seminarium xi

Transkrypt

seminarium xi
SEMINARIUM XI
Jacquesa Lacana
Cztery Podstawowe
Pojęcia Psychoanalizy
1964
Spis treści
Nota 1. EKSKOMUNIKA
Nieświadome i powtórzenie
2. Nieświadome freudowskie i nasze
3. O podmiocie pewności
4. O sieci znaczących
5. Tuche i automaton
Spojrzenie jako obiekt małe a
6. Rozszczepienie miedzy okiem a spojrzeniem
7. Anamorfoza
8. Linia i światło
9. Czym jest obraz?
Przeniesienie i popęd
10. Obecność analityka
11. Analiza a prawda lub zamknięcie nieświadomego
12. Seksualność w defiladach znaczącego
13. Demontaż popędu
14. Popęd cząstkowy i jego obieg
15. Od miłości do libido
Pole innego i powrót do przeniesienia
16. Podmiot i Inny: alienacja.
17. Podmiot i Inny (II): AFANISIS.
18. O podmiocie, o którym przypuszcza się, że wie o pierwszej diadzie i o dobru.
19. Od interpretacji do przeniesienia
Pozostaje wniosek końcowy
20. W tobie więcej niż ty.
3
5
6
15
16
24
33
40
48
49
57
65
75
86
87
96
105
114
122
132
141
142
151
161
170
181
182
Od edytora polskiego
Do rąk zainteresowanych myślą Lacana i psychoanalizą zarazem, trafia pierwsze chronologicznie
tłumaczenie jego seminariów na język polski. Jest to edycja poprawiona i uzupełniona o przypisy,
zredagowana bardziej naukowo tak, by spełniała w stopniu dostatecznym standardy naukowe.
Podstawą nowej edycji przeze mnie przygotowanej jest tekst, jak pisze Barbara Gorczyca,
opracowany przez nią i Roberta Andruszkę, co oględnie mówiąc jest pobożnym życzeniem.
Prace nad tłumaczeniem seminarium XI zostały rozpoczęte w roku 1992 w gronie osób
uczęszczających na moje seminarium w Krakowie, najpierw na terenie Wyższej Szkoły
Pedagogicznej, a następnie w szpitalu im. Kopernika. Nad samym tekstem pracowały trzy osoby:
Barbara Kowalów (obecnie w kole warszawskim), Robert Andruszko, który nie ma związku
z ruchem lacanowskim, oraz ja. Podstawą dla tłumaczenia było angielskie wydanie seminarium
XI otrzymane przeze mnie od Rolanda Broca. Pierwsza wersja tego tłumaczenia była więc
tłumaczeniem polskim angielskiego tłumaczenia tekstu francuskiego przygotowanego przez
J-A.Millera. Dopiero w kilkanaście lat później zacząłem tłumaczyć kolejne seminaria korzystając
z oryginalnych wersji francuskich, opracowanych i nieopracowanych, a także ich nieoficjalnych
i oficjalnych tłumaczeń angielskich służących mi za coś w rodzaju kontroli.
Na jesieni roku 1993 prawie cały tekst seminarium XI (za wyjątkiem dwóch ostatnich wykładów)
był już gotowy. Wtedy to został on przekazany Barbarze Gorczycy do poprawienia. Wypłynął
w roku 1999 w postaci aktualnie dostępnej w obiegu wewnętrznym. Sam szkielet tłumaczenia
jest kalką wersji pierwotnej.
Nowa wersja, którą przedstawiam jest poprawiona i wzbogacona o przypisy pozwalające
czytelnikowi na samodzielne studiowanie tematu. Zmiany stylistyczne służyły przystosowaniu
tekstu do reguł rządzących językiem polskim. Opuściłem w nim uwagi historyczne Barbary
Gorczycy, ponieważ są one wybitnie tendencyjne i bardzo nieprzychylne wobec wydarzeń z lat
1961-1964 inspirowanych przez IPA. Lepiej jest odesłać czytelnika do wyważonego opisu tychże
zawartego w podstawowej pracy Elizabeth Roudinesco „Historia psychoanalizy we Francji
w latach 1925-1985”. Zawarty na końcu słowniczek terminologiczny ze względu na liczne błędy
stylistyczne i arbitralność wyboru haseł także opuściłem. Osoby zainteresowane odsyłam do
słowników terminologii lacanowskiej.
Krzysztof Pawlak
4
Nota edytora
Było zamiarem, aby nie liczyć się w tym dziele i podać
jedynie transkrypcję tego mówionego działa Lacana,
taką, której moglibyśmy wierzyć i która stanie się
w przyszłości oryginałem, który nie istnieje.
W rzeczywistości nie można utrzymywać, że takim
oryginałem jest stenografia, ponieważ roi się w niej
od błędów i nic, niestety, nie zastępuje gestu i intonacji
Lacana. Wersja ta jest niemniej sine qua non i została
wymiareczkowana, wyprostowana słowo po słowie,
a strata nie wynosi więcej niż trzy strony.
Najbardziej kłopotliwe było stworzenie
odpowiedniej interpunkcji, a to z racji,
że każde skandowanie -przecinek, kropka, myślnik,
paragraf - decyduje o sensie. Jednak otrzymanie
czytelnego tekstu wymagało takiej ceny
i na takiej też zasadzie będzie porządkowany
tekst wszystkich lat seminarium.
Jacques - Alain Miller
5
1.
Ekskomunika
1.
2.
Co mnie do tego uprawnia?
Element czystego komizmu.
Czym jest praxis?
Między nauką a religią.
Histeryczka i pragnienie Freuda.
3.
4.
5.
6.
Panie i Panowie,
W serii wykładów, do wygłoszenia których zostałem zobowiązany przez szósty oddział Ecole
Pratique des Hautes Etudes, mówił będę o podstawach psychoanalizy.
