Jesienny Rajd Wędrowników
Transkrypt
Jesienny Rajd Wędrowników
Pierwszy Jesienny Rajd Wędrowników RR 2009 (Jerawka_09) Pierwszą JeRaWkę zaplanowaliśmy w Górach Kaczawskich na trasie Bolków - Jawor w dniach 23÷25.10.2009 r. W obie strony mieliśmy jechać autobusami PKS. Rajd ten od samego początku był pełen niespodzianek. Już na zbiórce, na której omawialiśmy program zajęć na ten rok szkolny, okazało się, że słowo „rajd” jest dla naszej młodzieży niezrozumiałe. Utwierdziło to nas (kadrę) w przekonaniu, że warto dać im posmakować tego specyficznego klimatu, który panuje tylko podczas wspólnych pieszych wędrówek. Wyjazd nastąpił w piątek 23 października w dwóch turach. Do końca nie wiedzieliśmy ile osób pojedzie, gdyż tylko kilka osób potwierdziło swój wyjazd. Prognozy pogody na ten weekend były mało optymistyczne – zapowiadały ochłodzenie i opady deszczu. Pierwsza grupa z Jeremim (Kuba, Piotrek i Ania W.) wyjechała z dworca PKS we Wrocławiu o godz. 1630. Ja z Gienią, Jankiem i resztą chętnych mieliśmy wyjechać o 1745. Na dworzec przybyliśmy w trójkę około 17. Kupiliśmy bilety w kasie tylko dla siebie – nadal nie wiedzieliśmy, kto jeszcze pojedzie. Zrobiliśmy ostatnie zakupy w Biedronce (świece) i czekamy. Niebawem przybyły Magda i Karolina, później Dawid, Krzysiu oraz Ania Z. Wszyscy kupili bilety i wyszliśmy na peron w oczekiwaniu na autobus. Na przystanku zbierało się coraz więcej pasażerów. Po 1730 nadeszli jeszcze Tomek i Martin, okazało się jednak, że biletów dla nich zabrakło. Po krótkiej naradzie Gienia z Jankiem szybko przeszli na przystanek przy ul. Dawida, skąd niebawem odjeżdżał mikrobus do Bolkowa. Nasz autobus przyjechał opóźniony, ale w końcu wszyscy siedzieliśmy wygodnie i w doskonałych humorach ruszyliśmy po naszą przygodę. Jeszcze godzina przebijania się przez wrocławskie korki i już byliśmy w drodze. Jeremi dał mi znać, że dojechali wreszcie do Bolkowa i ruszają w drogę. My dojechaliśmy na miejsce z ponad godzinnym opóźnieniem (2015). Gienia z Jankiem zaczekali na nas i razem wyruszyliśmy czerwonym szlakiem do chatki „Poganka”, gdzie zamierzaliśmy nocować. Pogoda na wędrówkę była wspaniała – chłodno, ale bez deszczu i wiatru. Pomimo ciemności szło nam się bardzo dobrze. Szlak był dobrze oznakowany, jednak słabo wydeptane ścieżki w Parku Krajobrazowym Chełmy, przez który przechodziliśmy, ginęły pod opadłymi liśćmi. W nocy przy małej widoczności, nawet korzystając z latarek łatwo było zejść ze szlaku. Największy problem stanowiły wypchane i obwieszone plecaki (a wydawało się, że tylko na dwie doby). Dotarliśmy w końcu do wsi Kwietniki, a z niej szosą do Grobli. Tam na rozstaju dróg czekali na nas Kuba oraz Piotrek i już z nimi poszliśmy do niedalekiej chatki. Było po północy. W chatce czekał na nas rozpalony kominek i gorąca woda na herbatę. Kolacja przy świecach była wspaniała, okraszona pysznym ciastem (prezent od Pani Sołtysowej, która opiekuje się chatką). Dla mnie jeszcze przyjemniejszy był nocleg na poddaszu, na rozłożonych na ziemi materacach (tuż nad kominkiem). Rano wczesną pobudkę około godz. 8 zgotowali nam harcerze ze Świdnicy, którzy przybyli do tej chatki na