2020
Transkrypt
2020
Karol Bosek 2020 © Copyright by Karol Bosek 2016 [email protected] Wstęp J est 2020. Rząd podporządkowuje ludzi kontrolując korporacje. Za przejawy asertywności zsyła do gułagów „Czeluść”. Uprowadzeń dokonuje nocą, podczas burz i trzęsień ziemi. Ludzie, bardziej niż trzęsienia ziemi czy burzy, obawiają się wtedy zesłania. Życie prowadzi się w wieżowcach i budynkach przypominających getta: zespolone z byciem na etacie lub szabrownicze, choć nie ma już czego szabrować i nisko-piętrowe budynki są puste. Stacjonuje się w biurowcach, skąd można uzyskać dostęp do żywności, niejednokrotnie w nich śpiąc i kąpiąc się w toaletach służbowych. W każdym biurze ekran pod sufitem wyświetla możliwość wystąpienia burzy i skalę trzęsienia ziemi – podświadomie utożsamiane przez ludzi z zesłaniem i często dziwnie zsynchronizowanych z postawą w codziennej rozmowie. „Czeluść” to postfabryczny kompleks wysypisk śmieci. Lokuje się ludzi w postprzemysłowych budynkach – nie jest im przydzielane zajęcie, nie są też w osobnych pomieszczeniach; są tylko lokowani. Okna w budynkach są zamalowane i zakryte, a dowożone osoby gubią dzień i porę – piętra idące w dół i w górę są identyczne, a składają się z ciemnych klatek schodowych. Są też hale, które wizytuje przedstawiciel rządu, wygłaszając donośną przemowę przyciągającą więźniów wokół – ludzie zdają się żywić nadzieję oferowaną przez rząd, którego przedstawiciel zostawia z niczym lub podarowuje drobne przedmioty, takie jak latarka czy bezużyteczne w Gułagu zegarki, co jednak daje poczucie rzeczywistości zaczynającej odnosić się przynajmniej do pory dnia (podczas gdy w zamkniętych budynkach ciągle jest jak w nocy). Daje się złudne poczucie, że dzięki socjalizacji 3 można opuścić „Czeluść” – a w rzeczywistości nikt o to nie zadba i cel wizytacji to tylko ogłupienie. Jedna z zesłanych to N., która przez swój niepokorny charakter bała się takiego obrotu sprawy. Zabrana z wieżowca podczas trzęsienia ziemi trafia do „Czeluści” i od razu zorientowawszy się, w jakim letargu i w jak paskudnym środowisku tkwią tu ludzie, chce opuścić gułag. Początkowo kieruje się do niskich pięter, spodziewając się znaleźć bramę wyjściową na parterze budynku, tylko że trudno ocenić, które piętro to parter. Niektóre klatki schodowe zdają się prowadzić ku piwnicom, ale w niektórych halach i pomieszczeniach – i tak jest kompletna ciemność. Na jednym z pięter N. trafia na zaryglowaną bramę, którą nie sposób otworzyć inaczej niż za pomocą zdemontowanej maszynerii. Postanawia więc pójść w górę i wydostać się na dach. Znajduje sprzymierzeńca w młodszej od siebie dziewczynie, która nie wydaje się jednak aż tak zdeterminowana do opuszczenia Gułagu – N. jednak nie chce stracić z nią kontaktu, nie pozwoli jej zostać w „Czeluści” i weźmie dziewczynę ze sobą. (opowiadanie) Ś wiatło było jak w deszczowy dzień o niebieskim odcieniu. Budynek się zatrząsł. Ekran pod sufitem wyświetlił wysoką skalę trzęsienia ziemi. Wyposażenie budynku było surowe; w oknach żaluzje, za oknem miasto wieżowców. Jedyne, co mogło ulec tu zniszczeniu, to samopoczucie postaci w garniturach, i tak zatrwożonych. W pomieszczeniu za ścianą działową było duże łóżko z lekką pościelą (przypominające hotelowe łoże). Postaci na czas trzęsienia ziemi schowały się do niego. A najbliżej jednej z