Dzisiaj chciałbym jedynie wskazać wam sens, jaki zamierzam nadać temu tytułowi, oraz
sposób, w jaki mam nadzieję go uzasadnić.
Jednakże na początku muszę się wam przedstawić - mimo iż większość tutaj zebranych,
jakkolwiek nie wszyscy, zna mnie - okoliczności bowiem sprawiają, że zanim zajmę się tym
tematem, wydaje mi się właściwe zadać pytanie wstępne - co mnie do tego uprawnia?
Jestem uprawniony, aby mówić przed wami na ten temat, gdyż jak wieść głosi, przez
dziesięć lat prowadziłem coś, co było nazywane seminarium. Seminarium to było adresowane
do psychoanalityków. Jak niektórzy z was wiedzą ustąpiłem z tej funkcji - której rzeczywiście
poświęciłem moje życie - z powodu wypadków, jakie nagle zaszły wewnątrz tego, co nazwane jest
towarzystwem psychoanalitycznym, a dokładnie w towarzystwie, które właśnie powierzyło mi
ową funkcję.
Może by się dało twierdzić, że moja kwalifikacja nie jest kwestionowana na tyle, abym
nie mógł pełnić tej samej funkcji gdzie indziej. Tymczasowo uważam jednak, że to pytanie
jest w zawieszeniu. I jeśli dzisiaj jestem w stanie, powiedzmy że jedynie, zapewnić dalszy ciąg
temu nauczaniu, które było moim, to czuję się w obowiązku, przed otwarciem tego, co ukazuje
się przeto jako nowy etap, rozpocząć od złożenia podziękowań panu Ferdynardowi Braudel,
przewodniczącemu oddziału Hautes Etudes, który oddelegował mnie tutaj, abym przed wami
wystąpił. Pan Braudel, zatrzymany przez obowiązki, wyraził ubolewanie, że nie może być
tutaj w chwili, kiedy będę składał mu ten hołd. Hołd ten jest składany także temu, co nazwę
szlachetnością z jaką zechciał on przy tej okazji zapobiec sytuacji braku w jakiej się znalazłem
- nie mogąc kontynuować nauczania, którego, słowem, jedynie styl i reputacja były mu znane abym nie został bez reszty skazany na milczenie. Szlachetność jest dobrym określeniem kiedy
chodzi o przyjęcie kogoś, kto posiada status taki jak ja - status uchodźcy.
Uczynił to tak szybko będąc ponaglony przez czujność mojego przyjaciela Claude
LeviStrauss-a, który ku mojej radości zechciał mnie dzisiaj zaszczycić swoją obecnością, i który
wie jak cenny jest dla mnie dowód jego zainteresowania moją pracą - pracą, która rozwija się
w zgodności z jego własną.
Składam także podziękowania tym wszystkim, którzy przy tej okazji okazali mi swą sympatię
posuniętą aż do tego, że pan Robert Flaceliere, dyrektor Ecole Normale Superieure, zechciał
6
7.
8.
9.
10.
11.
12.
13.
14.
15.
16.
17.
18.
19.
20.
w swej uprzejmości oddać ta salę do dyspozycji Ecole des Hautes Etudes, bez której nie wiem jak
mógłbym przyjąć was, przybyłych tak licznie, za co z głębi serca wam dziękuję.
Wszystko to dotyczy bazy - w lokalowym bądź militarnym sensie tego słowa - bazy mojego
nauczania. Przechodzę teraz do rzeczy - do podstaw psychoanalizy.
1.
2.
3.
1.1
Co się tyczy podstaw psychoanalizy, moje seminarium było w nie od początku, jeśli mogę
tak powiedzieć, implikowane. Było ono jednym z ich elementów, ponieważ przyczyniło się
do ustanowienia psychoanalizy in concreto, ponieważ stanowiło wewnętrzną część samej
psychoanalitycznej praxis, ponieważ było skierowane na to, co stanowi element tej praxis,
a mianowicie na kształcenie analityków.
Był taki czas kiedy mogłem ironicznie – być może tymczasowo, lecz także z braku czegoś
lepszego w kłopotliwej sytuacji, w jakiej się znalazłem – zdefiniować kryterium tego, czym jest
psychoanaliza, przez stwierdzenie, że jest to leczenie, jakie oferuje psychoanalityk. Henry Ey,
który jest tutaj dzisiaj, przypomni sobie odnośny artykuł, jako że został on opublikowany w tomie
encyklopedii, której stał się przewodnikiem.1) Ponieważ jest on tu obecny, będzie mi o wiele
łatwiej wspomnieć o prawdziwej zaciekłości, z jaką usiłowano usunąć z rzeczonej encyklopedii ów
artykuł, zaciekłości, która doszła do takiego punktu, że on sam, mimo każdemu znanej sympatii
do mnie, został ostatecznie bezsilny i nie mógł powstrzymać tych działań, obmyślonych przez
komitet redakcyjny, w którym zasiadali właśnie psychoanalitycy. Artykuł ten zostanie włączony
do zbioru, jaki próbuję stworzyć z pewnej liczby moich tekstów i będziecie, jak sadzę, mogli
ocenić, czy stracił on na swojej aktualności. Tym niemniej uważam, że wszystkie kwestie, jakie
tam poruszam, są właśnie tymi, które będę roztrząsał przed wami i które są uobecnione przez
fakt, że jestem tu, przyjmując postawę, w jakiej mnie widzicie, po to, aby wciąż zadawać to samo
pytanie – czym jest psychoanaliza?
Bez wątpienia tkwi w tym kilka wieloznaczności i owo pytanie jest zawsze – tak jak
zaznaczyłem we wspomnianym artykule – pytaniem, którego sens pozostaje w mroku. Badanie
w świetle dziennym – to właśnie wówczas proponowałem i do tego muszę powrócić, niezależnie
od tego, z jakiego miejsca musiałbym zaproponować wam to dzisiaj.
