Walka z nierównościami
Transkrypt
Walka z nierównościami
Wokół Debat Tischnerowskich - Tischner Debates Online Walka z nierównościami – za jaką cenę? Justyna Fruzińska Błogosławiona nierówność Ale czy nierówność może stanowić też źródło szczęścia? Prawdopodobnie jest jednym z jego głównych źródeł. Wszelkie propozycje utopijne, dotyczące skrajnie egalitarnego społeczeństwa (w tym najsłynniejsza chyba Utopia Tomasza Morusa) powodują, że przeszywa nas zimny dreszcz. Ludzie ubrani tak samo, spędzający tak samo czas, mający tyle samo lub niemający niczego w przypadku własności kolektywnej – to nie tylko zaprzeczenie umiłowanego przez nas indywidualizmu. O ile posiadanie mniej niż inni może prowadzić do uczucia nieszczęścia, o tyle własność sama w sobie nie cieszy, jeśli nie można się porównać z kimś, kto ma mniej. Zadowolenie płynące z posiadania to – chcemy czy nie chcemy – jedna z najważniejszych dostępnych nam przyjemności; w takim kierunku rozwinęła się ludzkość. Walter Benjamin w Pasażach dziewiętnastowieczną belle époque charakteryzował jako okres, którego ideał stanowi zadowolenie: maksymalna satysfakcja jak największej ludzkiej masy (Bielik-Robson, 2006, s. 13). I właśnie sztuka końca dziewiętnastego wieku miałaby dawać tej skłonności najpełniejszy wyraz, ze swoim obsesyjnym otaczaniem się przedmiotami, kultem bibelotów. Zaś według francuskiego filozofa Alaina Finkielkrauta hedonizm i pragnienie dobrobytu stały się wyłączną utopią demokracji (Finkielkraut, 2005, s. 2). Realizacja owego pragnienia dobrobytu musi przebiegać drogą awansu społecznego. Nierówność ekonomiczna przeszkadza nam, dopóki jesteśmy na dole; kiedy zaś osiągniemy już średni pułap, chcemy wybić się ponad innych, a nie pozostawać równymi. Ten sam Finkielkraut podkreśla jednak, że marzenie o obfitości nie ma w sobie nic obrzydliwego. A ci, którzy tak twierdzą, są zazwyczaj beneficjentami społeczeństwa konsumpcyjnego. Zresztą między innymi z naszych pragnień i walk o dobrobyt bierze się postęp, przynajmniej w ujęciu ekonomicznym. We wstępie do Debaty Tischnerowskiej O nierówności społecznej Ralf Dahrendorf podkreśla, że nierówność, jakkolwiek nieprzyjemnie by nam się nie kojarzyła, może też stanowić źródło zmian i dynamiki, nie powinno się więc jej traktować jako z natury złej. Jest po pierwsze nieunikniona, ponieważ każdy społeczny system wartości wprowadza podziały wśród ludzi, różnice statusu (ten pogląd pojawia się między innymi u Arystotelesa i u Alexisa de Tocqueville’a w O demokracji w Ameryce); po drugie zaś bywa upragniona. Dahrendorf wymienia dwa warunki jej dopuszczalności: jeśli nie wprowadza się kast, lecz istnieje możliwość przemieszczania się z jednej warstwy społecznej do drugiej – podobna otwartość cechuje lub powinna cechować demokrację; oraz jeśli żadna jednostka nie zdobywa takiego statusu, aby móc odsunąć, wykluczyć innych z udziału w życiu społecznym. Jeśli spełnione są te dwa warunki, nie schodzimy poniżej pewnego minimum, nierówność nie jest groźna (Dahrendorf, 2005). Chyba, że staje się źródłem frustracji warstw najuboższych, które mimo teoretycznej otwartości systemu nie widzą szans na zmianę swojego statusu. Wtedy nierówność pociąga za sobą potencjał rewolucyjny. Co prawda, według Dahrendorfa, sama nierówność nie musi prowadzić do rewolucji – powinien jej towarzyszyć jeszcze pewien dynamizm niższych klas, których życie nie spełnia ich oczekiwań, tłamszony przez instytucje państwowe. Aby nierówność działała dynamizująco w sensie pozytywnym, nieuprzywilejowani muszą chcieć osiągnąć zmiany w ramach istniejącego porządku, czyli się z nim w jakimś stopniu utożsamiać, a nie go burzyć. Poczucie wykluczenia zaprzecza takiej identyfikacji, powodując wyłącznie gniew i chęć odegrania się na uprzywilejowanych. Nieumiejętnie prowadzona polityka socjalna może takie uczucia