Yolly
Transkrypt
Yolly
KATARYNKA Prolog Tak jak każde dziecko uwielbiam deszcz. Jednak z innych powodów niż moi rówieśnicy. Sprawia on, że każde doznanie jest wyraźniejsze. Czuję je całym ciałem, wszystko naraz. Dzięki niemu także poznaję nowy dom, do którego się przeprowadziłyśmy. Uderzenia kropel o dach i okna sprawiają, że uczę się rozmiaru pomieszczeń. Słyszę, jak spływa po wszystkich ścianach i uderza w kałuże, powodując echo. Słyszę szept gałęzi, gdy uderzają o okno. Wtedy jestem we własnym świecie. Od czasu, gdy straciłam wzrok, wszystkie wspomnienia zaczynają się zacierać, ale jest kilka takich, których nigdy nie zapomnę. Pamiętam, jak pewnego razu wybrałam się z mamą i tatą do wesołego miasteczka. Otaczało mnie wiele kolorów i kształtów, których teraz nie jestem w stanie odróżnić. Utkwiła mi za to w pamięci wesoła melodia i dotyk czegoś miękkiego, mama mówi, że to była chmura. Ale ja wiem, że to nie to, ponieważ trzymałam to w ręce. Nie znam nazw przedmiotów, których nie mogę dotknąć, które są tak odległe jak horyzont. …. TREŚĆ NOWELI PT. „KATARYNKA” BOLESŁAWA PRUSA Ciąg dalszy noweli Minęło dokładnie 8 lat, od kiedy pierwszy raz Amy poszła z panem Tomaszem do okulisty. Tak mówiła jej mama. Dla niej było to 25 badań i 16 zabiegów temu. Teraz siedziała na krześle z opatrunkiem na oczach. Miała na sobie nową sukienkę podarowaną przez miłego sąsiada. „Abyś ładnie wyglądała w pierwszym dniu swojego nowego życia, dziecinko” - powiedział, wręczając jej prezent. Wiedziała, że operacja nie gwarantowała jej, że będzie widzieć, ale nie miała nic do stracenia. Kiedy utraciła wzrok, codziennie wstawała z nadzieją, że znów zobaczy dzień, ale dla niej była tylko noc. Teraz zdejmiemy opatrunki, tylko spokojnie - powiedział pan doktor. Poczuła jego palce na swoich oczach, czuła uspokajające ciepło jego dłoni nawet przez rękawiczki. Była to obietnica nowego początku. Słyszała przyspieszony oddech mamy, wiedziała że koło niej jest pan Tomasz. Nagle poczuła, że zniknęła bariera oddzielająca jej świat stworzony w wyobraźni od rzeczywistości. Z zaskoczeniem stwierdziła , że się boi. A co jeśli operacja się nie udała? Jednak chęć zobaczenia tego, co do tej pory pozostawało jedynie w jej wyobraźni, była zbyt silna. Otworzyła oczy. Zaatakowało ją silne światło. Krzyknęła. Poczuła na ramionach silne ręce pana doktora i troskliwe mamy. Spróbowała ponownie, tylko że powoli. To, co widziała, sprawiało, że czuła się zdezorientowana. Co się dzieje panie doktorze? - usłyszała głos matki. Ona widzi, tylko nie wie na co patrzy. Spróbuj z tym Amy. Wyciągnęła rękę i poczuła coś chłodnego, a zarazem coś przyjemnie jej znajomego. Wędrowała rękami po osobliwych przedmiocie, jednocześnie oswajając się z jego wyglądem. Czuła wgłębienia, które tworzyły oczy, wypustkę która stanowiła nos i dwie fałdki, które były wargami. Przesunęła dłonie w dół i poczuła szorstkość materiału. To była jej ulubiona lalka, którą podarowała jej mama, gdy była mała. Zszokowana nowym doznaniem rozejrzała się dookoła. Wszystko w porządku, kochanie? Zobaczyła przed sobą twarz kobiety. Zanim zdołała zahamować odruch, już błądziła opuszkami palców po jej twarzy. Z zachwytem stwierdziła, że to jej mama. Na dziś wystarczy. - powiedział