06 Filipowicz.indd
Transkrypt
06 Filipowicz.indd
Artur Filipowicz SJ Czy jesteśmy odpowiedzialni za winy naszych przodków? C zy dzisiejsze pokolenie powinno odpowiadać za winy przeszłych pokoleń? Czy jest współwinne wykroczeniom, jakich dopuścili się ich przodkowie? Czy na skutek chociażby przynależności do tej samej kultury, narodu, rodziny czy wspólnoty religijnej nie ponosi ono współodpowiedzialności za winy „ojców”? Czy obecne pokolenie powinno przyjąć na siebie złe dziedzictwo przeszłości i starać się w jakiś sposób zadośćuczynić tym, którym kiedyś wyrządzono krzywdę? Wątpliwości tego rodzaju pojawiają się w publicznej debacie, toczonej co najmniej od zakończenia II wojny światowej. Przybierają one postać następujących dylematów: czy wyrosłe po wojnie nowe pokolenie Niemców powinno się poczuwać do odpowiedzialności za zbrodnie hitlerowskiego reżimu, podobnie jak powojenne pokolenie Rosjan za ofiary terroru dyktatury komunistycznej; nowe pokolenie Ukraińców za rzeź wołyńską, czy nowe pokolenie Polaków za wypadki w Jedwabnem? Można zatem zasadnie postawić bardziej ogólne pytanie o naszą współodpowiedzialność i zadośćuczynienie za zło, którego nie Przegląd Powszechny 4 (1052) 2009, s. 35-44 35 jesteśmy sprawcami, a którego architektami i wykonawcami byli nasi przodkowie. Rodzice winni za nasze winy? Gdybyśmy jednak zechcieli odwrócić postawione pytania i przefromułowali je w odmienny sposób, odnosząc do znanych z doświadczenia relacji rodzice-dzieci, mogłyby one brzmieć następująco: Czy rodzice ponoszą odpowiedzialność za wszystkie przewinienia, jakich dopuszczają się ich dzieci; czy błędne decyzje życiowe i wychowawcze rodziców determinują do tego stopnia egzystencję potomstwa, że jest ono niejako skazane na porażkę, na ponoszenie samych klęsk życiowych? Potoczna intuicja, wsparta argumentacją niektórych szkół psychologicznych, usiłuje znaleźć odpowiedź twierdzącą, podążając logiką kulturowego adaggium: „Pokaż mi swych rodziców, a powiem ci, kim jesteś” lub „powiedz mi, jak zachowują się twoi rodzice, a udowodnię ci, że tak samo będziesz postępował w swoim życiu”. Istnieje bowiem powszechne przekonanie, że środowisko rodzinne i pozarodzinne, jakościowe konteksty relacyjne rodzice-dzieci-rówieśnicy oraz wychowanie wpływają na samoświadomość nowych pokoleń. Tworzą wzorce postępowania, kształtują ludzkie zachowanie. Decydują o tym, kim dziecko się stanie jako dorosły człowiek. Kontekst środowiskowy stanowi, w przekonaniu niektórych, jedynie słuszną odpowiedź na problem, dlaczego w dorosłym życiu przytrafiają się nam częściej złe niż dobre rzeczy. Obwinianie rodziców za skutki osobistych wyborów i decyzji może stanowić wygodny mechanizm samousprawiedliwienia: „To nie my jesteśmy odpowiedzialni za swoje naganne postępowanie”. Odpowiedzialność ponoszą oni: rodzina lub szeroko rozumiane środowisko życia. Rezygnacja z odpowiedzialności ma głębsze uzasadnienie. Jest nim zapewne nieumiejętność dostrzeżenia własnych braków i popełnianych błędów. Obwinianie przeszłych pokoleń może stanowić swego rodzaju alibi, by nie brać pełnej odpowiedzialności za swoje decyzje życiowe. Osoba obwiniająca przestaje podlegać „logice rozwoju”, a zaczyna podlegać „logice regresu”. Choć metrykalnie 36 dorosła, faktycznie pozostaje na poziomie infantylizmu pychiczno-duchowego. Jest jak rozkapryszone dziecko, które, niedostając od rodziców upragnionej zabawki, zarzuca im brak miłości, a