Za pomocą robota, wędrując po zatopionym statku od komnaty do

Transkrypt

Za pomocą robota, wędrując po zatopionym statku od komnaty do
Miesięcznik
listopad 2012 r. nr 11(12)
Za pomocą robota, wędrując po zatopionym statku od komnaty do komnaty,
odkrywca i filmowiec sprawdza trafność swojej scenografii.
Zdalnie sterowany robot Gilligan wysunął się ze swojego doku na dziobie podwodnego pojazdu Mir1 i zniknął
w przepastnym żelaznym wnętrzu. Pojazd zaparkowaliśmy
na górnym pokładzie najsłynniejszego wraku w historii,
w nieprzeniknionych ciemnościach i pod ciśnieniem 3,5tys.
ton/m2. Jedno i drugie zawdzięczaliśmy kilometrom wodynad naszymi głowami.
Siedząc bezpiecznie we wnętrzu Mira, operuję silnikami sterowanymi za pomocą dżojstika. Urządzenie spenetrowało już pokład F, rozwijając za sobą cienki światłowód niczym Tezeusz nić Ariadny w labiryncie. Maleńki robot znajdował się siedem pokładów pode mną, a mimo to miałem
wrażenie, że moja świadomość zagnieździła się w jego wnętrzu, że jego kamery są moimi oczyma bacznie obserwującymi korytarze statku. Niebezpieczeństwa czyhające na niego
czyhały na mnie; moje serce biło jak szalone. Za zakrętem
omal nie przygwoździł mnie upadający sopel pordzewiałego
żelastwa, stalaktytopodobne dzieło bakterii powoli niszczących stal.
Minąłem wejście i nagle moje światła odbiły się niezliczonymi błyskami od ściany pokrytej połyskliwymi niebieskimi i zielonymi kaflami. Tekowe szezlongi leżały na podłodze
poprzewracane, ale w niewiarygodnie dobrym stanie.
Nad nimi widniała pozłacana kopuła ozdobiona arabeskami.
– Przekaż im, że jesteśmy w łaźni tureckiej – powiedziałem
do Mike’a Arbuthnota, archeologa, który siedział obok mnie.
Włączył mikrofon i wysłał wiadomość na powierzchnię.
Archeologiczne poszukiwania we wnętrzu statku rozpoczęliśmy w roku 1995, gdy zacząłem filmować wrak
w ramach przygotowań do filmu Titanic. Wtedy rozporządzaliśmy jedynie nieporęcznym zdalnie sterowanym pojazdem
Snoop Dog, który był niewiele więcej niż rekwizytem filmowym. Mimo to zdołał dotrzeć główną klatką schodową statku
do pokładu D. W jego światłach dostrzegliśmy, że bogato
zdobione boazerie w dużej mierze pozostały nietknięte. Snoop osiągnął koniec uwięzi i nie mógł zagłębić się dalej, ja
natomiast nie umiałem przestać się zastanawiać, co się kryje
w mroku, poza zasięgiem jego reflektorów. Po wejściu filmu
na ekrany zleciłem konstrukcję dwóch zrobotyzowanych pojazdów podwodnych, które miały nam umożliwić prawdziwą
eksplorację wnętrz wraku.
W roku 2001 i ponownie w 2005 zanurzyłem się
kilkakrotnie do wraku Titanica i wpuściłem roboty głęboko
do środka. W rezultacie zdołaliśmy sfotografować i opisać
około 65 proc. zachowanych wnętrz, w tym kabiny pierwszej
klasy, hall recepcyjny pierwszej klasy i sale restauracyjne,
kabiny i pomieszczenia wspólne klasy trzeciej.
Zanurzałem się do wraku 33 razy i za każdym razem
przebywałem tam średnio 14 godz., więc spędziłem
na statku więcej czasu niż sam kapitan Smith. Najżywsze
wspomnienia zachowałem ze spacerów z duchami po labiryncie korytarzy i schodów Titanica za pomocą zdalnie stero-
wanego robota – mojego własnego awatara. Monumentalna
ruina tkwi w upiornym bezczasie, ni to na tym, ni na tamtym
świecie. Olbrzymie stalaktyty rdzy przeobraziły elegancję
pierwszej dekady ubiegłego stulecia w fantasmagoryczną
grotę, surrealistyczne zaświaty, w których rządzi logika
koszmaru.