Miejsce, z jakiego ponownie poruszam ten problem, rzeczywiście uległo zmianie – nie jest już
ono całkowicie wewnątrz, a jeszcze nie wiadomo czy jest na zewnątrz.
Przypomnienie to nie ma tutaj charakteru anegdotycznego. I dlatego właśnie sądzę, że nie
będzie to dla was jakąś moją ucieczką w stronę anegdoty, ani jakąś polemiką, kiedy wskażę to,
co jest faktem – że moje nauczanie, wyróżnione jako takie, zostało poddane cenzurze ze strony
ciała, które mieni się Komitetem Wykonawczym pewnej międzynarodowej organizacji, mieniącej
się International Psychoanalitical Association. Zostało poddane cenzurze, której nie można
określić jako zwykłą, skoro nie chodzi w niej o nic, jak tylko o zakazanie tego nauczania – które
musi być traktowane jako zero, biorąc ogółem to do czego może ono prowadzić, jeśli chodzi
o zdobycie tytułu psychoanalityka – przy czym z realizacji tej proskrypcji uczyniono warunek
międzynarodowej afiliacji towarzystwa psychoanalitycznego, do którego należę.
4.
5.
6.
7.
8.
9.
10.
11.
12.
13.
14.
15.
16.
17.
18.
19.
1)
Mowa o artykule Lacana: La Famille: le complexe, facteur concret de la psychologie familiale. Les complexes
familiaux en pathologie. Artykuł ten ukazał się w VIII tomie l’Encyclopédie Française w marcu 1938 roku.
7
20.
Nie dość tego. Wyraźnie powiedziano, że afiliacja ta zostanie zatwierdzona tylko wtedy, gdy
udzieli się gwarancji, że moje nauczanie przenigdy nie będzie mogło zostać wykorzystane przez to
towarzystwo w celu kształcenia analityków.
Chodzi tu zatem o coś, co można z powodzeniem porównać z tym, co gdzie indziej jest
nazywane wielką ekskomuniką. Co więcej, tam, gdzie termin ten jest używany, nigdy nie zostaje
ona wydana bez możliwości powrotu.
W takie formie istnieje ona tylko we wspólnocie religijnej, która określana jest znaczącym,
symbolicznym terminem synagoga, i to takiej właśnie ekskomunice podlegał Spinoza. Najpierw,
27 lipca 1656 roku – szczególny dwustuletni jubileusz, ponieważ pokrywa się z jubileuszem
Freuda – Spinoza stał się obiektem kherem,ekskomuniki, która odpowiada ekskomunice
wielkiej, po czym musiał poczekać jakiś czas zanim stał się obiektem chammata, polegającej na
dodatkowym postanowieniu o niemożności powrotu.
Nie sądźcie, że tu też chodzi o jakąś metaforyczna grę, która byłaby dziecinną zabawą
w stosunku do tyleż, mój Boże, rozległej, co poważnej dziedziny, którą mamy badać. Uważam
– i wy też się przekonacie - że fakt ten, nie tylko przez oddźwięk, jaki wywołuje, ale także
przez strukturę, jaką implikuje, wprowadza coś, co ma zasadniczy związek z naszym pytaniem
o psychoanalityczną praxis.
Nie twierdzę – jakkolwiek byłoby to możliwe – że wspólnota psychoanalityczna jest
Kościołem. Jednak, niezaprzeczalnie, rodzi się pytanie, co takiego istnieje w tej wspólnocie, co
może pobrzmiewać jak echo praktyki religijnej. Przy czym nie podkreślałbym tego faktu – wszak
jest on znaczący sam w sobie, jako że ciągnie się za nim nie wiem jaki odór skandalu – gdybyście
nie mogli być pewni, że okaże się to dla was, tak jak wszystko, co dzisiaj powiem, przydatne.
Nie znaczy to, że pozostaję podmiotem obojętnym na to, co dzieje się ze mną w takich
okolicznościach. Nie sadźcie ponadto, że dla mnie – nie bardziej, jak przypuszczam, niż dla
orędownika, którego precedensu nie wahałem się w tej chwili przywołać – stanowi to materiał
dla komedii, w sensie czegoś do śmiechu. Nie mniej, przy okazji, chciałbym powiedzieć, że w tym
wykręcie nie wszystko z szerokiego, komicznego wymiaru całego wydarzenia mi umknęło. Nie
należy on do rejestru tego, co zachodzi na poziomie, który określiłem formułą „ekskomunika”. Ma
on raczej związek z pozycją, w jakiej byłem przez dwa lata, wiedząc przez cały ten czas, że jestem
traktowany – i to właśnie przez tych, którzy byli dla mnie kolegami, czy nawet uczniami – jako
przedmiot kupczenia.
Chodziło tu bowiem o to, aby wiedzieć w jakiej mierze ustępstwa uczynione względem wartości
habilitacyjnej mego nauczania, mogłyby zostać położone na szali obok tego, co było związane
z uzyskaniem czegoś innego – międzynarodowej habilitacji towarzystwa. Nie chcę stracić okazji,
aby wskazać – wrócimy jeszcze do tego – że mamy tu do czynienia z czymś, co ściśle rzecz biorąc
może zostać doświadczone, kiedy jest się w środku tych wydarzeń, na poziomie komizmu.
Zrozumieć to w pełni może, jak sadzę, jedynie psychoanalityk.