krawędzi łóżka, czarnoskóra N. (zgrabna w garniturowym, kobiecym kostiumie). Wystarczyła chwila, by z wyglądu zacienieni (może przez to, że ciemno ubrani), milczący, a sprawnie zachowujący się ludzie, ją stamtąd zabrali. Sama do siebie mówiła „nie”, ale wiedziała, że to na nic i tego się spodziewała – postacie, czy raczej znajome osoby, widziały to i rozumiały, ale bały się i tkwiły nic nie mówiąc. Bezpiekę jakby ledwie było widać – nie widać było twarzy tylko urzędowe, fachowe osoby w szarawych garniturach, przeprowadzające rozplanowaną, ale beznamiętną obławę. Rozległy budynek postfabryczny. „Czeluść”. Zanim dotarli do bramy – minęła długa, pełna stresu chwila. Widać było hale, w których było widać okna, ale nie było widać przez nie, jaka jest pora dnia. Wymieszany brzask ze świtem. Pojedyncze postaci – przytomne, ale małomówne: na granicy apatii i życia. 5 Po chwili brama zamknęła się i zostawiła w „Czeluści” N., którą otaczały grupy ludzi. Postaci – nie sposób było z nimi rozmawiać. Ta najrozmowniejsza (załamana nerwowo kobieta o blond włosach) mówiła o normalnym świecie ni to do grupy, ni do N., obnażając zabliźnienia i wrzody. N. momentalnie odczuła bunt we krwi. Zaczęła rozglądać się po „Czeluści” jak w więzieniu – przez okna nie było widać, gdzie ulokowanym, a jeśli, to w kompleksie fabrycznym i ciemniejącym niebie. Chciała wbiegać w klatki schodowe, ale było zbyt ciemno. Odważyła się jednak, a na półpiętrze trafiła na przejście prowadzące jednak tylko do kolejnej hali. W korytarzyku napotkała postać męską – rozmowną, choć arogancką i zdystansowaną. Było przy nim trochę życia i trochę jaśniej – ale tylko dosłownie, świeciły się omontowane żarówki na zmurszałej ścianie. Słychać było muzykę z rzężącego radyjka i dało się odczuć, że za ścianą jest jakieś skupisko osób. Postać chwaliła się, że się żeni – zapytana z kim odpowiedziała, że z transwestytą, używając dosłownie takiego określenia – i mówiąc, że najpierw był facetem, a już kobietą. Postać sprawiała wrażenie szabrownika, zdającej się mieć kontakt z światem zewnętrznym, skąd inaczej wzięłaby radio i jakim cudem była w oświetlonym korytrzu? Mężczyzna, czy transwestyta, był jednak zbyt zajęty sobą i nie chciał udzielić N. informacji. Klatkę schodową przebyła dziwna postać – smukła, wyraźnie świadoma, z latareczką, ale milcząca i sprawiająca wrażenie, że nie sposób się do niej odezwać, oglądająca postaci i hale. N. weszła do pomieszczenia na półpiętrze. W grupce chłopak o wyglądzie szczura grzebał w stercie śmieci. – Segregacja śmieci – wtrąciła męska postać, strzelając doń z pistoletu pneumatycznego i biorąc szpargały z trupa. Kobieta w hali na jednym z pięter „Czeluści” – ta, która przedtem obnażyła wrzody – miała latareczkę. N. o nią poprosiła – sugerując, że trzeba stąd uciec. Dostała latareczkę bez słowa ze strony kobiety, w której czuć było ciepłą, choć bliżej neutralnej i obojętnej, aurę. 6 Gdy N. chciała zejść na niższe piętra, światło latareczki zaczynało słabnąć. Wróciła na piętro, z którego ją wzięła, znów świecącą jasno. Piętro i tak było jaśniejsze od pozostałych – widać było trochę przez niedomalowane okna; noc wymieszała się z dniem w ciemnobłękitny kolor. N. zaczęła wmawiać kobiecie, że trzeba pójść na wyższe piętra, że niżej jest tylko ciemno i niebezpiecznie – kobieta milczała. Po chwili