Piątek trzynastego - Wydawnictwo Skrzat

Transkrypt

Piątek trzynastego - Wydawnictwo Skrzat
Agata Bizuk
Piątek trzynastego
Kraków
1
© Copyright by Agata Bizuk
Zdjęcie na okładce © PicciaNeri, fotolia.com
Edycja © Copyright by Księgarnia Wydawnictwo Skrzat
Stanisław Porębski, Kraków 2012
Projekt okładki: Paweł Maślarz
Redakcja: Sylwia Marszał
Korekta: Agnieszka Sabak
Skład: Paweł Maślarz
ISBN 978-83-7437- 822-2
Księgarnia Wydawnictwo Skrzat Stanisław Porębski
ul. Prądnicka 77, 31-202 Kraków
Tel. (12) 414 28 51
Odwiedź naszą księgarnię internetową: www.skrzat.com.pl
– Wszystkiego najlepszego, skarbie – Dawid wydawał się
bardzo poruszony. Mimo zniekształceń obrazu kamery doskonale było widać, że ma oczy pełne łez. I chociaż z całych sił
starał się grać twardziela, jego smutek był naprawdę szczery.
Mnie też było przykro. Kolejne urodziny spędzałam całkiem
sama, gapiąc się na niego jedynie przez ekran monitora. W takich chwilach bardzo mi go brakowało. Jego śmiechu, porannego roztrzepania i zapachu jego włosów, w które z rozkoszą
zanurzałam swoje palce.
Cholernie za nim tęskniłam. Ileż bym dała, żeby się znów do
niego przytulić. Niestety, jedyne, co mi pozostało, to czekanie
i nadzieja, że kiedyś to wszystko się zmieni.
Wyłączyłam komputer i pociągnęłam łyk wina prosto z butelki. Była prawie pusta, a mnie już porządnie szumiało w głowie.
– Trzydziestka na karku, a ty ciągle sama – powiedziałam
do swojego odbicia w lustrze. – Cóż, wszystkiego najlepszego,
ofermo – rzuciłam się na łóżko, nie zastanawiając się nawet
nad sensem kąpieli. Chciałam, żeby ta cała urodzinowa farsa
była jedynie koszmarnym snem.
*
3
Obudziłam się z ogromnym kacem i poczuciem osamotnienia jeszcze większym niż wieczorem. Niestety, to wszystko
wydarzyło się naprawdę. Mam już 30 lat, wymięte ubranie,
pustą butelkę ulubionego Barbaresco z bólem głowy w promocji i cztery puste ściany. Nie ma nawet wiernego psa, który
merdałby do mnie ogonem. Wielkie nic.
Mam za to ogromny dom z ogrodem w podwałbrzyskim
Szczawnie, w którym spędzam samotne chwile, zamknięta niczym w szklanej kuli, i mogę rozmawiać jedynie sama ze sobą.
Już przestało mi to wystarczać.
Dawid za każdym razem, kiedy przyjeżdżał z tych swoich
bardzo ważnych zagranicznych kontraktów, przywoził mi
mnóstwo bibelotów, drogich czy mniej drogich prezentów
i nadzieję, że może tym razem zostanie na dłużej. Niestety,
zostawały po nim jedynie te podarunki, rozpacz, kiedy znów
wyjeżdżał, i obietnice, że jeszcze trochę, że już niedługo. Znałam to na pamięć i coraz mniej w to wszystko wierzyłam. Dawid jest najbardziej czułym i kochanym facetem, jakiego znam.
Wydaje się, że nie ma wad, jest idealny, tak jak wszystko, co
go otacza. Niestety, najczęściej jest daleko i mogę swój ideał
podziwiać jedynie przez skype’a.
skacowane ciało z wymiętej pościeli i powlokłam się do łazienki. Wyglądałam żałośnie – z mojego wczorajszego makijażu została jedynie rozmazana plama, włosy zdawały się mieć
własne plany na dzisiejsze przedpołudnie, a ubranie wyglądało
tak, jakby ktoś siłą próbował je ze mnie zedrzeć. Szczerze mówiąc, żałowałam, że to sprawka zbyt szybko wypitego wina,
a nie Dawida, ale na razie niewiele mogłam na to poradzić.
Szybki prysznic nieznacznie poprawił sytuację. Może rzeczywiście wyglądałam nieco lepiej, ale ból głowy nie dawał zapomnieć o wczorajszym wieczorze. Kończyłam właśnie tuszować rzęsy, dopijając jednocześnie mocną kawę, którą zrobiłam,
żeby jakoś postawić się do pionu, kiedy jak burza wpadła Aśka.
