ŻEBY WRÓCIĆ Jest to opowieść o nastolatkach, których połączyło
Transkrypt
ŻEBY WRÓCIĆ Jest to opowieść o nastolatkach, których połączyło
ŻEBY WRÓCIĆ Jest to opowieść o nastolatkach, których połączyło uczucie odrzucenia, czuli się niekochani. Może to uczucie popchnęło ich do zalogowania się na forum w Internecie, którego członkami byli nastolatkowie z podobnymi problemami. Nie wiadomo, kto wpadł na pomysł ucieczki z domu, jednak jest to teraz nieistotne, ponieważ przyjęto ten pomysł z zaciekawieniem. Oczywiście, w tym śmiałym planie udział zadeklarowali nieliczni, najbardziej zdeterminowani, najodważniejsi. To, że uciekną w Bieszczady, ustalili sami zainteresowani na prywatnych konwersacjach. Więc, dwa tygodnie przed końcem roku szkolnego, czworo nastolatków, pokonując wiele kilometrów i trudności, spotkało się na obrzeżach niewielkiej miejscowości na południu kraju. Plecaki pełne mieli jedzenia, a w portfelach uzyskane mniej lub bardziej legalnie pieniądze. Rozłożyli mapy, wyciągnęli kompasy i ruszyli w góry. Wiedzieli o sobie niewiele, lecz wystarczająco, aby wzajemnie sobie zaufać. Było popołudnie, a przed zachodem słońca chcieli znaleźć odpowiednie miejsce na rozbicie namiotu. Podążali szlakiem, jednak, kiedy nadarzyła się odpowiednia sytuacja – w pobliżu nie było żadnych ludzi, opuścili ścieżkę. Szli przez pewien czas, niewiele rozmawiając. Kiedy zapadł zmierzch, siedzieli już wokoło ogniska. Dopiero teraz, w tę księżycową noc zaczęli opowiadać bolesne historie swojego życia. Z początku niechętnie, jednak z każdym zdaniem robiło im się lżej na sercu. Pierwszy odezwał się Marek. Sam nie wiedział, kiedy zaczął opowiadać, że wysoko postawieni rodzice nie mają dla niego czasu, a kiedy z nim rozmawiają, obchodzi ich tylko to, jaki zawód wybierze w przyszłości. Jako piętnastolatek nie radzi sobie z ciężarem decyzji i presją. Druga była Ada, chyba najbardziej nieśmiała z całej czwórki, jednak z bystrym i odważnym spojrzeniem. Ofiara nadopiekuńczości. Rodzice robili za nią wszystko i wszędzie cały czas trzymali pod kloszem. Dopiero teraz udało się jej uwolnić ze swoistego aresztu domowego, chciała zaznać przecież tak niepotrzebnej i niebezpiecznej przygody. Następna była Maja, rodzice nie rozeszli się w zgodzie, nieplanowany, młodszy brat na pewno nie polepszył sprawy. Miała dosyć kłótni i płaczu. Odskocznię od tego chciała znaleźć w ucieczce. Jako czwarty opowiadał o sobie Adam, niesamowicie inteligentny, z oczu też mu dobrze patrzy. Zgubiło go to, że lubił eksperymentować, papierosy, alkohol, potem coś mocniejszego. Nie miał pieniędzy na spłatę długów, przecież najłatwiej jest uciec. Rozmowę skończyli nad ranem. Teraz czuli się o wiele lepiej, wiedzieli, że nie są na świecie sami. W tak dobrych nastrojach mija kolejnych kilka dni. Uciekinierzy zaczynają się ze sobą zaprzyjaźniać, więzy między nimi zacieśniają się, mocne przeżycia cementują ich relacje, teraz są rodziną. Jednak powoli zaczyna kończyć się jedzenie, a Ada nie czuje się najlepiej. Postanawiają przenieść się w inne miejsce. Szczęśliwie grupa trafia na pustostan, opuszczoną zagrodę. Pewnego dnia, gdy Marek wchodzi głębiej w las nazbierać gałęzi na opał, dostrzega w dolinie niewielką chatkę. Od tego dnia zaczyna obserwować budynek. Wie, że mieszka tam jeden człowiek. W godzinach popołudniowych