biwak kulinarny, cokolwiek to znaczy. Po szybkim śniadaniu i pospiesznych porządkach po godz. 9 wyszliśmy na szlak. Jeszcze rozliczenie się z Panią Sołtysową za nocleg (dostaliśmy znowu ciasto na pożegnanie) i w drogę zielonym szlakiem. Pogoda nadal jest przyjemna – chłodno, ale bez deszczu i wiatru. Kuba z Piotrkiem wyprzedzają nas, zamierzają zrobić zakupy. Przechodzimy przez dwa wąwozy – rezerwaty „Nad Groblą” i „Siedmicy”. Szlak wije się przez las przechodząc przez zwalone drzewa i strumyk (Mała Nysa), który meandrami płynie przez te wąwozy. Pomimo pochmurnego dnia jesienny las jest bardzo piękny, nawet nasze zdjęcia nie oddają w pełni jego uroku. Na końcu Wąwozu Siedmicy opuszczamy zielony szlak i polną drogą najpierw na północ, a później na północny wschód dochodzimy do szlaku niebieskiego. Niebawem natykamy się na Piotrka i Kubę, którzy na skrzyżowaniu szlaków odsypiają zaległości (zdążyli zaliczyć sklep w Nowej Wsi i jeszcze znacznie nas wyprzedzić). Ponownie nas wyprzedzają (cóż to dla nich – wytrawnych piechurów), by jako pierwsi dotrzeć do „Chatki pod Lipą” i przejąć klucz do niej od pani z PTTK. My spokojnie wędrujemy dalej niebieskim szlakiem do Jeżykowa (w trakcie robimy drobny popas na zupki „chińskie”), a stamtąd późnym popołudniem docieramy do chatki. Chłopcy znowu śpią, więc tym razem sami musimy rozpalić w kominku. Udręczona całodzienną wędrówką młodzież rzuca się na prycze (na poddaszu), ale zasnąć udaje się tylko nielicznym. Pozostali przy dźwiękach gitary rozmawiają bądź też śpiewają. Ja z kolei robię drobny rekonesans. Wokół chatki rozciąga się stary sad, z którego drzew nikt nie zrywał owoców. Po dłuższym odpoczynku Kuba organizuje nocną grę terenową. I znowu spać kładziemy się po północy. Ale co tam, jutro dłuższe spanie, byle tylko nie pojawili się harcerze na biwak. Zamiast harcerzy pobudkę robi mi Jeremi, idziemy „polować” na muflony. Pogoda jest super. Na niebie nie ma chmur i właśnie wstaje oślepiające słońce. Udało nam się zrobić kilka zdjęć muflonom i wschodzącemu słońcu. Po powrocie do chatki robimy wszystkim pobudkę. Pobyt w chatce kończymy wspólnym śniadaniem i społecznością. Dziękujemy Bogu za wspaniałą pogodę i dobry czas, który mieliśmy ze sobą. Po uprzątnięciu chatki, podczas oczekiwania na panią z PTTK rozgorzała zacięta bitwa na jabłka. Zaopatrzeni na drogę w owoce ze starego sadu ruszamy w nasz ostatni etap wędrówki, do Jawora. Jest bardzo ciepło i przyjemnie – słońce przygrzewa i nie ma wiatru. Za Jeżykowem we wsi Chełmiec przed kościołem skręcamy z szosy na polną drogę (miejscami bardzo zarośniętą), którą po prawie godzinnym marszu docieramy do szosy Myślibórz-Jawor. Ostatni odcinek drogi dla mnie był najgorszy, nie lubię wędrować szosą. Krótki postój obok zamku w Jaworze, wyjadamy resztki jedzenia i znowu wędrówka. Tym razem na dworzec PKS, skąd o 16:15 wsiadamy do autobusu jadącego do Wrocławia. Tu wypadało by Was, Kochana Młodzieży zachęcić do kolejnego rajdu Wędrowników, który odbędzie się w pierwszych dniach maja. Gdzie? Tego jeszcze nie wiemy, ale wiemy na pewno, że każdy kto się na nim pojawi przeżyje niezapomnianą przygodę. Andrzej Frącz