Zdaniem adwokata
Transkrypt
Zdaniem adwokata
Pi´knie pisa∏ o WiÊle W∏adys∏aw Broniewski: - Nad Wis∏à si´ urodzi∏em, wszystko tu s∏ysz´, wiem, jakie ptaki sà mi∏e, znam ka˝dà cisz´, Wis∏a towarzyszy∏a poecie na obczyênie i by∏a zawsze jego natchnieniem: S∏owa g∏´binne rodzà si´ z dna rzeki zadumy, Wis∏y, a inne s∏owa - serce je zna - uniesie skrzyd∏o rybitwy. Aby je s∏oƒce zakl´∏o w wiersz, w blaski i w lot zmieni∏o, a jedno skrzyd∏o wiersza - to Êmierç, a drugie skrzyd∏o - mi∏oÊç. Wielu wybitnych Polaków urodzi∏o si´ i wychowa∏o nad Wis∏à. W pobliskiej Nieszawie w dniu 26 marca 1867 r. urodzi∏ si´ np. wybitny malarz i architekt Stanis∏aw Noakowski. To o nim pisa∏ poeta: - Ach! MyÊleç Noakowskim, o Polsce - jak d∏uga, szeroka - o renesansie polskim, o Êredniowieczu, baroku. Noakowski z pewnoÊcià czerpa∏ swe inspiracje z przepi´knych zabytków nieszawskiej architektury i niepowtarzalnego uroku wielkiej rzeki nad którà si´ wychowa∏. Tak˝e poeta W∏adys∏aw Broniewski nie myli∏ si´ piszàc o êródle swej twórczoÊci: - Pi´kna jesteÊ, rzeko Wis∏o, widz´ twe dno, sprzyjajàca moim pomys∏om, moim snom... Pi´kna jest Wis∏a, szeroko rozlana, p∏ynàca wolno z dala od wsi i miast, gdy˝ przewa˝nie wszystkie one, jakby wstydliwie odwracajà si´ od niej. Bo i koncepcji brak, a z oczyszczalniami Êcieków jeden wielki k∏opot. Bo jeÊli ju˝ nawet jakiÊ zak∏ad oczyszczalni´ takà posiada, to i tak z niej nie korzysta, bo to taniej. Konsekwencji z tego tytu∏u zwykle si´ nie egzekwuje, a wszechobecny smród i ca∏e góry Êmieci, jak widaç nikomu nie przeszkadzajà. Nie przeszkadzajà we w∏oc∏awskich „Azotach” ani w Pu∏awach, ani w Nieszawie. Od Wis∏y odsun´∏a si´ nie tylko Warszawa, gdzie pró˝no wypatrywaç nadrzecznych bulwarów, tak charakterystycznych dla innych stolic Europy. Od Wis∏y odsunà∏ si´ nawet Ciechocinek, nasze s∏ynne „T´˝niopolis”, które tak ukocha∏ urodzony w naszym mieÊcie poeta Janusz ˚ernicki. Wis∏a jest zawsze pi´kna, bez wzgl´du na por´ roku. Szeroko rozlana podczas wiosennych powodzi, pe∏na piaszczystych mielizn i ∏ach w czasie letniej suszy, i jak˝e pi´kna i groêna zimà. Kto choç raz w ˝yciu widzia∏ niesione jej nurtem ogromne, pi´trzàce si´ i p´kajàce z ∏oskotem kry na tle zachodzàcego s∏oƒca i poch∏aniajàcego je mroku - nigdy tego nie zapomni. Wis∏a, ostatnia, niepowtarzalna dzika rzeka Europy jest naszym wielkim bogactwem narodowym. Tymczasem my traktujemy jà po macoszemu. Rozpaczamy nad Rospudà, a degradujemy rzek´, która wcià˝ pokornie znosi nasze barbarzyƒstwo. Truta Êciekami niesie pos∏usznie do Ba∏tyku niekoƒczàce si´ góry Êmieci, b´dàce materialnym dowodem naszego awansu cywilizacyjnego i rosnàcego, bàdê co bàdê, dobrobytu. Nie ma co. ¸adny to cywilizacyjny awans. Nasz stosunek do królowej rzek polskich jest ogl´dnie mówiàc nieprzyjazny. Bo i kto si´ u nas przejmuje ochronà Êrodowiska? Nieliczni idealiÊci i ludzie któ- ZDRÓJ CIECHOCI¡SKI listopad 2007 rzy biorà za to pieniadze, pracujàc w ten sposób na