syndrom zachodniego inwestora, czyli sto na godzinę traktorem
Transkrypt
syndrom zachodniego inwestora, czyli sto na godzinę traktorem
Paweł Kapuściński SYNDROM ZACHODNIEGO INWESTORA, CZYLI STO NA GODZINĘ TRAKTOREM Wejście zagranicznego kapitału do dobrze zorganizowanych przedsięwzięć wydawniczych z reguły przynosi pozytywne skutki. Powiększa możliwości działania, wzmacnia konkurencyjność, wzbogaca twórczy potencjał, umożliwia realizację dobrych pomysłów. Kiedy jednak zagraniczny inwestor przejmuje pismo lub wydawnictwo podupadłe, którego działanie zupełnie mija się z potrzebami rynku, a kadra o postpeerelowskiej mentalności kurczowo trzyma się starych rozwiązań, wówczas taka firma popada w przypadłość, którą można by nazwać Syndromem Zachodniego Inwestora czyli SZI. Skostniała struktura broni się przed rzeczywistymi zmianami, jest absolutnie „odporna" na nowe idee. Akceptowane przez stare kierownictwo zmiany mają charakter powierzchowny lub pozorny. Np. ,,Dział Handlowy", zostaje szumnie przemianowany na „Dział Marketingu i Promocji" przy zachowaniu dotychczasowych funkcji i podrzędnej roli w firmie. Ten quasi-marketing ma więc nadal za jedyne zadanie sprzedawanie gotowego produktu, jest natomiast całkowicie pozbawiony wpływu na jego prorynkowe przekształcenie. W firmie dotkniętej SZI pierwszym objawem tego schorzenia jest karuzela personalna. Reakcje przełożony-podwładny zachowują dawny niepartnerski charakter, a kierownictwo „namaszczone" kontaktem z nowym właścicielem uważa się za jedynego „kapłana" tajemnej wiedzy na temat przekształceń organizacyjnych w firmie i zmian w redagowaniu tytułu (czy kilku tytułów). Poza tym wejście zachodniego inwestora odbierane bywa przez kierownictwo firmy dotknięte SZI jako zielone światło dla polityki personalnej sprzecznej z przyzwoitością, dobrymi obyczajami, a często także z prawem. Absolwenci wieczorowych kursów marksizmu-leninizmu wyobrażają sobie bowiem funkcjonowanie kapitalizmu w sferze zatrudnienia jako wolnoamerykankę bez żadnych reguł. Pracownicy stają się kozłem ofiarnym niekompetencji szefów. SZI wywołuje jednak przede wszystkim eksplozję kosztów i pogłębienie nierównowagi finansowej. Przejęcie firmy przez zachodniego inwestora wzbudza chaotyczną aktywność kierownictwa. Firma z tą przypadłością przypomina stary zdezelowany traktor, do którego zatankowano superpaliwo pozwalające mu pędzić z szybkością 100 km na godzinę. Wiadomo, czym się to kończy. Szczególnie podatne na Syndrom są pisma lub wydawnictwa ekonomiczne, gospodarcze. Często redagowane przez długoletnich tzw. publicystów ekonomicznych, którzy mają bardzo odległe wyobrażenia od tego, jak na co dzień funkcjonują przedsiębiorstwa. W prasie, podobnie jak w sektorze produkcyjnym, łatwiejsze są chyba inwestycje „na zielonej łące" od przejęć istniejących struktur. Nikomu by nie przyszło do głowy tworzenie nowego pisma bez sprecyzowania grupy celowej i określenia, zbadania potrzeb potencjalnych czytelników. W przypadki przejęcia istniejącego tytułu, kupuje się jego rynek - bazę czytelników, których potrzeby nie są do statecznie rozeznane. Gdyby było inaczej, pismo nie byłoby w złej sytuacji. Firma ulegająca SZI na ogół twardo kontynuuje dotychczasowi tzw. linię pisma, więc zainwestowane w nią pieniądze tylko przedłużają jej podróż w niebyt. Ale znam też odwrotny przypadek. Zachodni inwestor wynajął znanego ,,besserwisera" do prowadzenie pisma o wieloletniej tradycji i wysokiej randze w elitach intelektualnych, który postanowił przekształcić je w kolorowe pismo popularne Operacja pochłonęła milion dola rów i zakończyła się sprzedażą tytułu grubo poniżej ceny zakupu Pracownicy założyli sobie natomiast nowe pismo o zbliżonym ty tulę i adresowanym do dotychczasowych czytelników, które prosperuje zadziwiająco dobrze. Generalną przyczyną zachorowalności na SZI jest niezdolność zastygłych w rutynie lub niekompetentnych kierownictw pism do rozeznania potrzeb czytelników i odbiorców. Nawet wtedy, kiedy za duże pieniądze nowego właściciela potrafią stworzyć coś dobrego, to jest to wyrób nie trafiony. To tak. jakby komuś potrzebującemu młotek usiłowano sprzedać świetnie wykonany śrubokręt. Inwestor przyzwyczajony do tego, że trzeba czasu i pieniędzy na promocje, żeby rynek dostrzegł pozytywne zmiany w piśmie, często długo nie niepokoi się stagnującym czytelnictwem i wstrzemięźliwością ogłoszeniodawców. Jeśli jednak zauważyłby pojawienie się choćby najsłabszego symptomu Syndromu Zagranicznego Inwestora powinien reagować szybko i zdecydowanie. • [Forum dziennikarzy nr 4, 1998]