chcą żyć

Transkrypt

chcą żyć
Emocje
lepsze życie KLUCZ DO UCZUĆ
chcą żyć
Bez emocji nie ma nas. Ale jesteśmy uczeni,
że niektóre lepiej skryć. Kobiety oduczane są
agresji, mężczyźni – łez. A przecież my czasem
mamy ochotę walnąć, a oni zapłakać. Dopiero
kiedy zrzucamy maski, możemy być naprawdę
szczęśliwi. Jak to zrobić z Jackiem Masłowskim
rozmawia Anna Maruszeczko.
W
iększość mężczyzn
nie ma życia. Zamiast niego jest wielkie udawanie,
każdego dnia po prostu żyjemy w kłamstwie. Ale
wszyscy się do tego przyzwyczailiśmy i nie zwracamy na to uwagi” – ponura diagnoza słynnego
psychologa Steve’a Biddulpha. Ale czy prawdziwa?
Zdecydowanie tak. Kiedy pytam: „Co ty byś
chciał w życiu, dokąd zmierzasz?”, to 99 na 100
mężczyzn odpowie: „Nie wiem”. Będą mówili
o rzeczach, które płyną z jakiegoś stereotypu
społecznego, ale jeżeli zaprosiłbym ich do spojrzenia w siebie, to nie ma odpowiedzi. Albo proste pytanie o relacje: „Po co ci w życiu kobieta?”.
Też pusto?
Większość mężczyzn mówi: „Nie wyobrażam
sobie życia bez kobiety”. „Ale dlaczego?”, „No,
bo tak by było pusto”, „Bo nie byłoby seksu…”.
„Dobrze, ale na razie mówisz jednostronnie,
a co ty chcesz dać kobiecie?”. To są pytania miażdżące, wielu mężczyzn nie ma odpowiedzi.
Dlaczego tak jest?
Nie do końca wiedzą, kim są. Na pytanie „Co teraz czujesz?”, 9 na 10 mężczyzn odpowie, co myśli
bądź „Nie wiem”.
Ostatnio obserwowałam mężczyznę, który
pokłócił się z żoną kolejny raz (długi staż). Nie
przyszło mu do głowy, żeby o tym porozmawiać.
Po prostu wrócił do domu, usiadł pewnie przed
telewizorem i tak do następnej kłótni. Cierpi, ale
nic z tym nie robi. Przyzwyczaił się?
Nie zastanawia się.
Ale to jest inteligentny człowiek...
Inteligencja i zdolność do refleksji to są dwie
różne sprawy. To drugie wymaga wglądu
w siebie, nie logicznego przemyślenia, tylko
skontaktowania się ze swoimi emocjami, stanami natury psychicznej. Wielu mężczyzn nie
jest w stanie tego zrobić. To nie do końca jest ich
wina. To wynik długotrwałego procesu społecznego: mężczyzna nie ma czuć, on ma się zbroić.
Czyli rodzice powinni wyrzucić ze swojego słownika zdanie: „Chłopaki nie płaczą”?
Tak, jak należy zrezygnować z mówienia
chłopcom, że „chłopaki nie płaczą”, należy też
60
|
URODA ŻYCIA
zrezygnować z mówienia dziewczynkom, że
mają być grzeczne. To może jest już wyświechtany przykład, ale arcyważny. To są przekazy, które
uruchamiają całą masę innych: będziemy cię nagradzać za to, że będziesz posłuszna, miła, ładna,
uległa, a to z kolei powoduje, że wiele kobiet jest
kompletnie bezradnych wobec własnej agresji,
złości, sprawczości.
Sprawczość – rozumiem, przydaje się w życiu, ale
po co nam kontakt z własną agresją, złością?
Bez dobrego kontaktu z agresją (popędową)
nie ma możliwości stać się sprawczym. Ruch
agresywny to taki, kiedy po fazie mobilizacji
przystępujemy do działania, by zaspokoić jakąś
swoją potrzebę. Ta zasada jest podstawą takich
„banalnych” czynności, jak oddychanie, ssanie
czy gryzienie po takie, jak osiąganie celów, przekraczanie kolejnych etapów w rozwoju zawodowym itp. Złość natomiast to jest emocja, która
w przedcywilizacyjnym świecie pomagała nam
ratować życie. Daje o sobie znać, gdy na naszej
drodze do celu pojawia się przeszkoda.
