plik pdf
Transkrypt
plik pdf
Redakcja W itam serdecznie w kolejnym numerze magazynu Cztery Kopyta. Miło mi, że pierwszy numer został tak pozytywnie przyjęty przez czytelników. Ogromnie się cieszę, że praca moja jak i redaktorów oraz wszystkich tych, którzy mi pomogli nie poszła na marne. Dzięki uprzejmości wielu osób magazyn naprawdę staje na nogi i zaczyna wyglądać coraz ładniej. Przez kilka numerów będziemy starali się rozwijać jego wygląd, aby choć po części dorównać komercyjnym pismom. Chciałabym, aby każdy czytelnik magazynu znalazł w nim coś dla siebie, aby czytanie sprawiało przyjemność, a informacje w nim zawarte były pożyteczne. Zapraszam do lektury. Agata Obidowicz Spis treści Współpraca Foto miesiąca Koń: Niemen - czarna perełka Z życia: Hubertus - dopaść lisa Weterynaria: Kolka Dyscypliny jeździeckie: Skoki Rasy koni: Trakeny Stadniny: SK Kurozwęki Sprzęt jeździecki: Derki - co na konia? Jeździectwo naturalne: Czym jest? Przystań Ocalenie „Przed panną, tylko… koń!” Apassionata - cztery pory roku Arabski świat Sztuka: Katy Sodeau CzteryKopyta.pl to darmowy e-zin poświęcony koniom. Jeżeli także interesujesz się końmi i chcesz pomóc w tworzeniu magazynu napisz do nas na adres: [email protected] Oprócz osób, które zechcą pisać artykuły poszukujemy także wszystkich tych, którzy mają pomysł na innego rodzaju pomoc. Reklama Osoby zainteresowane reklamą na łamach magazynu, lub na stronie internetowej proszę o kontakt pod adresem: [email protected] Str. 1 Niemen - czarna perełka Foto Numeru J eżeli wykonałeś kiedyś ciekawe zdjęcie o tematyce związanej z końmi to zapraszamy do udziału w konkursie na zdjęcie numeru. Na chwilę obecną nagrodą jest satysfakcja oraz profesjonalna ocena wyróżnionej fotografii. Mamy jednak nadzieję, że ta sytuacja szybko ulegnie zmianie. Zachęcamy do wysyłania zdjęć na adres redakcji [email protected], w temacie wiadomości należy podać 'foto numeru'. W tym miesiącu wyróżnione zostaje zdjęcie wykonane przez Karolina Rutkowska. Niebieskie niebo przebija się przez drzewa, bezwietrznie. I tylko trzy modele skubią leniwie trawkę. Idylliczna wręcz atmosfera, potęgowana przez spokojny, symetryczny (i tylko odrobinę krzywy) kadr i dobre oświetlenie modeli. Zdecydowany faworyt na ten miesiąc. a ogrodzeniem, wśród pięknych koni arabskich, stał jeden zupełnie inny, mały, grubiutki i cały czarny. Nie przejmował się tym, że nie jest rasowy. Był przecież szefem stada, stał dumnie, rozglądając się uważnie wkoło i pilnując porządku. Najmądrzejszy spośród wszystkich koni – Niemen. Z Niemen jest mieszanką arabo-fiordki z energicznym małym kucykiem. Jego dziadkiem jest natomiast koń czystej krwi arabskiej, siwy Turban (Palas x Tania/ Bandos). Był jednym z koni, które w stadninie (podczas pracy wakacyjnej) miałam przydzielone do codziennej jazdy. Gdy go zobaczyłam, nie byłam zbyt szczęśliwa, że mam z nim pracować. Moje zdanie na jego temat zmieniło się diametralnie już podczas pierwszego kontaktu. Wydał mi się niezwykle mądrym i inteligentnym koniem z zadziornym charakterem. Od razu zyskał u mnie przezwisko „Czesio”. Pierwszy raz wsiadłam na niego na ujeżdżalni przed stajnią i... spadłam, a za każdym kolejnym upadkiem lubiłam go coraz bardziej. W terenie także pokazał, co potrafi, ponosząc na oślep w pełnym cwale. Pracowałam z nim przez długi czas i wytworzyła się między nami niesamowita więź. Byliśmy razem na pastwisku, w terenie, a czasem pracując na ujeżdżalni. Z dnia na dzień dogadywaliśmy się coraz lepiej, a jedno czerpało od drugiego nową wiedzę o sobie. Łukasz Tobiasz Str. 2 CzteryKopyta.pl CzteryKopyta.pl Listopad 2007 Str. 3 CD. Niemen - czarna perełka Kiedy zbliżał się koniec wakacji i termin mojego powrotu do domu, postanowiłam, że kupię Niemena. Był to dosyć szalony pomysł, gdyż wiedziałam, że nikt z rodziny nie będzie w stanie pomóc mi w tym przedsięwzięciu ani tym bardziej w utrzymaniu konia. Po wielonocnych przemyśleniach stwierdziłam, że jednak nie mogę zrezygnować z ukochanego konika. Nie zrezygnowałam więc. Przez następny rok ciężko pracowałam, z trudem łącząc to z nauką na studiach, ale udało mi się osiągnąć cel i przed tegorocznymi wakacjami Niemen był już ze mną w Krakowie. Obydwoje bardzo dobrze zaaklimatyzowaliśmy się w nowym miejscu (nowa stajnia, konie, ludzie), a Niemen po wielu wojnach i bójkach na pastwisku zaprzyjaźnił się z małym, zadziornym i sympatycznym kucem felińskim – Karino. Czesio zmienił się bardzo, odkąd zaczęliśmy razem pracować. Już nie ponosi, nie bryka, jednak dalej jest bardzo „charakterny” i lubi postawić na swoim. Mimo to jesteśmy prawdziwymi przyjaciółmi i tworzymy zgrany zespół. Nieustannie się rozwijamy i każdego dnia uczymy się czegoś nowego. Niemen jest także moim drugim światem. Zupełnie innym od tego, w którym żyję na co dzień. Jest światem odległym od wszystkich przyziemnych problemów. To do niego uciekam, kiedy mi smutno, i w jego grzywę wsiąkają moje łzy i zatapiają się wszystkie sekrety. To do niego biegnę, gdy jestem szczęśliwa i pragnę podzielić się moją radością. To przyjaźń z nim jest dla mnie motorem do pracy i motywacją przy zmaganiu się z trudami codzienności. Agata Obidowicz Zdjęcia: Gosia K. Str. 4 CzteryKopyta.pl Listopad 2007 Hubertus - dopaść Lisa C o prawda sezon hubertusów już zdecydowanie dobiegł końca, ale ja dopiero teraz po nim ochłonęłam na tyle, żeby opisać to niesamowite wydarzenie organizowane na zakończenie sezonu jeździeckiego. Jednych ludzi śmieszył, a innych dziwił fakt, że osoba jeżdżąca konno 14 lat nigdy nie startowała w biegu św. Huberta. W sumie sama nie wiem, dlaczego tak właśnie było. W stajniach, w których jeździłam, w ten dzień poza gonitwą organizowane były także inne konkurencje, takie jak ujeżdżenie, skoki przez przeszkody czy konkurs tatarski (tor przeszkód na czas). Ja zawsze wybierałam ujeżdżenie i tatarskie. Nigdy nawet nie pomyślałam o pogoni za lisem i o tym, jaka z tym wiąże się fantastyczna zabawa. W tym roku postanowiłam jednak wziąć udział w klasycznym hubertusie. Byłam niesamowicie przejęta tym faktem. Już na dwa tygodnie przed zawodami zawiozłam sobie do stajni białe owijki i czaprak, zastanawiałam się, czy swojemu koniowi zapleść koreczki, warkoczyki czy siateczkę na grzywie, a może wcale nic nie zaplatać, czy robić kłosa na ogonie, czy może zostawić puszczony luźno. To wszystko spędzało mi sen z powiek każdej nocy – aż do tego sądnego dnia. CzteryKopyta.pl Listopad 2007 Str. 5 Kontynuacja: Hubertus - dopaść lisa Gonitwa była zaplanowana na godzinę 14.00, ale ja w stajni byłam już o 8.00 rano. Przecież musiałam się przygotować, mimo że praktycznie wszystko miałam gotowe :). Ale chyba nie tylko ja byłam taka podekscytowana. W stajni był ruch od samego rana. Każdy coś czyścił, sprawdzał, polerował, a wszyscy razem lamentowaliśmy, że na pewno nie zdążymy ze wszystkim na czas. Konia czyściłam i przygotowywałam przez trzy godziny, ciągle wahając się, jak go uczesać. Podziwiam go, bo był niezwykle wytrwały i wyrozumiały. Dzielnie znosił wszelkie zabiegi pielęgnacyjne, zarówno te niezbędne, jak i kompletnie niepotrzebne. W końcu po długotrwałych dyskusjach z samą sobą zdecydowałam, że jednak grzywy nie zaplatam całej. Jeden mały warkoczyk z białą gumeczką wystarczy. Na ogonie zrobiłam kłosa. Powoli zaczynała się zbliżać „godzina zero”. Ja byłam coraz bardziej podekscytowana, a konik coraz bardziej tracił cierpliwość, zastanawiając się, ile można stać w bezruchu i o co w ogóle mi chodzi. I tak oto pojawił się kolejny dylemat. Czy najpierw się przebrać w odświętne białe bryczesy, bluzkę z kołnierzykiem i czarny polar (na marynarkę było niestety za zimno), a potem siodłać konia, ryzykując ubrudzenie (o co w moim przypadku bardzo łatwo), czy może najpierw osiodłać konia, a potem iść się przebrać? Tylko że osiodłany konik sam zostać nie może, a przywiązany w stajni się ubrudzi… I na tych rozważaniach zeszła mi kolejna cenna godzina. W końcu zdecydowałam, że osiodłam konika, ktoś mi go popilnuje, a w tym czasie ja się pójdę przebrać. Jak pomyślałam, tak też zrobiłam. Str. 6 CzteryKopyta.pl Listopad 2007 Kontynuacja: Hubertus - dopaść lisa Zwarta i gotowa wsiadłam na konia i wszyscy razem wyruszyliśmy do miejsca, w którym miał się odbyć Hubertus. Była to duża łąka, a na niej już rozgrzewały się inne konie wraz ze swoimi jeźdźcami – w tym także „lis”… Obiekt marzeń każdego jeźdźca tego dnia. Wszyscy wyglądali pięknie, odświętnie i elegancko. Mój konik chyba też wczuł się w klimat całej imprezy, wyrażając to wesołym brykaniem i nadmierną chęcią do ekstremalnie szybkich galopów. Dopiero podczas rozprężania się przypomniałam sobie, że ja kompletnie nic nie wiem o zasadach, na jakich rozgrywane są gonitwy – poza tym, że kto złapie lisa, ten wygrywa. Trzeba się było zatem dopytać. I dowiedziałam się, że nie wolno zajeżdżać drogi innym koniom, że trzeba jeździć rozważnie, uważać na innych i siebie… i że są trzy „nory”. Ale co to są nory? Żeby nie wydać się zbyt kłopotliwą i dociekliwą, z tym pytaniem postanowiłam podjechać do kogoś innego. Zdobyłam kolejną porcję wiedzy. „Norę” zgłasza lis, kiedy czuje się zagrożony, czyli kiedy wydaje mu się, że zaraz zostanie złapany. Może oznajmić to podniesieniem ręki albo ustalonym wcześniej okrzykiem. Po zgłoszeniu trzeciej „nory” zaczyna się prawdziwa zabawa… Z samej gonitwy niewiele pamiętam :). Niemniej