Bez wątpienia, bycie przedmiotem handlu nie stanowi dla podmiotu ludzkiego sytuacji
rzadkiej, wbrew całemu temu gadaniu o godności ludzkiej czy Prawach Człowieka. Każdy,
w każdej chwili i w każdym wymiarze, może stać się przedmiotem handlu, ponieważ wymiana
jest tym, co odsłania przed nami wszelkie, chodź trochę poważne ujęcie struktury społecznej.
Wymiana, o którą tu chodzi, jest wymianą jednostek, czyli tych elementów, na których wspiera
się społeczeństwo, które ponadto zresztą nazywają się podmiotami, wraz z tym, co zachowują
one ze swych świętych praw do tak zwanej autonomii. Każdy wie, że polityka polega na
negocjowaniu – w tym wypadku hurtem, całymi pakietami – tych samych podmiotów, zwanych
obywatelami, liczonymi w setkach tysięcy. Moja sytuacja pod tym względem, nie miała zatem
w sobie nic wyjątkowego poza tym, że bycie traktowanym jako przedmiot handlu ze strony tych,
8
1.
2.
3.
4.
5.
6.
7.
8.
9.
10.
11.
12.
13.
14.
15.
16.
17.
18.
19.
20.
których dopiero co nazwałem kolegami, czy też uczniami, przyjmuje czasem, jeśli spojrzeć na to
z zewnątrz, inną nazwę.
Jeśli jednak prawda podmiotu, nawet kiedy zajmuje on pozycję mistrza, nie tkwi w nim
samym, lecz jak pokazuje analiza, w zasłoniętym ze swej natury obiekcie – to ujawnienie tego
obiektu stanowi właśnie element czystego komizmu.
Sadzę, że jest to wymiar, który, stosownym jest podkreślić i to z miejsca, z którego ja sam
mogę o tym zaświadczyć, ponieważ, mimo wszystko, mógłby on zostać przy podobnej okazji być
potraktowany z nieodpowiednią powściągliwością, z jakimś rodzajem fałszywego wstydu, jak
uczyniłby to ktoś, kto świadczyłby o nim z zewnątrz. Będąc wewnątrz, mogę wam powiedzieć,
że ten wymiar komiczny jest całkowicie uprawniony, że może on zostać przeżyty w sposób
analityczny, a nawet, począwszy od chwili kiedy zostanie dostrzeżony, w sposób, który go
przezwycięża – a mianowicie pod kątem humoru, co nie oznacza tutaj nic więcej niż rozpoznanie
komizmu.
Uwaga ta nie pozostaje bez związku z moim wkładem odnośnie podstaw, fundamentów
psychoanalizy, gdyż fundament posiada więcej niż jedno znaczenie i nie widzę potrzeby
odwoływania się do Kabały, aby przypomnieć, że fundament oznacza tam jedną z form boskiego
objawienia, która w tym rejestrze jest, właściwie rzecz biorąc, utożsamiana z pudendum. Byłoby
jednakże czymś niezwykłym, gdybyśmy w dyskursie analitycznym zatrzymali się na pudendum.
Fundamenty przyjęłyby tutaj bez wątpienia formę ukrytych stron pewnych spraw, gdyby nie to,
że wątki są już trochę zwietrzone.
Niektórzy z zewnątrz mogą się dziwić, że w tym handlu wzięli udział i to z dużym
zaangażowaniem ci, którzy byli u mnie w analizie, a nawet ci, których analiza była jeszcze w toku.
I mogą oni zapytać – czy podobna rzecz jest możliwa, jakby nie było, na poziomie relacji pomiędzy
twoimi analizantami, a tobą, jakiejś niezgody, która stawia pod znakiem zapytania samą wartość
analizy? No cóż, to właśnie wychodząc od tego, co stanowić może powód do skandalu, będziemy
mogli ująć w sposób bardziej precyzyjny to, co nazwane jest psychoanalizą dydaktyczną – ową
praxis, lub tym etapem praxis pozostawionym całkowicie w cieniu we wszystkim, co się na ten
temat publikuje – i rzucić trochę światła na jej cele, jej ograniczenia i skutki.
Nie chodzi tu już o kwestię pudendum. Chodzi o to, aby wiedzieć, czego można, czego należy
oczekiwać od psychoanalizy, i co musi zostać uznane za jej hamulec czy porażkę.
Dlatego właśnie uważałem za swój obowiązek nie szczędzić niczego, ale ukazać tu fakt jako
obiekt, którego kontury, jak i możliwe sposoby obchodzenia się z nim, ujrzycie, mam nadzieję,
jaśniej – ukazać go na samym początku tego, co mam teraz do powiedzenia, w chwili, gdy
stawiam przed wami pytanie – czym są podstawy, w szerokim sensie tego słowa, psychoanalizy?
Co oznacza – co ją ugruntowuje jako praxis?
1.
2.
3.
4.
5.
6.
7.
8.
9.
10.
11.
12.
13.
14.
15.
16.
1.2
Czym jest praxis? Nie wydaje mi się, aby termin ten mógł być uznany za niewłaściwy dla
psychoanalizy. Jest to najbardziej pojemny termin na oznaczenie działania zaplanowanego
przez człowieka, czymkolwiek by ono nie było, które sprawia, że człowiek jest w stanie traktować
realność za pomocą symboliczności. To, że spotyka się on tam w mniejszym lub większym
stopniu z wyobrażeniowością, ma tu jedynie drugorzędne znaczenie.
Powyższa definicja praxis jest więc bardzo obszerna. Nie przystąpimy do poszukiwania
naszej psychoanalizy na różnych, bardzo odmiennych obszarach praxis tak jak Diogenes szukał
9
17.
18.
19.
20.
człowieka. Weźmiemy raczej naszą psychoanalizę ze sobą i zaraz skieruje nas ona w stronę dobrze
umiejscowionych, dających się wymienić aspektów praxis.