– Zbieraj się, zbieraj, nie ma czasu na głupoty – grzmiała już
od progu, chociaż ja miałam jedynie ochotę, żeby z powrotem
znaleźć się w łóżku.
– Starość nie radość – wymamrotałam pod nosem i powlokłam się za nią do samochodu.
*
Dzwonek telefonu wyrwał mnie z depresyjnych myśli.
– Cześć, staruszko! – Aśka prawie krzyczała do słuchawki. –
Zabieram cię na szaloną rundę po mieście i nie chcę słyszeć
żadnego marudzenia. Za pół godziny jestem u ciebie! – trzaśnięcie słuchawką nie dało mi szansy, żeby zaprotestować.
Tak naprawdę nie miałam siły ani chęci na żadne zakupy,
a już na pewno nie na włóczenie się po knajpach. Niestety,
z Aśką nie sposób dyskutować. Pozbierałam więc swoje
Ledwo otworzyłam drzwi, na kolana z impetem wskoczyła
mi puchata kulka, głośno miaucząc. Kot, najprawdziwszy żywy
kot w Aśki samochodzie. Skąd on się tu wziął, u licha? Przytulił się pewnie do ciepłego silnika i teraz ni stąd, ni zowąd
wyskoczył na mnie, przyprawiając niemalże o zawał. Czy koty
naprawdę muszą zawsze wyskakiwać tak niespodziewanie?
Czy nie byłoby milej, gdyby przynajmniej zechciały łaskawie
zapowiedzieć swój atak? Ale nie, najlepiej wskoczyć na Bogu
ducha winną, skacowaną, trzydziestoletnią kobietę w depresji
i upaćkać jej białą kurtkę.
– Niespodzianka! – radośnie wrzasnęła Aśka, aż przechodnie zaczęli się za nami oglądać.
4
5
*
Otrzepałam się z kurzu i spojrzałam na nią z przerażeniem.
Że niby co? Ten futrzasty stwór miał być ową niespodzianką?
Ten sam, który właśnie wbił się pazurami w moją rękę i zwisał
z niej jak w cyrku? To przecież jakaś masakra.
– Przywitaj się – uśmiechnęła się moja przyjaciółka – to
twój nowy kompan. Pomyślałam, że od tego przesiadywania
przed komputerem zdziczejesz do reszty, więc znalazłam ci
prawdziwe towarzystwo – Aśka była tak uradowana własnym
pomysłem, że miałam ochotę palnąć ją w łeb.
Co ja zrobię z tym nieszczęsnym stworzeniem? Nawet nie
wiem, co jedzą takie małe potwory. Myszy – oczywiście, ale jak
można dać małą, bezradną myszkę na pożarcie takiej krwiożerczej bestii??? Fakt, jeszcze niewyrośniętej, ale krwiożerczej
na pewno. Czy Aśka do reszty zwariowała?
Ogromne oczyska, nieproporcjonalnie duże w stosunku do
małej kudłatej główki patrzyły na mnie z takim samym przerażeniem, z jakim ja gapiłam się na tę porąbaną babę, która
zrobiła mi ten dziwny prezent.
– Dzięki, kochana, jaki on słodki – przecież to moja przyjaciółka, nie mogłam sprawić jej przykrości, poza tym na pewno
nie chciała źle.
– Wiedziałam, że od razu go pokochasz, popatrz, jaki milusi – szczebiotała. – Jak go nazwiesz? Może Puszek?
Zerknęłam na puchatą kulkę, która bezczelnie rozsiadła się
na moich kolanach. Mały rudzielec popatrzył mi prosto w oczy
i wiedziałam już, że z pewnością nie chce zostać żadnym Puszkiem.
– Nazwę go, powiedzmy… Piątek. Dziś trzynastego, więc
w zestawie z Piątkiem będzie idealnie. Poza tym całe moje popieprzone życie to jeden wielki piątek trzynastego, więc pasuje
jak ulał.
Zrobiłyśmy się na bóstwo. Peeling, maseczki, fryzjer, manicure i makijaż oczywiście. Ful serwis na depresję wieku średniego. Do tego duże lody z bitą śmietaną – odtłuszczoną rzecz
jasna (walczymy z kaloriami) – i pyszne cappuccino. Odrzuciwszy na chwilę myśl o hodowli kolejnego wałka brzusznego,
z błogością pałaszowałyśmy zawartość ogromnych pucharków.