Eksplorując to miejsce, wciąż miałem niepokojące
poczucie déja-vu. Zdawało mi się ,że kiedyś tu byłem.
Na planie filmowym przez wiele tygodni przebywałem przecież na tym statku, w jego bardzo wiernie odtworzonych
wnętrzach, więc teraz, jeszcze zanim skręciłem za węgieł,
już wiedziałem, co tam zobaczę. Całkiem jakbym był u siebie
w domu.
James Cameron♣
Wrak najsłynniejszego statku w dziejach- Titanica
W tej rubryce znów wytypowaliśmy naszym zdaniem najlepsze i najciekawsze zdjęcia, zrobione w tym miesiącu !
M arek
Krak ♣
Fot. Tommy Heinrich/NGS
przedstawiająca odważnych himalaistów wchodzących na niebezpieczne K2.
Fot. Brian Skerry przedstawiająca żółwia skórzastego (najgłębiej
nurkującego żółwia).
Wszystkie artykuły, żarty,
rysunki oraz zdjęcia w moim miesięczniku pochodzą
z;
-National Geographic
-NG Traveler
-walesa.tv
Świat i my
Indyjskie hulmany mogą być święte, pomocne, a nawet
uprzykrzone.
W Indiach zwrot „małpie figle” nabiera nowego znaczenia.
W New Delhi tresuje się hulmany,
niewielkie małpy zwane też hanumanami, ucząc je odstraszania
agresywnych rezusów oraz innych dzikich zwierząt, które czasem trafiają do miejsc publicznych
i wyrządzają szkody. Jednak małpy te są cenione nie nie tylko jako
ochroniarze. Hindusi czczą je jako
symbol Hanumana, bóstwa, którego małpia armia pomogła ocalić
Sitę, żonę boga Ramy, przed
pewnym demonem. Tak przedstawia to starożytny sanskrycki epos.
Czarne twarze i końcówki
łap hulmanów przywodzą na myśl
oparzenia, których doznał Hanuman. Tryb życia tych naczelnych
odzwierciedla ów stan łaski. Pustynia Thar, gdzie mieszkają, jest
gorąca i sucha, z temperaturami
dochodzącymi do 50°C. Małpki
mierzące około 60 cm i ważące
11–18kg są, prócz ludzi, jedynymi
naczelnymi radzącymi sobie
w tym środowisku. W mieście
Dźodhpur na skraju Tharu
ok.2100 dzikich małp regularnie
nawiedza ludzkie siedziby.
Miejscowi hinduiści dzielą
się z nimi smakołykami podczas
pikników w parkach i urządzają
w kaplicach bufety dla małp. Niektórzy pozwalają świętym stwo-
rzeniom zbierać plony w swych
ogrodach.
To miła odmiana po życiu
na pustyni, gdzie trzeba się porządnie natrudzić, by znaleźć jakieś rośliny (czasem też owada)
do zjedzenia. Ponieważ większość hulmanów żyje na drzewach, w tych okolicach często
drepczą po krawędziach urwisk
lub przysiadają na dachach domów.
Jennifer S.Holland♣
Zabawy Małych Hulmanów
str.
2
Jesper Olsen spadł z sań, gdy było ciemno. Ciemno i zimno. Na północy Grenlandii
przez trzy zimowe miesiące panują ciemności. Średnia temperatura wynosi wtedy minus 31
stopni Celsjusza , w dodatku wieje porywisty wiatr.
Ale to nie pogoda zaskoczyła Jespera. Był przygotowany na rozmaite okoliczności: krnąbrne psy, przeładowane
sanie, nierówny teren, defekty wyposażenia. Na upadek też
był przygotowany. Nie przewidział jedynie, że gdy będzie się
turlał w dół skalistego zbocza prawe udo wbije
mu się nóż ,który nosił przyczepiony do pasa.
Rasmus Jorgensen – jego partner – nie zauważył wypadku. Jechał przed Jesperem, wypatrując drogi w snopie
światła, którym latarka czołowa przecinała czarne, monotonne wzniesienia i rozmytą linię brzegową. W momencie utraty
równowagi Jesper znajdował się za ciężkimi saniami i 13
psami – za pomocą linek szyjnych kontrolował zjazd kenelu.