jednak prawie miałam lisią kitę w ręce. W zasadzie praktycznie musnęłam ją palcami, kiedy nagle, pod kątem prostym, wjechała we mnie koleżanka… Bo to wszystko tak naprawdę zupełnie inaczej wygląda z pozycji jeźdźca niż z pozycji obserwatora. Bardzo ciężko jeździ się w pełnym galopie, w grupie koni, które się nie znają. Każdy obija się o każdego, a w oczach ma tylko powiewającą lisią kitę, która umocowana jest na ramieniu uciekającego. Wszyscy łapczywie wyciągają ręce i kiedy już prawie mają kitę, to albo nagłe „bum!” z którejś strony, albo „nora” – i zabawa zaczyna się od początku. I o to właśnie chodzi :) – żeby się dobrze bawić, żeby poznać nowych ludzi, żeby spęCzteryKopyta.pl Listopad 2007 Str. 7 CD. Hubertus - dopaść lisa -dzić czas z końmi i na świeżym powietrzu. W efekcie końcowym lisa nie złapałam, ale gonitwa była niezwykle udana. Jestem dumna zarówno ze swojego konika, który pokazał, że jest groźną konkurencją, jak i z siebie, że nie spanikowałam, tylko walczyłam do końca. Po gonitwie każdy dostał piękne flo i odbyła się runda honorowa. Były oklaski, wiwaty i śmiech. Było fantastycznie. A po pogoni za lisem zasłużony odpoczynek w gronie koniarzy, tradycyjny bigos, muzyka, śpiew i taniec… Czyli niezapomniana impreza. Reasumując, nie rozumiem dalej, jak mogłam przez tyle lat nie wystartować w żadnej gonitwie, ale za to wiem, że każdego następnego roku będę brać udział w biegu św. Huberta i dzielnie ścigać lisią kitę. Agata Obidowicz Weterynaria: Kolka Kolka to schorzenie spędzające sen z powiek każdemu właścicielowi konia. Należy ją dobrze poznać, aby móc jej uniknąć, a w ewentualnym przypadku wystąpienia choroby – móc pomóc szybko i skutecznie, unikając tragedii. Kolka (morzysko) to ogólna nazwa schorzeń żołądka i jelit, które często przebiegają bardzo ostro i boleśnie dla konia. Jest to niezwykle poważna dolegliwość, której leczenie musi być podjęte natychmiast. Czasami kolka może zniknąć tak szybko, jak się pojawiła, ale także może przyczynić się do śmierci konia. Skomplikowana budowa układu pokarmowego tych zwierząt sama w sobie predysponuje do schorzeń tego typu. Z powodu specyficznej budowy wpustu żołądka koń nie ma fizycznej możliwości zwracania treści pokarmowych. Jelita są tak długie i ruchome, że samo gromadzenie się w nich gazów może wywołać bolesność. Przyczyn powstawania morzyska jest bardzo wiele. Do najczęstszych można zaliczyć podawanie zepsutej paszy, przekarmianie, zarobaczenie, wrzody żołądka, zapalenie żołądka, jelit i wątroby, wychłodzenie organizmu. Kolkę mogą wywołać także czynniki takie jak zmiana pogody, ciśnienia atmosferycznego lub paszy, długotrwałe przebywanie w stajni, podniecenie i stres związane z zawodami lub transportem oraz odrobaczanie. Bóle powodowane są najczęściej niedrożnością jelit. Zamknięcie ich światła może wystąpić na każdym odcinku. Przy silnym bólu koń zaczyna rozpaczliwie się tarzać. Przy zaobserwowaniu któregoś z wymienionych objawów koniecznie trzeba wezwać lekarza weterynarii. Chorego konia należy oprowadzać lub lonżować. Jeżeli zwierzę się poci, należy okryć je derką lub rozcierać jego boki wiechciem słomy skropionej spirytusem lub terpentyną. Nie wolno podawać koniowi nic do jedzenia, można jedynie i tylko pod kontrolą podać mu trochę wody. Jeżeli zwierzę położyło się w boksie, koniecznie trzeba usnąć z niego paszę. Str. 8 CzteryKopyta.pl Listopad 2007 CzteryKopyta.pl Listopad 2007 Str. 9 Kontynuacja: Weterynaria: Kolka Kontynuacja: Weterynaria: Kolka Zatkanie jelit wywołane jest przez zatrzymanie się treści pokarmowej w jelicie. Najczęściej występuje w zagięciu miednicznym (wąski odcinek okrężnicy dużej). Koniowi, u którego zdiagnozuje się ten rodzaj kolki, podaje się płynną parafinę przez sondę oraz elektrolity w formie kroplówki. Jeżeli te zabiegi nie usuną przyczyny kolki, konieczne jest wykonanie zabiegu chirurgicznego. Leczenie kolki zależy od jej przyczyny. Zdiagnozować chorobę może tylko weterynarz na podstawie badań klinicznych. Sprawdzane jest tętno, liczba oddechów, temperatura, osłuchane serce oraz ściany jamy brzusznej. Lekarz ocenia także stan odwodnienia organizmu oraz wykonuje badanie rektalne, polegające na włożeniu ręki do odbytnicy konia i omacaniu dostępnych organów wewnętrznych. Po dokonaniu diagnozy koń może otrzymać zastrzyki rozkurczające i rozluźniające skurczone i zaciśnięte mięśnie gładkie, środki przeciwbólowe oraz sondę żołądkową (podawana przez nią płynna parafina może pomóc w usunięciu blokady z jelit). W ostrych przypadkach kolki wykonuje się zabieg chirurgiczny. Bardzo trudno jest mieć pewność, że koniowi nie grozi kolka, ale można dołożyć wszelkich starań, by zminimalizować możliwość jej wystąpienia. Koń powinien mieć możliwość swobodnego poruszania się (padok, spacery), stały dostęp do czystej wody, racje żywnościowe powinny być dobrane indywidualnie do danego zwierzęcia (ilość pokarmu i jej rodzaj zależą od rasy, wzrostu, wagi i pracy, jaką wykonuje). Nie wolno podawać koniowi zepsutej paszy, zgniłej słomy czy siana. Należy dbać o regularne odrobaczanie. Fachowa opieka zmniejsza ryzyko zachorowania. Agata Obidowicz Istnieje wiele różnych rodzajów kolek. Do najczęściej występujących należy kolka kurczowa, inaczej zwana spastyczną. Jest rodzajem niestrawności, występującym u koni podekscytowanych zawodami. Może ją wywołać także zbyt duża różnorodność podawanego pokarmu, zmiana otoczenia oraz zaniedbanie odrobaczania. W leczeniu tego rodzaju kolki stosuje się środki przeciwbólowe i rozkurczające, które zwykle pomagają opanować sytuację. Kolejne powszechnie występujące morzysko to choroba pastwiskowa. Dotyczy koni utrzymywanych głównie na padokach, a jej przyczyny nie są do końca znane. W ostrych przypadkach jednym z objawów są drgawki. W formie przewlekłej można zaobserwować nagły i znaczny spadek wagi. Ten rodzaj kolki niestety jest nieuleczalny i powoduje śmierć konia. Skręt jelit jest bardzo ostrą i bolesną chorobą. Jedyną metoda jej wyleczenia jest operacja chirurgiczna. W momencie skręcenia jelit zostaje odcięty dopływ krwi do danego odcinka, w związku z czym zaczyna on obumierać, a produkowane w tym procesie toksyny dostają się do krwiobiegu. Str. 10 CzteryKopyta.pl Listopad 2007 CzteryKopyta.pl Listopad 2007 Str. 11 Skoki – technika i dokładność Część 1 S koki są prawdopodobnie najpopularniejszą dyscypliną jeździecką, najchętniej emitowaną przez stacje telewizyjne. Wymaga dużych zdolności – zarówno od jeźdźca, jak i konia. Harmonii i zgrania oraz bez wątpienia dużej odwagi. Koń nie został stworzony do skoków. Jego natura nie jest uwarunkowana w tym kierunku, a jednak człowiekowi udało się poprzez ciężką pracę tak wyszkolić te zwierzęta, że pokonują liczne kombinacje wysokich, szerokich, czasem „strasznych” i dziwnych przeszkód. Pierwsze oficjalne zawody w skokach przez przeszkody odbyły się w Dublinie w 1864 r. Już podczas drugiej nowożytnej olimpiady (Paryż 1900) zostały dołączone do rozgrywanych dyscyplin sportowych. Natomiast I Mistrzostwa Świata zostały rozegrane w 1957 r. Wyróżniamy dwa sezony w dyscyplinie skoków: otwarty i halowy. Podczas otwartego zawody organizowane są na placach konkursowych na wolnym powietrzu, natomiast podczas drugiego – na halach. W trakcie sezonu otwartego najważniejszą imprezą są igrzyska olimpijskie. Natomiast dwa lata po każdej olimpiadzie organizowane są Mistrzostwa Świata. Ważne wydarzenie stanowią również Mistrzostwa Europy – pierwszy raz zawodnicy mieli okazję rywalizować w nich w 1953 r. Organizowane są również ME dla juniorów i młodych jeźdźców. Od blisko wieku podczas Międzynarodowych Oficjalnych Zawodów Konnych (CSIO) narodowe ekipy co roku rywalizują w seriach konkursów o Puchar Narodów. Ponadto odbywają się liczne mistrzostwa regionów i kontynentów. Federacje jeździeckie co roku organizuje zawody CSIO, natomiast podczas halowego sezonu CSI – Międzynarodowe Zawody Konne, które są rozgrywane w ramach Pucharu Świata. Pierwszy Finał Pucharu Świata miał miejsce w 1979 r. Oprócz imprez realizowanych na skale światową Narodowe Federacje Jeździeckie organizują zawody ogólnonarodowe oraz Str. 12 CzteryKopyta.pl Listopad 2007 CD. Skoki – technika i dokładność Część 1 mistrzostwa swoich krajów w rożnych kategoriach wiekowych. Co za tym idzie, w Polsce mamy rozgrywane praktycznie w każdym miesiącu zawody ogólnopolskie w sezonie otwartym i zawody w ramach HPP (Halowego Pucharu Polski). Raz w roku odbywają się Mistrzostwa Polski oraz Finał Halowego Pucharu Polski. Oprócz tradycyjnych parkurów organizowane są konkursy zwane Potęgą Skoku (dokładny opis zasad rozgrywania tego rodzaju konkursu w kolejnym numerze). Wygrywa w nich zawodnik, któremu uda się bezbłędnie pokonać przeszkodę o jak największej wysokości. Rekord świata w Potędze Skoku ustanowił Alberto Larraguibel na koniu Hauso (zdjęcie 1). Wynosi on 2,47 m. Zdarzenie to miało miejsce 5 lutego 1949 roku w Chile. Teraz może coś bliżej o samej dyscyplinie. Na parkurze ustawionych jest od 8 do 15 przeszkód – w zależności od klasy konkursu i typu. W naszym kraju można wyodrębnić 8 klas: LL (wysokość przeszkód do 80cm), L (do 100 cm), P (do 110cm), N (do 120 cm), C (do 130 cm), CC1 (do 140 cm), CC2 (do 150 cm), CC3 (powyżej 150 cm). Przeszkody na placu konkursowym mogą stać w różnych kombinacjach (linie i szeregi) lub pojedynczo. Szereg to dwie, trzy lub cztery