Nie będę wprowadzał stopniowo tych obydwóch terminów, między którymi chcę umieścić
omawianą kwestię - i to bez cienia ironii - ale wyjdę od razu od tego, że skoro jestem tu,
przed tak wielkim audytorium, w takim otoczeniu i w takim gronie, to po to, aby zapytać,
czy psychoanaliza jest nauką i razem z wami to zagadnienie rozpatrzyć.
O drugim odniesieniu, religijnym, wspomniałem już chwilę wcześniej, przy czym należy
uściślić, że mówię o religii w obecnie używanym sensie tego słowa - nie o religii skostniałej,
zmetodologizowanej, zepchniętej do odległej dziedziny prymitywnego myślenia, nie o takiej
religii, jaką widzimy praktykowaną w sposób jeszcze żywy, bardzo żywy. Psychoanaliza, bez
względu na to, czy byłaby godna wpisania do jednego z tych dwóch rejestrów, może nam nawet
objaśnić, co powinniśmy rozumieć przez naukę bądź przez religię.
Chciałbym od razu uniknąć nieporozumienia. Ktoś mi powie - tak czy inaczej psychoanaliza
to poszukiwanie. No cóż, niech wolno mi będzie oznajmić, zwracając się nawet do władz
publicznych, dla których termin, „poszukiwania” wydaje się od jakiegoś czasu służyć jako
szibbolet 2) dla sporej liczby rzeczy, że jestem nieufny wobec tego terminu. Co do mnie to
nigdy nie uważałem się za poszukiwacza. Jak pewnego dnia powiedział Picasso, ku wielkiemu
zgorszeniu ludzi, którzy go otaczali - Ja nie szukam, ja znajduję.
W dziedzinie tak zwanych poszukiwań naukowych istnieją skądinąd dwa obszary, które
można z łatwością rozpoznać - w jednym z nich się poszukuje, w drugim znajduje.
Rzecz ciekawa, odpowiada to jasno określonej granicy pomiędzy tym, co może, a tym, co nie
może zostać uznane za naukę. Ponadto, bez wątpienia istnieje jakieś pokrewieństwo pomiędzy
poszukiwaniem, które szuka, a rejestrem religijnym. Mówi się tu potocznie – Nie szukałbyś mnie,
gdybyś mnie już nie znalazł. 3) Owo już znalazł pozostaje zawsze w tle, choć dotknięte przez coś,
co należy do porządku zapomnienia. Czyż poszukiwanie, które się wówczas otwiera nie jest tym
samym usłużnym, nieokreślonym poszukiwaniem?
Jeśli zatem interesuje nas tutaj poszukiwanie, to poprzez to, co z tej dyskusji zostaje ustalone
na poziomie tego, co obecnie nazywamy naukami humanistycznymi. Istotnie widać tu jakby
wyrastające pod stopami kogokolwiek, kto znajduje, to, co nazwę roszczeniem hermeneutycznym,
a które jest właśnie tym, co szuka – co szuka zawsze nowego i nigdy nie wyczerpanego znaczenia,
zagrożonego jednak natychmiastowym zduszeniem w zarodku przez tego, który znajduje. 4)
Otóż, co się tyczy tej hermeneutyki, my analitycy, jesteśmy nią zainteresowani, ponieważ
droga rozwoju znaczenia, jaką obiera sobie hermeneutyka, bywa łączona w wielu umysłach z tym,
co analiza nazywa interpretacją. Okazuje się, że choć nie można pojąć tej interpretacji w takim
samym sensie jak wspomniana hermeneutyka, to jednak sama hermeneutyka czyni z niej
użytek dość chętnie. Pod tym względem widzimy przynajmniej jakąś nić łączności pomiędzy
psychoanalizą a rejestrem religijnym. Wrócimy do tego w swoim czasie.
A zatem, zanim nadamy psychoanalizie prawo nazywania siebie nauką, będziemy wymagać
czegoś więcej.
Tym, co wyróżnia naukę, jest posiadanie pewnego przedmiotu. Można utrzymywać, że naukę
2)
Słowo pochodzenia hebrajskiego oznaczające słowo-klucz. W Biblii występuje tylko raz i służy odróżnianiu Żydów
od Efraimitów, których mordowano. Jest to słowo-klucz odróżniające jedno od wszystkiego innego. Polskim
przykładem byłoby np. „chrząszcz brzmi w trzcinie”.
3) Słowa te Pascal przypisuje Jezusowi w swych Myślach, 19.
4) W czasie tego seminarium Paul Ricoeur (1913-2005) wydał swą sławną pracę O interpretacji. Esej o Freudzie; KR,
Warszawa, 2009
10
1.
2.
3.
4.
5.
6.
7.
8.
9.
10.
11.
12.
13.
14.
15.
16.
17.
18.
19.
20.
wyróżnia określony przedmiot, określony przynajmniej przez pewien poziom odtwarzalnej
operacji nazywanej doświadczeniem, eksperymentem. Musimy być jednak bardzo ostrożni,
ponieważ przedmiot ten ulega zmianom, zwłaszcza w toku ewolucji nauki. Nie możemy
powiedzieć, że przedmiot współczesnej fizyki jest taki sam, jak w momencie jej narodzin, który,
już wam mówię, datuję na siedemnasty wiek. A czy przedmiot współczesnej chemii jest taki sam,
jak w momencie jej narodzin, który sięga czasów Lavoisiera?
Uwagi te być może zmuszają nas do przynajmniej taktycznego odwrotu i do ponownego
wyjścia od praxis, po to, by wiedząc, że praxis wytycza granice pewnej dziedziny, zadać sobie
pytanie, czy to na poziomie tej dziedziny wyróżniony zostaje naukowiec współczesnej nauki, ktoś
kto wcale nie jest człowiekiem, który wiedziałby wiele o wszystkim.
