Maćka Paszkowskiego
Transkrypt
Maćka Paszkowskiego
Maciej Paszkowski Druga wojna światowa, jako czas wielkich starć zbrojnych, zmieniających bieg historii decyzji i konfliktów ideologicznych, których skutki odczuwane są do dziś, wciąż żyje w zbiorowej pamięci naszego społeczeństwa. Tysiące entuzjastów poświęca swój czas poszukiwaniu wiedzy na temat dramatycznych wydarzeń tego okresu. Niewątpliwie ogromne – być może największe – emocje i zainteresowanie wzbudza główny agresor – nazistowskie Niemcy. Na temat sił zbrojnych, przywódcy czy systemu tego państwa powstały niezliczone filmy i publikacje. Jednak jak wielu ludzi tak naprawdę zainteresowało się najbardziej przez nazistów poszkodowanymi? Okazję do tego miałem dzięki rozmowie z jedną z więźniarek obozu koncentracyjnego dla kobiet w Ravensbruck. Muszę przyznać, że lekcja, którą z tej rozmowy wyniosłem okazała się inna, niż pierwotnie przypuszczałem. Zmierzając razem z grupą kolegów i koleżanek na miejsce przeprowadzenia wywiadu, spodziewałem się osoby-skarbnicy wiedzy historycznej, ale też naznaczonej obozowymi przeżyciami i wiekiem; zgorzkniałości i świętego gniewu, lub może przytłoczenia pamięcią o traumatycznych przeżyciach i trudności w mówieniu o nich. Nie były to oczywiście przypuszczenia bezpodstawne. Jak się dowiedzieliśmy, pani Janina Ciszewska została zabrana z rodzinnego domu wraz z matką, przewieziona w ścisku z innymi przyszłymi obozowiczami do obozu przejściowego, gdzie odebrano jej niemal wszystko poza życiem i godnością, w zamian oferując jedynie sukienkowaty uniform. Następnie trafiła do samego Ravensbruck, miejsca, gdzie jednoosobowe łóżka służą kilku osobom naraz, badania powodują więcej chorób niż znajdują, żeńskie „opiekunki”, nadzorczynie, są największym zagrożeniem a dzienne racje żywności nie dostarczają energii na parę godzin. Sama pani Janina większość tego okresu spędziła w podobozach, gdzie więźniarki wykorzystywano do kładzenia szyn lub montowania części do samolotów, nie zostawiając wystarczającej ilości czasu nawet na jedzenie i sen. Tego typu przeżycia nikogo nie pozostawiają w dobrym stanie. Pani Janina wciąż jednak okazała się być sympatyczną, otwartą osobą, która przejmowała się głównie tym, czy dostaliśmy zamówione w lokalu, w którym spotkanie miało miejsce lody, zaś najdziwniejsze pytania jakie umysły kolegów były w stanie zrodzić („co pani najbardziej tam smakowało?” – źródła tego pytania nieznane…) przyjmowała z uśmiechem. Nie omieszkała wspomnieć o solidarności więźniarek i ludzkiej twarzy niektórych Niemców, jak choćby majstra pozwalającego im na odpoczynek od wyczerpującej pracy. Z sympatią wypowiadała się także o współczesnych Niemcach, próbujących wynagrodzić więźniarkom ich dawne krzywdy chociażby zapraszając na wycieczki do Niemiec czy po prostu finansowo – przy zaskakującej nieaktywności państwa polskiego w tym zakresie. Myślę więc, że najważniejszym, co ja osobiście wyniosłem z tego spotkania, jest to, że nawet po niezwykle strasznych przeżyciach rodzaju nazistowskich obozów koncentracyjnych można zachować dystans do siebie i swojego życia i pogodę ducha.