przeszkody stojące tuż za sobą w odległości 7–12 metrów, tj. 1 lub 2 foule galopu. Szereg jest liczony jako jedna przeszkoda, posiada jeden numer, a kolejne człony są odznaczone literami: A, B, C, D. Linia to kilka przeszkód ustawionych kolejno po sobie w odległości większej niż 12 m. Mogą występować krzywe linie, na które najazd nie jest w linii prostej, ale po łuku lub pod skosem. Wyróżniamy kilka rodzajów przeszkód. Pierwszą z nich jest koperta (rysunek 2), zwana także krzyżakiem. Nie występuje ona podczas zawodów (przeszkody konkursowe nie mogą opierać się o ziemię), ale jest stosowana w celu rozprężenia konia przed wyższymi i trudniejszymi skokami. CzteryKopyta.pl Listopad 2007 Str. 13 CD. Skoki – technika i dokładność Część 1 Składa się z dwóch drągów skrzyżowanych w pionowej płaszczyźnie. Stacjonata (rysunek 3) jest to pionowa przeszkoda zbudowana z drągów lub desek zawieszonych jedna nad drugą. Okser (oxer) (rysunek 4) to przeszkoda złożona z dwóch stacjonat ustawionych równolegle, najczęściej w odległości ok. 1 m. Stacjonaty mają taką samą wysokość. Mogą wystąpić też odmiany oksera: „pijany” okser (drągi na stacjonatach zawieszone są ukośnie) i doublebarre (pierwsza stacjonata jest niższa od drugiej). Triplebarre (rysunek 5) to przeszkoda, na którą składają się trzy stacjonaty, z których każda następna jest wyższa od poprzedniej o tę samą wysokość. Mur (rysunek 6) jest masywną przeszkodą przypominającą zamek lub murek. Podwyższa się ją kolejnymi warstwami „cegieł”. Rów z wodą (rysunek 7) jest to przeszkoda umiejscowiona nad sztucznym rowem wypełnionym wodą. Hyrda jest przeszkodą, gdzie znajduje się żywopłot, który koń może „czesać” nogami. Bramka sztokholmska jest to wąska przeszkoda z krótkimi drągami. CD. Skoki – technika i dokładność Część 1 Za strącenie górnego drąga przeszkody – 4 pkt. Za nadepnięcie na listwę odgradzającą rów z wodą lub naruszenie tafli wody – 4pkt. Za nie posłuszeństwo konia (zatrzymanie, wyłamanie, konieczność zrobienia wolty) – 4 pkt. Drugie nieposłuszeństwo powoduje eliminację – tak samo jak upadek z konia lub upadek konia z jeźdźcem. W niektórych ważniejszych zawodach dopiero trzecie nieposłuszeństwo powoduje eliminację oraz dopuszczalny jest jeden upadek, liczony za 8 pkt. W konkursach stylowych nieposłuszeństwo oraz zrzutka są liczone za 2 pkt. Pomylenie trasy powoduje również eliminację, chyba że zawodnik zdąży naprawić błąd (nie skoczy wcześniej innej przeszkody). Punkty karne można również otrzymać za przekroczenie normy czasu. Za każdą rozpoczętą sekundę – 1 pkt. Wyeliminowanym można również zostać za wystartowanie przed sygnałem lub ominięcie celowników końcowych. Przekroczenie ogrodzenia przez wszystkie nogi konia również karane jest eliminacją. I to by było tyle w pierwszej części tego obszernego zagadnienia. W II będzie można przeczytać m.in. o rodzajach i zasadach konkursów, sposobie liczenia klasyfikacji i rankingów, stroju galowym skoczków, cechach charakterystycznych siodła skokowego. Magdalena Kasprzyk Podczas zawodów przeszkody oznaczone są dwoma chorągiewkami (w przypadku szerokich przeszkód czterema) – białą po lewej stronie i czerwoną po prawej. Wyznaczają one stronę, w którą przeszkoda powinna być pokonana. Wyróżnić możemy 20 różnych rodzajów konkursów, które mogą być rozgrywane podczas zawodów. Podstawą klasyfikacji sportowej jest najkrótszy czas przebiegu i najmniejsza liczba błędów. Konkursy mają różne zasady i warunki, ale sposób liczenia punktów karnych jest podobny. Str. 14 CzteryKopyta.pl Listopad 2007 CzteryKopyta.pl Listopad 2007 Str. 15 Trakeny – piękno i lekkość C óż tu dużo pisać – współczesny koń trakeński to koń wszechstronny o typie wybitnie sportowym, o wydatnych i efektownych ruchach i dużych możliwościach skokowych. A wszystko zaczęło się od Zakonu Krzyżackiego… Materiałem wyjściowym do utworzenia trakenów były bowiem konie spokrewnione z tarpanem, hodowane przez krzyżaków na terenach Prus (obecnego obwodu kaliningradzkiego) od XIII wieku. W Wikipedii znajdziemy nawet nazwę tego konika – schweilken. Cofnijmy się jednak do XVII wieku, do roku 1732 do Trakenów – do Królewskiej Stadniny Koni, która była najznamienitszą, najbardziej znaną i największą w Europie – do wybuchu II wojny światowej – hodowlą koni szlachetnych. Zanim król pruski Fryderyk Wilhelm sprowadził tam 1100 koni (w tym 500 klaczy), przez sześć lat tysiące żołnierzy pracowały przy karczowaniu i osuszaniu terenów pomiędzy Gumbinnen i Stallupönen (dzisiaj rosyjski Gusev i Nesterow). Zgromadzony przez króla materiał hodowlany pochodził z różnych hodowli państwowych, a stado było mieszanką różnych typów i ras. Dopiero w 1786 roku naczelny koniuszy, K. Lindenau, ostro przeselekcjonował materiał hodowlany, a stado klaczy podzielił według typu, kalibru oraz maści i ulokował na pięciu oddziałach. Ten podział na stada przetrwał do końca istnienia stadniny, tj. do roku 1944. Początek XIX w. to kolejne rewolucyjne zmiany w hodowli trakeńskiej. Koniowi trakeńskiemu nadano typ bardziej wierzchowy poprzez stanowienie ogierami pełnej krwi angielskiej i zaczęła się tworzyć swoista rasa trakeńska. Dużymi zasługami mógł poszczycić się ogier Perfectionist xx 1899 Str. 16 CzteryKopyta.pl Listopad 2007 CD. Trakeny – piękno i lekkość (Persimmon – Perfect Dream), który był niewątpliwie najlepszym folblutem, jakiego miały Trakeny w pierwszej połowie bieżącego stulecia, oraz jeden z najznakomitszych ogierów trakeńskich ostatnich czasów – Tempelhüter, urodzony w 1905 roku. W okresie międzywojennym użyto do hodowli ogierów arabskich. Stadnina w Trakenach istniała do 1944 roku. 16 października rozpoczęto ewakuację na zachód. W końcu czerwca 1945 roku stadnina Ratzenburg w Holsztynie przyjęła konie ze stadniny w Trakenach: 2 ogiery czołowe, 28 klaczy matek i 6 źrebiąt. Spośród tej grupy 22 oryginalne klacze, na podstawie umowy kupna z dnia 1.10.1947 roku, przeszły na własność późniejszego Związku Trakeńskiego (Trakehner Verband). W roku 1947 zarejestrowanych zostało ok. 700 klaczy i 60 ogierów trakeńskich. Koń trakeński posiada swoich zwolenników i sympatyków na całym świecie. Pod patronatem niemieckiego Związku Trakeńskiego w 10 krajach działają siostrzane organizacje zrzeszające hodowców i przyjaciół konia trakeńskiego. Bo jak tu nie kochać konia ze szlachetną głową z dużymi oczami, o długiej, dobrze ukształtowanej szyi? Kłąb trakenów jest dość krótki, ale wysoki i dobrze zarysowany, pierś szeroka, a łopatki długie i skośne. Średnio długi grzbiet kończy się lekko opadającym i dobrze umięśnionym zadem. Nogi są delikatne, o mocnej kości. Wysokość w kłębie wynosi zazwyczaj 160–175 cm, ciężar 550–600 kg. Umaszczenie koń ten ma jednolite (raczej nie siwe). Wszystko to czyni z trakenów cenione konie sportowe, m.in. w skokach, WKKW oraz w ujeżdżeniu. Konie tej rasy mają spokojny charakter, są przyjazne, chętne do pracy i szybko się uczą. Tekst i zdjęcia Iwona S. CzteryKopyta.pl Listopad 2007 Str. 17 To miejsce na mapie… SK Kurozwęki P rzeszłam klonową aleją wzdłuż kamiennego murku i stanęłam przed dużą, białą żelazną bramą, a za nią ujrzałam to, co tak dobrze znałam ze starych fotografii, książek i opowiadań starszych koniarzy. Trzy stajnie, a pośrodku duże, kamienne poidło w kształcie podkowy, przy którym kłębi się stado klaczy arabskich ze źrebakami. Jest to miejsce, o którym jedni zapomnieli, inni twierdzą, że już nie istnieje, ale są też ludzie, którzy wierzą w jego odrodzenie… Legenda o Kurozwękach powiada, że kiedyś, u zarania dziejów, trzech wędrownych rycerzy przejeżdżało konno przez ziemię, na której później miały powstać Kurozwęki. Rycerze i ich rumaki stanęli na popas: konie znalazły tu soczystą trawę i źródlaną wodę, rycerze zachwycili się łagodnym wzniesieniem, otoczonym bagnami, idealnym miejscem do zbudowania warowni... I ten właśnie magiczny moment harmonii między rycerzami i ich wierzchowcami dał początek osadzie Kurozwęki. Konie związane są z Kurozwękami od niepamiętnych czasów... Około 1380 r. drewniana owalna warownia przekształciła się w murowaną twierdzę, a wokół niej, w długiej rzecznej dolinie, powstała wioska. Konie, nieodłączny atrybut etosu rycerskiego, służyły rzemiosłu wojennemu, ale używane były również do uprawy pól. Z biegiem lat obronny zamek stał się renesansowym, a później barokowym pałacem, a konie, dzielące dotychczas z rycerzami przestrzenie dziedzińca zamkowego, przeniosły się do pięknych stajni na drugim brzegu Czarnej. Stajnie te, przekształcone w domy mieszkalne, istnieją zresztą do dziś. Fascynacja końmi dziedziczona była – podobnie jak kurozwęcki zamek – z rodziny na rodzinę: z Kurozwęckich na Lanckorońskich, z Lanckorońskich na Sołtyków... W roku 1833 Emilia Sołtyk, ostatnia ze swej rodziny i dziedziczka zamku kurozwęckiego, poślubiła Pawła Popiela herbu Sulima (1807–1892), wielkiego miłośnika koni. Na znanym obrazie Michałowski sportretował go w mundurze pułku krakusów powstania listopadowego – na koniu Str. 18 CzteryKopyta.pl Listopad 2007 CD. To miejsce na mapie… SK Kurozwęki arabskim. Wnuk jego, również Paweł (1870–1936), prowadził w pobliskim Kotuszowie, obok starego dworu myśliwskiego Sołtyków, spore stado angloarabów. Stadnina koni w Kurozwękach przetrwała II wojnę światową a po nacjonalizacji kontynuowała działalność, podtrzymując kierunek wytyczony przez Pawła Popiela, tj. hodowlę