Nie uznaję wymagań Duhema, aby każda nauka odnosiłaby się do jednolitego systemu, tak
zwanego systemu Świata – to odniesienie się jest w gruncie rzeczy zawsze mniej lub bardziej
idealistyczne, ponieważ jest ono odniesieniem się do potrzeby identyfikacji. Powiedziałabym
nawet, że możemy się obejść bez transcendentnego uzupełnienia zawartego w stanowisku
pozytywisty, który odwołuje się zawsze do ostatecznej jedności wszystkich dziedzin. 5)
Oderwiemy się od tego tym łatwiej, że mimo wszystko jest to kwestia dyskusyjna i może być
nawet uznana za fałsz. Nie jest żadną miarą konieczne, aby drzewo nauki posiadało tylko jeden
pień. Nie uważam, że jest ich dużo. Istnieją być może, jak w pierwszym rozdziale Księgi rodzaju,
dwa różne - nie znaczy to wcale, że przywiązuję jakąś wyjątkową wagę do tego mitu, który jest
mniej lub bardziej naznaczony obskurantyzmem, ale dlaczego nie mielibyśmy oczekiwać, że
psychoanaliza nam to objaśni?
Jeśli będziemy trzymać się pojęcia doświadczenia, rozumianego jako obszar pewnej praxis,
to zobaczymy wyraźnie, że nie wystarczy ono, aby zdefiniować naukę. I rzeczywiście, definicja
ta mogłaby zostać z powodzeniem zastosowana do, na przykład, doświadczenia mistycznego. To
nawet na tej podstawie doświadczenie mistyczne zaczyna być ponownie traktowane w sposób
naukowy i prawie zaczynamy myśleć, że możemy uzyskać naukowe ujęcie tego doświadczenia.
Tkwi w tym pewna dwuznaczność – poddanie doświadczenia badaniu naukowemu zawsze
zakłada, że doświadczenie samo z siebie posiada status naukowy. Otóż jest oczywiste, że nie
możemy ponownie wprowadzić doświadczenia mistycznego do nauki.
Jeszcze jedna uwaga. Czy tę definicję nauki, jako dziedziny określonej przez pewną praxis,
zastosujemy do alchemii, aby przyznać jej prawo bycia nauk? Ostatnio przeczytałem ponownie
niewielką książkę, która nie została włączona nawet do Dzieł wszystkich Diderota, a która
wydaje się być z pewnością przez niego napisana. Chociaż narodziny chemii wiążą się z osobą
Lavoisiera, Diderot nie mówi w niej o chemii, ale od pierwszej do ostatniej strony owego dziełka,
z całą bystrością umysłu z jakiej jest znany, mówi o alchemii. Pomimo błyskotliwego charakteru
zdarzeń opowiadanych przez Diderota umieszczonych przez niego na przestrzeni wieków, co
takiego każe nam od razu stwierdzić, że alchemia nie jest jednak nauką? Jedna rzecz ma moim
zdaniem charakter decydujący, mianowicie to, że czystość duszy operatora była jako taka, i pod
tym mianem, istotnym elementem w całej sprawie.
Zdajecie sobie sprawę, iż powyższa uwaga nie jest drugorzędna gdyż, być może, trzeba będzie
podnieść analogiczną kwestię odnośnie udziału analityka w analitycznym Wielkim Dziele
i utrzymywać, że być może ta czystość duszy jest to właśnie to, czego szuka nasza psychoanaliza
dydaktyczna, i że być może ja sam w moim obecnym nauczaniu daję wrażenie, że to właśnie
o czystości duszy mówię, kiedy wskazuję wprost, bez osłonek, otwarcie, na centralną kwestię jaką
chcę poruszyć, a mianowicie - jakie jest pragnienie analityka?
1.
2.
3.
4.
5.
6.
7.
8.
9.
10.
11.
12.
13.
14.
15.
16.
17.
18.
19.
20.
5)
11
Lacan daje tu streszczenie poglądów Pierre Duhem’a (1861-1916), fizyka pozytywisty.
1.3
Czym musi być pragnienie analityka, aby działał on w sposób prawidłowy? Czy pytanie to można
postawić na zewnątrz naszej dziedziny, jak to rzeczywiście ma miejsce w naukach – naukach
współczesnych, w rodzaju tych najbardziej pewnych swojej naukowości – gdzie nikt nie pyta,
czym jest na przykład pragnienie fizyka?
Musiało naprawdę dojść do licznych kryzysów, aby pan Oppenheimer zapytał nas wszystkich,
czym jest pragnienie, które leży u podstaw współczesnej fizyki. 6) Nikt z resztą nie zwraca na to
uwagi. Sądzi się, że jest to polityczny incydent. Czy to pragnienie jest czymś, co należy do tego
samego porządku jak to, czego wymaga się od adepta alchemii?
Pragnienie analityka nie może być w żadnym wypadku i w żaden sposób pozostawione na
zewnątrz naszej kwestii z tego powodu, że wysuwa je problem kształcenia analityków. I analiza
dydaktyczna powinna służyć tylko temu, aby doprowadzić analityka do punktu, który w mojej
algebrze oznaczam jako pragnienie analityka.
Raz jeszcze musze tę kwestię pozostawić tu na moment otwartą. Możecie mieć poczucie,
że prowadzę was, krok po kroku, w stronę pytania w rodzaju – czy rolnictwo jest nauką? Jedni
odpowiedzą, że tak, inni, że nie. Przykład ten służy tylko temu, aby zasugerować wam, że mimo
wszystko dokonujecie rozróżnienia pomiędzy rolnictwem definiowanym przez przedmiot,
a rolnictwem definiowanym, można tu trafnie powiedzieć przez pole – pomiędzy rolnictwem
a agronomią. Dzięki temu mogę ukazać jeden niewątpliwy wymiar – jesteśmy na poziomie
elementarza, słowem jednak, nie da się tego uniknąć – wymiar ujęcia w formuły.