To przekonuje. Słaby kontakt z tymi emocjami
rzeczywiście może obniżyć jakość życia.
Nieraz słyszałem od kobiet: „Próbowałam być
z wieloma mężczyznami, ale jak jestem sobą,
to się mnie boją, więc muszę podgrywać, że
czegoś nie umiem, czegoś nie wiem, że się nie
orientuję, bo muszę pozwolić im być mężczyznami”. I w drugą stronę jest tak samo, wielu
mężczyzn udaje kogoś, kim nie jest, żeby dostać
gratyfikację społeczną.
Ale to jest teatr nie życie.
Obie płcie dostają „na drogę” w procesie wychowania różnego rodzaju zakazy, które każą
im wypierać bądź zaprzeczać wielu emocjom
I wbijać się w przyciasne role społeczne. Znam
kobiety, które przychodzą na terapię i mówią;
„Wie pan co, ja się w ogóle nie złoszczę…”. I rzeczywiście możesz ją prowokować do otwartej
złości na wiele sposobów, a ona się nie zezłości.
A może to wynika z charakteru, a nie z wychowania?
Właśnie z tego, że ktoś jej kiedyś zabronił się
złościć, bo tylko grzeczną dziewczynkę akceptują tata, mama, babcia, pani w szkole.
Może jednak lepiej panować nad emocjami?
Lepiej być ich panem, a nie niewolnikiem.
To nie ma nic wspólnego z panowaniem nad
emocjami.
W takim razie jest z tym mylone.
Tak. Gdy prowadzę warsztaty z inteligencji
emocjonalnej dla biznesu, to zazwyczaj pojawia
URODA ŻYCIA
|
61
lepsze życie KLUCZ DO UCZUĆ
się zdziwienie: „Ale jak to? Przecież
to jest w ogóle nieprofesjonalne, żeby być
w kontakcie z emocjami”.
No przecież trzeba trzymać twarz.
Tak, tak, ktoś nam kiedyś sprzedał taką
„mądrość”, że panowanie nad emocjami, to jest po prostu bycie kompletnie
usztywnionym – zero ruchu brwią.
Nie da się panować nad czymś, czego nie
widać. To tak, jakby się miało zarządzać
pracownikami, których się nigdy nie
widziało. Żeby mówić o tym, że lepiej
panować nad emocjami, niż dawać tym
emocjom panować nad sobą, to najpierw
trzeba się z nimi skontaktować.
Zgoda, zrozumiałam, chcę mieć kontakt
ze swoimi emocjami. Ale czy ja się do tego
„dokopię”, skoro chowałam się za maskami od dzieciństwa? Może maska stała się
moją drugą naturą?
Jeśli stała się drugą, to znaczy, że gdzieś
tam jest ta pierwsza i pragnie, żeby
znów ją wydobyć na światło dzienne.
„Czy jesteś już wystarczająco zrozpaczony?” – to kluczowe pytanie. Nasze
JA jest na szczęście tak skonstruowane,
że nie da zapomnieć o emocjach, które
próbujesz z siebie wyrzucić. Wcześniej
czy później doświadczysz takich rzeczy,
które spowodują, że twoje mechanizmy
obronne pomagające udawać, że coś
cię nie dotyczy, przestają być skuteczne.
Czytałem o mężczyźnie, który dowiedziawszy się, że jego żona poroniła,
wpadł w rozpacz. Od tego zaczął się cały
proces jego głębokiej przemiany. Dzięki
takim przeżyciom zaczynasz czuć, że coś
jest nie tak w twoim życiu.
Czy musi się wydarzyć coś dramatycznego, żebyśmy zaczęli żyć naprawdę?
To jest okazja. Takie wydarzenia zaczynają cię urealniać. Okazuje się, że nie jesteś
omnipotentna, nieśmiertelna, na zawsze
piękna i bogata. To jest moment, który
jest lekcją pokory. Weźmy mężczyznę,
który szedł przez życie jak harpagan, „robił biznesy”, uprawiał ekstremalne sporty, nic go nie ruszało, dosłownie facet
czołg. Ludzie patrzyli na niego i mówili:
„Jaki silny gość!”. I któregoś dnia budzi
się w środku nocy cały zlany potem
i czuje przerażenie, wchodzi w depresję.