doktor Muler - Dajmy odpocząć twoim oczom. I znów była noc. Usłyszała chód pana Tomasza, który pomógł jej ułożyć się do łóżka. Poczuła pocałunek mamy na policzku, ten który zawsze towarzyszył jej zasypianiu. *** Pozwoli pani, że panią zbadam. Zanim zdążyła odpowiedzieć poczuła dotyk na swojej twarzy. Dobrze. Proszę teraz otworzyć oczy i powiedzieć, co trzymam w rękach. Nie mogła tego nazwać, nigdy czegoś takiego nie widziała. Wyciągnęła rękę. Przedmiot był gładki i jakby pokryty cienką warstwą wosku. Od razu wiedziała, co to jest. To jabłko. Wspaniale - odrzekł pan doktor. Ale przecież musiała tego dotknąć, by to rozpoznać - powiedział lekko podniesionym głosem pan Tomasz. Wiem, że oczekiwali państwo przełomu. Jednak teraz jej problemem nie jest wzrok. Amy oczy widzą, ale umysł nie nauczył się przetwarzać informacji, więc jest ślepy. Ale pomoże jej pan, prawda? - spytała zatroskana mama. Nie istnieje żaden podręcznik na temat osób takich jak pani córka, które po tylu latach odzyskują wzrok. Ona widzi, tylko musi nauczyć się patrzeć. *** Amy z każdym dniem poznawała nowe rzeczy, głównie za pomocą dotyku, jednocześnie oswajając się z ich wyglądem i nazwami. Radował ją każdy przedmiot, który zobaczyła. Poznawała także rzeczy, które ją przerażały. Nie umiała zrozumieć, dlaczego ludzie odwracają wzrok, kiedy im się coś nie podoba. „Przecież, świat jest całością, składającą się z rzeczy dobrych i złych” – zwykła mawiać. Gdy po kilku tygodniach nauczyła się poruszać po domu, polegając na zmyśle wzroku, pan Tomasz zabrał ją do parku. Cierpliwie nazywał wszystko, co wskazywała. Amy czuła się jak małe dziecko, choć miała przecież szesnaście lat. Dziewczyna miała jednak problem z odróżnianiem kolorów i mierzeniem odległości. Trudność sprawiało jej także składanie elementów obrazu w całość. Najwięcej frustracji sprawiała jej jednak nauka czytania, której podjął się pan Tomasz. Siadał koło niej cierpliwie i tłumaczył każdy znaczek zwany przez niego literą. Na początku wydawało się to proste, jednak nie umiała czytać słów. Kiedy dochodziła do ostatniej litery, zapominała już o pierwszej. Wtedy twarz pana Tomasza wyrażała dziwną minę. Co to za spojrzenie? - spytała nagle, zaskakując nauczyciela podczas jednej z lekcji. To smutek kochanie, ale nie martw się, pan doktor ostrzegał, że nie masz pamięci wzrokowej. Następnie wyszedł z pokoju, przy akompaniamencie wiatru. Amy schyliła się, aby podnieść kartki. Ujrzała wtedy pod szafką małe pudełeczko. Wzięła je do ręki i otworzyła. Było lustro, które podarowała jej niegdyś mama. Zobaczyła ładną dziewczynę z długimi włosami i jasną karnacją. Mrugała zaskoczona, a nastolatka z lustra robiła to samo. Z trudem uświadomiła sobie, że właśnie patrzy na swoje odbicie. Na początku, gdy straciła wzrok zastanawiała się, jak wygląda, ale z czasem zaczęła postrzegać siebie jako po prostu Amy. Teraz widziała przed sobą obcą osobę. Gdy zwierzyła się ze swoich rozterek zaprzyjaźnionemu sąsiadowi popatrzył na nią z namysłem i powiedział: Widzisz dużo, ale to się nie liczy, jeśli stracisz z oczu to, co chcesz zobaczyć. Na początku nie zrozumiała tego, co usłyszała, jednak z każdym dniem stawało się jej to bliższe. Uwielbiała siadać z panem Tomaszem