dziady horror

Transkrypt

dziady horror
KARAOKE
HORROR
DZIADY
–
DZIADY
Lesław Czapliński
„Karaoke Dziady – Dziady horror”
Karaoke, ponieważ poznańskie przedstawienie „Dziadów”
wykorzystuje gotowe nagrania, pod które aktorzy imitują śpiew.
Horror, gdyż spektakl wpisany został we wzory ikonograficzne
zaczerpnięte ze sztuki popularnej: Guślarz jawi się
przemienionym w Jokera z komiksów i filmów o Batmanie, Rózia i
Józio, a potem dzieci Księdza, grani skądinąd przez dorosłą
parę mieszaną, przybrali postacie upiornych bliźniaczek z
„Lśnienia Kubicka”, spajające potem ustępy obrzędowe z tymi,
rozgrywającymi się w domu Księdza. Pasterka, tutaj nazywana
Dziewczyną, a potem Ewa, przeobraziła się w Marilyn Monroe z
filmu „Słomiany wdowiec” Billy Wildera, z dosłownym cytatem
ujęcia, w którym stoi nad wylotem ulicznego przewodu
wentylacyjnego, a strumień powietrza z ulicznego wylotu
wentylacyjnego podwiewa jej kloszową sukienkę. Zosia
zjawia się jako cheerleaderka (może to słowo należałoby
spolszczyć na „zagrzewajkę”), bo pierwsza część spektaklu
rozgrywa się na boisku do gry w koszykówkę. Na koniec Gustaw
(Mariusz Zaniewski) uległ metamorfozie w Jimmyego Hendrixa
skrzyżowanego, przynajmniej wizualnie, z Charlesem Mansonem, z
„wytatuowaną” na plecach słynną inskrypcją „Gustavus obiit.
Hic natus est Conradus”. Wraz torsjami (po przedawkowaniu
narkotyków, zważywszy swoje pierwowzory?) „wydala” z siebie
monolog „Kobieto, puchu marny”. W drugiej części
przedstawienia, którą wypełniają „Dziady” drezdeńskie,
właściwie się nie pojawia, nie licząc sceny z chórem nagich
prześladowanych, którzy wykonują pieśń Frejenda, utrzymaną
tutaj w rytmach gospelowych, na zakończenie której, również
obnażony, lecz w kajdanami na rękach, wygłasza po angielsku
monolog, przywołujący słynne przemówienie Martina Luthera
Kinga, albowiem przedstawienie zadedykowane zostało zarówno
historycznym postaciom więźniom z „Dziadów”, jak i właśnie
jemu, a także innym ofiarom zamachów: Malcolmowi X, Johnowi i
Robertowi Kennedym oraz Jackowi Lennonowi. Ich nazwiska,
wypisywane na maszynie, której odgłos dobiega z głośników, na
samym początku wyświetlane są na opuszczonej jeszcze kurtynie
. Tylko Senator pozostał sobą…
Jest to pierwsze po długim czasie przedstawienie
Mickiewiczowskich „Dziadów”, a może w ogóle wielkiej klasyki,
na którym nie nudziłem się i nie dosiedziałem do końca z
poczucia czystego obowiązku. Z jednej strony odznacza się
efektownymi walorami widowiskowymi (zamiast zalewającej scenę
piany z przedstawienia Mai Kleczewskiej tym razem wielokrotnie
pojawia się dym, zasnuwający również widownię), z drugiej
posiada, zwłaszcza w pierwszej części, na którą składają się
„Dziady” kowieńsko-wileńskie, posiada wyrazisty klimat,
pozwalający poddać się jego sensualnej sile oddziaływania, a
co za tym idzie przeżywać emocjonalnie, a nie uciekać się do
krytycznej władzy myślenia i rozmyślać o relacjach z
literackim pierwowzorem. Nastrój ten w pierwszej części tworzą
ostinatowe, czyli uporczywie powtarzające się motywy muzyki
elektronicznej, w drugiej odgłos tętentu galopujących koni
(antycypującego motyw kibitek, zmierzających na Sybir, o czym
będzie potem mowa), towarzyszący Snowi Senatora, a następnie