ostatecznie zrzuca na nich odpowiedzialność za swoje złe samopoczucie, samotność, nieszczęście i niepowodzenia. Prawdą jest, że w okresie przedpubertalnym wpływ czynników środowiskowych, szczególnie rodziny, istotnie wpływa na kształtowanie się osobowości dziecka. Nie oznacza to jednak, że deficyt emocjonalny rodziców lub ich błędy wychowawcze w absolutny sposób zdeterminują dorosłość dzieci. Fakt, że ktoś wychował się w rodzinie patologicznej, rozbitej, nie skutkuje od razu tym, że będzie on w swoim życiu automatycznie powielał dysfunkcyjne wzorce. Wprawdzie więcej czasu i wysiłku może mu zająć osiągnięcie dojrzałości psychicznej, emocjonalnej i społecznej, co nie oznacza, że nie stanie się rozumnym, wolnym i odpowiedzialnym człowiekiem. Jego dorosłe życie zależeć będzie przede wszystkim od świadomie dokonywanych wyborów i ponoszenia za nie pełnej odpowiedzialności. Dojrzałość psychiczno-duchowa zaczyna się bowiem wówczas, gdy osoba zakończy proces obwiniania przeszłych pokoleń, dostrzegając przede wszystkim w sobie, a nie w innych, przyczyny życiowych porażek i niepowodzeń. Można zatem słusznie twierdzić, że rola rodziców w wychowaniu dzieci jest fundamentalna i istotowo ważna, jednakże nie mogą oni ponosić całkowitej odpowiedzialności za konkretne wybory i działania swoich dorosłych dzieci. Jeśli próbują je usprawiedliwić przed innymi, to czynią to w dużej mierze z racji międzypokoleniowej więzi. Wracając do postawionego we wstępie problemu, spróbujmy obecnie zasygnalizować niektóre elementy odpowiedzi na pytanie: Czy dzieci w jakikolwiek sposób powinny się poczuwać do odpowiedzialności za winy popełnione przez rodziców? Albo ujmując problem w szerszej perspektywie: Czy dzisiejsze pokolenia powinny ponosić konsekwencje niesprawiedliwych i zbrodniczych poczynań przeszłych pokoleń? Odpowiedź na tak sformułowane pytania zależy w dużej mierze od fenomenologicznego opisu winy. 37 Fenomenologia winy Antropologiczna analiza fenomenu winy pozwala dostrzec wieloaspektowość tego zjawiska. Zasadnie więc można wyróżnić co najmniej cztery kategorie winy: prawną, moralną, polityczną i metafizyczną. Wina prawna polegać będzie na podejmowaniu działań naruszających normy prawa pozytywnego. W trakcie niezawisłego procesu, zgodnie z legalnie obowiązującymi procedurami, dochodzi do uznania oskarżonego za osobę winną lub niewinną, na której ciąży lub nie prawna odpowiedzialność za popełnione przestępstwo. I to bez względu na fakt, czy obwiniony poczuwa się do winy, czy też nie. Gdy zostanie mu udowodniona wina, ponosi wówczas karę za swoje przestępstwo. Trudno jednak mówić o odpowiedzialności zbiorowej w sytuacji, gdy tylko jednostka podejmowała decyzję i była wykonawcą zbroniczego czynu. Współodpowiedzialność innych miałaby miejsce jedynie wówczas, gdyby im także udowodniono aktywny współudział w przestępczym procederze. Kategoria winy prawnej jest tożsama w wielu aspektach z winą moralną. W przypadku tej pierwszej instancją rozstrzygającą o zaistnieniu winy jest niezawisły sąd, w sytuacji winy moralnej – sumienie. Człowiek ponosi winę moralną za określony czyn, o ile jest poczytalny, czyli w rozumny i wolny sposób podjął decyzję, a następnie samodzielnie wykonał zaplanowane działanie. Co więcej, odpowiedzialność człowieka sprawia, że dobro jak i zło zawarte w treści konkretnego czynu, stają się elementem składowym jego własnego „ja”. W związku z tym ponosi on określone