Czy wystarczy to, aby zdefiniować kryteria naukowości? Nie sądzę. Fałszywa nauka, podobnie
jak prawdziwa, może być ujęta w formuły. Problem zatem jest prosty, odkąd psychoanaliza jest
domniemaną nauką, ujawnia cechy, które można nazwać problematycznymi.
Czego dotyczą formuły psychoanalizie? Co powoduje i moduluje to przesunięcie przedmiotu?
Czy istnieją pojęcia analityczne, które byłyby już ukształtowane? Z czym jest związane
nieomal religijne trzymanie się terminów, jakie wprowadził Freud, aby ustrukturować
doświadczenie analityczne? Czy chodzi tu o fakt bardzo zdumiewający w historii nauk, że
w obszarze tej domniemanej nauki, Freud był pierwszym, i pozostał jedynym, który miał
wprowadzić podstawowe pojęcia? Gdyby nie było tego pnia, tego masztu, tego pala, do czego
przycumowalibyśmy nasza praktykę? Czy możemy nawet powiedzieć, że to, o co chodzi, to ściśle
rzecz biorąc pojęcia? Czy są one pojęciami w trakcie kształtowania? Czy są one pojęciami w toku
ewolucji, w ciągłym ruchu, pojęciami, które należy poddać rewizji?
Sądzę, że co się tyczy tej kwestii, to możemy utrzymywać, że pewien postęp już się
dokonał, nie inaczej jak tylko przez pracę, podbój, mający na celu rozstrzygnięcie kwestii, czy
psychoanaliza jest nauką? Prawdę mówiąc, utrzymywanie freudowskich pojęć w centrum
wszystkich teoretycznych dyskusji w tym męczącym, nudnym, odpychającym szeregu pism,
nazwanym literaturą psychoanalityczną, której nikt poza psychoanalitykami nie czyta, nie
zmienia faktu, że analitycy pozostają za nimi daleko w tyle, że większość tych pojęć jest tam
zniekształcona, zafałszowana, rozbita, że te, które okazały się zbyt trudne, są całkiem po prostu
odstawiane na bok, że na przykład wszystko, co zostało wypracowane na temat frustracji,
6) Prawdopodobnie jest to nawiązanie do sławnego cytatu z Bhagawadgity, użytego przez Roberta Oppenheimera
(1904-1967) w dniu wybuchu pierwszej bomby atomowej: Teraz stałem się Śmiercią, niszczycielem światów
Ten polityczny, jak mówi Lacan, incydent sprawił, że pozbawiono ojca bomby atomowej, powiedzielibyśmy dzisiaj,
certyfikatu dostępu do materiałów tajnych. Miało to miejsce w 1954 roku.
12
1.
2.
3.
4.
5.
6.
7.
8.
9.
10.
11.
12.
13.
14.
15.
16.
17.
18.
19.
20.
ma względem pojęć freudowskich, od których się przecież wywodzi, charakter wsteczny
i przedpojęciowy.
Tak samo nikt już się nie zajmuje, poza rzadkimi wyjątkami, jakie można znaleźć w moim
otoczeniu, ani triadyczną strukturą kompleksu Edypa, ani kompleksem kastracji.
To, że pisarz w rodzaju Fenichela, sprowadza cały zgromadzony materiał pochodzący
z doświadczenia do poziomu banału, poprzez wyliczenie na sposób wielkiego zbieracza, nie
wystarczy, by zapewnić psychoanalizie status teoretyczny. Oczywiście, pewna ilość faktów
została zebrana, i nie jest zbytecznym widzieć je pogrupowane w kilku rozdziałach - można
odnieść wrażenie, że wszystko w całej tej dziedzinie zostało już z góry wyjaśnione. Analiza nie
polega na odkrywaniu w jednym przypadku klinicznym jakiejś różnicującej cechy teorii, ani na
wierze, że za jej pomocą można wyjaśnić, dlaczego twoja córka jest niema – gdyż to, o co chodzi,
to skłonić ją do mówienia, a ten skutek wynika z takiego typu interwencji, który nie ma nic
wspólnego z odniesieniem do cechy rozróżniającej.
Analiza polega właśnie na tym, aby skłonić ją do mówienia – można zatem powiedzieć,
że w ostateczności sprowadza się ona do przezwyciężenia niemoty, i to właśnie nazywano,
w pewnym momencie, analizą oporów.
Symptom to na początku niemota w podmiocie, który jak się zakłada jest podmiotem
mówiącym. Jeśli mówi, to bez wątpienia został wyleczony ze swojej niemoty. Nie tłumaczy nam
to jednak wcale, dlaczego zaczął mówić. Wskazuje nam to jedynie na jedną cechę różnicującą,
która w przypadku niemej dziewczyny jest, jak należało się spodziewać, cechą histeryczki.
Otóż, cechą różnicującą histeryczki jest to, że histeryczka ustanawia swe pragnienie
w samym ruchu mówienia. Nie dziwi zatem, że właśnie tą drogą Freud doszedł do tego, co było
w rzeczywistości stosunkiem pragnienia do mowy i odkrył mechanizmy Nieświadomego. 7)
Było cechą jego geniuszu, że ten stosunek pragnienia do mowy, jako taki nie pozostał przed nim
zasłonięty, co jednak nie oznacza, że został on w pełni wyjaśniony – nie został wyjaśniony nawet
przez szerokie pojęcie przeniesienia, a zwłaszcza nie przez nie.