podsycać, utrudniając zatrudnienie, za to uprzyjemniając bezrobocie, a tym samym obniżając poczucie współodpowiedzialności (poprzez należenie do grupy, która od państwa tylko dostaje, a nic nie daje). www.erazm.uw.edu.pl Wokół Debat Tischnerowskich - Tischner Debates Online Nie mówiąc o tym, że w świecie egalitarnym zmuszeni bylibyśmy, jak pisze Tocqueville, do odkrycia prawdy o sobie samych, nie zawsze przyjemnej. Kiedy pewien porządek społeczny uznawano za naturalny i święty, nierówności co prawda nie dawało się strząsnąć, ale za to istniała zbawienna możliwość przypisywania jej własnych porażek. Dziś podobna wymówka wydaje się znacznie trudniejsza do zaakceptowania. Również Ralf Dahrendorf zwrócił uwagę na różnicę pomiędzy statusem dziedziczonym a akademickim. Ten pierwszy zależy wyłącznie od szczęścia, zatem nie wiadomo, do kogo kierować pretensje o przynależność do warstwy nieuprzywilejowanej. Natomiast ten drugi charakteryzuje się większą podmiotowością i za jego brak w przypadku demokracji powinno się obwiniać tylko siebie i własną nieudolność. Równość może być kubłem zimnej wody, bardzo nieprzyjemnym dla naszej nieutulonej miłości własnej. W definicji Leszka Kołakowskiego nasze poczucie równości sprowadza się do godności ludzkiej, intelektu i wolnej woli czy też sumienia. Według Finkielkrauta zaczął ją promować judaizm, stawiając wszystkich przed obliczem Jedynego Boga (Finkielkraut, 1999, s. 11), a za nim poszło chrześcijaństwo głoszące jedność ludzi w Chrystusie. W różnych momentach naszej historii religia faktycznie bywała gwarantem przynajmniej pojęcia równości: Jeśli Bóg nie zajmuje określonego miejsca – pisze Finkielkraut za Bartolomé de Las Casas – wszystkie miejsca są jednakowo usytuowane względem Boga. Każdy lud jest równie bliski i równie oddalony od niebiańskiego źródła (Finkielkraut, 1999, s. 18). Później z okrzykiem równości na ustach wkroczyła na scenę Rewolucja Francuska, choć jej aparat pojęciowy był zgoła inny. Okrzyk ten podchwyciła amerykańska Wojna o Niepodległość, wciąż daleka od zagwarantowania równości w dzisiejszym rozumieniu. Prawdopodobnie najbardziej współczesny okazał się człowiek demokratyczny Oświecenia: emocjonalny, zdolny do empatii, do dokonania przeniesienia cudzego cierpienia na siebie, a zatem do identyfikacji z każdym człowiekiem, niezależnie od jego płci, rasy, czy zajmowanej pozycji społecznej (Finkielkraut, 1999, s. 24). O ile w społeczeństwie hierarchicznym pojęcie bliźniego ograniczało się do członków własnej kasty, jak twierdzi cytowany przez Finkielkrauta Tocqueville (Finkielkraut, 1999, s. 14), o tyle demokracja przynosi nowy ideał bez granic. Tak czy inaczej nie ma o co kruszyć kopii, ponieważ zgodnie ze słowami Dahrendorfa nierówność leży u podstaw każdego społeczeństwa. Również Jan Jakub Rousseau widzi w niej nieuchronną konsekwencję cywilizacji. Pojawiła się i rozwijała stopniowo, gdy człowiek stworzył pojęcie własności, później system prawny i wreszcie zorganizowaną władzę. Przy tym chodzi o konkretny rodzaj nierówności, przez Rousseau nazywanej moralną – sztuczną, związaną z konwencją społeczną, a przeciwstawianą nierówności naturalnej, wynikającej z ograniczeń fizycznych. Moralna nierówność jest według filozofa wyłącznie złem, pierwotną zbrodnią i nie można nadawać jej sankcji boskiej, jak chcieliby niektórzy mu współcześni. Jakkolwiek możemy dziś wymienić wiele pozytywnych efektów nierówności (głównie jej działanie dynamizujące), także i dla nas, żyjących w demokracji, stanowi ona problem – bo demokracja już w definicji Arystotelesa opiera się na egalitarnym wyobrażeniu ludzkości. Tocqueville pójdzie jeszcze dalej, twierdząc, że ludzie odznaczają się pasją równości, że jej pragnienia nie zaszczepiło nam wychowanie do konkretnego ustroju, ale że jest ono czymś naturalnym i charakterystycznym dla całego