konsekwencje moralne. Są nimi załuga w przypadku spełnienia czynu dobrego lub wina w przypadku popełnionego zła. Osoba, jako autonomiczny i samoświadomy podmiot działania, może zasadnie powiedzieć: „To ja sam jestem odpowiedzialny za swoje czyny i nikt poza mną”; „ja także nie ponoszę odpowiedzialności za postępowanie innych ludzi”. O ile w przypadku winy prawnej i moralnej sprawa odpowiedzialności jest wystarczająco jednoznaczna, o tyle skomplikowaniu ulega kwestia ponoszenia odpowiedzialności za winę polityczną. Wina polityczna dotyczy dwóch sfer: społecznej i indywidualnej. Władzy i obywatela. Władza państwowa, podejmując określone de- 38 cyzje wymierzone w dobro wspólne narodu lub globalnie ujmowanej społeczności, uruchamia łańcuch niebezpiecznych zachowań. Decyzje niesprawiedliwe ze swej natury mogą zagrozić porządkowi wewnetrznemu i zewnętrznemu, przestępcze zaś ostatecznie skutkują trzema co najmniej rodzajami zbrodniczych procederów. Po pierwsze, mogą być to zbrodnie przeciw pokojowi. Przybierają one wówczas formę planowania, przygotowania oraz wszczęcia i prowadzenia przewrotów politycznych, stanów wyjątkowych czy militarnych działań ofensywnych, z pogwałceniem legalnie obowiązującego prawa wewnętrznego czy traktatów międzynarodowych. Drugi typ zbrodniczych działań władzy publicznej to zbrodnie wojenne. W wyniku krwawych konfliktów wewnętrznych lub zewnętrznych działań zbrojnych dochodzi do zabijania jeńców, torturowania więźniów, kradzieży mienia publicznego i prywatnego, a także nieusprawiedliwionych zniszczeń obiektów cywilnych. Władza, która jest odpowiedzialna za rozpętanie konfliktu militarnego, może dokonywać także zbrodni przeciw ludzkości w postaci zabójstw, eksterminacji, eksportacji i prześladowania ludności cywilnej z przyczyn politycznych, rasowych, etnicznych czy religijnych. Za tego typu przestępcze decyzje i ich skutki winę polityczną ponosi jednak nie tylko władza państwowa. Zostaje nią obarczony także naród. Dzieje się tak dlatego, że w państwie nowożytnym każdy obywatel jest aktywnym uczestnikiem sceny politycznej, co najmniej przez oddanie lub powstrzymywanie się od głosu podczas wyborów powszechnych. Paralelnie do winy politycznej należałoby umiejscowić kategorię winy metafizycznej. Jej istota polegałaby na uchybieniu bezwzględnej solidarności z cierpiącym człowiekiem. Solidarność międzyludzka oznacza bowiem, że wszyscy są obarczeni współodpowiedzialnością za wszelkie zło i niesprawiedliwości obecne w świecie. Tym bardziej każdy jest współodpowiedzialny za przestępstwa dokonywane w jego obecności, za jego wiedzą lub aprobatą. Bierne przyglądanie się rozwojowi wypadków lub brak sprzeciwu wobec wyrządzanej komukolwiek krzywdy, czy też niemożność skutecznego przeciwstawienia się przestępczym procederom z obawy o życie własne lub najbliższych, są to składowe winy metafizycznej. Ujmując szerzej ten problem, można postawić tezę, że każdy człowiek, 39 z racji przynależności do globalnie ujmowanej wspólnoty ludzkiej, powinien poczuwać się do odpowiedzialności za zło dokonane przez ludzkość na samej sobie kiedykolwiek i w jakikolwiek sposób. Winie towarzyszą określone skutki zewnętrzne i wewnętrzne, które wpływają na życie jednostek. U osób, które poczuwają się do winy za popełnione wykroczenia, może to być początek wewnętrznej przemiany i odnowy. Nawrócenia. Łatwo więc zauważyć, że odpowiedzialność za winę prawną i moralną ponosi