angloarabów. Początki były bardzo trudne, ponieważ materiał hodowlany przepadł lub uległ rozproszeniu, a klacze, które zdołano zgromadzić, były różnego pochodzenia i ras. Dopiero w latach 1950–53 ówczesny dyrektor stadniny, p. Stanisław Machnik, sprowadził około 20 klaczy z przedwojennych hodowli dworskich, wykupionych od rolników oraz przeniesionych ze stadnin: Morsko, Lućmierz, Głaznów, Klemensów. Jako stawka były one niewyrównane, różnego wzrostu i kalibru, ale wszystkie reprezentowały jedną rasę, nazywaną wówczas angloarabską półkrwi. Hodowla angloarabów była prowadzona w Kurozwękach do lipca 1973. Na przestrzeni tych 25 lat dzięki przemyślanemu doborowi i konsekwentnej, systematycznej selekcji Kurozwęki dochowały się doborowej stawki pięknych klaczy oraz kilkunastu rzetelnych ogierów zakwalifikowanych do PSO. W lipcu 1973 roku, usiłując zaspokoić rosnący wciąż popyt na polskie araby, podjęto decyzję o utworzeniu w Kurozwękach stadniny koni arabskich. Angloaraby przekazano do SK Walewice i Prudnik, a ich miejsce zajęły klacze arabskie z Michałowa i Janowa Podlaskiego. W styczniu 1975 roku stadnina posiadała 39 matek reprezentujących 9 rodzin żeńskich: Gazella, Mlecha, Sahara, Milordka, Ukrainka, Wołoszka, Selma, Rodania, Cherifa. Sprzyjające warunki klimatyczno-glebowe, przemyślana polityka hodowlana i ogrom włożonej pracy szybko zaowocowały sukcesami pokazowymi i wyścigowymi. W roku 1999 stadnina została odkupiona od Agencji Rolnej Skarbu Państwa przez bezpośrednich spadkobierców ostatnich przedwojennych właścicieli, rodzinę Jana Marcina Popiela. Pozostają oni wierni tradycji przodków… CzteryKopyta.pl Listopad 2007 Str. 19 CD. To miejsce na mapie… SK Kurozwęki Po prywatyzacji stadnina zaczęła podupadać. Najcenniejsze konie arabskie zostały przeniesione do SO Białka, SK Janów Podlaski oraz SK Michałów, a niektóre odkupione przez prywatnych hodowców. Często zmieniający się dyrektorzy także nie wpłynęli dobrze na rozwój hodowli. I tak właśnie słuch o stadninie zaczął powoli ginąć. Budynki powoli niszczały, a całe obejście stadniny było zaniedbane. Dopiero dzięki zaangażowaniu obecnego dyrektora, pana Pawła Maciołowskiego, i kompetentnych pracowników stadnina zaczyna odzyskiwać swoje dobre imię i prestiż. Budynki zostały odnowione i odmalowane, trawniki są zawsze pięknie przystrzyżone, a całe obejście utrzymane jest w czystości. Konie znów zaczynają wyjeżdżać na pokazy, aukcje i czempionaty oraz odnosić sukcesy na wyścigach – zarówno w WTWK Partynice, jak i na Służewcu. Moja przygoda z Kurozwękami zaczęła się trzy lata temu, gdy wyjechałam tam do pracy na wakacje. Od pierwszej chwili pokochałam to miejsce i ludzi tam pracujących. Z ogromnym zapałem pomagałam codziennie przy koniach, jak i przy odnawianiu i malowaniu stajni i ogrodzeń. Trzy lata temu miałam pod opieką młodego wałacha imieniem Coretz (Werbum x Correct/Sinus). Moim zadaniem było ujeżdżenie go i przygotowanie do pracy pod siodłem, a w zamian za to mogłam jeździć na siwym ogierze arabskim imieniem Hetman (Eukaliptus x Heraldyka/Palas - na zdjęciu obok) Str. 20 CzteryKopyta.pl Listopad 2007 CD. To miejsce na mapie… SK Kurozwęki Od pierwszego dnia pokochałam te konie – przede wszystkim za wspaniały charakter, chęć do współpracy z człowiekiem i niewiarygodną szybkość uczenia się. Po jakimś czasie stwierdziłam, że te cechy posiadają wszystkie tamtejsze konie, mimo że każdy z nich ma zupełnie inną osobowość. Współpraca z tamtejszymi końmi, jak i ludźmi, spowodowała, że wracałam w to miejsce w każdej wolnej chwili. Kolejne wakacje także tam spędziłam. Tym razem dostałam pod opiekę młodego ogierka imieniem Wa l (Wiedeń x Walia/ Partner - zdjęcie obok). Uczył się niesamowicie szybko, był odważny i nie bał się nowych wyzwań, które przed nim stawiałam każdego dnia (lonża, siodło, ogłowie, a w końcu ja sama na jego grzbiecie). Pracowałam także z młodą klaczką Witaliną (Werbum x Wizytacja/Fawor). Była bardzo niewygodna pod siodłem, ale tak sympatyczna, że nie dało się jej nie lubić. Pomagałam także w przygotowaniu koni, które miały wziąć udział w czempionatach, a „po godzinach” wyjeżdżałam na Hetmanie na długie, samotne spacery poza bramy stadniny. Cała okolica jest niezwykle piękna, a tereny sprzyjają uprawianiu sportu jeździeckiego. Piaszczyste drogi, lasy wyrastające z mchowego dywanu, jezioro i rzeka, bagna, łąki i wrzosowiska… Ten krajobraz jest niebywale piękny i jedyny w swoim rodzaju. Z Hetmanem, z którego grzbietu podziwiałam tę przyrodę, „dogadywałam” się doskonale, a on każdego dnia mnie zadziwiał. Koń ten urodził się w 1990 roku, ale mimo swojego dojrzałego wieku ma w sobie bardzo dużo z szalonego źrebaka, którym był przecież tak dawno temu. CzteryKopyta.pl Listopad 2007 Str. 21 CD. To miejsce na mapie… SK Kurozwęki Uczestniczyłam także w wyjazdach na czempionaty do Janowa Podlaskiego. Było to dla mnie nowe, niesamowite doświadczenie. Konie kurozwęckie pokazywały się wspaniale i mimo silnej konkurencji wypadały bardzo dobrze. Pierwszy koń, z jakim wyjechałam na czempionat (13.08.2005 – 27 Narodowy Czempionat Polski Koni Arabskich Czystej Krwi), to była piękna kasztanowata klacz Cyrylica (Empres x Centra/Eukaliptus - zdjęcie obok). Cyrylica zaprezentowała się bardzo dobrze, zdobywając łączną notę 88,33 pkt, w tym dwie „19” za ruch, który jest jednym z jej atutów. Ten wyjazd był dla mnie niezapomnianym doświadczeniem i sporo się nauczyłam. Na Czempionacie Koni Arabskich w Bełżycach (18 czerwca 2006) Willet (Hetman x Wenta/Empres) zajął trzecie miejsce w klasie ogierków rocznych W tym roku, podczas II Jesiennego Czempionatu Koni Arabskich w Janowie Podlaskim w klasie klaczy rocznych, Wersja (Poganin x Wenta/Empres) była pierwsza, a Wiedza (Ganges x Wizytacja/Fawor po lewej) zajęła szóste miejsce. W klasie użytkowej w stroju klasycznym Aster (Eldon x Agawa/Palas) zdeklasował przeciwników, zajmując pierwsze miejsce. Także ten sezon wyścigowy był bardzo udany dla kurozwęckich koni, które wiele razy plasowały się w czołowej trójce oraz jako pierwsze dobiegały do celowników na mecie. CD. To miejsce na mapie… SK Kurozwęki Ja także podzielam radość z sukcesów, które stadnina zaczyna odnosić, i mam satysfakcję, że dołożyłam do tego swoją małą cegiełkę. Zawsze będę wracać w to miejsce i nigdy nie zapomnę tamtych koni i ludzi, którzy sporo mnie nauczyli. * Historię stadniny z lat 1945–99 opracowano na podstawie artykułów p. Teresy Dobrowolskiej, długoletniego i zasłużonego hodowcy, twórcy większości jej sukcesów. Historia zaczerpnięta jest ze strony internetowej http://www.kurozweki.nazwa.pl/stadnina/ i umieszczona została w magazynie za zgodą SK Kurozwęki. Agata Obidowicz Zdjęcia: Agata Obidowicz, Barbara Mazur, Aleksander Labuda, Zuzanna Czasami zdarzało się, że do stadniny przyjeżdżali ludzie, którzy byli mocno zdziwieni tym, że to miejsce jeszcze istnieje i zaczyna na nowo rozwijać skrzydła. Byli to przeważnie ludzie starsi, którzy znali Kurozwęki z dawnych lat. Opowiadali, jak tu kiedyś było, jak wyglądało. Mówili o koniach, których już dawno nie ma, i o ludziach, którzy tu pracowali. Cieszyli się, że stadnina znów powoli wchodzi na arenę światową. Str. 22 CzteryKopyta.pl Listopad 2007 CzteryKopyta.pl Listopad 2007 Str. 23 Co na konia?? - Derki K ażdy „koniarz” na pewno nie raz zastanawiał się, jaką derkę kupić swojemu ulubieńcowi i kiedy jej używać. Dzisiejszy rynek zapewnia duży wybór przeróżnych rodzajów i modeli, co niewątpliwie jeszcze bardziej utrudnia nam podjęcie decyzji. Derki stosuje się przede wszystkim dla koni chorych, starych, strzyżonych oraz pracujących – aby zapobiec utracie energii i gwałtownemu wychładzaniu się mięśni po treningu. Używa się ich także do zabezpieczenia zwierzęcia podczas transportu. Generalnie stosuje się je dla ochrony przed wpływem niekorzystnych warunków atmosferycznych (chłód, wiatr) i dla utrzymania właściwej temperatury ciała konia. Przed zakupem należy dokładnie zmierzyć konia, poznać długość od piersi konia do tylnej części zadu oraz od kłębu do zadu. Można też podać wysokość konia w kłębie oraz określić jego budowę. Taki szczegółowy opis pomoże sprzedawcy w dobraniu odpowiedniego rozmiaru. Dobrze dopasowana derka powinna przykrywać kłąb i sięgać ściśle nasady ogona (ale nie opinać!), przylegać do ciała w okolicy łopatek, dzięki czemu nie będzie zsuwać się do tyłu, powinna pozostawiać luz pod szyją, dzięki czemu nie będzie utrudniać schylania i poruszania się. Nie może zsuwać się do tyłu, gdyż będzie uciskać pierś konia, musi być na tyle długa, żeby zakryć boki konia, ale nie powinna zwisać zbytnio poniżej linii jego brzucha. Derki możemy podzielić ze względu na grubość (jedno-, dwuwarstwowe i ocieplane) oraz na przeznaczenie (stajenne, zimowe, letnie, treningowe, siatkowe oraz przeciwdeszczowe). CD. Co na konia?? - Derki Derka zimowa stosowana jest w celu zapewnienia koniowi właściwej temperatury ciała oraz ochrony przed niesprzyjającymi warunkami atmosferycznymi. Wykonana jest z ciepłych i grubych, ale oddychających materiałów. Derka letnia zwykle wykonana jest z płótna bawełnianego lub lnianego. Chroni konia utrzymywanego w stajni przed owadami i kurzem. Konia przebywającego na pastwisku zabezpiecza przed owadami. Derka stajenna Derka siatkowa przeznaczona jest dla koni, które przebywają głównie w stajni i są strzyżone na zimę. Może być stosowana