List nr 67 "Gdzie jest u licha ta darmowa energia?"

Transkrypt

List nr 67 "Gdzie jest u licha ta darmowa energia?"
List nr 67
"Gdzie jest u licha ta darmowa energia?"
Twoje pytanie nawiązuje do słynnego artykułu Petera Lindemanna pod tym
właśnie tytułem. I ty i ja wiemy, że bardzo wielu ludzi wie jak uzyskiwać wolną
energię i wiemy dlaczego tym się nie chwalą (z obawy o własne życie). Ciebie
natomiast interesuje, dlaczego naukowcy dotychczas na to nie wpadli. Otóż
wpadli, wpadli, ale też siedzą cicho. Mowa oczywiście o tych mądrych i tych
pracujących dla wojska, a przekonasz się, że mam rację, gdy niedługo zamkną
się polskie granice i odetniemy się od świata. Ale teraz chodzi nam o tę resztę,
dlaczego ich oczy są na uwięzi. To co teraz powiem jest rozwinięciem mojego
listu 48 o teorii systemów.
Peter Lindemann zajmował się wolną energią. We wspomnianym artykule wymienił kilkadziesiąt
różnych wynalazków w których przejawia się wolna energia, ale ja chcę wspomnieć o jego książce, w
której analizował wynalazek Edwina Graya na bazie odkryć Nikoli Tesli. Przypomniał, że pod koniec
XIX wieku Tesla odkrył wolną energię idąc za wskazaniami Jamesa Clerka Maxwella. Co najciekawsze,
Maxwell przewidział, że fale elektromagnetyczne muszą być falami poprzecznymi bo pulsujące fale
ładunku elektrostatycznego, te "dźwiękowe" fale ładunku, były fizycznie niemożliwe do osiągnięcia. Inni
matematycy potem poparli go, że takie skalarne fale elektryczne musiałyby powodować wypływ energii
magnetycznej "spoza przestrzeni", a Tesla nieświadom tych polemik teoretyków eksperymentował w
swoim laboratorium. Kiedy zdał sobie sprawę, że odkrył coś rzeczywiście innego niż znana elektryczność - ogłosił to publicznie i dokładnie opisał. W tym momencie naukowcy napadli na niego, że jest
ignorantem i nie wie co mówi. Lord Kelvin dopiero po wizycie w laboratorium Tesli przyznał mu rację,
jednak ogół teoretyków nie ustąpił: energia nie może brać się "z nikąd"!
Kiedy Hugh Everet III w latach sześćdziesiątych proponował swoją koncepcję interpretacji mechaniki
kwantowej, zasadniczo kierował się tylko konsekwencją zastosowania superpozycji stanów do
Wszechświata jako obiektu kwantowego. Nie przyszło mu do głowy, że rzeczywiście odkrył istnienie
światów równoległych. Fizycy pracujący dla wojska już od czasu eksperymentu filadelfijskiego znali
możliwość manipulowania czasem, ale nikt (poza tymi co trzymają wiedzę dla siebie) nie myślał
poważnie o istnieniu rzeczywistości alternatywnych. I pewnie pomysł ten umarłby śmiercią naturalną
gdyby kilkadziesiąt lat później Wheeler nie dał swoim studentom tego pomysłu jako pretekstu do
rachunkowego "łamania głowy". Nikt nie myślał wtedy, że okaże się, iż rachunki będą miały sens fizyczny dający się zweryfikować doświadczalnie. Dzisiaj już wszyscy wiemy (wszyscy?), że teleportacja
jest możliwa, bo stan splątania, stan ponadczasowej łączności, jest faktem. Ale czy to zmieniło nasze
wyobrażenie o przestrzeni?
Gdyby na placu wylądował latający talerz i wysiedli z niego kosmici, to uwierzylibyśmy we wszystko
co by nam powiedzieli, we wszystko. Ale nie uwierzymy nawet największemu geniuszowi w nic, jeśli
tego nie poprą "wszyscy" naukowcy. My musimy mieć autorytet, który powie nam w co mamy wierzyć...