gatunku. Zrobi jednak pewne zastrzeżenie, mianowicie że zdolność rozpoznawania człowieka przez człowieka nie jest bynajmniej naturalna, zależy od etapu historycznego (Finkielkraut, 1999, s. 28). O równości Druga połowa dwudziestego wieku, po skazie totalitaryzmów (a częściowo również w ramach ich ideologii), okazała się czasem walki o równość: i tej abstrakcyjnej, filozoficznej, i popularnej, zdefiniowanej przez Finkielkrauta jako deliryczna solidarność (Finkielkraut, 2005, s. 2), a przejawiającej się wstydem za dominację Zachodu we współczesnym świecie. Zdarza się jednak, że każdy z obozów bojowników inaczej ją rozumie i stawia sobie odmienne, nierzadko sprzeczne, cele. Wprowadźmy zatem porządkujący podział na trzy modele równości: 1. równość szans – tak pojmuje się równość w zdrowej demokracji: jako zagwarantowanie wszystkim jednakowych możliwości; 2. równość ekonomiczna – kiedy niezależnie od indywidualnych predyspozycji narzuca się www.erazm.uw.edu.pl Wokół Debat Tischnerowskich - Tischner Debates Online wszystkim odgórnie takie same warunki życia; ten model można by nazwać opresyjną formą socjalizmu; 3. unifikacja społeczna - kiedy występuje podobieństwo stylu życia ludzi w danym państwie, obszarze kulturowym. pojmowana jako postawienie wszystkich w jednym rzędzie prowadzi do zaniku autorytetów i – jak pisze Tocqueville – zabija metafizykę. Ludzie zaczynają wtedy szukać prawdy w sobie, ewentualnie w innych sobie podobnych i zatracają poczucie transcendencji. Nie mogą ufać jednostkom, zatem ufają tłumowi – oto klasyczny przykład, jak rodzi się tyrania większości. Masy osiągają status proroka, a wiara w opinię publiczną staje się dominującym fetyszem. Możemy się o tym przekonać na podstawie obserwacji polskiego życia politycznego, w którym rządzący gros czasu spędzają przed kamerami, tłumacząc się i przegadując swoje kadencje – tę tendencję ostro krytykuje Michał Kulesza (Kulesza, 2004, s. 10). Równość co prawda gwarantuje nam wolność od innych jednostek – twierdzi dalej Tocqueville – ale wydaje nas na pastwę liczebności. Następuje przeskok z jakości w ilość, która staje się jedyną możliwą formą przewagi. W efekcie ludzie wykazują tendencję do pewnej mimikry, zanikają u nich cechy bardzo silne lub bardzo słabe, a zastępują je przeciętne – takie wnioski wysuwa filozof z obserwacji społeczeństwa amerykańskiego w dziewiętnastym wieku. Gdyby tak było w istocie, nietrudno przewidzieć, jak degenerująco musiałoby to wpływać na kulturę. Oczywiście, każdy z powyższych typów ma swoje plusy i minusy. Można się kłócić, który należałoby uznać za nadrzędny i o który walczyć, a któremu zapobiegać. Co więcej, gdy próbujemy pogodzić ze sobą różne modele, często okazuje się to niemożliwe – tak na przykład równość szans i równość ekonomiczna wzajemnie się wykluczają. Ludzie mają różne predyspozycje i jeśli zagwarantuje się im takie same warunki rozwoju, ich własna praca doprowadzi do nierówności w stanie posiadania. Drugi problem ma naturę etyczną: czy równość powinna być tożsama ze sprawiedliwością, czy może jej zaprzeczać? I co w takim razie należy uznać za sprawiedliwe: każdemu według zasług czy każdemu według potrzeb? Czy sprawiedliwym jest, jeśli żyją obok siebie ludzie, których dzieli przepaść ekonomiczna tak wielka, że czyni z nich niemal dwa odmienne gatunki? A kiedy faworyzuje się obywateli o pochodzeniu robotniczym i chłopskim, przy jednoczesnej dyskryminacji inteligencji w imię niwelowania różnic społecznych i ekonomicznych? Czy w takim razie każda demokracja stanowi zagrożenie dla kultury? Finkielkraut udziela odpowiedzi przeczącej: kultura, jako coś porządkującego, hierarchizującego, wartościującego wydawała się do niedawna naturalnym, wręcz nieodzownym elementem demokracji. Demokracja, która dziś niszczy elitaryzm to demokracja resentymentu, propagująca