– Zostanę starą panną – jakoś zebrało mi się na zwierzenia. – Starą i zgorzkniałą. Dawid nigdy nie zdecyduje się ze
mną ożenić. Zresztą co to za facet, który zostawia swoją kobietę
na tak długo zupełnie samą? On mnie już nie kocha…
– Człowieku, przestań opowiadać bzdury – Aśka twardo
stąpa po ziemi. – Fakt, faceci to świnie, ale tobie trafiło się
ledwie prosię. Nie panikuj.
– I do tego siedzę wiecznie w tym cholernym domu i nudzę się jak mops. Nie mam się czym zająć, obijam się tylko
6
7
– Oj, czuję tu kaca jak stąd do Warszawy. Albo wczoraj porządnie popiłaś, albo masz deprechę. Wolałabym co prawda to
pierwsze, ale widzę, że to grubsza afera. Co się stało? – Aśka
jak zwykle była czujna.
– Nic się nie stało. Zupełnie. Mam po prostu cholernego
pecha i nie zmieni tego ani żaden dół, ani nawet kac­‑morderca.
Jedź­my już.
Aśka odpaliła silnik, a rude ślepia kota otworzyły się jeszcze
szerzej. To dziwne, że nie miał zielonych ślepi, tak jak by należało, tylko rude właśnie. Zresztą cały był rudy jak irlandzkie
niemowlę. Jedno było pewne – Piątkiem też nie chciał być, ale
klamka zapadła. Może sobie wymyślić inne kocie imię, może
być Bonifacy czy inny Filemon – ale dla mnie zostanie Piątkiem i bez fochów proszę.
*
o ściany – rozkręciłam się na całego. To chyba jednak ten dzisiejszy kac. – Dlaczego tobie zawsze wychodzi, a mnie nie?
No i trafiłam jak kulą w płot. Aśka, owszem, była szanowaną
panią prawnik, mieszkała w pięknym domu, a w jej terminarzu
na stałe wpisane były zakupy w Londynie przynajmniej raz
w miesiącu. Niestety – do facetów miała największego pecha,
jakiego można sobie wyobrazić. Na moje oko oni się jej zwyczajnie bali. Dlaczego mężczyźni są tak obłudni? My – rasa
zagrożona wyginięciem – jesteśmy na wyciagnięcie ręki, a te
proste stworzenia nic, tylko wybrzydzają. Skończą niedługo
jak dinozaury. Albo lepiej – pochłonie ich najbliższa epoka
lodowcowa.
Na szczęście Aśka rzadko na cokolwiek narzekała. W naszym nieformalnym związku to ja byłam wieczną malkontentką, a ona regularnie leczyła mnie z katastroficznych myśli
i studziła autodestrukcyjne zapędy. Kochana.
– A jeśli Dawid kogoś ma? Za każdym razem, gdy pytam
go o ślub, dziwnie się zachowuje. Na dobrą sprawę nawet nie
raczył mi się oświadczyć, choć jesteśmy razem od wieków.
Na pewno ma drugą taką jak ja w tej swojej Ameryce, też ma
wielki dom i też całuje ją w czoło, gdy wychodzi. I pewnie też
zostawia jej skarpetki do prania. Mój Dawid, co za drań! –
nakręciłam się na całego.
– Masz rację, faceci to świnie, w głowie im tylko seks i mecz
w telewizji – Aśka nagle wzięła moją stronę. – Niech spadają
na Marsa, tam gdzie ich miejsce, a my tu sobie doskonale poradzimy bez nich.
Śliczny kelner przyniósł nam właśnie kolejną porcję lodów.
Będę gruba, a co!
– Samiec – syknęłam w jego stronę, gdy odchodził.
– Tak, cham i prostak – zawtórowała moja przyjaciółka.
Zaniosłyśmy się histerycznym śmiechem, tak że pół sali odwróciło za nami głowy. Miałam ochotę pokazać język przynajmniej jej męskiej części, ale w porę zdałam sobie sprawę, że jestem już od niecałej doby panią po trzydziestce, co wykluczało
takie szczeniackie zachowanie. Jeszcze wczoraj by wypadało,
ale dziś – dojrzała kobieta i wywalony jęzor to zdecydowanie
nie było dobre połą­czenie.
Piątek darł się niemiłosiernie, kiedy wróciłyśmy do auta.