No właśnie, co jest autorytetem naukowców, na czym bazuje ich wiara? Dlaczego wierzymy, że Einstein miał rację, nawet jeśli kompletnie nie rozumiemy rachunków? Co decyduje, że badacz zaczyna
wierzyć w PRAWDĘ a nie w autorytety? Ja zmagałem się z tym problemem kiedy po raz pierwszy
dokonałem obliczeń różniczki zupełnej i wykonałem analizę błędów po pomiarach urządzenia, które
było perpetuum mobile drugiego rodzaju, czyli urządzenia mogącego w stu procentach zamienić ciepło
w pracę. Piszę było bo krótko potem zostało rozebrane, a wynalazca już od wielu lat nie żyje.
Każdy z nas zostaje w jakimś momencie życia powołany do głoszenia prawdy. Naukowiec walczy o
nią z Autorytetami. Jeżeli na PRAWDĘ jest jeszcze za wcześnie, to przegra. Do wolnej energii jeszcze
nie dorośliśmy - jest ona dla tych, którzy rozumieją, że są braćmi, a Ziemia jest ich siostrą. Ziemia ma
świadomość i oczekuje szacunku. Chce dać nam wszystkie swoje bogactwa jak zwierzęta i rośliny dają
nam siebie z miłości do Stwórcy, i gdy przestaniemy gonić za chwałą Odkrywców Praw Natury i Zdobywców Wszechświata, wolna energia ukaże się sama. Ale ten kto ją pozna nie może żądać za to patentów ani nobli. Również wówczas przemówi do nas cała przyroda, bo wszystko dookoła przemawia. Źle
mówię - wszystko dookoła śpiewa pieśń, ale ci co nie mają harmonii w sercu, nie słyszą jej.
To co nazywamy ogólną teorią systemów jest innym sposobem patrzenia na rzeczywistość. Innym
sposobem! Systemy liniowe i dwuliniowe rządzą się innymi prawami, i jest to fakt, z którym musimy się
pogodzić w sercu, nie tylko w umyśle. W systemie dwuliniowym inaczej biegnie czas i inna panuje
sprawiedliwość, czyli na innych zasadach następuje podział tego, co fizycy nazywają "działaniem". Tak
naprawdę to czas inaczej biegnie dla każdego podsystemu. Odkryta tajemnica czasu i energii leży
przed naszymi oczami, ale jeszcze nie dojrzeliśmy do jej zrozumienia. Gdy pisałem o Peterze Plichcie i
jego odkryciach związanych z liczbami pierwszymi, napisałem, że otarł się o odkrycie ale go nie
dokonał. No cóż: to Natura "wytworzyła" liczby pierwsze i "świętą" geometrię, a nie odkryte przez
człowieka liczby podporządkowały sobie Przyrodę. Egocentryzm dokładnie w ten sam sposób zaślepił
Mariana Mazura, wybitnego znawcę teorii systemów. A dzisiaj, każdy znający programowanie gier wie,
że kwaterniony ułatwiają obliczenia obrotów, a przecież kwaterniony najlepiej nadają się do wygodnego
"wychodzenia poza przestrzeń".
Wiem, że Cię zaskoczyłem i dlatego śpieszę z wyjaśnieniem. Kiedy poprosisz dziecko w szkole by
narysowało najkrótszą drogę na szybie jaką musi przejść pająk do muchy znajdującej się po drugiej
stronie szyby, ono uczyni to bez problemu. Ale młodsze dziecko spyta: dlaczego narysuj - on powinien
wygryźć dziurkę w szybie! Kiedy nauczyciel poprosi ucznia by tak przemieścił osie X i Y na kartce, by
zamieniły się miejscami - uczeń przewróci kartkę na drugą stronę. Zapytany co zrobił odpowie, że
dokonał obrotu w trzecim wymiarze, bo w dwóch nie da się tego wykonać. Nauczyciel poprawi go, że
dokonał odbicia. Matematyk bez problemu manipuluje odbiciami i obrotami, ale fizyk tego nie potrafi:
dla fizyka zamiana naszej przestrzeni na lustrzaną jest niewykonalna. Jak sądzisz, czy winne jest temu
nasze biologiczne dziedzictwo czy strach przed opuszczeniem "zdrowego rozsądku"? Mechanicy
kwantowi bez problemu wykonują skomplikowane rachunki ale ich nie rozumieją, ciągle nie wiedzą, że
mówią prozą. Profesor Jadczyk na swym blogu wyraził przekonanie, że współcześni matematycy
pracujący nad teorią strun w gruncie rzeczy nie mają pojęcia co liczą, a tym samym nie mają pojęcia
dla kogo tak naprawdę pracują. Święte słowa!