Załącznik 5 - Filmoteka Szkolna

Transkrypt

Załącznik 5 - Filmoteka Szkolna
Załącznik nr 5.
Materiał pomocniczy nr 2.
Fragment 1.
„… a więc jestem już na kursach sanitarnych. Wybrano nas kilkunastu z całego
Birkenau i będą uczyć prawie na doktorów. Mamy wiedzieć, ile kości ma człowiek,
jak krąży krew, co to jest otrzewna, jak się zwalcza gronkowce, a jak paciorkowce,
jak się sterylnie przeprowadza operację ślepej kiszki i po co jest odma.
Mamy posłannictwo bardzo wzniosłe: będziemy leczyć kolegów, których „zły los”
gnębi chorobą, apatią lub zniechęceniem do życia. Mamy – właśnie my, kilkunastu
ludzi na dwadzieścia tysięcy mężczyzn w Birkenau, zmniejszyć śmiertelność w
obozie i podnieść ducha więźniów”.
[...]
„Ale są na naszej flegerni rzeczy bardziej cywilne: piec kaflowy z kolorowych,
majolikowych kafli, takich, jakie leżały u nas na składzie. Piec ten ma chytrze
urządzone ruszta do pieczenia: niby nic nie ma, a piecz choćby prosię. Są na
pryczach „kanadyjskie” koce, puszyste jak futra kota. Są prześcieradła, białe i bez
zmarszczek. Jest stół czasem zaścielony obrusem, ale tylko od święta i do jedzenia”.
[...]
„Chodzimy wiec po Birkenwegu w naszych cywilnych, prosto z zauny ubraniach –
jedyna piątka ludzi, którzy nie mają pasiaków”.
[...]
A to jest tak…Chodzimy po Birkenwegu, eleganccy, w cywilnych garniturach”.
Źródło: Tadeusz Borowski, „U nas, w Auschwitzu” [w:] „Opowiadania wybrane”,
Państwowy Instytut Wydawniczy, Warszawa 1971, s. 44, 47, 48, 49.
www.filmotekaszkolna.pl
Fragment 2.
„Właśnie siedzimy w kilku na buksie, beztrosko machając nogami. Rozkładamy biały,
przemyślnie wypieczony chleb, kruchy, rozsypujący się, drażniący w smaku, ale za to
nie pleśniejący tygodniami (…)
Wyciągamy boczek, cebule, otwieramy puszkę skondensowanego mleka. Henri,
wielki i ociekający potem, marzy głośno o francuskim winie przywożonym przez
transporty ze Strasburga, spod Paryża, z Marsylii…
- Słuchaj, mon ami, jak pójdziemy znowu na rampę, przyniosę ci oryginalnego
szampana. Pewnie nigdy nie piłeś, prawda?
- Nie. Ale przez bramę nie przeniesiesz, więc nie bujaj. Zorganizuj lepiej buty, wiesz,
takie dziurkowane z podwójną podeszwą, a o koszulce już nie mówię, dawno
obiecałeś.
- Cierpliwości, cierpliwości, jak przyjdą transporty, przyniosę ci wszystko. Znów
pójdziemy na rampę.
- A może już nie będzie transportów do komina? – rzuciłem złośliwie – Widzisz, jak
zelżało na lagrze, nieograniczona liczba paczek, bić nie wolno. Pisaliście przecież
listy do domu… Rozmaicie mówią o rozporządzeniach, sam przecież gadasz.
Zresztą, do cholery ludzi zabraknie.
- Nie gadałbyś głupstw – usta otyłego, o uduchowionej jak z miniatur Coswaya
twarzy marsylczyka (…) – nie gadałbyś głupstw, ludzi nie może zabraknąć, bobyśmy
pozdychali z lagrze. Wszyscy żyjemy z tego, co oni przywiozą”.
Źródło: Tadeusz Borowski, „Proszę państwa do gazu” [w:] „Opowiadania wybrane”,
Państwowy Instytut Wydawniczy, Warszawa 1971, s. 117- 118.
www.filmotekaszkolna.pl
Fragment 3.
„Moja gra na akordeonie zdecydowała niemal o całej mojej obozowej przyszłości.
Postrach więźniów, krwawy blokowy, jak go niektórzy nazywali, bandyta niemiecki,
jak szeptali inni, stał się moim najlepszym opiekunem.
Muzyka zdziałała cuda. Przez blisko dwa tygodnie na jego polecenie wracałem po
porannym apelu na blok i cały dzień udawałem, że robię porządki, a właściwie to
spałem za stertą sienników przykryty kocami (…)
Przy rozdzielaniu jedzenia, kiedy w kotle zostawało trochę zupy, blokowy wołał
głośno:
- Ty! Muzyk! Chodź! Dostaniesz repetę. Żeby grać, trzeba mieć pełny żołądek”.
[...]
„Mój wygląd zewnętrzny również się zmienił. Po przybyciu do kartoflarni wykąpałem
się w ciepłej wodzie pod prysznicem w znajdującej się obok umywalni. Poprosiłem
moich kolegów, aby wyszorowali mnie szczotką, bowiem nie miałem dość siły, b y to
zrobić. Fryzjer ogolił mi głowę i twarz. W tym czasie strzyżenie, a następnie dokładne
golenie całej głowy należało do modnych zabiegów wśród „lepszej sfery” obozowej,
do której i ja zaczynałem się zaliczać. Dostałem nową bieliznę, spodnie w pasy, białą
marynarkę i białą czapkę.
Po tych zabiegach wyglądałem na innego człowieka. Jedynie gojąca się flegmona
owinięta papierowym bandażem, holenderki na nogach i wystające żebra zakryte
ubraniem mogły zdradzić, że niedawno jeszcze należałem do grupy zdecydowanych
muzułmanów. Powoli jednak przeistaczałem się w prominenta”.
Źródło: Kazimierz Tymiński, „Uspokoić sen”, Krajowa Agencja Wydawnicza, Katowice
1985, s. 46, 50.
www.filmotekaszkolna.pl
Fragment 4.
„Musiałeś się nieźle zasłużyć. Ja też byłem kimś. Na rampie selekcjonowałem na
żywych i trupy. Byłem niezły. Niektórzy mówili nawet, że prawa ręka Pana Boga w
esesmańskim mundurze”.
Źródło: „Kornblumenblau”, reż. Leszek Wosiewicz, Polska, 1988.
www.filmotekaszkolna.pl

Podobne dokumenty