Od katolicyzmu do radykalnego feminizmu. I z powrotem

Transkrypt

Od katolicyzmu do radykalnego feminizmu. I z powrotem
Rodzina katolicka - Od katolicyzmu do radykalnego feminizmu. I z powrotem
czwartek, 14 maja 2009 12:27
Katolicy są na amerykańskich uniwersytetach postrzegani jako część monstrualnego spisku,
który ma unieszczęśliwiać kobiety. Rozmowa z Lorraine V. Murray.
Dlaczego jako młoda kobieta odeszłaś od Kościoła? Patrząc wstecz, czy było coś, co mogło cię
powstrzymać przed tą decyzją?
Lorraine Murray: Gdy dostałam się na studia, dopadły mnie „smoki nihilizmu”. Byłam wyjątkowo
naiwna, bo do tamtego czasu żyłam pod kloszem. Choć prawie przez całe życie uczęszczałam
do katolickich szkół, nikt nie przygotował mnie na szturm ateizmu, który na mnie czekał na
Uniwersytecie Florydy. Jedna rzecz mogła mi wtedy pomóc: znajomość argumentów przeciwko
chrześcijaństwu i teizmowi oraz wiedza, jak je odeprzeć.
Termin „feminizm” jest w dyskusjach odmieniany na wiele sposobów i bardzo różnie rozumiany.
Jakiego rodzaju feministką byłaś i w co właściwie wierzyłaś?
- Byłam radykalną feministką, broniącą poglądu, że nie ma czegoś takiego, jak wrodzona
męska i żeńska natura. Wierzyłam, że to warunki społeczne tworzą te oczywiste różnice między
zachowaniem mężczyzn i kobiet. Dlatego, aby wyrównać pole zabaw między dziewczynkami a
chłopcami, powinno się zmienić warunki w jakich wychowuje się dzieci – zabrać pistolety
chłopcom i dać im lalki, a dziewczynkom zabrać kolorowe sukienki z falbankami i wbić je w
spodnie. Dzisiaj, kiedy patrzę na moich małych siostrzeńców, którzy biegają z plastikowymi
karabinami, widzę kompletną niedorzeczność tych poglądów. Wtedy jednak opierałam swoje
poglądy wyłącznie na książkach.
Wierzyłam również, jak wiele feministek, że mężczyźni bardzo uciskają kobiety, więc sprawiało
mi przyjemność ich poskramianie. Ta „mądrość” z pewnością nie była jednak tak jasna w moim
życiu. Mężczyźni, których znałam byli w większości dobroduszni, a mój własny ojciec wiele
poświęcił, abym mogła ukończyć szkołę. Program feministyczny podkreślał jednak, że konflikt,
nieszczęście i niedola są częścią życia każdej kobiety, a winę za to ponoszą bezpośrednio
mężczyźni.
Jakie znaczenie ma dla radykalnych feministek tzw. „wolna miłość”, środki antykoncepcyjne i
aborcja?
1/4
Rodzina katolicka - Od katolicyzmu do radykalnego feminizmu. I z powrotem
czwartek, 14 maja 2009 12:27
- „Wolna miłość” jest kluczowa w tym programie. Seks postrzegany jest jako jeden z aktów
fizycznych, który przynosi przyjemność. Nie wymaga miłości ani poświęcenia, ani też
emocjonalnego zaangażowania. Radykalne feministki zazwyczaj dyskredytują małżeństwo i
rodzinę, postrzegając je jako ograniczenie wolności kobiety, dlatego seks bez zobowiązań staje
się rzeczą pozytywną.
Takie toksyczne przekonanie zrodziło się w latach 60-tych, ale do dziś jest oczywiste wśród
młodzieży, zwłaszcza na kampusach uniwersyteckich, gdzie młodzi ludzie sypiają ze sobą i
angażują się w przygodny seks. Antykoncepcja jest kolejnym puzzlem w układance - niszczy
relacje pomiędzy płciowością, a nadaną jej przez Boga funkcją, jaką jest płodność. Wiele osób
dziwi się dzisiaj, gdy stosuje antykoncepcję, a i tak zachodzi w ciążę. Wierzą, że ona nigdy nie
zawodzi. Niestety, wtedy „wyjściem awaryjnym” jest aborcja.
Dlaczego niektóre feministki deprecjonują tradycyjne rozumienie kobiecości?
- Być może dlatego, że największym grzechem feminizmu jest zazdrość. Wiele feministek myśli,
że mężczyźni mają lepsze życie i postrzegają ich w pewien sposób tak, że oni konspirują, aby
kobiety były nieszczęśliwe. Feministki nie przyznają się do tego, do czego przyznaje się
przeciętna kobieta na ulicy: lubimy być kobietami! Lubimy ubierać się inaczej niż mężczyźni,
nosić makijaż i oglądać romantyczne filmy. Wiemy, że dla kobiety jest niemal niemożliwe
oddzielenie intymności seksualnej od miłości. To część naszej – od Boga danej – natury, i to
jest piękne. Jednakże radykalne, „naginające” płeć feministki, chcą zanegować sedno
prawdziwej kobiecości.
Gdy Betty Friedan zbierała materiały do swojej książki „Mistyka kobiecości”, nie rozmawiała z
matkami, które były szczęśliwe. Potem, gdy wiele książek w tym stylu zalało rynek, kobiety
zaczęły opuszczać domy i szukać pracy w tzw. „prawdziwym” świecie. W kilku ostatnich
dziesięcioleciach widzimy jednak rozpad: wiele z nich zdaje sobie teraz sprawę, że męskie
doświadczenia mają swoje własne stresy i cierpienia. Wiele „kobiet kariery”, które odkładało
urodzenie dziecka na później, teraz żałuje, bo jest zbyt późno. Wiele kobiet, które oddawało
swoje dzieci na całe dnie do żłobków żałuje teraz, że umknęły im niemowlęce lata ich dzieci.