Nawet nie wiedziałam, że koty mogą tak strasznie zawodzić. Za
to gdy wracałyśmy do domu, nie miauknął nawet słowem, wyraźnie na znak protestu, że tak długo był sam. Nawet w domu,
gdy przygotowałam mu piękne posłanie, udawał, że nie widzi.
Typowy facet – obraża się o byle co i nie da sobie niczego wytłumaczyć. A kobieta, biedna, musi biegać dokoła i prosić jak ta
głupia, żeby się pan i władca dał udobruchać. A siedź sobie pod
stołem, sierściuchu jeden, jak nie pasuje ci porządne posłanie.
Nie, to nie, płakać nie będę.
8
9
*
Oczywiście mój feminizm skończył się wraz z telefonem
od Dawida i wyczołganiem się Piątka gotowego wreszcie na
poznawanie świata. Rozpuściłam się jak ostatnie lody. Głupia
idiotka, naiwniaczka skończona! A masz! Za karę teraz będziesz cierpieć, skoro jesteś taka durna. 30 lat, a tępa jak but.
Nie mam sił do samej siebie.
– Kochanie, jeszcze tylko pół roku – Dawid na wszelkie sposoby starał się zagłuszyć swoje wyrzuty sumienia.
Teraz pół, a potem jeszcze i kolejne. Zestarzeć się zdążę,
a nie mam zamiaru. Już i tak kosmetyczka zapowiedziała, że
jak będę marszczyć czoło, to mi tak zostanie. Do tego dojdą
kurze łapki, potem jakieś klimakterium i dożywotnie staropanieństwo. Nie ma mowy!
– Będę cierpliwa, przecież wiesz – mówiłam dokładnie to,
co chciał usłyszeć, choć najchętniej wygarnęłabym mu przez
ten telefon wszystkie jego grzechy. Rzuciłabym go w diabły
i wreszcie zaczęła normalnie żyć. Ale przecież był tak daleko,
no i mówił, że tęskni.
– Za to cię właśnie kocham.
Sranie w banie. Na pewno kogoś ma. Teraz dopiero zaczęłam dostrzegać szczegóły. Zawsze wyprasowany, pachnący,
ogolony i w ogóle. Nie, facet sam z siebie tak się nie stroi. Już
miałam spytać o pranie skarpetek, które przecież zarezerwowane jest wyłącznie dla mnie, ale powstrzymałam się ostatkiem sił. Jak taki jest, to dobrze. Znajdę sobie innego, komu
nie tylko skarpetki, ale i koszule będę prać. A ona niech się
nacieszy, póki może. I tak mi nie zależy.
– Tęsknię za tobą, wiesz? – zbierało mi się na płacz z żalu,
że już kończy. Świnia, samiec jeden, jak on może!!! Kochanka
sobie znajdę, a co! Albo dwóch najlepiej.
trafił, gdybym musiała użerać się z rozwydrzonymi bachorami
i jeszcze wysłuchiwać opinii nie mniej rozwydrzonych rodziców. Brrr… Wzdrygnęłam się na samą myśl. Nie, nauczycielstwo zdecydowanie odpada.
Wykręciłam numer Moniki. W końcu jest moją starszą siostrą, a starsze siostry mają to do siebie, że doradzają młodszym,
więc i od niej powinnam się dowiedzieć czegoś mądrego, mam
nadzieję. Zresztą w ciągu ostatnich lat kilkanaście razy zmieniała pracę, więc na twórczych zajęciach zna się jak nikt. Co
prawda wylądowała w końcu w Irlandii na zmywaku, ale na
pewno będzie miała dla mnie jakąś dobrą radę.
*
Chodziłam po pokoju jak lew. Cholera jasna, że też mnie
zawsze musi się coś przytrafiać. Ciągłe problemy, lata czekania i obijania się o ściany. A tam pewnie jakaś Amerykanka
ma wszystko, czego dusza zapragnie. Koniecznie muszę coś ze
sobą zrobić. Najlepiej będzie, jak znajdę sobie jakieś twórcze
zajęcie. Albo pracę. Zostanę nauczycielką. Zawsze marzyłam,
żeby zostać nauczycielką. Sadzałam lalki w ławkach i uczyłam
je literek. Nie bez przyczyny wybrałam się na polonistykę. Tak,
będę nauczycielką. Ale czy na pewno? Chyba szlag by mnie
– Kochana, a cóż ty mogłabyś robić? – zamyśliła się moja
­siostra.
– No… cokolwiek, byle zająć ręce i głowę.
