodzi ludzie mają
teraz możliwość jeżdżenia po całym świecie, dokonywania wyboru gdzie będą mieszkać i pracować. M y
takiej możliwości nie mieliśmy, o to między innymi walczyliśmy. Nieważne w jakim miejscu świata się
znajdziecie, ważne żebyście działali zgodnie z najlepszym interesem Polski. Pewnie, że wolałabym, aby
młodzi, zdolni, wykształceni Polacy mieszkali i pracowali w kraju, ale jeżeli będzie im lepiej
gdziekolwiek indziej, to jest to ich decyzja i mają do niej pełne prawo. O to także walczyło moje
pokolenie – o wolność i autonomię dla wszystkich ludzi.
- Bardzo dziękujemy za poświęcony nam czas, jesteśmy pod wrażeniem pani historii.
- Dziękuję bardzo.
Strona 3 z 3