Jak wygląda relacja pomiędzy amerykańskim światem naukowym a radykalnym feminizmem?
- W świeckim akademickim świecie kwestia kobieca stała się jednoznaczna z surowym credo
powiązanych z nią przekonań. Jeśli wejdziesz do tzw. „kobiecej” księgarni, znajdziesz tam
działy z lesbijstwem, transseksualizmem, biseksualizmem – sprawy często poruszane na
wydziałach tzw. „women's studies”. Aborcja jest częścią feministycznej agendy i ktokolwiek ją
kwestionuje staje się wrogiem. Katolicy, którzy jasno stawiają oczywisty fakt, że aborcja niszczy
ludzkie życie, są postrzegani jako część monstrualnego spisku, który ma unieszczęśliwiać
2/4
Rodzina katolicka - Od katolicyzmu do radykalnego feminizmu. I z powrotem
czwartek, 14 maja 2009 12:27
kobiety. Wszystkich obrońców życia i rodziny wrzuca się do jednego wora z etykietką
„fundamentaliści”. Zwykła kobieta nie może już identyfikować się z feminizmem, tak daleko
odszedł on od doświadczeń codziennego życia.
W jaki sposób ostatecznie odnalazłaś drogę do Chrystusa i do Kościoła? Co było na tej drodze
najtrudniejsze?
- Mój mąż, który miał niewielkie pojęcie o katolicyzmie, zaskoczył mnie pewnego dnia, gdy po
powrocie z Nowego Jorku wspomniał, że wszedł do katedry św. Patryka, by zapalić świeczkę
wotywną za swojego ojca i moich rodziców. Wtedy uświadomiłam sobie, że nigdy nie modliłam
się za ich dusze, choć odeszli kilka lat wcześniej. Przeczytałam „Siedmiopiętrowa górę”
Thomasa Mertona i byłam poruszona jego drogą. Zaczęłam doświadczać mistycznego
wrażenia, że ktoś sięga w moje życie i zaczyna mnie do siebie przyciągać.
Miałam wiele problemów po drodze, bo kiedy wróciłam do Kościoła nadal byłam feministką i
wniosłam ze sobą swój „bagaż”. Na przykład nadal chciałam używać środków
antykoncepcyjnych i de facto tak robiłam jeszcze przez wiele lat. W kwestii aborcji uważałam
się za „katoliczkę za wyborem”. Mówiąc krótko: byłam klasycznym „kawiarnianym katolikiem” i –
patrząc wstecz – z pokorą widzę, że Chrystus i tak przyciągnął mnie do Kościoła.
Gdzie i kiedy zrozumiałaś, że chcesz być oddaną katoliczką?
- Kiedy w 2000 roku zdiagnozowano u mnie raka piersi, życie zaczęło się dosyć drastycznie
zmieniać. Naprawdę zaczęłam myśleć, że niedługo umrę. Pragnęłam, żeby ktoś mi pomógł,
więc znalazłam kierownika duchowego. Na początku ojciec Richard Lopez, który jest katechetą
w pobliskiej szkole, był moim powiernikiem w kwestiach duchowych i emocjonalnych
związanych z rakiem, ale wkrótce zaczęłam go także pytać o to, dlaczego Kościół naucza w
taki, a nie inny sposób. Polecał mi książki i cierpliwie tłumaczył katolicką perspektywę. Kiedy
zrozumiałam racjonalność i historię stojącą za nauką Kościoła – mogłam ją zaakceptować. Do
tego czasu byłam żałośnie nieświadoma.
Wspomniałaś Thomasa Mertona, ale masz także wielką sympatię do Flannery O'Connor. Co cię
przyciąga do jej pism? Czego cię one uczą?
- Ojciec Lopez jest wielkim fanem pisarki Flannery O'Connor. Czytałam jej opowieści, ale nie
3/4
Rodzina katolicka - Od katolicyzmu do radykalnego feminizmu. I z powrotem
czwartek, 14 maja 2009 12:27
wiedziałam, że jest katoliczką (bo przecież o jej wierze nie wspomniano na mojej uczelni). Kiedy
ojciec Lopez uczył mnie wiary, wskazał mi jej listy pt. „Nawyk bycia” (The Habit of Being) i
głęboko zafascynowałam się kobietą, która w tej książce powraca do życia. W swoich listach
wyjaśnia katolicyzm – a dzieje się to w latach 50. i 60. XX wieku. Pomimo nieprzychylnej reakcji
krytyków kontynuowała pisanie. Zdarza mi się, że jako publicystka sama jestem mocno
krytykowana przez czytelników i się zniechęcam. Jej rady bardzo mi pomogły, zwłaszcza ta,
która mówi, że wszystko, co przygnębia pisarza do tego stopnia, że chce rzucić pisanie –
pochodzi od diabła.
Tłumaczenie: Agnieszka Jaworska.
Lorraine V. Murray jest publicystką. Publikuje w świeckiej prasie i pismach katolickich, m.in. w
„Georgia Bulletin”. Autorka książki „Byłam feministką” wydanej przez Duc In Altum pod
patronatem portalu Fronda.pl, Gościa Niedzielnego i Miłujcie się.
Źródło: Fronda.pl
4/4