To, że najlepszym sposobem na wyleczenie histeryczki ze wszystkich jej symptomów jest
zaspokojenie jej histerycznego pragnienia – co dla niej oznacza przedstawić nam swoje pragnienie
jako pragnienie niezaspokojone – odsuwa całkowicie na bok specyficzne pytanie o to, dlaczego
może ona podtrzymać swe pragnienie tylko jako pragnienie niezaspokojone. W ten oto sposób
histeria ukazuje nam, powiedziałbym, ślad pewnego pierworodnego grzechu analizy. Musi w niej
jakiś tkwić. Prawdziwym grzechem jest, być może tylko ten jedyny – pragnienie samego Freuda,
a konkretnie fakt, że u Freuda coś nigdy nie zostało zanalizowane.
Doszedłem właśnie do tego punktu, kiedy za sprawą szczególnego zbiegu okoliczności
musiałem zaniechać prowadzenia tego seminarium.
To, co miałem powiedzieć na temat Imion Ojca 8) nie miało w istocie na celu nic innego, jak
1.
2.
3.
4.
5.
6.
7.
8.
9.
10.
11.
12.
13.
14.
15.
tylko postawić kwestię początku, a mianowicie, z racji jakiego to przywileju pragnienie Freuda
16.
7) W zgodzie z tradycją wziętą z Freuda instancje psychiczne są wyrażane w formie osobowej, a więc np. (to)
17.
Nieświadome. Jednak w języku polskim prowadzi to bardzo często do zaciemnienia i błędów, albowiem
nieświadome funkcjonuje też, i głównie, jako przymiotnik. Tam gdzie to możliwe zatem będę stosował wymiar
freudowski, pisząc wtedy Nieświadome z dużej litery. W większości przypadków jednak będzie to tłumaczone jako
8)
nieświadomość, ale miejmy na uwadze, że ujęcie bezosobowe tego terminu nie jest zgodne z duchem dzieła Freuda.
Początkowo seminarium XI miało dotyczyć właśnie Imion Ojca, ale w wyniku usunięcia Lacana
z Międzynarodowego Towarzystwa Psychoanalitycznego (IPA), zwane przez niego ekskomuniką, zmieniło ono
swój tytuł, a także miejsce prezentacji. Odbył się tylko jeden wykład seminarium o Imionach Ojca zastąpiony
niewiele później przez seminarium o pojęciach podstawowych.
13
18.
19.
20.
mogło znaleźć wejście w dziedzinę doświadczenia, którą oznaczył on jako Nieświadome.
Cofnięcie się do tego początku jest absolutnie konieczne, jeśli chcemy postawić analizę na nogi.
Tak czy owak, na naszym następnym spotkaniu taki sposób badania dziedziny doświadczenia
będzie ukierunkowany przez następujące odniesienie – jaki status pojęciowy musimy nadać
czterem spośród tych terminów, które zostały wprowadzone przez Freuda jako pojęcia
podstawowe, a mianowicie terminom Nieświadome, powtórzenie, przeniesienie i popęd?
Rozważenie w jaki sposób, w moim poprzednim nauczaniu, umiejscowiłem te pojęcia w relacji
do bardziej ogólnej funkcji, która zawiera je i pozwala ukazać ich operacyjną wartość w tej
dziedzinie, a mianowicie, w relacji do ukrytej pod spodem, tkwiącej w niej funkcji znaczącego jako
takiego – to waśnie pozwoli nam, na następnym spotkaniu, zrobić następny krok.
W tym roku postanowiłem, że za dwadzieścia druga będę przerywał mój wykład, tak aby
pozostawić wolny czas dla tych, którzy będą mogli tu zostać nie musząc natychmiast szukać
innych zajęć gdzie indziej, aby zadać mi pytania, jakie im się nasuwają po moim wykładzie.
1.
2.
3.
4.
5.
6.
7.
Pytania i odpowiedzi
M.TORT: Czy nie może być pan oskarżony o psychologizm, kiedy odnosi pan psychoanalizę
do pragnienia Freuda i pragnienia histeryczki?
Odniesienie do pragnienia Freuda nie jest odniesieniem psychologicznym. Odniesienie
do pragnienia histeryczki również nie jest odniesieniem psychologicznym.
Postawiłem następujące pytanie – funkcjonowanie Myśli nieoswojonej,9) którą LeviStrauss umieszcza u podstawy porządku społecznego, stanowi jedno nieświadome, czy jednak
wystarcza ono, aby objąć nieświadome jako takie? A jeśli tak, to czy obejmuje ono Nieświadome
freudowskie?
To dzięki histeryczkom Freud poznał ścieżki ściśle freudowskiego Nieświadomego. Tutaj
właśnie wprowadziłem do gry pragnienie histeryczki, jakkolwiek pokazując jednocześnie, że
Freud na tym nie poprzestał.
Co się tyczy pragnienia Freuda, to umieściłem je na wyższym poziomie, Powiedziałem,
że freudowska dziedzina praktyki analitycznej pozostaje zależna od pewnego początkowego
pragnienia, które zawsze odgrywa dwuznaczną, ale nadrzędną rolę w przekazywaniu
psychoanalizy. Problem, jaki wiąże się z tym pragnieniem, nie jest problemem psychologicznym,
nie bardziej niż nie rozwiązany problem pragnienia Sokratesa. Odkąd Sokrates oznajmił, że nic
nie wie, z wyjątkiem tego, co dotyczy pragnienia, zaistniała cała tematyka dotycząca statusu
podmiotu. Sokrates nie umieszcza pragnienia w pozycji początkowej subiektywności, ale
w pozycji obiektu. No cóż! U Feuda również chodzi o pragnienie jako obiekt.
8.
9.
10.
11.
12.
13.
14.
15.
16.
15 stycznia 1964
17.
18.
19.
9)
C. Levi-Strauss: Myśl nieoswojona; wyd. II, KR, Warszawa, 2001
14
20.
Układ graficzny i skład: plantacja
191