9.Tadeusz Leżak
Transkrypt
9.Tadeusz Leżak
Tadeusz Leżak Już starożytni rzymianie mawiali Tempus irreparabile fugit - Czas ucieka bezpowrotnie, a wraz z nim pamięć. Ona niczym eter, zapach olejku eterycznego jest najbardziej ulotna. Pamiętajmy, że kiełkowanie idei tworzenia obecnej Izby Diagnostów Laboratoryjnych zaczęło się ponad 20 lat temu. Moje wspomnienia nie mogą opierać się na udokumentowanych faktach - których mi brak, pozostaje mi wskrzesić i odnaleźć odczucia tkwiące z tego okresu, które to wryły się w moją ułomną pamięć. Gdzieś czytałem: "nie jesteś dobry w pisaniu, po prostu siadaj i pisz, co ci przyjdzie do głowy najlepiej historię swojej miłości, jak cię ściskało w dołku na widok swojej ukochanej - wtedy pisanie wspomnień nie będzie takie trudne”. Niestety, dla mnie nie jest ono łatwe. Temat wspomnień nawet dziś, indukuje napięcie związane z ówczesnym stresem powodowanym przez stany niepewności, braku stabilizacji, a przede wszystkim nieuznawania podmiotowości i poszanowania uprawianego przez nas zawodu - zwanego dziś zawodem diagnosty laboratoryjnego. Na początku lat siedemdziesiątych tak zwanymi fachowymi pracownikami medycznego laboratorium były osoby z różnym doświadczeniem i przygotowaniem laboratoryjnym. Najczęściej byli to absolwenci: biologii, mikrobiologii, biochemii, farmacji i lekarze medycyny, których było najmniej (ok. 5 -10 %). Najlepiej pod względem analitycznym przygotowani byli do pracy lekarze ze specjalizacją analityki medycznej, których w województwie opolskim było kilkunastu, farmaceuci ze specjalnością analityki, mikrobiolodzy i biolodzy - wcześniej kończący szkołę laborantów medycznych oraz biochemicy. Bywało, że dyrektor placówki służby zdrowia obowiązki kierownika laboratorium formalnie powierzał lekarzowi - najlepiej jeśli to był internista. Wraz z upływem lat, postępem nauki i wiedzy przyrodniczo-medycznej, przy uczelniach medycznych powstawały samodzielne kierunki kształcące analityków medycznych, najlepiej teoretycznie i praktycznie przygotowanych do pracy w medycznym laboratorium. Z tymi nowymi absolwentami, starsi pracownicy z większym doświadczeniem zawodowym, dość szybko skonsolidowali się tworząc liczebnie coraz bardziej jakościowo jednorodną grupę pracowniczą. Tak zrodził się nasz solidaryzm zawodowy. Lekarze zrzeszeni w wielu Towarzystwach Lekarskich, reprezentowali się w różnych gremiach. Nasz głos, pracowników laboratoriów medycznych nie był słuchany i słyszalny z powodu naszej nieobecności w różnych decyzyjnych gremiach. Wtedy to o nas , za nas, bez nas decydowali ludzie, którzy w wielu przypadkach traktowali nas przedmiotowo. Zrodziło to nasz sprzeciw temu stanowi rzeczy. Istotnym aktywatorem naszych działań stały się: przewrót polityczny w 1989/1990 r. i szybka demokratyzacja w naszym państwie. Ludzie rozpoczęli zrzeszać się na różnych płaszczyznach życia publicznego, obywatelskiego i zawodowego. Dla pracowników laboratoriów medycznych z województwa opolskiego, ośrodkiem integrującym, stał się Zakład Analityki przy Akademii Medycznej we Wrocławiu, na czele z dr Henrykiem Owczarkiem. Na wiosnę 1991 r. otrzymaliśmy zaproszenie do uczestnictwa w zebraniu inicjującym powstanie grupy roboczej, której celem było opracowanie statutu i zorganizowanie się w przyszłości w jeden przedstawicielski organ, reprezentujący