Wokół wszyscy się dziwią, jak to mogło
się stać. Tymczasem większość mężczyzn
w wyniku „użytkowego” podejścia do samych siebie i do świata, wkracza w okres
62
|
URODA ŻYCIA
zwany czasem popiołów. To wyjątkowo
wyraźne „zaproszenie” od życia. Nie da
się tego uniknąć, wcześniej czy później
to nastąpi.
To dlatego, że on nie robił wcześniej tego,
co robił, w zgodzie ze sobą?
Wyciął siebie. W dużej części powycinał swoje wrażliwe kawałki. Tak długo
to trenował, że sam uwierzył, że strach
czy smutek go nie dotyczą. Ale któregoś
dnia one się pojawią i to tak, że nie można już udać, że ich nie ma.
I co wtedy?
To jest czas, kiedy zaczynamy się urealniać. Do naszej głowy zaczyna dochodzić, że nasza rzeczywistość, to nie jest
tylko bycie facetem czołgiem, że dotyczą
nas inne stany i inne uczucia.
Co później może się wydarzyć? Złapię
cudowny kontakt ze sobą i zacznę pełniej
żyć, z użyciem wszystkich uczuć i emocji?
„I żyli długo i szczęśliwie, aż do wyłączenia komputera…” (śmiech). Otóż nie,
to jest wielka szansa. Wchodzisz w obszar
cierpienia, który jest szansą na zmianę.
Wiem, że to pobrzmiewa jak fantastyka, ale wejście w taki kryzys jest okazją
do tego, żebyś zaczęła się ze sobą zaprzyjaźniać. I teraz ważne jest, czy masz w sobie tyle siły lub wsparcia z zewnątrz, żeby
wejść na tę drogę. Przyznam, że to „droga
dla VIP-ów”, nie ma z niej odwrotu,
ponieważ to droga samopoznania, droga
samoświadomości, droga dosyć trudnej
pracy nad kompletowaniem samego siebie, również o te aspekty samego siebie,
których do tej pory nie chciałaś u siebie
widzieć. Wreszcie masz szansę stać się
Bardzo Ważną Osobą – dla siebie.
Mimo że ludziom się wydaje, że życie tylko wtedy jest dobre, gdy jest przyjemne,
bez wstrząsów?
Wtedy masz szansę uzyskać pełnię życia.
Pełnia życia to po prostu możliwość
doświadczania życia w całości, całego
kalejdoskopu uczuć. Jest mnóstwo cierpienia, smutku, złości, bo to po prostu
jest. Ale czym innym jest doświadczać
smutku i nauki radzenia sobie z nim
w konstruktywny sposób, a czym innym
jest udawać, że smutek mnie nie dotyczy.
„Droga dla VIP-ów” polega na tym, że
zaczynasz zaprzyjaźniać się ze swoim
smutkiem, uznajesz go: „OK, witaj mój
smutku, rzeczywiście jesteś mój, jesteś
częścią mnie”. To jest trochę tak, jakbyś
nagle odzyskała prawą rękę. Do tej pory
ona była zdrętwiała, ponieważ jej nie
używałaś, ale nagle zaczynasz ją zasilać
energią i zaczyna odżywać, będziesz
mogła nią władać.
Każda emocja jest ważna, nawet ta trudna?
Każda. Emocje to informacje. Weźmy
strach. Jedziesz samochodem, wieziesz
rodzinę, nie czujesz w ogóle strachu i jest
zakręt, jedziesz 70 km/godz., nie boisz
się, przyspieszasz i kończysz na drzewie.
Strach jest niezwykle ważną informacją,
ponieważ jest ostrzegający: „Słuchaj
stary, coś jest nie tak, przyjrzyj się temu”.
A taki lęk egzystencjalny, przed przyszłością, strach o dzieci. Jak zaprzyjaźnić
się z takim strachem?