nihilizm – właśnie ten, który mówi, że wszystko jest równe i równie wartościowe. Wszystko jest równe, by wszyscy mogli być równi; pasożytująca na braku konsekwencji między równością społeczną i ekonomiczną. Dziś każdy jest antropologicznie burżujem (...) Wszyscy myślą i działają w ten sam sposób. Każdy marzy tylko o basenie i wakacjach na tropikalnych wyspach (Finkielkraut, 2005, s. 2). Mamy więc spełniony warunek unifikacji społecznej, ale jednocześnie pogłębiają się dysproporcje materialne – co według Finkielkrauta stanowi istotę paradoksu demokracji, która nie może ani zdefiniować człowieka w inny sposób niż egalitarny, ani też uczynić wszystkich równymi w sposób rzeczywisty. Filozof usprawiedliwia tę sprzeczność cytując stwierdzenie Tocqueville’a, że demokracja opiera się na wyobrażeniu równości między jednostkami Mimo, że według Tocqueville’a równość to nadrzędny obiekt pragnień w demokracji, w dzisiejszych kapitalistycznych demokracjach z promowania równości ekonomicznej zrezygnowaliśmy, starając się jedynie nie przekroczyć pewnego minimum. Przestaliśmy też ostatnio walczyć o równość szans, jakby uznając, że już została osiągnięta, przynajmniej w takim stopniu, jak to możliwe. Za to coraz wyraźniej dążymy do unifikacji społecznej. Jak zauważa Finkielkraut, dyskutując o równości wobec kultury: Walka przeciwko nierównościom polegała do niedawna na umożliwieniu dostępu do kultury wszystkim. Dziś polega na zażartym zwalczaniu tego, co nazwano elitaryzmem kulturalnym (Finkielkraut, 2005, s. 2). Kultura ma być masowa nie tylko dlatego, że staje się wtedy bardziej rynkowa, ale również lepiej odpowiada naszym ideałom, jako bardziej demokratyczna. Francuski filozof widzi tu jednak niebezpieczeństwo, bo nie ma kultury bez hierarchii. Zaś równość www.erazm.uw.edu.pl Wokół Debat Tischnerowskich - Tischner Debates Online mimo realnej nierówności pomiędzy nimi (Finkielkraut, 2005, s. 2). Rozbudza w nich pragnienie równości, którego jednak ze swej natury nie może zaspokoić. Dlatego Czesław Miłosz w Legendach nowoczesności pójdzie dalej twierdząc, że demokracja z zasady rządzi się resentymentem, ponieważ człowiek ciągle widzi wkoło siebie bogatszych, którzy wcale nie są od niego lepsi. Według Miłosza w społeczeństwie kastowym podobne odczucia byłyby możliwe jedynie w obrębie własnej kasty. Ma być dobrze, i do tego równo. Jak zasiłek w całej Polsce wynosi tyle samo, to jest świetnie. I w dużym mieście i w małym, i w biedniejszej Polsce i w bogatszej, wszyscy dostają równo – to już nie badania socjologów, ale diagnoza Michała Kuleszy (Kulesza, 2004, s. 10). Wydaje się, że zamiast za PRL-em tęsknić, powinniśmy wyciągnąć z niego pewne wnioski. Widzieliśmy, jak za pomocą gospodarki centralnie sterowanej zapewnia się społeczną sprawiedliwość. Nawet w teorii odgórne wprowadzanie równości ekonomicznej oznacza, że do ludzi i ich działań należy zastosować Łoże Prokrusta: przyciąć zbyt dużych i rozciągnąć małych. Ani jednym, ani drugim nie może to wyjść na zdrowie. Zaś Polacy na własnej skórze przekonali się, że w praktyce sprowadza się to raczej do przycinania, do zrównania wszystkich (lub większości) w nędzy. Według Rousseau tak pojęta równość w systemie totalitarnym stanowi naturalną konsekwencję ewolucji społeczeństwa: używa on Arystotelesowskiego podziału na demokrację, monarchię i despotyzm, aby pokazać, że ten ostatni to w rzeczywistości zatoczenie koła do punktu wyjścia, kiedy nikt nic nie znaczy, a zatem wszyscy są równi. Mam nadzieję, że nie takiej równości pragniemy. I że nie zamierzamy pielęgnować demokracji resentymentu, która świadczyłaby tylko o naszej bezradności. Jan Piński i Krzysztof Trębski przywołują w cytowanym artykule przykład nowojorczyka spytanego na ulicy, czy podoba mu się, że bogaci będą płacili niższe podatki. Ten odparł: Tak, bo gdy już będę