zarówno w dzień, jak i w nocy. Zapobiega wyziębieniu organizmu zwierzęcia oraz chroni przed otarciami, na które koń jest narażony podczas przebywania w boksie (otarcia od ścian). Str. 24 CzteryKopyta.pl Listopad 2007 chroni konia latem przed uciążliwymi atakami owadów. Może być także narzucana po treningu na spoconego konia, gdyż zabezpiecza go przed zawianiem oraz umożliwia swobodny przepływ powietrza, a pot konia może swobodnie przez nią parować. CzteryKopyta.pl Listopad 2007 Str. 25 Czym jest jeździectwo naturalne? Co na konia?? - Derki Treningowa (inaczej półderka) zakładana jest na siodło, ma właściwości wodoodporne i stosowana jest podczas treningów w deszczowe dni. Idealnie nadaje się także do stępowania konia po jeździe podczas niesprzyjających warunków pogodowych. Derka przeciwdeszczowa jest wykonana zwykle z ortalionu i nieprzemakalna. Chroni konia przed deszczem podczas pobytu na pastwisku, a gdy jest dodatkowo ocieplana – zapobiega utracie ciepła. Derki mogą być wykonane z bardzo różnorodnych materiałów. Są to przede wszystkim juta (najczęściej podszyta wełną, bardzo trwała, lecz ciężka, stosowana głównie do derek używanych nocą), bawełna (naturalne włókna, oddychająca, używana do produkcji derek letnich), płótno (bardzo trwałe, wykonane z wodoodpornego materiału, przeznaczone dla koni utrzymywanych na pastwisku, tzw. derka nowozelandzka (dość gruba i ciężka, może obcierać pierś i kłąb konia, dlatego wymaga miękkiej wyściółki; taśmy krzyżujące się na brzuchu konia muszą być suche, czyste i elastyczne, aby nie powodowały otarć skóry), polar (używany najczęściej po treningu w celu „ściągnięcia” potu z konia, zabezpiecza przed szybkim schłodzeniem się ciała), ortalion (stosowany przy derkach przeciwdeszczowych, materiał lekki i nie przepuszczający wody). Materiały mogą być łączone. Mamy derki ortalionowo-polarowe (derka przeciwdeszczowa, od spodu podszyta polarem) lub polarowo-siatkowe (stosowane na rozgrzanego konia po treningu w ciepłe, ale nie upalne dni). Trzeba pamiętać, że we wszystkim, co się robi, należy zachować umiar, zatem nie powinno się przesadzać ze stosowaniem derek i używać ich tylko wtedy, gdy faktycznie jest to niezbędne. Nadmierne używanie derek może spowodować spadek odporności u koni, a co za tym idzie – wierzchowiec dużo łatwiej może zapadać na różne choroby. Monika Piech Str. 26 CzteryKopyta.pl Listopad 2007 W ielu ludzi słysząc hasło „jeździectwo naturalne”, już na wstępie mówi: „Nie, dziękuję”. Dlaczego tak jest? Może dlatego, że naturalizm kojarzony jest z jazdą western lub też z jazdą na specyficznym sprzęcie (kantarki, liny), a może z ganianiem konia po okrąglakach? Nic bardziej mylnego. Oczywiście, każdy odczuwa to, czym jest dla niego jeździectwo naturalne, trochę inaczej, jedni trzymają się ściśle programów, inni patrzą na konia bardziej przyjaznym okiem… To mało ważne. Ważne jest, jak ocenia nas koń, jak odbiera nasz stosunek do siebie, nasze podejście… Tak. Naturalne jeździectwo jest niczym innym, jak podejściem do konia i jego spraw. Nie oznacza to, że klasyczne jeździectwo czy też western są w jakiś sposób krzywdzące dla konia. Podejście ma to do siebie, ze można łączyć je z dowolnym stylem jazdy. Dlatego argumenty typu: „Nie chcę nic wiedzieć o naturalu, bo jeżdżę ujeżdżenie” są bez sensu. Można jeździć ujeżdżenie i być człowiekiem naturalnym. Można skakać wysoko i także zachować naturalne podejście. Można jeździć rekreacyjnie, a ciągle być naturalnym – czy to na halterku, czy na wędzidle, czy też na munsztuku. Sprzęt nie gra żadnej roli. Skoro natural można łączyć praktycznie ze wszystkim – to dlaczego klasycy próbują odcinać się od naturalu lub odwrotnie – dlaczego naturalni nie uznają klasyki? Oczywiście nie mówię o wszystkich jeźdźcach. W pierwszym przypadku często wynika to z niewiedzy – ludzie myślą, ze natural to jazda na sznurkach, nie żadne podejście, ale rozwleczony koń na kantarze. Spójrz na zdjęcie obok i powiedz, czy ten naturalny jeździec jedzie na koniu rozwleczonym? Czy to obrazek „brzydki” i niepoprawny pod względem klasycznym? A to jest przecież instruktorka PNH, Karen Rohlf. Jak widać – natural nie przekreśla szansy na konia idealnie zebranego, nawet więcej, również do tego dąży. Tyle że ta droga w przypadku niektórych programów wygląda trochę inaczej, ale nie jest to jedyna słuszna droga. Najciekawsze jest to, że niektórzy ludzie nie znając naturalu, sceptycznie się o nim wypowiadają. Czy koń ze zdjęcia wygląda na niewygimnastykowanego? CzteryKopyta.pl Listopad 2007 Str. 27 CD. Czym jest jeździectwo naturalne? Wątpię… Tak więc nieprawdą jest, że konie robione naturalnie mają gorszą równowagę czy wygimnastykowanie. Naturalne jeździectwo nie jest przeciwieństwem ujeżdżenia. Skąd więc kantarki, liny itp.? Z programów naturalnych. W PNH początkowo jeździ się na kantarze, dopiero później przechodzi się do etapu wędzidłowego. I wtedy zaczyna się ujeżdżenie. Inne programy – SNH, ANH – też mają podobny układ, najpierw kantar i wypracowanie pewnych odruchów, dopiero później wędzidło i zebranie. Ale etap kantarkowania można pominąć, nie jest on niezbędny do tego, żeby stać się jeźdźcem naturalnym. To kwestia tego, czy mamy na tyle niezależny dosiad, niezależną rękę, aby wędzidło użyte było prawidłowo. A druga kwestia? Dlaczego niektórzy naturalni chcą na siłę odgrodzić się od klasyki? To też niewiedza. Zwykle taką postawę widuje się u osób zaczynających swoją przygodę z naturalem. Prawda jest taka, ze odgrodzić od klasyki się nie da. Jeśli chcemy jeździć, to musimy mieć dobry dosiad – czysto klasyczny (lub westernowy) element. Nie bez znaczenia są też stereotypy, zwłaszcza gdy przeważająca większość ludzi jeżdżących konno w twoim otoczeniu to brutalni klasycy. Wtedy nie trudno o uprzedzenia… Zapomina się o tym, że świat jeździectwa nie kończy się na naszym podwórku. Sprawa najważniejsza – co oznacza „podejście naturalne”, czym charakteryzuje się jeździec naturalny, co „lubi” nasz koń? Niewątpliwie aby odpowiedzieć na te pytania, trzeba sięgnąć trochę głębiej, trzeba sprawdzić, jak relacje koń–koń i koń–drapieżnik układa- Str. 28 CzteryKopyta.pl Listopad 2007 CD. Czym jest jeździectwo naturalne? -ją się w naturze. Tak – człowiek jest drapieżnikiem! Jak koń w naturze traktuje drapieżnika? Ucieka. Konie zawsze będą uciekać – chyba że im to uniemożliwimy… Wtedy może dojść nawet do walki! I co zrobi człowiek? Albo zauważy swój błąd i zrobi olbrzymi krok w stronę naturalnego podejścia, albo przypnie do konia etykietkę „trudny i agresywny”, sięgnie po ostrzejsze narzędzia… Naprawdę niewiele jest koni, którym nie da się pomóc… Zdecydowana większość tych „trudnych” to po prostu konie nieszczęśliwe. Konie w naturze mają swoją hierarchię w stadzie, przywódcą jest zwykle klacz alfa – ona prowadzi stado, wybiera drogę, decyduje, kiedy należy uciekać. Jeśli staniemy na wysokości zadania i staniemy się w oczach naszego konia alfą – to ten powinien nam być posłuszny, jednocześnie jednak ufny i szczęśliwy, bo ma pewne stado i czuje się bezpiecznie. Dla zwierząt uciekających najważniejsze jest poczucie bezpieczeństwa! Oczywiście to nie jedyna teoria, jest też taka, która twierdzi, że człowiek powinien być w hierarchii odrobinę wyżej. Z takimi pasywnymi przywódcami konie spędzają czas chętniej, bawią się z nimi częściej. Która opcja jest lepsza – zależy przede wszystkim od konia. Myślę, że mamy już odpowiedź na wszystkie pytania, że udało mi się omówić najważniejsze kwestie związane z naturalem. Czy zmienisz swoje zachowanie – jeśli nie jest ono dla konia najlepsze – to twoja sprawa. Tylko warto pomyśleć o tym, co czuje koń, odpowiedzieć sobie na pytanie, czy czuje się z nami bezpiecznie, czy pracuje z chęcią, czy też raczej dla uniknięcia kary… Agnieszka Litwa CzteryKopyta.pl Listopad 2007 Str. 29 Przystań Ocalenie Kochani… C zęsto stawiamy sobie pytanie, czy jedno życie robi miejsce innemu życiu... czy zawsze już tak musi być. Niestety znowu doświadczyliśmy tego... Rozpoczynamy akcje ratowania Frania, a dwa dni później odchodzi Peter... Czy spracowany i umęczony koński żywiciel wieloosobowej rodziny nasz kochany Peter robi miejsce Franusiowi, którego życie było dokładnie takie samo? W obliczu kolejnej naszej tragedii... witamy kolejne końskie życie, witamy w Przystani Ocalenie Frania, a żegnamy na zawsze Petera... czy tak musi być? Na to i na wiele innych pytań nie mamy odpowiedzi... Ten rok jest wyjątkowo smutny, zabrał nam tak wielu zwierzęcych Przyjaciół... Tak jak wcześniej pisaliśmy Państwu w dniu 11.11.2007 Franuś ostatni raz pokonał wysokie góry, po to, aby wreszcie odpocząć. Tak strasznie się cieszymy i tak bardzo dziękujemy za pomoc dla tego wiejskiego spracowanego konika. Z całego serca dziękujemy za wpłaty finansowe i te po 1 zł i te nawet po kilkaset złotych. Wszystkie były tak bardzo cenne, bo przecież za nie kupiliśmy coś najpiękniejszego... Franiowe życie. Dziękujemy Wam za Wasze ogromne serca, dajecie nam wiarę i nadzieję, na tej trudnej drodze ratowania życia zwierzęcych przyjaciół, którą wybraliśmy... Pomoc dla Frania nadeszła nawet od naszych wspaniałych rodaków mieszkających poza granicami naszego kraju. Ile ludzkich serc poruszył ten spracowany konik, ile łez popłynęło kiedy Str. 30 CzteryKopyta.pl Listopad 2007 CD. Przystań Ocalenie dzwoniąc do Nas pytaliście czy jest szansa... Za to