Dziś śniło mi się, że się starzeję i obudziłem się silnie przestraszony, że coś
się kończy, że będzie już tylko gorzej.
Pierwszy raz zdarzyło mi się coś takiego
i teraz zastanawiam się, przed czym ten
strach mnie ostrzega? Czy przed tym, że
przyzwyczaiłem się do rzeczy, z którymi
powinienem się pożegnać, czy być może
jest jakaś ważna dla mnie niezałatwiona
sprawa? Może ten strach mówi: „Hej,
może jednak coś z tym zrobisz?”.
To jest komunikat, tylko nie jest wyrażony wprost, że „boję się tego i tego”.
Samo dociekanie, o co właściwie chodzi
z tym strachem, pozwala ci odkryć prawdę o twoim życiu i zrobić coś, o czym
być może w ogóle zapomniałaś i właśnie
teraz się przypomina.
Jak się nauczyć zarządzać emocjami
po latach ich ignorowania?
Cały czas dzisiaj rozmawiamy o takich
obszarach, które wiążą się z inteligencją
emocjonalną, więc najpierw potrzebna
jest samoświadomość, czyli wiedza, że
„tak mam”. I teraz, skoro już to wiem,
to co chcę z tym zrobić? Rozmawiasz
z szefem, który cię ocenia, boisz się
go: „OK, boję się, jak mogę sobie z tym
strachem poradzić?”. Zaczynasz głęboko
oddychać przeponą. To cię uspokaja,
czyli cały czas jesteś w kontakcie ze sobą,
ale wcale nie udajesz, że się nie boisz.
Czyli przyznać się, nazwać to po imieniu?
To często okazuje się zbawienne. Większość ludzi w ogóle nie wpada na to, żeby
nazwać emocje, zwłaszcza te z obszaru
trudnych, takich jak strach, smutek, żal,
Bliska relacja polega na tym, że mogę
pokazać się cała, nawet w rozpaczy, a
ty mnie nie odrzucisz, nie ocenisz
złość. Zaprzeczają im. Tymczasem, kiedy
je nazwiesz, przejmujesz kontrolę nad
emocją, a nawet nad sytuacją.
Mówi się, że cywilizacja zabija naszą naturalność, emocjonalność i tak już będzie,
zmierzamy ku sztuczności.
Czy warto być martwym za życia, czy lepiej być żywym? (Śmiech). Jeżeli chcesz
być człowiekiem z kartonu, to w porządku, ale jeśli chcesz być człowiekiem
żywym, to nastaw się na to, że będziesz
czuł i czasem będzie cię targało od wielkich euforii do wielkiego smutku.
Ale są sytuacje, kiedy musimy udawać.
Czym innym jest nie wiedzieć, że udaję,
a czym innym powiedzieć sobie: „OK,
nie zajmuję się tym strachem”. Idę
na rozmowę z szefem, czuję, że się boję,
ale postanawiam: „Nie zajmuję się tym.
Jestem skoncentrowany na zadaniu”.
To jest do zrobienia, ale potem wychodzisz ze spotkania i czujesz, że musisz
odreagować, idziesz pokrzyczeć.
Czyli można wziąć strach w nawias
na chwilę. Ale i tak, jak mówisz, potem
da o sobie znać. Nie ma się co łudzić, że
jesteśmy z kamienia?
W ostatecznym rozrachunku to się
somatyzuje.
Wchodzi w ciało?
Jasne, że tak. To jest energia. Ciało jest jak
balon, więc jeżeli nie wypuścisz z niego
energii, to ona zaczyna tężeć, tworzy się
coraz większe ciśnienie, które po pewnym
czasie wyskoczy, np. anginą, zapaleniem
płuc, rozmaitymi napięciami w ciele.
Podobno psychoterapeuta jest w stanie
odtworzyć emocjonalną historię człowieka, patrząc na jego ciało.
Tak, można zorientować się z grubsza
w historii jego zranień.
Pewna terapeutka powiedziała mi, że
podczas terapii obserwuje, jak niektóre
osoby pięknieją, kiedy puszczają blokady
emocjonalne.