konkretna osoba. Trudno w tej sytuacji obarczać odpowiedzialnością tych, którzy nie mieli nic wspólnego z przestępczym procederem. Tym bardziej niedorzeczne byłoby pociąganie do odpowiedzialności potomków za winy prawne i moralne popełnione przez ich przodków. Wspomniane kategorie winy przynależą jednak do sfery odpowiedzialności indywidualnej. Do odpowiedzialności zbiorowej należałoby natomiast zaklasyfikować winę polityczną i metafizyczną. O ile jednak za błędne decyzje polityczne odpowiada władza publiczna i obywatele, którzy swoim poparciem lub brakiem zaangażowania przyzwolili na te działania, o tyle trudno mówić w takiej sytuacji o winie i odpowiedzialności nowych pokoleń. Te ostatnie, w międzypokoleniowej sukcesji, mogą jedynie poczuwać się do odpowiedzialności za metafizyczne winy swoich przodków. Odpowiedzialność taka zależeć będzie w znacznym stopniu od poziomu identyfikacji nowych pokoleń z przeszłymi. Im bardziej nowe pokolenie odczuwa tożsamość kulturową, narodową, rodzinną czy religijną, tym silniejsze będzie u niego poczucie odpowiedzialności za dziedzictwo przeszłości. Ci natomiast, których związki ze wspólnotą kulturową, narodową, rodzinną i religijną zostają rozluźnione lub zerwane, łatwiej będą się zrzekać odpowiedzialności za winy przodków1. Teologia winy Teologicznomoralna refleksja Kościoła na temat winy odnosi się zazwyczaj do winy moralnej i podkreśla rolę indywidualnej odpowiedzialności za popełnionione zło. Ale nie tylko. Teologia zwraca 1 40 Por. A. Dylus, Problem podmiotu odpowiedzialności moralnej w obrębie struktur społecznych, „Studia Theologica Vars.”, nr 2/1991, s. 92. również uwagę na rolę winy religijnej, która oznacza odwrócenie się człowieka od Boga, zanegowanie Przymierza i bałwochwalcze zwrócenie się w kierunku stworzenia. Kara za grzechy przodków – choć mogła dotykać przyszłe pokolenia – nie była rozumiana jako kara „wieczna” w doczesnej egzystencji. Historia zbawienia wyraźnie ukazuje, iż Bóg wielokrotnie podejmuje inicjatywę jednania ludzi ze sobą, a przez siebie z innymi, darując im wszelkie winy. Do takiej interpretacji upoważnia teologów analiza treści objawienia biblijnego. Odwołują się oni zazwyczaj do następujących fragmentów Starego Testamentu: Pan, Bóg twój, który karze występek ojców na synach do trzeciego i czwartego pokolenia (…), okazuję zaś łaskę aż do tysiącznego pokolenia względem tych, którzy Mnie miłują i przestrzegają moich przykazań (Wj 20,5); Pan zsyłający kary za niegodziwość ojców na synów i wnuków aż do trzeciego i czwartego pokolenia – ale miłosierny i litościwy, bogaty w łaskę i wierność, zachowujący swą łaskę w tysiączne pokolenia (Wj 34,7); Pan karze grzechy ojców na synach do trzeciego, a nawet czwartego pokolenia, ale bogaty w życzliwość, przebacza niegodziwość i grzech; odpuść więc winy tego ludu według wielkości Twego miłosierdzia (Lb 14,18); Jestem Bóg karzący nieprawość ojców na synach w trzecim i czwartym pokoleniu (…), a okazuję łaskę w tysiącznym pokoleniu tym, którzy Mnie miłują (Pwt 5,9-10). Z przytoczonych starotestamentowych tekstów można zasadnie wnosić, iż skutki winy prawnej, moralnej, politycznej czy religijnej, za które odpowiedzialność ponoszą konkretne osoby, mogą dotknąć przyszłe pokolenia. Jednakże za sprawą tajemnicy Bożego miłosierdzia konsekwencje win przodków ulegają po pewnym czasie wygaszeniu. Międzypokoleniowe skutki grzechów zostają zgładzone, dzięki niezasłużonej