Chwilę potem leżał już na skutej lodem ziemi, a spod rozciętych spodni sączyła się krew. Stało się to 800 km za kołem
podbiegunowym północnym – w jednym z najbardziej odosobnionych i najmniej przyjaznych człowiekowi miejsc
na ziemi.
Myśl o wyprawie na Grenlandię – duński protektorat
od 1721 r. – po raz pierwszy przyszła Jesperowi do głowy
sześć lat wcześniej, gdy jako 23-letni sierżant piechoty dowodził żołnierzami służącymi w trzech pałacach Królowej
Danii. Elementami ich munduru galowego były ogromna futrzana czapka i bluza z ozdobnymi mosiężnymi guzikami.
Jesper chciał od życia czegoś więcej. Błękitnooki
blondyn o atletycznej sylwetce nie czuł się dobrze, paradując
w osobliwym uniformie. Marzył o męskiej przygodzie, bo lubił
się sprawdzać. Dopiero w 2008 r. – gdy odszedł z wojska
i wstąpił w szeregi kopenhaskiej policji – zebrał się na odwagę i zgłosił do elitarnej jednostki specjalnej słynącej z morderczych warunków służby, testującej granice psychicznych
i fizycznych możliwości człowieka. Postanowił wstąpić
do jednostki Syriusz (Sladepatru-ljen Sirius).
Od ponad 60 lat członkowie Syriusza patrolują północno-wschodnie wybrzeże Grenlandii – 14 tys. kilometrów. 12
ludzi przemierza wzdłuż i wszerz cały ten obszar oraz poszarpaną linię brzegową (w cyklu pięcioletnim), dając świadectwo duńskiego panowania zgodnie z międzynarodowymi
traktatami. Syriusz to jedyna na świecie jednostka prowadząca służbę patrolową na psich zaprzęgach. W zakresie obowiązków pracujących w niej ludzi jest pokonanie ponad 8
000 km wraz z partnerem i zespołem psów w ciągu 26 miesięcy. Wiąże się to z wysokim ryzykiem urazów, głodu i wyczerpania oraz niebezpieczeństwem spotkania z niedźwiedziami polarnymi. Kandydat musi zapomnieć o rodzinie, życiu towarzyskim i randkach. W miejscu jego pracy nie znajdzie nawet drzew. Jesper pomyślnie przeszedł szereg testów psychologicznych i fizycznych stanowiących główne
sito eliminacyjne. Co roku do służby trafia jedynie sześć
osób, które zastępują poprzednich strażników. Kobiety mogą
startować, ale jeszcze żadna nie próbowała sił w tej rywalizacji. Kandydat musi mieć najwyżej 30 lat.
A wracając do zranionego uda Jespera, który szczęśliwie wrócił do bazy, Czekając na kolację, bohater naszej
Świat i my
historii wreszcie obejrzał swoją ranę. Dopiero po zdjęciu
spodni zobaczył, co się stało. Krew nadal pomału sączyła się
z uda. Teraz wiedział już, że upadł na nóż.
Nie zrobiło to na nim jednak jakiegoś specjalnie wielkiego wrażenia. W końcu należy przecież do znanej na całym świecie, osławionej i elitarnej jednostki specjalnej
Syriusz.
Michael Finkel ♣
Psi zaprzęg
str.
3
W tym miesiącu
znajdziecie tu kolejną porcję
żartów z całego globu !
Marek Krak ♣
Przez niespełna 20 lado- tarła z pomocą- do ponad 40
krajow. Czasem się bała, mogła zginąć. Ma jednak zasadę: nigdy
się nad sobą nie roztkliwia. – Mam stalowy kręgosłup, usztywniony tak, że nawet nie mogę się zgarbić – żartuje Janka Ochojska, laureatka Grand Prix konkursu Travelery 2011.
„ Izraelici o Izraelitach”
Dwóch Żydow siedzi
na plaży w Tel Awiwie. Jeden czyta wartościową, rzetelną gazetę,
drugi antysemickiego szmatławca.