bogaty, będę oddawał mniej państwu (Piński, Trębski, 2006, s. 43). Po czym dodają za prof. Andrzejem Koźmińskim: To zupełnie inny sposób myślenia niż w szybciej od nas rozwijających się krajach Europy. Nierówności nie usuniemy, ale poza pożądanymi rzecz jasna staraniami o jej złagodzenie możemy nauczyć się czerpać z niej motywację do walki. Przestrzegając przed niepohamowanym pragnieniem równości, nie zamierzam chwalić nierówności. Jednak żeby z nią walczyć rozsądnie, trzeba rozumieć do czego aspirujemy i za jaką cenę. Łoże Prokrusta W Polsce demokracja resentymentu umacnia się tym bardziej, że świeża jest jeszcze pamięć poprzedniego ustroju i jego mimo wszystko bardziej egalitarnego modelu społecznego. Tęsknota za PRL-em, budząca się od czasu do czasu wśród sfrustrowanych Polaków, świadczyć by mogła, że nie dorośliśmy do demokracji: Społeczeństwo nie chce rządzić, nie chce być obywatelskie, chce natomiast być rządzone. Żąda równości, a gardzi wolnością. Syty niewolnik bardziej szczęśliwy, niż głodny obywatel (Kulesza, 2004, s. 10). Uświadamia to, jak poważnym defektem demokracji w kraju borykającym się z problemami gospodarczymi może okazać się brak bezpieczeństwa socjalnego. Ale to nie my pierwsi wymyśliliśmy pragnienie poczucia pewności, nawet w zamian za wolność. Pisząc o kształtowaniu się społeczeństwa, Rousseau zauważa, że ludzie oddali jej część za bezpieczeństwo: słabi silnym pozwolili na ustanowienie systemu sankcjonującego nierówność moralną, ale chroniącego ich. Także Tocqueville dochodzi do wniosku, że człowiek woli równość w niewolnictwie, niż nierówność w wolności. Dzisiaj niektórym Polakom wydaje się, że oddaliby równość szans za równość ekonomiczną. W końcu zyskać można wiele – uwolnienie od podstawowych trosk materialnych, zaś stracić pozornie niedużo – imponderabilia. I chociaż twarda szkoła systemu, w którym brak towarów bywał na porządku dziennym, wytworzyła w nas głód rzeczy (określenia tego użyła Ola Watowa, odnosząc się nota bene do Rosjan sprzed II Wojny Światowej), a tym samym wychowała nas na idealnych konsumentów i klientów kapitalizmu – to raczej niewiele wynieśliśmy z lekcji historii. Polacy coraz silniej tęsknią za państwem opiekuńczym, pragnąc na przykład, by dysproporcje w zarobkach ograniczyło na drodze ustawy“ (Piński, Trębski, 2006, s. 40). Przy tym mają silną tendencję do usypiania zdrowego rozsądku (a przecież wszyscy wiemy dobrze, co się budzi, kiedy rozum śpi). www.erazm.uw.edu.pl Wokół Debat Tischnerowskich - Tischner Debates Online Justyna Fruzińska Zasady cytowania Jest studentką Filologii Angielskiej na Uniwersytecie Łódzkim i stypendystką Institute of Jewish Studies Paideia w Sztokholmie. Zajmuje się przekładem literackim. Justyna Fruzińska, Walka z nierównościami za jaką cenę? Wokół Debat Tischnerowskich - www.erazm.uw.edu.pl Bibliografia 1. Arystoteles (1953) Polityka. Wrocław: Zakład Narodowy im. Ossolińskich 2. Bielik-Robson, A. (2006) Gnostyk w wielkim mieście. Europa, (97) 6/06 3. Dahrendorf, R. (2005) O nierówności społecznej. Wokół Debat Tischnerowskich http://www.iwm.at/ index.php?option=com_content&task=view&id=167&Itemid=245 4. Finkielkraut, A. (1999) Zagubione człowieczeństwo. Warszawa: Polski Instytut Wydawniczy 5. Finkielkraut, A. (2005) O demokracji zawiści. Europa (85) 46/05 6. Kołakowski, L. (2003) Mini-wykłady o maxi-sprawach. Kraków: Znak 7. Kulesza, M. (2004) Anatomia polskiego chaosu. Europa, (7) 7/04 8. Miłosz, Cz. (1996) Legenda woli [w:] Legendy nowoczesności. Kraków: Wydawnictwo Literackie 9. Morus, T. (1993) Utopia. Lublin: Daimonion 10. Piński, J., Trębski, K. (2006) 2 + 2 = 5. Tyrania ekonomicznych analfabetów. Wprost, 6, 12. 02. 06 11. Rousseau, J. J. (1985) A Discourse on Inequality. London: Penguin Classics 12. Tocqueville, A. (1996) O demokracji w Ameryce. Kraków: Znak www.erazm.uw.edu.pl