Takie osoby są rozluźnione, w ich twarzy
już nie ma napięcia, jest „flow”, pełna
mimika, i ciało wysyła komunikat o człowieku: „Ja nie noszę w sobie trudności,
jestem spokojna, przyjemna”.
Porozmawiajmy o maskach, za które się
chowamy. Jaki to ma związek z nieumiejętnością ujawniania się ze swoimi uczuciami i emocjami?
Wyobraź sobie, że jako dziecko chorowałaś, dostawałaś komunikaty, że jesteś
gorsza, nikt nie chciał się z tobą bawić,
śmiali się z ciebie i do tego masz jeszcze
ojca, który mówi ci: „Stary, weź się nie
maż, tylko się ogarnij! No nie wiesz,
co masz zrobić?”. Więc taki dzieciak
zaczyna się uczyć, tylko to nie jest proces
rozumowy, on nie siada przy biurku,
gdy ma trzy lata i coś postanawia, tylko
zaczyna się uczyć, w jaki sposób najefektywniej może zaspokajać swoją potrzebę
akceptacji. Zauważa, że gdy zaczyna
zaczepiać starszych od siebie, jeśli nie
płacze, gdy ktoś go kopnie w kostkę,
to zyskuje akceptację i szacunek otoczenia. Odkrywając to, zaczyna powoli
wchodzić w taki schemat funkcjonowania, zakłada maskę twardziela. Jeżeli
to trwa wiele lat i cały czas się sprawdza,
to taki człowiek uczy się kontaktować
ze światem poprzez wypracowaną
pozę. To poza, która jest jak kamienica
na Piotrkowskiej w Łodzi: wyremontowaną fasada, a z tyłu czarne i smutne
podwórko.
Ciężko jest żyć z takimi ludźmi.
Bo ciężko im samym żyć ze sobą. To jest
życie jednowymiarowe. „Muszę być jakiś”.
Na przykład: muszę być ostatnim sukinsynem. Gdy byłem słabszy, to mi dokuczali. Są tacy ludzie, którzy mają pełną
świadomość ciężarów, które dźwigają
i dlaczego to robią. Ale myślą tak: „Czy
mi się w ogóle opłaca wychodzić z tego
czołgu?” Rozglądają się wokół, patrzą,
jakie mają relacje z bliskimi i często
widzą, że wokół siebie mają petentów.
Żonę, która wymaga, żeby jej dostarczać
pieniądze, dzieci, które są już dorosłe
i każą sobie kupować kolejne mieszkania
i samochody, oraz masę innych osób,
które są wobec nich interesowne. Okazuje się, że ci wszyscy ludzie odpowiadają
na komunikat, jaki wysyła taki człowiek
swoją pozą: „Ja ci wszystko załatwię. Jestem dobrym szefem, twardym gościem,
więc jeśli pójdziesz za mną, to na pewno
się nie przewrócisz”. Dlatego wiele osób
myśli: „OK, to idę z tobą. Ale w istocie nie
za tobą idę, tylko za tym kawałkiem ciebie. Jeżeli ten kawałek zacznie się chwiać,
to już się z tobą nie bawię, bo nie załatwisz mi tych spraw”. I wtedy ludzie się
żalą: „Dopóki odnosiłem sukcesy, miałem
pełno znajomych. A gdy się znalazłem
w potrzebie, to nie ma nikogo”. Tak się
stało poniekąd na własne życzenie.
A klasyczne maski kobiet?
Dobrotliwość, nadopiekuńczość. Albo
wręcz przeciwnie, jędzowatość: „Jestem
niezależna, nikt mi nic nie powie”.
Też można tak funkcjonować.
Można, ale może się okazać, że masz
45 lat i nie masz wokół siebie nikogo.
Mówisz sobie: „Zrobiłabym wszystko,
żeby mieć faceta, z którym mogę mieć
chociaż jedno dziecko, współtworzyć
rodzinę”. Ale może być też tak, że
URODA ŻYCIA
|
63
lepsze życie KLUCZ DO UCZUĆ
Kontakt z własnymi emocjami to
trudna sztuka. Wymaga odwagi, bo
do niektórych ciężko się przyznać
mówisz: „Nie, to już mnie nie dotyczy…”,
zagłuszasz smutek i zaczynasz żyć znowu
w jednym wymiarze. Mówisz: „Pewnie
inaczej bym dzisiaj funkcjonowała, ale
już trudno, przepadło”. Albo idziesz
w alkohol.