wszystkich pracowników laboratoriów medycznych w Polsce. Z naszego województwa udział wzięli : lek.med. R. Komorowska, mgr T. Hołyńska, mgr W. Janik i dr T.A. Leżak. Oprócz nas obecni byli przedstawiciele z innych województw. W tamtym czasie tworzenie się i organizowanie czegoś nowego nie było proste, łatwe i przyjemne. Część koleżanek i kolegów wątpiła w końcowy sukces, drudzy powoli wycofywali się- widząc i odczuwając negatywny stosunek lekarzy do naszej idei. Powoli lecz systematycznie, częściej nieoficjalnie - na koleżeńskich spotkaniach coraz więcej naszych ambitnych pracowników przekonywało się do założenia naszego zawodowego samorządu. Bywało, że podczas zebrań szkoleniowych np. u mikrobiologów w Wojewódzkiej Stacji Sanepid w Opolu, wykładowca-lekarz słysząc dla jakiej sprawy przekonuję słuchaczy – przerywał moją "mowę" i wypraszał mnie z sali. Ale ziarna zostały rzucone i czekały na dogodne warunki do rozwoju. Bardzo szybko i łatwo uzyskano zgodę i przychylność władz opolskiego oddziału PTDL, że przed wykładem szkoleniowym na bieżąco będzie można informować na jakim etapie in statu nascendi przebiegają prace nad statutem, rejestracją, regulaminami i przeprowadzeniem pierwszych wyborów delegatów na I Krajowy Zjazd Diagnostów Laboratoryjnych. Prace nad statutem i innymi dokumentami, realizowano własnym sumptem najczęściej w dni wolne od pracy na terenie Wrocławia czy też w wynajmowanych pokojach lub salach w ośrodkach turystyczno-wczasowych w byłym województwie jeleniogórskim. Ogromną pomoc w opracowywaniu prawno-legislacyjnym, bezinteresownie udzielali nam prawnicy z wrocławskiego uniwersytetu, zaprzyjaźnieni z dr Henrykiem Owczarkiem. Oczywiście odbywały się też spotkania w innych miastach jak na przykład w Poznaniu, Warszawie, w których również uczestniczyłem. Fundusze na działalność otrzymywaliśmy od diagnostów w formie "ofiary co łaska" do tzw. kapelusza. Używaliśmy własnych samochodów, będących do dyspozycji członków grupy roboczej. Pierwszy wybór delegatów z Opolszczyzny odbył się w sali Związków Zawodowych w Opolu. Pomocną dłoń w jego przeprowadzeniu podał nam wrocławski Oddział PTDL na czele z mgr Ewą Małolepszy, która przewodniczyła wyborom. Delegatami zostali wybrani dr T.A. Leżak oraz mgr K. Burdynowski. W trakcie powstawania naszego samorządu, nie omijały nas też okresy przejściowego zwątpienia. Szukaliśmy wsparcia w jak najszerszym kręgu polityków. Pomimo osobistych, prywatnych wizyt w biurach poselskich oraz z powodu braku odpowiedniego lobbingu w sejmie (większość członków komisji zdrowia stanowili lekarze), w dniu 06.01.1995 r. przy I-szym czytaniu Ustawy o Diagnostyce Laboratoryjnej, głosami posłów ją odrzucono. Osobiście przeżywałem i przełknąłem doznaną gorycz, wypływającą z tej przykrej dla nas decyzji sejmu, gdyż wtedy byłem obecny na sali sejmowej jako członek naszej sejmowej delegacji. Jednak się nie załamaliśmy, wręcz od razu, już w restauracji sejmowej razem z Czesławem Głowniakiem zaczęliśmy szukać poparcia dla naszej sprawy u obecnych przy naszym stoliku: posła Jacka Kuronia(miał przy sobie swój słynny termos) i dziennikarza telewizyjnego Grzegorza Miecugowa. Do dziś zachowałem jako pamiątkę z tego nieszczęsnego dnia, kartę wstępu i jednorazową przepustkę wydane przez Kancelarię Sejmu, których kserokopie przesyłam.