wszystko mówimy WAM dziękujemy... najpiękniej jak potrafimy. Chociaż droga Franiowa na zasłużoną emeryturę była bardzo ciężka wiemy, że warto, szczególnie ciężko nam było schodząc po tej drodze... Wróciły wspomnienia sprzed 2 lat, popłynęły łzy, bo tą właśnie drogą schodziliśmy z Kostusiem. Franuś jest tak bardzo podobny do niego, to chodzący spokój i pokora... Przez pierwsze dwa dni stał obrócony w stajni głową do ściany... Tak strasznie się bał. Wiemy, że tęskni też za swoją przyjaciółką krową, z którą przeżył kilkanaście lat (być może, że i o nią kiedyś zawalczymy). Pamiętamy rozłąkę naszej Megi, która całe życie przeżyła z krową, jak bardzo za nią tęskniła, jak się żegnały kiedy Megi wyjeżdżała do nas. Tak samo tęskni i Franiu... Wspominaliśmy Państwu, że Franuś mieszkał w bardzo ubogiej rodzinie, w której jest kilkoro dzieci, dlatego i dla nich zorganizowaliśmy pomoc... Odzież, zabawki, książeczki, żywność. Pomoc dla tej rodziny zorganizowała również nasza wolontariuszka Asia z Wrocławia wraz ze swoimi przyjaciółmi, oraz nasi przyjaciele Mirela i Paweł. Sprawiliśmy tej ubogiej rodzinie tak wiele radości za co również Wam wszystkim dziękujemy. Zapraszamy do odwiedzenie Franusia... żałujemy bardzo, że Kostuś nie mógł go powitać, tyle razem przezyli... http://www.przystanocalenie.pl/ Na zdjęciach Franio CzteryKopyta.pl Listopad 2007 Str. 31 „Przed panną, tylko… koń!” Czołem !!! Tym kawaleryjskim pozdrowieniem, rodem z Centrum Wyszkolenia Kawalerii w Grudziądzu, chciałbym zainicjować cykl artykułów – opowiadań, których zadaniem będzie próba przybliżenia czytelnikom Czterech Kopyt pięknej kary polskiej historii, jaką zapisała kawaleria. Cieszę się bardzo, że twórcy magazynu z entuzjazmem podeszli do mojej propozycji napisania kilku słów o tych pięknych i jakże romantycznych, choć trudnych czasach, o ludziach którzy tworzyli historię polskiej kawalerii i jeździectwa, o tym co było i co… już nie powróci. To co pozostało, to wiedza i pamięć, pielęgnowana w sercach niewielu już świadków tamtych czasów oraz współczesnych nam miłośników konia, szabli i munduru. Mam nadzieję, że i w Was rozpali się ta iskierka, która zapłonęła we mnie, kiedy pierwszy raz założyłem na nogi dziadkowe oficerki. Ku chwale kawalerii !!! „Bo w sercu ułana, gdy położysz je na dłoń, Na pierwszym miejscu panna, Przed panną, tylko… koń !” Ten cytat z generała – poety Bolesława Wieniawy – Długoszowskiego świetnie oddaje miejsce konia w kawaleryjskiej hierarchii Jaki był zatem ten koń, który wiernie, przez lata znosił trudy kawaleryjskiej służby? Polska kawaleria powstawała w trudnych okolicznościach, gdy po ponad stu latach odradzało się państwo polskie, a kraj powstawał z gruzów i zgliszcz wojennej pożogi. Nie oszczędziła i ona koni, których pogłowie drastycznie zmalało i konieczne było podjęcie działań w kierunku odtworzenia należytego stanu. Pierwszy kawaleryjski patrol legendarnego prekursora międzywojennej jazdy Władysława Beliny – Prażmowskiego liczył zaledwie siedmiu jeźdźców, szybko rozrósł się jednak do rozmiarów szwadronu, zasilony ochotnikami, na własnych koniach. Pomni wyczynów Str. 32 CzteryKopyta.pl Listopad 2007 CD. „Przed panną, tylko… koń!” Jana Kozietulskiego, czy Księcia Józefa Poniatowskiego tłumnie zgłaszali się w legionowe szeregi. Tworzące się oddziały kawaleryjskie miały poważne braki zarówno w ludziach, jak i koniach. Uzupełniali je w miejscowych, ocalałych z wojennej zawieruchy majątkach, jak i rekwirując z zaborczych armii. Zdarzyło się nawet, że jakiś Belniak nocą wyprowadził generalskiego konia z austriackiej stajni, przy okazji zabierając siodło ze stroczoną generalską szablą. Rozszalała żandarmeria wojskowa, zarówno zaborcza jak i legionowa, szukała zapamiętale zarówno zguby, jak i sprawcy zajścia. W rezultacie gniewu Beliny, pewnej ciemnej nocy, w równie tajemniczych okolicznościach, koń do stajni powrócił. O takich i innych sposobach pozyskania konia pisze w swojej „Olimpijskiej szarży” mjr Adam Królikiewicz, jeden z najwybitniejszych polskich jeźdźców, któremu przyjdzie pewnie poświęcić osobne opracowanie. Z poboru pochodził również jeden z jego dwóch słynny koni – Jasiek, pozyskany w trakcie poboru jesienią 1918 r. w ocalałym z pożogi nadbużańskim majątku. Wracając jednakże do konia… Jak wspomniałem, pozyskiwano je w pierwszych chwilach walki o wolność z równych źródeł. Stąd, poszczególne oddziały prezentowały się różnorako, zarówno pod względem ras, umaszczenia jak i wielkości koni. Ujednolicać szwadrony pod kątem umaszczenia koni zaczęto jeszcze w trakcie wojny polsko – bolszewickiej 1920 r. Wydać się może, iż zabieg taki ma z pozoru czysto estetyczny walor, w warunkach wojennych miało niezwykle praktyczny wymiar. Kawaleria bolszewicka miała bowiem konie wszelkich maści, nie ujednolicone w szwadronach. Posiadanie przez polskie pułki koni o podobnym umaszczeniu pozwalało na łatwą identyfikację. Nawet z większej odległości widać było, czy zbliża się „swój”, czy wróg. W czasach pokoju zasada ta została utrzymana i łatwo było odgadnąć, z którego szwadronu ułan pochodził, gdy spojrzało się na konia. Przykładowo, w 14 pułku ułanów jazłowieckich, stacjonującym we Lwowie, służyły konie maści kasztanowatej. Pierwszy szwadron miał kasztany jaCzteryKopyta.pl Listopad 2007 Str. 33 CD. „Przed panną, tylko… koń!” sne, z jasnymi grzywami i ogonami oraz białymi „pończochami” na nogach, drugi i trzeci szwadron jeździł na kasztanach bez żadnych znaków a w czwartym szwadronie były brudne kasztany, z łysinami i „pończochami” (Józef Bokota, „Ułańskie drogi. Wspomnienia oficera kawalerii i Armii Krajowej”, Wa – wa 2006 r., s. 82). Dominującą maścią była jednakże kasztanowata, bądź gniada. Tradycyjnie, plutony trębaczy jeździły na koniach siwych. Zasady ujednolicania maści w szwadronach nie dotyczyły koni oficerskich, jako że ci dosiadali częstokroć własnych wierzchowców. Zaopatrzeniem kawalerii w konie zajmowały się Komisje Remontowe, podlegające Wojskowemu Zakładowi Remontu Koni. Instytucja ta przechodziła wiele przeobrażeń i ulegała reformom, ale nie czas to i miejsce na dokładne opisy tych procesów. Konie zakupywano w państwowych bądź prywatnych stadninach, w tym u chłopów, którzy trudnili się hodowlą. Płacono za nie wysokie ceny, przeciętnie ok. 600 zł, gdy tymczasem dobrego konia roboczego można było kupić za 200 zł. Dla porównania, miesięczne pobory podporucznika kawalerii, wraz z dodatkiem funkcyjnym wynosiły 281 zł, przeciętnego urzędnika, czy nauczyciela – 200 zł (Grzegorz Cydzik, „Ułani, ułani”, Wa – wa 1983 r.). Wojsko kupowało wyłącznie klacze lub wałachy, w wieku trzech lat, nieujeżdżone i takie, które nie były używane wcześniej do jakiejkolwiek pracy. Nadawano im imiona, uzależniając pierwszą literę od roku urodzenia. Te, które przyszły na świat w 1928 r., miały imię na „A”, w 1929 r. na „B”, a urodzone z 1930 r., jak nietrudno się domyślić, nosiły imiona rozpoczynające się od litery „C”. Zakupywane konie musiały mieść się w tzw. kategorii W1 i W2. Pierwsze z nich obejmowała konie od 150 cm wzrostu wzwyż, a druga konie o wysokości powyżej 146 cm. Ujeżdżaniem koni zajmowano się pułku, zwykle w szwadronach zapasowych, gdzie pod okiem młodych oficerów, podoficerów, bądź najlepszych ułanów ze starszego rocznika przygotowywane były do służby, którą rozpoczynały w wieku lat pięciu i kończyły mając lat piętnaście. W pułku spędzał zatem koń 10 lat swojego życia, będąc na co dzień towarzyszem doli i niedoli ułana. Co roku, po letniej koncentracji odbywały się wcielenia nowych koni do służby, a po jesiennych manewrach, tak zwane brakowanie koni, czyli pozbywanie się koni, które ukończyły 15 rok życia i były już wysłużone. Zdarzało się jednakże, że nie przestrzegano tych zasad i konie pozostawały w linii dłużej. Pozostałe sprzedawano na licytacjach, które stanowiły ogromne przeżycie dla ułanów, którzy w ciągu służby mocno zżywali się z końmi i trudno było im się pogodzić z odejściem ukochanych zwierząt. Kupowali je ziemianie, rolnicy, jak i dorożkarze. Kawaleryjskie konie były bardzo popularne i rozchodziły się „na pniu”. W tym miejscu przywołam historię, jaka wydarzyła się w Nieświeżu z udziałem wybrakowanych koni 27 pułku ułanów. Wszelkie komendy w kawalerii wygrywane były na trąbce. Konie doskonale znały te sygnały i reagowały na nie Str. 34 CzteryKopyta.pl Listopad 2007 CD. „Przed panną, tylko… koń!” doskonale, samoczynnie kłusując, galopując, w zależności od melodii, jakie usłyszały. Stanowiło to ogromne ułatwienie dla ułanów, którzy nie zbyt dobrze jeszcze opanowali jazdę konną, jako że koń, słysząc sygnał sam wykonywał rozkaz, bez konieczności udziału ułana. Wracając zaś do Nieświeża… Pewnego dnia pułk szykował się do defilady na rynku miasta. Nadmienić trzeba, że defilady wojskowe odbywały się wtedy bardzo często, przy każdej nadarzającej się okazji, czy to święta, czy chociażby powrotu pułku z manewrów. W trakcie przygotowań, trębacz zagrał sygnał zbiórki, na co w żywiołowy sposób zareagowały niektóre konie, zaprzęgnięte do stojących w rynku dorożek. Usłyszawszy znajome dźwięki, pogalopowały wraz z dorożkami i przerażonymi dorożkarzami na miejsce zbiórki, nie dając się w żaden sposób zatrzymać. Dopiero odegrany sygnał „stój” opanował sytuację. Okazało się, że były to niedawno wybrakowane konie z pułku i sprzedane na licytacji (Radomyski Stanisław, Wspomnienia