Czerwony Kapturek

Transkrypt

Czerwony Kapturek
O siedmiu koźlątkach
(baśń niemiecka)
Pewnego razu koza postanowiła wybrać się do lasu na poszukiwanie
pożywienia dla swoich dzieci. Wychodząc z domu przestrzegała małe kózki:
– Proszę, bądźcie ostrożne i nikomu nie otwierajcie drzwi. Pamiętajcie,
że przebiegły wilk może zakraść się do domu, a wtedy marny będzie wasz los.
Kózki zgodnie obiecały, że nikogo nie wpuszczą do domu.
Nie minęło kilka godzin, kiedy do drzwi ktoś zapukał.
– Kto tam? – spytały kózki.
– To ja, wasza mama – odpowiedział gruby głos.
– Kłamiesz, jesteś wilkiem. Nasza mama ma inny głos – odrzekły zgodnie
młode kozy i nie zbliżyły się nawet do drzwi.
Wilk zmieszał się na te słowa, ale szybko pobiegł do aptekarza i kazał dać
sobie płyn, dzięki któremu jego głos stanie się cieńszy.
Aptekarz obawiał się, że wilk w ten sposób chce wykorzystać czyjąś naiwność,
ale bojąc się o własne życie bez szemrania przygotował napój.
Wilk wypił szybko i pobiegł z powrotem.
– Puk, puk, otwórzcie. To ja, wasza mama – powiedział znowu wilk, tym razem
zmienionym głosem.
Teraz kózki nie miały wątpliwości – to był głos mamy. Jednak w ostatniej
chwili przypomniały sobie ostrzeżenia przed sprytnym wilkiem.
– Jeśli jesteś naszą mamą – powiedziały – to pokaż przez okno swoją nogę.
Wilk rad nie rad musiał pokazać czarną łapę.
– Jesteś wilkiem – krzyknęły kózki. – Idź stąd. Nie wpuścimy cię.
Tym razem wilk pobiegł do pobliskiego młyna.
– Młynarzu – zawołał. – Prędko posyp moje łapy mąką, aby stały się białe jak
śnieg.
Wystraszony młynarz bez ociągania się spełnił życzenie wilka. Nie minęło pięć
minut, a łapy wilka pokryła śnieżnobiała sierść.
Odmieniony wilk pognał z powrotem.
1
– Dzieci moje, otwórzcie – prosił kładąc łapę na parapecie okna.
Kiedy kózki zobaczyły znajomą białą sierść, bez wahania otworzyły drzwi.
– Ratunku, na pomoc! – krzyczały zobaczywszy straszliwego wilka.
Wilk wpadł do domu. Szukając ratunku kózki chowały się przed nim,
gdzie się tylko dało. Jedna weszła pod stół, druga schowała się pod łóżkiem,
trzecia weszła do szafy, czwarta za firankę, piąta do kosza, szósta ukryła się
za drzwiami, a siódma – ta najmniejsza – weszła do skrzyni starego zegara.
Na nic się to jednak nie zdało. Wilk znajdował jedną po drugiej i zjadał.
Jego uwadze umknęła tylko najmłodsza, ukryta w zegarze.
Syty wilk ułożył się wygodnie w ogrodzie i zasnął.
Niedługo potem do domu wróciła kozia mama. Z daleka zobaczyła
otwarte szeroko drzwi i zaniepokoiła się tym nie na żarty. W domu panował
wielki bałagan. Poprzewracane meble, oberwane firany, rozsypane naczynia.
Koza rozpłakała się. Wołała dzieci, ale żadne się nie pokazało. Wtem zza zegara
cichutko odezwała się najmłodsza kózka:
– Mamusiu, mamusiu, tutaj jestem.
Koza szybko wspięła się do i zdjęła z niego strwożoną kózkę.
Maleństwo, płacząc opowiedziało o tym, co się zdarzyło.
Mama koza postanowiła odnaleźć wilka. Nie musiała go nawet daleko szukać.
Leżał pod drzewem i spał jak kamień.
Kozy podeszły do niego. W jego wielkim brzuchu coś się ruszało. Mama koza
szybko rozcięła wilczy brzuch. A kto się z niego wydostał?
Sześć małych kózek radośnie wyskoczyło na trawę. Szczęśliwe całowały mamę.
Jednak niebezpieczeństwo nie minęło. Kozy musiały się spieszyć. Nazbierały
dużych kamieni i wypchały nimi brzuch wilka, a mama koza zręcznie go zszyła.
Kiedy wilk się przebudził, poczuł wielkie pragnienie. Ociężale szedł do studni,
a kiedy się nad nią pochylił, ciężar kamieni pociągnął go w dół i … się w niej
utopił.
Radość kóz była wielka. Beztrosko tańczyły koło studni do białego rana.
2

Podobne dokumenty