swoje utrzymanie, ale to za ma∏o. To zdecydowanie za ma∏o. Wis∏a, ongiÊ najwa˝niejsza arteria Rzeczypospolitej jest dzisiaj rzekà martwà. Przed wojnà rybacy z Nieszawy ju˝ przed Êwitem wyp∏ywali na po∏ów certy i ∏ososia, by rankiem oferowaç swój po∏ów na targu rybnym we W∏oc∏awku. Rybacy z Nieszawy pos∏ugiwali si´ wios∏owymi krypami, a do W∏oc∏awka, p∏ynàc pod rwàcy pràd rzeki trzeba by∏o pokonaç si∏à w∏asnych mi´Êni prawie 30 kilometrów, a mimo to nad ranem byli ju˝ na miejscu. Tak by∏o przez wieki. DziÊ na WiÊle mo˝na spotkaç rybaków amatorów, w´dkujàcych z kartà lub bez, ale za to z umiarkowanym sukcesem. Bo w brudnej wodzie nic si´ nie uchowa, a budowa tamy we W∏oc∏awku spowodowa∏a nie tylko katastrof´ ekologicznà, wynik∏à z podmokni´cie i osuni´cia si´ setek tysi´cy ton piachu i gliny do zalewu w∏oc∏awskiego, ale przede wszystkim obni˝enie koryta Wis∏y poni˝ej w∏oc∏awskiego stopnia wodnego, wyp∏ycenie zalewu wiÊlanego na odcinku P∏ock-W∏oc∏awek oraz katastrof´ dla ekosystemu, a zw∏aszcza dla ryb, dla których tama w∏oc∏awska jest przeszkodà nie do przebycia. W chwili obecnej Êcierajà si´ dwie koncepcje, zmierzajàce do poprawy sytuacji. Pierwsza z nich przewiduje otwarcie zapory w∏oc∏awskiej, co jednak nie jest mo˝liwe, gdy˝ grozi sp∏yni´ciem w dó∏ rzeki, a nast´pnie do Ba∏tyku milionów ton toksycznych osadów dennych, które przez blisko 40 lat nagromadzi∏y si´ wielometrowà warstwà na dnie monstrualnego zbiornika w∏oc∏awskiego. Koncepcja ta jest wi´c nierealna, a przynajmniej bardzo trudna technologicznie. Druga przewiduje budow´ kolejnego stopnia wodnego, pomi´dzy Ciechocinkiem, a Nieszawà, a w∏aÊciwie tu˝ pod Nieszawà, w celu podniesienia obni˝o- 8 nego od W∏oc∏awka w dó∏ koryta Wis∏y. Koncepcja ta nie zyska∏a poparcia ekologów, a doÊwiadczenia ZSRR wskazujà, ˝e budowanie kolejnych zbiorników na podobnej zasadzie, to droga wprost do piek∏a, a konkretnie do niewyobra˝alnej katastrofy ekologicznej. Wystarczy tu przytoczyç przyk∏ad Jeziora Aralskiego, zwanego niegdyÊ morzem, które nagle wysch∏o. Nie inaczej sta∏o si´ z Wo∏gà, która wskutek wybudowania na niej kaskady tam - utraci∏a tyle wody, ˝e Morze Kaspijskie zacz´∏o wysychaç, a kropla wody z Wo∏gi od êróde∏ do jej ujÊcia - zamiast p∏ynàç jak przedtem - 3 miesiàce - p∏ynie obecnie 3 lata. Ma∏o tego: Budowa tam i ogromnych zbiorników wodnych o pozbawionym izolacji dnie - spowodowa∏a masowà ucieczk´ wody, podtapianie nawet od∏eg∏ych od rzeki gruntów oraz ogromne ich zasolenie. Jest to wynikiem przemieszczania si´ si´ podziemnymi ciekami, poza naturalnym korytem rzeki spi´trzonej sztucznie wody na odleg∏oÊç dziesiàtków i wi´cej kilometrów. Woda ta wyp∏ukuje znajdujàcà si´ pod powierzchnià gruntów sól na zewnàtrz, co powoduje katastrofalne skutki dla rolnictwa. Majàc na uwadze wynik swoich eksperymentów, a zw∏aszcza zasolenie gruntów i wysychanie spi´trzonych bez wyobraêni rzek - w∏adcy b. ZSRR próbowali ratowaç swe pomys∏y odwróceniem biegu rzek