A maska – jestem samowystarczalna?
U wielu kobiet, które dużo osiągają, to wynika trochę z konieczności przetrwania.
Kobieta, która musi przetrwać, staje się
bardzo silna. To się wiąże z instynktem
macierzyńskim i z całym obszarem,
który jest związany z pragnieniem
życia. Te kobiety potrafią zrobić bardzo
wiele, ale takim kosztem, że po pewnym
czasie chciałyby pozwolić sobie jednak
na miękkość, wrażliwość, taką możliwość
opuszczenia rąk.
Dlaczego nie dają sobie do tego prawa?
Nie mają zaufania do mężczyzn. Często
spotykam się z tym, że kobiety mają
w sobie taką ambiwalencję: z jednej
strony chcą mężczyzny sprawczego, ale
gdy już go mają, w ogóle nie wiedzą, jak
sobie z nim poradzić. Więc radzą sobie
przez „kastrowanie” go. Problem w tym,
że taki facet nie da się wykastrować,
więc on odejdzie. One pozostają z uczuciem żalu, że są porzucone. Bywa też, że
wybierają mężczyzn kompletnie innych
niż ci, których by chciały. Ale wybierają
ich, bo potrafią sobie z nimi poradzić.
„Złamany” facet, tak jak „złamana” kobieta, nie da oparcia. Ale wiele osób woli
wybrać „złamanych”, żeby czuć się z nimi
bezpiecznie. Tyle że to bezpieczeństwo
jest wtedy oparte wyłącznie na poczuciu,
że „tylko ja kontroluję sytuację”.
Jak w związku z dłuższym stażem zacząć
rozmawiać o uczuciach?
Mówiłem, że to jest „ścieżka dla VIP-ów”.
Nie jest łatwo. Jeżeli taka relacja jest oparta na wieloletnich rytuałach, standardach,
to każda zmiana budzi obawę. Jeżeli kobieta odkryje w sobie potrzebę kontakto64
|
URODA ŻYCIA
wania się ze swoimi uczuciami, a do tego
zapragnie tego od swojego partnera, jest
duże prawdopodobieństwo, że on zacznie
to kompletnie torpedować: „Co ci się stało?! Zmieniłaś się, przecież było dobrze!”.
W takich momentach ludzie często lądują
na terapii par. Ale nierzadko jedna z osób
mówi: „Ja nie potrzebuję żadnej terapii.
To mnie nie dotyczy”.
Kobiety podobno mają większe rozeznanie w swoim życiu emocjonalnym niż
mężczyźni.
Pewnie, że tak. W świecie jest zgoda
na ekspresję emocjonalną u kobiet,
bo „kobiety są emocjonalne”. Mężczyzna
ewentualnie może się wkurzyć, bo taki
dobrze wkurzony facet jest męski, ale
cała reszta trudnych emocji jest niemęska. Na szczęście coraz częściej się mówi
i pokazuje, że jednak mężczyzna, który
pozwala sobie na płacz, to siła.
Gdy zginęła księżna Diana, to w Wielkiej
Brytanii zmalały kolejki u psychiatrów,
ponieważ mężczyźni wreszcie porządnie
się wypłakali.
Ilość niewyrażonego smutku, którą noszą
w sobie mężczyźni, jest przerażająca
i często zamieniana jest na agresję i złość.
To jest taka triada: „Mam tyle smutku, że
aż się boję, a ponieważ się boję, to wolę
się zezłościć nawet na to, że się smucę”.
Coraz częściej słyszę od kobiet: „bez tabletek nie ujadę”.
JACEK MASŁOWSKI
psychoterapeuta i filozof;
prowadzi warsztaty rozwoju
osobistego dla mężczyzn, prezes
fundacji Masculinum.
Tak jak powiedziałem, to jest „ścieżka dla
VIP-ów”. To jest ścieżka, na którą wchodzisz i zaczynasz pracować. Wyobraź sobie,
że miałaś 10 lat i złamałaś nogę, ale nie
byłaś u lekarza i ta noga jakoś się zrosła.