lokator opuszcza swój przybytek na kilka godzin. Gdy uciekinierom już naprawdę brakuje prowiantu, decyduje się na kradzież. Chłopak informuje o tym swoich przyjaciół. Zaraz potem Adam prosi Marka o rozmowę na osobności. - Oszalałeś?! Chcesz, żeby nas znaleźli? - krzyczy roztrzęsiony Adam. - Chcesz głodować? - retorycznie odpowiada Marek, posyłając towarzyszowi twarde spojrzenie. Po ustaleniu, że nikt nie znajduje się w chacie, Marek schodzi w dolinę. Wchodzi do ciemnego pomieszczenia. W izbie stoi stół na nim spoczywają chleb, woda i krzyż. - Lepsze to niż nic – myśli, wychodząc z budynku. Już miał wracać w miejsce obozowiska, gdy nagle, za swoimi plecami, usłyszał chrzęst łamanej gałęzi. W odległości kilku merów stał skromnie ubrany mężczyzna właściciel przybytku. Przez ułamek sekundy obaj skrzyżowali spojrzenia. O dziwo Marek nie dostrzegł w oczach mężczyzny gniewu czy złości, raczej smutek i troskę. Chwilę później chłopak puścił się biegiem w kierunku obozowiska. Gdy znalazł się już w bezpiecznej odległości, zwolnił i zaczął zastanawiać się, czy powiedzieć przyjaciołom o całym zajściu. Czuł, że ten tajemniczy mężczyzna pojawi się jeszcze w jego życiu i odegra w nim ważną rolę. Wrócił więc do obozowiska z chlebem, wodą oraz historią na ustach. Pozostałą trójkę także zaintrygowała postać lokatora chatki w dolinie. Po posiłku wszyscy wspólnie postanowili, że razem z Markiem pójdą podejrzeć, co też dzieje się u tajemniczego mężczyzny. Poszli w wyznaczone miejsce w lesie, wygodnie rozłożyli się na mchu i poczęli patrzeć w dolinę. Nagle cztery serca poczęły bić szybciej, ponieważ z wnętrza chatki wynurzył się człowiek w zielonym garniturze. - To leśnik! - jęknęła Maja. - Nakablował na nas, nie daruję… - hardo odparł Adam. Podniósł się, otrzepał, i zakasał rękawy. - Spokojnie, ja to załatwię. I zróbcie coś z nią na miłość boską - powiedział Marek wskazując głośno dyszącą Adę. Kilka minut później chłopak zapukał do drzwi chatki, tak jak się spodziewał, otworzył skromnie ubrany mężczyzna, jednak tym razem miał roześmianą minę - Witam, chciałbym dowiedzieć się…- zaczął Marek. - Wszystko wyjaśnię wam wieczorem. Robię ognisko, przyjdźcie po zachodzie słońca, serdecznie zapraszam. Chłopak wpadł w takie osłupienie, że nie był w stanie nic powiedzieć, stał chwilę w drzwiach chaty, wpatrywał się zagadkowo w twarz mężczyzny, po czym odwrócił się i odszedł. Chwilę później był ze swoimi przyjaciółmi, którzy bombardowali go pytaniami. Jednak Marek był w stanie wydukać tylko, to że są zaproszeni na wieczór do tego człowieka w dole. Słońce chyliło się ku zachodowi, a w obozie uciekinierów rósł niepokój. Nadeszła godzina spotkania. Czworo nastolatków zbiło się w ciasną grupę i podążało za światłem ogniska. Mężczyzna wyszedł im na spotkanie. - Dobry wieczór! Tomasz jestem - rzekł, podając każdemu uciekinierowi rękę. Kiedy usiedli wkoło ogniska, znów odezwał się gospodarz. - Chciałeś wiedzieć, Marku, co robił u mnie dzisiaj ten leśnik. Otóż przyniósł mi to oto mięso - tu wskazał na dziczyznę smażącą się nad płomieniami. - Nie obawiajcie się, on powiedział, mi o waszym pobycie w lesie. Mnie i nikomu więcej - wiele mi zawdzięcza, wyciągnąłem go kiedyś z alkoholizmu. - Dlaczego nie wezwał pan naszych rodziców? - spytał Marek. - Wiem, że uciekliście z domu i że macie problemy. Pragnę