syberyjskich, by nape∏niç nimi wysychajàce jeziora Azji Ârodkowej i Morze Kaspijskie. Na szcz´Êcie jednak zamiarów swych nie zdo∏ali zrealizowaç. Skutki odwrócenia rzek doprowadzi∏yby bowiem do zlodowacenia pó∏kuli pó∏nocnej, co dla klimatu ziemi by∏yby katastofà porównywalnà z globalnà wojnà atomowà. Argumentem majàcym przemawiaç za budowà tamy pod Nieszawà sà rozpuszczane pog∏oski, ˝e rzekomo tamie w∏oc∏awskiej grozi podmycie, co spowoduje zalanie W∏oc∏awka, Ciechocinka i Torunia. Jest to jednak nieprawda. Ka˝dy, kto wie jak si´ buduje tamy wie dobrze, ˝e fundament tamy przypomina sto˝ek, a to co wystaje na powierzchni´, to korona tamy. Podmycie tamy jest wi´c niemo˝liwe. Mo˝liwe jest natomiast uszkodzenie korony tamy. Np w czasie wojny alianci bombardujàc miasta i niemieckie zak∏ady przemys∏owe, z wielkim upodobaniem u˝ywali tzw. bomb skaczàcych, zrzucanych 9 poza strefà obrony przeciwlotniczej. W ten sposób zniszczyli korony wielu tam i zapór wodnych, powodujàc rozleg∏e podtopienia. Ka˝dorazowo jednak by∏y to zniszczenia korony tamy, ∏atwo nadajàce si´ do naprawy, a nie zniszczenie jej jej fundamentów, które mog∏aby co najwy˝ej zniszczyç bomba atomowa. Stoimy wobec dylematu: Czy najpierw oczyÊcimy Wis∏´, a przy okazji uratujemy w∏asne zdrowie i Ba∏tyk, czy te˝ z braku mocy przerobowych wybudujemy sobie na niej kolejny zbiornik wodny, który, podobnie jak zbiornik w∏oc∏awski b´dzie generowa∏ miliony ton toksycznych odpadów. Wynika to stàd, ˝e woda w zbiornikach nie p∏ynie wartko, wskutek czego jej zdolnoÊci samoczyszczajàce si´ sà znacznie ograniczone. By uplastyczniç ten dylemat pos∏u˝´ si´ anegdotkà z czasów ZSRR, gdy to w ko∏chozie, wobec braku budulca postanowiono: - najpierw zbudowaç komunizm, a dopiero potem stodo∏´. Nam, jak narazie, brudna woda nie przeszkadza, a przecie˝ wod´ z Wis∏y czerpie do picia nawet Warszawa, wod´ z Wis∏y pijà ludzie i zwierz´ta hodowlane. Trujemy si´ na pot´g´, ale jakoÊ nie przejmujemy si´ tym. Przyjdzie jednak czas rozliczeƒ i obawiam si´, ˝e odpowiedzialnoÊç za istniejàcy stan rzeczy nie poniesie skorumpowany urz´dnik, przymykajàcy oko na nadrzeczne dzikie wysypiska Êmieci lub odprowadzane do Wis∏y Êcieki. Za istniejàcy stan rzeczy odpowiemy my wszyscy, a ju˝ z pewnoÊcià nasze dzieci i wnuki. ˚eby poprzestaç na wisielczym humorze demoludów pos∏u˝´ si´ jeszcze jednà anegdotkà z tamtych czasów, tym razem czeskà, którà mo˝e przytoczyç nasz ka˝dy wspó∏czesny, ufny w to, ˝e za swego ˝ycia nie doczeka jeszcze katastrofy ekologicznej: - a ja se ne boim, ja mam raka. Anegdotka jak anegdotka, i s∏aba w niej pociecha, bo wszystko to jest przeraêliwie smutne. Dla optymizmu warto wi´c przytoczyç raz jeszcze s∏owa naszego wielkiego poety W∏adys∏awa Broniewskiego: - Rzeko pi´kna, rzeko polska, rzeko mojego ˝ycia - dokàd p∏yniemy? JeÊli u twoich ujÊç jest moja radoÊç ostatnia, zabierz mnie pi´kna polska rzeko, Wis∏o. Dawid Binemann-Zdanowicz ZDRÓJ CIECHOCI¡SKI listopad 2007