o odrębnościach, zwyczajach i obyczajach kawaleryjskich II Rzeczpospolitej, Pruszków 1994, s. 136.). W międzywojennej kawalerii panował swoisty kult konia. Zajmował on absolutnie pierwsze miejsce w codziennej służbie i otaczany winien być wyjątkową opieką. Po zakończeniu jakikolwiek czynności z udziałem konia, należało najpierw zadbać i jego komfort i wygodę, następnie doprowadzić do porządku rzędy jeździeckie, a na końcu można było zająć się sobą. Oficer zaś, w warunkach polowych, winien był skontrolować, czy konie zostały oczyszczone, napojone i nakarmione, broń i całe oporządzenie doprowadzono do porządku, następnie, czy nakarmiono ułanów, po czym dopiero mógł pomyśleć o sobie. Dlatego też służba w kawalerii, pomimo swojego niewątpliwego uroku i elitarnego charakteru, była bardzo ciężka. Do obowiązków każdego ułana, poza podstawowym wyszkoleniem wojskowym, dochodziło wyszkolenie jeździeckie i pielęgnacja koni. Konie w kawalerii były czyszczone, karmione i pojone trzy razy dziennie. Czynności te zajmowały ułanowi około trzech i pół godziny. Do czyszczenia używano metalowego CzteryKopyta.pl Listopad 2007 Str. 35 CD. „Przed panną, tylko… koń!” zgrzebła i szczotki, przy czym zgrzebła używać wolno było wyjątkowo, do usuwania poważniejszych zabrudzeń. Co do zasady służyło ono do zbierania pyłu i łupieżu końskiego ze szczotki, po czym wystukiwało się tak zebrane nieczystości na chodniku, biegnącym przez środek stajni, tworząc białe ślady. Ich ilość była skrupulatnie kontrolowana, za mało wystukanego brudu oznaczać mogło niechybnie niedostateczne wyczyszczenie konia, co w szczególności w Centrum Wyszkolenia Kawalerii w Grudziądzu było surowo karane. Za niedostateczne wyczyszczenie konia bądź rzędu, jak i co nie daj Boże, obtarcie go, czy doprowadzenie do innej kontuzji, ułan zameldować miał się do karnego raportu, przed pobudką (przed 5 rano) na placu apelowym, z w pełni stroczonym siodłem na głowie, szablą i ogłowiem w ręku. Czasem musiał postać tak dłuższy czas, zanim podoficer dyżurny raport odebrał. Technika czyszczenia wyglądała następująco : raz szczotką z włosem, raz pod włos, raz o zgrzebło i tak aż do połysku sierści. Po zajęciach z koniem, rozcierano go z potu do sucha wiechciami słomy. Kontrola czystości koni odbywała się w prosty sposób – kontrolujący oficer, bądź podoficer zakładał białą rękawiczkę i przejeżdżał nią po końskim grzbiecie z włosem i pod włos. Po takim głaskaniu rękawiczka nie miała być prawa brudna. W taki sam sposób kontrolowano stan czystości kawaleryjskich rzędów. Oczywiście, należało wyczesać końską grzywę i ogon, oraz oczyścić „miejsce pod ogonem”. Był w CWK w Grudziądzu podoficer, który twierdził, że nic co końskie nie powinno ułanowi śmierdzieć i go brzydzić, w związku z tym do pielęgnacji „tego miejsca” przywiązywał szczególna uwagę, a ułanom kazał nosić świeże końskie jabłko w lewej kieszeni spodni. O Centrum Str. 36 CzteryKopyta.pl Listopad 2007 CD. „Przed panną, tylko… koń!” Wyszkolenia Kawalerii przyjdzie mi pewnie kiedyś napisać, bo to temat niezwykle barwny i ciekawy. Konie karmione były zwykle 4,5 kg owsa, 4 kg siana i 4,5 kg słomy dziennie. W zależności od potrzeb, porcje te zmniejszano, bądź zwiększano. Każdy koń ustalaną miał indywidualnie dietę i wedle niej podoficer furażowy wydawał dla niego tzw. furaż. Z uwagi na spory wysiłek, jaki konie musiały wykazywać podczas służby, porcje te nie były wygórowane. Oficerowie często dokupowali zatem za własne pieniądze dodatkowe porcje obroku, dopieszczając swoich ulubieńców. Pisząc o koniu kawaleryjskim nie sposób zapomnieć o słynnym „białym koniu” generała Andresa, na którym miał, według peerelowskiej propagandy wjechać do Polski. Prawdopodobne pochodzenie tej legendy wyjaśniła w wydanej niedawno książce córka generała Andersa, Anna Andres – Romanowska. Wyszła ona za mąż za oficera sztabowego swojego ojca, rotmistrza Bernarda Romanowskiego. W 1941 r. urodziła im się córka – Ewa. W trakcie wojny domem rodzinnym dla ich rodziny stał się majątek Wilkowice pod Rawą Mazowiecką. W stajni stały tam cztery arabskie siwki, które zaprzęgnięte do karety wiozły małą Ewunię do chrztu. Pewnego wieczora, po odmówieniu wieczornej modlitwy, babcia Ewy – pierwsza żona generała Andersa – Irena Andres powiedziała „poproś jeszcze Bozię, aby dziadziuś szybko do nas wrócił”. Mała odpowiedziała wtedy „ale na białym koniku” i co wieczór modliła się, żeby dziadek na białym koniku szybko do niej wrócił. Tak powstała zapewne legenda, upowszechniona przez dorosłych poszła w świat i została później wykorzystana w podły sposób przez stalinowską propagandę. 1 września 1939 r. rozpoczął ostatnią kartę w historii polskiej kawalerii. Ułani poszli wraz ze swymi końmi do boju, z którego wielu z nich miało już nie powrócić. Wiele koni zginęło w boju, te które przeżyły, zostały wzięte do niewoli. Tak, tak… do niewoli. Nie tylko żołnierze, ale i konie poszły w niewolę i choć brzmi to może patetycznie, to nikt by wtedy nie pomyślał inaczej. Sytuacja koni w oblężoCzteryKopyta.pl Listopad 2007 Str. 37 CD. „Przed panną, tylko… koń!” nej Warszawie była tragiczna. Brak było owsa, czy siana, którym można było konie nakarmić, błąkały się zatem wyskubując spalone od słońca źdźbła trawy z porytych lejami bomb trawników. Ogołociwszy okoliczne skwery, głodowały na oczach bezsilnych ułanów. Mimo wszystko, rozkaz o kapitulacji przyjęto z niedowierzaniem. Ze łzami w oczach rzucali ułani broń i szli żegnać się z końmi. Ich wierni towarzysze codziennego trudu wojskowej służby odejść mieli w ręce wroga, ku niepewnemu losowi. Część z nich sprzedawano na miejscu przybyłym ze wsi chłopom. Piękne, starannie przecież selekcjonowane do trudnej służby, kawaleryjskie konie miały odtąd pracować w polu, zaprzęgnięte do pługa. Nie był to los godny konia – żołnierza, to też nie dziwnym było, że nie jedna łza poleciała na taki widok. Nie potrafię należycie oddać atmosfery tamtych wydarzeń, ale możecie mi wierzyć, lub nie, kiedy czytałem wspomnienia tych smutnych scen pierwszy raz, i mnie łzy stanęły w oczach. I na tym przyjdzie chyba zakończyć to pierwsze lecz mam nadzieje, że nie ostatnie spotkanie z kawalerią na łamach Czterech Kopyt. Do konia chciałbym jeszcze powrócić, przybliżając Wam sylwetki co bardziej znanych końskich osobistości i historii z nimi związanych. Z resztą, pojawiać się on będzie i w następnych opowiadaniach, bo jakże przecież pisać o kawalerii, nie wspominając o koniu. Piotr Dobrowolski Zdjęcia: Majówka z Kawalerią 2007 http://foto.otwarty.pl/ Str. 38 CzteryKopyta.pl Listopad 2007 Apassionata - cztery pory roku Piątek 16 listopada zaliczam do najbardziej udanych piątków roku 2007. W Nelson Mandela Forum we Florencji miałam okazję uczestniczyć w wyjątkowym wydarzeniu. Nadszedł długo oczekiwany moment… Na areny powrócił spektakl jeździecki “APASSIONATA”. Największa gala konna w Europie w tym roku wyruszyła w Tour w zupełnie nowej wersji “Four Seasons “ i podbija serca widów starego kontynentu. “Four Seasons” to podróż przez cztery pory roku, różne ich wizje i obrazy połączone ze sobą poprzez muzykę, światło i wyjątkowych aktorów jakimi są konie. “(…)Atmosfera wiosennego przebudzenia, powiew namiętności nocy letniej, intensywne brzmienie zawirowań jesiennych I w końcu pełen poezji pejzaż zimowy (…)” Four Seasons to prawdziwa SZTUKA JEZDZIECKA, pisana dużymi literami, starannie wykaligrafowana. Ogniste, iberyjskie konie galopujące na wolności, mistrzowska jazda kozaków, prezentacje akrobatyczne oraz demonstracja klasycznej ekwitacji i taniec nie maja w sobie nic z cyrku. To prawdziwe arcydzieło, które nie tylko wzrusza ale też i bawi. Satyryczne scenki z udziałem osiołków przyciągały uwagą wszystkich widzów, tych dorosłych jak i mniejszych, którzy z zapałem nagradzali oklaskami czterokopytnych aktorów. Efekty specjalne takie jak tryskające wodą fontanny czy opadające delikatnie płatki śniegu tworzą tło dla krystalicznego głosu islandzkiej śpiewaczki lirycznej, Arndis Halla. Śpiew, taniec I konie… Serca dzieci podbił sympatyczny kucyk, który z powaga dużego konia wykonuje elementy ujeżdżenia na dwóch lonżach, lub wesoło pędzi po arenie zaprzęgnięty do wózeczka mającego formę auta z lat „70. CzteryKopyta.pl Listopad 2007 Str. 39 CD. Apassionata - cztery pory roku O CZYM OPOWIADA..? Spektakl otwiera fascynująca scena powoli budzącego sie do życia po długiej zimie krajobrazu. Zza białej kurtyny wyłaniają sie cudowne cztery szlachetne ogiery Cartujano i galopując po arenie na absolutnej wolności staja sie symbolem natury w całej swej okazałości. Do nich dołącza baletnica, która swym tańcem pomiędzy końmi podsyca je do wyzwolenia energii i niczym nieskrępowanego galopu. W ciszy zza kurtyny wylania sie dwóch jeźdźców Garrocha… Wszystko się budzi, nastaje wiosna, trzy ogiery Lusitano tańczą wokół kwietnika, który pojawia sie na środku sceny. Podwieszony do sufitu filar z kolorowego drewna, ozdobiony wielobarwnymi taśmami i szalami jest centralnym elementem, wokół którego tańczą na koniach jeźdźcy andaluzyjscy i Lusitano, prezentując w nowoczesnym stylu tradycyjna sztukę jazdy Garrocha. Wschód słońca i początek gorącego letniego dnia. Na scenę wjeżdża wesoły kucyk Shetland ciągnąc wózeczek przypominający samochodzik retro i osiołek Laurent Jahan, prezentują wspólnie gry i zabawy na plaży. Do nich dołączają