eksplozji, również w długim ustępie, w którym nic się nie
dzieje na pustej scenie, pogrążonej w półmroku. Co prawda w
drugiej części wraz z upływem czasu coraz bardziej uchodzi ze
spektaklu powietrze, jakby inscenizator nie miał na nią
pomysłu, tak że metoda swoistego zszywania staje się
dominującym i dojmującym wrażeniem.
Momentami przychodziła mi do głowy przewrotna i słowoburcza
idea, aby na użytek teatralny dokonać dziś przekładu
Mickiewiczowskiego tekstu na współczesną polszczyznę i prozę,
skoro prawie nikt z obecnych aktorów nie potrafi już z
większym wyczuciem mówić wierszem. Poza tym, skoro kwestie
Sów, Kruków i Ptaków nocnych włożono w usta w przeważającej
mierze czarnych aktorów, to można go było przetłumaczyć na
angielski, którym zapewne swobodniej się posługują, zwłaszcza
przy technicznej możliwości wyświetlania polskich napisów na
prompterze lub monitorze. Czyżby zatem działały podglądy
myśli, skoro w następnej części jakby spełniono moje życzenie,
albowiem w tym właśnie języku wygłoszony został wspomniany
monolog-przemówienie Konrada-Kinga. Może więc należałoby
przetłumaczyć na angielski całość, co uzasadniałoby
rozgrywanie
kostiumach?
tych
„Dziadów”
w
amerykańskich
realiach
i
Niewygodna poza przykucnięcia, jaką Guślarz przybiera na
początku przedstawienia przy opuszczonej kurtynie, powraca w
drugiej części i aktor (Tomasz Nosiński) trwa w niej przez
całą długą sekwencję, w której stopieniu ulegają sceny Salonu
Warszawskiego oraz Balu u Senatora. Rozgrywa się ona przy
stole i stanowi najbardziej wątpliwy fragment spektaklu.
Żałować należy, że go zamykający, gdyż wychodzi się w znacznej
mierze pod wpływem wrażenia przezeń pozostawionego. A budzić
może niesmak ze względu na wzajemne opluwanie się przez
postacie w kostiumach Ku Klux Klanu, stanowiące fuzję Dam oraz
Doktora i Pelikana, ale również w pamiętnej inscenizacji
Konrada Swinarskiego wieśniacy tłukli skorupki i obierali z
nich jaja podczas wygłaszania Wielkiej Improwizacji, w
poznańskim przedstawieniu przywołanej w wykonaniu Jerzego
Treli z tamtego przedstawienia i odtwarzanej z magnetofonu,
stanowiącego zarazem rekwizyt, przy pustej i pogrążonej w
półmroku scenie. Obok odbiornika radiowego oraz telewizora, a
także strojów z przełomu lat pięćdziesiątych i
sześćdziesiątych ubiegłego stulecia.
Na koniec zabrakło mi jakiejś klamry spajającej, na
podobieństwo wstępnej dedykacji, przerzucającej pomost
pomiędzy czasami Mickiewicza i jego dokumentalnometafizycznego arcydramatu a bliższą nam epoką z jej
kosmopolityczną kulturą masową.
Teatr Nowy im. Tadeusza Łomnickiego w Poznaniu: „Dziady”. Reż.
Radosław Rychlik. Scen. Anna-Maria Karczmarska. Muzyka i
multimedia: Michał i Piotr Lisowie.
Konrad – Mariusz Zaniewski
Guślarz – Tomasz Nosiński
Różia i Józio – Marta Szumieł i Grzegorz Gołaszewski
Zosia – Martyna Zaremba
Zły Pan – Maciej Zabielski, karzeł
Ciotka Aunt Jemima, postać ze świata wodewili i reklam – Maria
Rybarczyk
Senator – Mirosław Kropielnicki
Mariusz Puchalski – Ksiądz, Stephen Hawking, astrofizyk
cierpiący na stwardnienie rozsiane
Radosław Rychlik
Anna Maria Karczmarska – scenografia
Michał i Piotr Lisowie – muzyka i multimedia

Podobne dokumenty