was czegoś nauczyć, tu w tym lesie rozwiążę wasze problemy. - Kim pan w ogóle jest?! - krzyknął Adam. - Jestem pustelnikiem, pomagam takim zbłąkanym duszyczkom, takim jak wy - rzekł, wskazując palcem na każdego z zebranych. - Kiedyś źli ludzie zabrali mi dziecko oraz żonę, siedziałem w więźniu, wiele cierpiałem - tu twarz Tomasza wykrzywiła się w wielkim bólu. - Jednak dzięki miłości do Boga i innych ludzi podniosłem się i mogę dzisiaj wam pomóc. Chcę pokazać, że w każdym z was i waszych rodziców, jacy by nie byli, drzemie moc miłości. Za chwilę opowiecie mi swoje historie, jednak na razie jedzcie, chyba długo na to czekaliście. Nastolatkowe jedli, a w międzyczasie poczęli opowiadać bolesne historie swojego życia. Z początku niechętnie, jednak z każdym zdaniem robiło im się lżej na sercu. Po skończonej rozmowie mężczyzna zaoferował nocleg w swoim przybytku, uciekinierzy jednogłośnie się zgodzili. Nastolatkowe wstali rześcy i wypoczęci. Zastali Tomasza, gdy siedział nad nimi z książką i wydzierał strony. - To dla ciebie Adamie, Maju, Ado i Marku - podał z uśmiechem fragmenty podartych kartek. - Przemyślcie to, co tam macie napisane i przyjdźcie do mnie jutro. Wyszli z chatki i po drodze przeczytali swoje fragmenty. Maja: Przyszła Znowu przyszła do mnie samotność choć myślałem że przycichła w niebie Mówię do niej: - Co chcesz jeszcze, idiotko? A ona: - Kocham ciebie (ks. J. Twardowski) Marek: Spoza nas (wiersz z banałem w środku) nie bój się chodzenia po morzu nieudanego życia wszystkiego najlepszego dokładnej sumy niedokładnych danych miłości nie dla ciebie czekania na nikogo przytul w ten czas nieludzki swe ucho do poduszki bo to co nas spotyka przychodzi spoza nas (ks. J. Twardowski) Ada: *** Wzdychał ksiądz na parafii: O, moja wiaro biedna! Jeśli piorun nie trzaśnie, Nikt się nie przeżegna (ks. J. Twardowski) Adam: Szukasz Szukasz prawdy ale nie tajemnic liścia bez drzewa wiedzy bez zdziwienia boisz się oprzeć na tym czego nie można dotknąć zaczynasz od sukcesu wielki i zbędny nie milczysz ale pyskujesz Bogu chcesz być kochany ale sam nie umiesz kochać myślisz że sobie zawdzięczasz wyrzuty sumienia nie wiesz że dowodem na istnienie jest to że dowodu nie ma inteligentny i taki niemądry (ks. J. Twardowski) Po spokojnym przemyśleniu wierszy nastolatkowe zdziwili się trafnością wierszy. Dużo rozmawiali o swojej wierze, życiu. Po raz pierwszy od ucieczki pomyśleli o swoich bliskich, co oni czują, gdzie teraz są, jak bardzo się martwią. Następnego dnia wrócili do chatki w dolinie, a Tomasz przeczytał im jeszcze jeden wiersz: Żeby wrócić Można mieć wszystko żeby odejść czas młodość wiarę własne siły świętej pamięci dom rodzinny skrzynkę dla szpaków i sikorek miłość wiadomość nieomylną że nawet Pan Bóg niepotrzebny potem już tylko sama ufność trzeba nic nie mieć żeby wrócić (ks. J. Twardowski) - Myślę, że jesteście gotowi już na powrót, spakujcie się i nie bójcie się, pomogę wam, bowiem nie uczynek określa wykroczenie, lecz jego osąd. Wiecie, że w głębi serca kochacie swoich bliskich. I pamiętajcie, że oni was kochają, lecz nie umieją tego dobrze okazać. Wróćcie do swoich domów i uczcie kochać tak, jak was nauczyłem. A na koniec dodał: Miłość to jest to, co pozostaje, gdy zabrane zostało już wszystko. Nawet nadzieja. (A. Kamieńska) Jakub Marjankowski