jeźdźcy ubrani w kostiumy plażowe lat ‟20 wykonując zapierające dech w piersiach akrobacje. Punktem kulminacyjnym tej sceny jest fantastyczny pokaz dwóch aktorów: człowieka i konia, imitujących jazdę na nartach wodnych. Nadchodzi wieczór, scena przeistacza sie w ogród, w którym cicho tryskają fontanny. Widzom ukazuje sie imponujący koń oldenburski prezentujący program klasycznego ujeżdżenia na poziomie Grand Prix. Niewidzialne porozumienie pomiędzy jeźdźcem a koniem, wspaniała muzyka oraz gra świateł zamieniają arenę w sale balową. Str. 40 CzteryKopyta.pl Listopad 2007 CD. Apassionata - cztery pory roku Na scenie pojawia sie Arndis Halla, śpiewaczka operowa, która rozpoczyna swą pieśń, a jej “akompaniament” stanowią dwa ogiery Lusitano. I tak prowadza widzów w krajobraz deszczu. Nagle scena zamienia sie w morze iskier i błysków, jeźdźcy z wielką maestrią “malują” obraz burzy. Nadchodzi jesień pełna melancholii. Z sufitu opada jedwabna wstęga, na którą wspina sie piękna kobieta i rozpoczyna na niej swój akrobatyczny taniec. Zakochuje sie w niej jeździec na andaluzyjskim koniu i razem łącza sie w miłosnych pląsach przy cichej nastrojowej muzyce... Krajobraz zmienia się nagle, ziemia drży, znikąd pojawiają się jeźdźcy niczym rycerze króla Artura na imponujących koniach fryzyjskich, majestatycznie kroczą naprzód w szeregu, we czwórkę. W jednej chwili na arenę wjeżdżają pędem jeźdźcy przebrani za demony zła i zdobywają przestrzeń wykonując śmiałe akrobacje. Dobro zwycięża nad złem, obrońcy dobra przeganiają złe dusze. Spadają pierwsze płatki śniegu, nadchodzi magiczna zima. W tym krajobrazie serca widzów rozgrzewa pokaz woltyżerki. Trudne ćwiczenia, szereg figur i skoków w wykonaniu młodziutkich mistrzyń włoskich. Jeśli zima to także Boże Narodzenie, a jeśli Boże Narodzenie to… Święty Mikołaj!!! Na arenę wjeżdżają sanie, ciągnięte przez zimnokrwistego konia rasy Percheron, powożone przez Mikołaja. Sanie są pełne zaskakujących niespodzianek, z jednej z nich wyskakuje… osiołek! CzteryKopyta.pl Listopad 2007 Str. 41 CD. Apassionata - cztery pory roku Cztery pory roku wplatają się jedna w druga. Ale zakończenie spektaklu wieńczy “piata pora” – karnawał. Czas szczęścia, radości i zabawy objawia sie rożnymi formami i barwami. Słynny karnawał wenecki, ze swoimi kostiumami i maskami przenosi widzów w tę romantyczną scenerie. Louis Valenca ze swoim Lusitano oraz Manolo Oliva z ogierem Cartujano prezentują trudny występ najwyższej szkoły z akrobacjami - z ziemi i w powietrzu. Szereg lewad, kurbet i caprioli, piafy i pasaże przy krystalicznym głosie Arndis Halla w tle. Pieśń Arndis Halla prowadzi do wielkiego finału w którym prezentują sie widzom po raz ostatni wszyscy protagoniści Apassionata Four Seasons. Iw ten sposób zamyka się krąg czterech por roku pozostawiając widzom niezapomniane chwile i cudowne emocje. Patrycja Siudem Zdjęcia: www.apassionata.it Str. 42 CzteryKopyta.pl Listopad 2007 Arabski Świat Konie arabskie uznawane są za najpiękniejszą rasę świata dzięki swojemu nietypowemu, egzotycznemu i eleganckiemu wyglądowi. Związane jest to z budową i proporcjami szkieletu, które są odmienne od pozostałych ras. Araby posiadają szesnaście par żeber, pięć par kręgów lędźwiowych oraz szesnaście kręgów ogonowych, u wszystkich pozostałych koni te same wartości wynoszą osiemnaście, sześć i osiemnaście. Taka budowa wpływa na wysokie osadzenie szyjki i noszenie ogona (arabski bukiecik). Średnie wymiary tych koni to 140 - 155 cm wysokości w kłębie, 160 – 180 cm obwodu klatki piersiowej oraz 17,5 – 19,0 cm obwodu nadpęcia. Charakterystyczna dla rasy jest sucha głowa o profilu szczupaczym z wypukłym, szerokim czołem, szeroko rozstawionymi ganaszami, zwężająca się w kierunku niewielkiego pyska. Oczy powinny być duże, wyraziste i szeroko osadzone (niepożądana wadą jest widoczne białko oczne tzw. ‟ludzkie oko‟). Uszy są stosunkowo małe i ruchliwe o sierpowatym kształcie. Szyja jest lekka, szczupła i dobrze umięśniona, prosta lub łabędzia. Jednym z elementów dodającym uroku koniom czystej krwi arabskiej jest długa, jedwabista i delikatna grzywa, która rośnie niezwykle szybko. Kłąb nie jest zbyt wydatny i wysoki, raczej szeroki u nasady. Grzbiet jest dość krótki, zwięzły i mocny. Żebra dobrze wysklepione, a klatka piersiowa głęboka. Zad jest krótki i poziomy (horyzontalny) co jest typowe dla arabów. Nogi są bardzo suche z wyrazistymi ścięgnami, stawy nadgarstkowe płaskie, a nadpęcia krótkie. Spotyka się wady postawy kończyn, ale nie ujmują one zbytnio uroku tym koniom. Kopyta są dobrze wysklepione, mocne i prawidłowo ukształtowane. Bardzo rzadko mają tendencje do zmian chorobowych czy pękania puszki kopytowej. Skóra na całym ciele jest cienka i rozciągliwa, a po rozgrzaniu konia widoczna jest na niej sieć żyłek. Sierść jest delikatna, nieobfita, błyszcząca i jedwabista w dotyku. Spotyka się w tej rasie wszystkie podstawowe umaszczenia z wyjątkiem srokatego. Kare konie występują niezwykle rzadko. Najbardziej charakterystyczna maść to chreczkowata czyli biała sierść pokryta gęsto małymi, brązowymi kropeczkami. Konie siwe błyszczą się delikatnie na srebrno, a taki efekt spowodowany jest tym, ze pod białym włosiem skóra ma kolor czarny. CzteryKopyta.pl Listopad 2007 Str. 43 CD. Arabski Świat CD. Arabski Świat Konie arabskie mają bardzo charakterystyczny kłus z wysoką, wydajną i długą akcją nóg. Powoduje to, że koń sprawia wrażenie jakby unosił się w powietrzu, a dodatkowo dodaje jego sylwetce szlachetności i elegancji. Stęp jest krótki i mało wydajny, a galop nie zbyt szybki, ale za to bardzo wytrwały. Konie arabskie są wytrzymałe i odporne, dlatego doskonale nadają się do rajdów długodystansowych. Są łagodnego usposobienia, odważne i nie mają skłonności do narowów. Chętnie współpracują z człowiekiem i bardzo szybko się uczą. Wszystkie te cechy powodują, że araby są świetnymi końmi wierzchowymi. Obecnie bardziej popularne jako konie czempionatowe, ale dzięki organizaowaniu pokazów klas użytkowych zyskują coraz więcej zwolenników także w użytkowaniu pod siodłem. Agata Obidowicz Arabskie aktualności: Dnia 05.11.2007 na wiecznie zielone pastwiska odszedł janowski, siwy ogier arabski Etogram (El Paso x Etruria/Palas). Koń ten ma na swoim koncie tytułu Czempiona Polski, Szwecji, Norwegii i Skandynawii. Od dłuższego czasu miał kłopoty ze zdrowiem. Jako reproduktor nie był często wykorzystywany. Zostawił po sobie kilku dobrych synów oraz znaczących klaczy takich jak Eutona czy Niniwa. Str. 44 CzteryKopyta.pl Listopad 2007 W dniach 10-11 listopada 2007 r. w Weronie we Włoszech odbył się Czempionat Europy. W sobotę (10 listopada) w klasie klaczek rocznych świetnie pokazała się Espinezja Leszka Jarmuża i zdobywając notę wysokości 457 punktów (91,4) uplasowała się na drugiej pozycji. Zaraz za nią była Psyche Victoria własności Alicji i Krzysztofa Poszepczyńskich (Chrcynno Pałac). W klasie ogierków rocznych drugie miejsce zajął Altis ze stadniny Falborek Arabians. W klasie dwulatek drugie miejsce zajęła Sefora a trzecie Pinta (obie klaczki janowskiej hodowli). Na piątej pozycji uplasowała się Eksterna ze stadniny Falborek Arabians. Michałowskie trzyletnie klacze: Pistoria i Ejrene były w swojej klasie pierwsze i drugie miejsce. W klasie trzyletnich ogierków białecki Celsjusz zajął trzecią pozycję. W klasie klaczy 4 – 6 letnich janowska Etnologia była czwarta. Michałowska Estoria zdeklasowała grupę klaczy 7 – 9 letnich zajmując pierwsze miejsce w swojej klasie. Trzecie miejsce zajęła białecka Emika. W klasie klaczy 10letnich i starszych dominowały konie z Michałowa. Pierwsza była Zagrobla, drugie miejsce zajęła Palmira a piąta była Emocja. W niedzielę (11 listopada) klasę 4 – 6 letnich ogierów wygrał janowski Poganin. Drugie miejsce zajął michałowski Esparto. Michałowski Gaspar uplasował się na piątym miejscu w klasie ogierów 7 – 9 letnich. Klasę seniorów zdeklasował Grafik z SK Michałów. Czempionką Klaczy Młodszych została Pistoria, a Wiceczempionką Europy została Zagrobla. Tytuły Top Five zdobyły Pa;mira i Estoria. Wiceczempionem Ogierów Starszych został Grafik zaś w Top Five uplasowały się Poganin i Esparto. CzteryKopyta.pl Listopad 2007 Str. 45 Katy Sodeau K Katy Sodeau olejnym artystą, który zgodził się gościć w magazynie, jest brytyjska malarka Katy Sodeau. Katy uczyła się malować i szkoliła swoje umiejętności sama. Do tworzenia obrazów używa najczęściej farb akwarelowych albo pasteli olejnych. Początkowo malowała krajobrazy i zabudowania wsi wschodniej Anglii. Jeździectwo zafascynowało ją, kiedy mieszkała niedaleko Newmarket – brytyjskiego centrum wyścigów konnych. W związku z tym – tematem jej obrazów często są gonitwy. Bardzo rzadko maluje na podstawie zdjęć. Zdecydowanie bardziej woli tworzyć obrazy na podstawie wielogodzinnych obserwacji. Jako profesjonalna artystka Katy pracuje od 1995 roku, a od 1997 roku jest aktywnym członkiem Society of Equestrain Artist (stowarzyszenie zrzeszające artystów zajmujących się przedstawianiem koni). Malarka brała udział w wielu wystawach i konkursach o tematyce jeździeckiej. W 2004 roku zdobyła nagrodę „Horse&Hound” za najlepszą wystawę przedstawiającą wyścigi konne. Artystka chętnie maluje także konie i inne zwierzęta prywatnych właścicieli. www.equinepainting.co.uk Str. 46 CzteryKopyta.pl Listopad 2007 CzteryKopyta.pl Listopad 2007 Str. 47