powiedziała jednak, że to przez kulturę wyzysku. „Nie przez socjalizm, nie przez kapitalizm a przez kulturę wyzysku”. N. zaczęła gorączkowo rozglądać się za klatką schodową prowadzącą na wyższe piętra – pojedyncza klatka łączyła ze sobą tylko dwa piętra. Niektóre wieńczył ślepy zaułek; inne: jakieś pomieszczenia. Widać było też maszynerię, jednak nie sposób było się czymś takim przedostać. Przez okna: niebo i budynki fabryczne. Ludzie wyczuwający zamiary N. zaczęli nastawiać się przeciwko. Grupka dziwnych osobników podeszła do niej za karłowatego wzrostu osobą. Karzeł zaczął wytykać dziewczynę i do niej bredzić, a z poszczególnych zakątków „Czeluści” wychodzili co raz to następni, którzy ją otoczyli. Zaczęła uciekać, jednak wszędzie było dość ludzi i grupek. Chorych, zakrwawionych – i bez większego celu chcących jej przeszkodzić. Coraz trudniej było jej uniknąć zetknięcia się z otaczającymi ludźmi, wśród których pałętała się podobna niej dziewczyna (w podobnych ubraniach – tylko że zawężanych dżinsach, bluzce, trampkach). N. wyczuła, że to normalna osoba – nieświadoma, czym jest „Czeluść”, ale świadoma, że nie chce tu być. Chwyciła ją i zaczęła przekonywać do ucieczki na dach. Dziewczyna ta jednak nie dała się przekonać: czuć było w niej obojętność i nic oprócz buntu. Rozglądając się, N. znalazła szyb windowy, którym wspięła się na piętro z podwyższeniami. Podbiegła do okien – udało jej się wybić jedno pięścią z framugi, tak że się otwarło. Zobaczyła mokre, zdezelowane piorunochron i rynnę, jednak nie sposób było wspiąć się tędy na dach czy uciec. 7 Wspięła się po maszynerii fabrycznej na podest. Trafiła na ogrodzoną drabinkę, która zaczęła się kolibać wzdłuż ściany, gdy N. wspinała się i kopnięciami otwarła zastygły właz, przez który wydostała się na upragnione zadaszenie. Dach był rozległy i mokry – padał deszcz – nie było jednak którędy nim uciec. Wracając, N. napotkała tamtą zbuntowną dziewczynę, która siedziała wtedy przy prześwitujących oknach trzymając rozprutego, włóczkowego misia. Czuć było w niej większą agresję i przytomniejszą wiedzę o realiach „Czeluści” niż się najpierw wydawało. Piętro było puste. Wysokie i ciemne, zamalowane okna. Dziewczyny poszły w stronę niższych piętrer. Był widoczny świt; w hali na jednym z pięter – mimo zakrytych, zamalowanych okien, było dużo jaśniej. Widać było też przemawiającego przedstawiciela rządu: siwego, korpulentnego mężczyznę w garniturze. Słuchał go tłum „czeluściowych” osób, które w nikły sposób podchwyciły emanujące z niego pozytywne przekonanie. Mężczyzna gorliwie przemawiał. W hali widać było wielką, lecz zaryglowaną, bramę. N. zawróciła. Pomieszczenia były puste, a ludzie zajęci przemówieniem. Na wyższym piętrze: spadzisty dach, wzdłuż którego prowadził szyb transportowo-towarowy. Udało jej się kopnąć w lufcik dość mocno, by otworzyć przejście na daszek. Obejrzała się za dziewczyną i ludźmi, postaciami – hala była jednak pusta. Wypchnięta chęcią ucieczki, N. zjechała mokrym dachem – wydawało się wysoko, jednak dach i szyb wieńczyły się i zaczynały tuż nad kamienistym gruntem. Teren fabryczny, oprócz tego, że pełen drobnicy skalnej, był trawiasty; widać było też dużo budynków. Niebieskie, jasne i zachmurzone niebo. Wzdłuż terenów fabrycznych: wielopasmowa jezdnia i dużo samochodów tylko w kierunku miasta.