– To rób czapki na drutach, he, he – zaśmiała się wstrętnie.
To wcale nie było miłe. Wredna baba. – A tak poważnie, nie
powinnaś narzekać. Ja tu tyram w garach, na chleb ciężko zarabiam, a ty masz wszystko – chatę jak marzenie, pracować nie
musisz, bo Dawid za wszystko płaci. Tylko leżeć i pachnieć.
– Problem w tym, że od tego nicnierobienia dostałam odleżyn. No i mózg mi się zlasował.
– Oj, co racja, to racja. Przewróciło ci się w główce, sios­
trzycz­ko, co?
Nienawidzę jej. Zamiast mnie wspierać, ma dla mnie sarkazm na każdą okazję. Jej dopiero przewróciło się w głowie.
Wyjechała dwa lata temu i do tej pory jedyne, co potrafi, to narzekać, jak tam strasznie źle. No, ale wracać też nie ma zamiaru.
Postanowiłam jednak nie być taka jak ona, więc cierpliwie
słuchałam, jak to chce się jej już rzygać tymi garami, Irlandią,
10
11
*
Irolami, pogodą, głównie deszczową, i znów garami i Irolami,
ale za cholerę jasną nie ma zamiaru wracać, choćby ją końmi
ciągnęli. Tylko ci Irlandczycy okropni są, ach, jacy okropni,
no, ale do kraju to już nie ma po co. Jeszcze te gary brudne,
obleśne i pogoda, że ciągle pada i to wszystko takie bez sensu.
Ale wiadomo, w Polsce to już w ogóle nie ma czego szukać.
Paliła przy tym jak smok, zaciągając się głośno do słuchawki.
Po dziesięciu minutach rozkręciła się na tyle, że zaczęłam się
martwić o rachunek telefoniczny, ale ponieważ rozmawiałyśmy rzadko, nie miałam serca się rozłączyć.
– Nigdy, przenigdy nie przyjeżdżaj do Irlandii – fuu, wyziew
papierosowy – to jeden wielki obóz pracy – sapała.
Zaciągnięcie.
– Zniszczysz sobie życie dokumentnie – znów fuu. – Nie
nadajesz się do ciężkiej pracy – nie ma to jak wiara we własną
siostrę. – Lepiej poszukaj sobie czegoś lżejszego do roboty, ale
na pewno nie tutaj – znów zaciągnięcie.
Takich wyziewów i zaciągnięć naliczyłam koło setki. Jeśli nie
przestanie tak kopcić, jak nic zeżre ją jakiś rak. Nawet gdybym
chciała, nie miałam okazji jej ostrzec, bo między kolejnymi
papierosami nie dawała mi nawet dojść do głosu.
Swoją drogą, wcale nie miałam zamiaru nigdzie wyjeżdżać,
ale tego też nie mogłam Monice wytłumaczyć.
*
Tak więc oprócz wysłuchania narzekań na Irlandię i Irlandczyków i zapewnień mojej siostry, że nie dla mnie saksy za morzem, dowiedziałam się, że poznała świetnego, fantastycznego,
czarującego i przystojnego faceta, przekornie – Irlandczyka.
Skończona hipokrytka. Jak na złość postanowiła nie oszczędzać mi szczegółów swojego partnersko­‑seksualnego życia, ze
12
wskazaniem na to drugie. Bez litości ciągnęła kolejne wątki,
a mnie, nieukształtowanej jeszcze kobiecie wyzwolonej, której
wyjściowe majtki na rozbierane randki radośnie zjadały mole,
a Kamasutra kojarzyła się raczej z japońską potrawą, zbierało
się na wymioty. Małpa jedna wredna. Chyba z tego wszystkiego
zacznę wyć do księżyca.
Obsesyjnie potrzebowałam faceta, przytulenia, obecności.
Najlepiej Dawida, rzecz jasna, ale ponieważ był tymczasowo
niedostępny, gotowa byłam zadowolić się każdym męskim ramieniem. Desperatka pełną gębą. Muszę coś ze sobą zrobić,
bo inaczej zwariuję. Najlepiej od jutra, bo potem przejdzie mi
ochota i jak nic wyląduję w domu bez klamek.
Jeszcze tylko wykręciłam numer Aśki, by wypłakać się jej
z planów mojej siostry, rzuciłam karcące spojrzenie Piątkowi,
który radośnie zsikał się na samym środku kuchni, po czym
powlokłam się do sypialni.

Podobne dokumenty