inicjatywie samego Boga oraz w wyniku, nawet nielicznych, dobrych uczynków dokonanych przez przeszłe pokolenia. Znamiennie brzmi fragment Księgi Ezechiela, w którym autor biblijny zauważa, że przyszłe pokolenia nie ponoszą odpowiedzialności za winy moralne i religijne przeszłych pokoleń, ani też przodkowie za wykroczenia swojego potomstwa. Pan skierował do mnie te 41 słowa: Z jakiego powodu powtarzacie między sobą tę przypowieść o ziemi izraelskiej: Ojcowie jedli zielone winogrona, a zęby ścierpły synom? Na moje życie – wyrocznia Pana Boga. Nie będziecie więcej powtarzali tej przypowieści w Izraelu. (…) Syn nie ponosi odpowiedzialności za winę swego ojca ani ojciec – za winę swego syna. Sprawiedliwość sprawiedliwego jemu zostanie przypisana, występek zaś występnego na niego spadnie (Ez 18,2-3.20). Objawienie biblijne wyraźnie eksponuje odpowiedzialność indywidualną za popełnione czyny. Mimo to, jeszcze w czasach Jezusa panowało przekonanie, że choroba, ułomność czy tragiczne wydarzenia życiowe stanowią konsekwencję grzechów popełnionych albo przez przodków, albo przez osobę dotkniętą fizyczną lub psychiczną niemocą. Owa błędna interpretacja zostaje poddana krytyce przez Chrystusa. Na pytanie uczniów o przyczynę ślepoty niewidomego od urodzenia – a konkretnie o to, kto zgrzeszył, on czy jego rodzice, że się urodził niewidomy – Jezus odpowiada w następujący sposób: Ani on nie zgrzeszył, ani rodzice jego, ale [stało się tak], aby się na nim objawiły sprawy Boże (J 9,3). Nieprawdziwy jest zatem schemat, według którego choroba lub niepełnosprawność są postrzegane jako konsekwencja grzechu chorego lub jego przodków. Jezus wyraźnie zaznacza, że choroba, nawet wrodzona, może być uleczona dzięki nadzwyczajnej interwencji Boga. Nie ma zaś nic wspólnego z Bożą karą za popełnione grzechy. W interesujący sposób Biblia interpretuje odpowiedzialność potomków za winy polityczne swych przodków. Pomocna może być w tym względzie wypowiedź autora Księgi Lamentacji: Przodkowie nasi zgrzeszyli – ich nie ma, a my dźwigamy ich grzechy (Lm 5,7). Warto podkreślić, że przytoczona wypowiedź odnosi się do niewoli politycznej, w jaką popadł Izrael z chwilą najazdu Babilończyków w 587/586 r. przed Chr. Autor biblijny podkreśla, że owa klęska była karą za grzech odstępstwa od Boga, jakiego dopuścili się przywódcy polityczni i wspierający ich naród wybrany. Prorok nie traci jednak nadziei na przyszłe odrodzenie. Warunkiem zaś odzyskania wolności jest nawrócenie Izraela. Ma ono polegać na odwróceniu się od zła, ponownym skierowaniu się do Boga i prośbie o przebaczenie za popełnionych grzechy. 42 Analogiczną linię inetrpretacyjną można odnaleźć w niedawnych wypowiedziach Magisterium. Dyskusja toczona np. wokół pojęcia tzw. grzechu społecznego i strukturalnego przyczyniła się do sprecyzowanie stanowiska Kościoła w tej kwestii. W adhortacji apostolskiej „O pojednaniu i pokucie w dzisiejszym posłannictwie Kościoła” Jan Paweł II zauważa, że Kościół, gdy mówi o sytuacjach grzechu lub go piętnuje, jako grzechy społeczne pewne sytuacje czy pewne zachowania zbiorowe większych czy mniejszych grup społecznych lub wręcz całych narodów i bloków narodów, wie i głosi, że takie wypadki grzechu społecznego są jednocześnie owocem, nagromadzeniem i zbiorem wielu grzechów osobistych (RP nr 16). Papież wymienia następnie sposoby indywidualnego wkładu w tworzenie zła zbiorowego i kończy jednoznaczną konkluzją: Prawdziwie odpowiedzialne są osoby. Sytuacja – a więc także instytucja, struktura, społeczeństwo – nie jest sama przez się podmiotem aktów moralnych; dlatego nie może być sama w sobie dobra lub zła. Na dnie każdej sytuacji grzechu znajdują się zatem zawsze osoby, które grzech popełniają. Jest to tak dalece prawdziwe, że gdy dana sytuacja może być zmieniona pod względem strukturalnym i instytucjonalnym siłą prawa lub (…) prawem siły, to w rzeczywistości taka zmiana okazuje się niepełna, krótkotrwała, a w ostateczności daremna i nieskuteczna – i nawet przynosząca odwrotny skutek – jeśli nie towarzyszy jej nawrócenie osób bezpośrednio czy pośrednio za tę sytuację odpowiedzialnych (tamże). Nie istnieje zatem zbiorowy podmiot moralny, a w konsekwencji kolektywna odpowiedzialność za prawne i moralne winy przeszłych pokoleń. Analogicznie można mówić o odpowiedzialności zbiorowej za winy polityczne rządzących i rządzonych. Trudno jednak obarczać nimi obecne pokolenia. Wydaje się jednak, że z teologicznomoralnego punktu widzenia, mimo indywidualizacji winy prawnej, moralnej, religijnej i w pewnym sensie politycznej, można zasadnie mówić o odpowiedzialności międzypokoleniowej za winę metafizyczną. Wprawdzie nie odpowiadamy za grzechy i winy przodków, jednakże na mocy przynależności do określonej kultury itd., oraz podzielając wspólną tożsamość historyczną z przeszłymi 43 pokoleniami, dźwigamy brzemię ich grzechów, wykroczeń i błędnych decyzji. Jesteśmy współodpowiedzialni na poziomie metafizycznym – przez wspólnotową przynależność międzypokoleniową i międzyludzką solidarność wszystkich ze wszystkimi – za winy przeszłych pokoleń. Spoglądając z perspektywy teologicznej na interesujacy nas problem odpowiedzialności za winy przodków, można dojść do przekonania, iż w Chrystusie i przez Niego życie każdego chrześcijaninna zostaje złączone tajemniczą więzią z życiem wszystkich chrześcijan w nadprzyrodzonej jedności Mistycznego Ciała, czyli Kościoła. Innymi słowy, teologiczna kategoria „świętych obcowania” oznacza wspólnotę, jaka istnieje między świętymi, zmarłymi przebywającymi w czyścu oraz wszystkimi żyjacymi na ziemi. Istnieje zatem duchowa, trwała i wzajemna międzyosobowa relacja obecnych i przeszłych pokoleń. W tej międzypokoleniowej komunii świętość jakiegolwiek człowieka (żyjącego lub nie) o wiele bardziej wspomaga nowe pokolenia niż grzech któregokolwiek z przodków (por. KKK 1474). Niektórzy ludzie pozostawiają po sobie jak gdyby nadmiar miłości, poniesionych cierpień, czystości i prawdy, który ogarnia i wspiera innych (IM 10). Dobitnie podkreśla tę prawdę św. Paweł: Ci, którzy polegają na wierze, mają uczestnictwo w błogosławieństwie wraz z Abrahamem (Ga 3,9). Nowe pokolenia o wiele bardziej doświadczają w swoim życiu skutków Bożych błogosławieństw, docierajających do nich za pośrednictwem ich przodków, aniżeli konsekwencji grzechów popełnionych przez przeszłe pokolenia. Chrześcijaństwo wnosi jeszcze jedną „nowość” w spojrzeniu na kwestię miedzypokoleniowej winy. Zwraca uwagę na fakt, że wina może być „szczęśliwa”, skoro sam Bóg stał się Wybawicielem wszelkich win. Grzech popełniony przez człowieka sprowokował bowiem Boga do wcielenia a następnie do odkupieńczej męki i śmierci za grzechy i winy przeszłych, teraźniejszych i przyszłych pokoleń. ARTUR FILIPOWICZ SJ, dr teologii, wykładowca etyki na Papieskim Wydziale Teologicznym, sekcja „Bobolanum” w Warszawie. 44