Teraz masz 40 lat i mówisz: „Ale mnie bolą
plecy!”. Idziesz do lekarza i okazuje się,
że przez ostatnie 30 lat chodziłaś w taki
sposób, że rotowałaś ciałem, więc bolą cię
plecy. Ale problemem nie są plecy, tylko źle
zrośnięta noga. I oczywiście możesz brać
tabletki przeciwbólowe, ale prędzej czy
później doprowadzisz do głębszej degeneracji ciała. Ale możesz zająć się nogą, tak ją
poskładać, żeby pracowała należycie. Jednak żeby ją poskładać, trzeba ją złamać,
nastawić, a potem poczekać, aż się zrośnie.
Niestety, robisz to bez znieczulenia.
Jak się pracuje nad roztapianiem blokady
emocjonalnej w człowieku?
To są procesy, które można porównać
do tego, kiedy puszcza tama i jest powódź.
Ale po powodzi, gdy wyrównują się poziomy rzek, okazuje się, że jest życie. To jest
oczyszczające, ale też bardzo dramatyczne.
Nie zawsze potrzebna jest psychoterapia.
Czasami możesz sobie siedzieć, rozmawiać
z kimś, usłyszeć piosenkę i potem przez
trzy godziny płakać, po 15 latach niepłakania. Dobrze, żebyś wiedziała dlaczego.
Ale owocniej będzie, jeśli…
Ja też to coraz częściej słyszę. Oczywiście,
że są sytuacje, które wymagają interwencji farmakologicznej, gdzie lęk jest tak
silny, że destabilizuje całe życie. Ale teraz
rozmawiamy o sytuacjach życiowych,
o rodzaju dyskomfortu, który wiąże się
np. ze strachem, i trzeba z nim pracować i być. „Prozac dla każdego” to droga
na skróty. Nie rozwiązuje problemów.
Jeśli będziesz z kimś. Wielu ludzi, którzy
chcą się wysmucić, pozwalając sobie
na rzęsisty płacz, chce to zrobić w samotności. Ale to półśrodek. Naprawdę coś
to wypłakać się przy kimś, kto tego nie
odrzuci. Na tym polega bliska relacja,
że mogę pokazać ci się w całości i nie
obawiam się, że mnie odrzucisz, ocenisz,
tylko po prostu mnie przyjmiesz. To jest
tak naprawdę uleczające.
Ludzie nie dowierzają swoim możliwościom.
Kilka lat temu głośna była sprawa:
samobójstwo dziewczyny, którą koledzy
ze szkoły sprowokowali do rozebrania się,
a potem nagrali telefonem i upublicznili.
Ojciec jednego ze sprawców powiedział,
że nic takiego się nie stało, że nie rozumie, dlaczego ona tak się przejęła. Czy
to możliwe, żeby tak trudno było zobaczyć czyjeś cierpienie, wstyd?
Wyobraź sobie, jak ten ojciec musi mieć
wysoko ustawiony próg bólu… Dla niego
to, co on mówi, jest prawdziwe, a skoro
jest rodzicem, to dokładnie tak trenuje
swoje dzieci.
Podałam skrajny przykład, ale nawet
wrażliwsi rodzice potrafią powiedzieć:
„Piesek wpadł pod samochód? Nie rozpaczaj, kochanie, kupimy ci królika…”.
Nie ma celebracji żałoby. A trzeba popłakać, pobyć z dzieckiem.
Ale rodzice panicznie boją się zapłakanego dziecka.
Bo wtedy za blisko nich będzie smutek,
z którym oni nie chcą mieć do czynienia.
Wielu rodziców, kiedy widzi płaczące
dziecko, pacyfikuje ten płacz, bo ma spacyfikowany swój wewnętrzny smutek.
Pewien ojciec wyznał mi niedawno: „Moje
nastoletnie dzieci mówią innym językiem.
Już nie umiem z nimi rozmawiać”. To było
porażające, bo powiedział to tak, jakby
miało się to już nigdy nie zmienić.