– Po co czytasz coś takiego? –
pyta pierwszy.
Drugi wzdycha: – Kiedyś czytałem
takie gazety jak ty, ale nie wytrzymałem. Rakiety z Gazy, Hezbollah,
który jest coraz silniejszy, irański
program nuklearny, kryzys ekonomiczny... A tu? – wskazuje na antysemickie pismo: – Tu dowiaduję
się, że istnieje żydowska globalna
konspiracja. I że kontrolujemy cały świat.”
„Belgijski żart o owczarku”
Owczarek przychodzi na pocztę
i nadaje telegram o treści: „hau,
hau, hau, hau, hau, hau, hau, hau,
hau”.
Urzędnik przeczytał to i zasugerował:
-Jest tu tylko dziewięć słów można by dodać jeszcze jedno „hau”.
Na co pies odpowiada:
– Ale ta wiadomość będzie wtedy
bez sensu.
Świat i my
Wracali z Sarajewa, kiedy ich
konwój został ostrzelany. Stoczyli się
do 70-metrowej przepaści. – Szkoda,
że to już koniec – pomyślała, spadając. Ale w tym samym momencie
otworzyła się pokrywa od silnika, zahaczyła o kamień i wóz zaklinował się
na 15. metrze. W efekcie skończyło
się na guzach i siniakach. Absolutny
cud. – Widocznie Pan Bóg jeszcze
mnie do czegoś potrzebuje – stwierdziła wtedy. Niecałe dwa miesiące
później w tym samym miejscu spadło
dziewięciu Francuzów w opancerzonym aucie. Wszyscy zginęli. Wtedy
jeszcze uczestniczyła w konwojach
stworzonej przez siebie w 1994 r. Polskiej Akcji Humanitarnej, której szefuje do dziś.
PAH nie zajmuje się już organizowaniem konwojów, ale nadal pomaga najbardziej potrzebującym, nieraz
w odległych rejonach świata. Dla organizacji teraz najważniejszy jest Sudan Południowy wyniszczony najdłuższą wojną współczesnej Afryki, w której zginęło 1,5 mln cywilów. – W Sudanie Południowym ma się wrażenie,
że przed chwilą Pan Bóg tam powiedział: „Czyńcie sobie ziemię poddaną”
– mówi po powrocie z tego kraju.
I dodaje, że właśnie tam po raz pierwszy zobaczyła, co znaczy „NIC”. Sudańczycy żyją z tego, co dają
im zwierzęta i ziemia. Posługują się
prymitywnymi narzędziami zrobionymi
z drewna, kawałków kości i łupin owoców. W Bor, drugim co do wielkości
mieście w państwie, stoi zaledwie kilkanaście murowanych budynków.
Reszta to domy z blachy albo tukule –
tradycyjne chaty ulepione z ziemi
i trawy.
Większość ludności wegetuje
w skrajnie trudnych warunkach, bez
dostępu do edukacji, służby zdrowia
i – co najgorsze – także do wody.
Czerpie się ja tam przeważnie z okresowych rzek i dołów wypełnionych
deszczówka. Jest brudna, w kolorze
ścierki. Trzeba po nią iść godzinę
lub półtorej w 40-stopniowym upale.
Picie jej przez małe dzieci kończy się
często śmiercią. Studnie mogą uratować im życie. Te zbudowane przez
fundacje Janinę Ochojska ocaliły już
kilkadziesiąt tysięcy osób.
Bart Pogoda♣
Janina Ochojska odbierająca
nagrodę im. Lecha Wałęsy
str.
4
Każdy kto kiedykolwiek był na wakacjach wie jak ważna jest umiejętność władania obcym językiem
tylko jak się nauczyć tych wszystkich zwrotów, słówek? Dzięki wydawnictwu Edgard jest to proste !
Angielski dla średnio zaawansowanych
Angielski dla średnio zaawansowanych” to innowacyjny kurs, który uczy języka angielskiego
we wszystkich jego aspektach
– zawiera teksty do czytania, nagrania oraz bogaty zestaw ćwiczeń służący utrwalaniu gramatyki
oraz słownictwa. Jest przeznaczony dla tych osób, które opanowały
podstawy języka i chcą zacząć
stosować je w praktyce. Książka
w przyjemny i aktywny sposób
pozwala słownictwo i gramatykę
na poziomach B1 i B2.