na ganku domu i obserwować przejeżdżające obok samochody. Perspektywa była dla niej czymś nowym, czymś czego nigdy nie doświadczyła. Pana Tomasza fascynowała natomiast ciekawość dziewczynki, z jaką poznawała rzeczywisty świat. Jednak czuł też, że został w niej pewien rodzaj smutku. Widywał ją czasami zamyśloną, patrzącą do góry, jakby starała się spojrzeć w słońce, jak za czasów, gdy była niewidoma. Wyglądała, jak gdyby tęskniła za dobrze znajomym jej światem. Z rozmyślań wyrwał go głos Amy: Czy to już noc? Na początku pan Tomasz nie był pewien, czy dobrze usłyszał. Dlaczego jest tak ciemno? - spytała przestraszona dziewczyna. Spojrzał na nią. Patrzyła daleko na horyzont, ale zdawała się go nie dostrzegać. Widzisz mnie? - spytał cicho. Odwróciła głowę w jego stronę. Zamrugała gwałtownie. Teraz widzę, ale przed chwilą nic nie widziałam jak dawniej. Po plecach pana Tomasza przebiegł zimny dreszcz. *** Odnotowuję tylko niewielką aktywność siatkówki oka. Kiedy to się zaczęło? Kilka dni temu. Przykro mi, ale pani choroba wraca - orzekł lekarz. Ale jak to, przecież mnie wyleczyliście. Tak myśleliśmy, ale schorzenie siatkówki powraca. Obawiam się, że nic nie możemy zrobić. O czym pan mówi? - krzyknęła matka. Ile czasu zostało? - spytał spokojnie pan Tomasz. Nie wiem - lekarz bezradnie wzruszył ramionami - może miesiąc, może tydzień lub dzień. Wracali do domu w milczeniu. *** Gdy znaleźli się w domu, pan Tomasz nakłonił mamę Amy, aby się położyła. Sam natomiast z dziewczyną usiadł na ganku. Amy, co ty na to, aby wyjechać w podróż. Moglibyśmy zwiedzić Egipt i Paryż. Co ty na to? Popatrzyła na niego swoimi wielkimi oczami, które podziwiały piękno świata. Jest jedno miejsce, które chce zobaczyć. Rano pan Tomasz z Amy poszli do wesołego miasteczka. Było pełno ludzi. Dookoła stały kolorowe stoiska, a dzieci trzymały w swoich rączkach balony. Co jakiś czas, któryś wznosił się wysoko w górę. Nagle Amy zatrzymała się zaintrygowana. Słyszysz? To tam chodźmy. Teraz i on usłyszał. Była to wesoła piosenka, którą wygrywała katarynka. W przeciwieństwie do dziewczyny nie uważał jej za coś cudownego. Pamiętał jednak, ile radości sprawiała Amy katarynka, gdy była małą niewidzącą dziewczynką. Nagle spostrzegł, że jego przyjaciółka oddaliła się trochę od niego. Szybko ją dogonił. Patrzyła jak zaczarowana na kłębki waty cukrowej. Wyjął więc szybko portfel i wręczył sprzedawcy odpowiednią kwotę. Amy nieporadnie wzięła do ręki patyk ze słodyczą. To ta chmura, o której ci opowiadałam. Co? To ta puchata rzecz z mojego dzieciństwa. Nagle Amy zachwiała się i kurczowo złapała go za rękę. Wiedział, że znów była dla niej noc. Epilog Jako mała dziewczynka miałam dwa marzenia. Pierwsze, chciałam znów widzieć, a drugie założyć rodzinę i być po prostu szczęśliwa. Teraz, po krótkim czasie widzenia, myślę, że to drugie marzenie było ważniejsze. Samo widzenie nie było złe, ale nie pomagało patrzeć. Widziałam tyle samo rzeczy złych co dobrych. Od tamtego czasu maluję wszystko, co zobaczyłam. Nie potrzebuję do tego wzroku. Niektóre rzeczy już zapomniałam, a inne obrazy zostaną ze mną na zawsze. Czuję, że teraz lepiej wszystko dostrzegam. Myślę, że nie należy patrzeć oczami, a do tego nie potrzeba operacji. Yolly