Byłem jakiś czas temu na konferencji
dla biznesmenów na temat godzenia
ról rodzicielskich z zawodowymi. Jeden
z menedżerów zapytał: „Kto z państwa
ma dzieci?”, po czym powiedział do tych,
którzy podnieśli rękę: „OK, to wy nadajecie się do pracy w tej firmie, reszta nie
ma tu czego szukać”. To było w czołowej firmie branży IT. „Jak to, przecież
to my nie mamy żadnych zobowiązań?!”,
„Ale nie jesteście w stanie być na bieżąco
z tym, co się dzieje na świecie”. Uczenie
się komunikowania z dziećmi w wieku
szkolnym to uczenie się komunikowania
ze współczesnym światem. Są rodzice,
którzy słuchają z dziećmi ich muzyki nie
dlatego, że to ich fascynuje, tylko chcą
sprawdzić, jak jest w świecie, w którym
są ich dzieciaki. Rozmawiają z nimi o tym,
co przeżywają, o ich uczuciach. Stają
się rodzicami mentorami i kumplami
w jednym.
Rozmawiać z dziećmi o emocjach to jednak duża sztuka, bo na co dzień sprowadzamy wszystko do słowa „fajnie” bądź
„niefajnie”.
A ja na pytanie: „Jak się czujesz?”, słyszę
zwykle: „Zestresowany”. „Czyli jak?”, „No,
zestresowany…”.
Jesteśmy trochę emocjonalnymi analfabetami.
Oczywiście, że tak. Uczysz się matematyki, geografii, wiesz, jakie rzeki płyną
w Rosji, ale nikt nie uczył nas tego, czym
są emocje, jak sobie z nimi radzić, skąd
one płyną.
Ale inteligencja emocjonalna może być
też narzędziem szatana… (śmiech)
Jak każde narzędzie. Nożem możesz
pokroić bułkę albo komuś wątrobę
(śmiech). To wszystko tak działa.
Ale rzeczywiście bez inteligencji emocjonalnej trudno mówić o budowaniu
relacji.
ROZMAWIAŁA
Anna Maruszeczko
REKLAMA
Warto „słodzić”?
Według badań* IQS Group dla producenta Cukru
Królewskiego 56% z nas uważa, że nie jesteśmy
życzliwi, ale tylko 3% nie komplementuje innych.
Komu chętnie „słodzimy” i czemu nie obcym?
Miłe gesty, słowa, uśmiechanie się do siebie
i innych – to definicja „słodzenia” psycholog Marii Rotkiel. Wbrew powszechnej
opinii komplementujemy często – w dniu
badania zrobiło to 54% pytanych, a 88%
w ostatnich tygodniach. „Słodzimy” głównie rodzinie i partnerom (81%), znajomym
(15%) i tylko 4% z nas obcym, a 1% szefom!
Lubimy być chwaleni za zachowanie i postawę, a najbardziej drażliwą kwestią jest
wygląd! Komplementy od nieznajomych
ucieszyłyby aż 80% pytanych, czemu więc
tylko 4% „słodzi” obcym? Boimy się uznania
takich gestów za niestosowne. To kwestia wychowania – nie chwalono nas, więc i my nie
chwalimy. Jako naród mamy niską samoocenę, jesteśmy powściągliwi, nieśmiali i nieufni
– analizuje Maria Rotkiel. Łatwość w komplementowaniu mają kobiety, ekstrawertycy i
osoby z domów gdzie mówiono o uczuciach,
ale „słodzenia” można i trzeba się nauczyć!
Umiejętność mówienia i przyjmowania komplementów ma moc zmieniania rzeczywistości – najdrobniejsze gesty sympatii obu stronom dają siłę, motywację i energię.
* Badanie na ogólnopolskiej próbie reprezentatywnej dla Polaków w wieku 15–70,
N-500, 2014, przeprowadzone na zlecenie
Uśmiechnij się, a neurony
lustrzane „aktywizują”
uśmiech drugiej osoby.
Łatwiej wzbudzić w innych
pozytywne emocje niż
zniechęcenie.
Efekt aureoli – na podstawie
jednej cechy przypisujemy
inne. Uśmiech oznacza,
że jesteśmy inteligentnymi
ludźmi sukcesu.
I odwrotnie!

Podobne dokumenty