Chcesz szybko
opanować Język
obcy? Jeśli tak
ta książka jest
właśnie dla ciebie Poznaj 500
skutecznych
sposobów
na szybką naukę
w bardzo krótkim czasie !!!!
Świat i my
Jest słoneczny wrześniowy poranek. Młody mężczyzna przylega
do ściany Półkopuły (Half Dome). Ta granitowa formacja skalna z 650metrową, pionową, gładką ścianą wznosi się w sercu doliny Yosemite.
Wspinacz jest sam, a tkwi tak wysoko nad ziemią że mogą go tylko
dostrzec orły….
Jest słoneczny wrześniowy poranek. Młody mężczyzna przylega
do ściany Półkopuły (Half Dome).
Ta granitowa formacja skalna z 650metrową, pionową, gładką ścianą wznosi się w sercu doliny Yosemite. Wspinacz jest sam, a tkwi tak wysoko
nad ziemią, że dostrzec go mogą chyba
tylko orły.
Człowiek wiszący na czubkach
palców na występie nie szerszym
niż grubość monety i wspierający się
butami o zmarszczki pionowej ściany to
Alex Honnold. Słuchając z iPoda rapowania Eminema, próbuje dokonać czegoś, co nie udało się jeszcze nikomu:
wejść na Półkopułę drogą Regular Northwest Face bez asekuracji. Przez dwie
godziny i trzy kwadranse wspinał się jak
uskrzydlony – bezbłędnie, precyzyjnie.
Mimo ekstremalnego wysiłku, przechodząc setki razy z jednego chwytu
na drugi i ze stopnia na stopień,
nie zawahał się ani razu. Wspinając się
„na żywca” (czyli w pojedynkę bez asekuracji), ma się do dyspozycji wyłącznie
torebkę z magnezją i profesjonalne obuwie. Żadnych lin, haków. Wspinacza do
ściany przytwierdzają jedynie jego wiara
i zdolności. Dlatego zwątpienie bywa
zabójcze. Jeśli czubki palców Honnolda
nie wytrzymają – albo jeśli tylko zwątpi –
spadnie i zabije się. Gdy do szczytu
pozostaje mu już mniej niż 30 m, psychiczne zmęczenie i widok gładkiej jak
szkło skalnej płaszczyzny nagle paraliżują doświadczonego śmiałka.
Honnold nagle zamiera
w całkowitym bezruchu. – To mi
nie utrzyma stopy – mówi do siebie,
patrząc na wyślizgany występ w skalnej
płaszczyźnie.
–Jezu, co za kanał.
Przywarty do granitu wspinacz
zastanawia się, czeka. Starannie wciera
magnezję w jedną dłoń, potem w drugą.
Uważnie poprawia stopy na niewidocznych stopniach. Nagle raptownie rusza
w górę. Wciera podeszwę w śliskie wybrzuszenie skały – trzyma się! Przekłada rękę do następnego chwytu, wczepiając palce w drobny kamienny fałd.
Po paru minutach jest na szczycie.
– Ogarnąłem się, bo nie miałem wyjścia
– opowiada mi później ze sztubackim
chichotem.
–Przeniosłem ciężar na stopę, ufając,
że ten beznadziejny stopień utrzyma,
iwydostałem się z tego małego więzienia, w którym tkwiłem w ciszy przez całe
pięć minut. Wieść o tym, że przełoił Półkopułę na żywca w dwie godziny i pięćdziesiąt minut, rozeszła się po świecie
lotem błyskawicy. Wspinaczkowy światek huczy, na blogach gorąco. Tej ciepłej jesieni 2008 r. nawiedzony 23-latek
spod Sacramento ustanawia nowy rekord świata.
Takich jak on jest wielu. Przybywają do Yosemite niczym, do Mekki.
Zjawiają się tam, by się sprawdzić
obliczu gołej skały. Wiedzą, że te ściany
to coś więcej niż góry: to wielkie lustra,
w których odbija się wnętrze każdego
wspinacza.
Mark Jenkins ♣
str.
5